piątek, 16 września 2016

11.

[Emily]
Głowa tak strasznie mnie bolała, że miałam wrażenie, iż umieram. A może właśnie umierałam ? Otworzyłam ociężałe powieki, powoli przyzwyczaiłam swój wzrok do jasnego światła i rozejrzałam się dookoła. Gdzie jestem ? Ach, no tak. Nad jeziorem. Chyba (zdecydowanie) za dużo wczoraj wypiłam, a w dodatku urwał mi się film. Mam nadzieje, że zachowywałam się w miarę przyzwoicie. Spojrzałam na zegarek stojący na szafce nocnej i omal nie dostałam zawału widząc, że jest już w pół do pierwszej. Obok zegarka stała szklanka z sokiem pomarańczowym i karteczką „Wypij mnie”, dwie tabletki na małym talerzyku z karteczką „Weź mnie” oraz talerz z kanapkami z karteczką „Zjedz mnie”. Zaśmiałam się cicho mimo ogromnego kaca, a następnie sięgnęłam po sok, który wypiłam duszkiem, zmusiłam się do zjedzenia kilku kanapek, a na końcu wzięłam tabletki. Nie miałam już ich czym popić, ale jakoś dałam sobie radę. Było już późno, tylko, że ja tak źle się czułam, że nie miałam w ogóle siły wstać z łóżka. Wtuliłam się w poduszkę, okryłam się szczelniej kołdrą i tak sobie leżałam. Czekałam sobie na zbawienie w postaci braku kaca lub śmierci. Odruchowo położyłam dłoń na swoim brzuchu i dotarło do mnie co się stało trzy dni temu. Moje oczy od razu się zeszkliły, a kilkanaście sekund później płakałam już w poduszkę. Nie chciałam tego dziecka na samym początku, ale z każdym dniem kochałam je coraz bardziej. To był mój malutki dzidziuś, który byłby ze mną już na zawsze, a ja obdarzyłabym go miłością bezwarunkową. Bałam się zostać matką, to nie był dobry czas, ale nigdy nie pomyślałabym, że poronię. Cholerny pech.
-Nie śpisz już ? – Marco wszedł do „mojej” sypialni
-Nie – jęknęłam wycierając łzy
-Płakałaś ?
-To nie jest Twoja sprawa – mruknęłam
-Dużo pamiętasz z wczorajszego wieczoru ? – spytał, a przez jego twarz przebiegł cień niepokoju
Zamarłam. Spojrzałam mu prosto w oczy chcąc coś z nich wyczytać, ale nie potrafiłam. Co się kurwa wczoraj wydarzyło ?! Usiłowałam sobie coś przypomnieć, ale miałam w głowie czarną pustkę.
-Nic nie pamiętam – szepnęłam
-To dobrze – odpadł lekko – widzę, że zjadłaś. Jak głowa ?
-Boli, ale wzięłam tabletki
-Zaraz będzie lepiej. Weź prysznic, ogarnij się, a potem coś wymyślimy
-Wolałabym zostać w łóżku i ...
-I płakać i użalać się nad sobą – przerwał mi – nie pozwolę Ci się załamać, a potem wpaść w depresje
-Przesadzasz
-Możliwe – wzruszył ramionami – biegamy ?
-Nie !
-Lubisz biegać – prowokował mnie
-Lubię, ale nie w tym momencie – westchnęłam
-Okej, za pół godziny na dole ?
-Może być
-Wyrobisz się ? – spytał zanim wyszedł
-Postaram się
-W porządku – wyszedł zamykając za sobą drzwi
Musiałam zmusić swoje ciało, aby podniosło się z łóżka. Stanęłam gołymi stopami na chłodnej drewnianej podłodze i podeszłam do szafy. Dopiero wybierając sobie ubrania na dzień dzisiejszy zorientowałam się, że jestem w koszulce jak mniemam należącej do piłkarza. Odruchowo zaczęłam się dotykać i oglądać. Co prawda miałam na sobie majtki, ale brakowało mi stanika. Powoli zaczęłam dodawać dwa do dwóch i jeżeli się nie mylę to tą noc spędziłam z Marco. Zdradziłam Theo, a on Caroline. Cholera. Szybko założyłam na siebie pierwsze lepsze spodnie dresowe, dużą, bordową bluzę GAP zakładaną przez głowę, a włosy związałam byle jak. Z koszulką blondyna w ręku zbiegłam na dół, gdzie Marco pił kawę stojąc przy oknie.
-Co tak szybko ? – spytał rozbawiony
-Draniu ! – wysyczałam przez zaciśnięte zęby rzucając w niego koszulką – wykorzystałeś mnie jak byłam pijana !
-O czym Ty mówisz ? – zmrszczył brwi
-O tym, że uprawialiśmy seks w nocy !
-Słucham ?! – zaśmiał się – z tego co pamiętam, a pamiętam wszystko to noc spędziliśmy osobno
-Jak to ? – wyjąkałam zawstydzona – przecież spałam w Twojej koszulce i nie miałam na sobie części bielizny
-Jak długo mnie znasz Em ? Powinnaś wiedzieć, że nigdy bym Ci tego nie zrobił. Nie kiedy oboje jesteśmy zajęci. Chcesz wyjaśnień ? Byłaś tak pijana, że nawet nie zareagowałaś jak zaniosłem Cię na górę i owszem rozebrałem Cię, ale widziałem Cię już nago jakbyś zapomniała. No i nie kręcą mnie nieprzytomne kobiety. A tak przy okazji to bardzo kocham swoją dziewczynę Emily, niedługo obchodzimy drugą rocznicę związku. Możliwe, że w najbliższym czasie się jej oświadczę, więc po co miałbym ją zdradzać ? – powiedział nie patrząc na mnie
Nie byłam w stanie się odezwać po tym co usłyszałam. Chciałam go przeprosić, ale nie mogłam nic wykrztusić. On mi pomaga, a ja go oskarżam o coś takiego. Jestem idiotką.
-Pójdę się przejść – westchnął
-Marco ... – szepnęłam
-Nic nie mów – machnął ręką
Kilka minut później wyszedł, ale nie trzasnął drzwiami. Nic nie zrobił. Po prostu wyszedł. Sięgnęłam po telefon, który o dziwo leżał na blacie i od razu wybrałam numer do mojej siostry. W niej zawsze mam oparcie.
