[Emily]
“Chyba wiem co ważnego chciałaś mi powiedzieć.”
Wysłałam wiadomość do przyjaciółki, żeby wiedziała, że ja
już wiem o zaręczynach Marco i Caroline. Przez cały ten czas, gdy gratulowałam
blondynce i usiłowałam wymigać się od kolacji uśmiechałam się sztucznie jak
wariatka, ale po tym jak wsiadłam do taksówki i podałam kierowcy swój adres to
uśmiech znikł z mojej twarzy. Spóźniłam się. Miałam tyle czasu, ale ja w kółko
odkładałam tę rozmowę i w końcu było już za późno. Czułam łzy zbierające się w
oczach i silny ucisk w klatce piersiowej. Wciąż nie mogłam uwierzyć, że to
prawda. Czy wszyscy dookoła się mylili, a Marco jednak mnie nie kochał? Czy to
wszystko co dla mnie zrobił w ostatnim czasie nie miało nic wspólnego z miłością?
Czy, aż tak bardzo zraniłam go lata temu, że nie był już w stanie mnie kochać?
-Jesteśmy na miejscu proszę pani - z rozmyśleń wyrwał mnie
głos taksówkarza
-Oczywiście - odchrząknęłam - ile płacę?
-8 euro - uśmiechnął się
-Proszę - powiedziałam wręczając mu banknot - bez reszty
-Dziękuję - powiedział jeszcze zanim wsiadłam
Kiwnęłam, tylko słabo głową i powlokłam się do budynku, w
którym jeszcze przez jakiś czas będę mieszkać. Zrezygnowałam z windy, bo nie
chciało mi się na nią czekać i powoli doszłam na czwarte piętro. Otworzyłam
drzwi do mieszkania numer szesnaście, rozebrałam się z wierzchnych ciuchów, a
następnie bez energii ruszyłam na górę po drodze zgarniając z lodówki wino. W
łazience przylegającej do sypialni rozebrałam się, napuściłam wody do wanny i
zaległam w niej. Gorąca woda rozluźniała moje napięte mięśnie, wino leczyło
rozszarpane na strzępy serce, a cisza uspokajała. Przez chwilę było w porządku,
może nawet lepiej. Potem przyszła jednak rzeczywistość i łzy znów zaczęły
płynąć po policzkach. Zastanawiałam się czy to może nie jest jakaś zemsta, za
zostawienie blondyna w dniu ślubu, ale czy zemsta jest taka okrutna? Palący ból
serca wraz z uciskiem klatki piersiowej nasilał się, za każdym razem gdy
myślałam o Marco. Czyli można by rzec, że wcale nie znikał. A ja poniekąd nie
chciałam, żeby znikał, przynajmniej przypominał mi o tym jaka jestem głupia i
jak wiele straciłam. Nigdy nie potrafiłam zdefiniować tego czym jest miłość.
Dla mnie była wszystkim tym co kiedykolwiek o niej napisano i jeszcze więcej.
Dla mnie to było to co czułam. Jak byłam dużo młodsza byłam pewna, że miłość to
tylko szczęście, radość i wszystkie inne pozytywne rzeczy tego świata. Dziś
wiem, że to nie tylko pozytywy, ale też negatywy. Ból, cierpienie, łzy. Z
jednej strony wszędzie mówią, że bez miłości nie ma zazdrości, a z drugiej, że
miłość nie zazdrości. Ilu ludzi na świecie, tyle różnych zdań i “prawd”. A może
miłość to przeznaczenie. Chciałabym wierzyć w to, że gdy ludzie są sobie
przeznaczenie to zawsze odnajdą do siebie drogę. Zawsze znajdą sposób, żeby być
razem. Pytanie brzmi jednak, czy ja i Marco jesteśmy sobie przeznaczeni?
Telefon leżący koło wanny wydał z siebie dźwięk oznaczający nadejście nowej
wiadomości, więc wytarłam dłonie i sięgnęłam po niego. Sms był od Ann, mogłam
się tego spodziewać.
“Przykro mi ;( jak się trzymasz?”
