piątek, 25 listopada 2016

20.

[Emily]
“Chyba wiem co ważnego chciałaś mi powiedzieć.”
Wysłałam wiadomość do przyjaciółki, żeby wiedziała, że ja już wiem o zaręczynach Marco i Caroline. Przez cały ten czas, gdy gratulowałam blondynce i usiłowałam wymigać się od kolacji uśmiechałam się sztucznie jak wariatka, ale po tym jak wsiadłam do taksówki i podałam kierowcy swój adres to uśmiech znikł z mojej twarzy. Spóźniłam się. Miałam tyle czasu, ale ja w kółko odkładałam tę rozmowę i w końcu było już za późno. Czułam łzy zbierające się w oczach i silny ucisk w klatce piersiowej. Wciąż nie mogłam uwierzyć, że to prawda. Czy wszyscy dookoła się mylili, a Marco jednak mnie nie kochał? Czy to wszystko co dla mnie zrobił w ostatnim czasie nie miało nic wspólnego z miłością? Czy, aż tak bardzo zraniłam go lata temu, że nie był już w stanie mnie kochać?
-Jesteśmy na miejscu proszę pani - z rozmyśleń wyrwał mnie głos taksówkarza
-Oczywiście - odchrząknęłam - ile płacę?
-8 euro - uśmiechnął się
-Proszę - powiedziałam wręczając mu banknot - bez reszty
-Dziękuję - powiedział jeszcze zanim wsiadłam
Kiwnęłam, tylko słabo głową i powlokłam się do budynku, w którym jeszcze przez jakiś czas będę mieszkać. Zrezygnowałam z windy, bo nie chciało mi się na nią czekać i powoli doszłam na czwarte piętro. Otworzyłam drzwi do mieszkania numer szesnaście, rozebrałam się z wierzchnych ciuchów, a następnie bez energii ruszyłam na górę po drodze zgarniając z lodówki wino. W łazience przylegającej do sypialni rozebrałam się, napuściłam wody do wanny i zaległam w niej. Gorąca woda rozluźniała moje napięte mięśnie, wino leczyło rozszarpane na strzępy serce, a cisza uspokajała. Przez chwilę było w porządku, może nawet lepiej. Potem przyszła jednak rzeczywistość i łzy znów zaczęły płynąć po policzkach. Zastanawiałam się czy to może nie jest jakaś zemsta, za zostawienie blondyna w dniu ślubu, ale czy zemsta jest taka okrutna? Palący ból serca wraz z uciskiem klatki piersiowej nasilał się, za każdym razem gdy myślałam o Marco. Czyli można by rzec, że wcale nie znikał. A ja poniekąd nie chciałam, żeby znikał, przynajmniej przypominał mi o tym jaka jestem głupia i jak wiele straciłam. Nigdy nie potrafiłam zdefiniować tego czym jest miłość. Dla mnie była wszystkim tym co kiedykolwiek o niej napisano i jeszcze więcej. Dla mnie to było to co czułam. Jak byłam dużo młodsza byłam pewna, że miłość to tylko szczęście, radość i wszystkie inne pozytywne rzeczy tego świata. Dziś wiem, że to nie tylko pozytywy, ale też negatywy. Ból, cierpienie, łzy. Z jednej strony wszędzie mówią, że bez miłości nie ma zazdrości, a z drugiej, że miłość nie zazdrości. Ilu ludzi na świecie, tyle różnych zdań i “prawd”. A może miłość to przeznaczenie. Chciałabym wierzyć w to, że gdy ludzie są sobie przeznaczenie to zawsze odnajdą do siebie drogę. Zawsze znajdą sposób, żeby być razem. Pytanie brzmi jednak, czy ja i Marco jesteśmy sobie przeznaczeni? Telefon leżący koło wanny wydał z siebie dźwięk oznaczający nadejście nowej wiadomości, więc wytarłam dłonie i sięgnęłam po niego. Sms był od Ann, mogłam się tego spodziewać.
“Przykro mi ;( jak się trzymasz?”
“Beznadziejnie. Byłam pewna, że teraz wszystko się ułoży”
“To na pewno nie koniec, może jeszcze Wam się uda …”
“Zaręczyli się, planują ślub … tak to koniec”
“Marco jej nie kocha! Nigdy się z nią nie ożeni”
“Daj spokój Ann! Obie dobrze wiemy, że to nie prawda”
“Spróbuj z nim jeszcze pogadać Em. Przynajmniej nie będziesz żałowała”
“Już żałuję”
“Przyjadę do Ciebie, pogadamy, napijemy się wina. Co Ty na to?”
“Zostań w domu kochana. Dam sobie radę”
Nie czekając na odpowiedź odłożyłam telefon i zamknęłam oczy rozkoszując się ciepłą jeszcze wodą. Była taka cudowna, że mogłabym zostać w niej do rana. A może przy okazji udałoby mi się zapomnieć o wszystkim.