-Emily ? To naprawdę Ty ? – odebrała bardzo szybko
-Dlaczego moje życie jest takie do dupy ? – rozpłakałam się
-Nie mów tak, teraz masz pod górkę, ale zobaczysz, że niedługo się ułoży. Będzie dobrze
-Najpierw rzuciłam Marco, potem straciłam dziecko, odtrąciłam wszystkich, a teraz jak Marco mi próbuje pomóc to ja go oskarżam o nie wiadomo co. Czy ze mną jest coś nie tak ?!
-Kochanie wszystko jest z Tobą w porządku, nie płacz proszę
-Nie potrafię z tym wszystkim walczyć – jęknęłam – układanie sobie życia na nowo to w moim przypadku syzyfowa praca, nie mam już na to siły
-Emily przestań tak mówić. Musisz dać sobie czas i staniesz na nogi. Nie rób nic głupiego, dobrze ?
-Ja ...
-Gdzie jesteś ? Marco jest z Tobą ?
-Wyszedł się przejść – westchnęłam

-Powiedz mi, gdzie jesteście. Może do Was przyjadę, co ?
-Dzięki Annie, ale tak jest lepiej. Wracamy w niedziele
-Chyba się tam nie zejdziecie, co ?
-Nie. Definitywnie nie
-W porządku
-Kocham Cię, wiesz ? – zamilkłam na chwilę – dobrze mieć taką siostrę jak Ty
-Em ...
-Ucałuj wszystkich, buziaki – rozłączyłam się nie czekając na odpowiedź
Wyciszony telefon odłożyłam na bok, a potem z powrotem poszłam na górę. Miałam tego wszystkiego dość. Dość bólu, dość rozpaczy, dość wiecznej niewiadomej. A może to tylko niechęć do życia ? Może jedynym logicznym wyjściem byłoby się pożegnać z tym wszystkim ? Moi bliscy pewnie cierpieliby tak jak ja po stracie mojego maluszka, ale w końcu pogodzą się z moim odejściem. Prawda ? Theo znajdzie sobie taką kobietę, która urodzi mu dziecko bez komplikacji, a może nawet szybko staną na ślubnym kobiercu. Nie będzie musiał o nią walczyć z jej przeszłością. Będzie szczęśliwy. Ja też kiedyś byłam szczęśliwa. Nawet nie zauważyłam jak znalazłam się w łazience. Usiadłam na brzegu białej wanny i rozmyślałam nad swoim beznadziejnym życiem. I wtedy w oczy rzuciło mi się małe i rozbite lusterko. Może należy do Caro. A raczej należało. Chwyciłam jeden z kawałków szkła, kilka razy obróciłam go w dłoń i z lekkim zawahaniem przyłożyłam do lewego nadgarstka. To się wydawało takie proste. Nagle wydarzyło się coś czego w ogóle się nie spodziewałam. Marco wpadł zmachany do łazienki zaskakując tym nas oboje i nie minęła nawet minuta, gdy blondyn zauważył co trzymam w ręku. Wyrwał mi z ręki ten głupi kawałek szkła, a potem mocno mnie przytulił. Byłam tak zaskoczona, że nawet nie drgnęłam.
-Nigdy więcej tego nie rób – wyszeptał – musisz mi obiecać, że nigdy więcej nie wpadniesz na taki głupi pomysł. Obiecujesz ?
Dalej to wszystko do mnie nie docierało. Właśnie zostałam uratowana przed ... przed czym ? Przed śmiercią, samobójstwem, próbą samobójczą czy może drobnym okaleczeniem ? Sama nie wiem czy mnie to w ogóle interesuje, ponieważ na razie byłam zainteresowana tylko i wyłącznie niezwykle cudowną wodą kolońską oraz jej właścicielem, który wtulał się w moje niezdolne do ruchu ciało.
-Obiecujesz ? – powtórzył pytanie wyjątkowo spokojnie
-Obiecuje – wykrztusiłam w końcu – nie powinnam była o tym myśleć. Przepraszam
-W porządku już ? – chciał mnie pogładzić po policzku, ale złapałam go za nadgarstek, gdy tylko ujrzałam na jego dłoni krew
-Krwawisz Marco– szepnęłam – zraniłam Cię ...
-Sam się zraniłem jak Ci to wyrywałem. Drobne rozcięcie i na pewno za kilka dni nie będzie śladu
-Tak mi przykro, opatrzę Ci to zaraz
-Spokojnie Em, nic mi nie będzie
Posłałam mu spojrzenie pełne dezaprobaty, a potem sięgnęłam do szafki, gdzie zawsze była apteczka. Wciąż jest. Na początku delikatnie odkaziłam ranę po czym nakleiłam na nią duży plaster z opatrunkiem.
-Do wesela się zagoi
-Mam nadzieje – zaśmiał się
-Bardzo Cię przepraszam za to co powiedziałam wcześniej
-A co powiedziałaś ? – uśmiechnął się, a ja mu zafturowałam
-Skąd wiedziałeś ?
-Zadzwoniła do mnie Twoja siostra, była mocno zrozpaczona. A ja się przestraszyłem i najszybciej jak tylko mogłem dobiegłem tutaj
-Nie zamknęłam drzwi
-I bardzo dobrze – przytulił mnie ponownie – jeszcze tego brakowało, żebym wyważał drzwi
-Dokładnie – zachichotałam
-Mogłem z Tobą zostać, może wtedy nie wpadłabyś na taki pomysł
-To nie Twoja wina, to tylko moje chore pomysły. Przepraszam
-Nigdy bym sobie nie wybaczył, gdyby coś Ci się stało – przejechał kciukiem po mojej dolnej wardze, a ja wstrzymałam oddech – no i Theo by mnie zabił. Nie mówiąc już o Twoich rodzicach czy Annie
-Myślałam, że tak będzie łatwiej – wyjąkałam dochodząc do siebie po jego dotyku
-Łatwiej dla kogo ? – spojrzał na mnie szeroko otwartymi z zaskoczenia oczami – to wcale nie byłoby łatwe. Ani dla Ciebie, ani dla Twojej rodziny, ani nawet dla Twoich przyjaciół czy znajomych 

-A dla Ciebie ? – zapytałam, choć pewnie nie powinnam
-Dla mnie to byłoby najtrudniejsze – odsunął się ode mnie i zabrał z podłogi resztki lusterka – potrzebujesz czegoś ?