“Beznadziejnie. Byłam pewna, że teraz wszystko się ułoży”
“To na pewno nie koniec, może jeszcze Wam się uda …”
“Zaręczyli się, planują ślub … tak to koniec”
“Marco jej nie kocha! Nigdy się z nią nie ożeni”
“Daj spokój Ann! Obie dobrze wiemy, że to nie prawda”
“Spróbuj z nim jeszcze pogadać Em. Przynajmniej nie będziesz
żałowała”
“Już żałuję”
“Przyjadę do Ciebie, pogadamy, napijemy się wina. Co Ty na
to?”
“Zostań w domu kochana. Dam sobie radę”
Nie czekając na odpowiedź odłożyłam telefon i zamknęłam oczy
rozkoszując się ciepłą jeszcze wodą. Była taka cudowna, że mogłabym zostać w
niej do rana. A może przy okazji udałoby mi się zapomnieć o wszystkim.
[Marco]
Oświadczyłem się Caroline. Nie była to najlepsza decyzja
mojego życia, ale czułem, że muszę to zrobić. Skoro Em wybrała życie u boku
Theo, to nie miałem prawa jej tego rujnować. Starałem się, ale nie wyszło, więc
mogę mieć pretensje tylko do siebie. W takiej sytuacji ja też ułożę sobie życie
i będę szczęśliwy. No dobra. Będę udawał, że jestem szczęśliwy.
-Kotku jesteś jakiś markotny - blondynka usiadła obok mnie
na kanapie i przytuliła się do mnie - wszystko w porządku?
-Jestem zmęczony po treningu - skłamałem
-Trzeba było mówić to nie wysyłałabym Cię na zakupy -
jęknęła całując mnie w szyję
-Bez przesady - objąłem ją - na obowiązki domowe zawsze
znajdę czas
-Zapomniałam Ci powiedzieć - westchnęła
-O czym?
-Emily tutaj była i chciała się z Tobą spotkać
-Emily? - spytałem przez zaciśnięte gardło, a ona kiwnęła
głową - kiedy?
-Jakoś jak wyszedłeś na zakupy
-Mówiła o co chodzi? - spytałem na pozór obojętnie
-Podobno chciała porozmawiać o ślubie Ann i Mario. Oboje
jesteście świadkami - przypomniała mi
-Jasne, pamiętam - zamyśliłem się na chwilę
-Zadzwoń do niej i jakoś się dogadajcie
-Yhmm - mruknąłem myśląc o szatynce
-Zaprosiłam ją na kolację z okazji zaręczyn, ale bardzo się
zmieszała i odmówiła - powiedziała zaskakując mnie tym jak cholera
-Powiedziałaś jej?
-Oczywiście - prychnęła - dlaczego mam ukrywać swoje
szczęście?
-Masz rację - cmoknąłem ją w czoło - przepraszam
-Wspominałeś coś, że Em była u Theo? - posłała mi uśmiech
-Tak - odchrząknęłam - zmieńmy temat skarbie
-Pewnie - spojrzała na zegarek - zacznę ogarniać dzisiejszą
kolacje
-Pomóc Ci?
-Odpocznij - pogładziła moje włosy, przez co zacisnąłem
dłonie w pięści - nie chcę, żebyś tak wyglądał na kolacji
-Tak, czyli jak?
-Marnie - skrzywiła się - powinniśmy, gdzieś wyjechać. Wtedy
miałbyś szansę odpocząć
Przewróciłem oczami, ale nic nie odpowiedziałem. Na pewno
wyjadę, gdzieś w środku sezonu, bo moja narzeczona uważa, że Marnie wyglądam.
Kobieta oddaliła się w kierunku kuchni, a ja sięgnąłem po telefon i
zorientowałem się, że mam kilka nieodebranych połączeń od różnych osób. Głównie
byli to moi znajomi lub siostry. Powoli obdzwoniłem każdego i ze szczerą ulgą
przekładałem dzisiejszą kolacje na jutro, ze względu na to, że większość albo
nie mogła albo zapowiedziała przyjście “tylko na chwilę”.
-Kotku! - zawołałem, gdy skończyłem ostatnią rozmowę -
kolacja przełożona na jutro!