[Marco]
Oświadczyłem się Caroline. Nie była to najlepsza decyzja mojego życia, ale czułem, że muszę to zrobić. Skoro Em wybrała życie u boku Theo, to nie miałem prawa jej tego rujnować. Starałem się, ale nie wyszło, więc mogę mieć pretensje tylko do siebie. W takiej sytuacji ja też ułożę sobie życie i będę szczęśliwy. No dobra. Będę udawał, że jestem szczęśliwy.
-Kotku jesteś jakiś markotny - blondynka usiadła obok mnie na kanapie i przytuliła się do mnie - wszystko w porządku?
-Jestem zmęczony po treningu - skłamałem  
-Trzeba było mówić to nie wysyłałabym Cię na zakupy - jęknęła całując mnie w szyję
-Bez przesady - objąłem ją - na obowiązki domowe zawsze znajdę czas
-Zapomniałam Ci powiedzieć - westchnęła
-O czym?
-Emily tutaj była i chciała się z Tobą spotkać
-Emily? - spytałem przez zaciśnięte gardło, a ona kiwnęła głową - kiedy?
-Jakoś jak wyszedłeś na zakupy
-Mówiła o co chodzi? - spytałem na pozór obojętnie
-Podobno chciała porozmawiać o ślubie Ann i Mario. Oboje jesteście świadkami - przypomniała mi
-Jasne, pamiętam - zamyśliłem się na chwilę
-Zadzwoń do niej i jakoś się dogadajcie
-Yhmm - mruknąłem myśląc o szatynce
-Zaprosiłam ją na kolację z okazji zaręczyn, ale bardzo się zmieszała i odmówiła - powiedziała zaskakując mnie tym jak cholera
-Powiedziałaś jej?
-Oczywiście - prychnęła - dlaczego mam ukrywać swoje szczęście?
-Masz rację - cmoknąłem ją w czoło - przepraszam
-Wspominałeś coś, że Em była u Theo? - posłała mi uśmiech
-Tak - odchrząknęłam - zmieńmy temat skarbie
-Pewnie - spojrzała na zegarek - zacznę ogarniać dzisiejszą kolacje
-Pomóc Ci?
-Odpocznij - pogładziła moje włosy, przez co zacisnąłem dłonie w pięści - nie chcę, żebyś tak wyglądał na kolacji
-Tak, czyli jak?
-Marnie - skrzywiła się - powinniśmy, gdzieś wyjechać. Wtedy miałbyś szansę odpocząć
Przewróciłem oczami, ale nic nie odpowiedziałem. Na pewno wyjadę, gdzieś w środku sezonu, bo moja narzeczona uważa, że Marnie wyglądam. Kobieta oddaliła się w kierunku kuchni, a ja sięgnąłem po telefon i zorientowałem się, że mam kilka nieodebranych połączeń od różnych osób. Głównie byli to moi znajomi lub siostry. Powoli obdzwoniłem każdego i ze szczerą ulgą przekładałem dzisiejszą kolacje na jutro, ze względu na to, że większość albo nie mogła albo zapowiedziała przyjście “tylko na chwilę”.
-Kotku! - zawołałem, gdy skończyłem ostatnią rozmowę  - kolacja przełożona na jutro!
-Co? Dlaczego? - spytała zaskoczona pojawiając się znów koło mnie
-Większość nie da dzisiaj rady - westchnąłem - możemy spędzić piątkowy wieczór w łóżku oglądając filmy
-Dobrze - mruknęła - i tak dopiero zaczęłam robić sałatkę
-Bardzo chętnie ją zjem - powiedziałem, żeby ją udobruchać - nie denerwuj się
-Jest w porządku - machnęła ręką - to nawet lepiej, będziesz mógł sobie odpocząć. I tak nie macie jutro meczu
-To prawda - potwierdziłem jej słowa dodatkowo kiwając głową - jutro nie gramy i chętnie odpocznę w domowym zaciszu
-Ze swoją narzeczoną - zachichotała
-Nie man wyjścia - zażartowałem, a ona zmroziła mnie wzrokiem
-Dokończę tę sałatkę - odwróciła się napięcie wracając do kuchni
Skorzystałem z okazji, zgarnąłem telefon i szybko poszedłem do sypialni. Zamknąłem drzwi, odczekałem chwilę i wybrałem numer telefonu mojej byłej dziewczyny. Pierwszy sygnał. Drugi. Trzeci. Czwarty. Nic. Włączył się automatyczny głos informujący mnie, że numer do którego dzwonię nie odpowiada. Fantastycznie. Pewnie się obraziła. Chociaż nie, to nie w stylu Em. Ona prędzej komuś wygarnie niż obrażona zamknie się w pokoju. Pewnie po prostu odpoczywa, musiała niedawno wrócić i pewnie jetlag daje o sobie znać. Zresztą to nie moja sprawa. Mimo wszystko spróbowałem jeszcze kilka razy, po czym zrezygnowany wsunąłem telefon do kieszeni jeansów. Powinienem dać sobie spokój. Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić.
-Chodź na sałatkę kochanie - drzwi uchyliły się nieznacznie i blondynka zajrzała do pomieszczenia - chyba, że wolisz się zdrzemnąć
-Musiałem zadzwonić - wyjaśniłem wzdychając - już idę
Do wieczora, każdą chwilę spędzałem z Caroline, która nie odstępowała mnie na krok. Chyba uznała, że skoro wsunąłem jej pierścionek na palec to jestem jej własnością. Nic bardziej mylnego. I lepiej, żeby szybko to zrozumiała. Zjedliśmy kolacje, obejrzeliśmy kilka filmów, a potem leżeliśmy na kanapie nie robiąc nic ciekawego. Dziewczyna usiłowała namówić mnie na ustalenie daty ślubu, ale broniłem się jak tylko mogłem. Z jakiej racji wszyscy uważają, że ślub powinno planować się od razu po zaręczynach?! Nagle mój telefon zaczął dzwonić, więc pełen nadziei zerknąłem na wyświetlacz. Mario.
-Cześć stary - powiedziałem pogodnie - co tam?
-Em jest w szpitalu - powiedział krótko, a ja zamarłem - chyba dobrze by było, gdybyś przyjechał
-W którym? - spytałem odsuwając od siebie narzeczoną
-Miejskim - odparł wzdychając ciężko
-Będę za kwadrans - rzuciłem rozłączając się
-Coś się stało?
-Emily jest w szpitalu
-Jak to ? - wyjąkała patrząc na mnie zdziwionym wzrokiem - co z nią?
-Nie wiem. Mario prosił, żebym przyjechał - mówiąc szedłem już do przedpokoju
-Pewnie, pojadę z Tobą - założyła swoje zimowe buty i sięgnęła po kurtkę
-Jesteś pewna?
-Tak - podała mi kluczyki od auta - chodźmy
Kilka minut później jechaliśmy już, po ośnieżonych ulicach Dortmudu w stronę szpitala. Żadne z nas się nie odzywało pogrążone we własnych myślach. Z jednej strony cieszyłem się, że blondynka jedzie razem ze mną, bo polubiła Em i chyba nie jest już o nią zazdrosna. Z drugiej strony … nadal nie wie, że zdradziłem ją z Emi i kocham ją dużo bardziej. Teraz to było nieistotne. Zostawiliśmy auto na pierwszym wolnym miejscu parkingowym, po czym ruszyliśmy do budynku. Dzięki Mario, który wysłał mi sms, gdzie są to pewnie wieki bym krążył po tym szpitalu.
-Co Ty tu robisz ?! - Ann warknęła na mój widok
-Mario do mnie dzwonił - wzruszyłem ramionami - martwię się o Emily
-To przestań - walnęła mnie w klatkę piersiową - daj jej wreszcie spokój
-Ann spokojnie - szatyn odciągnął ode mnie modelkę, a ona zaczęła płakać wtulając się w niego
-Co się stało? Czy wszystko z nią w porządku? Gdzie ona jest? - pytałem gorączkowo
-Zaraz się czegoś dowiemy - panna Bohs pogładziła mnie po ramieniu - daj im chwilę
-Emily omal nie utopiła się w wannie - powiedział cicho Mario - najprawdopodobniej próbowała popełnić samobójstwo
Jeśli jeszcze przed chwilą byłem przerażony to teraz byłem załamany i nie mogłem oddychać. Przed oczami stanęła mi uśmiechnięta twarz Emi, jej radosne oczy i wesoły śmiech. Gdy będąc nad jeziorem znalazłem ją w łazience, gdy trzymała w rękach to cholerne szkło to obiecałem sobie, że nigdy więcej do tego nie dopuszczę. Minął miesiąc, a ona znowu próbowała to zrobić. Tym razem nie zareagowałem. Oboje złamaliśmy obietnice. Ona daną mi, a ja daną sobie. Spieprzyliśmy. Cholera! Dlaczego chciała to zrobić? Co takiego się stało? Czy to znowu z powodu Theo? A może … kurwa to niemożliwe. Dzisiaj dowiedziała się o moich zaręczynach z Caroline. Co jeśli dlatego to zrobiła? W sumie to tłumaczyło by wrogie nastawienie Ann do mojej osoby.
-Kto ją znalazł? - spytałem czując gule w gardle
-Ja - zawyła blondynka - była taka sina i blada i …
-Już kochanie - piłkarz objął ją mocniej - zobaczysz, że nic jej nie będzie
-Wiedziałam, że jest w beznadziejnym nastroju, ale chciała zostać sama. Gdybym, tylko wiedziała … - pokręciła z niedowierzaniem głową - nie wierzę, że to się wydarzyło
-Może wcale tego nie chciała - powiedziałem łapiąc tej wersji jak brzytwy
-Dokładnie - poparł mnie mój przyjaciel
-Sami w to nie wierzycie - kobieta załkała gorzko
-Informowaliście kogoś jeszcze? Rodziców, Annie?
-Na razie nie chcemy ich denerwować
-A może chociaż Theo?
-Ona nie chciałaby informować Theo - warknęła blondynka, a ja zmarszczyłem brwi
-Dlaczego nie? - spytałem
-To nie Twoja sprawa - przewróciła oczami
-Możesz przestać Ann?! Nic nie zrobiłem! Jestem tu, żeby pomóc, a nie się z Tobą kłócić! Odpuść - powiedział ostro - odpuść dla Emily
-Właśnie dla Emily nie zamierzam opuszczać - spiorunowała mnie wzrokiem pełnym iskierek wściekłości
Westchnąłem nie rozumiejąc o co jej chodzi, a może po prostu nie chcąc rozumieć. Spojrzałem na moją narzeczoną, która siedziała cicho na krześle i przyglądała nam się zmartwiona.
-Cieszę się, że tu jesteś - pocałowałem ją w czoło
-Chciałabym Ci jakoś pomóc, ale nie wiem jak - skrzywiła się nieznacznie
-Po prostu bądź przy mnie - wysiliłem się na blady uśmiech
-Myślisz, że to przez nas? - szepnęła - myślisz, że nie mogła się pogodzić z naszymi zaręczynami?
-Na pewno nie - powiedziałem pewnie, ale sam nie byłem przekonany - może coś się stało w Seattle
-Dobry wieczór, czy są państwo rodziną pani Emily Brown? - podszedł do nas starszy mężczyzna w lekarskim kitlu
-Przyjaciółmi - westchnął Gotze
-Och - zerknął na różne kartki, które trzymał w rękach - a czy któreś z państwa to pan Reus albo pani Brommel
-Ja - powiedzieliśmy równocześnie z Ann
-Zapraszam ze mną - uśmiechnął się
Posłusznie podążyliśmy za lekarzem do gabinetu lekarskiego, gdzie zajęliśmy wolne miejsca naprzeciwko niego przy biurku. Zanim mężczyzna powiedział nam co i jak to przejrzał różne dokumenty. A my niecierpliwiliśmy się coraz bardziej. Co się dzieje z Emily? Czy z nią wszystko w porządku?
-Mam państwa na liście osób, które mogę powiadomić o stanie zdrowia pani Brown, skoro jesteście tu państwo to znaczy, że te informacje są dla państwa cenne. Zgadza się?
-Tak - odchrząknąłem - co z Emily?
-Pani Brown trafiła do nas w nie najlepszym stanie, ale powoli wszystko wraca do normy. Była mocno wyziębiona i niedotleniona, ale na szczęście udało się to unormować już w karetce. Okoliczności mogą wskazywać na próbę samobójczą, ale również na wypadek. Pani Brown miała we krwi alkohol, a ratownik wspominał, że obok wanny była pusta butelka po winie
-Czy ona z tego wyjdzie? - kobieta siedząca obok mnie zadała pytanie drżącym głosem
-Fizycznie tak, ale wciąż nie wiemy co się stało. Gdy pani Brown się obudzi zlecimy konsultacje psychiatryczną
-A co potem? - westchnąłem ciężko
-Albo trafi na obserwacje na odział psychiatryczny albo zostanie u nas i jutro ją wpiszemy
-Rozumiem - modelka kiwnęła głową - czy możemy ją zobaczyć?
-Tylko na chwilę - uśmiechnął się
-Dziękujemy panie doktorze - po kolei uścisnęliśmy jego dłoń
-Powodzenia - powiedział jeszcze, a potem opuściliśmy pomieszczenie
-Ja do niej pójdę - zakomunikowała Ann
-Muszę się z nią zobaczyć - zaprotestowałem
-Miałeś już wiele okazji - lekceważąco wzruszyła ramionami
-Ann …  naprawdę muszę - spojrzałem na nią błagalnie
-Po moim trupów
Się dobrały. Obie uparte i żadna nie odpuści. I weź się tu człowieku dogadaj z taką. Jak już coś postanowi to nie ma zmiłuj. No, zazwyczaj. Przez kolejne kilkanaście minut błagałem kobietę, żeby pozwoliła mi zajrzeć do byłej narzeczonej, ale była nie ugięta. Na siłę wejść nie mogłem, bo wtedy do akcji wkraczał Mario.
-Odpuść Marco, wpadniemy jutro - narzeczona położyła mi dłoń na ramieniu - wszyscy powinniśmy odpocząć
-Niech by to szlak - zakląłem ubierając kurtkę - bez sensu
Aż do dojścia na parking nie odezwałem się, ani słowem, chociaż Caroline usiłowała mnie zagadać. Nie miałem cholernego nastroju na gadki szmatki.
-Nie wiedziałam, że wciąż jesteś upoważniony do otrzymywania informacji na temat stanu zdrowia Emily - odparła zapinając pasy
-Ja też nie wiedziałem - mruknąłem patrząc na drogę - Pewnie Em sama nie zdaje sobie z tego sprawy. Wyjeżdżała w pośpiechu i nie myślała o takich rzeczach
-Pewnie mocno się zdziwi
-Uprzedzę ją – zerknąłem na nią kątem oka
-Jak?
-Jak ją odwiedzimy – wjechałem na parking podziemny

Od razu po wejściu do domu skierowaliśmy swoje kroki do sypialni. Położyliśmy się do łóżka, po chwili Caroline już słodko spała, a ja wciąż nie mogłem zasnąć. Rozmyślałem nad tym wszystkim. Zegarek stojący na szafce nocnej wybił północ, ja zerwałem się z łóżka i ubierając się szybko wyszedłem z domu.

piątek, 18 listopada 2016

19.

