piątek, 30 września 2016

13.

[Marco]
Po rozstaniu z Emily długo nie mogłem dojść do siebie, wydawało mi się, że moje życie się już się skończyło. Nic nie miało sensu, nikt mnie nie rozumiał, nikogo nie chciałem słuchać. Dzień mijał za dniem, a ja walczyłem ze sobą, żeby w jakikolwiek sposób podnieść się ze swojego dna. Trenowałem, jadłem, spałem, spędzałem czas z ludźmi, ale moje życie było puste, a sercu brakowało najważniejszego elementu. Emily była tym elementem zawsze, a ja byłem pewien, że tak samo jak przed nią nie było nikogo, tak samo po niej nikogo nie będzie. Kolejne kobiety próbowały się do mnie zbliżać, a ja odtrącałem je. Jedna po drugiej. Aż, któregoś dnia poznałem Caroline i była zupełnie inna. Wydawało mi się, że mnie rozumie, a przynajmniej starała się zrozumieć i nie próbowała na siłę się do mnie zbliżyć. Robiła to powoli, stopniowo, nie zacierając śladów Emily. Zawsze wiedziała, że bez względu jak idealna by nie była to nigdy nie będzie taka jak moja niedoszła żona. Z czasem ją pokochałem, jakimś cudem minimalnie udało jej się wypełnić pustkę w moim sercu. Zaznałem spokoju. I wszystko wydawało się być w porządku. Byliśmy parą, zamieszkaliśmy razem, dzieliliśmy się życiem. I nagle cały mój spokój został zaburzony, gdy w domu mojego przyjaciela zobaczyłem Emi. To był cios tak silny, że straciłem, wtedy głowę.Jakby mój umysł przestał normalnie funkcjonować. Już nie myślałem o tym, że mnie zostawiła, że cierpiałem, że w jakiś sposób byłem na nią wściekły. Chciałem na nią patrzeć, rozmawiać z nią, widzieć jak się śmieje, a nawet płaczę. Znowu chciałem być częścią jej życia. Jednak zarówno w moim, jak i w jej życiu wiele się zmieniło. Każde z nas było zajęte, każde z nas miało swoje nowe priorytety. Bałem się przyznać przed samym sobą, że nadal ją kocham, ale któregoś dnia obudziłem się sam w swoim ogromnym łóżku i wiedziałem. Wiedziałem, że żywię ją takim samym uczuciem jak kilka lat wcześniej. A potem w kuchni zobaczyłem kobietę, której zawdzięczałem ostatnie lata swojego życia, wsparcie, miłość i troskę. I wiedziałem, że bez względu na przeszłość nie mogę jej zranić, bo ją też kochałem. Kochałem dwie kobiety i nie mogłem podjąć decyzji, którą z nich wybrać. A może nie chciałem ? Łatwiej było żyć z jedną, a przyjaźnić się z drugą. Przyglądałem się jak Theo patrzy na Emily, jak o nią dba, jak się stara, jak kocha. Jednocześnie widziałem jak bardzo zazdrony był o mnie i postanowiłem się wycofać. Ciąża Em była ogromną przeszkodą. Wtedy właśnie podjąłem decyzje, że muszę ułożyć sobie zycie z Caroline. Z kobietą koło, której budziłem się, każdego ranka. Chciałem, żeby wszyscy widzieli, że jest moja, a ja należę do niej. A może chciałem, żeby panna Brown o tym wiedziała ? Miałem się oświadczyć w Dubaju, ale stchórzyłem, chociaż wtedy uświadomiłem sobie, że powinienem wreszcie założyć rodzinę. Zapomnieć o Emily. Moje życie okazało się, jednak bardziej skomplikowane niż mógłbym to sobie wyobrazić. Niespodziewana wiadomość, o tragedii jaka spotkała moją byłą narzeczoną była przytłaczająca, a jednak znalazem w sobie siłę, żeby ją wspierać. Każdego dnia patrzyłem na jej uśmiech i słyszałem jej śmiech, a jednak jej oczy wypełnione były smutkiem, bólem, cierpieniem. Nie chciała, żebym to widział, ale ja ją znam i nie trudno było mi to ujrzeć. Pierwszego wieczora, gdy się upiła, a następnie błagała mnie, żebym wyznał jej miłość zrobiłem to, ale gdy chciała mnie pocałować to nie potrafiłem się na to zgodzić. Tak naprawdę nie chodziło, ani o Caro, ani o Theo, ani o zdradę. Chodziło o Emily, o to, że namieszałoby to jej w głowie. A, jednak mimo wszystkich moich wątpliwości pozwoliłem sobie pocałować ją po naszym wygranym meczu, dotknąć jej aksamitnej, ciepłej skóry, zasmakować jej ust. I to było za dużo. Zawaliłem. Widziałem jej wzrok przesiąknięty pożądaniem, widziałem jak drżały jej dłonie, gdy chciała rozpiąć mi koszulę. Musiałem to przerwać, ale było mi cholernie trudno. Nie wiedziałem jak powinienem to wyjaśnić, przecież każde moje słowa ją zranią. Wszystko będzie złe. A jednak to była chwila słabości. Mojej słabości, jej słabości, naszej słabości. Chciałem do niej iść i z nią porozmawiać, ale słysząc jej cichy płacz przez zamknięte drzwi czułem się jak kompletny idiota i nie potrafiłem wejść i z nią porozmawiać. Wyznanie jej miłości wiązałoby się z ciężką rozmową z Caroline i tłumaczeniem się przed Theo, że wcale nie chciałem wykorzystać sytuacji. To wyszło samo.
Następnego dnia obudziłem się z samego rana, po zaledwie kilku godzinach trudnego, niespokojnego snu. Zegarek wskazywał, dopiero szóstą trzydzieści rano, ale ja wiedziałem, że już dzisiaj nie zasnę. Za, każdym razem jak zamykałem oczy widziałem Emily na swoich kolanach i niemal czułem smak jej ust. Pragnąłem iść do jej sypialni, znów ją pocałować i kochać się z nią przez cały dzień. To było jak coś nieuchwytnego. Niechętnie podniosłem się z ciepłego łóżka, zgarnął byle jakie ubrania i przeszedłem do sypialni. Wziąłem wręcz lodowaty prysznic, żeby chociaż na chwilę odciągnąć myśli od szatynki, ale na niewiele mi się to zdało. Fantastycznie. Wyszedłem spod prysznica, owinąłem ręcznik wokół bioder i wciąż mokry przeszedłem do sypialni. Ubrałem byle jakie cichy, które wyciągnąłem z szafy, ręcznikiem osuszyłem włosy i przeczesałem je, tylko palcami, bo nie chciało mi się ich układać. Wsunąłem telefon do tylnej kieszeni spodni, po czym opuściłem pomieszczenie. Po cichu zszedłem na dół i jakie było moje zdziwienie, gdy okazało się, że Emily siedzi na kanapie i popija herbatę. Miała na sobie krótkie spodenki od piżamę i bluzkę na ramiączka, a co najgorsze nawet z odległości kilku metrów widziałem, że nie ma stanika.
-Dzień dobry - powiedziałem po chwili
-Dzień dobry - mruknęła zerkając na mnie
-Jesteś głodna ?
-Nie dziękuje - uśmiechnęła się - już jadłam
-Jasne - pomyślałem, ale ze sztucznym uśmiechem, tylko kiwnąłem głową
Sam w sumie też nie byłem za bardzo głodny, ale towarzystwo Em nie działało na mnie zbyt kojąco po wczorajszym incydencie, więc zajęłam się robieniem kanapek w kuchni. Wyjątkowo długo zajęło mi zwykłe pokrojenie chleba i posmarowanie go masłem, ale każdą czynność starałem się jak najbardziej przedłużać.
-Robię sobie herbatę – usłyszałem za sobą – zrobić Ci ?
-Napiję się kawy – westchnąłem – jeśli byś mogła t...
-Jasne – przerwała mi – taka jak zwykle ?
-Poproszę – zerknąłem na nią kątem oka
-Dużo myślałam o tym co się wczoraj stało – powiedziała, a ja zamarłem, ale nie dałem tego po sobie poznać – myślę, że dobrze by było, gdyby to zostało między nami
Och. Chwała Bogu.
-Pewnie – odetchnąłem z ulgą – to dobry pomysł
-Ani Caroline, ani Theo nie byliby zadowoleni, gdybyśmy powiedzieli im prawdę – westchnęła – ale jeśli wolisz jej nie okłamywać to ...
-Na razie lepiej, żeby nie wiedziała, ale może kiedyś jej powiem – ułożyłem kanapki na talerzu
-Rozumiem – położyła mi dłoń na ramieniu – zjemy razem ?
-Podobno już jadłaś
-Tak, ale chętnie dotrzymam Ci towarzystwa – uśmiechnęła się – jeśli nie masz nic przeciwko
-Nie no co Ty – machnąłem wolną ręką – będzie mi bardzo miło
Usiedliśmy naprzeciwko siebie przy stole, kobieta spokojnie popijała swoją herbatę zerkając na mnie od razu do czasu, a ja konsumowałem swoje śniadanie powtarzając sobie słowa, które usłyszałem od szatynki. „Dużo myślałam o tym co się wczoraj stało. Myślę, że dobrze by było, gdyby to zostało między nami”. Poczułem pewne małe ukłucie w sercu, ale miała racje. Żadne z nas nie chciało się przyznawać do „błędu” i zdrady przed nowym partnerem. Swoją drogą ja też dużo myślałem. Rozważałem wszystkie opcje. Od powiedzenia jej, że to był błąd do porwania jej do Vegas i poślubienia jej.
-Myślałam, że moglibyśmy wyjechać po obiedzie zanim zrobi się ciemno – dotarły do mnie jej słowa
-Oczywiście, jak sobie życzysz
-Tak będzie najlepiej – odstawiła kubek na stół – chyba, że wolisz jechać wcześniej to nie ma najmniejszego problemu
-Dostosuję się do Ciebie – posłałem jej nieśmiały uśmiech
-Naprawdę chcesz się oświadczyć Caro ? – wypaliła zaskakując tym nie tylko mnie, ale też chyba siebie
Patrzyłem jej w oczy, które czekały na odpowiedź i zastanawiałem się czy chcę ją zranić jeszcze bardziej czy sprawić, że odetchnie z ulgą. Ale w naszej sytuacji była dobra chyba, tylko jedna możliwość.
-Tak – wstałem od stołu i nie odwracając się za siebie zaniosłem brudne naczynia do zlewu
-Och – usłyszałem jak odsuwa krzesło – pójdę się spakować i ogarnąć
-Pomóc Ci ?
-Obejdzie się – burknęła – dzięki
Poczekałem, aż moja była narzeczona pójdzie na górę, po czym wyjąłem telefon z kieszeni i wykręciłem numer do mojej dziewczyny.
-Cześć, tu Caroline Bohs. Jeżeli to coś pilnego to zostaw wiadomość po usłyszeniu sygnału, a postaram się oddzwonić ... pip
-Kochanie – zacząłem – dzisiaj późnym popołudniem będę już w domu. Chciałbym, żebyś tam była. Zrobię kolacje, obejrzymy film i może pogadamy. Co Ty na to ? Kocham Cię
Nie zdążyłem nawet odłożyć smartfona, gdy zaczął on dzwonić, a na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie pulchnej blondynki. Pośpiesznie odebrałem i zanim zdążyłem się odezwać to dziewczyna zaczęła już mówić.
-Zraniłeś mnie, wiesz ? Tak cholernie mnie zraniłeś. Ja wszystko rozumiem, Twoja przeszłość i rozstanie z Emily nie były łatwe, ale to już minęło Marco. Teraz jesteśmy razem, mieszkamy razem, powinniśmy sobie ufać i się wspierać, a Ty nagle pakujesz walizkę i jedziesz za swoją ex dziewczyną. Wiesz jak ja się czułam ? Czy ja się w ogóle dla Ciebie liczę ?
-Skarbie oczywiście, że się liczysz – westchnąłem – przepraszam. Działałem instynktownie, wiem, że Cię zraniłem i bardzo tego żałuję. Zrobię wszystko, żeby Ci to jakoś wynagradzać
-Nie wiem czy ja chcę, żebyś mi to wynagradzał Marco
-Caro nie mów tak – poprosiłem – nie odsuwaj się ode mnie. Nie odchodź
-Ty odszedłeś
-Przepraszam – powtórzyłem
-Nie wiem czy chcę wracać do mieszkania. Na razie jestem u rodziców i jest mi tu dobrze
-Potrzebuję Cię Caroline, a Ty potrzebujesz mnie. Kochamy się, musimy sobie jakoś od nowa poradzić. Razem
-To samo mówiłeś Emily, żeby ją pocieszyć ? – zaśmiała się ironiczne
-Emily to przeszłość, teraz liczysz się, tylko Ty Caroline. Przyrzekam
-Daj mi kilka dni, proszę
-Kocham Cię Caro. Naprawdę Cię kocham i nikogo więcej. Nie kocham Emily, ona nic już dla mnie nie znaczy. Jest, tylko kimś z przeszłości, a Ty jesteś moją przyszłością – powiedziałem przez zaciśnięte gardło
Słyszałem, że dziewczyna po drugiej stronie słuchawki cicho chlipie i pociąga nosem, ale nie odezwałem się, ani słowem, bo na pewno nie chciała, żebym to słyszał.
-Powiedz to jeszcze raz
-Co takiego ? – uśmiechnąłem się delikatnie
-Powiedz, że kochasz mnie, a nie Emily
-Kocham, tylko Ciebie. Już od dawna nie kocham Em skarbie – powiedziałem ciepłym głosem
-Ja też Cię kocham – westchnęła – naprawdę Cię kocham
-Będziesz w domu jak wrócę ?
-A obiecasz mi jedną rzecz ?
-Co, tylko chcesz kochanie
-Nie zostawiaj mnie już dla Emily – usłyszałem, a moje serce zwolniło
-Obiecuję – powiedziałem z nutką wahania
-Będę jak wrócisz – szepnęła – już nie mogę się doczekać, aż Cię zobaczę
-Ja też nie mogę się doczekać
-Bardzo się stęskniłam – dodała zapewne uśmiechając się szeroko
-Ja stęskniłem się tak mocno jak nie potrafisz sobie wyobrazić
-Do zobaczenia Marco – rozłączyła się
Przez chwilę siedziałem jeszcze przy stole patrząc na swój telefon, ale w końcu wstałem i poszedłem na górę. Spakowałem wszystkie swoje rzeczy, zniosłem walizkę swoją jak i Em na dół i zapakowałem je do bagażnika. Wspólnymi siłami ogarnęliśmy dom, spakowaliśmy jedzenie, żeby się nie zmarnowało, a potem siedząc po dwóch różnych stronach kanapy oglądaliśmy jakiś film lecący w telewizji. Atmosfera była zupełnie inna niż wczoraj podczas oglądania serialu, czy meczu. Nie musiałem nawet specjalnie rozmyślać, bo i tak wiedziałem, że to moja wina.
-Przepraszam – powiedziałem – zachowałem się nierozsądnie
-Tylko nie mów, że to była chwila słabości – jęknęła
Spojrzałem na nią i zobaczyłem wyraz jej twarzy. Skrzywiłem się w środku. Cholera.
-Nie Emily, to nie była chwila słabości – przeczesałem palcami włosy – ale mimo wszystko przepraszam
-Przeprosiny przyjęte – mruknęła – do tanga trzeba dwojga Marco
-Tak, to prawda – powiedziałem cicho
-Cieszysz się, że wracasz do domu, treningów i ... – przerwała na chwilę – i do Caroline ?
-Myślę, że wracam do normalnego życia po krótkich, ale intensywnych wakacjach – zażartowałem – ciekawe czy trener da mi popalić
-W razie czego zwal na mnie
-Chyba wolę uniknąć plotek, więc zostanę przy chorobie – westchnąłem
-Ach no tak – wyjąkała – oczywiście
-Nie chciałem Cię urazić Em
-Nie uraziłem – powiedziała niezbyt przekonująco – to oczywiste, że wolałbyś, żeby prawda nie wyszła na jaw
-Emily ja się Ciebie nie wstydzę – spojrzałem na nią – tylko nie wiem czy przydałby nam się rozgłos. Nikomu dobrze by to nie zrobiło
-No tak, grzebanie w przeszłości to specjalność dziennikarzy – westchnęła – rozumiem. Naprawdę
-I Theo by mnie zabił, gdybyśmy wylądowali jako para kochanków na okładce jakiegoś magazynu – zażartowałem, a ona wreszcie się zaśmiała – chyba chcesz mnie oszczędzić, co ?