-Co? Dlaczego? - spytała zaskoczona pojawiając się znów koło
mnie
-Większość nie da dzisiaj rady - westchnąłem - możemy
spędzić piątkowy wieczór w łóżku oglądając filmy
-Dobrze - mruknęła - i tak dopiero zaczęłam robić sałatkę
-Bardzo chętnie ją zjem - powiedziałem, żeby ją udobruchać -
nie denerwuj się
-Jest w porządku - machnęła ręką - to nawet lepiej, będziesz
mógł sobie odpocząć. I tak nie macie jutro meczu
-To prawda - potwierdziłem jej słowa dodatkowo kiwając głową
- jutro nie gramy i chętnie odpocznę w domowym zaciszu
-Ze swoją narzeczoną - zachichotała
-Nie man wyjścia - zażartowałem, a ona zmroziła mnie
wzrokiem
-Dokończę tę sałatkę - odwróciła się napięcie wracając do
kuchni
Skorzystałem z okazji, zgarnąłem telefon i szybko poszedłem
do sypialni. Zamknąłem drzwi, odczekałem chwilę i wybrałem numer telefonu mojej
byłej dziewczyny. Pierwszy sygnał. Drugi. Trzeci. Czwarty. Nic. Włączył się
automatyczny głos informujący mnie, że numer do którego dzwonię nie odpowiada.
Fantastycznie. Pewnie się obraziła. Chociaż nie, to nie w stylu Em. Ona prędzej
komuś wygarnie niż obrażona zamknie się w pokoju. Pewnie po prostu odpoczywa,
musiała niedawno wrócić i pewnie jetlag daje o sobie znać. Zresztą to nie moja
sprawa. Mimo wszystko spróbowałem jeszcze kilka razy, po czym zrezygnowany
wsunąłem telefon do kieszeni jeansów. Powinienem dać sobie spokój. Łatwo
powiedzieć, trudniej zrobić.
-Chodź na sałatkę kochanie - drzwi uchyliły się nieznacznie
i blondynka zajrzała do pomieszczenia - chyba, że wolisz się zdrzemnąć
-Musiałem zadzwonić - wyjaśniłem wzdychając - już idę
Do wieczora, każdą chwilę spędzałem z Caroline, która nie
odstępowała mnie na krok. Chyba uznała, że skoro wsunąłem jej pierścionek na
palec to jestem jej własnością. Nic bardziej mylnego. I lepiej, żeby szybko to
zrozumiała. Zjedliśmy kolacje, obejrzeliśmy kilka filmów, a potem leżeliśmy na
kanapie nie robiąc nic ciekawego. Dziewczyna usiłowała namówić mnie na
ustalenie daty ślubu, ale broniłem się jak tylko mogłem. Z jakiej racji wszyscy
uważają, że ślub powinno planować się od razu po zaręczynach?! Nagle mój
telefon zaczął dzwonić, więc pełen nadziei zerknąłem na wyświetlacz. Mario.
-Cześć stary - powiedziałem pogodnie - co tam?
-Em jest w szpitalu - powiedział krótko, a ja zamarłem -
chyba dobrze by było, gdybyś przyjechał
-W którym? - spytałem odsuwając od siebie narzeczoną
-Miejskim - odparł wzdychając ciężko
-Będę za kwadrans - rzuciłem rozłączając się
-Coś się stało?
-Emily jest w szpitalu
-Jak to ? - wyjąkała patrząc na mnie zdziwionym wzrokiem -
co z nią?
-Nie wiem. Mario prosił, żebym przyjechał - mówiąc szedłem
już do przedpokoju
-Pewnie, pojadę z Tobą - założyła swoje zimowe buty i
sięgnęła po kurtkę
-Jesteś pewna?
-Tak - podała mi kluczyki od auta - chodźmy
Kilka minut później jechaliśmy już, po ośnieżonych ulicach
Dortmudu w stronę szpitala. Żadne z nas się nie odzywało pogrążone we własnych
myślach. Z jednej strony cieszyłem się, że blondynka jedzie razem ze mną, bo
polubiła Em i chyba nie jest już o nią zazdrosna. Z drugiej strony … nadal nie
wie, że zdradziłem ją z Emi i kocham ją dużo bardziej. Teraz to było
nieistotne. Zostawiliśmy auto na pierwszym wolnym miejscu parkingowym, po czym
ruszyliśmy do budynku. Dzięki Mario, który wysłał mi sms, gdzie są to pewnie
wieki bym krążył po tym szpitalu.