[Emily]
Po długiej i męczącej podróży doleciałam do Seattle przed południem, we wtorek dwudziestego czwartego lutego. Theo odebrał mnie z lotniska, szczęśliwy że przyleciałam, ale chyba nieco się zraził widząc, że jestem oschła i obojętna na jego zaloty. Do tego wszystkiego doszło moje ogromne zmęczenie, po całej podróży ledwo stałam na nogach. Gdy Theo przywiózł mnie do swojego dość dużego mieszkania, od razu zajęłam sypialnię gościnną i położyłam się spać. Cholerny jet lag. Obudziłam się późnym wieczorem, na zewnątrz było już ciemno, a w mieszkaniu panowała cisza. Ciekawe, czy mój jeszcze obecny chłopak mnie zostawił, czy może już śpi. Moje wątpliwości ulotniły się, gdy tylko weszłam do salonu.
-Cześć śpiochu – powitał mnie uśmiechem – już lepiej ?
-Tak, dziękuję – kiwnęłam głową – dobrze było zasnąć w łóżku
-Mam, tylko nadzieję, że będziesz spała w nocy – zaśmiał się
-O to się nie martw – posłałam mu uśmiech, siadając na kanapie – ładne mieszkanie
-Dostałem na czas trwania szkolenia, było już urządzone
-Rozumiem – rozejrzałam się dookoła
-Widzę, że coś Cię trapi – powiedział w końcu – trochę Cię już znam
-Chciałam z Tobą porozmawiać – wyjaśniłam
-I dlatego przyleciałaś ? – dopytał
-Yhmm – mruknęłam
-Już myślałem, że się stęskniłaś – skrzywił się
-Przepraszam, oczywiście, że się stęskniłam. Po prostu musimy porozmawiać
-Brzmi groźnie – podniósł się z miejsca – masz ochotę się czegoś napić albo coś zjeść? Mogę coś zamówić
-Chętnie coś zjem – westchnęłam – zamów cokolwiek
-Oczywiście – zniknął w kuchni
Skorzystałam z tego, że mężczyzna jest zajęty i wyjęłam z kieszeni telefon. Ani razu od wylotu z Dortmundu go nie włączałam, więc nie zdziwiło mnie, że mam mnóstwo nieodebranych połączeń i wiadomości. Kilka od mamy, kilka od siostry, kilka od Amy i całą listę od Ann. Mogłam się domyślić. W Dortmundzie było jeszcze wcześnie rano, więc wysłałam sms do mamy, że jestem w Seattle i jest w porządku. Dopiero później zabrałam się za wiadomości otrzymane od przyjaciółki.
„Czemu się do mnie nie odzywasz ? :P”
„Emily ?”
„Musimy porozmawiać. Zadzwoń do mnie.”
„Zaczynam się o Ciebie martwić. Nie ma z Tobą kontaktu.”
„Emily to nie jest zabawne. Byłam u Ciebie w mieszkaniu, ale nikt mi nie otworzył. Twój samochód stoi na parkingu. Masz wyłączony telefon. O co chodzi ?”
„Mam zadzownić na policję ?”
„Jeśli zaraz do mnie nie zadzwonisz to przysięgam, że Cię zabiję.” 
„EMILY!”
Och Ann. Tak bardzo Cię kocham i to słodkie, że tak się o mnie martwisz. Nic mi nie jest. Po prostu idę za głosem serca. Westchnęłam zastanawiając się nad odpowiedzią, ale dziewczyna i tak mi nie odpisze. Obliczyłam sobie szybko w myślach, że jak u nas będzie rano to w Niemczech będzie już wieczór. Wtedy do niej zadzwonię albo napiszę.
„Wszystko w porządku, nie musisz się o mnie martwić :) Odezwę się wieczorem <3”
-Zamówiłem pizze, jest niedaleko, więc będzie szybko. A do tego jest smaczna
-Wspaniale – powiedziałam odkładając telefon na stolik – podoba Ci się tutaj ?
-Emily – pokręcił z niedowierzaniem głową
-Po prostu chcę najpierw porozmawiać na luźne tematy – spojrzałam na niego błagalnie – skoro tu jestem to chcę wiedzieć jak Ci tu jest
-Jest dobrze, dużo pracy, ale podoba mi się – powiedział dość przekonująco – chcą mi zaproponować pracę na stałe
-Och, to fantastycznie
-Czyżby ? – zmarszczył brwi
-To dla Ciebie ogromna szansa, już raz zrezygnowałeś z Seattle
-Masz racje, ale teraz po szkoleniu będę mógł rozwinąć się w Dortmundzie
-Gdyby nie ja to ... – przerwałam szukając odpowiednich słów – to, gdzie byłbyś teraz ?
-Nie wiem – wzruszył ramionami – nie lubię za bardzo gdybać
-Pamiętam – szepnęłam
-A Ty gdzie byś była gdyby nie ja ? – spytał przyglądając mi się uważnie
Z Marco. U Marco. Tam, gdzie Marco.
-To zależy – powiedziałam wymijająco
-Zapytam inaczej – uśmiechnął się ironicznie – z kim byś była ?
-Theo – westchnęłam – nie stawiaj tak sprawy
-Po prostu pytam Emily
-Wiem – spojrzałam na swoje niepomalowane paznokcie
-Dalej go kochasz, prawda ?
-Kogo ? – spytałam głupio
-Marco. Dalej go kochasz – bardziej stwierdził niż zapytał, chociaż patrzył na mnie oczekując odpowiedzi
-Tak – powiedziałam cicho – dalej go kocham
-Od kiedy ?
-Od zawsze – wzruszyłam ramionami – myślę, że nigdy nie przestałam
-Dlaczego nie powiedziałaś mi wcześniej ? – westchnął ciężko
-Bo wiedziałam, jaki jesteś o niego zazdrosny i nie chciałam Cię ranić – jęknęłam – a po za tym byłam z Tobą w ciąży i nie chciałam tego wszystkiego psuć
-Teraz chcesz ? – spojrzał na mnie smutno
-Naprawdę mi przykro – westchnęłam – bardzo mi pomogłeś, wspierałeś mnie, pokochałam Cię, ale to było zupełnie co innego niż z Marco. No i nie wiedziałam, że moje uczucia do niego wciąż są tak samo mocne
-Czy on też Cię kocha ?
-Nie jestem pewna. Chciałam najpierw z Tobą porozmawiać, a dopiero później z nim
-W porządku – obrócił w dłoniach szklankę – rozumiem
-Jesteś zły ? – spytałam cicho
-Em ... – nie zdążył dokończyć, bo po mieszkaniu rozniósł się dźwięk dzwonka – przepraszam na chwilę
-Jasne – mruknęłam
Kilka minut później prawnik wszedł do pomieszczenia z pudełkiem pizzy w jednej ręce i talerzami w drugiej. Podał mi jeden talerz, a pudełko postawił na środku stolika do kawy. Nałożyłam sobie jeden kawałek i konsumowałam go powoli rozmyślając o naszej rozmowie. Mężczyzna do niej nie wracał, więc nie wiedziała, czy ja też powinnam. W końcu, gdy myślalałam, że już nie wytrzymam to on pierwszy odłożył talerz na stolik i spojrzał na mnie.
-Oczywiście, że nie jestem na Ciebie zły Emily. Gdy, tylko Cię poznałem i zobaczyłem jak cierpisz to ociecałem sobie, że zrobię wszystko, żebyś była szczęśliwa. Przez jakiś czas udawało mi się Ciebie uszczęśliwiać, ale jak widać przestało Ci to wystarczać. Nie mogę mieć do Ciebie żalu, to Twoje uczucia i nie mogę nic zrobić, żeby je zmienić. Kocham Cię i nie wiem, kiedy przestanę, ale rozumiem. Nie jestem miłością Twojego życia i nie wiem, czemu kiedykolwiek się łudziłem, że jest inaczej – powiedział z nutką żalu w głosie – widziałem, że wciąż Was do siebie ciągnie. Widziałem to, ale jednak wciąż wmawiałem sobie, że jest inaczej, że to nie prawda
-Przepraszam, że Cię okłamywałam – skrzywiłam się
-Nie szkodzi, rozumiem dlaczego to robiłaś – posłał mi nieco wymuszony uśmiech – życzę Wam szczęścia
-Co to znaczy ? – spytałam lekko zdezorientowana
-To znaczy Emily, że jeśli naprawdę go kochasz i jesteś z nim szczęśliwa to walcz o niego. Walcz o swoją miłość
-Dziękuję – szepnęłam czując, że w oczach gromadzą mi się łzy – nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy
-Chyba nie ma sensu, żebym wracał do Dortmundu, co ?
-Theo, jeśli zostaniesz to będzie bardzo miło. Naprawdę nie musisz uciekać
-To nie jest miasto moich marzeń Em. Skończę szkolenie, pozamykam sprawy w Niemczech i się przeprowadzę
-Gdzie ?
-Albo wrócę do Londynu albo ... – przerwał rozglądając się dookoła
-Albo wrócisz tutaj – dokończyłam za niego – mam racje ?
-Tak, masz racje – westchnął – ale liczę na to, że kiedyś jeszcze mnie odwiedzisz. Że razem mnie odwiedzicie
-Oczywiście, że Cię odwiedzę – uśmiechnęłam się – tak łatwo się mnie nie pozbędziesz ze swojego życia!
-A jego ? – zażartował
-To, że go kocham nie znaczy, że będziemy razem – bąknęłam – nawet nie wiem, czy on czuje to samo
-Widziałem jak na Ciebie patrzy, musi Cię kochać – uśmiechnął się pokrzepiająco
-Dopóki nie wrócisz to zostanę w naszym mieszkaniu – zmieniłam temat – a potem możemy je wystawić na sprzedaż
-Daj spokój, możesz tam mieszkasz – powiedział oburzony – nie wyrzucam Cię
-Wrócę do rodziców – zaśmiałam się – może dobrze zrobi mi powrót na stare śmieci
-A może przeniesiesz się do Marco – upił łyk trunku ze swojej szklanki
-Teraz nie dasz mi spokoju, co ? – przewróciłam oczami
-Lubię patrzeć na iskierki w Twoich oczami
-Słucham ? – zakrztusiłam się z wrażenienia
-Masz w oczach takie iskierki. Radości, miłości, szczęścia. Zawsze jak mówisz o Marco to one tańczą jak szalone, a ja lubię na nie patrzeć. Dziwne, że wcześniej tego nie skojarzyłem
-Ale to Cię rani – skrzywiłam się – jak możesz lubić coś co Cię rani ?
-Patrzenie na Twoje szczęście Em nigdy nie będzie mnie raniło – odparł uśmiechnięty – no chyba, że będziesz usiłowała zabić mnie dostarczając mi patrzenia na Twoją miłość z tym blondynem
-Głupek – rzuciłam w niego poduszką śmiejąc się jak wariatka
-Z tego wszystkiego zapomniałem Ci złożyć życzeń z okazji walentynek, ale teraz już chyba trochę za późno, co ?
-W tym roku walentynki były do dupy – jęknęłam – i po walentynkach też było do dupy
-Coś się stało ?
-Długa historia – machnęłam ręką
-Mamy czas – spojrzał na zegarek – do pracy mam, dopiero na dziewiątą
-Musisz się jeszcze wyspać – powiedziałam rozbawiona
-Opowiadaj – ponaglił mnie
Przez chwilę się zawahałam, ale potem słowa wypłynęły ze mnie jak szalone i nie mogłam przestać mówić. Bez skrępowania opowiedziałam wszystko co zdarzyło się czternastego lutego, a potem następnego dnia. Mówiłam o swoich uczuciach i emocjach jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie. A on słuchał mnie uważnie od czasu do czasu zerkając na mnie z uśmiechem. Zastanawiałam się, dlaczego tak się bałam tej rozmowy. Theo okazał się bardzo wyrozumiały i choć znam go od dawna to w życiu bym się tego nie spodziewała. Nie po tych jego scenach zazdrości o Marco.
-Dalej nie wiesz kto to był, tak ?
-Tak – kiwnęłam głową
-A Twoim jedynym typem był Marco ?
-Myślałam też o Tobie – powiedziałam rumieniąc się – i o Mario. Nikt więcej nie przychodzi mi do głowy
-Na pewno to nie byłem ja – roześmiał się – i Mario też raczej nie
-Rozmawiałam z nim o kwiatach i to nie on je wysłał – potwierdziłam
-Zostaje, więc tylko Marco
-Albo ktoś o kim nie pomyślałam – westchnęłam
-Raczej wątpię – zmarszczył brwi
-Ann twierdzi, że tego dnia Mario widział się z Marco. Więc mogę się mylić i to wcale nie był Reus
-Oni się przyjaźnią Em – pokręcił z niedowierzaniem głową – pomagają sobie, w każdej sytuacji, a potem chronią sobie wzajemnie tyłki. Co Twoim zdaniem Marco miał powiedzieć swojej dziewczynie ? Że zabiera Cię na walentynkową randkę ?
-O tym nie pomyślałam – zmarszczyłam nos, a on się uśmiechnął – w zasadzie nie miałam okazji porozmawiać o tym z Marco, ani nawet z Mario
-Więc jak wrócisz to go zapytaj
-Wiem, chcę z nim porozmawiać od razu – spuściłam wzrok patrząc w dywan – może pojadę do niego prosto z lotniska
-A kiedy w ogóle chcesz wracać ?
-Jeszcze nie wiem, nie zarezerwowałam lotu powrotnego
-Mogę Ci pomóc jutro – uśmiechnął się – żebyś już nie musiała się tyle razy przesiadać
-Dzięki – zachichotałam – byłoby miło
-Idziemy spać ? – zaproponował – chyba oboje jesteśmy padnięci
-Tak, idziemy spać – uśmiechnęłam się przytulając się do niego po kumpelsku – ale śpimy osobno!
-No ba! – zaśmiał się