-Oczywiście! – zachichotała – wolę się bawić na Twoim weselu, niż płakać na pogrzebie
Spojrzałem na nią zaskoczony, a do niej dopiero chyba, po chwili dotarło co tak naprawdę powiedziała. Skrzywiła się, po czym spuściła wzrok i odchrząknęła.
-Do mojego wesela jeszcze trochę czasu – powiedziałem – nie musisz się przejmować
-O to się nie martw – wzruszyła ramionami
Kilka godzin później wracaliśmy do Dortmundu, atmosfera w samochodzie była niezbyt przyjemna, więc chyba, każde z nas modliło się, żebyśmy jak najszybciej byli na miejscu. Gdy podjechałem pod apartamentowiec kobieta spojrzała na mnie smutno, ale mimo wszystko się uśmiechnęła.
-Dziękuję Ci Marco. Bardzo Ci dziękuję. Pomogłeś mi
-To żaden problem. Cieszę się, że pomogłem
-Mam u Ciebie dług wdzięczności – uśmiechnęła się blado
-Więc, kiedyś się zgłoszę, żeby go odebrać – mrugnąłem do niej
-W porządku – zachichotała
Kobieta złapała za klamkę, ale tuż zanim wysiadła złapałem ją za ramię. Odwróciła się do mnie nic nie rozumiejąc, a ja puściłem jej ramię.
-Odprowadzę Cię i pomogę z bagażem – posłałem jej uśmiech – okej ?
-Jeśli masz czas
Wysiedliśmy z samochodu, wyjąłem z bagażnika jej rzeczy i weszliśmy do apartamentowca. Winda była zepsuta, więc musieliśmy iść schodami. Cieszyłem się, że postanowiłem pomóc szatynce z rzeczami. Nie powinna sama dźwigać. Gdy byliśmy na trzecim piętrze to spotkaliśmy małą dziewczynkę, miała może kilka lat. Podbiegła do Emily tuląc się do niej, a moja była narzeczona objęła ją niepewnie.
-Długo Cię nie było Emily – powiedziała słodkim głosikiem
-Musiałam trochę odpocząć
-A jak się czuję Twój dzidziuś ? – spytała kładąc malutkie dłonie na brzuchu kobiety
Cholera. W jednej chwili oczy kobiety wypełniły się łzami, wyrwała się delikatnie z objęć małej dziewczynki i pobiegła na górę. Nie wiedziałem co mam robić, bo mała zaczęła przeraźliwie płakać, ale chciałem też biec za Emily, żeby jakoś ją uspokoić. Po chwili drzwi jednego z mieszkań otworzyły się i ze środka wyszła Ama. Wzięła na ręce pewnie swoją córkę i zaczęła ją uspokajać.
-Co się stało ?
-Chodzi o Emily – kiwnąłem głową na schody, którymi pobiegła panna Brown
-Oli skarbie idź do domku, a ja zaraz wrócę – pocałowała dziewczynkę w czoło – wszystko jest w porządku. Nie płacz już
Gdy, tylko drzwi zamknęły się za małą to Ama stanęła bliżej mnie i spojrzała wyczekująco.
-Poroniła kilka dni temu, uciekła z Dortmundu, a ja jej pomogłem. Teraz Twoja córka zapytała ją o dzidziusia i chyba Emily znowu się rozsypała
-Cholera – westchnęła – tak mi przykro
-Kolorowo nie jest – potarłem dłonią kark – Em na pewno żałuję, że tak teraz uciekła
-W ogóle się tym nie przejmuj – machnęła ręką – Oli zaraz o tym zapomni
-Pójdę na górę – westchnąłem – a potem muszę wracać do domu
-Oczywiście, już Cię nie zatrzymuję
-Do zobaczenia – cmoknąłem ją w policzek
Złapałem za walizkę dziewczyny i popędziłem po schodach na górę. Postawiłem bagaż przy drzwiach numer szesnaście, ale nigdzie nie widziałem szatynki. Już myślałem, że weszła do środka, ale usłyszałem pociągnięcie nosem, więc zajrzałem na schody prowadzące wyżej.
-Hej – szepnąłem
-Cześć – ukryła twarz w dłoniach
-Pogadamy ?
-Nie nie, już jest ok. Nie musimy gadać
-Chcę Ci pomóc
-Wystarczająco już mi pomogłeś – spojrzała na mnie niepewnie – czas wrócić do rzeczywistości
-Będzie dobrze – przytuliłem ją, gdy tylko podeszła bliżej mnie – będzie dobrze, zobaczysz
-Dziękuję – wtuliła się we mnie
-Będzie dobrze – powtórzyłem całując ją w czoło
-Cześć Marco – pomachała mi, po czym zniknęła wraz ze swoją walizką za drzwiami mieszkania
-Cześć Emily – powiedziałem do siebie
*****
Przepraszam. Wiem, że rozdział nie jest na czas (chociaż wyświetla się, że został dodany o 20:00 jest już prawie 22 ...). Ostatnio miałam małe zawirowania z blogami i nie do końca byłam pewna czy dalej chcę pisać, ale postanowiłam stanąć na wysokości zdania i nie znikać tak nagle. Za rozdział zabrałam się, dopiero dzisiaj wieczorem, więc jest taki słaby, krótki i nudny. Nie mogę obiecać, że za tydzień będzie dłuższy, ciekawszy i sielankowy, ale postaram się, żeby po prostu był. 
Buziaki

piątek, 23 września 2016

12.

[Emily]
Z samego rana wciąż ubrana w piżamę zapukałam do sypialni Marco. Gdy po raz kolejny piłkarz nie pozwolił mi wejść, a raczej po prostu się nie odezwał to wkroczyłam do pomieszczenia. Marco spał w najlepsze zakopany w pościel i nie zwracał uwagi na otaczający go świat. Energicznie zamknęłam drzwi, które trzasnęły, a huk jaki spowodowały nieco rozbudził blondyna, który spojrzał na mnie zaspany, przeniósł wzrok na budzik i znowu spojrzał na mnie marszcząc przy tym zabawnie brwi.
-Coś się stało ? - spytał zachrypniętym głosem.
-Nie - uśmiechnęłam się.
-To po co budzisz mnie tak wcześnie ?
-Chcę iść na spacer - wzruszyłam ramionami.
-Chryste Emily - zakrył się kołdrą - przyjdź później.
-Marco - jęknęłam.
-Przyjdź za co najmniej godzinę.
Przez kilkanaście sekund myślałam co mam zrobić, aby zwlec piłkarza z łóżka, aż w końcu zerwałam z niego kołdrę, po czym piszcząc jak nastolatka odwróciłam się do niego plecami. Wszystko, dlatego, że spał w samych bokserkach ! Widok jego prawie nagiego ciała i porannego wzwodu przyprawił mnie o lekki zawał serca i zaróżowione policzki. Brawo.
-Wystarczyło powiedzieć, że chcesz sobie na mnie popatrzeć - po chwili roześmiał się już całkiem rozbudzony.
-Nie wiedziałam, że jesteś prawie nagi - wydusiłam.
-Jasne - mruknął bez przekonania - zawsze tak śpię.
-Może ubierzemy się i pójdziemy, co ? – chciałam zmienić temat.
-Skoro i tak już nie śpię to możemy iść - westchnął - za 10 minut na dole ?
-Oczywiście - powiedziałam wciąż stojąc do niego tyłem.
Wyszłam z sypialni swojego byłego narzeczonego, przeszłam do sypialni, którą chwilowo zajęłam i od razu zamknęłam za sobą drzwi. Rozebrałam się, po czym założyłam czystą bieliznę, ciemne jeansy oraz granatowy, gruby sweter. Włosy związałam w koka, a twarz zostawiłam bez żadnego makijażu. I tak muszę się wykąpać, jak wrócimy ze spaceru. Na dół zeszłam kilka minut przed wyznaczonym czasem, ale i tak blondyn był pierwszy.
-Co chcesz zjeść na śniadanie ? - posłał mi swój nieśmiały uśmiech.
-A możemy zjeść po powrocie ? - spytałam z nadzieją.
-No nie wiem - pokręcił głową - będziesz głodna i nie będziesz miała siły.
-Zjem teraz jabłko - uśmiechnęłam się zgarniając owoc do ręki - a potem przygotujemy coś pysznego.
-W porządku - odparł niechętnie.
Zadowolona, że udało mi się go przekonać przeszłam do przedpokoju, usiadłam na drewnianym krześle i założyłam swoje zimowe botki. Potem mężczyzna pomógł mi ubrać kurtkę puchową, założyłam jeszcze szalik, czapkę i byłam gotowa do wyjścia.
-Cholera jak jest zimno - warknął blondyn zamykając za nami drzwi - nienawidzę zimy.
-Sory Reus. Taki mamy klimat - zachichotałam - jak spędzałeś swoją przerwę świąteczną ?
-Zabrałem swoją dziewczynę do Dubaju - wzruszył ramionami.
-Ach, a więc to tam świętowałeś Nowy Rok – powiedziałam czując ukłucie w sercu.
-Dokładnie - zaśmiał się - a Ty jak świętowałaś Nowy Rok ?
-Theo chciał, gdzieś wyjechać, ale w końcu zostawiliśmy w Dortmundzie i imprezowaliśmy z Ann i Mario.
-Byliście tylko we czwórkę ?
-Nie - pokręciłam przecząco głową - było kilku waszych kolegów z drużyny z partnerkami. Myślałam, że Wy też będziecie.
-Rozumiem.
-Jeśli chcesz to mogę porozmawiać z Caroline jak jutro wrócimy - powiedziałam po chwili.
-Nie trzeba, dam sobie z nią radę.
Pokiwałam twierdząco głową na znak zrozumienia i zamilkłam idąc przed siebie. Mimo, iż na początku trzymałam ręce w kieszeniach to bardzo mi zmarzły, więc wyjęłam je na ten mróz, zaczęłam je o siebie pocierać i chuchać na nie.
-Zimno ?
-Tylko w ręce - wyjaśniłam - nie wzięłam rękawiczek.
-Proszę - ściągnął swoje i pomógł mi włożyć na dłonie - są trochę za duże.
-Nie szkodzi - uśmiechnęłam się szeroko - i dziękuję.
-Drobiazg - puścił mi oczko - słyszałaś, że Ann i Mario biorą ślub ?
-Oczywiście ! Dowiedziałam się jako pierwsza.
-No tak, mogłem się domyślić. Rozumiem, że będziesz świadkową.
-Dokładnie tak - spojrzałam na niego, a on posłał mi swój radosny uśmiech - co ?
-Nic, tylko będę Twoim weselnym partnerem.
-Mario poprosił Cię, żebyś był jego świadkiem ?
-Yhmm - pokiwał twierdząco głową.
-Znowu staniemy razem przy ołtarzu - powiedziałam, zanim zdążyłam ugryźć się w język.
-Tylko nie ucieknij - zażartował, a ja o dziwo się zaśmiałam.
-To nie dawaj mi powodu - szturchnęłam go.
-Stoi - uśmiechnął się.
-Stoi - powtórzyłam.
-W takim razie jesteśmy umówieni - mrugnął do mnie.
Chciałam coś odpowiedzieć, ale wtedy właśnie przypomniał mi się mój sen, w którym musiałam wybierać czy chcę poślubić Marco czy Theo. Wtedy wydawało mi się, że wybór jest bardzo trudny, a teraz myślę, że poszłabym za głosem serca, tylko czy moje serce wiedziałoby kogo wybrać ? Och, co za pytanie. Ono wie od dawna. Ten sen był jak złe proroctwo na nadchodzący wówczas dzień ... zaraz z samego rana pierwszy raz od dawna poważnie pokłóciłam się z moim chłopakiem, a przecież nic na to wcześniej nie wskazywało. Co prawda tuż po parapetówce mieliśmy dość nieprzyjemną sprzeczkę na temat piłkarza i tego, że dużo czasu spędziliśmy w trakcie zabawy. Zarzuty Theo były troszeczkę irracjonalne, ponieważ po tym jak Ama zastała nas w kuchni podczas rozmowy to prawie wcale nie spędzaliśmy czasu. Owszem byliśmy niby razem, ale jednak osobno. Nie rozmawialiśmy, nie tańczyliśmy, nie chowaliśmy się, gdzieś sami. Od czasu do czasu zerknęłam na Marco, ale nakryłam go również jak on przyglądał się mi, więc byliśmy kwita. Potem temat ucichł i wydawało mi się, że Theo się już uspokoił, ale niestety okazało się, że jest zupełnie inaczej. Od naszej kłótni minął ponad miesiąc, a ja wciąż wracam myślami do tamtych dni. Kilka z nich spędziłam u swoich rodziców, żeby przemyśleć to i owo, a on w tym czasie zrozumiał, że popełnił ogromny błąd. Długo biłam się z myślami co powinnam zdobić, aż w końcu doszłam do wniosku, że nie mogę skreślić ostatnich lat mojego życia i wybaczyłam prawnikowi. Oczywiście nie od razu, dałam mu szansę dopiero jak trochę się wykazał. I wbrew pozorom nie mieliśmy tak udanego sylwestra jak zapewne mieli Marco i Caroline. Z jednej strony cieszę się, iż byli oni w Dubaju, bo Theo nie miał kolejnych powodów do zazdrości czy swoich wymysłów, ale jednak jak usłyszałam od Ann, że ich nie będzie to poczułam w sercu ukłucie żalu. A pomyśleć, że to wszystko przez moją mamę, która kazała mi się zastanowić kogo kocham i kogo będę kochała tak samo za dwadzieścia lat, a ja głupia skonsultowałam się ze swoim sercem i rozumem.
-Księżniczko - usłyszałam głos, który wyrwał mnie z zamyślenia - odleciałaś mi, gdzieś daleko.
-Zamyśliłam się - palnęłam głupio.
-Zauważyłem - zaśmiał się, a ja zaraz za nim.
-Przepraszam - pokręciłam z niedowierzaniem głową - mógłbyś powtórzyć ?
-Oczywiście - uśmiechnął się - pytałem, czy dotleniłaś się już wystarczająco czy chcesz jeszcze pospacerować.
-Dotleniłam się, zmarzłam i marzę o gorącym prysznicu - zachichotałam.
Skierowaliśmy swoje kroki do domu mojego byłego narzeczonego, gdy nagle przyszło mi coś "szalonego" do głowy. Schyliłam się, zgarnęłam trochę śniegu, który uformowałam w kulkę i zgrabnym rzutem trafiłam piłkarza prosto w twarz.
-Trafiony zatopiony ! - roześmiałam się, a on posłał mi mordercze spojrzenie.
-Zaraz nie będziesz taka zadowolona ! - szybko pochylił się, zrobił ze śniegu kule i rzucił we mnie, a ja nie zdążyłam zrobić uniku.
Pisnęłam, gdy lodowaty śnieg częściowo wpadł mi pod ubranie i od razu rzuciłam się, aby oddać Marco. Wywiązała się z tego zabawna walka na śnieżki, która skończyła się na tym, że oboje byliśmy cali mokrzy, zmarznięci i śmialiśmy się jak dzieci.
-Przez Ciebie jestem mokra - mruknęłam obrażonym tonem.
-Jeszcze nie do końca - uśmiechnął się przebiegle.
-Co masz ma myśli ?
-To - pochylił się, objął mnie od tyłu i cały czas mocno mnie do siebie przytulając wrzucił mnie w największą zaspę.
-Maarco ! - piszczałam, gdy usiadł na mnie i nacierał mi policzki.
-Trafiona zatopiona - wyszeptał tuż przy moich wargach.
Miałam ogromną ochotę przyciągnąć go do siebie i pocałować, ale zanim zdążyłam to uczynić to mężczyzna już wstał i wyciągnął dłoń w moim kierunku. Uśmiechając się jak głupi do sera chwyciłam ją i przy pomocy piłkarza stanęłam na nogach.
-Możemy wracać do domu - zaśmiał się - dalej marzysz o prysznicu ?
-Teraz marzę o wannie - rzuciłam przez ramię, idąc przed nim.
-Z tego co wiem to wanna jest, tylko w mojej łazience - dogonił mnie i spojrzał na mnie rozbawiony.
-I właśnie, dlatego zadowolę się prysznicem - puściłam mu oczko.
-W porządku - powiedział niepewnie, jakby się nad czymś zastanawiał, ale nie drążył tematu.
Gdy byliśmy już pod domem to nagle rozdzwonił się telefon blondyna, więc szybko wygrzebał go z kieszeni spodni i odebrał zaraz po tym jak sprawdził na wyświetlaczu kto dzwoni.