-Co Ty tu robisz ?! - Ann warknęła na mój widok
-Mario do mnie dzwonił - wzruszyłem ramionami - martwię się
o Emily
-To przestań - walnęła mnie w klatkę piersiową - daj jej
wreszcie spokój
-Ann spokojnie - szatyn odciągnął ode mnie modelkę, a ona
zaczęła płakać wtulając się w niego
-Co się stało? Czy wszystko z nią w porządku? Gdzie ona
jest? - pytałem gorączkowo
-Zaraz się czegoś dowiemy - panna Bohs pogładziła mnie po
ramieniu - daj im chwilę
-Emily omal nie utopiła się w wannie - powiedział cicho
Mario - najprawdopodobniej próbowała popełnić samobójstwo
Jeśli jeszcze przed chwilą byłem przerażony to teraz byłem
załamany i nie mogłem oddychać. Przed oczami stanęła mi uśmiechnięta twarz Emi,
jej radosne oczy i wesoły śmiech. Gdy będąc nad jeziorem znalazłem ją w
łazience, gdy trzymała w rękach to cholerne szkło to obiecałem sobie, że nigdy
więcej do tego nie dopuszczę. Minął miesiąc, a ona znowu próbowała to zrobić.
Tym razem nie zareagowałem. Oboje złamaliśmy obietnice. Ona daną mi, a ja daną
sobie. Spieprzyliśmy. Cholera! Dlaczego chciała to zrobić? Co takiego się
stało? Czy to znowu z powodu Theo? A może … kurwa to niemożliwe. Dzisiaj
dowiedziała się o moich zaręczynach z Caroline. Co jeśli dlatego to zrobiła? W
sumie to tłumaczyło by wrogie nastawienie Ann do mojej osoby.
-Kto ją znalazł? - spytałem czując gule w gardle
-Ja - zawyła blondynka - była taka sina i blada i …
-Już kochanie - piłkarz objął ją mocniej - zobaczysz, że nic
jej nie będzie
-Wiedziałam, że jest w beznadziejnym nastroju, ale chciała
zostać sama. Gdybym, tylko wiedziała … - pokręciła z niedowierzaniem głową -
nie wierzę, że to się wydarzyło
-Może wcale tego nie chciała - powiedziałem łapiąc tej
wersji jak brzytwy
-Dokładnie - poparł mnie mój przyjaciel
-Sami w to nie wierzycie - kobieta załkała gorzko
-Informowaliście kogoś jeszcze? Rodziców, Annie?
-Na razie nie chcemy ich denerwować
-A może chociaż Theo?
-Ona nie chciałaby informować Theo - warknęła blondynka, a
ja zmarszczyłem brwi
-Dlaczego nie? - spytałem
-To nie Twoja sprawa - przewróciła oczami
-Możesz przestać Ann?! Nic nie zrobiłem! Jestem tu, żeby
pomóc, a nie się z Tobą kłócić! Odpuść - powiedział ostro - odpuść dla Emily
-Właśnie dla Emily nie zamierzam opuszczać - spiorunowała
mnie wzrokiem pełnym iskierek wściekłości
Westchnąłem nie rozumiejąc o co jej chodzi, a może po prostu
nie chcąc rozumieć. Spojrzałem na moją narzeczoną, która siedziała cicho na
krześle i przyglądała nam się zmartwiona.
-Cieszę się, że tu jesteś - pocałowałem ją w czoło
-Chciałabym Ci jakoś pomóc, ale nie wiem jak - skrzywiła się
nieznacznie
-Po prostu bądź przy mnie - wysiliłem się na blady uśmiech
-Myślisz, że to przez nas? - szepnęła - myślisz, że nie
mogła się pogodzić z naszymi zaręczynami?
-Na pewno nie - powiedziałem pewnie, ale sam nie byłem
przekonany - może coś się stało w Seattle
-Dobry wieczór, czy są państwo rodziną pani Emily Brown? -
podszedł do nas starszy mężczyzna w lekarskim kitlu
-Przyjaciółmi - westchnął Gotze
-Och - zerknął na różne kartki, które trzymał w rękach - a
czy któreś z państwa to pan Reus albo pani Brommel
-Ja - powiedzieliśmy równocześnie z Ann
-Zapraszam ze mną - uśmiechnął się
Posłusznie podążyliśmy za lekarzem do gabinetu lekarskiego,
gdzie zajęliśmy wolne miejsca naprzeciwko niego przy biurku. Zanim mężczyzna
powiedział nam co i jak to przejrzał różne dokumenty. A my niecierpliwiliśmy
się coraz bardziej. Co się dzieje z Emily? Czy z nią wszystko w porządku?