-Nie, dziękuje
-Pójdę to wyrzucić
-Tu też jest śmietnik – odparłam z lekką konsternacją
-Od teraz do niedzieli w tym domu nie znajdziesz nic, ale to absolutnie nic ostrego
-Marco – jęknęłam – przecież obiecałam ...
-Wiem – przeczesał palcami włosy
-Nie ufasz mi
-Zdecydowanie Ci ufam Emi, ale postaw się w mojej sytuacji
-Masz racje, przegięłam – powiedziałam po czym spaliłam buraka, bo dość głośno zaburczało mi w brzuchu - przepraszam
-Jadłaś coś oprócz tych kanapek ? – zaśmiał się szczerze
-Nie – pokręciłam przecząco głową
-Chodź – jak gdyby nigdy nic złapał mnie za rękę – trzeba Cię nakarmić
-A lusterko ? – spytałam z nutką ironii
-Zajmę się tym później
Przez cały czas, gdy trzymał mnie za rękę czyli, aż do momentu, jak usiadłam przy stole czułam na dłoni przyjemne mrowienie. Jak mnie puścił czułam już tylko pustkę, małe, niewinne, choć kiełkujące poczucie kolejnej straty.
-Moglibyśmy jechać dzisiaj do miasta – powiedział
-Co byśmy tam robili ?
-Pospacerujemy trochę, może coś kupimy
-Zostańmy tutaj. Proszę – spojrzałam na niego błagalnie
-Co byśmy tu robili ? – widziałam w jego oku błysk satysfakcji, gdy przewróciłam oczami
-Papuga – zachichotałam – możemy w coś pograć, jak za dawnych lat
-Chińczyk, Monopoly, karty. Brzmi cudownie
-Zapomniałeś o spadających małpkach – zawołałam oburzona, ale mimo wszystko uśmiechałam się szeroko jak mała dziewczynka
-Gra dla dzieci w wieku ... Przepraszam
-Nic nie szkodzi, wiem, że na świecie żyją inne dzieci
-Powiedziałem to odruchowo – westchnął
-Wiem i dlatego nic się nie stało. Marco dzięki Tobie myślę o tym bardzo mało i czuję się przy Tobie cholernie bezpiecznie. Mimo, że kilka dni temu starciłam swoje dziecko, to Ty sprawiasz, że się uśmiecham, śmieje czy żartuje. Nikomu nie udało się tego dokonać jak byłam w szpitalu. I to nie jest kwestia czasu. Ja nie potrzebuje dodatkowych atrakcji. Wystarczy mi, żebyś był obok i nie pocieszał mnie na siłę. Znasz mnie, wiesz co robić, więc rób tak dalej. Do niedzieli. Proszę
-Okej, do niedzieli – uśmiechnął się
Dokończyłam jeść drugie śniadanie również przygotowane przez Marco, posprzątałam po sobie, a następnie stanęłam przed siedzącym na fotelu piłkarzem.
-Słucham ? – podniósł na mnie wzrok
-Gdzie są gry ?
-W tamtej szafce – wskazał palcem
-Tam, gdzie zawsze – bardzie stwierdziłam niż zapytałam
-Nic się nie zmieniło
-Taa – mruknęłam do siebie
Wyciągnęłam ze znajomej szafki kilka pudełek z grami, a potem połozyłam je na stoliku. Blondyn nie wyglądał na zadowolonego, ale za wszelką cene usiłował to ukryć. Zakryłam usta dłonią, żeby nie zauważył mojego głupiego uśmieszku. To miłe, że wciąż potrafi się dla mnie poświęcić. Miłe i dziwne jednocześnie. Muszę przestać ciągle o tym myśleć, bo moje serce bywa zdradliwe, a ja nie chce się znowu w coś wplątywać. Zaraz wróć ... chce, ale nie mogę. Proszę, przyznałam się. Kolejny raz. A ta świadomość jest chyba gorsza od ukrywania moich uczuć i emocji w najdalszych zakamarkach mojego serca. Tylko, że Theo jest dla mnie równie ważny, a nawet ważniejszy. Nie. Kogo ja oszukuję ? Theo nie jest ważniejszy, ale dla Marco teraz już się nie liczę, bo w jego życiu obecna jest jedna kobieta. I jest nią Caroline Bohs. Jego przyszła żona. Sam mi tak powiedział.
-Em słuchasz mnie ?
-Zamyśliłam się, przepraszam. Możesz powtórzyć ?
-Pytałem w co masz ochotę grać
-Możesz wybrać, jest mi obojętnie – wzruszyłam ramionami
-Okej, powiedz co się stało, bo widzę, że coś jest nie tak
-Chyba nie podoba mi się, to co uświadamiam sobie codziennie od jakiegoś czasu
-A co to takiego ?
-Nie ważne – powiedziałam zbyt szybko
Reus zrobił dziwną minę, ale nie odezwał się nawet jednym słowem. Nie zraniłam go tym, że nic mu nie powiedziałam, tylko chyba trochę go zaskoczyłam. Byłam miła, uśmiechnięta, a nagle po kilku minutach stałam się opryskliwa i zamyślona. No, ale co mam mu powiedzieć ? „Wiesz Marco wciąż Cię kocham. Owszem jestem z Theo, zależy mi na nim i nie chce nic zmieniać, ale uświadomiłam sobie, że nigdy o Tobie nie zapomniałam. I chcę być z Tobą. Co z tym zrobisz ? Och, może rzucisz swoją dziewczynę i stworzymy mały trójkącik z moim facetem.”
-Znowu się zawiesiłaś Emily – wyrwał mnie z rozmyśleń
-Tak wiem, to może małpki ? – powiedziałam pierwsze, co przyszło mi do głowy
-Świetny wybór – próbował pokazać, że jest zadowolony, ale mu nie wyszło przez co wybuchłam śmiechem
-To może Monopoly ? – zmieniłam zdanie
-Miałaś ochotę na małpki, więc zagramy w małpki – mruknął – rozkładaj, a ja zrobię herbatę
-Okej – uśmiechnęłam się delikatnie
Zdjęłam wszystko ze stołu, ułożyłam je na podłodze, a na stoliku zaczęłam układać grę. Najpierw wsunęłam patyczki w różnej konfiguracji, a następnie wrzuciłam do środka małpki. Usiadłam wygodnie na dywanie, a po chwili piłkarz do mnie dołączył stawiając dwa kubki na stoliku.