-Melanie - zaczął ciepłym głosem, z którego tryskała braterska miłość.
-...
-Nie jestem.
-...
-Przykro mi, ale do jutra nie ma mnie w domu - westchnął.
-...
-Jestem nad jeziorem.
-...
-Nie jestem sam - przewrócił oczami.
-...
-Z Emily - spojrzał na mnie, a ja szybko odwróciłam wzrok.
-...
-Jest w porządku Mel - uspokoił ją - nie mów proszę nikomu, gdzie jesteśmy, okej ?
-...
-Świetnie dzięki - uśmiechnął się, chociaż ona nie mogła tego zobaczyć.
-...
-Oczywiście, że ją pozdrowię.
-Ja też pozdrawiam - szepnęłam do niego, a on pokiwał głową na znak zrozumienia.
-Emily też Cię pozdrawia.
-...
-Okej - powiedział do telefonu, a potem zakrył słuchawkę i spojrzał na mnie - Mela też Cię pozdrawia.
-...
-Wpadnę do Was w poniedziałek i pogram z młodym w piłkę.
-...
-Nie panikuj - zaśmiał się - zagramy u niego w pokoju.
-...
-Jasne, do zobaczenia.
-... - jego siostra coś jeszcze powiedziała, a potem Marco się rozłączył.
Uśmiechnęłam się do piłkarza jak ten chował telefon, po czym wyciągnął klucze i otworzył przede mną drzwi.
-Mela się martwiła tym, że jestem chory i chciała mnie odwiedzić - powiedział jak akurat odwieszałam kurtkę.
-Skąd pomysł, że jesteś chory ? - zmarszczyłam brwi.
-Dzisiaj gramy mecz, więc skoro mnie nie ma to trener musiał dać jakiś oficjalny powód.
-I oficjalnie jesteś chory ?
-Yhmm - pokiwał twierdząco głową - Mela musiała usłyszeć to w telewizji, więc od razu zadzwoniła.
Bez słowa podeszłam do mężczyzny i przytuliłam go mocno, a on zakłopotany objął mnie dopiero po chwili. Muszę opanować moje chwile słabości.
-Dziękuje.
-Za co ? - wyszeptał mi do ucha.
-Za to, że tu przyjechałeś i zrezygnowałeś z meczu, i postawiłeś się trenerowi, i jeszcze masz problem z Caro. Dziękuję i przepraszam.
-Przyjechałem tu, bo chciałem, drużyna da sobie beze mnie radę, a trener wszystko rozumie, co do Caro to ona też w końcu zrozumie - pocałował mnie w głowę - nie przejmuj się.
-Jesteś jedyną osobą, która zna mnie na tyle dobrze, że wie jak mnie pocieszyć i mnie tak dobrze zna - powiedziałam - okazuje się, że po tylu latach jestem taka sama jak kiedyś.
-Trochę się zmieniłaś - zażartował - ale dam sobie rękę uciąć, że Theo wie o rzeczach, o których ja nie mam bladego pojęcia.
-Z Theo to nie jest już to samo - odsunęłam się od niego i uśmiechnęłam się blado - idę pod prysznic, a potem zjemy jakieś śniadanie, co ?
-Chcesz pogadać o tym co się dzieje z Theo ?
-Raczej nie - wzruszyłam ramionami.
-Okej - westchnął ciężko - spotkajmy się tu za chwile na śniadaniu.
Nic nie mówiąc ruszyłam na piętro. Zgarnęłam kosmetyki, ręczniki i zajęłam łazienkę. Wzięłam dość długi, gorący prysznic, który bardzo mnie rozgrzał, umyłam włosy, które tuż po wysuszeniu związałam w kłosa i założyłam na siebie ubrania te same, które miałam na spacerze. Nie malowałam się, bo jakoś nie miałam ochoty. Może nie wystraszę blondyna. Zeszłam gotowa na dół i jak dotarłam do kuchni to piłkarz smażył na dwóch patelniach dwa omlet z serem i papryką. Moje ulubione ...
-Pięknie pachnie - uśmiechnęłam się siadając na blacie.
-Mam nadzieje, że będzie smakowało równie dobrze.
-Na pewno - odparłam, a chciałam powiedzieć, że zawsze wychodziły mu najlepsze omlety pod słońcem.
-Kawa czy herbata ?
-Herbata, koniecznie duża - zachichotałam - największa.
-Zrobię Ci w dzbanku - zaśmiał się.
-Dobrze, że nie w garnku - prychnęłam.
-Jeśli, tylko będziesz chciała to nie ma problemu - spojrzał na mnie rozbawiony.
Kilka minut później wszystko było już przygotowane, więc w dobrych nastrojach zasiedliśmy do stołu. Jedzenie okazało się oczywiście jak zwykle fantastyczne. Pan Reus talent kulinarny odziedziczył po żeńskiej stronie rodziny. Co do tego nie mam żadnych wątpliwości.
-Emi - nagle spojrzał na mnie cholernie poważnie.
-Nie patrz tak na mnie, bo aż się boję.
-Obiecasz mi coś ?
-To zależy co - spojrzałam na niego niepewnie.
-Obiecaj mi, że jak wrócimy do Dortmundu to się nie załamiesz. Wiem, że tam pojawią się problemy i osoby, które będą się chciały o Ciebie troszczyć, ale musisz im na to częściowo pozwolić, tak jak pozwalasz na to mi. Będzie trudno wiem, ale bądź silna, ok ?
-Obiecuję - uśmiechnęłam się - ale mogę czasem zadzwonić ?
-Zawsze - upił łyka herbaty, ale i tak widziałam na jego twarzy cień uśmiechu.
-Uważaj - ostrzegłam żartobliwie - teraz będę dzwonić nawet w nocy.
-Wyciszę telefon - mrugnął do mnie, a ja się roześmiałam.
-Którejś nocy zapomnisz - podniosłam się z miejsca zabierając swoje naczynia - a wtedy właśnie ja zadzwonię i Cię obudzę.
-Okej, ale ten układ działa w dwie strony, nie ?
-W jakim sensie ?
-Skoro Ty możesz dzwonić do mnie nawet w nocy to ja do Ciebie też, prawda ? - zaśmiał się cicho, na co przewróciłam oczami.
-Zapomnij ! Możesz dzwonić, tylko o ludzkich porach - pokazałam mu język.
Zapakowałam do zmywarki brudne po śniadaniu naczynia, umyłam ręce w zlewie i wytarłam je ściereczką. Marco po chwili również skończył spożywać posiłek i wykonał prawie te same czynności co ja.
-Obejrzymy dzisiaj Wasz mecz ?
-A masz na to ochotę czy chcesz być miła ? - spytał podejrzliwie.
-Chciałabym zobaczyć chłopaków w akcji.
-Mnie już byś wolała nie oglądać ?
-Zgadłeś, gratuluje - powiedziałam sarkastycznie - w nagrodę wygrałeś robienie obiadu.
-I tak bym go robił.
-Tak, ale teraz nie masz wyjścia.
-W takim razie na co ma księżniczka ochotę na obiad ?
-Księżniczka ma ochotę, żebyśmy zamówili pizzę - zaśmiałam się radośnie - i to dużą z najlepszymi dodatkami.
-Pasuje mi - uśmiechnął się, po czym ze skupioną miną spojrzał na zegarek - cholera jeszcze tyle czasu do obiadu.
-Możemy zamówić jak będziemy oglądać mecz i napijemy się przy okazji piwa.
-Dziewczyno jesteś ideałem - zażartował, a ja mimo wszystko się zarumieniłam.
-Kiedyś już to słyszałam - mruknęłam cicho.
-Słucham ?
-Nie ważne - machnęłam ręką - mówiłam do siebie.
-Kiedyś już to mówiłem - powiedział przyglądając mi się, a ja tylko westchnęłam - pamiętaj, że mam dobry słuch Emi.
-Nie wymądrzaj się - burknęłam - naprawdę myślałam, że nie usłyszałeś.
-Co masz ochotę robić ?
-Obojętnie mi - wzruszyłam ramionami - decyduj.
-Możemy obejrzeć film albo jakiś serial zacząć.
-Serial brzmi lepiej.
-Grey's Anatomy ?
-Idealnie, już zapomniałam co tam się działo.
-Laptopa mam na górze - westchnął - przynieść go tutaj czy ...
-Możemy obejrzeć w Twojej sypialni, nie przeszkadza mi to - powiedziałam ciut za szybko, ale Marco nie wyglądał jakby zwrócił na to uwagę.
-To chodźmy - uśmiechnął się.
Pierwsza wspięłam się po schodach na piętro, weszłam do kiedyś naszej, a teraz sypialni blondyna i stanęłam zakłopotana na środku.
-Kładź się na łóżku, gdzie masz ochotę - machnął ręką, w kierunku mebla.
Chwilę się wahałam, aż w końcu położyłam się po swojej ulubionej stronie łóżka, a blondyn położył się zaraz obok mnie. Ułożył laptopa pomiędzy nami, puścił pierwszy odcinek, pierwszego sezonu serialu i oboje skupiliśmy się na oglądaniu. Chociaż w moim przypadku nie można było mówić o skupieniu. Rozpraszało mnie dosłownie wszystko. Zapach jego perfum, jego dłoń leżąca tuż koło mojej nogi, jego ramię ocierające się o moje, a także cisza przerywana odgłosami z serialu, mojego dudniącego serca czy jego oddechu. Miałam nadzieje, że Marco nie zwraca na te duperele uwagi, ale z drugiej strony między nami było coraz większe napięcie. A ja nie chciałabym pierwsza wybuchnąć. Nie w tym domu, nie w tym pomieszczeniu, nie na tym łóżku. Siódmy odcinek nie dobiegł jeszcze końca, gdy telefon piłkarza kolejny raz zaczął dzwonić. Mężczyzna posłał mi przepraszający uśmiech, zastopował serial i bez patrzenia na wyświetlacz odebrał połączenie.
-Cześć - zaczął niepewnie - coś się stało ?
-...
-Skąd taki pomysł ?
-...
-Cholerna Melanie - warknął.
-...
-Wracamy jutro wieczorem.
-...
-Ann wstrzymaj się do jutra.
-...
-Okej, w porządku. Już Ci ją daję - westchnęłam.
Pokiwałam twierdząco, że zgadzam się na rozmowę z przyjaciółką, wzięłam telefon do ręki i podniosłam się z łóżka. Szybkim krokiem przeszłam do swojej, tymczasowej sypialni i zamknęłam za sobą drzwi.
-Cześć Ann - usiadłam na podłodze opierając się plecami o ścianę.
-Emily ! - zawołała do słuchawki - zniknęłaś.
-Nic mi nie jest Ann - przerwałam jej - jestem cała, zdrowa i bezpieczna.
-Wszyscy się o Ciebie martwimy.
-Wiem, przepraszam.
-Spotkałam Melanie w sklepie i wygadała się, że jesteś razem z Marco. Wyjechaliście razem ? - spytała z niedowierzaniem.
-Nie - westchnęłam - Theo do niego dzwonił, a Marco przyjechał mnie szukać.
-Trochę to skomplikowane.
-Wiem, opowiem Ci jak wrócimy.
-Jak się trzymasz ?
-Dobrze - wzruszyłam ramionami, choć nie mogła tego zauważyć - tu jest zupełnie inaczej, niż w Dortmundzie.
-To znaczy ?
-Marco traktuje mnie normalnie, nie pociesza mnie na sile, nie zmusza mnie do wyżalenia się czy płakania, a to mi pomaga. Owszem bardzo się o mnie troszczy, doceniam to, ale przy nim nie myślę o tym wszystkim. Jesteśmy tylko ja i on.
-Marco Cię zna i wie co robić.
-Tak, ale przecież to jest zupełnie nowa i cholernie trudna sytuacja - przełknęłam ciężko ślinę - nie codziennie traci się dziecko.
-Em - szepnęła zmartwionym głosem - to nie była Twoja wina, takie rzeczy po ...
-Po prostu się zdarzają - dokończyłam za nią - wiem o tym.
-Może jak wrócisz do Dortmundu to pójdziesz na jakaś terapię ?
-Może - mruknęłam.
-Zabrzmię brutalnie, ale Marco nie będzie cały czas koło Ciebie. Będziesz musiała radzić sobie bez niego - powiedziała spokojnie - ale masz mnie, Theo i całe mnóstwo rodziny i przyjaciół.
-Ann ja już nie wiem co robić, o czym myśleć. Sama się waham co do swoich uczuć i związków - jęknęłam - z jednej strony to wydaje się takie proste, a z drugiej to takie skomplikowane.
-Nie rozumiem.
-Opowiadałam Ci o swojej rozmowie z mamą, prawda ?
-Pewnie.
-A mimo to później pogodziłam się z Theo - potarłam dłonią kark.
-No tak.
-To mi się wydawało najlepszym rozwiązaniem. On mnie kocha, mieszkamy razem, a na dodatek byłam w ciąży. Nie chciałam komplikować wszystkim życia podejmując spontaniczne decyzje. Przecież, tyle ludzi przeżyło zawody, że mnie też by to nie zabiło. W końcu pogodziłabym się z tym, że nie jestem z Marco, przyzwyczaiłabym się do tego, że jest z Caroline i wszystko by się ułożyło
-Albo do końca życia byłabyś nieszczęśliwa.
-No właśnie - westchnęłam - a teraz, gdy poroniłam to wszystko wydaje się jeszcze bardziej trudne.
-Teraz zastanawiasz się czy jest sens być z Theo.
-Tak - potwierdziłam.
-Och Em - jęknęła.
-Ann ja go cały czas okłamuje wmawiając mu, że kocham tylko jego, a prawda jest zupełnie inna. Przecież on oszaleje jak się dowie, że tak bardzo kocham Marco, a on zgodził się, żeby ten mnie znalazł i pocieszał.
-Możliwe, ale poniekąd będzie mu też wdzięczny.
-Zależy mi na Theo, wiele mu zawdzięczam i nie chcę łamać mu serca.
-Więc wolisz złamać je sobie ?
-Moje serce już od dawna jest złamane - bąknęłam.
-Ale teraz masz szansę je naprawdę posklejać.
-Marco kocha Caroline.
-Bullshit - warknęła.
-Powiedział mi, że zamierza się jej oświadczyć - powiedziałam szybko.
-Co ?! - zawołała.
-Marco chce poślubić Caro.
-Ja pierdole - westchnęła - chyba go pojebało.
-Nie Ann. On po prostu ruszył dalej i nie ogląda się za siebie, a ja robię z siebie idiotkę.
-Emily posłuchaj mnie teraz uważnie - powiedziała poważnie - on Cię kocha i dam sobie rękę uciąć, że się nie mylę. Ruszył dalej, tylko dlatego, że jest pewien, że Ty też ruszyłaś dalej. On nie wie o Twoich problemach z Theo, wahaniach, niepewności i tym, że Ty też go kochasz. Myślę, że on wcale nie chce się oświadczyć Caro, to byłby największy błąd jego życia.
-Powiedział to, tylko, żeby mnie zranić ?
-Wątpię, ale może powiedział tak, żebyś nie miała podejrzeń wobec jego zachowania.
-Może - westchnęłam.
-Pogadaj z nim, powiedz mu prawdę i wtedy wszystko się wyjaśni.
-Nie mogę powiedzieć mu prawdy !
-Dlaczego nie ?
-Bo to nie jest najlepszy czas na takie rozmowy.
-Masz racje, najpierw powinnaś pogadać z Theo.
-Powinnam się z nim rozstać ? – spytałam szukając wsparcia.
-Tak, już dawno temu – wyznała zaskakując mnie bardzo.
-Ann !
-Przepraszam Em. Ja bardzo go lubię, naprawdę, ale jestem Twoją przyjaciółką i wiem, że nigdy nie zapomniałaś o Marco, a po za tym - przerwała na chwilę - myślę, że Theo też zdaje sobie z tego sprawę.
-Zacznę chodzić z kartką na czole "rozwalam, każdy swój związek" - zaśmiałam się ironicznie.
-Albo "od zawsze kocham, tylko jednego faceta i, każdy, który nim nie jest, nie ma u mnie szans".
-Nie mam takiego dużego czoła, żeby ten napis się zmieścił - zażartowałam, a blondynka roześmiała się wesoło.
Pukanie do drzwi sprawiło, że uspokoiłam się na chwilę, zasłoniłam dłonią telefon i powiedziałam głośne "proszę".
-Przeszkadzam ?
-Nie, wchodź - posłałam mu blady uśmiech - zagadałyśmy się.