-Mam państwa na liście osób, które mogę powiadomić o stanie
zdrowia pani Brown, skoro jesteście tu państwo to znaczy, że te informacje są
dla państwa cenne. Zgadza się?
-Tak - odchrząknąłem - co z Emily?
-Pani Brown trafiła do nas w nie najlepszym stanie, ale
powoli wszystko wraca do normy. Była mocno wyziębiona i niedotleniona, ale na
szczęście udało się to unormować już w karetce. Okoliczności mogą wskazywać na
próbę samobójczą, ale również na wypadek. Pani Brown miała we krwi alkohol, a
ratownik wspominał, że obok wanny była pusta butelka po winie
-Czy ona z tego wyjdzie? - kobieta siedząca obok mnie zadała
pytanie drżącym głosem
-Fizycznie tak, ale wciąż nie wiemy co się stało. Gdy pani
Brown się obudzi zlecimy konsultacje psychiatryczną
-A co potem? - westchnąłem ciężko
-Albo trafi na obserwacje na odział psychiatryczny albo
zostanie u nas i jutro ją wpiszemy
-Rozumiem - modelka kiwnęła głową - czy możemy ją zobaczyć?
-Tylko na chwilę - uśmiechnął się
-Dziękujemy panie doktorze - po kolei uścisnęliśmy jego dłoń
-Powodzenia - powiedział jeszcze, a potem opuściliśmy
pomieszczenie
-Ja do niej pójdę - zakomunikowała Ann
-Muszę się z nią zobaczyć - zaprotestowałem
-Miałeś już wiele okazji - lekceważąco wzruszyła ramionami
-Ann … naprawdę muszę - spojrzałem na nią błagalnie
-Po moim trupów
Się dobrały. Obie uparte i żadna nie odpuści. I weź się tu
człowieku dogadaj z taką. Jak już coś postanowi to nie ma zmiłuj. No,
zazwyczaj. Przez kolejne kilkanaście minut błagałem kobietę, żeby pozwoliła mi
zajrzeć do byłej narzeczonej, ale była nie ugięta. Na siłę wejść nie mogłem, bo
wtedy do akcji wkraczał Mario.
-Odpuść Marco, wpadniemy jutro - narzeczona położyła mi dłoń
na ramieniu - wszyscy powinniśmy odpocząć
-Niech by to szlak - zakląłem ubierając kurtkę - bez sensu
Aż do dojścia na parking nie odezwałem się, ani słowem,
chociaż Caroline usiłowała mnie zagadać. Nie miałem cholernego nastroju na
gadki szmatki.
-Nie wiedziałam, że wciąż jesteś upoważniony do otrzymywania
informacji na temat stanu zdrowia Emily - odparła zapinając pasy
-Ja też nie wiedziałem - mruknąłem patrząc na drogę - Pewnie
Em sama nie zdaje sobie z tego sprawy. Wyjeżdżała w pośpiechu i nie myślała o
takich rzeczach
-Pewnie mocno się zdziwi
-Uprzedzę ją – zerknąłem na nią kątem oka
-Jak?
-Jak ją odwiedzimy – wjechałem na parking podziemny
Od razu po wejściu do domu skierowaliśmy swoje kroki do
sypialni. Położyliśmy się do łóżka, po chwili Caroline już słodko spała, a ja
wciąż nie mogłem zasnąć. Rozmyślałem nad tym wszystkim. Zegarek stojący na
szafce nocnej wybił północ, ja zerwałem się z łóżka i ubierając się szybko
wyszedłem z domu.
O matko, ale się porobiło
OdpowiedzUsuńJakie rozwinięcie akcje mega masz pomysł genialny oby tak dalej na pewno będą razem prędzej czy później <3
OdpowiedzUsuńEmily niemogła chcieć się zabić
OdpowiedzUsuńOby wszystko się wyjaśniło
OdpowiedzUsuń