-Dziękuje – posłałam mu uśmiech
-Nico ma tą samą grę w domu – zaśmiał się
-Twój chrześniak, co ?
-Dokładnie – obrócił kubek w dłoniach
-Muszę poznać tego przystojniaka
-Byłem pewien, że go poznałaś
-Niestety. Jak wyjeżdżałam to Mela była w ciąży, a po powrocie nie miałam okazji go jeszcze poznać - wyjaśniłam
-A Mia ?
-Mię poznałam, jest cudowna – uśmiechnęłam się smutno – podoba do Yvonne
-To prawda – odchrząknął – polubicie się z Nico, zobaczysz
-Ty jesteś jego chrzestnym, a Mela jej, prawda ?
-Tak
-To która siostra będzie chrzestną Twojego dziecka ?
-Może obie – zaśmiał się – może żadna
-Zawsze chciałeś mieć dzieci
-Dalej chce – powiedział tajemniczo, a ja wyczułam, że na razie nie chce mi nic zdradzać
-Zaczynaj – zmieniłam temat i wtedy on posłał mi słodki uśmiech dziękczynny
-Ha ! – zawołał tuż po tym jak udało mu się wyciągnąć patyczek bez zrzucania małpek
-Głupi ma szczęście – mruknęłam
-A mądry ma pecha, jak to mówią
-Coś sugerujesz ? – uniosłam pytająco jedną brew
-Może – cicho się zaśmiał
Graliśmy w tę niezwykle ambitną grę kilka razy pod rząd śmiejąc się przy tym jak małe dzieci. Oczywiście żadne z nas nie mogło się powstrzymać przed drobnymi intrygami. Ups ...
-No i co robisz ?! – wybuchł śmiechem
-To był przypadek – chichotałam jak nastolatka – chyba nie myślisz, że zrobiłam to specjalnie, prawda ?
-Ależ skąd – przewrócił oczami
Znowu był mój krok, rzuciłam kostką i oczywiście wyrzuciłam najgorszy możliwy kolor patyczka do wyciągnięcia. Jak miałam patyczek w ręku, już prawie wyciągnęłam go bez większych strat to nagle blondyn lekko mnie szturchnął i prawie wszystkie małpki spadły na stolik.
-Zachwiałem się. Przepraszam – wzruszył ramionami
-Dupek – warknęłam powstrzymując uśmiech
-Czyżbyś przegrywała ?
-Ja nie przegrywam – pokazałam mu język
-Teraz przegrasz, a w zasadzie już przegrałaś – zadowolony rozsiadł się na kanapie
-Wiesz co Ci powiem ? – zerknęłam na niego - zmieniamy grę !
-Wiem, znam Cię – odpadł rozbawiony – to co teraz ?
-Możesz wybrać, idę po drugą herbatę
-Zrobisz też dla mnie ?
-Pewnie – zgodziłam się
Zgarnęłam nasze kubki, przeszłam do kuchni i wstawiłam wodę w czajniku. Nie gotowała się specjalnie długo i już po chwili przygotowałam dwie nowe herbaty. Obie posłodziłam i wróciłam do Marco. Akurat kończył rokładać ... chińczyka. Super. Jedna z niewielu gier, których nie cierpię, bo zawsze w to przegrywam. A już na pewno jak gram z blondynem i on doskonale o tym wie. Specjalnie to zrobił. O nie. Tym razem dam mu popalić. Ok. I tak wiem, że to nie prawda.
-Zrobiłeś to specjalnie
-Co takiego ? – spojrzał na mnie udając, że nic nie rozumie
-Wybrałeś chińczyka
-Lubię tę grę – uśmiechnął się
-Nie cierpię Cię – burknęłam od nosem
-Może wreszcie uda Ci się wygrać – powiedział sarkastycznie
-O zdecydowanie ! Tym razem to Tobie się nie uda – uśmiechnęłam się słodziutko
-Czyżby ?
-Kiedy ostatni raz graliśmy razem w chińczyka ?
-Jakieś ... – zamyślił się – cztery lata temu ?
-Powiedzmy. Może od tego czasu stałam się mistrzynią chińczyka ?
-Sądząc po Twojej reakcji na początku to raczej nie zostałaś mistrzynią – puścił mi oczko – tak w ogóle to obstawiam, że nie grałaś w to od jakiś ... czterech lat
-Śmiej się śmiej, zobaczymy kto pierwszy sprowadzi cztery pionki do bazy
-No zobaczymy – westchnął – ja biorę niebieski
-Ja żółty
-Jak zwykle – powiedzieliśmy równocześnie, przez co się zarumieniłam
-Nigdy nie zrozumiem jak możesz nie umieć w to grać. Dzieci dają sobie radę
-Zawsze mnie spychałeś ! A na dodatek kostka nie chce ze mną współpracować
-Jest kilka sposobów na wyrzucenie cyfry, jaką się chce mieć
-Fajnie by było jakbyś jeszcze zdradził mi ten sposób
-Pewnie – zbliżył się do mnie, pochylił tak, że czułam na szyi jego oddech i wyszeptał do ucha – ale to jest mój sekret
-Nie to nie – odepchnęłam go od siebie
-Możesz zacząć – uśmiechnął się
-Cieszysz się tak jakbyś zaczarował kostkę na moją niekorzyść
-Skąd wiesz, że tego nie zrobiłem ?
-Mam nadzieje – mruknęłam
-Wiesz jak to mówią o nadziei ...
-Zaczynam – przerwałam mu rzucając kostką i jak na złość wypadło mi pięć oczek – nienawidzę chińczyka
Kolejny rzut był oczywiście piłkarza i co ? No pewnie, że wyrzucił pełną szósteczkę, a jakże by inaczej. Przewróciłam oczami widząc jego pełen satysfakcji uśmiech. Z każdą kolejną kolejką on posuwał się coraz dalej, a ja dalej nie mogłam wyrzucić pełnej liczby oczek. Dosłownie gotowałam się ze złości, bo ile można ?