-Wiem wiem, musicie nadrobić stracony czas – machnął rękę.
-O co co chodzi ?
-Potrzebuję na chwilę telefon – skrzywił się – mogę wziąć Twój ?
-Pewnie – zaśmiałam się – ale mogę dać Ci Twój, a sama wezmę swój.
-Dam sobie radę, gdzie jest ?
-W szufaldzie – wskazałam na szafkę nocną, a piłkarz wziął sobie mój telefon.
-Zaraz Ci oddam – mruknął, po czym opuścił pomieszczenie.
Odczekałam chwilę, aby odszedł spod drzwi i dopiero odezwałam się do modelki.
-Przepraszam, ale Marco na chwilę wszedł.
-Coś tam słyszałam, przez tą zasłoniętą słuchawkę – zachichotała.
-Ann – jęknęłam – nie wiem co się ze mną dzieje, ale ja ciągle mam na niego ochotę. Już mam dość tego, że jak jest blisko to muszę się powstrzymywać, żeby się na niego nie rzucić.
-W ciąży mogłabyś to zrzucić na hormony.
-Ale nie jestem już w ciąży – burknęłam.
-Między Tobą, a Marco jest silna chemia.
-Za silna ! – westchnęłam – a na dodatek nie jestem pewna czy on też to czuje.
-Na pewno – spróbowała mnie przekonać – a tak przy okazji możesz się na niego rzucić. Nikt się o tym nie dowie.
-Ann ! – zbeształam ją – to byłaby zdrada.
-Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal – wyczułam, że się uśmiecha.
-Chciałabyś, żebym dawała takie rady Mario ?
-Pewnie, ale tylko pod warunkiem, że chodziłoby o mnie i o niego – zaśmiała się cicho – w innym wypadku nie ma mowy.
-Yhmm – stłumiłam śmiech.
-Muszę kończyć – jęknęła niezadowolona – powinnam zacząć się szykować na mecz.
-Trzymaj kciuki za wygraną.
-Ty też ! – cmoknęła – widzimy się w poniedziałek. Buziaki.
-Buziaki – pożegnałam się, wciąż zszokowana, że zaplanowała nam już spotkanie.
Gdy odkładałam telefon blondyna na ziemie zauważyłam jego tapetę i, aż poczerwieniałam z zazdrości. Magiczne zdjęcie zapewne z Dubaju, na którym Marco i jego przyszła narzeczona całują się namiętnie, aż emanowało miłością. Oboje mieli zamknięte oczy, ale widać było, że są zadowoleni i może nawet uśmiechnięci. W tle widać było wspaniałą, pustą plażę i wodę w cudownym odcieniu. Zablokowałam telefon, żeby sprawdzić czy na ekranie blokady jest to samo zdjęcie, ale wtedy zobaczyłam obrazek przedstawiający Mię, Nico oraz ich wujka. Dziewczynka drzemała spokojnie w ramionach mężczyzny, a chłopczyk uwieszony był przy jego nodze. Obaj panowie uśmiechali się szeroko do aparatu, więc ja też uśmiechnęłam się na ten widok.
-Załatwione – piłkarz zatrzymał się tuż przy drzwiach – nie zapukałem.
-Nie szkodzi, ja też już skończyłam – uśmiechnęłam się do niego blado – podziwiałam Twoją tapetę.
-Melanie zrobiła nam zdjęcie w drugi dzień Świąt – podał mi telefon, więc ja oddałam mu jego – bardzo mi się podoba.
-Pasują Ci dzieci.
-Każdy mi to mówi – zaśmiał się – mama mówi, że mógłbym się wreszcie postarać o swoje.
-Na pewno będziecie mieć z Caroline piękne dzieci – westchnęłam – to z kim gracie dzisiaj mecz ?
-Borussia Dortmund kontra SC Freiburg – powiedział głosem komentatora – dwudziesta kolejka Bundesligi.
-Wspaniale – z udawanym entuzjazmem klasnęłam w dłonie – jaki obstawiasz wynik ?
-Dwa do zera dla nas – uśmiechnął się – a Ty ?
-Trzy do zera – puściłam mu oczko – Mario strzeli gola.
-Mario ? – prychnął – nie ma szans.
-Jesteś okropny – podniosłam się z ziemi – idziemy na dół czy kończymy oglądać odcinek ?
-Zapisałem, gdzie skończyliśmy, więc chodźmy na dół. Zrobimy obiad, bo niedługo zaczyna się mecz.
-Mieliśmy zamówić pizze.
-Ach no tak - poprawił dłonią włosy – kompletnie zapomniałem.
-Ile mamy do meczu ?
-Niecałą godzinę – spojrzał na zegarek.
-To zamówmy już tą pizze, pewnie jak przyjedzie to akurat zacznie się mecz.
-W porządku, na jaką masz ochotę ?
-Dużo dodatków, możesz wybrać – uśmiechnęłam się – przebiorę się.
-Chcesz koszulkę meczową ?
-A masz taką ?
-W samochodzie powinienem mieć – wyjaśnił – przyniosę Ci i po drodze zamówię.
-Dzięki ! – zawołałam już, gdy schodził po schodach.
Kilka minut później znowu pojawił się w pomieszczeniu zwanym moją sypialnią, ale dosłownie tylko na chwilkę, aby zostawić mi koszulkę ze swoim numerem i nazwiskiem na plecach. Szybko się w nią przebrałam i podłączyłam telefon do ładowarki. Pierwszy raz od wyjazdu z Dortmundu zobaczyłam, ile mam nieodebranych połączeń, nieprzeczytanych wiadomości czy maili. Och. Teraz nie mam do tego głowy.
-Oto i ona – powiedział na mój widok Reus – pszczółka Em.
-We własnej osobie – zachichotałam.
-Dobrze wyglądasz – pochwalił.
-W końcu to Twoja koszulka, co ?
-Moje rzeczy, po prostu wyglądają dobrze na kobietach.
-Zapewne jak większości mężczyzn – przewróciłam oczami rozsiadając się na kanapie.
-Wiesz jak dowalić facetowi – westchnął – piwo, wino czy herbata ?
-Piwo !
-Z lodówki ?
-No pewnie – zaśmiałam się.
-Mam nadzieje, że nie zachcę Ci się dzisiaj wracać do Dortmundu, bo ja też zamierzam się napić.
-Ależ proszę Cię bardzo – wzruszyłam ramionami – pij sobie do woli.
-Chyba nie pytałem, ale jak się tu dostałaś ?
-Jakoś – uśmiechnęłam się szeroko – to taki mój mały sekrecik.
-Widziałem buty na obcasie, więc na pewno nie przyszłaś na pieszo – zaśmiał się, a ja razem z nim.
-To byłby wyczyn mojego życia.
Rozmawialiśmy lekko i swobodnie, aż do momentu, gdy pojawił się nasz obiad, a zaraz później zaczął się mecz. Zajadając się pizzą i popijając ją piwem komentowaliśmy kolejne minuty meczu, gdy nagle w dziewiątej minucie przy asyście Auby, Mario strzelił gola. Pisnęłam uradowana, a potem wycelowałam palec wskazujący prosto w swojego byłego narzeczonego.
-Mówiłam, że Mario strzeli gola !
-Dobrze, już dobrze – uniósł ręce w geście poddania się – miałaś racje.
Do końca pierwszej połowy żadna z drużyn nie strzeliła już gola, natomiast Piszczek dostał żółtą kartkę. Marco jak to Marco bronił swojej drużyny i kolegi wykłócając się z telewizorem, że absolutnie ta kartka się nie należała. Sędzia niestety go nie słyszał, a ja miałam niezły ubaw.
-Wiesz, że jak będziesz się tak denerwował to i tak nic nie da ?
-Ten sędzia jest jakiś ślepy, może trzeba mu okulary kupić ?
-Mario da mu swoje – zachichotałam – nie stresuj się, to tylko żółta kartka.
-Kobiety – prychnął.
-Faceci – zaśmiałam się.
-Nie lubię oglądać meczy w telewizji – mruknął – w poniedziałek powiem im co robili nie tak.
-Marco oni grają wspaniale. Zarówno z Tobą, jak i bez Ciebie, więc uspokój się – posłałam mu uśmiech – prowadzą, więc w czym problem ?
-Nie mogą sobie pozwalać na dostawanie żółtych kartek – zmarszczył brwi.
Posłałam mu spojrzenie mówiące „To piłka nożna ... tu się dostaje żółte kartki”, a on zaśmiał się wesoło.
-W porządku, masz racje – odpuścił – po prostu żałuję, że nie mogę im pomóc.
-Przeze mnie.
-Dla Ciebie – założył mi za ucho kosmyk włosów, które uciekły z kłosa.
Druga połowa była o wiele bardziej emocjonująca niż poprzednia. Piłkarze od pierwszej chwili walczyli o bramki. My koniecznie chcieliśmy mieć na koncie kolejnego gola, a nasi rywale chcieli wyrównać wynik. Niestety nie udało im się, ponieważ kilka minut po tym jak Kagawa dostał żółtą kartkę, jego kolega z drużyny Aubameyang strzelił gola dając drużynie prowadzenie dwa do zera. Mecz trwał w najlepsze, a my kibicowaliśmy głośno i zacięcie. Nie wiem, które z nas bardziej się stresowało, gdy przeciwna drużyna znajdowała się pod naszą bramką.
-Taak ! – zawołał blondyn, gdy jego przyjaciel strzelił kolejną bramkę.
-Brawo Auba ! – klasnęłam w dłonie.
Do końca meczu wynik się utrzymywał, a my byliśmy z tego bardzo zadowoleni.
-Miałam racje ! Miałam racje ! – zaczęłam podskakiwał z radości – przegrałeś !
-Nie zakładaliśmy się – zaśmiał się.
-A szkoda – straciłam równowagę i upadlam na kanapę wybuchając śmiechem – o Boże !
-Upiłaś się ? – zażartował nachylając się nade mną.
-Jasne – powiedziałam sarkastycznie.
Mężczyzna spojrzał mi w oczy, a ja przez chwilę straciłam kontakt z rzeczywistością. Patrzyłam na niego zafascynowana i zastanawiałam się, o czym myśli piłkarz. Po chwili zbliżył się do mnie jeszcze bardziej, a ja chyba przestałam oddychać. To było jak te wszystkie romantyczne sceny w głupich komediach romantycznych. Facet patrzy na kobietę, a jej od razu miękną kolana. Przełknęłam ciężko ślinę i wtedy właśnie Marco delikatnie musnął swoimi ustami moje. Przyciągnęłam go bliżej siebie pogłębiając nasz pocałunek, a mężczyzna o dziwo wcale się nie opierał. Posadził mnie sobie na kolanach wciąż namiętnie mnie całując, wsunął dłoń pod moją, a raczej swoją koszulkę i pogładził mnie po plecach tak, że aż przeszedł mnie przyjemny dreszcz. O cholera. Drżącymi dłońmi zaczęłam rozpinać jego koszulę, a on wtedy jakby się ocknął. Odsunął mnie od siebie delikatnie i spojrzał na mnie niedowierzając.
-Przepraszam – zdjął mnie ze swoich kolan, posadził mnie na kanapie i sam poszedł na górę.
-Nie przepraszaj – szepnęłam do siebie.
Przejechałam palcami po swoich opuchniętych od pocałunków ustach i zamknęłam oczy wracając myślami do tego, co stało się chwilę wcześniej. To było tak cholernie przyjemne. Jakbym cofnęła się do naszej wspólnej przeszłości, gdzie takie pocałunki były wręcz codziennością. Plecy, po których jeszcze niedawno mnie gładził domagały się jego gorącego dotyku, którego było za mało. Wstałam nieśpiesznie z miejsca, zdjęłam koszulkę klubową Reusa zostawiając jedynie w staniku i ruszyłam na górę. Bez pukania weszłam do sypialni blondyna, gdzie mężczyzna siedział na łóżku. Podniósł na mnie wzrok i widziałam jak ciężko przełknął ślinę na mój widok. W duchu uśmiechnęłam się do siebie, ale nie chciałam mu tego pokazywać.
-Twoja koszulka – powiedziałam kładąc na łóżku ubranie, po czym wyszłam zamykając za sobą drzwi.
Miałam nadzieje, że wyjdzie za mną i znów porwie mnie w swoje ramiona, ale mijały kolejne minuty, a nic takiego się nie stało. Z trudem powstrzymałam łzy, które gromadziły się w moich oczach i rzuciłam się na swoje łóżko tuląc do siebie poduszkę. To byłoby na tyle, jeśli chodzi o moje relacje z Marco. Już wiem, że nie muszę wyznawać mu swoich uczuć, bo on ich najzwyczajniej w świecie nie odwzajemnia. Chwila słabości. Pewnie tak jutro się wytłumaczy. Najgorsze dwa słowa jakie mogłabym kiedykolwiek usłyszeć. Chwila słabości ...

piątek, 16 września 2016

11.

[Emily]
Głowa tak strasznie mnie bolała, że miałam wrażenie, iż umieram. A może właśnie umierałam ? Otworzyłam ociężałe powieki, powoli przyzwyczaiłam swój wzrok do jasnego światła i rozejrzałam się dookoła. Gdzie jestem ? Ach, no tak. Nad jeziorem. Chyba (zdecydowanie) za dużo wczoraj wypiłam, a w dodatku urwał mi się film. Mam nadzieje, że zachowywałam się w miarę przyzwoicie. Spojrzałam na zegarek stojący na szafce nocnej i omal nie dostałam zawału widząc, że jest już w pół do pierwszej. Obok zegarka stała szklanka z sokiem pomarańczowym i karteczką „Wypij mnie”, dwie tabletki na małym talerzyku z karteczką „Weź mnie” oraz talerz z kanapkami z karteczką „Zjedz mnie”. Zaśmiałam się cicho mimo ogromnego kaca, a następnie sięgnęłam po sok, który wypiłam duszkiem, zmusiłam się do zjedzenia kilku kanapek, a na końcu wzięłam tabletki. Nie miałam już ich czym popić, ale jakoś dałam sobie radę. Było już późno, tylko, że ja tak źle się czułam, że nie miałam w ogóle siły wstać z łóżka. Wtuliłam się w poduszkę, okryłam się szczelniej kołdrą i tak sobie leżałam. Czekałam sobie na zbawienie w postaci braku kaca lub śmierci. Odruchowo położyłam dłoń na swoim brzuchu i dotarło do mnie co się stało trzy dni temu. Moje oczy od razu się zeszkliły, a kilkanaście sekund później płakałam już w poduszkę. Nie chciałam tego dziecka na samym początku, ale z każdym dniem kochałam je coraz bardziej. To był mój malutki dzidziuś, który byłby ze mną już na zawsze, a ja obdarzyłabym go miłością bezwarunkową. Bałam się zostać matką, to nie był dobry czas, ale nigdy nie pomyślałabym, że poronię. Cholerny pech.
-Nie śpisz już ? – Marco wszedł do „mojej” sypialni
-Nie – jęknęłam wycierając łzy
-Płakałaś ?
-To nie jest Twoja sprawa – mruknęłam
-Dużo pamiętasz z wczorajszego wieczoru ? – spytał, a przez jego twarz przebiegł cień niepokoju
Zamarłam. Spojrzałam mu prosto w oczy chcąc coś z nich wyczytać, ale nie potrafiłam. Co się kurwa wczoraj wydarzyło ?! Usiłowałam sobie coś przypomnieć, ale miałam w głowie czarną pustkę.
-Nic nie pamiętam – szepnęłam
-To dobrze – odpadł lekko – widzę, że zjadłaś. Jak głowa ?
-Boli, ale wzięłam tabletki
-Zaraz będzie lepiej. Weź prysznic, ogarnij się, a potem coś wymyślimy
-Wolałabym zostać w łóżku i ...
-I płakać i użalać się nad sobą – przerwał mi – nie pozwolę Ci się załamać, a potem wpaść w depresje
-Przesadzasz
-Możliwe – wzruszył ramionami – biegamy ?
-Nie !
-Lubisz biegać – prowokował mnie
-Lubię, ale nie w tym momencie – westchnęłam
-Okej, za pół godziny na dole ?
-Może być
-Wyrobisz się ? – spytał zanim wyszedł
-Postaram się
-W porządku – wyszedł zamykając za sobą drzwi
Musiałam zmusić swoje ciało, aby podniosło się z łóżka. Stanęłam gołymi stopami na chłodnej drewnianej podłodze i podeszłam do szafy. Dopiero wybierając sobie ubrania na dzień dzisiejszy zorientowałam się, że jestem w koszulce jak mniemam należącej do piłkarza. Odruchowo zaczęłam się dotykać i oglądać. Co prawda miałam na sobie majtki, ale brakowało mi stanika. Powoli zaczęłam dodawać dwa do dwóch i jeżeli się nie mylę to tą noc spędziłam z Marco. Zdradziłam Theo, a on Caroline. Cholera. Szybko założyłam na siebie pierwsze lepsze spodnie dresowe, dużą, bordową bluzę GAP zakładaną przez głowę, a włosy związałam byle jak. Z koszulką blondyna w ręku zbiegłam na dół, gdzie Marco pił kawę stojąc przy oknie.
-Co tak szybko ? – spytał rozbawiony
-Draniu ! – wysyczałam przez zaciśnięte zęby rzucając w niego koszulką – wykorzystałeś mnie jak byłam pijana !
-O czym Ty mówisz ? – zmrszczył brwi
-O tym, że uprawialiśmy seks w nocy !
-Słucham ?! – zaśmiał się – z tego co pamiętam, a pamiętam wszystko to noc spędziliśmy osobno
-Jak to ? – wyjąkałam zawstydzona – przecież spałam w Twojej koszulce i nie miałam na sobie części bielizny
-Jak długo mnie znasz Em ? Powinnaś wiedzieć, że nigdy bym Ci tego nie zrobił. Nie kiedy oboje jesteśmy zajęci. Chcesz wyjaśnień ? Byłaś tak pijana, że nawet nie zareagowałaś jak zaniosłem Cię na górę i owszem rozebrałem Cię, ale widziałem Cię już nago jakbyś zapomniała. No i nie kręcą mnie nieprzytomne kobiety. A tak przy okazji to bardzo kocham swoją dziewczynę Emily, niedługo obchodzimy drugą rocznicę związku. Możliwe, że w najbliższym czasie się jej oświadczę, więc po co miałbym ją zdradzać ? – powiedział nie patrząc na mnie
Nie byłam w stanie się odezwać po tym co usłyszałam. Chciałam go przeprosić, ale nie mogłam nic wykrztusić. On mi pomaga, a ja go oskarżam o coś takiego. Jestem idiotką.
-Pójdę się przejść – westchnął
-Marco ... – szepnęłam
-Nic nie mów – machnął ręką
Kilka minut później wyszedł, ale nie trzasnął drzwiami. Nic nie zrobił. Po prostu wyszedł. Sięgnęłam po telefon, który o dziwo leżał na blacie i od razu wybrałam numer do mojej siostry. W niej zawsze mam oparcie.
-Emily ? To naprawdę Ty ? – odebrała bardzo szybko
-Dlaczego moje życie jest takie do dupy ? – rozpłakałam się
-Nie mów tak, teraz masz pod górkę, ale zobaczysz, że niedługo się ułoży. Będzie dobrze
-Najpierw rzuciłam Marco, potem straciłam dziecko, odtrąciłam wszystkich, a teraz jak Marco mi próbuje pomóc to ja go oskarżam o nie wiadomo co. Czy ze mną jest coś nie tak ?!
-Kochanie wszystko jest z Tobą w porządku, nie płacz proszę
-Nie potrafię z tym wszystkim walczyć – jęknęłam – układanie sobie życia na nowo to w moim przypadku syzyfowa praca, nie mam już na to siły
-Emily przestań tak mówić. Musisz dać sobie czas i staniesz na nogi. Nie rób nic głupiego, dobrze ?
-Ja ...
-Gdzie jesteś ? Marco jest z Tobą ?
-Wyszedł się przejść – westchnęłam

-Powiedz mi, gdzie jesteście. Może do Was przyjadę, co ?
-Dzięki Annie, ale tak jest lepiej. Wracamy w niedziele
-Chyba się tam nie zejdziecie, co ?
-Nie. Definitywnie nie
-W porządku
-Kocham Cię, wiesz ? – zamilkłam na chwilę – dobrze mieć taką siostrę jak Ty
-Em ...
-Ucałuj wszystkich, buziaki – rozłączyłam się nie czekając na odpowiedź
Wyciszony telefon odłożyłam na bok, a potem z powrotem poszłam na górę. Miałam tego wszystkiego dość. Dość bólu, dość rozpaczy, dość wiecznej niewiadomej. A może to tylko niechęć do życia ? Może jedynym logicznym wyjściem byłoby się pożegnać z tym wszystkim ? Moi bliscy pewnie cierpieliby tak jak ja po stracie mojego maluszka, ale w końcu pogodzą się z moim odejściem. Prawda ? Theo znajdzie sobie taką kobietę, która urodzi mu dziecko bez komplikacji, a może nawet szybko staną na ślubnym kobiercu. Nie będzie musiał o nią walczyć z jej przeszłością. Będzie szczęśliwy. Ja też kiedyś byłam szczęśliwa. Nawet nie zauważyłam jak znalazłam się w łazience. Usiadłam na brzegu białej wanny i rozmyślałam nad swoim beznadziejnym życiem. I wtedy w oczy rzuciło mi się małe i rozbite lusterko. Może należy do Caro. A raczej należało. Chwyciłam jeden z kawałków szkła, kilka razy obróciłam go w dłoń i z lekkim zawahaniem przyłożyłam do lewego nadgarstka. To się wydawało takie proste. Nagle wydarzyło się coś czego w ogóle się nie spodziewałam. Marco wpadł zmachany do łazienki zaskakując tym nas oboje i nie minęła nawet minuta, gdy blondyn zauważył co trzymam w ręku. Wyrwał mi z ręki ten głupi kawałek szkła, a potem mocno mnie przytulił. Byłam tak zaskoczona, że nawet nie drgnęłam.
-Nigdy więcej tego nie rób – wyszeptał – musisz mi obiecać, że nigdy więcej nie wpadniesz na taki głupi pomysł. Obiecujesz ?
Dalej to wszystko do mnie nie docierało. Właśnie zostałam uratowana przed ... przed czym ? Przed śmiercią, samobójstwem, próbą samobójczą czy może drobnym okaleczeniem ? Sama nie wiem czy mnie to w ogóle interesuje, ponieważ na razie byłam zainteresowana tylko i wyłącznie niezwykle cudowną wodą kolońską oraz jej właścicielem, który wtulał się w moje niezdolne do ruchu ciało.
-Obiecujesz ? – powtórzył pytanie wyjątkowo spokojnie
-Obiecuje – wykrztusiłam w końcu – nie powinnam była o tym myśleć. Przepraszam
-W porządku już ? – chciał mnie pogładzić po policzku, ale złapałam go za nadgarstek, gdy tylko ujrzałam na jego dłoni krew
-Krwawisz Marco– szepnęłam – zraniłam Cię ...
-Sam się zraniłem jak Ci to wyrywałem. Drobne rozcięcie i na pewno za kilka dni nie będzie śladu
-Tak mi przykro, opatrzę Ci to zaraz
-Spokojnie Em, nic mi nie będzie
Posłałam mu spojrzenie pełne dezaprobaty, a potem sięgnęłam do szafki, gdzie zawsze była apteczka. Wciąż jest. Na początku delikatnie odkaziłam ranę po czym nakleiłam na nią duży plaster z opatrunkiem.
-Do wesela się zagoi
-Mam nadzieje – zaśmiał się
-Bardzo Cię przepraszam za to co powiedziałam wcześniej
-A co powiedziałaś ? – uśmiechnął się, a ja mu zafturowałam
-Skąd wiedziałeś ?
-Zadzwoniła do mnie Twoja siostra, była mocno zrozpaczona. A ja się przestraszyłem i najszybciej jak tylko mogłem dobiegłem tutaj
-Nie zamknęłam drzwi
-I bardzo dobrze – przytulił mnie ponownie – jeszcze tego brakowało, żebym wyważał drzwi
-Dokładnie – zachichotałam
-Mogłem z Tobą zostać, może wtedy nie wpadłabyś na taki pomysł
-To nie Twoja wina, to tylko moje chore pomysły. Przepraszam
-Nigdy bym sobie nie wybaczył, gdyby coś Ci się stało – przejechał kciukiem po mojej dolnej wardze, a ja wstrzymałam oddech – no i Theo by mnie zabił. Nie mówiąc już o Twoich rodzicach czy Annie
-Myślałam, że tak będzie łatwiej – wyjąkałam dochodząc do siebie po jego dotyku
-Łatwiej dla kogo ? – spojrzał na mnie szeroko otwartymi z zaskoczenia oczami – to wcale nie byłoby łatwe. Ani dla Ciebie, ani dla Twojej rodziny, ani nawet dla Twoich przyjaciół czy znajomych 

-A dla Ciebie ? – zapytałam, choć pewnie nie powinnam
-Dla mnie to byłoby najtrudniejsze – odsunął się ode mnie i zabrał z podłogi resztki lusterka – potrzebujesz czegoś ?
-Nie, dziękuje
-Pójdę to wyrzucić
-Tu też jest śmietnik – odparłam z lekką konsternacją
-Od teraz do niedzieli w tym domu nie znajdziesz nic, ale to absolutnie nic ostrego
-Marco – jęknęłam – przecież obiecałam ...
-Wiem – przeczesał palcami włosy
-Nie ufasz mi
-Zdecydowanie Ci ufam Emi, ale postaw się w mojej sytuacji
-Masz racje, przegięłam – powiedziałam po czym spaliłam buraka, bo dość głośno zaburczało mi w brzuchu - przepraszam
-Jadłaś coś oprócz tych kanapek ? – zaśmiał się szczerze
-Nie – pokręciłam przecząco głową
-Chodź – jak gdyby nigdy nic złapał mnie za rękę – trzeba Cię nakarmić
-A lusterko ? – spytałam z nutką ironii
-Zajmę się tym później
Przez cały czas, gdy trzymał mnie za rękę czyli, aż do momentu, jak usiadłam przy stole czułam na dłoni przyjemne mrowienie. Jak mnie puścił czułam już tylko pustkę, małe, niewinne, choć kiełkujące poczucie kolejnej straty.
-Moglibyśmy jechać dzisiaj do miasta – powiedział
-Co byśmy tam robili ?
-Pospacerujemy trochę, może coś kupimy
-Zostańmy tutaj. Proszę – spojrzałam na niego błagalnie
-Co byśmy tu robili ? – widziałam w jego oku błysk satysfakcji, gdy przewróciłam oczami
-Papuga – zachichotałam – możemy w coś pograć, jak za dawnych lat
-Chińczyk, Monopoly, karty. Brzmi cudownie
-Zapomniałeś o spadających małpkach – zawołałam oburzona, ale mimo wszystko uśmiechałam się szeroko jak mała dziewczynka
-Gra dla dzieci w wieku ... Przepraszam
-Nic nie szkodzi, wiem, że na świecie żyją inne dzieci
-Powiedziałem to odruchowo – westchnął
-Wiem i dlatego nic się nie stało. Marco dzięki Tobie myślę o tym bardzo mało i czuję się przy Tobie cholernie bezpiecznie. Mimo, że kilka dni temu starciłam swoje dziecko, to Ty sprawiasz, że się uśmiecham, śmieje czy żartuje. Nikomu nie udało się tego dokonać jak byłam w szpitalu. I to nie jest kwestia czasu. Ja nie potrzebuje dodatkowych atrakcji. Wystarczy mi, żebyś był obok i nie pocieszał mnie na siłę. Znasz mnie, wiesz co robić, więc rób tak dalej. Do niedzieli. Proszę
-Okej, do niedzieli – uśmiechnął się
Dokończyłam jeść drugie śniadanie również przygotowane przez Marco, posprzątałam po sobie, a następnie stanęłam przed siedzącym na fotelu piłkarzem.
-Słucham ? – podniósł na mnie wzrok
-Gdzie są gry ?
-W tamtej szafce – wskazał palcem
-Tam, gdzie zawsze – bardzie stwierdziłam niż zapytałam
-Nic się nie zmieniło
-Taa – mruknęłam do siebie
Wyciągnęłam ze znajomej szafki kilka pudełek z grami, a potem połozyłam je na stoliku. Blondyn nie wyglądał na zadowolonego, ale za wszelką cene usiłował to ukryć. Zakryłam usta dłonią, żeby nie zauważył mojego głupiego uśmieszku. To miłe, że wciąż potrafi się dla mnie poświęcić. Miłe i dziwne jednocześnie. Muszę przestać ciągle o tym myśleć, bo moje serce bywa zdradliwe, a ja nie chce się znowu w coś wplątywać. Zaraz wróć ... chce, ale nie mogę. Proszę, przyznałam się. Kolejny raz. A ta świadomość jest chyba gorsza od ukrywania moich uczuć i emocji w najdalszych zakamarkach mojego serca. Tylko, że Theo jest dla mnie równie ważny, a nawet ważniejszy. Nie. Kogo ja oszukuję ? Theo nie jest ważniejszy, ale dla Marco teraz już się nie liczę, bo w jego życiu obecna jest jedna kobieta. I jest nią Caroline Bohs. Jego przyszła żona. Sam mi tak powiedział.
-Em słuchasz mnie ?
-Zamyśliłam się, przepraszam. Możesz powtórzyć ?
-Pytałem w co masz ochotę grać
-Możesz wybrać, jest mi obojętnie – wzruszyłam ramionami
-Okej, powiedz co się stało, bo widzę, że coś jest nie tak
-Chyba nie podoba mi się, to co uświadamiam sobie codziennie od jakiegoś czasu
-A co to takiego ?
-Nie ważne – powiedziałam zbyt szybko
Reus zrobił dziwną minę, ale nie odezwał się nawet jednym słowem. Nie zraniłam go tym, że nic mu nie powiedziałam, tylko chyba trochę go zaskoczyłam. Byłam miła, uśmiechnięta, a nagle po kilku minutach stałam się opryskliwa i zamyślona. No, ale co mam mu powiedzieć ? „Wiesz Marco wciąż Cię kocham. Owszem jestem z Theo, zależy mi na nim i nie chce nic zmieniać, ale uświadomiłam sobie, że nigdy o Tobie nie zapomniałam. I chcę być z Tobą. Co z tym zrobisz ? Och, może rzucisz swoją dziewczynę i stworzymy mały trójkącik z moim facetem.”
-Znowu się zawiesiłaś Emily – wyrwał mnie z rozmyśleń
-Tak wiem, to może małpki ? – powiedziałam pierwsze, co przyszło mi do głowy
-Świetny wybór – próbował pokazać, że jest zadowolony, ale mu nie wyszło przez co wybuchłam śmiechem
-To może Monopoly ? – zmieniłam zdanie
-Miałaś ochotę na małpki, więc zagramy w małpki – mruknął – rozkładaj, a ja zrobię herbatę
-Okej – uśmiechnęłam się delikatnie
Zdjęłam wszystko ze stołu, ułożyłam je na podłodze, a na stoliku zaczęłam układać grę. Najpierw wsunęłam patyczki w różnej konfiguracji, a następnie wrzuciłam do środka małpki. Usiadłam wygodnie na dywanie, a po chwili piłkarz do mnie dołączył stawiając dwa kubki na stoliku.
-Dziękuje – posłałam mu uśmiech
-Nico ma tą samą grę w domu – zaśmiał się
-Twój chrześniak, co ?
-Dokładnie – obrócił kubek w dłoniach
-Muszę poznać tego przystojniaka
-Byłem pewien, że go poznałaś
-Niestety. Jak wyjeżdżałam to Mela była w ciąży, a po powrocie nie miałam okazji go jeszcze poznać - wyjaśniłam
-A Mia ?
-Mię poznałam, jest cudowna – uśmiechnęłam się smutno – podoba do Yvonne
-To prawda – odchrząknął – polubicie się z Nico, zobaczysz
-Ty jesteś jego chrzestnym, a Mela jej, prawda ?
-Tak
-To która siostra będzie chrzestną Twojego dziecka ?
-Może obie – zaśmiał się – może żadna
-Zawsze chciałeś mieć dzieci
-Dalej chce – powiedział tajemniczo, a ja wyczułam, że na razie nie chce mi nic zdradzać
-Zaczynaj – zmieniłam temat i wtedy on posłał mi słodki uśmiech dziękczynny
-Ha ! – zawołał tuż po tym jak udało mu się wyciągnąć patyczek bez zrzucania małpek
-Głupi ma szczęście – mruknęłam
-A mądry ma pecha, jak to mówią
-Coś sugerujesz ? – uniosłam pytająco jedną brew
-Może – cicho się zaśmiał
Graliśmy w tę niezwykle ambitną grę kilka razy pod rząd śmiejąc się przy tym jak małe dzieci. Oczywiście żadne z nas nie mogło się powstrzymać przed drobnymi intrygami. Ups ...