[Marco]
Siedzieliśmy z Mario w jego mieszkaniu i graliśmy w Fife. Jak zwykle wygrywałem. Dobra, nie jak zwykle. Chciałem zabrać ze sobą Caroline, ale po pierwsze już była umówiona z jakąś swoją koleżanką, a po drugie miałem nadzieję, że spotkam tu Emily. Planowałem to zrobić, od kiedy nie pojawiła się pod operą dzień po walentynkach, ale ciągle nie mogłem jej dorwać. A teraz na dodatek Ann twierdzi, że nie ma z nią kontaktu. Znaczy podobno nie odbiera telefonów i nie wiadomo, gdzie się znajduję, ale pisała, że wszystko w nią w porządku. Może jest zajęta albo wyjechała, gdzieś żeby odpocząć. Może nad jezioro ... wcześniej o tym nie pomyślałem.
-Em chciała się wtedy z Tobą spotkać – powiedział mój przyjaciel, gdy zrobiliśmy sobie chwilę przerwy
-Słucham ? – spojrzałem na niego zaskoczony
-Ann powiedziała mi dopiero teraz – westchnął – były razem, to Em przywiozła Ann do domu. No i wcześniej była z nią na policji
-Ale ja na nią czekałem – powiedziałem zdezorientowany – i to dość długo czekałem
-Minęliście się dosłownie o kilka minut – poklepał mnie po ramieniu – opowiadała Ann, że była na miejscu kwadrans po dziewiątej, ale jedyne co zastała to bukiet w śmietniku
-Cholera – warknąłem wściekły na siebie, że nie poczekałem dłużej – ja pierodole
-Musisz z nią pogadać, powiedzieć, że to byłeś Ty i wszystko będzie dobrze
-Wciąż nie mogę jej złapać. Unika mnie ?
-Raczej unika wszystkich – skrzywił się – od weekendu nie miała dla nas czasu, a teraz sam wiesz, że gdzieś zniknęła
-Może znów jest nad jeziorem – zastanowiłem się na głos – powinniśmy to sprawdzić
-Już nie dzisiaj – spojrzał na mnie – jutro, ok ?
-Jasne – wzruszyłem ramionami
-Ułoży się między Wami, zobaczysz. Ona ...
-GDZIE TY KURWA JESTEŚ ?! – usłyszeliśmy krzyk narzeczonej szatyna i oboje, aż podskoczyliśmy – JESTEM NA CIEBIE TAKA WŚCIEKŁA EM!
Cholera. Jak, tylko usłyszałem imię mojej byłem narzeczonej to poderwałem się z miejsca i pobiegłem do kuchni, a za mną mój kumpel. Modelka chodziła po kuchni z telefonem przy uchu i, aż kipiała ze złości.
-NIE MOGĘ UWIERZYĆ, ŻE NIC MI NIE POWIEDZIAŁAŚ!
-...
-TAK PO PROSTU ?! TAK PO PROSTU?! – wyrzucała z siebie słowa jak z karabinu maszynowego – TAK PO PROSTU TO JA MYŚLAŁAM, ŻE SIĘ PRZYJAŹNIMY!
-...
-NIE USPOKAJAJ MNIE! ZACHOWAŁAŚ SIĘ TAK BEZMYŚLNIE!
-...
-NO JA MYŚLĘ, ŻE NIC CI NIE JEST!
-...
-KIEDY WRACASZ ?
-...
-JAK TO NIE WIESZ ?! JAK MOŻESZ NIE WIEDZIEĆ ?
-...
-JESTEM SPOKOJNA! –zawołała, a my z Mario mimo wszystko się zaśmialiśmy
-...
-POWIEDZ MI TERAZ!
-...
-TO WEJDĘ NA SKYPE!
-...
-ŚWIETNIE – prychnęła
-...
-OK! - rzuciła do słuchawki, po czym się rozłączyła
Chcieliśmy odczekać chwilę z Mario, aż kobieta się uspokoi, ale nic nie wskazywało na to, że to szybko nastąpi.
-To była Emily ? – spytałem, żeby się upewnić
-Tak – westchnęła
-Co się stało ?
-Jak to co się stało ? – spojrzała na mnie wkurzona – wszystko spieprzyłeś
-Ja ?
-Tak Ty!
-Ann ... – zaczął Gotze
-Jest w Seattle – powiedziała nagle, a ja poczułem, że grunt usuwa mi się spod nóg - poleciała do Theo, nie wie kiedy wraca i nie chce mi powiedzieć, o co chodzi
-Kiedy ?
-Co kiedy ? – przewróciła oczami
-Kiedy do niego poleciała ? – sprecyzowałem pytanie czując gulę w gardle
-W poniedziałek w nocy – jęknęła – ale to był pierwszy wolny termin jak rezerwowała bilety tydzień wcześniej
-Tydzień czyli jakoś po walentynkach ? – spytał jej narzeczony, a ja poczułem jakbym dostał cios prosto w serce
-Tak – bąknęła – zdecydowała się lecieć do Theo po walentynkach i nic mi nie powiedziała i ...
Zanim modelka zdążyła dokończyć zdanie to wściekły na siebie, na Emily i cały świat ruszyłem do wyjścia. Zgarnąłem z biegu swoje rzeczy, po czym opuściłem mieszkanie przyjaciół, głośno trzaskając drzwiami.

[Emily]
Tym razem miałam jedną przesiadkę i w dodatku leciałam pierwszą klasą, więc nie czułam się bardzo zmęczona. Theo o mnie zadbał i byłam mu za to bardzo wdzięczna. Spędziłam w Seattle cudowne dziesięć dni, odpoczęłam, nabrałam dystansu. Co prawda mój były już chłopak nie miał dla mnie za wiele czasu, ale to co mi oferował w zupełności wystarczyło. Przy okazji zwiedziłam piękne miasto, mimo kiepskiej pogody było fantastycznie. Dogadałam się też z Ann, która na początku była na mnie cholernie wściekła. Jakimś cudem nie domyśliła się, czemu poleciałam do Stanów. Nie chciałam jej tego mówić przez telefon, ale w końcu dałam się namówić na szczerą rozmowę przez Skype. Nie wiem, kto się najbardziej cieszył, że rozstałam się z prawnikiem. Ja, Ann czy Ama. Moja mama domyśliła się wszystkiego, więc jej radość się nie liczy. Podekscytowana odebrałam swój bagaż i ruszyłam do wyjścia z lotniska włączając przy okazji telefon. Mimo, że moja przyjaciółka wiedziała o moim locie to i tak dzwoniła i jeszcze wysłała mi dziwnego sms.
„Zadzwoń do mnie jak, tylko wylądujesz! Muszę Ci coś powiedzieć! To ważne!” 
Przykro mi Ann. Kocham Cię bardzo, ale teraz muszę załatwić coś innego. Pojechałam taksówką na chwilę do swojego mieszkania, gdzie zostawiłam walizki, po czym tą samą taksówką ruszyłam do mieszkania Marco. Pewnie nie wyglądałam najlepiej, ale nie chciałam zostawiać tego na później. Wielokrotnie będąc u Theo zastanawiałam się, czy nie powinnam zadzwonić do blondyna, ale doszłam do wniosku, że takich spraw nie załatwia się przez telefon.
-Dziękuję bardzo – uśmiechnęłam się płacąc kierowcy
-Miłego dnia – powiedział radośnie tuż przed tym jak wysiadłam
-Mam nadzieję, że będzie miły – pomyślałam idąc do apartamentowca
Na moje szczęście ktoś akurat wychodzi, więc szybko wbiegłam do środka i nie czekając na windę pobiegłam na górę. W głowie układałam sobie przemowę, ale wciąż coś mi nie pasowało. Postanowiłam, że będę kierowała się sercem, a nie rozumem. I to prosto z serce wypłyną moje słowa. Stojąc przed drzwiami wzięłam kilka głębokich oddechów, a później zapukałam.
-Emily! Co za niespodzianka – drzwi otworzyła mi dziewczyna blondyna
-Cześć Caroline – wysiliłam się na uśmiech – przepraszam, że przeszkadzam. Jest Marco ?
-Niestety – skrzywiła się - wysłałam go przed chwilą na zakupy
Znowu się minęliśmy. Fantastycznie.
-Och, jasne – westchnęłam – to złapię go później
-A może coś mu przekażę ? – spytała wesoło – coś ważnego ?
-Chciałam ... chciałam z nim porozmawiać o weselu Ann i Mario – powiedziałam na poczekaniu – w końcu oboje jesteśmy świadkami
-Oczywiście – uśmiechnęła się – spróbuj do niego zadzwonić, to umówicie się na jakieś spotkanie
-Dzięki – mruknęłam – to uciekam
-Poczekaj – złapała mnie za rękę, gdy odwróciłam się, aby odejść
-Tak ? – spojrzałam na nią wyczekująco
-Może wpadniesz do nas dziś wieczorem ? Urządzamy kolacje – kolejny raz „nagrodziła” mnie swoim szerokim uśmiechem i już miałam go serdecznie dość
-Jest jakaś specjalna okazja ? – spytałam mając nadzieję, że uda mi się porozmawiać z piłkarzem
-Tak – omal nie pisnęła i wyciągnęła w moim kierunku dłoń, a na jednym z jej palców lśnił ogromny, diamentowy pierścionek – Marco mi się oświadczył!

piątek, 11 listopada 2016

18.

[Emily] 
Obudziłam się podekscytowana jak nigdy w życiu. Zupełnie jakbym znowu miała kilkanaście lat i byłabym przed pierwszą, poważną randką. Tak samo jak wtedy nie wiem, czego się spodziewać. Ani kogo. Chciałabym, żeby wyszło idealnie, żeby to był jeden z piękniejszych wieczorów w moim życiu. Żeby spełniły się moje najskrytsze pragnienia i sny. Nosiło mnie od rana, więc założyłam strój do biegania, związałam włosy w kucyka i od razu po rozgrzewce ruszyłam do biegu. Wsłuchując się w rytm muzyki lecący ze słuchawek przebiegałam kolejne kilometry, mijając po drodze ludzi, którzy postanowili zrobić sobie niedzielny spacer. Po przebiegnięciu siedmiu kilometrów mimo zmęczenia czułam się wspaniale. Uspokoiłam skołatane nerwy, wyluzowałam się i ustaliłam plan działania na cały dzień. W końcu wieczorem muszę wyglądać jak bogini.
-Cześć rodzinko – pomachałam do państwa Walker, którzy właśnie wyszli z naszego apartamentowca
-Emily! – zawołała Olivia – mój tata wrócił!
-Wiem słoneczko – podeszłam bliżej nich i cmoknęłam dziewczynkę w czoło – poznałam go wczoraj
-Ja byłam u dziadków – skrzywiła się
-Jak tam samopoczucie ? – spytała Ama
-Idę dzisiaj do opery – uśmiechnęłam się
-Z kim ? – zaciekawiła się
-Sama nie wiem – wzruszyłam ramionami
-Chyba nie rozumiem – zmarszczyła brwi, a ja zachichotałam
-Wychodzi na to, że mam randkę w ciemno z moim tajemniczym wielbicielem
-Z Marco ? – uśmiechnęła się
-Taką mam nadzieje – mrugnęłam do niej
-Jak się biegało ? – zapytał żołnierz
-Fantastycznie, dobrze jest się trochę zmęczyć
-Masz jakąś ulubioną trasę ?
-Niekoniecznie. Po prostu biegnę tam, gdzie mnie nogi poniosą
-Rozumiem – uśmiechnął się – musimy kiedyś pobiegać razem
-Pewnie – przytaknęłam – a teraz nie zabieram Wam już czasu i lecę do siebie. Bawcie się dobrze na spacerze
-Dzięki i udanego wieczoru
-Pa Emily – Oli pomachała mi, po czym złapała za rękę swojego tatę
Uśmiechnęłam się patrząc jak trzyosobowa rodzina oddala się ode mnie. Ama i Brian szli objęci, a Olivia trzymała swojego tatę za rękę dumnie jak paw. Musiała mieć niesamowitą niespodziankę rano. Kiedyś się zastanawiałam, czy ona w ogóle go pamięta, ale na tyle na ile poznałam Amę to mogłam spokojnie stwierdzić, że nie ma takiej możliwości, aby pozwoliła córce zapomnieć o ojcu. Weszłam do budynku, gdy tylko rodzina zniknęła mi z pola widzenia. Zaczęłam się rozbierać zaraz po wejściu do mieszkania i marzyłam już, tylko o szybkim prysznicu i pożywnym śniadaniu. Zbliżała się godzina dwunasta, więc teoretycznie do „randki” miałam jeszcze kilka godzin. Ale wiadomo, że czas lubi uciekać przez palce. Wzięłam ekspresowy prysznic, żeby trochę opłukać się po bieganiu, a po nim ubrałam się w pierwsze lepsze ciuchy i zeszłam do kuchni. Oczywiście zaczęłam od kawy, a zaraz potem zabrałam się za przygotowywanie śniadania, czyli owsianki z dodatkami. Bardzo zdrowo i bardzo pysznie. Moje ulubione śniadanie po bieganiu. Cały czas zastanawiałam się, w co powinnam się ubrać i jak się umalować. Chciałam wyglądać pięknie. Zaraz po zjedzonym posiłku zgarnęłam z kosmetyczki lakier do paznokci i zabrała się za ich malowanie. Postawiłam na lakier w kolorze róż, które wczoraj dostałam, czyli krwista-czerwień. Do tego wybiorę jakąś czarną sukienkę i będzie idealnie. Mała czarna zawsze się sprawdza. Siedziałam na kanapie, machając dłońmi i bojąc się zrobić cokolwiek, aby nie rozmazać lakieru na paznokciach. Jedyna czynność jaką wykonałam to było włączenie telewizora. Nie chciałam zanudzić się na śmierć. Na jednym z kanałów muzycznych leciała właśnie piosenka Ed’a Sheeran’a „Photograph”, więc uśmiechnęłam się smutno śpiewając razem z wokalistą. To prawda, że miłość może ranić, ale mimo wszystko nas wciąż do niej ciągnie. Chcemy być szczęśliwi, choć przez chwilę, chcemy poczuć, że żyjemy. A potem ... potem pozostają nam, tylko wspomnienia, wyryte w naszych głowach lub uwiecznione na fotografiach. Jednak miłość to coś więcej niż zranione uczucia czy wspomnienia. To coś co przydarza nam się w najmniej oczekiwanym momencie, to coś co sprawia, że oddychamy, to coś co sprawia, że nic inne się nie liczy. To coś o czym pragnie każdy. Ja to miałam. I straciłam to na własne życzenie. A teraz to odzyskam. Za wszelką cenę.


„And if you hurt me
Well that’s okay baby, only words bleed
Inside these pages you just hold me
And I won’t ever let you go” 

Półtorej godziny później leżałam w wannie pełnej wody rozkoszując się zapachem moich czekoladowych świeczek zapachowych. I w tamtym momencie nic więcej nie było mi potrzebne. Na spokojnie zrobiłam sobie peeling, ogoliłam dokładnie nogi i umyłam włosy. Spłukałam z siebie całą pianę, wytarłam skórę puszystym ręcznikiem i wysmarowałam całe ciało kokosowym balsamem do ciała. Uwialbiam jego zapach. I nie, tylko ja. Owinięta ręcznikiem zabrałam się za włosy. W pierwszej kolejności potraktowałam je specjalną pianką, po czym je wysuszyłam i nałożyłam odrobię olejku. Nie tylko wspaniale pachniały, ale były też miękkie i puszyte. Czyli wprost idealne. Założyłam czarne koronkowe majtki, cieliste pończochy i przeszłam do garderoby. Leżąc w wannie wpadłam na pomysł co powinnam założyć. Zdjęłam z wieszaka sukienkę, którą kupiła dla mnie moja najlepsza przyjaciółka, założyłam ją i przejrzałam się w lustrze. Powinno być dobrze. Do tego czarne klasyczne szpilki i niewielka kopertówka. Na koniec został mi do zrobienia jedynie makijaż. Na powiekach namalowałam eyelinerem czarne, identyczne, cienkie kreseczki, a usta podkreśliłam czerwoną szminką. Całość prezentowała się naprawdę dobrze. Było dopiero kilka minut po osiemnastej, a ja już byłam gotowa. Cholera, czy wypada mi jechać wcześniej i poczekać ? Moje wątpliwości chwilowo rozwiał dzwoniący telefon. Zerknęłam na wyświetlacz i widząc zdjęcie uśmiechniętej Ann, szybko przesunęłam palcem po wyświetlaczu.
-Cześć – powiedziałam wesoło
-Em – załkała do słuchawki
-Co się stało ? – spytałam zaniepokojona
-Musisz mi pomóc
-Dobrze, ale najpierw wyjaśnij mi o co chodzi
-Utknęłam w lesie, bez samochodu i pieniędzy – powiedziała wciąż płacząc - Mario nie odbiera telefonów
-Ann spokojnie, wyślij mi sms, gdzie dokładnie jesteś, a ja po Ciebie przyjadę – chciałam ją jakoś uspokoić, ale przez telefon to wcale nie jest takie proste – okej ?
-Okej – powiedziała cicho
-Wychodzę z domu i jadę po Ciebie. Niczym się nie przejmuj i spróbuj się uspokoić – powiedziałam chwilę przed tym, jak się rozłączyłam
Wrzuciłam do kopertówki wszystkie potrzebne rzeczy, założyłam czarny płaszcz i wyszłam z mieszkania zamykając je na klucz. Kilka minut później jechałam już swoim samochodem na miejsce, które wskzała mi modelka. To, tylko trzydzieści kilometrów od Dortmundu, na pewno uda mi się wrócić na czas i pójść do opery. A do tego zostanie mi jeszcze trochę czasu, aby pocieszyć przyjaciółkę i oddać ją w ręce narzeczonego. Może to zbyt egoistyczne i powinnam z nią zostać i odpuścić sobie opere. Przecież, jeśli mojemu tajemniczemu wielbicielowi zależy na naszym spotkaniu to znajdzie inny sposób, aby do niego doszło. Prawda ? Niecałe czterdzieści minut później zatrzymałam samochód i wypadłam z niego jak z procy.
-Kochanie – przytuliłam mocno zapłakaną modelkę – już jestem
-Och Emily – zawyła wtulając się we mnie
-Nie płacz proszę – pogładziłam ją w włosach – wsiądziemy do auta, porozmawiamy i potem zawiozę Cię do domu, dobrze ?
-Chcę porozmawiać z Mario – wyszeptała
-Oczywiście, niedługo spotkasz się z Mario
-Ale on nie odbiera ode mnie telefonów – pociągnęła nosem – i Marco też nie
-Co Marco ma z tym wspólnego ? – spytałam przez zaciśnięte gardło
-Są razem – ledwo zauważalnie wzruszyła ramionami – umawiali się na dziś już jakiś czas temu
-Och – westchnęłam – rozumiem
Wsiadłyśmy do samochodu, gdzie Ann odrobinę się uspokoiła i spojrzała na mnie swoimi pięknymi oczami.
-Powiesz mi jak to się stało, że tu utknęłaś ?
-Miałam jechać do sklepu, ale mój samochód jest w serwisie, więc wezwałam taksówkę. Ten facet od początku wydawał się taki podejrzany – ukryła twarz w dłoniach
-Zrobił Ci coś ? – dotknęłam jej ramienia, chcąc dodać jej otuchy
-Nie – pokręciła przecząco głową – no może oprócz tego, że przywiózł mnie tutaj i okradł
-Cholera, tak mi przykro – objęłam ją – zgłosimy sprawę na policje
-On ma wszystko – jęknęła – pieniądze, karty, dokumenty, klucze od mieszkania
-Dobrze, w takim razie od razu jedziemy na policje – zarządziłam odpalając samochód – a Ty dzwoń do banku
Najszybciej jak się dało wróciłam z powrotem do miasta, podjechałam pod komisariat główny i razem z przyjaciółką weszłam do środka. Ann musiała złożyć obszerne zeznania i pomóc przy sporządzaniu rysopisu mężczyzny. A potem kazali nam czekać.
-Wszystko będzie dobrze – posłałam jej blady uśmiech
-Emily, mogę Cię o coś zapytać ?
-Pewnie
-Dlaczego jesteś tak elegancko ubrana ? Wyglądasz niesamowicie, masz jakieś plany na wieczór
-Raczej miałam – westchnęłam widząc, że wskazówki zegara pokazują dwudziestą dwanaście
-Opowiedz mi o tym – poprosiła
-Zaczęło się wczoraj. Kurier przywiózł mi ogromny bukiet kwiatów z okazji walentynek, w środku był bilecik, ale nikt się nie podpisał. Myślałam może, że to Twój Mario, ale on wszystkiego się wyparł. Ale, przecież jeden bukiet nic nie znaczy, prawda ? – spojrzałam na nią – ale gdy w nocy wracałam od Amy to na mojej wycieraczce leżał kolejny bukiecik, tylko dużo mniejszy i bilety do opery na dzisiaj. Miałam się tam spotkać z moim tajemniczym wielbicielem
-Powinnaś jechać
-Już jest za ...
-Pani Brommel, mam dla pani dwie wiadomości. Dobrą i złą – podszedł do nas policjant – pozwoli pani ze mną ?
-Proszę powiedzieć tutaj, nie mam tajemnic przed przyjaciółką – westchnęła
-Od której wiadomości powinienem zacząć ?
-Od dobrej – powiedziała, a ja złapałam ją za rękę
-Udało nam się namierzyć tego mężczyznę i odzyskać pani rzeczy
-W takim razie jaka jest zła wiadomość ? – spytała przerażona
-Znaleźliśmy go piętnaście kilometrów dalej. Jego samochód rozbił się o drzewo.
O cholera. Poczułam jak Ann mocno ściska moją dłoń, a z jej oczu wypłynęły kolejne łzy.
-Czy on żyje ? – spytała drżącym głosem
-Został przetransportowany do szpitala w stanie ciężkim. Nic więcej nie wiem
-Dziękuję – powiedziała – czy mogę już wrócić do domu ?
-Chwileczkę – zniknął na moment, po czym wrócił z torebką blondynki – może to pani wziąć
-Do widzenia – powiedziała wlokąc się do wyjścia
-Ja to wezmę – sięgnęłam po torebkę – dziękujemy i do widzenia
-Do widzenia – powiedział wzdychając ciężko
Ann przez całą drogę do domu nie odzywała się do mnie ani słowem. Martwiłam się o nią, to wszystko bardzo nią wstrząsnęło. A na dodatek, żadna z nas nie mogła dodzwonić się do Mario. Cholera jasna. To miał być takie piękny wieczór.
-To może wejdę na herbatkę ? – zażartowałam
-Nie musisz, dam sobie radę sama
-Wiem, że to co się stało ...
-Emily szkoda mi tego faceta, ale to nie była moja wina i nie będę się obwiniać – westchnęła – po prostu jestem wciąż zestresowana, zaskoczona i bardzo zmęczona
-Nie chcę Cię zostawiać samej
-Powinnaś – uśmiechnęła się – może jeszcze zdążysz na swojego spotkanie z tajemniczym wielbicielem
-Ty jesteś dla mnie ważniejsza – westchnęłam – poważnie. Może to tylko jakiś głupi żart
-A może to ktoś warty uwagi
-Nie
-Skąd wiesz, że nie ? – oburzyła się
-Bo, tylko Marco jest warty uwagi – zawołałam – a sama powiedziałaś, że on jest razem z Mario
-No tak – skrzywiła się – ale to nie znaczy, że to nie on
-Wiem – powiedziałam cicho
-Jest za kwadrans dziewiąta – powiedziała – może jeszcze na Ciebie czeka
-Sprawdzę to – posłałam jej uśmiech – na pewno nie chcesz, żebym z Tobą została ?
-Absolutnie – machnęła ręką – wezmę gorącą kąpiel i położę się spać. A jutro porozmawiam z Mario
-W razie czego dzwoń – poprosiłam – nie wyciszę telefonu
-Dobrze – przytuliła mnie – dziękuję, za to co dla mnie zrobiłaś
-Od tego są przyjaciółki – zachichotałam – zawsze Ci pomogę
-Powodzenia mała – odparła wysiadając – trzymam kciuki
-Pa ! – pomachałam jej
Odjechałam dopiero, gdy kobieta weszła do domu, a światło w przedpokoju się zapaliło. Chciałam, żeby on tam jeszcze na mnie czekał, żeby wszystko się udało. Żeby to był Marco. Wciąż miałam nadzieje, a przecież nadzieja umiera ostatnia. Niestety nic nie szło po mojej myśli. Utknęłam w jakimś dziwnym, niedzielnym korku, więc na miejsce dojechałam, gdy było piętnaście po dziewiątej. Rozglądałam się dookoła, ale nikogo nie było. Kompletne pustki. W budynku dowiedziałam się, że wszyscy weszli do sali i nikt nie czekał. Zrezygnowana stanęłam na chodniku i zła na siebie rozpłakałam się jak dziecko. Nie zdążyłam. Straciłam swoją szasnę na poznanie swojego tajemniczego wielbiciela. Wytarłam chusteczką mokre policzki i wydmuchałam nos. I gdy chciałam ją wyrzucić do śmietnika to coś przykuło moją uwagę. Bukiet krwistoczerwonych róż. Wepchnięty do śmietnika. Był tutaj. Czekał na mnie, a ja się nie pojawiłam. I odszedł.

[Marco] 

-Dokąd się wybierasz ? – spytała moja dziewczyna, gdy zakładałem w przedpokoju kurtkę
-Umówiłem się z Mario – skłamałem – pewnie wrócę późno
-Akurat dziś ? – jęknęła – myślałam, że może spędzimy razem wieczór
-Wczoraj spędziliśmy cały dzień razem – pocałowałem ją w czoło
-Wiem i było bardzo przyjemnie – uśmiechnęła się – musisz wychodzić ?
-Obiecałem
-W porządku – odpuściła – bawcie się dobrze
-Nie czekaj na mnie! – powiedziałem wychodząc
Wszedłem do windy, zjechałem na parking podziemny i wsiadłem do swojego sportowego auta. Odjechałem z piskiem opon, w kierunku stadionu. Jednak po drodze zatrzymałem się w kwiaciarni.
-Dzień dobry – uśmiechnąłem się do florystki
-Dzień dobry – powiedziała uprzejmie – w czym mogę panu pomóc ?
-Poproszę o bukiet czerwonych róż, najlepiej duży i najpiękniejszy jaki uda się pani zrobić
-Oczywiście – uśmiechnęła się – dla ukochanej ?
-Tak – przytaknąłem
-W takim razie zabieram się do pracy – odparła zadowolona
Dziesięć minut później podała mi idealny bukiet, za który zapłaciłem i opuściłem kwiaciarnię. Na stadion nie miałem daleko, więc pojawiłem się tam dość szybko. Wszedłem przy pomocy wejściówki, wcześniej rozmawiając ze swoim ulubionym ochroniarzem.
-No Reus nie śpieszyłeś się – zaśmiał się Mario, gdy wszedłem do szatni
-Musiałem jeszcze kupić kwiaty – wyjaśniłem
-Spodobają jej się – uśmiechnął się – wstaw je do wazonu
-Dziękuję, że mi pomagasz
-Sam, przecież nie dasz rady zawiązać sobie krawata – zaśmiał się, a ja przewróciłem oczami
-Czuję się, jakbym zdradzał Caroline
-W pewnym sensie to właśnie robisz
-Miałem nadzieje, że jakoś mnie pocieszyć
-A jak mam Cię pocieszyć ? Znasz moje zdanie w tej kwestii – westchnął – powinieneś ją rzucić w cholerę i związać się z Emily
-Mario nie wiem, czy Emily mnie chce
-I, dlatego wolisz mieć otwarte obie furtki ? – przewrócił oczami
-Nie do końca, o to chodzi – ukryłem twarz w dłoniach – po prostu nie chcę ranić Caroline
-Prędzej, czy później będziesz musiał
-Jak jest między Em i Theo ? – spytałem zmieniając temat
-On jest tam, a ona jest tu. Nie zanosi się, żeby było inaczej – wzruszył ramionami
-Czyli ona nie chcę do niego lecieć ?
-Nie, dam sobie rękę uciąć, że modli się, aby ten nie wracał zbyt szybko
-Jest tak źle ?
-Ich związek wisi na cienkim włosku Marco – mruknął – jeśli ona poleci do niego albo on przyleci tutaj wcześniej to znaczy, że będą o to walczyć, ale mi się nie wydaję, żeby do tego doszło
-Rozumiem – kiwnąłem głową
-A po za tym, po dzisiejszym wieczorze wątpię, żeby Emily myślała o Theo – wyszczerzył zęby w uśmiechu
-Mogłem najpierw porozmawiać z Caroline – westchnąłem
-Będziesz miał jeszcze czas – poklepał mnie po ramieniu – a teraz masz go nie za wiele
-Cholera – zerknąłem na zegarek – muszę się szykować
-No co Ty nie powiesz ? – zaśmiał się
-Masz mój garnitur ? – spytałem rozbierając się pospiesznie
-Oczywiście, że tak
-Dobra, to lecę szybko pod prysznic
-Migusiem – zawołał śmiejąc się
Pięć minut. Tylko tyle wystarczyło mi, żeby wziąć prysznic. Kolejne pięć, żeby się ubrać. Czarny garnituru, biała koszula i czarny, cienki krawat. Czyli standardowo. Mam nadzieję, że Emily się spodoba. A jak nie to przekonam ją czymś innym niż swoim nienagannym wyglądem. Ale, żeby taki był musiałem ułożyć jeszcze włosy. To zajęło mi zdecydowanie najwięcej czasu.
-Gotowy – westchnąłem – jak wyglądam ?
-Pięknie ptysiu – zażartował robiąc do mnie maślane oczy
-Jesteś idiotą – zaśmiałem się
-Emily padnie jak Cię zobaczy – puścił mi oczko – albo się na Ciebie rzuci
-Chyba wolę to drugie – sięgnąłem po płaszcz – ile mam czasu ?
-Kwadrans – zerknął na zegarek
-W porządku, zdążę dojechać – wziąłem do ręki kwiaty
-Powodzenia Reus
-Dzięki Gotze – uśmiechnąłem się
-Informuj mnie na bieżąco ! – zawołał zanim wyszedłem Zadowolony opuściłem stadion, pożegnałem się z ochroniarzem dziękując mu, że pozwolił mi się tu przygotować i skierowałem swoje kroki na parking. Wsiadłem na miejsce kierowcy, położyłem kwiaty na miejscu pasażera i odpaliłem samochód. Na miejsce dojechałem dwie minuty przed czasem, więc nie zastanawiając się długo zaparkowałem na pierwszym wolnym miejscu i wysiadłem z samochodu. Stanąłem tuż koło wejścia, czekając na swoją „spóźnioną walentynkę”. Bałem się, że ludzie będą podchodzili do mnie oczekując autografów i zdjęć, ale na szczęście byli tak zaaferowani sobą i pośpiechem, że nie zwracali na mnie najmniejszej uwagi. Nie dostrzegłem też, żadnych fotoreporterów, więc mogłem być spokojny. Nasze zdjęcia nie trafią jutro na żadne okładki. Z każdą kolejną minutą byłem coraz bardziej zestresowany. Już dawno powinniśmy być w środku, a kobiety jak nie było tak nie ma. Spojrzałem na zegarek, a jego wskazówki pokazywały, że jest ósma trzydzieści. Nawet, jeśli Emily się pojawi to do opery jej nie zabiorę. Czas mijał, a nadzieja znikała. Rozglądałem się jak wariat marząc o tym, żeby ujrzeć w oddali szatynkę, ale po prostu nic nie ujrzałem. W promieniu kilkuset metrów nie było żywej duszy. Starałem się nie myśleć, o tym, że kobieta po prostu zdecydowała się nie przyjść, ale coś nagle jej wypadło. Ale, gdy zobaczyłem na zegarku, że jest dziesięć po dziewiątej to zrezygnowany wyrzuciłem kwiaty do śmietnika i powlokłem się do samochodu. Kilka minut siedziałem jeszcze, opierając głowę o kierownice, aż w końcu odpaliłem samochód i odjechałem w stronę domu.
*****

Trzymamy kciuki za naszą Reprezentację! Do boju chłopaki!

piątek, 4 listopada 2016

17.

[Emily]
Jęknęłam patrząc na datę w kalendarzu. Czternasty dzień lutego. Święto zakochanych. Walentynki. W moim przypadku to chyba walę w tynki. No dobrze, oficjalnie nie jestem singielką, więc powinnam się cieszyć i obchodzić uroczyście ten dzień. Jednak moje relacje z Theo są na tyle skomplikowane, że mogę nazwać się półsingielką. Nie chciało mi się wstawać, najchętniej przeleżałabym cały dzień w łóżku i udawała, że nie wiem jaki jest dzień. No ewentualnie mogłabym odebrać kwiaty od jakiegoś tajemniczego wielbiciela albo chociaż czekoladki. Mogłabym wtedy zajeść mój podły nastój. Po obejrzeniu chyba wszystkich programów śniadaniowych i powtórek seriali sprzed dziesięciu lat w końcu podniosłam się z łóżka. Skoro i tak nie zamierzałam nigdzie wychodzić, to założyłam czarne leginsy i obcisłą koszulkę na ramiączka. Na zewnątrz jest bardzo zimno, w końcu to środek lutego, ale w mieszkaniu jest prawie, że gorąco. Włosy związałam standardowo w koka, zgarnęłam telefon i książkę z szafki nocnej, po czym przeszłam do salonu. Jeszcze zrobiłam sobie kawę, przykryłam się kocem i mogłabym tak siedzieć do jutra. Niestety, gdy byłam w połowie piątego rozdziału do drzwi zadzwonił dzwonek. Poderwałam się z miejsca, pobiegłam do przedpokoju i podniosłam słuchawkę domofonu.
-Słucham ?
-Dzień dobry, poczta kwiatowa. Mam przesyłkę dla pani Emily Brown
Och.
-Proszę, czwarte piętro, mieszkanie numer szesnaście - powiedziałam otwierając drzwi wejściowe od apartamentowca
Dosłownie dwie minuty później powitałam kuriera przed drzwiami od swojego mieszkania. Ku swojemu wielkiemu zdziwieniu zobaczyłam jak wielki bukiet trzyma mężczyzna w dłoniach.
-Pani Emily Brown ?
-Tak, to ja - uśmiechnęłam się
-To dla pani - podał mi bukiet - proszę tutaj pokwitować
-Oczywiście - złożyłam podpis na specjalnej karcie - czy mogę wiedzieć kto jest nadawcą ?
-Przykro mi, ale nadawca chciał zostać anonimowy
-Och, oczywiście. Bardzo dziękuje
-Miłego dnia - posłał mi profesjonalny uśmiech i zniknął w windzie
Dopiero, gdy zamknęłam drzwi to zaczęłam zachwycać się nad kwiatami. Ogromny bukiet krwistoczerwonych, długich róż. Bez żadnych niepotrzebnych dodatków, no chyba, że liścik jest dodatkiem. Miałam nadzieje, że ktoś się podpisał, ale niestety na karteczce było napisane jedynie: „Wesołych Walentynek". Cholera. Chciałam kwiaty od tajemniczego wielbiciela to dostałam. Udało mi się znaleźć jakiś duży wazon, nalałam do niego zimnej wody i włożyłam kwiaty. Były tak niesamowicie piękne, że postawiłam je w salonie na stoliku do kawy. Potem wzięłam do ręki telefon i wykręciłam jeden z trzech numerów osób, o których pomyślałam.
-Cześć mała, co tam ?
-Cześć Mario - zachichotałam - mam do Ciebie pytanko
-Wal śmiało - zachęcił mnie
-Czy to Ty wysłałeś mi kwiaty walentynkowe ?
-Słucham ? - zaśmiał się, a ja poczułam, że się rumienie
-Dostałam kwiaty, ale nie wiem od kogo - westchnęłam - szukam winnego
-To nie ja, przykro mi
-Rozumiem, dzięki
-Jakieś plany na dzisiejszy dzień ?
-Siedzę w domu i czytam książkę, a Ty coś ciekawego zaplanowałeś ?
-Zabieram Ann na kolacje i do teatru
-Fantastycznie - uśmiechnęłam się sama do siebie - bawcie się dobrze
-Dzięki, mam nadzieje, że Twój wieczór będzie równie udany co nas
-Trzymaj kciuki - zaśmiałam się - i za wszelką cenę nie pozwalaj Ann tutaj do mnie przyjeżdżać
-Ależ ja nie mam nic przeciwko, żebyśmy wpadli po teatrze
-Ale ja mam - jęknęłam - nie musicie ciągle mnie pocieszać i dotrzymywać mi towarzystwa. Dam sobie radę, a Wy ten wieczór spędźcie, tylko we dwoje
-Jesteś pewna ?
-Oczywiście
-W porządku, ale nie obiecuje, że uda mi się ją powstrzymać - zażartował
-Okej - zachichotałam
Już chciałam się żegnać, ale wtedy Mario coś mruknął do słuchawki.
-Może te kwiaty są od Ma... cholera! To bolało! - usłyszałam, po czym połączenie się przerwało
-Mario ? Halo ? Mario ?! - spróbowałam jeszcze, ale odpowiedziała mi głucha cisza
Ehh. Pewnie jest na treningu i wygłupiają się z chłopakami. Nie do końca przemyślałam wydzwanianie do niego. Odłożyłam telefon na stolik, znów odkryłam się kocem i po krótkim przyglądaniu się różom, wróciłam do czytania książki. Jak na złość był to romans i akcja między głównymi bohaterami zaczęła się rozkręcać. Chociaż lubię czytać, a szczególnie takie powieści to w walentynki (a przynajmniej tegoroczne) drażni mnie wszystko co jest związane z miłością i zakochanymi w sobie ludźmi. No może oprócz dostawania kwiatów od tajemniczego wielbiciela, chociaż nie mam pewności, że to mężczyzna, ani, że ten ktoś jest we mnie zakochany. Zawsze może się okazać, że to Ann jest nadawcą. Gdy skończyłam czytać to na zewnątrz było już ciemno, ale wcale nie tak późno. Długo zastanawiałam się co ze sobą zrobić. Aż w końcu nie przebierając się nawet wyszłam z mieszkania zgarniając wcześniej butelkę wina. Zeszłam, jedynie piętro niżej i zapukałam do drzwi numer dziewięć.
-Hej - uśmiechnęłam się do kobiety
-Hej, co Cię do mnie sprowadza ?
-Walentynki - westchnęłam wskazując na butelkę - napijesz się ze mną ?
-Bardzo chętnie – zaśmiała się – Oli jest u dziadków, więc siedzę sama
-Cudownie! – powiedziałam wchodząc do środka – pogadamy sobie
-Dobry pomysł, już nie mam z kim gadać – westchnęła
Zdjęłam buty w przedpokoju, po czym razem ruszyłyśmy do kuchni. Kobieta podała nam kieliszki, ale nie mogła nigdzie znaleźć korkociągu, a gdy wreszcie go znalazła to okazało się, że to jakiś staruszek i będzie trudno otworzyć nasz trunek.
-Wiesz ile razy w życiu otwierałam wino ? – zaśmiałam się – zaledwie kilka, a jak już to robiłam to czymś bardziej nowoczesnym
-Kochana ja w Ciebie wierzę – puściła mi oczko – nie wiem, gdzie są inne korkociągi
-Może nie miałaś innych – zażartowałam
-Pewnie zagubiły się przy przeprowadzce ... – przerwała na chwilę - ... kilka lat temu
Obie głośno się roześmiałyśmy, ale musiałam się opanować, bo chciałam się napić, a otworzenie wina nie zajmie mi dwóch minut. Zajęło dosłownie dziesięć i to jakimś cudem. Wyrzuciłam to gówno, gdy tylko butelka była otwarta.
-Sory Ama – powiedziałam patrząc na nią przepraszająco – kupię Ci kilka normalnych, ale nie używaj już tego
-Okej – zachichotała – trzymam Cię za słowo
-Moje słowo jest wiele warte – uśmiechnęłam się szeroko – możesz mi zaufać
-Dobra, a teraz mów, o czym chciałaś rozmawiać
-O wszystkim – westchnęłam – dostałam dzisiaj kwiaty
-Walentynkowe ? – spytała uśmiechnięta
-Dokładnie tak – upiłam łyk trunku
-Od kogo ?
-Nie mam bladego pojęcia – jęknęłam – liścik nie był podpisany, a kurier powiedział, że nadawca chciał zostać anonimowy
-A masz jakieś pomysły ? – spytała zaciekawiona
-Dzwoniłam do Mario, ale to nie on, a Theo odpada na sto procent – westchnęłam ciężko – a nawet, jeśli to by się podpisał
-To może Marco ? – zasugerowała to, o czym starałam się nie myśleć
-Na pewno nie – odparłam niepewnie – nie, po tym co się ostatnio stało
-A może jednak ? To w końcu on Cię pocałował i to dwa razy
-Tak, ale jednak potem stwierdził, że nie możemy się spotykać. Dlaczego, więc nagle chciałby wysyłać mi kwiaty w Święto zakochanych ? Ma swoją dziewczynę i to z nią powinien obchodzić to święto
-Em, a może on tak lubi na dwa fronty
-Nie Ama, znam go na tyle długo, że wiem, że to nie jest prawda. Poważnie, to nie jest ten typ
-Okej, rozumiem. Masz racje, w końcu ja też go poznałam
-Chciałabym, żeby on kochał mnie tak bardzo jak ja go kocham – przekręciłam kieliszek w dłoniach – czemu wydawało mi się, że udało mi się pozbierać i ułożyć na nowo życie skoro to jemu się to udało ? Moje życie, tylko się wali. Od góry do dołu
-On Cię kocha – zaświergotała – ja to wiem i Ty to wiesz i wszyscy to wiedzą. Nawet on to wie, tylko po prostu się oszukuję
-Fantastycznie powiedziane – przewróciłam oczami
-Powiem Ci więcej – zaśmiała się sama w siebie – jakaś blond kulka przysłania mu widok. Jest jak klapki na oczach
-Jesteś okropna – zaśmiałam się – to było straszne
-Słuchaj Em są Walentynki, możesz się upić, zadzwonić do niego i wyznać mu miłość. Jeśli Cię kocha to zareaguje, a jeśli jednak nie to zawsze możesz zrzucić wszystko na alkohol
-A jak odbierze Caroline to zaliczę wtopę
-Zrzucisz na alkohol albo powiesz, że chciałaś zadzwonić do Theo
-Kobiety naprawdę są takie przebiegłe ? – skrzywiłam się
-Jeśli chodzi o miłość ich życia to tak
-A Ty byś tak zrobiła ?
-Nie wiem – przyznała szczerze – ale myślę, że walczyłabym jak lwica, jeśli tylko by trzeba było
-Głupio mi – położyłam głowę na stole jęcząc cicho – jestem taka głupia
-Chyba coś chcesz mi jeszcze powiedzieć, prawda ?
-Caroline chce się ze mną zaprzyjaźnić – powiedziałam szybko
-ŻE CO ? – zawołała głośno
-To trochę skomplikowane – mruknęłam
-Nie kochana to nie jest skomplikowane, to jest pojebane – powiedziała oburzona – co ona sobie wyobraża ?
-Ona sobie wyobraża, że ja już nie kocham jej faceta i nic do nigo nie mam. No może oprócz przyjaźni, czy coś w tym stylu
-W tym stylu to jest też sex bez zobowiązań – zaśmiała się, a ja przewróciłam oczami
-Śmiem twierdzić, że już się upiłaś moja droga – uśmiechnęłam się
-Posłuchaj Emily może to co powiem wyda Ci się głupie, ale zastanów się nad tym na spokojnie. Jutro. W poniedziałek. A nawet za miesiąc – spojrzała mi w oczy – Caro doskonale zdaje sobie sprawę, że Ty i Marco się kochacie, więc teraz zrobi dosłownie wszystko, żeby nie dopuścić do Waszego pojednania. Pierwszym krokiem jest uśpienie Twojej czujności i zaprzyjaźnienie się z Tobą. Prawda jest taka, że jeśli załapiecie kontakt to nie będziesz chciała odbierać jej Marco, bo uznasz, że to jest nie fair. Kolejnym krokiem będzie wplątanie go w coś zagmatwanego. Może nie w kredyt, ale może w ślub czy dziecko. A na końcu doprowadzi do tego, że będzie chciała znaleźć Ci nową miłość. Chociaż zważając na fakt, że raczej czeka na to, aż Marco jej się oświadczy to najpierw poszuka Ci faceta. Wiesz co Ty musisz zrobić ? Musisz wziąć dupę w troki i pogadać z nim, powiedzieć mu co czujesz i błagać go o kolejną szansę. On potrzebuje impulsu, jeśli nie dostanie go od Ciebie to nic nie zrobi. A potem oboje do końca życia będziecie nieszczęśliwi
-Masz rację, naprawdę masz racje – zamknęłam na chwilę oczy – ale dalej pozostaje mi niewyjaśniona sprawa z Theo
-W takim razie najpierw załatw z nim wszystkie sprawy, a potem idź do Marco. Zrób to jak najszybciej
-Okej – posłałam jej uśmiech – jutro postaram zarezerwować się lot do Seattle
-I tak właśnie masz działać – zachichotała – szybko!
-Miłość nie będzie na mnie czekać, co ?
-Myślę, że wystarczająco długo już czekała – westchnęła
-A Ty nie za długo już czekasz ?
-Zdecydowanie, ale wciąż mam nadzieje – uśmiechnęła się smutno – ja wiem, że on wróci
-Boisz się o niego, prawda ?
-Jak cholera – przyznała – każdego dnia modlę się, żeby nikt tu nie przyjechał, żeby poinformować mnie, że on nie żyje
-Żyje i walczy, a kiedyś wróci do Was i będziecie znowu w komplecie
-Obyś miała racje – odchyliła się na krześle i wtedy właśnie niefortunnie oblała się winem – cholera!
-Idź szybko do łazienki i to zapierz, bo inaczej nie zejdzie
-To moja ulubiona koszulka – jęknęła
-Idź – ponagliłam ją – ja tu poczekam
Kobieta zdążyła zamknąć się w łazience, gdy do moich uszu dobiegło ciche pukanie do drzwi wejściowych. Dziwne, już jest strasznie późno. Niechętnie podniosłam się z krzesła i podeszłam do drzwi, aby otworzyć. Ku mojemu przerażeniu za drzwiami stał młody, wysportowany mężczyzna w mundurze US Army. Od razu pomyślałam, o tym co przed chwilą powiedziała mi Ama i o tym jak ją pocieszałam. Nie. Jeśli jej mąż nie żyje to ona nie może dowiedzieć się dzisiaj, nie teraz, nie w takim momencie. Przełknęłam ciężko ślinę przyglądając się mężczyźnie. Był naprawdę przystojny, choć na jego twarzy można było zauważyć drobne blizny. W jego oczach widziałam trud walki na wojnie, ale także zmęczenie i pewien rodzaj zdziwienia. Nie wiem, dlaczego, ale amerykańskie mundury wojskowe zawsze mnie fascynowały. I wtedy właśnie to zobaczyłam. Aż dziwne, że dopiero teraz. Po prawej stronie wyszyte czarnymi, drukowanymi literami było nazwisko. WALKER. O kurwa. To jest mąż Amy. Tata Olivii. To jest Brian Walker.
-Brian – wyszeptałam – to Ty jesteś Brian
-Tak, to ja – powiedział niepewnie – a Ty kim jesteś ?
-Emily Brown – przedstawiłam się – jestem sąsiadką i mieszkam na górze
-Racja – uśmiechnął się – Ama coś mi wspominała
-Wróciłeś ? – spytałam patrząc na jego rzeczy – na stałe ?
-Tak – potwierdził – czy moja żona jest w domu ?
Cholera. Nie odpowiadając na jego pytanie rzuciłam mu się w ramiona przytulając go mocno i śmiejąc się wesoło. On naprawdę wrócił. Teraz. Wrócił do swojej rodziny. Już na stałe.
-Emily ? Czy coś się ... – kobieta przerwała w pół słowa – o mój Boże
-Witaj kochanie – przemówił żołnierz tuż po tym jak się od niego odsunęłam
-Brian – powiedziała wzruszona – co Ty tutaj robisz ?
-Wróciłem – wzruszył ramionami – i chciałem Cię zapytać, czy zgodzisz się zostać moją walentynką ?
-Ale ...
-Masz jakieś czterdzieści sekund na odpowiedź – powiedział zerkając na zegarek – w przeciwnym razie będzie już po walentynkach
-Tak! Tak! Tak! – zawołała rzucając się na niego – oczywiście, że się zgadzam
-Kocham Cię – pocałował ją
-Ja już pójdę – powiedziałam cicho – zgadamy się za kilka dni
-Dziękuję za towarzystwo Em ! – zwróciła się jeszcze do mnie – i powodzenia !
-Dobrej nocy – mrugnęłam do nich i uciekłam do siebie na górę
Zdecydowanie to jest dzień, w którym wszystko mnie zaskakuje. I to w dodatku, na każdym kroku. Na mojej wycieraczce leżał bukiecik mini różyczek, a obok koperta. Zaciekawiona sięgnęłam najpierw po nią, wyjęłam z niej bilety do opery i krótki liścik.