-Daj – wyrwał mi kostkę z ręki i wyrzucił dla mnie szósteczkę – już nie mogę patrzeć na tą Twoją zrezygnowaną minę
-Dziękuje – chciałam go pocałować w policzek, ale w ostatniej chwili się powstrzymałam – może jeszcze wygram ?
-No ja myślę, nie po to Ci pomogłem
-Dajesz mi fory, to nie w Twoim stylu
-Budzi się we mnie nowy Marco – mrugnął do mnie, a ja zachichotałam
-Myślałam, że znam wszystkie Twoje twarze
-No nie wiem, w końcu mam ich, aż pięćdziesiąt – powiedział poważnie, a ja nie mogłam się powstrzymać przed śmiechem
-Pięćdziesiąt Twarzy Reusa – naśmiewałam się – to dobre ! Oj dobre !
-Czytałaś ?
-Reusa ?
-Greya – przewrócił oczami rozbawiony
-Oczywiście, że tak. A ty ? Zainspirowałeś się troszkę ?
-Nie – zaśmiał się – ale Caroline czytała
-I jak ?
-Mamy taki jeden pokoik w mieszkaniu, chcesz wpaść ? – uśmiechnął się
-Pewnie, w poniedziałek ?
-Świetny termin – zaśmialiśmy się oboje głośno
-Brzuch mnie boli – jęknęłam – to przez Ciebie !
-Ty zaczęłaś mała – złapał za kostkę – gramy dalej ?
-Yhmm – pokiwałam twierdząco głową
Następne dwa kwadranse spędziliśmy na naprawdę walecznej grze. Oczywiście jak można było się domyślić wygrał Marco, chociaż nie da się ukryć, że dawał mi fory i często zdarzało mu się wyrzucić jedno oczko. Niestety mi też się zdarzało i suma summarum jednak wygrał blondyn. Po raz kolejny.
-Czy kiedyś uda mi się wygrać ? – jęknęłam
-Jak chcesz to możesz spróbować z Nico. Myślę, że chociaż raz Ci się uda
-Dzięki – powiedziałam z przekąsem – będziemy grali jak równy z równym
Tym jednym zdaniem wywołałam u niego szczery, niezbyt głośny śmiech. Niby nie dużo, ale jak tak sobie myślę i analizuję to po dzisiejszej dawce śmiechu będziemy chyba żyli wiecznie. Marzenie ściętej głowy.
-Późno już, może zjemy jakiś obiad ?
-Która godzina ? – spojrzałam w kierunku okna, ale zrobiło się już ciemno
-Przed siódmą
-Już ? – zdziwiłam się
-Tak - potwierdził
-Nawet nie wiem, kiedy ten czas tak zleciał – poskładałam gry – chyba nie będziemy już grali, co ?
-Wystarczy mi na dziś – posłał mi chłopięcy uśmiech – chyba, że chcesz
-No co Ty – machnęłam ręką – co za dużo to niezdrowo
-Em masz ochotę na coś konkretnego do jedzenia ? Nie za bardzo chce mi się siedzieć w kuchni – westchnął
-Mi też się nie chce, spokojnie. Wystrczy mi coś prostego i szybkiego
-Zupa krem albo kurczak z ryżem i warzywami
-Na parze ? – zapytałam z nadzieją
-Jasne. Góra pół godziny i będzie gotowe
-Wchodzę w to – uśmiechnęłam się
Po raz kolejny zaczęliśmy razem gotować. Każde z nas miało swoją działkę do przygotowania, ale mimo rozdzielonej pracy się uzupełnialiśmy. Podawaliśmy sobie przyprawy, wymienialiśmy się miejscami, smakowaliśmy. Przygotowanie wszystkiego i ułożenie tego w specjalnym naczyniu zajęło nam niewiele ponad osiem minut, a potem należało tylko czekać. W tym czasie nakryliśmy do stołu i trochę ogarnęliśmy.
-Masz jakąś specjalną dietę ?
-Możliwe
-A tak poważnie ?
-Teoretycznie mam, ale nie zawsze stosuje
-Cheat meal ?
-Cheat meal – zaśmiał się – zdarza się czasem 7 dni w tygodniu
-Poważnie ?
-Rzadko, ale się zdarza niestety
-Caro pilnuje Twojej diety ? – spytałam mimo, iż nie chciałam poruszać jej tematu
-Tak, sama jest na diecie, więc czasem robi coś dla mnie. Zdrowe koktajle są codziennie !
-No i dobrze – uśmiechnęłam się
W końcu zjedliśmy wspólnie obiado-kolacje, która była nie tylko pyszna, ale również zdrowa. Czyli jednym słowem idealna dla nas obojga. Zaoferowałam się, że ogarnę, więc posprzątałam wszystko zarówno w kuchni jak i ze stołu, zapakowałam do zmywarki brudne naczynia i włączyłam ją. Lubię ten dom. Lubię w nim absolutnie wszystko. Cieszę się, że Marco go nie sprzedał. Szkoda, że jestem tu już tylko gościem. Czy w niedziele będę zmuszona na zawsze oddać klucze ? Na zawsze pożegnać się z tym wspaniałym miejscem ? Tu zawsze czułam się bezpieczna, tu przytrafiły mi się najpiękniejsze chwile w życiu. Ten dom kiedyś należał do babci Marco, a potem trafił w jego ręce. Nie miał jeszcze wtedy chyba nawet osiemnastu lat, ale babcia mu zaufała. A teraz ? Teraz ten dom to bajka, duma całej rodziny ... azyl. Pani Amelia była dumna ze swojego wnuka już prawie cztery lata temu, więc dam sobie rękę uciąć, że teraz też jest. Jak to babcia. A wracając do tych najpiękniejszych chwil ... Tutaj byliśmy na pierwszej, poważnej randce. Uciekliśmy z lekcji, a do Dortmundu wróciliśmy następnego dnia po lekcjach. Byłam taka zakochana, że nic nie zepsuło mojego humoru. Nawet szlaban. Jejku to było chyba z dziewięć lat temu. Tutaj przeżyłam swój pierwszy raz, z Marco oczywiście, tutaj mi się oświadczył i tutaj mieliśmy przyjechać na kilka dni tuż po ślubie. To ostatnie nam nie wyszło. Szkoda. Wielka szkoda.
-Gdzie mi zniknęłaś Emily ?