-No i co robisz ?! – wybuchł śmiechem
-To był przypadek – chichotałam jak nastolatka – chyba nie myślisz, że zrobiłam to specjalnie, prawda ?
-Ależ skąd – przewrócił oczami
Znowu był mój krok, rzuciłam kostką i oczywiście wyrzuciłam najgorszy możliwy kolor patyczka do wyciągnięcia. Jak miałam patyczek w ręku, już prawie wyciągnęłam go bez większych strat to nagle blondyn lekko mnie szturchnął i prawie wszystkie małpki spadły na stolik.
-Zachwiałem się. Przepraszam – wzruszył ramionami
-Dupek – warknęłam powstrzymując uśmiech
-Czyżbyś przegrywała ?
-Ja nie przegrywam – pokazałam mu język
-Teraz przegrasz, a w zasadzie już przegrałaś – zadowolony rozsiadł się na kanapie
-Wiesz co Ci powiem ? – zerknęłam na niego - zmieniamy grę !
-Wiem, znam Cię – odpadł rozbawiony – to co teraz ?
-Możesz wybrać, idę po drugą herbatę
-Zrobisz też dla mnie ?
-Pewnie – zgodziłam się
Zgarnęłam nasze kubki, przeszłam do kuchni i wstawiłam wodę w czajniku. Nie gotowała się specjalnie długo i już po chwili przygotowałam dwie nowe herbaty. Obie posłodziłam i wróciłam do Marco. Akurat kończył rokładać ... chińczyka. Super. Jedna z niewielu gier, których nie cierpię, bo zawsze w to przegrywam. A już na pewno jak gram z blondynem i on doskonale o tym wie. Specjalnie to zrobił. O nie. Tym razem dam mu popalić. Ok. I tak wiem, że to nie prawda.
-Zrobiłeś to specjalnie
-Co takiego ? – spojrzał na mnie udając, że nic nie rozumie
-Wybrałeś chińczyka
-Lubię tę grę – uśmiechnął się
-Nie cierpię Cię – burknęłam od nosem
-Może wreszcie uda Ci się wygrać – powiedział sarkastycznie
-O zdecydowanie ! Tym razem to Tobie się nie uda – uśmiechnęłam się słodziutko
-Czyżby ?
-Kiedy ostatni raz graliśmy razem w chińczyka ?
-Jakieś ... – zamyślił się – cztery lata temu ?
-Powiedzmy. Może od tego czasu stałam się mistrzynią chińczyka ?
-Sądząc po Twojej reakcji na początku to raczej nie zostałaś mistrzynią – puścił mi oczko – tak w ogóle to obstawiam, że nie grałaś w to od jakiś ... czterech lat
-Śmiej się śmiej, zobaczymy kto pierwszy sprowadzi cztery pionki do bazy
-No zobaczymy – westchnął – ja biorę niebieski
-Ja żółty
-Jak zwykle – powiedzieliśmy równocześnie, przez co się zarumieniłam
-Nigdy nie zrozumiem jak możesz nie umieć w to grać. Dzieci dają sobie radę
-Zawsze mnie spychałeś ! A na dodatek kostka nie chce ze mną współpracować
-Jest kilka sposobów na wyrzucenie cyfry, jaką się chce mieć
-Fajnie by było jakbyś jeszcze zdradził mi ten sposób
-Pewnie – zbliżył się do mnie, pochylił tak, że czułam na szyi jego oddech i wyszeptał do ucha – ale to jest mój sekret
-Nie to nie – odepchnęłam go od siebie
-Możesz zacząć – uśmiechnął się
-Cieszysz się tak jakbyś zaczarował kostkę na moją niekorzyść
-Skąd wiesz, że tego nie zrobiłem ?
-Mam nadzieje – mruknęłam
-Wiesz jak to mówią o nadziei ...
-Zaczynam – przerwałam mu rzucając kostką i jak na złość wypadło mi pięć oczek – nienawidzę chińczyka
Kolejny rzut był oczywiście piłkarza i co ? No pewnie, że wyrzucił pełną szósteczkę, a jakże by inaczej. Przewróciłam oczami widząc jego pełen satysfakcji uśmiech. Z każdą kolejną kolejką on posuwał się coraz dalej, a ja dalej nie mogłam wyrzucić pełnej liczby oczek. Dosłownie gotowałam się ze złości, bo ile można ?
-Daj – wyrwał mi kostkę z ręki i wyrzucił dla mnie szósteczkę – już nie mogę patrzeć na tą Twoją zrezygnowaną minę
-Dziękuje – chciałam go pocałować w policzek, ale w ostatniej chwili się powstrzymałam – może jeszcze wygram ?
-No ja myślę, nie po to Ci pomogłem
-Dajesz mi fory, to nie w Twoim stylu
-Budzi się we mnie nowy Marco – mrugnął do mnie, a ja zachichotałam
-Myślałam, że znam wszystkie Twoje twarze
-No nie wiem, w końcu mam ich, aż pięćdziesiąt – powiedział poważnie, a ja nie mogłam się powstrzymać przed śmiechem
-Pięćdziesiąt Twarzy Reusa – naśmiewałam się – to dobre ! Oj dobre !
-Czytałaś ?
-Reusa ?
-Greya – przewrócił oczami rozbawiony
-Oczywiście, że tak. A ty ? Zainspirowałeś się troszkę ?
-Nie – zaśmiał się – ale Caroline czytała
-I jak ?
-Mamy taki jeden pokoik w mieszkaniu, chcesz wpaść ? – uśmiechnął się
-Pewnie, w poniedziałek ?
-Świetny termin – zaśmialiśmy się oboje głośno
-Brzuch mnie boli – jęknęłam – to przez Ciebie !
-Ty zaczęłaś mała – złapał za kostkę – gramy dalej ?
-Yhmm – pokiwałam twierdząco głową
Następne dwa kwadranse spędziliśmy na naprawdę walecznej grze. Oczywiście jak można było się domyślić wygrał Marco, chociaż nie da się ukryć, że dawał mi fory i często zdarzało mu się wyrzucić jedno oczko. Niestety mi też się zdarzało i suma summarum jednak wygrał blondyn. Po raz kolejny.
-Czy kiedyś uda mi się wygrać ? – jęknęłam
-Jak chcesz to możesz spróbować z Nico. Myślę, że chociaż raz Ci się uda
-Dzięki – powiedziałam z przekąsem – będziemy grali jak równy z równym
Tym jednym zdaniem wywołałam u niego szczery, niezbyt głośny śmiech. Niby nie dużo, ale jak tak sobie myślę i analizuję to po dzisiejszej dawce śmiechu będziemy chyba żyli wiecznie. Marzenie ściętej głowy.
-Późno już, może zjemy jakiś obiad ?
-Która godzina ? – spojrzałam w kierunku okna, ale zrobiło się już ciemno
-Przed siódmą
-Już ? – zdziwiłam się
-Tak - potwierdził
-Nawet nie wiem, kiedy ten czas tak zleciał – poskładałam gry – chyba nie będziemy już grali, co ?
-Wystarczy mi na dziś – posłał mi chłopięcy uśmiech – chyba, że chcesz
-No co Ty – machnęłam ręką – co za dużo to niezdrowo
-Em masz ochotę na coś konkretnego do jedzenia ? Nie za bardzo chce mi się siedzieć w kuchni – westchnął
-Mi też się nie chce, spokojnie. Wystrczy mi coś prostego i szybkiego
-Zupa krem albo kurczak z ryżem i warzywami
-Na parze ? – zapytałam z nadzieją
-Jasne. Góra pół godziny i będzie gotowe
-Wchodzę w to – uśmiechnęłam się
Po raz kolejny zaczęliśmy razem gotować. Każde z nas miało swoją działkę do przygotowania, ale mimo rozdzielonej pracy się uzupełnialiśmy. Podawaliśmy sobie przyprawy, wymienialiśmy się miejscami, smakowaliśmy. Przygotowanie wszystkiego i ułożenie tego w specjalnym naczyniu zajęło nam niewiele ponad osiem minut, a potem należało tylko czekać. W tym czasie nakryliśmy do stołu i trochę ogarnęliśmy.
-Masz jakąś specjalną dietę ?
-Możliwe
-A tak poważnie ?
-Teoretycznie mam, ale nie zawsze stosuje
-Cheat meal ?
-Cheat meal – zaśmiał się – zdarza się czasem 7 dni w tygodniu
-Poważnie ?
-Rzadko, ale się zdarza niestety
-Caro pilnuje Twojej diety ? – spytałam mimo, iż nie chciałam poruszać jej tematu
-Tak, sama jest na diecie, więc czasem robi coś dla mnie. Zdrowe koktajle są codziennie !
-No i dobrze – uśmiechnęłam się
W końcu zjedliśmy wspólnie obiado-kolacje, która była nie tylko pyszna, ale również zdrowa. Czyli jednym słowem idealna dla nas obojga. Zaoferowałam się, że ogarnę, więc posprzątałam wszystko zarówno w kuchni jak i ze stołu, zapakowałam do zmywarki brudne naczynia i włączyłam ją. Lubię ten dom. Lubię w nim absolutnie wszystko. Cieszę się, że Marco go nie sprzedał. Szkoda, że jestem tu już tylko gościem. Czy w niedziele będę zmuszona na zawsze oddać klucze ? Na zawsze pożegnać się z tym wspaniałym miejscem ? Tu zawsze czułam się bezpieczna, tu przytrafiły mi się najpiękniejsze chwile w życiu. Ten dom kiedyś należał do babci Marco, a potem trafił w jego ręce. Nie miał jeszcze wtedy chyba nawet osiemnastu lat, ale babcia mu zaufała. A teraz ? Teraz ten dom to bajka, duma całej rodziny ... azyl. Pani Amelia była dumna ze swojego wnuka już prawie cztery lata temu, więc dam sobie rękę uciąć, że teraz też jest. Jak to babcia. A wracając do tych najpiękniejszych chwil ... Tutaj byliśmy na pierwszej, poważnej randce. Uciekliśmy z lekcji, a do Dortmundu wróciliśmy następnego dnia po lekcjach. Byłam taka zakochana, że nic nie zepsuło mojego humoru. Nawet szlaban. Jejku to było chyba z dziewięć lat temu. Tutaj przeżyłam swój pierwszy raz, z Marco oczywiście, tutaj mi się oświadczył i tutaj mieliśmy przyjechać na kilka dni tuż po ślubie. To ostatnie nam nie wyszło. Szkoda. Wielka szkoda.
-Gdzie mi zniknęłaś Emily ?
-Zamyśliłam się, strasznie Cię przepraszam
-Coś się dzisiaj strasznie zamyślasz – przyjrzał mi się
-Taki dzień – starałam się uśmiechnąć – jakie plany zanim pójdziemy spać ?
-A chcesz już iść spać ?
-Nie, wystarczająco się wyspałam. Mogę siedzieć nawet do rana
-To coś się wymyśli – uśmiechnął się wesoło
-W takim razie ... – nie dokończyłam, bo nagle wszędzie zgasło światło – co jest ?
-Może korki, sprawdzę to – zaoferował się
-Nie idź – złapałam go za rękę – proszę Cię nie zostawiaj mnie tu
-Wracam za pięć minut – pocałował mnie w czoło – jesteś tu bezpieczna, spokojnie
-Okej – powiedziałam cichutko
Zrobiłam krok w tył i trafiłam na ścianę,więc powoli się po niej osunęłam, usiadłam na ziemi i skuliłam się. Nie lubię ciemności, tak strasznie nie lubię ciemności. Kiedyś jak byłam mała to Annie dla żartu zamknęła mnie w małej, ciemnej komórce i od tego czasu mam traumę. Niby już jestem dorosła i umiem odróżniać niebezpieczeństwa, ale czasem po prostu to samo wypływa ze mnie. Tak jak teraz.
-To chyba jakaś awaria. Korki są w porządku – blondyn poświecił na mnie latarką – w porządku ?
-Tak, już tak – chwyciłam jego wyciągniętą dłoń i powoli wstałam – co teraz ?
-Zapalimy świeczki, usiądziemy przy kominku, może napijemy się wina ?
-Porozmawiamy – dopowiedziałam
-Jeżeli tylko chcesz
-Mam kilka pytań do pana panie Reus
-Mam się bać ? – roześmiał się
-Nie, raczej chce wyjaśnić pewnie niewyjaśnione rzeczy
-Są jeszcze takie ?
-Chyba jest ich jeszcze wiele – powiedziałam zmieszana – świeczki tam, gdzie zawsze ?
-Nic się nie zmieniło – wzruszył ramionami – jakie wino ?
-Zdaje się całkowicie na Ciebie
-To najpierw ogarnijmy nam jakieś dobre miejsce
Zapaliliśmy naprawdę dużo świec i świeczek, rozstawiliśmy je w salonie niedalego kominka, na środku położyliśmy koc, poduszki i było pięknie. Ciut za bardzo romantycznie, ale usiłowałam uspokoić moje serce przed różnymi teoriami. Nawet rozum się buntował. Ach te moje zdradliwe narządy. Zajęłam wygodne miejsce, więc jak Marco przyszedł i wręczył mi kieliszek wina to było już idealnie.
-Dlaczego nie sprzedałeś tego domu ? Dlatego, że to rodzinna pamiątka ?
-Nie. Babcia wiedziała jak ważny był dla mnie i jak się rozstaliśmy to powiedziała mi, że jak go sprzedam to będzie w porządku. Rozważałem to, ale cholera nie mogłem, nie potrafiłem. Za dużo wspomnień. Ten dom był nasz w każdym calu, przeżyliśmy tu super chwile, randki, wakacje, weekendy. Jak mogłem tak po prostu go sprzedać ?
-Mieszkanie sprzedałeś – szepnęłam
-Długo nad tym myślałem, ale nie chciałem się katować mieszkając tam. Zresztą za dużo było Ciebie w tym mieszkaniu – westchnął
-Byłam tam – wyznałam
-Tak ? – spojrzał na mnie zaskoczony – kiedy ?
-Jakoś pomiędzy Bożym Narodzeniem, a Sylwestrem
-Dlaczego ?
-Sama nie wiem, po prostu nogi mnie tam poniosły
-Byłaś w środku ?
-Tak – uśmiechnęłam się – mieszka tam małżeństwo z dwójką dzieci. Syn ma sześć lat, a córeczka dwa i pół. Świetne dzieciaki. Dużo tam zmienili, ale co innego jak mieliśmy tam mieszkać na początku sami, a co innego jak oni mają dzieci
-Chłopca pamiętam, był mały jak się wprowadzali
-Wybrałeś idealnie – położyłam mu dłoń na ramieniu
-Zastanawiałem się komu Ty byś je sprzedała i padło na nich
-Jak tam byłam to myślałam co by było gdybyśmy my tam teraz mieszkali, ale nie potrafiłam sobie tego wyobrazić. Czy mielibyśmy dzieci, czy zrobilibyśmy remont. Różne myśli krążyły mi po głowie – kilka łez spłynęło po moich policzkach
-Nigdy się tego nie dowiemy – odwrócił wzrok w stronę kominka
-Wiesz co ? – zaśmiałam się przez łzy – tam, gdzie miałabyć nasza sypialnia jest pokój dzieci, a w moim gabinecie powstała bawialnia
-Wszystko pod dzieci – uśmiechnął się delikatnie – może my też byśmy tak pozmieniali
-Może ...
-Czego najbardziej żałujesz w życiu ?
-Tego, że przez te trzy lata się do Ciebie nie odezwałam i nie przeprosiłam – powiedziałam, chociaż to nie było wszystko
-Nie musisz przepraszać
-A Ty czego żałujesz ?
-Tego, że dałem Ci wtedy odejśc – spojrzał mi w oczy – chciałbym cofnąć czasu
-Czasu nie da się cofnąć – powiedziałam patrząc na niego
-Racja, trzeba żyć dalej
-Układanie sobie w kółko życia od nowa to niezbyt fajna perspektywa
-Emi spójrz na mnie proszę – wykonałam jego prośbę bez zająknięcia – to, że straciłaś dziecko nie oznacza, że musisz zaczynać od nowa. Wciąż masz kogoś kto Cię kocha i chce Cię uszczęśliwiać. Daj sobie trochę czasu
Pomyślałam sobie, że chciałabym, żeby to on był teraz tym kimś kto mnie kocha, ale nie odważyłam się powiedzieć tego na głos.
-Wiem, czas leczy rany, ale jest jedno czego nie potrafi
-Co takiego ?
-Nie pomaga zapomnieć
-Niestety – westchnął – jak to się stało ?
-Co ?
-Dlaczego poroniłaś ?
Westchnęłam ciężko przypominając sobie wszystkie wydarzenia z przed kilku dni. Już od dawna spałam i nawet nie pamiętam czy coś mi się przyśniło czy to intuicja, ale obudziłam się i miałam dziwnie mokre prześcieradło. Wstyd się przyznać, ale myślałam, że może to po prostu moje potrzeby fizjologiczne, ale ta wydzielina była taka gęsta i lepka. Pamiętam jaka byłam przerażona, gdy dotknęłam tego ręką i okazało się, że to krew. Potem już wszystko pamiętam jedynie przez mgłę. Obudziłam Theo, wezwaliśmy pogotowie, ale długo trzeba było czekać, więc pojechaliśmy samochodem, ale było już za późno. Z jednego się cieszę, a mianowicie z tego, że nie chciałam poznać płci dziecka, nie kompletowałam wyprawki, nie wybierałam imion. Chyba pierwszy raz w życiu nie planowałam.
-Emily ? Przepraszam, jeżeli to za wcześnie. Głupie pytanie, jak będziesz chciała to, przecież mi opowiesz
-To było zakażenie wewnątrzmaciczne przez kanał szyjki macicy – wyrecytowałam słowa lekarza – podobno nie wyklucza to ciąży w przyszłości, ale poronienie to poronienie. Nigdy nic nie wiadomo
-Będziesz miała dzieci Emi, zobaczysz
-Chciałabym, kiedyś tak. Może tak miało być, może to za wcześnie i nie byłam gotowa
-Nie wiem – wzruszył ramionami – ale bardzo Wam współczuje
-Wam – powtórzyłam – nawet nie wiem jak Theo sie trzyma. On mnie zostawi jak tylko wrócę
-On Cię nie zostawi – pogładził mnie po ramieniu – nie wiem jak sobie radzi, ale wiem, że codziennie o Tobie myśli i się martwi
-Chciałabym do niego zadzwonić, ale nie umiem
-Powtórzę się, ale daj sobie czas. Zobaczycie się w niedziele i wszystko sobie wyjaśnicie
-Jeżeli będę chciała wrócić wcześniej to mnie odwieziesz ?
-Oczywiście, a chcesz ? – przyjrzał mi się
-Nie, jeszcze nie – położyłam głowę na jego ramieniu patrząc na tańczące płomienie
-Dobrze, odwiozę Cię kiedy tylko będziesz chciała. Nawet w środku nocy – objął mnie
-Caroline lubi ten dom ? – spytałam zmieniając temat
-Caroline ? – spytał z ... hmm ... niedowierzaniem
-Tak – uśmiechnęłam się zachęcając go do rozmowy
-Ona tu nigdy nie była – powiedział po dłuższej chwili
-Słucham ?
-Nigdy jej tutaj nie przywiozłem Emily – spojrzał na mnie przelotnie
-Czemu ?
-Bo to nasz pieprzony dom – odstawił kieliszek wylewając trochę wina i wstał z miejsca
-Marco Ciebie tu nie było od dnia, kiedy byliśmy tu po raz ostatni – poczułam, że tracę grunt pod nogami ... jak mogłam tego nie zauważyć, jak mogłam się nie domyślić ?
-Nie, nie było mnie tutaj. Byli wszyscy, żeby ten dom jakoś istniał, ale ja nie zamierzałem tu przyjeżdżać. Dopiero kiedy Theo do mnie zadzwonił to pomyślałem o tym domu i o wszystkim co o nim mówiłaś. Tu czujesz się bezpiecznie, tu się odcinasz, tu nie myślisz o problemach. Tu jest kawałek Twojego serca. Nie miałem wyjścia, musiałem do Ciebie przyjechać. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jakie to jest cholernie trudne Emily
-Ja byłam pewna, że ...
-Nie rozmawiajmy o tym – przerwał mi
-Przepraszam, gdybym wiedziała ...
-To co ? – warknął – wsiadłabyś w samolot do Londynu ? Zabarykadowałabyś się w jakimś hotelu ?
-Nie – szepnęłam – naprawdę mi przykro
-Nie jest łatwo tu być. Ani dla mnie ani dla Ciebie, ale oboje się staramy i niech tak zostanie. Możliwe, że w niedziele znowu spędzę w tym domu ostatni dzień na najbliższe kilka lat i będę musiał z tym żyć
-Kochasz ten dom ! – zawołałam
-I co z tego ? Mam tu przyjechać z Caro ? Mam się jej tutaj oświadczyć ? Mam zatrzeć Twoje ślady nią ? Mam udawać, że wcale nie rusza mnie patrzenie na łóżko, w którym kiedyś razem spaliśmy czy kuchnia, w której jedliśmy śniadania ?
-Tego nie powiedziałam, ale pomyśl jak ona musi się czuć z tym, że jej tu nie zabierasz
-Ona rozumie, a przynajmniej stara się zrozumieć
-Ranisz ją przeze mnie. Zrozum to, do niczego dobrego to nie doprowadzi – próbowałam go przekonać, ale sama nie byłam pewna czy dobrze robię
-A Ty nie ranisz Theo ? – westchnął – nawet nie wiesz jak bardzo on chciałby, żebyś była sama albo z kimkolwiek, tylko nie ze mną. Myśli, że skorzystam, żeby Cię tu uwieść, wykorzystać i może mu Ciebie odebrać
-Tak Ci powiedział ? – spytałam przez zaciśnięte gardło przypominając sobie jaki Theo jest zazdrosny o Marco
-Dał mi to do zrozumienia
-Nie miej mu tego za złe. Proszę – jęknęłam, bo nie chciałam, żeby Reus się czegoś domyślił
-Trochę go rozumiem, ale tylko dlatego, że jest zazdrosny. Może jak ta zazdrość mu przejdzie to zrozumie, że te domysły są chore i nie mają żadnych fundamentów
-Jak przyjechałam do Londynu to on mi najbardziej pomógł, był ze mną w każdej nawet najgorszej chwili mojego ówczesnego życia. Pomagał mi, opiekował się mną, podniósł mnie na nogi. Jednocześnie wiedział jak mocno Cię kochałam i myślę, że on się boi, że go zostawię
-Nie ufa Ci ? – z powrotem usiadł obok mnie
-Ufa, ale chyba nie ufa mojemu sercu – uśmiechnęłam się krzywo – a Caroline ?
-Nigdy nie dorówna Tobie i zdaje sobie z tego sprawę. Nie weszła do mojego życia z dnia na dzień, robiła to powoli i dzięki temu jesteśmy razem
-Jesteś pewien, że chcesz być z nią do końca swojego życia ?
-Nie, ja już niczego nie jestem pewien – powiedział po czym spuścił wzrok – chociaż w sumie jednak jestem, ale tylko jednego
-Powiesz mi czego ? – chciałam, żeby powiedział to samo co ja czuję, ale tylko się łudziłam
-Kiedyś –uśmiechnął się delikatnie – kiedyś Ci powiem
-Co się działo wczoraj ? – zmieniłam temat
-Nic takiego –wzruszył ramionami
-Jednak byłeś zmartwiony jak myślałeś, że coś pamiętam – drążyłam temat
-Lepiej dla Twojego dobra, żebyś nie pamiętała
-Zaczynam się bać
-To co się stało nie ma znaczenia, jest nie istotne – widziałam po oczach, że kłamię i coś ukrywa, ale nie dociekałam, bo niewiedza w tym wypadku chyba jest lepsza
-W porządku, nie pytam – westchnęłam – poczekam, aż kiedyś sam mi powiesz
-Jeżeli mam być szczery to nie pamiętam, kiedy ostatni raz byłaś tak pijana – zaśmiał się
-Rzeczywiście, często mi się to nie zdarzało
-Zawsze grzeczna Emily nie wywijała takich numerów
-A jak uciekłam z Tobą z lekcji i tu przyjechaliśmy ?
-To była akcja – roześmiał się wesoło
-Rodzice prawie mnie zabili – jęknęłam – ale było fajnie
-Babcia zabrała mi wtedy klucze od tego domu
-Które oddała Ci po tygodniu – zaśmiałam się, kręcąc z niedowierzaniem głową
-Nie należała do konsekwentnych osób – poniekąd przyznał mi racje
-Uroki babci
-Dokładnie- uśmiechnął się
-Babcie jak babcie, ale pani Amelia jest wyjątkową osobą
-Powinnaś ją odwiedzić
-Z jakiej racji ? – zdziwiłam się – nie jestem już częścią Twojego życia
-Ale byłaś bardzo długo i myślę, że babcia się ucieszy jak Cię zobaczy, no i moja mama pewnie też
-Odwiedzę je, ale pod jednym warunkiem
-Tak ? – spojrzał wyczekująco na mnie
-Wpadniesz do mojej mamy na urodziny – uśmiechnęłam się – ona to uwielbia
-Nie martw się, jestem u niej co roku
-Jak to ? – wyjąkałam, dopiero po chwili, gdy minął pierwszy szok
-Normalnie – puścił mi oczko – nic Ci nie mówiła ?
-Właśnie nie – przewróciłam oczami
Dopiliśmy wino, posprzątaliśmy i Marco odprowadził mnie do sypialni. Skoro nie było światła to tylko się rozebrałam i od razu poszłam spać. Dzisiejszy dzień mimo, że obudziłam się późno był długi i wyczerpujący, ale może też przełomowy. Wiele zrozumiałam i z wielu rzeczy zdałam sobie sprawę. A to co ostatnio uzmysłowiła mi moja mama ... nabrało jeszcze większego sensu.

piątek, 9 września 2016

10.

[Marco]
Luty nie zaczął się w tym roku zbyt przyjemnie. Ujemne temperatury, dodatkowa porcja śniegu, dużo wiatru, mało słońca. Trudno się wstaje z samego rana, gdy na zewnątrz wciąż jest ciemno. Środek nocy. Dzisiejszy trening był totalnym koszmarem, trener się chyba na nas uparł. Większa ilość kółek, dodatkowe ćwiczenia, więcej serii, więcej powtórzeń, a to wszystko jeszcze na czas ! Kto zrobił najmniej ten miał powtórkę. Byliśmy tak zmęczeni, że do szatni to się wręcz czołgaliśmy. Nie wiem, a może nie pamiętam jak udało mi się ogarnąć i dotrzeć do domu. Zrobiłem to chyba jakoś mechanicznie.
-Kochanie – blondynka zawołała podejrzewam z kuchni – to Ty ?
-Tak, ja – westchnąłem rozbierając się
-Co się stało ? – weszła do przedpokoju wycierając ręce w ścierkę – marnie wyglądasz
-Trener nas wykończył
-Robię sobie koktajl, chcesz też ? – uśmiechnęła się
-Poproszę – pocałowałem ją w policzek – może w czymś Ci pomóc ?
-Dam sobie radę, Ty odpocznij
-Mówiłem Ci, że Cię kocham ? – uśmiechnąłem się
-Coś tam kiedyś wspominałeś – zachichotała wesoło
-Kocham Cię – pocałowałem ją
Wszedłem zadowolony do salonu, usiadłem na kanapie i już miałem włączyć telewizor, gdy mój telefon zaczął dzwonić. Spojrzałem na wyświetlacz telefonu, ale pokazał mi się numer nieznany. Cholera. Rozłączyłem się najpierw raz, potem drugi i odetchnąłem z ulgą, że nie zadzwonił po raz trzeci. Nie mam siły i ochoty udzielać wywiadów, ani na takowe się umawiać. Od tego mam menadżera.
-Proszę – moja dziewczyna podała mi szklankę z zielonym napojem
-Wygląda na zdrowe – skrzywiłem się
-Jest zdrowe – zaśmiała się – dostałam przepis od Ann
-Zakumplujecie się ?
-Chyba nam do tego daleko – skrzywiła się – ale bardzo się staram
-Ann to świetna osoba, ale też bardzo lojalna przez co bywa czasem uprzedzona
-Do Ciebie nie jest
-Myślę, że czasem jest, ale pięknie udaje – uśmiechnąłem się blado
Dziewczyna usiadła obok mnie, a ja ją objąłem. Kolejny raz mój telefon zaczął dzwonić i znowu numer nieznany.
-Odbierz, może to coś ważnego
-A może to zwykłe hieny
-Odbierz – powtórzyła – zawsze możesz się rozłączyć
Westchnąłem tylko, a następnie przesunąłem palcem po ekranie smartfona.
-Reus – zacząłem oficjalnym tonem
-Cześć Marco – usłyszałem znajomy głos, ale nie mogłem skojrzyć go z osobą – z tej strony Theo James, jestem ...
-Jasne, wiem kim jesteś – przewróciłem oczami
-Kontaktowała się z Tobą Emily ?
-Coś się stało ? – poderwałem się z miejsca idąc w stronę okna
-Zniknęła, od wczoraj z nikim się nie kontaktuje
-Dlaczego ? – przełknąłem ciężko ślinę
-Poroniła we wtorek – westchnął – wczoraj wyszła ze szpitala i przepadła
-Cholera, przykro mi
-Może wiesz gdzie mogę ją znaleźć ?
-Nie za bardzo – powiedziałem, a po chwili mnie olśniło – chociaż chyba wiem
-Gdzie ? – ożywił się
-Uważam, że skoro Emily zniknęła to nie chce się z Wami kontaktować. Pojadę tam i sprawdzę czy jest bezpieczna, a potem dam Wam znać
-To moja dziewczyna ! – warknął
-Theo do cholery ona właśnie przeży ła tragedie ! Nie unoś się honorem, tylko zdaj się na moją pomoc
-Dasz mi znać ? – spytał po chwili
-Tak, zadzwonie jak tylko będę na miejscu
-Dziękuje
-Ach Theo musisz mi dać swój numer. Niestety wyświetla mi się nieznany
-Wyślę Ci sms, okej ?
-Pewnie
-Jeszcze raz dziękuje Marco
-Podziękujesz mi jak ją znajdę
-Trzymam kciuki
-Do usłyszenia – rozłączyłem się
Wsunąłem telefon do tylnej kieszeni spodni i nie zwracając uwagi na Caroline, która siedziała wciąż na kanapie i przyglądała mi się ruszyłem do sypialni, a następnie do garderoby. Wziąłem jedną z mniejszych walizek i położyłem ją na łóżku, wrzucałem do niej po kolei jakiekolwiek w miarę podstawowe rzeczy.
-Co Ty robisz ?
-Muszę zniknąć na kilka dni, a przynajmniej na dzisiejszą noc
-Słucham ?! – spytała oburzona
-Emily zniknęła i nikt nie wie, gdzie jest, a ja się chyba domyślam
-To nie jest Twoja sprawa
-Caro ...
-No co ?! To jest Twoja była dziewczyna ! – zawołała
-Ona poroniła przedwczoraj, rozumiesz ?! Poroniła ! Ktoś musi ją znaleźć zanim zrobi coś głupiego – zapiąłem walizkę i ruszyłem do wyjścia
-Powiedz komuś o swoich podejrzeniach i po sprawie
-Sam to załatwię – westchnąłem ubierając kurtkę
-Jeżeli teraz wyjdziesz Marco to między nami koniec – powiedziała zrezygnowana
Zamarłem. Spojrzałem w oczy swojej dziewczyny, z których tryskały iskierki złości, ale też smutku.
-Kochanie – podszedłem do niej i położyłem swoją dłoń na jej policzku – postaw się w mojej sytuacji proszę Cię
-Zostawiasz mnie dla niej – po jej policzkach spłynęły łzy
-Skarbie – otarłem jej łzy – kocham Cię bardzo i chciałbym tu z Tobą zostać, ale ona właśnie przeżyła jedną z większych tragedii, jakie mogą się przydarzyć kobiecie. Straciła dziecko i uciekła od najbliższych, nie powinna być sama
-Wiem, ale czemu właśnie Ty ?
-Bo doskonale ją znam i chyba jako jedyny wiem, gdzie może być
-Nadal ją kochasz ?
-Muszę jechać kochanie, będę pod telefonem – pocałowałem ją w czoło unikając odpowiedzi – bądź tutaj jak wrócę, dobrze ?
-Nie obiecam Ci tego – odsunęła się na bezpieczną odległość ode mnie
Westchnąłem, spojrzałem na nią ostatni raz i wyszedłem z naszego mieszkania. Miałem szczęście, bo winda była na tym piętrze, więc wsiadłem do niej i zjechałem na parking podziemny. Bardzo szybko dotarłem do swojego samochodu, wrzuciłem walizkę do bagażnika i usiadłem na miejscu kierowcy. Mimo, że byłem tam miliony razy to ustawiłem nawigacje, żeby być na miejscu jak najszybciej. Będąc już na autostradzie wykręciłem na głośnomówiącym numer do trenera.
-Marco, stało się coś ?
-Potrzebuje urlopu
-Urlopu ? – powtórzył zaskoczony
-Wyjechałem właśnie z Dortmundu, nie wiem kiedy wrócę. Może jeszcze dziś, a może za kilka dni
-Nie możesz opuszczać treningnów
-Wiem
-Masz jutro rano być Marco - powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu
-Nie będzie mnie – odparłem pewny siebie
-Zawieszę Cię
-W porządku – westchnąłem – dostanę to na piśmie ?
-Co się z Tobą dzieje Marco ?
-Chodzi o Emily, muszę ją znaleźć, a jak już ją znajdę to nie wiem czy będę mógł zostawić ją samą
-Ona nie jest już Twoją kobietą
-Ale dalej ... – przerwałem – dalej jest mi bliska
-Czy stało się coś poważnego ?
-Tak, ale nie wiem czy mogę panu powiedzieć
-Marco jest czwartek, więc powiedzmy, że w poniedziałek masz być na treningu, a oficjalnie nie zagrasz w sobotnim meczu z powodu choroby. Może być ?
-Dziękuje bardzo, ratuje mi pan tyłek
-Robię to tylko dlatego, bo wiem, że zależy Ci na tej dziewczynie. Nie możesz tego spieprzyć po raz kolejny
-Pan nie wie ...
-Wiem, uwierz mi, że wiem. Jedź do niej i lepiej, żebyś ją znalazł. Powodzenia
-Dzięki
-Pozdrów ją
-Na pewno – uśmiechnąłem się i rozłączyłem połączenie
Niecałą godzinę po wyjeździe z Dortmundu dotarłem nad Jezioro Sorpesee. Objechałem je dookoła, bo po drugiej stronie, gdzie było więcej lasu i mniej ludzi miałem działkę z niewielkim domem. Naszym domem. Upewniłem się, że mam klucze i podjechałem pod posesje, wjechałem dalej, zaparkowałem w garażu i wysiadłem. Zabrałem swoje rzeczy, a potem przeszedłem do domu. Alarm był wyłączony, ale wszędzie było ciemne, a okna były zasłonięte. Na pierwszy rzut oka nikogo tu nie było, ale nie mogłem przeoczyć beżowego kobiecego płaszcza czy butów na obcasie. Emily jest nad jeziorem, ale nie ma jej w domu. Odsłoniłem okna, zaniosłem walizkę na górę i udałem się do kuchni. Wyjąłem z szafki kubek termiczny, zrobiłem w nim herbatę i odrobinę posłodziłem. Wziąłem do ręki kubek, zgarnąłem z fotela ciepły koc i wyszedłem na zewnątrz. Powoli ruszyłem przez zarośniętą ścieżkę w kierunku pomostu. Niewielki, bo niewielki, ale prywatny i klimatyczny.
-Okryj się, bo się przeziębisz – położyłem jej koc na kolanach – i wypij herbatę, jest jeszcze gorąca
-Co Ty tu robisz ? - nawet na mnie nie spojrzała
-Po prostu jestem – wzruszyłem ramionami
-Powiedziałeś komuś ?
-Nie, ale zamierzam zadzwonić do Theo i powiedzieć mu, że jesteś bezbieczna
-Tylko nie mów mu proszę, gdzie jesteśmy
-Nie zamierzam – położyłem jej dłoń na ramieniu – zaraz do Ciebie wrócę, dobrze ?
-Dobrze – szepnęła
Odszedłem kilka kroków dalej, wyjąłem z kieszeni telefon i prawie natychmiast wybrałem numer do chłopaka mojej byłem dziewczyny.
-Masz ją ?
-Tak, jest cała, zdrowa i bezpieczna
-Za ile możesz ją przywieźć do Dortmundu ?
-Za jakieś trzy dni i powiedzmy sześć godzin
-Nie żartuj Marco
-Mówię poważnie. Jeżeli Em będzie chciała zostać tu trochę to odwiozę ją najpóźniej w niedziele wieczorem. Potem muszę wrócić do treningów
-Trzymaj łapy przy sobie Reus, bo inaczej Cię zabiję – warknął wścekły
-Ona straciła Wasze dziecko Theo. Nie w głowie jej romanse z byłym narzeczonym
-Jej może nie – mruknął
-Nie masz powodu do zazdrości. Trzymaj się Theo
-Dziękuje – powiedział jeszcze zanim zdążyłem się rozłączyć
Odwróciłem się w stronę pięknej szatynki, która siedziała na drewnianym krześle i ślepo patrzyła w punkt naprzeciwko siebie. Cholera. Nie jest dobrze.
-Może wrócimy do domu ?
-Chcę tu zostać
-Długo już tutaj siedzisz ?
-Nie wiem – prawie niezauważalnie wzruszyła ramionami – może od rana
-Jadłaś coś ?
-Tak, chyba tak
-Em posłuchaj, musisz wrócić ze mną do domu. Ogrzejesz się, zjemy coś, odpoczniesz i jak będziesz chciala to później tu wrócimy
-Zostaniemy tu ? – spojrzała na mnie pierwszy raz
-Jeżeli chcesz to tak. Do niedzieli
-Dziękuje
-To co wracamy do domu ?
-Nie mam innego wyjścia, co ? – powoli wstała
-Zdecydowanie nie – zabrałem od niej koc i kubek
Doszliśmy bardzo szybko do domu, dziewczyna położyła się na kanapie, a ja napaliłem w kominku. Powoli robiło się coraz cieplej, więc udałem się do kuchni w celu zrobienia czegoś pysznego do jedzenia. Zajrzałem do lodówki spodziewając się, że zobaczę tam tylko światło, ale było tam pełno jedzenia. Tego się nie spodziewałem.
-Na co masz ochotę ?
-Obojętnie mi
-Jakaś sałatka, makaron czy kurczak ?
-Kanapki będą w porządku
-Świetnie – przewróciłem oczami – czyli makaron
-Nie rozumiem czemu tu jesteś
-Bo się o Ciebie martwię – odpowiedziałem po chwili – wszyscy się o Ciebie martwią
-Pomóc Ci w czymś ? – podeszła do mnie i oparła się o blat
-Wstawisz wodę na makaron ?
-Pewnie
Tak jak kiedyś, zaczęliśmy wspólnie gotować. Poruszaliśmy się zgrabnie po niewielkiej kuchni co jakiś czas się o siebie ocierając. Przez chwilę mogłoby się wydawać, że nic się nie zmieniło, ale jednak się zmieniło i to bardzo dużo. Za dużo.
-Kto Ci powiedział ?
-Theo, dzwonił do mnie jak wróciłem z treningu
-Przepraszam, nie powinieneś się nade mną litować
-Nie lituje się nad Tobą Emily
Nic nie odpowiedziała, tylko spojrzała na mnie smutnym wzrokiem i sięgnęła do szafki po kubek. Chyba żadne z nas nie zauważyło, a tym bardziej nie zdążyło zareagować, gdy kubek wypadł jej z dłoni i z hukiem rozbił się uderzając o podłogę. Panna Brown spojrzała na mnie przerażona, a następnie wybuchła głośnym płaczem trzęsąc się przy tym jak galareta.
-Hej nic się nie stało – podszedłem do niej i ją przytuliłem – to tylko kubek
-To moje życie – wtuliła się we mnie – znowu się rozbiło
-I znowu z czasem się poskleja, zobaczysz
-To moja wina, to znowu moja wina – nie przestawała płakać
-Spójrz na mnie Emi – odsunąłem ją od siebie i uniosłem delikatnie jej podbródek, żeby spojrzeć jej w oczy – wiem, że spotkała Cię straszna tragedia, naprawdę i jest mi z tego powodu cholernie przykro, ale choćbyśmy bardzo chcieli cofnąć czas to nam się nie uda. Rozumiem, że musisz jakoś przeżyć tę żałobę, ale w końcu będziesz musiała spróbować żyć jak dawniej. Jestem pewien, że wszystko się ułoży, zostaniesz mamą i będziesz szczęśliwa. Potrzeba tylko czasu
-On mnie nienawidzi – westchnęła – straciłam nasze dziecko, a on teraz mnie nienawidzi
-Emi on Cię kocha – ledwo przeszło mi to przez gardło – i bardzo się o Ciebie martwi. Nie wiem dlaczego poroniłaś, ale to na pewno nie była Twoja wina
-To się stało w nocy, zanim się zorientowałam to było już za późno – kolejna porcja łez spłynęła po jej policzkach
-Naprawdę mi przykro – pocałowałem ją w czoło – nie potrafię postawić się w Twojej sytuacji, ale zawsze możesz liczyć na moją pomoc
-Dziękuje – zamknęła na chwilę oczy, a potem spojrzała na mnie
-Zjemy ten makaron ? Zaraz będzie zimny – próbowałem rozładować atmosferę
-Nie jestem głodna
-Muisz zjeść, dopilnuje, żebyś jadła
-Proszę powiedz mi dlaczego tu jesteś. Powiedz mi prawdę
-Bo Cię kocham – pomyślałem, ale nie potrafiłem tego powiedzieć, nie potrafiłem jeszcze bardziej namieszać jej w głowie – spłacam swój dług
-Nie masz wobec mnie żadnego długu
-Ja uważam inaczej – próbowałem trzymać się swojej wersji, chociaż ona w każdej chwili mogła wyczuć, że usiłuje ukryć prawdę
-Dobrze, zjem – odeszła ode mnie i po chwili usiadła przy stole
Zjedliśmy w ciszy obiad, po którym moja niedoszła żona bez słowa wstała od stołu i poszła na górę. Znam ją na tyle dobrze, żeby wiedzieć o tym, iż ona chce zostać teraz sama, a ja to uszanuję. Dla jej dobra. Zamiast siedzieć bezczynie posprzątałem po naszym posiłku, po wspólnym gotowaniu, a na końcu pozbierałem wszystkie kawałki kubka lub jak to powiedziała Emily jej życia i położyłem je na blacie. Skoro to ma być jej cholernie rozwalone życie to ja je posklejam. Prawie dwie godziny zajęło mi sklejanie tego, ale w końcu jakoś udało mi się doprowadzić przedmiot do poprzedniej formy. Prawie idealnie, chociaż pęknięcia zostaną na zawsze. Zamknąłem kubek w szafce, do której Em nigdy nie zagląda i usiadłem na kanapie. Wyjąłem z kieszeni telefon, chwilę się zastanawiałem, aż w końcu wybrałem numer do swojej dziewczyny. Nie odebrała. Spróbowałem po raz drugi. Znowu nic. Aż w końcu za trzecim razem ...
-Cześć, tu Caroline Bohs. Jeżeli to coś pilnego to zostaw wiadomość po usłyszeniu sygnału, a postaram się oddzwonić ... pip
-Skarbie to ja, znalazłem Emily i zostanę z nią kilka dni. Wracam do Ciebie w niedziele wieczorem, nie martw się proszę. Pamiętaj, że bardzo Cię kocham i nie rób nic głupiego. Zaufaj mi. Oddzwoń jak tylko odsłuchasz wiadomość.
Wściekły rozłączyłem się i odrzuciłem telefon na fotel. Cholera ona mnie zabije albo odejdzie albo już odeszła. Co za koszmar. Ale ja nie dam jej odejść bez słowa. Jest moja, a ja jestem jej.
-Stało się coś ?
-Caroline nie odbiera ode mnie telefonów
-Wie, że ze mną jesteś ?
-Wie, że jechałem Cię szukać i była wściekła
-Przykro mi
-Jakoś to załatwię
-Napijemy się i pogadamy ? – wyjęła z szafki butelkę tequili
-Możesz pić alkohol ? – spytałem niepewnie
-Mogę, muszę i zamierzam. Z Tobą albo sama. Decyduj
-Jest jeszcze wcześnie – spojrzałem na zegarek
-Kobietom się nie odmawia. Pijemy
-To nie jest dobry pomysł Em. Nie możesz zapijać żałoby
-A co Ty wiesz o żałobie ?! – warknęła – straciłam dziecko ! Poroniłam ! Nie wiadomo czy kiedykolwiek zostanę jeszcze matką, a Ty mi mówisz co mogę, a czego nie ?!
-Martwię się o Ciebie
-Wy wszyscy się o mnie martwicie ! – zawołała – Emily nie może być teraz sama, Emily nie może się przemęczać, Emily nie może wrócić w tym stanie do domu, Emily nie może pić, Emily nie może zrobić nic głupiego, Emily nie ...
-Przestań – przerwałem jej – wiem o co Ci chodzi. Nie chcę traktować Cię jak wszyscy inni, ale nie jestem w stanie traktować Cię tak jak wcześniej. Chcesz pokazać, że jesteś twarda, ale w tej chwili to tylko pozory. Znam Cię i widzę, że cierpisz, przede mną nie musisz udawać
-Masz racje wcale nie jestem twarda i już chyba nigdy nie będę
-Przyniesiesz szklanki czy ja mam to robić ?
-Ja przyniosę – uśmiechnęła się prawie niezauważalnie
-Będę tego żałował – szepnąłem do siebie
Dziewczyna przyniosła dwie szklanki, postawiła je na stoliku do kawy i nalała sporą porcje alkoholu. Zanim zdążyłem sięgnąć po naczynie to szatynka wypiła już zawartość swojego. Pijana i jednocześnie załamana Emily to nie jest moja ulubiona wersja tej kobiety.
-Czemu nie pijesz ?
-Zamyśliłem się – upiłem łyk
Ona za szybko pije, zdecydowanie za szybko. Nie zdążyłem dokończyć pierwszej szklanki podczas, gdy ona wypiła już trzy. I powoli się wstawiała, chociaż powoli to chyba złe określenie.
-Dlaczego tak mało pijesz ? – wybełkotała
-Piję równo z Tobą - skłamałem
-Tak ?
-Oczywiście
-To dobrze – zachichotała
-Może pójdziesz na górę się przespać ?
-O tej porze ? Chyba oszalałeś ! – rzuciła we mnie poduszką – impreza się dopiero rozkręca
-Emily jesteś pijana – wstałem, zbliżyłem się do niej i położyłem jej dłoń na ramieniu
-Nie jestem – odepchnęła moją dłoń
-Okej, niech będzie – westchnąłem
W zasadzie dziewczyna sama dokończyła pić tequile, a ja siedziałem bezradny i się jej przyglądałem. Gdyby widział to Theo, Ann, jej mama albo ktokolwiek inny kto jest jej bliski to chyba by mnie zabił. Miałem się nią zająć, a pozwalam jej się upić. Najpierw się upije, potem zacznie płakać, a ja chyba wtedy oszaleje. Nie zniosę jak kolejny raz wpadnie w histerie.
-Marco ?
-Hmm ?
-Kochasz mnie ?
-Słucham ? – zakrztusiłem się własną śliną
-Nadal mnie kochasz ? - powtórzyła
-To nie jest rozmowa na teraz
-Dlaczego nie ?
-Ponieważ jesteś pijana i jutro nie będziesz nic pamiętała
-Kochasz mnie czy nie ? – spytała poważnie
-Mówiłem Ci, że nigdy nie przestałem
-Powiedz to
-Kocham Cię Emily
I nagle dziewczyna poderwała się z miejsca i omal mnie nie pocałowała. Złapałem ją za ramiona i odsunąłem od siebie, ale wcale jej to nie zniechęciło. Dopiero po chwili się zorientowała, że nie pozwolę jej, żeby mnie pocałowała, a wtedy mnie spoliczkowała i popłakała się. Cholera.
-Pocałuj mnie Marco. Proszę, pocałuj mnie
-Nie zrobię tego. Oboje jesteśmy zajęci, oboje będziemy tego żałować. Ja będę żałował, że wykorzystałem to, że jesteś pijana, a Ty ... a Ty nie będziesz żałowała, bo jest szansa, że nie będziesz tego pamiętać. Nie zrobię tego. Przykro mi
-Nienawidzę Cię! – zaczęła mnie szarpać – tak bardzo Cię nienawidzę ! Zrujnowałeś mi życie !
-Wiem i cholernie tego żałuje – pochyliłem się nad nią i zatrzymałem się kilka milimetrów przed jej ustami – i dlatego właśnie Cię nie pocałuje, żeby Ci go nie zrujnować jeszcze bardziej
-A jeżeli ja Cię pocałuje ? – spytała z nadzieją, a ja nie miałem ochoty odmawiać