„Po prostu przyjdź. I bądź moją spóźnioną walentynką”
Rozejrzałam się po klatce schodowej, ale nikogo nie zauważyłam. Widocznie to musiało zostać tu podrzucone niedługo po tym jak wyszłam do mojej sąsiadki. Kurcze. Czemu ten mój „tajemniczy wielbiciel” nie podpisuje się nawet pierwszą literką imienia, ani nie piszę odręcznie. Gdyby to był ktoś kogo znam ... Marco, czy Mario, a nawet Theo to rozpoznałabym pismo. A tak mam zagadkę. Ale jedno wiem na pewno. Jutrzejszy wieczór spędzę w operze. Zabrałam kopertę i bukiecik do mieszkania, włożyłam kwiaty do małego wazonu i razem z nimi udałam się do sypialni. Miło będzie rano otworzyć oczy i spojrzeć na róże stojący na szafce nocnej. Nawet, jeśli są dużo mniejsze od tych w salonie. I tak je kocham. Jeszcze bardziej kochałabym je, gdybym wiedziała od kogo są ... ale wytrzymam do jutra i wtedy się dowiem.
Chciałabym, żeby to był Marco. Mimo wszystko.
Proszę, żeby to był on.
Do późna leżałam w łóżku i szukałam biletu na jeden z najbliższych lotów do Seattle. Było mi obojętnie, gdzie będę musiała się przesiadać. Jednak do końca przyszłego tygodnia wszystkie bilety zostały wykupione, a potem loty są ciężkie i niebyt przyjemnie. Ale nie miałam na to wpływu, musiałam się poświęcić. Dla miłości. Zarezerwowałam lot na poniedziałek dwudziestego trzeciego lutego. Będę musiała lecieć w nocy, przesiadać się w Monachium, a potem znowu w Londynie. To będzie naprawdę długa podróż. Zastanawiałam się, czy jest sens informować Theo o moim przyjeździe, ale przecież nie mogę tam lecieć bez uprzedzenia go. On też musi mieć czas, żeby zorganizować tam sobie dla mnie trochę czasu. Chociaż ja dużo go nie potrzebuję. Wystarczy mi kilkanaście minut na poważną rozmowę. Ale na pewno nie przeprowadzę jej na spontanie. Przygotuję sobie długą, szczerą przemowę i nauczę się jej na pamięć. I zrobię wszystko, aby przekonać prawnika, że naprawdę coś do niego czułam. Tylko nie mogę już dłużej walczyć ze swoimi najważniejszymi uczuciami, tymi, które żywię jedynie do mojego byłego narzeczonego. A jak już porozmawiam sobie z Theo i jakoś go przekonam, to wrócę do Dortmundu i jeśli będzie trzeba to na kolanach będę błagać piłkarza, żeby wyznał mi miłość i był ze mną do końca naszych dni. Tak jak to kiedyś planowaliśmy.

Po załatwieniu wszystkich formalności odłożyłam laptopa na drugą stronę łóżka, rozebrałam się do bielizny i ułożyłam się w łóżku. Morfeusz dopadł mnie niezwykle szybko i zamienił mój sen w coś cudownego. Tej nocy śniłam o Marco Reusie ... Miłości mojego życia. 
*****

Kochani ... zazwyczaj się nie tłumaczę, ale dzisiaj ... dzisiaj zawalił Blogger. Walczyłam z nim kilka godzin, ponieważ postanowił usunąć wszystkie posty. Na szczęście wszystko udało mi się odzyskać. I spokojnie ... komentarze zostały <3 Na pewno ucieszy to mojego ulubionego Anonimowego Hejterka :D Pozdrawiam Cię kolego ... lub koleżanko :) 
Mam nadzieję, że u Ciebie wszystko w porządku ;)