-Zamyśliłam się, strasznie Cię przepraszam
-Coś się dzisiaj strasznie zamyślasz – przyjrzał mi się
-Taki dzień – starałam się uśmiechnąć – jakie plany zanim pójdziemy spać ?
-A chcesz już iść spać ?
-Nie, wystarczająco się wyspałam. Mogę siedzieć nawet do rana
-To coś się wymyśli – uśmiechnął się wesoło
-W takim razie ... – nie dokończyłam, bo nagle wszędzie zgasło światło – co jest ?
-Może korki, sprawdzę to – zaoferował się
-Nie idź – złapałam go za rękę – proszę Cię nie zostawiaj mnie tu
-Wracam za pięć minut – pocałował mnie w czoło – jesteś tu bezpieczna, spokojnie
-Okej – powiedziałam cichutko
Zrobiłam krok w tył i trafiłam na ścianę,więc powoli się po niej osunęłam, usiadłam na ziemi i skuliłam się. Nie lubię ciemności, tak strasznie nie lubię ciemności. Kiedyś jak byłam mała to Annie dla żartu zamknęła mnie w małej, ciemnej komórce i od tego czasu mam traumę. Niby już jestem dorosła i umiem odróżniać niebezpieczeństwa, ale czasem po prostu to samo wypływa ze mnie. Tak jak teraz.
-To chyba jakaś awaria. Korki są w porządku – blondyn poświecił na mnie latarką – w porządku ?
-Tak, już tak – chwyciłam jego wyciągniętą dłoń i powoli wstałam – co teraz ?
-Zapalimy świeczki, usiądziemy przy kominku, może napijemy się wina ?
-Porozmawiamy – dopowiedziałam
-Jeżeli tylko chcesz
-Mam kilka pytań do pana panie Reus
-Mam się bać ? – roześmiał się
-Nie, raczej chce wyjaśnić pewnie niewyjaśnione rzeczy
-Są jeszcze takie ?
-Chyba jest ich jeszcze wiele – powiedziałam zmieszana – świeczki tam, gdzie zawsze ?
-Nic się nie zmieniło – wzruszył ramionami – jakie wino ?
-Zdaje się całkowicie na Ciebie
-To najpierw ogarnijmy nam jakieś dobre miejsce
Zapaliliśmy naprawdę dużo świec i świeczek, rozstawiliśmy je w salonie niedalego kominka, na środku położyliśmy koc, poduszki i było pięknie. Ciut za bardzo romantycznie, ale usiłowałam uspokoić moje serce przed różnymi teoriami. Nawet rozum się buntował. Ach te moje zdradliwe narządy. Zajęłam wygodne miejsce, więc jak Marco przyszedł i wręczył mi kieliszek wina to było już idealnie.
-Dlaczego nie sprzedałeś tego domu ? Dlatego, że to rodzinna pamiątka ?
-Nie. Babcia wiedziała jak ważny był dla mnie i jak się rozstaliśmy to powiedziała mi, że jak go sprzedam to będzie w porządku. Rozważałem to, ale cholera nie mogłem, nie potrafiłem. Za dużo wspomnień. Ten dom był nasz w każdym calu, przeżyliśmy tu super chwile, randki, wakacje, weekendy. Jak mogłem tak po prostu go sprzedać ?
-Mieszkanie sprzedałeś – szepnęłam
-Długo nad tym myślałem, ale nie chciałem się katować mieszkając tam. Zresztą za dużo było Ciebie w tym mieszkaniu – westchnął
-Byłam tam – wyznałam
-Tak ? – spojrzał na mnie zaskoczony – kiedy ?
-Jakoś pomiędzy Bożym Narodzeniem, a Sylwestrem
-Dlaczego ?
-Sama nie wiem, po prostu nogi mnie tam poniosły
-Byłaś w środku ?
-Tak – uśmiechnęłam się – mieszka tam małżeństwo z dwójką dzieci. Syn ma sześć lat, a córeczka dwa i pół. Świetne dzieciaki. Dużo tam zmienili, ale co innego jak mieliśmy tam mieszkać na początku sami, a co innego jak oni mają dzieci
-Chłopca pamiętam, był mały jak się wprowadzali
-Wybrałeś idealnie – położyłam mu dłoń na ramieniu
-Zastanawiałem się komu Ty byś je sprzedała i padło na nich
-Jak tam byłam to myślałam co by było gdybyśmy my tam teraz mieszkali, ale nie potrafiłam sobie tego wyobrazić. Czy mielibyśmy dzieci, czy zrobilibyśmy remont. Różne myśli krążyły mi po głowie – kilka łez spłynęło po moich policzkach
-Nigdy się tego nie dowiemy – odwrócił wzrok w stronę kominka
-Wiesz co ? – zaśmiałam się przez łzy – tam, gdzie miałabyć nasza sypialnia jest pokój dzieci, a w moim gabinecie powstała bawialnia
-Wszystko pod dzieci – uśmiechnął się delikatnie – może my też byśmy tak pozmieniali
-Może ...
-Czego najbardziej żałujesz w życiu ?
-Tego, że przez te trzy lata się do Ciebie nie odezwałam i nie przeprosiłam – powiedziałam, chociaż to nie było wszystko
-Nie musisz przepraszać
-A Ty czego żałujesz ?
-Tego, że dałem Ci wtedy odejśc – spojrzał mi w oczy – chciałbym cofnąć czasu
-Czasu nie da się cofnąć – powiedziałam patrząc na niego
-Racja, trzeba żyć dalej
-Układanie sobie w kółko życia od nowa to niezbyt fajna perspektywa
-Emi spójrz na mnie proszę – wykonałam jego prośbę bez zająknięcia – to, że straciłaś dziecko nie oznacza, że musisz zaczynać od nowa. Wciąż masz kogoś kto Cię kocha i chce Cię uszczęśliwiać. Daj sobie trochę czasu
Pomyślałam sobie, że chciałabym, żeby to on był teraz tym kimś kto mnie kocha, ale nie odważyłam się powiedzieć tego na głos.
-Wiem, czas leczy rany, ale jest jedno czego nie potrafi
-Co takiego ?
-Nie pomaga zapomnieć
-Niestety – westchnął – jak to się stało ?
-Co ?
-Dlaczego poroniłaś ?
Westchnęłam ciężko przypominając sobie wszystkie wydarzenia z przed kilku dni. Już od dawna spałam i nawet nie pamiętam czy coś mi się przyśniło czy to intuicja, ale obudziłam się i miałam dziwnie mokre prześcieradło. Wstyd się przyznać, ale myślałam, że może to po prostu moje potrzeby fizjologiczne, ale ta wydzielina była taka gęsta i lepka. Pamiętam jaka byłam przerażona, gdy dotknęłam tego ręką i okazało się, że to krew. Potem już wszystko pamiętam jedynie przez mgłę. Obudziłam Theo, wezwaliśmy pogotowie, ale długo trzeba było czekać, więc pojechaliśmy samochodem, ale było już za późno. Z jednego się cieszę, a mianowicie z tego, że nie chciałam poznać płci dziecka, nie kompletowałam wyprawki, nie wybierałam imion. Chyba pierwszy raz w życiu nie planowałam.
-Emily ? Przepraszam, jeżeli to za wcześnie. Głupie pytanie, jak będziesz chciała to, przecież mi opowiesz
-To było zakażenie wewnątrzmaciczne przez kanał szyjki macicy – wyrecytowałam słowa lekarza – podobno nie wyklucza to ciąży w przyszłości, ale poronienie to poronienie. Nigdy nic nie wiadomo
-Będziesz miała dzieci Emi, zobaczysz
-Chciałabym, kiedyś tak. Może tak miało być, może to za wcześnie i nie byłam gotowa
-Nie wiem – wzruszył ramionami – ale bardzo Wam współczuje
-Wam – powtórzyłam – nawet nie wiem jak Theo sie trzyma. On mnie zostawi jak tylko wrócę
-On Cię nie zostawi – pogładził mnie po ramieniu – nie wiem jak sobie radzi, ale wiem, że codziennie o Tobie myśli i się martwi
-Chciałabym do niego zadzwonić, ale nie umiem
-Powtórzę się, ale daj sobie czas. Zobaczycie się w niedziele i wszystko sobie wyjaśnicie
-Jeżeli będę chciała wrócić wcześniej to mnie odwieziesz ?
-Oczywiście, a chcesz ? – przyjrzał mi się
-Nie, jeszcze nie – położyłam głowę na jego ramieniu patrząc na tańczące płomienie
-Dobrze, odwiozę Cię kiedy tylko będziesz chciała. Nawet w środku nocy – objął mnie
-Caroline lubi ten dom ? – spytałam zmieniając temat
-Caroline ? – spytał z ... hmm ... niedowierzaniem
-Tak – uśmiechnęłam się zachęcając go do rozmowy
-Ona tu nigdy nie była – powiedział po dłuższej chwili
-Słucham ?
-Nigdy jej tutaj nie przywiozłem Emily – spojrzał na mnie przelotnie
-Czemu ?
-Bo to nasz pieprzony dom – odstawił kieliszek wylewając trochę wina i wstał z miejsca
-Marco Ciebie tu nie było od dnia, kiedy byliśmy tu po raz ostatni – poczułam, że tracę grunt pod nogami ... jak mogłam tego nie zauważyć, jak mogłam się nie domyślić ?
-Nie, nie było mnie tutaj. Byli wszyscy, żeby ten dom jakoś istniał, ale ja nie zamierzałem tu przyjeżdżać. Dopiero kiedy Theo do mnie zadzwonił to pomyślałem o tym domu i o wszystkim co o nim mówiłaś. Tu czujesz się bezpiecznie, tu się odcinasz, tu nie myślisz o problemach. Tu jest kawałek Twojego serca. Nie miałem wyjścia, musiałem do Ciebie przyjechać. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jakie to jest cholernie trudne Emily
-Ja byłam pewna, że ...
-Nie rozmawiajmy o tym – przerwał mi
-Przepraszam, gdybym wiedziała ...
-To co ? – warknął – wsiadłabyś w samolot do Londynu ? Zabarykadowałabyś się w jakimś hotelu ?
-Nie – szepnęłam – naprawdę mi przykro
-Nie jest łatwo tu być. Ani dla mnie ani dla Ciebie, ale oboje się staramy i niech tak zostanie. Możliwe, że w niedziele znowu spędzę w tym domu ostatni dzień na najbliższe kilka lat i będę musiał z tym żyć
-Kochasz ten dom ! – zawołałam
-I co z tego ? Mam tu przyjechać z Caro ? Mam się jej tutaj oświadczyć ? Mam zatrzeć Twoje ślady nią ? Mam udawać, że wcale nie rusza mnie patrzenie na łóżko, w którym kiedyś razem spaliśmy czy kuchnia, w której jedliśmy śniadania ?
-Tego nie powiedziałam, ale pomyśl jak ona musi się czuć z tym, że jej tu nie zabierasz
-Ona rozumie, a przynajmniej stara się zrozumieć
-Ranisz ją przeze mnie. Zrozum to, do niczego dobrego to nie doprowadzi – próbowałam go przekonać, ale sama nie byłam pewna czy dobrze robię
-A Ty nie ranisz Theo ? – westchnął – nawet nie wiesz jak bardzo on chciałby, żebyś była sama albo z kimkolwiek, tylko nie ze mną. Myśli, że skorzystam, żeby Cię tu uwieść, wykorzystać i może mu Ciebie odebrać
-Tak Ci powiedział ? – spytałam przez zaciśnięte gardło przypominając sobie jaki Theo jest zazdrosny o Marco
-Dał mi to do zrozumienia
-Nie miej mu tego za złe. Proszę – jęknęłam, bo nie chciałam, żeby Reus się czegoś domyślił
-Trochę go rozumiem, ale tylko dlatego, że jest zazdrosny. Może jak ta zazdrość mu przejdzie to zrozumie, że te domysły są chore i nie mają żadnych fundamentów
-Jak przyjechałam do Londynu to on mi najbardziej pomógł, był ze mną w każdej nawet najgorszej chwili mojego ówczesnego życia. Pomagał mi, opiekował się mną, podniósł mnie na nogi. Jednocześnie wiedział jak mocno Cię kochałam i myślę, że on się boi, że go zostawię
-Nie ufa Ci ? – z powrotem usiadł obok mnie
-Ufa, ale chyba nie ufa mojemu sercu – uśmiechnęłam się krzywo – a Caroline ?
-Nigdy nie dorówna Tobie i zdaje sobie z tego sprawę. Nie weszła do mojego życia z dnia na dzień, robiła to powoli i dzięki temu jesteśmy razem
-Jesteś pewien, że chcesz być z nią do końca swojego życia ?
-Nie, ja już niczego nie jestem pewien – powiedział po czym spuścił wzrok – chociaż w sumie jednak jestem, ale tylko jednego
-Powiesz mi czego ? – chciałam, żeby powiedział to samo co ja czuję, ale tylko się łudziłam
-Kiedyś –uśmiechnął się delikatnie – kiedyś Ci powiem
-Co się działo wczoraj ? – zmieniłam temat
-Nic takiego –wzruszył ramionami
-Jednak byłeś zmartwiony jak myślałeś, że coś pamiętam – drążyłam temat
-Lepiej dla Twojego dobra, żebyś nie pamiętała
-Zaczynam się bać
-To co się stało nie ma znaczenia, jest nie istotne – widziałam po oczach, że kłamię i coś ukrywa, ale nie dociekałam, bo niewiedza w tym wypadku chyba jest lepsza
-W porządku, nie pytam – westchnęłam – poczekam, aż kiedyś sam mi powiesz
-Jeżeli mam być szczery to nie pamiętam, kiedy ostatni raz byłaś tak pijana – zaśmiał się
-Rzeczywiście, często mi się to nie zdarzało
-Zawsze grzeczna Emily nie wywijała takich numerów
-A jak uciekłam z Tobą z lekcji i tu przyjechaliśmy ?
-To była akcja – roześmiał się wesoło
-Rodzice prawie mnie zabili – jęknęłam – ale było fajnie
-Babcia zabrała mi wtedy klucze od tego domu
-Które oddała Ci po tygodniu – zaśmiałam się, kręcąc z niedowierzaniem głową
-Nie należała do konsekwentnych osób – poniekąd przyznał mi racje
-Uroki babci
-Dokładnie- uśmiechnął się
-Babcie jak babcie, ale pani Amelia jest wyjątkową osobą
-Powinnaś ją odwiedzić
-Z jakiej racji ? – zdziwiłam się – nie jestem już częścią Twojego życia
-Ale byłaś bardzo długo i myślę, że babcia się ucieszy jak Cię zobaczy, no i moja mama pewnie też
-Odwiedzę je, ale pod jednym warunkiem
-Tak ? – spojrzał wyczekująco na mnie
-Wpadniesz do mojej mamy na urodziny – uśmiechnęłam się – ona to uwielbia
-Nie martw się, jestem u niej co roku
-Jak to ? – wyjąkałam, dopiero po chwili, gdy minął pierwszy szok
-Normalnie – puścił mi oczko – nic Ci nie mówiła ?
-Właśnie nie – przewróciłam oczami
Dopiliśmy wino, posprzątaliśmy i Marco odprowadził mnie do sypialni. Skoro nie było światła to tylko się rozebrałam i od razu poszłam spać. Dzisiejszy dzień mimo, że obudziłam się późno był długi i wyczerpujący, ale może też przełomowy. Wiele zrozumiałam i z wielu rzeczy zdałam sobie sprawę. A to co ostatnio uzmysłowiła mi moja mama ... nabrało jeszcze większego sensu.

4 komentarze:

  1. Rozstroiłaś mnie emocjonalnie. W sumie nie ty a Marco.. Czyli ty. (sorry, jestem zaspana, dopiero wstałam:D)
    Na początku już mi ciśnienie skoczyło jak Marco powiedział, że kocha Caro i chce jej się oświadczyć.. ALE
    To co było później rozwaliło mnie na łopatki.
    Oni są idealni razem. W każdym drobnym geście. Spojrzeniu. Nie opisywałaś (a może?) ale ja ich widziałam. Po prostu tak mam. I wyobraziłam sobie świeczki, granie w chińczyka.. To wszystko co napisałaś..nie wiem..nie umiem opisać, ale było tak spójne..Aż się rozmarzyłam. Oni razem są perfekcyjni w każdym calu. Wspólne gotowanie i granie w gry...
    To jak opowiadał o domu.. I dobrze, że jędzy...Caro znaczy się, tam nie było. Zła energia i te sprawy. To takie kochane..
    NO I JESZCZE -Wciąż się waha. Cudownie. Może jak wróci w niedzielę to przyłapie kogoś (Caro) gdzieś (w sypialni) z KIMŚ.
    Oby blondi nie była w ciąży bo by to pokomplikowało wszystko.. Wole o tym nie myśleć i nie ściągać!
    Pominęłam "cięcie" Emily, ale sorry, reszta rozdziału je przyćmiła. Dobrze, że Reus wpadł i ją uratował, bo bym się nie doczekała tych przepięknych scen:P
    Może powiedzą sobie co do siebie czują w następnym?
    Taa. Moje marzenia.
    HYHY.
    Może jednak? B)
    Weny (choć wiem, że ją masz) czasu i chęci! (bo umyka!:D)
    Buziaki!<33

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak zawsze super. Czekam na kolejny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wygląda na to, że Reus ma rozdwojenie jaźni, a Emily cierpi na chorbę dwubiegunową ze swoim wahaniem nastrojów.
    Reus - twierdzi, że chce się oświadczyć Caroline i że ją kocha... tak, tak sobie wmawiaj chłopcze :D Nie wiem która to z jego twarzy. Chyba 51, bo pozostałe 50 ewidentnie ciągnie do Emily.
    Emily - płacze, śmieje się, smuci, śmieje się, płacze, smuci, jest zamyślona... no dwubiegunówka ewidentnie. Choć w jej przypadku nie jest tak źle, bo zaczęła to sobie uświadamiać :D
    Ja mam jedną propozycję, która wyleczy ich oboje raz na zawsze - niech że wrócą do siebie wreszcie!
    To zabawne, że oboje widzą, że są bez siebie nieszczęśliwy, przy okazji sprawiają, że inni są nieszczęśliwi i nic z tym nie robią.
    Mają wspaniałą relację i psują ją... w zasadzie nie wiadomo czemu. Bo dwa razy do tej samej rzeki się nie wchodzi? Bo honor im nie pozwala? Bo to przeszłość?
    Reus, bądź facet i zrób to co należy.
    Bardzo podobał mi się ten rozdział, czekam na kolejny i pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń