piątek, 30 grudnia 2016

23.

[Emily]
Dzisiaj są urodziny mamy Marco. Przez ostatnie kilka lat to moi rodzice składali jej życzenia w moim imieniu, ponieważ byłam takim tchórzem, że nie potrafiłam nawet do niej zadzwonić. Było mi wstyd. A Marco mimo wszystko co roku przyjeżdżał do mojej mamy z życzeniami i kwiatami. On był fair, ja nie. Ubrana w czarną, krótką spódniczkę, czarny golf z długim rękawem i szpilki w tym samym kolorze, stałam przed drzwiami domu państwa Reus, a w ręku trzymałam bukiet kolorowych kwiatów.
-Emi – usłyszałam znajomy głos i od razu podniosłam wzrok
-Marco – powiedziałam cicho – nie wiedziałam, że na tu Ciebie wpadnę
-Moja mama ma urodziny – uśmiechnął się delikatnie
-Wiem, dlatego tu jestem – weszłam do środka, lekko się o niego ocierając
-Jest na tarasie razem ze wszystkimi –wytłumaczył - wchodź
-Nic się nie zmieniło – rozejrzałam się – no może jest więcej zdjęć
-To prawda – kiwnął głową – chcesz kawy albo herbaty?
-Nie dziękuję – spojrzałam na niego kątem oka – jesteś sam czy z Caroline?
-Sam – westchnął –Caro jest w pracy
Och. Nie miałam pojęcia, że jego narzeczona, gdzieś pracuje. To dla mnie nowość.
-Rozumiem – powiedziałam cicho, po czym wyszłam na taras
-Ciocia! – zawołał Nico, a ja wzięłam go na ręce
-Cześć chłopaku, cieszę się, że Cię widzę
-Ja też, pobawimy się?
-Pewnie – postawiłam go na ziemi – tylko najpierw złożę Twojej babci życzenia urodzinowe
Chłopiec kiwnął głową, a ja podeszłam do pani domu i uśmiechnęłam się do niej promiennie.
-Wszystkiego najlepszego – podałam jej kwiaty – dużo zdrowia, szczęścia, radości, spełnienia marzeń. No i oczywiście pociechy z dzieci i wnuków
-Dziękuję Ci Emily – przytuliła mnie mocno, a ja wdychałam zapach jej ulubionych perfum – bardzo mi miło, że przyjechałaś
-Nadrabiam stracone lata – posłałam jej delikatny uśmiech – przepraszam, że nawet nie dzwoniłam, gdy mnie nie było
-Byłaś zagubiona – posłała mi matczyne spojrzenie, pełne troski i zrozumienia – nie musisz przepraszać
-Dziękuję – powiedziałam niemal bezgłośnie, a ona kiwnęła głową
-Wstawię kwiaty do wazonu, a Ty się rozgość – wskazała ręką na stół
-Mieliśmy się bawić – jęknął Nico
-Ciocia musi najpierw coś zjeść – odparła spokojnie Mela – Ty też powinieneś coś zjeść synku
Przywitałam się z każdym i zajęłam ostatnie wolne miejsce przy stole. Starałam się nie zerkać co chwilę na Marco, który siedział koło mnie, ale na Yvonne, którą miałam po drugiej stronie.
-A gdzie zgubiłaś swoją córeczkę ? – spytałam uprzejmie
-Śpi w wózku – wskazała ręką na ogród – nie chciałam, żeby ktoś ją obudził
-Jak się mieszka z rodzicami Em? – zachichotała mama piłkarza
-Fantastycznie – zaśmiałam się – chociaż nic już się nie ukryje przed mamą
-Ach tak, wspominała, że z kimś się spotykasz – posłała mi uśmiech
-To prawda – upiłam łyk wina, którego nalał mi pan domu – ale dopiero od niedawna
-Coś poważnego?
-Zobaczymy – wzruszyłam ramionami – będziesz miała okazję go poznać. Będzie ze mną na weselu Ann i Mario
-Cudownie – pisnęła Melanie – Ann mówiła, że to niezły przystojniak
-Przepraszam – blondyn poderwał się z krzesła i zniknął w domu
-Nim się nie przejmuj – szepnęła mi do ucha jego najstarsza siostra – myśli, że wciąż ma do Ciebie prawo, mimo że jest zaręczony
-To nie mój problem, że jest zazdrosny – wzruszyłam ramionami – miał swoją szansę
-O czym mówisz? – zmarszczyła brwi
-Nieważne – mruknęłam – zapomnij
-Czy dałaś mojemu bratu do zrozumienia, że go kochasz ? – spytała, a ja spuściłam wzrok – Emily?
-To trochę skomplikowane – zerknęłam na nią – nie mam ochoty o tym rozmawiać
-Emi możemy zamienić słówko?
-Jasne – wstałam od stołu, posyłając jego siostrze błagalne spojrzenie
-Może tutaj ? – wskazał na kuchnie, a ja kiwnęłam głową
-O co chodzi Marco?
-Jesteś szczęśliwa?
-Słucham ? – spojrzałam na niego zaskoczona – co to jest w ogóle za pytanie?!
-Odpowiedz – poprosił
-Tak, jestem szczęśliwa – spojrzałam mu w oczy – mam gdzie mieszkać, mam co jeść, mam przyjaciół, mam wspaniałą rodzinę i jestem zdrowa. Dlaczego miałabym być nieszczęśliwa?
-Nie zrozumiałaś mnie – pokręcił z niedowierzaniem głową – a raczej udajesz, że nie rozumiesz
-Więc mi wytłumacz – warknęłam – mam dość tych Twoich gierek Marco!
-Moich gierek?
-Tak! – zrobiłam krok do przodu i dźgnęłam go palcem w klatkę piersiową – pogrywasz sobie ze mną, jakbym była jakąś pieprzoną zabawką. A ja nie jestem zabawką! Mam uczucia, jakbyś jeszcze nie zauważył!
-Em ...
-Od kiedy tylko wróciłam to zachowujesz się dziwnie i ja pewnie też zachowuję się dziwnie. Nie jesteśmy w stanie normalnie się ze sobą przyjaźnić!
-Emily ... – chciał mi znowu przerwać, ale mu nie pozwoliłam
-Myślisz, że fajnie jest zajmować się przygotowaniem wesela razem z Tobą?! Myślisz, że to nie boli, gdy idziemy razem na degustacje tortu albo rozsadzamy gości do stolików tak jak kilka lat temu?! Myślisz, że łatwo jest przyjaźnić się z Twoją nową narzeczoną?!
-Poczekaj do cholery jasnej – wysyczał przez zaciśnięte zęby łapiąc mnie za nadgarstki – nie pogrywam sobie z Tobą
-A jak zamierzasz wytłumaczyć fakt, że robisz sceny zazdrości? Albo mnie całujesz? Albo przychodzisz do mnie w nocy do szpitala? Albo bawisz się w jakiegoś pieprzonego tajemniczego wielbiciela? – wyrwałam mu się
-Skąd wiesz, że to byłem ja?
O kurwa.
-Nie byłam pewna, ale właśnie to potwierdziłeś – jęknęłam, chcąc zrobić krok do tyłu, ale kolejny raz mnie przytrzymał
-Nie przyszłaś – powiedział z bólem w głosie, a ja poczułam ukłucie w sercu – ani nic nie powiedziałaś. Po prostu wyjechałaś do Theo
-Przyszłam, ale Ciebie już nie było – spojrzałam mu prosto w oczy i nie zobaczyłam tam zdziwienia – a Ty doskonale wiesz, że tam byłam. Kto Ci powiedział? Ann? Mario? Theo?
-Theo ? – tym razem wyglądał na wstrząśniętego
Dobra. To wszystko poszło za daleko. Już nie ma miejsca na kłamstwo. Powinnam powiedzieć mu całą prawdę, a on zrobi z tym co tylko będzie chciał.
-Wyglądacie jakbyście rozmawiali o czymś bardzo poważnych – usłyszałam cichot i przeklnęłam swój los
-Cześć Caroline – posłałam jej wymuszony uśmiech – Marco mówił, że jesteś w pracy
-Trochę się urwałam – machnęła ręką – coś się stało?
-Mamy problem z weselem – skłamałam – ale jakoś go rozwiążemy
-W takim razie ja pójdę złożyć życzenia jubilatce, a wy dokończcie rozmawiać – spojrzała na Marco, który nie odezwał się, ani słowem, po czym zostawiła nas samych
-Emi ... – zrobił krok w moją stronę, a ja zrobiłam dwa w tył
-Nic nie mów – pokiwałam przecząco głową – jest tu Twoja narzeczona. Kobieta, z którą postanowiłeś spędzić resztę swojego życia. Idź do niej i zapomnij o tej rozmowie, a ja ... a ja pobawię się z Nico i też zapomnę, co tu się stało
-Powiedz mi prawdę Em – poprosił
-Prawda jest taka, że ... wcale nie chciałam się z Tobą spotykać tamtego wieczoru, ale nie do końca byłam pewna czy to ty, więc tam pojechałam. Byłam wcześniej i widziałam jak na mnie czekasz, ale nie miałam siły iść do Ciebie i powiedzieć Ci prosto w twarz, że nie chcę tego wszystkiego. Nas już dawno nie ma Marco i nigdy nie będzie. Zajmij się proszę swoją narzeczoną – byłam pewna, że się popłaczę, ale jakoś udało mi się powstrzymać
-Dlaczego Ci nie wierzę? – szepnął, a ja poczułam jakbym sama wyrywała sobie serce z piersi
-Nie mam pojęcia – wzruszyłam lekceważąco ramionami i minęłam go zaciskając dłonie w pięści
-Oświadczyłem się Caroline, bo mnie odrzuciłaś – powiedział cicho, zanim zdążyłam wyjść na taras – ale to chyba nie ma już dla Ciebie znaczenia, prawda?
-Tak, to nie ma znaczenia – powiedziałam przez zaciśnięte gadło
Z dobrą miną do złej gry weszłam znowu na taras. Caro siedziała na moim miejscu, ale jak tylko mnie zobaczyła to chciała wstać.
-Daj spokój – uśmiechnęłam się sztucznie – Twoje miejsce jest koło Twojego narzeczonego
Zdjęłam szpilki, porwałam w objęcia małego przystojniaka i zeszłam z nim na trawę.
-W co się bawimy ? – połaskotałam go, a on pisnął roześmiany
-Pogramy w piłkę ? – spytał z nadzieją, a ja nie miałam serca mu odmówić
-Oczywiście, że tak. Gdzie jest piłka?
-W krzakach – skrzywił się idąc w tamtą stronę
-Chcesz, żeby ciocia Emily się tym zajęła ? – zapytałam poważnym tonem, a on się do mnie uśmiechnął
-Jestem już dużym chłopcem i się nie boję
-Wspaniale – puściłam mu oczko
Zauważyłam, że Marco stał oparty o futrynę drzwi tarasowych i przyglądał mi się bardzo dokładnie. Nawet z odległości kilku metrów widziałam, jak bardzo zraniły go moje słowa. Było mi głupio. A przede wszystkim czułam, jakbym wypompowała z siebie całe powietrze. Możliwe, że właśnie zrujnowałam jakąkolwiek szansę na to, żebyśmy jeszcze kiedyś byli razem. Ale nie mogłam powiedzieć mu prawdy, gdy nakryła nas jego narzeczona. Patrzyła na mnie z taką ufnością. Nie mogę jej zranić, nie po tym co mi niedawno powiedziała.


**retrospekcja**
Siedziałyśmy z Caroline w jednej z dortmundzkich kawiarni i patrzyłyśmy na siebie w milczeniu. Kelner przyniósł nam nasze zamówienie – dwie kawy i dwa ciasta. Kiwnęłam mu głową w ramach podziękowania, a on oddalił się powoli.
-Na początku strasznie Cię nie lubiłam – przyznała cicho – i jest mi z tego powodu głupio
-Dlaczego?
-Myślę, że bałam się Ciebie. W końcu jesteś ideałem dla mojego faceta, byłaś jego miłością i nagle znów się pojawiasz w jego życiu, a on bardzo się Tobą zainteresował
-W takim razie co się zmieniło ? – posłodziłam kawę i wymieszałam ją
-Poznałam Cię – uśmiechnęła się – i Ci ufam
-Bardzo się cieszę – wysiliłam się na tak promienny uśmiech jak jej – Marco ma szczęście, że na Ciebie trafił
-Tak myślisz?
-Pewnie – starałam się, aby zabrzmiało tak jak najbardziej pewnie
-Wiem Emily, że nie jesteś jedną z tych lasek, które na siłę próbują rozpieprzyć czyjś związek – powiedziała, a ja skuliłam się w środku – i wiem, że odpuściłaś sobie Marco
-Skoro sama go zostawiłam, to muszę się pogodzić z tym, że nie ma już powrotu – zażartowałam, chociaż nie miałam ochoty na żarty
-Cieszę się, że udało nam się złapać wspólny kontakt – uśmiechnęła się – chcę, żebyś wiedziała, że nie zamierzam pozbywać się Ciebie z życia Marco. Jesteś dla niego cholernie ważna, więc musi mieć z Tobą kontakt, ale wiem, że żadne z Was nie zrobi nic głupiego. Po prostu Wam ufam
-Nie zawiodę Cię- odchrząknęłam – a Marco sam dojdzie do tego, żę nie musi mieć ze mną kontatku. Myślę, że czuje się odpowiedzialny za mnie, ale w końcu mu to minie
-Możliwe – dokończyła jeść swoje ciasto, podczas, gdy moje wciąż pozostawało nietknięte
-Naprawdę go kocham – powiedziała – i wiem, że Ty też go kochałaś ...
Kochałam. Czas przeszły. Gdyby ona tylko wiedziała ...
-... a on kochał Ciebie. Tylko, że teraz kocha mnie. I jesteśmy szczęśliwi. Czy Tobie to przeszkadza?
Jak cholera.
-Nie – pokiwałam przecząco głową – oboje zasługujecie na szczęście
-Marco jest moim jedynym. Nie chcę go stracić ...
-Zobaczysz, że go nie stracisz – odparłam cicho
**koniec retrospekcji**


Chrześniak blondyna przybiegł do mnie wreszcie z piłką i zaczęliśmy grać. A raczej udawaliśmy, że gramy. Nie musiałam mu dawać forów, żeby mógł mnie ograć, bo sam fantastycznie sobie z tym radził. Kilka minut później dołączyła do nas Melanie i Yvonne, ale Marco odmówił, chociaż go wszyscy namawiali. Wszyscy tylko nie ja.
-Emily Twój telefon dzwoni – zawołała przyszła pani Reus
-Odbierz – powiedziałam bez zastanowienia
Mimo tego, co stało się w kuchni i o czym miałam zapomnieć bardzo dobrze się bawiłam. To miły odrywnik. Zresztą dwie siostry Reus też bawiły się świetnie. A Nico był zachwycony, że poświęciłyśmy mu tyle uwagi. Ale jaki facet nie byłby zadowolony z towarzystwa trzech pięknych kobiet? Gdy Mia zaczęła płakać, a chłopiec się zmęczył postanowiliśmy zrobić przerwę. I wtedy go zobaczyłam.
-Co Ty tu robisz? – spytałam podchodząc bliżej, a Matt posłał mi swój czarujący uśmiech
-Zostałem zaproszony – wzruszył ramionami, a ja wtedy zrozumiałam, że to on do mnie dzwonił
-Okej – zaśmiałam się – chcesz już mnie porwać?
-A chcesz już iść ? – założył mi kosmyk włosów za ucho, muskając przy tym mój policzek – do twarzy Ci z tymi rumieńcami
-Zmęczyłam się – wyjaśniłam – graliśmy z młodym w piłkę
-Widziałem – uśmiechnął się – to jaka decyzja?
-Nie idźcie jeszcze – poprosiła pani domu – bardzo chętnie poczęstuję Was moim tortem
-A my bardzo chętnie go skosztujemy – odparł brat mojej byłej sąsiadki tuż po czym jak kiwnęłam twierdząco głową – ale potem porywam tę piękną kobietę na randę
-Oczywiście, nie będę miała nic przeciwko temu
Usiedliśmy na miejscach, które nam przygotowano, a Marco patrzył na nas wściekły. Cholera Reus. Zachowuj się. Nie jesteśmy tu sami.
-Słyszałam Matt, że Em zabiera Cię na wesele – o dziwo odezwała się Caroline – jesteś bratem Amy, tak?
-Dokładnie – odparł spokojnie – mam nadzieję, że będziemy się dobrze bawić
-Obawiam się, że będziesz większość czasu spędzał sam – warknął blondyn, a jego narzeczona posłała mu mordercze spojrzenie – Emily jest świadkową i nie będzie miała zbyt wiele czasu
-To nie jest Twój problem Marco – spiorunowałam go wzrokiem – pilnuj swojego nosa
-A żebyś wiedziała, że to zrobię - odburknął
-Kochani to nie jest czas na Wasze kłótnie – powiedział dobitnie pan Reus – zostawcie to na później
-Powinienem mu przywalić ? – szepnął mi żartobliwie do ucha mój partner, a ja zachichotałam wesoło
-Zdecydowanie – położyłam głowę na jego ramieniu – gdzie chcesz mnie zabrać?
-Niespodzianka – powiedział zadowolony z siebie, a ja przewróciłam oczami
-Mamo może chciałabyś się z nami wybrać nad jezioro ? – spytała nagle Yvonne – jedziemy w przyszły weekend
-Myślałam, że chcecie sobie zrobić rodzinny wypad
-Jesteś naszą rodziną – zaśmiała się kobieta –nie daj się prosić
-A czy ja jestem zaproszony? – spytał rozbawiony ojciec trójki rodzeństwa
-Nigdy w życiu – pokazała mu język, ale wszyscy wiedzieli, że żartuje
Siedzieliśmy rozmawiając przez kilkanaście minut, aż pani domu przyniosła tort. Nie chciała jednak zdmuchiwać świeczek. Zostawiliśmy poczęstowani ciastem, które było fantastycznie. No i nie było zbyt słodkie.
-Czy mogę Cię już porwać?
-Tak, proszę – uśmiechnęłam się
-Bardzo dziękujemy za gościnę, ale na nas już czas – odparł mężczyzna wstając, więc ja zrobiłam to samo
-A ja Wam dziękuję, że wpadliście – uściskała nas oboje – róbcie to częściej
-Do zobaczenia – pomachałam wszystkim i weszliśmy do domu, po to aby zaraz znowu z niego wyjść
Matt otworzył przede mną drzwi pasażera, więc posłusznie wsiadłam do auta i zapięłam pasy. Zanim on zdążył zrobić to samo, to już włączyłam radio i zaczęłam nucić lecącą w nim piosenkę.
-Strasznie dziwny ten Marco – skrzywił się siadając na miejscu kierowcy – nie lubicie się?
-To trochę skomplikowane – odchrząknęłam
-On jest świadkiem?
-Yhmm – przytaknęłam
-Jak będzie Ci robił problemy, to daj mi znać – posłał mi uśmiech
-Dam sobie z nim radę – wyjrzałam za okno – znam go nie od dziś
-Ale chyba się nie przyjaźnicie, co ? – zażartował, a ja westchnęłam
-Kiedyś się przyjaźniliśmy – wzruszyłam ramionami, po czym się powtórzyłam – a teraz nasza relacja jest mocno skomplikowana
-Co takiego się stało? – spytał, a ja omal nie zaklęłam
-Długa historia – odpowiedziałam wymijająco – nie ma o czym gadać
-Okej – powiedział lekko – nie będę Cię męczył
-Super – zachichotałam – to gdzie jedziemy?
-Zobaczysz – zaśmiał się
-Poowiedz mi – jęknęłam
-Co powiesz na jakiś wypad za miasto? Masz jakiś wolny weekend przed weselem?
-Przed weselem może być ciężko, ale zawsze da się coś zorganizować – uśmiechnęłam się – masz już jakiś konkretny pomysł?
-Pracuję nad tym – uśmiechnął się przebiegle, a ja szturchnęłam go lekko w rękę
-Jesteś taki okropny – mruknęłam żartobliwie
-I tak mnie lubisz – puścił mi oczko
-Nie da się ukryć – zachichotałam
Kilkanaście minut później dojechaliśmy pod zwykły blok, mężczyzna zaparkował samochód na jednym z wolnych miejsc, wysiadł z auta i po chwili otworzył przede mną drzwi.
-Gdzie jesteśmy?
-Zobaczysz – zaprowadził mnie do wejścia
Tuż przed tym jak otworzył przede mną drzwi od jednego z mieszkań to odwrócił się w moją stronę i spojrzał mi w oczy.
-Jesteśmy u mnie – powiedział cicho
-Och – uśmiechnęłam się – otwieraj te drzwi! Chcę zobaczyć jak wygląda Twoje mieszkanie
-Na pewno lepiej niż zwykle – zaśmiał się, po czym otworzył drzwi
Weszłam do środka i po chwili stanęłam jak wryta. Na środku stał zastawiony stół, a wokół niego było pełno kwiatów. Czerwonych róż. Moich ulubionych.
-Ama Ci powiedziała jakie lubię kwiaty? – spojrzałam na niego zadowolona
-Możliwe – wzruszył ramionami – może być?
-Jest pięknie – pocałowałam go w policzek – dziękuję
-To jeszcze nie wszystko - zapowiedział
-Zrobiłeś nam obiad? – spytałam podekscytowana
-No jasne – kiwnął głową na kuchnie – siadaj, a ja zaraz podam
-Kolacja też jest? – zapytałam siadając do stołu
-Tylko z pakiecie ze śniadaniem – zażartował
-No to chyba będę musiała się na niego zdecydować – zaśmiałam się wesoło
*****
Kochani! Przepraszam! Naprawdę przepraszam! Rozdział miałam gotowy i napisany na zeszły piątek, ale kompletnie się zagapiłam i zapomniałam kliknąć "opublikuj" po ustawieniu automatycznej daty publikacji ... zorientowałam się dopiero dzisiaj rano i strasznie jest mi głupio. Mam nadzieję, że byliście zajęci przygotowaniami do Świąt i nawet nie zauważyliście braku rozdziału ;)
Wesołych Świąt (troszkę spóźnione) i Szczęśliwego Nowego Roku! 
Bawcie się jutro dobrze! 
Buziaki

piątek, 16 grudnia 2016

...

Kochani, 
Dziś nowego rozdziału się nie doczekacie. Bardzo mi przykro. Za tydzień są już Święta Bożego Narodzenia i kompletnie na nic nie mam czasu :/ Obiecuję, że do przyszłego piątku coś napiszę :) Miłego wieczoru!
Buziaki.

piątek, 9 grudnia 2016

22.


[Emily]
Opuściliśmy apartamentowiec w wyśmienitych humorach. Matt był bardzo zabawny, ale przy tym też uroczy i trochę onieśmielający. Czułam się bezpiecznie idąc z nim ramię w ramię, w ciemną noc. Temperatura na zewnątrz była znośna, ale jak wiadomo: kwiecień plecień, bo przeplata trochę zimy, trochę lata. Owinęłam się ciaśniej płaszczem, wyrzucając sobie przy tym założenie nieodpowiednich butów. Było fajnie, jak jechałam taksówką, ale teraz idąc do domu na piechotę, czułam jak stopy mi marzną.
-Ama mówiła mi o tym, co się stało - powiedział cicho - naprawdę mi przykro Emily
-Było minęło - wzruszyłam ramionami, udając że mnie to nie rusza - już się z tym pogodziłam
-A co z Theo?
-Mieszka teraz w Seattle i całkiem dobrze mu się powodzi
-Żałujesz? - spojrzał mi w oczy, a ja się uśmiechnęłam
-Nie byliśmy sobie przeznaczeni, tak miało być
-Czyli już jesteś wolna i … nie będziesz miała dzidziusia? - dopytał, krzywiąc się, przy tym nieznacznie
-Tak - roześmiałam się wesoło, chociaż pewnie nie powinnam
-Bardzo dobrze - puścił mi oczko, a ja przewróciłam oczami
-Słaby pomysł na podryw - zażartowałam, a on się zaśmiał
-Najwidoczniej nie jestem w tym najlepszy
-Ama twierdzi coś innego - powiedziałam, zanim zdążyłam ugryźć się w język
-Wypytujesz o mnie moją siostrę? - uniósł pytająco, jedną brew
-Nie schlebiaj sobie - uderzyłam, go w ramię - sama mi o tym powiedziała
-Yhmm - uśmiechnął się zadowolony - jasne
-Zawsze jesteś taki pewny siebie?
-Zazwyczaj - wzruszył ramionami - chociaż przy Tobie jestem onieśmielony
Wiem, o czym mówisz.
-Myślisz, że Ci uwierzę? - zachichotałam
-Taką mam nadzieję - wyszeptał mi do ucha
Szliśmy tak w ogóle się nie śpiesząc, co chwila wybuchaliśmy głośnym śmiechem i opowiadaliśmy sobie zabawne historyjki. W pewnym momencie byłam pewna, że się popłaczę ze śmiechu, ale powstrzymałam się ostatkiem sił.
-... i wtedy do pokoju weszła moja mama - powiedział śmiejąc się do łez - żałuj, że nie widziałaś jej miny. Była bezcenna
-Biedna mama - powiedziałam wycierając łzy rozbawienia - ciekawe co sobie pomyślała
-To chyba oczywiste - poruszył znacząco brwiami, a ja kolejny raz wybuchłam śmiechem
-Masakra! - wymruczałam, gdy się trochę uspokoiłam - mnie nigdy rodzice nie nakryli
-Szczęściara - przewrócił oczami - moja mama już nie zwraca na to uwagi
-Mieszkasz z rodzicami? - spytałam ciekawska
-Nigdy w życiu - pokręcił przecząco głową - to by mnie wykończyło psychicznie
-Jesteś okropny - szturchnęłam go -absolutnie nie mów tego mamie!
-Spokojnie, chciałbym jeszcze trochę pożyć - uśmiechnął się - powinnaś poznać moją mamę. Wtedy będziesz wiedziała, o czym mówię
-Poznałam Twoją mamę, jak kiedyś byłam u Amy - posłałam mu spojrzenie spod wytuszowanych, długich rzęs - i kompletne nie wiem, o czym mówisz
-Solidarności jajników - bąknął, pod nosem
-Słyszałam - ostrzegłam żartobliwie
-Może chciałem, żeby słyszała?
-Może - powiedziałam przyglądając mu się
-Emily, zatańczysz ze mną?
-Co? - spytałam niedowierzając
-Zatańcz ze mną - poprosił wyciągając dłoń w moim kierunku
-Tutaj? - rozejrzałam się, a on kiwnął potwierdzająco głową - nie ma nawet muzyki
-Muzyka nie jest potrzebna do tańczenia - powiedział przekonująco, a ja chwyciłam jego dłoń
-Nie wierzę, że to robimy - odparłam wtulając się w niego
-Daj się ponieść - szepnął mi do ucha
Więc dałam się ponieść, a raczej prowadzić. Kto by pomyślał, że brat mojej przyjaciółki jest taki romantyczny. Zaraz, wróć. Nie jesteśmy na randce, więc nie jest romantyczny. Po prostu chciał zatańczyć. A ja po prostu się zgodziłam. To było całkiem przyjemne, no i mogłam wtulić się w męskie, gorące ciało i nie mieć wyrzutów sumienia. Mężczyzna obrócił mnie delikatnie, po czym odchylił do tylu, kończąc tym samym nasz spontaniczny taniec. Posłałam mu promienny uśmiech, który on bez wahania odwzajemnił.
-Dziękuję - powiedział, po chwili
-To ja dziękuję - zarumieniłam się delikatnie - jesteś bardzo dobrym tancerzem
-Przypadek - zaśmiał się - to Twoja zasługa
-Wcale nie! - zaprzeczyłam zerkając na niego
-Ama mówiła, że pomagasz przygotowywać ślub swojej przyjaciółki
-Tak, jestem jej świadkową
-Kiedy jest?
-27 czerwca - uśmiechnęłam się - zostało niewiele czasu
-Na pewno ze wszystkim zdążycie - zapewnił mnie, a ja kiwnęłam głową
-Mam nadzieję
Chwilę milczeliśmy i w tym czasie wpadłam na totalnie zwariowany pomysł. Spojrzałam zadowolona na mojego towarzysza, a on uniósł pytająco brwi.
-Miałbyś ochotę iść na wesele jako moja osoba towarzysząca? - spytałam szybko - będę miała sporo obowiązków, ale obiecuję, że nie zapomnę o Tobie. Będziemy się dobrze bawić
-Bardzo chętnie się z Tobą wybiorę - uśmiechnął się - nawet jeśli nie oddasz mi, każdego tańca
-Każdego nie, ale połowę - zachichotałam
-Umowa stoi - zaśmiał się
-Poszliśmy totalnie na około Matt
-Wiem. Przeszkadza Ci to?
-Ani trochę - machnęłam ręką - w zasadzie to całkiem przyjemny spacer
-Liczyłem na coś więcej niż całkiem przyjemny - skrzywił się teatralnie
-Może następnym razem
-Więc spotkamy się następnym razem?
-Nie zaczyna się zdania od …
-Cicho - przerwał mi
-Jeśli ładnie poprosisz to może zgodzę się spotkać z Tobą jeszcze raz - zażartowałam
-Czyli muszę bardzo się postarać - bardziej stwierdził, niż zapytał, ale i tak kiwnęłam głową
-Musisz - uśmiechnęłam się - ale jesteś na dobrej drodze
-Fantastycznie - uśmiechnął się
-Czemu się biłeś? - spytałam kolejny
-Kiedyś Ci powiem - skrzywił się
-Ale bijesz się, bo lubisz ? - spytałam ostrożnie
-Nie - zaśmiał się - na pewno tego nie lubię
-W takim razie ja już nic nie rozumiem - mruknęłam - totalnie się pogubiłam. A podobno nas kobiety jest trudno zrozumieć
-Żebyś wiedziała!
Przewróciłam oczami, ale i tak byłam rozbawiona jego zachowaniem. Mijały minuty, aż w końcu dotarliśmy pod dom moich rodziców. Może zamiast “w końcu” powinno być “za szybko”?
-Zaprosiłabym Cię na herbatę, ale jest środek nocy i nie mieszkam sama - zaśmiałam się
-To może innym razem? - zasugerował, czym wywołał uśmiech na mojej twarzy
-Może innym razem - kiwnęłam głową - będziemy w kontakcie
-Poczekaj - złapał mnie za ramię, a ja zmarszczyłam zdziwiona brwi - nie mam Twojego numeru
-Och. Faktycznie. Przepraszam - wyjęłam z torebki telefon, po czym mu go podałam, a on dał mi swój
-Jak mam się wpisać? - spytał z kokieteryjnym uśmiechem
-Normalnie - pokazałam mu język
Wpisałam swój numer, a także maila do telefonu mężczyzny, po czym zablokowałam go i oddałam właścicielowi.
-Teraz nie będę miał już powodu, żeby Cię zatrzymać - westchnął
-Zawsze możesz coś wymyślić - mrugnęłam do niego
-Następnym razem - obiecał i pocałował mnie w policzek
-Tak ciągle mówimy “następny raz”, a może zamiast tego umówimy się na konkretny termin? - spojrzałam na niego, chcąc wybadać jego reakcje
-Jutro?
-Nie dam rady - skrzywiłam się - degustacja tortu i wybór menu
-Powodzenia - zaśmiał się - to zadzwonię jutro i coś wymyślimy. Okej?
-Idealnie - tym razem to ja go pocałowałem i weszłam na posesję - dobranoc Matt
-Dobranoc Emily - zawołał za mną
Widziałam, że czekał, aż wejdę do domu, a potem odszedł powoli, odwracając się jeszcze kilka razy. Pewnie nie powinnam była go obserwować przez okno, ale to samo jakoś tak wyszło. Dopiero po chwili ruszyłam po ciemku wgłąb domu. Zdjęłam buty, po drodze, żeby nie hałasować, a po chwili byłam już u siebie w sypialni. O dziwo czekała tam na mnie moja siostra.
-Co Ty tu robisz? - zaśmiałam się
-Czekam na Ciebie - przewróciła oczami - kto Cię doprowadził?
-Podglądałaś? - spytałam oburzona
-Może - wzruszyła ramionami - to kto?
-Brat Amy - wyjaśniłam - był u nich na kolacji
-Nie wiedziałam, że też był zaproszony
-Bo nie był. Po prostu wpadł, bo miał problem
-Jaki?
-Pobił się w barze - mruknęłam - opatrzyłam go, a potem już został
-I odprowadził Cię do domu - uśmiechnęła się
-Tak - potwierdziłam - co w tym złego?
-Nic. Bardzo się cieszę, że zaczęłaś zwracać uwagę na innych mężczyzn
-Chyba nie mam wyjścia, a po za tym Matt jest bardzo miły i zabawny. Świetnie się z nim bawiłam, ale …
-Ale to nie Marco - dokończyła za mnie - myślisz, że kiedyś przestaniesz go kochać?
-Nie - jęknęłam - oczywiście, że nie
-No tak - kiwnęła głową na znak zrozumienia - a umówisz się jeszcze z Mattem?
-Yhmm. Chciał się spotkać jutro, ale mam być na degustacji tortu, a potem będziemy wybierać menu
-We dwójkę czy we czwórkę?
-We czwórkę - zaczęłam się rozbierać, by po chwili przebrać się w piżamę - będzie cudownie
-Zawsze możesz poprosić kucharza, żeby dodał mu do jedzenia jakaś truciznę - zażartowała, a ja wybuchłam śmiechem
-Państwo młodzi by mnie zabili -powiedziałam rozbawiona - pomyślę, o tym po weselu
-I ja Ci pomogę - klepnęła mnie żartobliwie w pupę, po czym skierowała się w stronę drzwi - dobranoc Em
-Dobrej nocy - pomachałam jej
Szybko ogarnęłam się do snu, ustawiłam budzik, ale zanim odłożyłam telefon to dostałam sms od Ann. Chryste, czemu ona nie śpi o tej porze? Przy takim trybie życia to ona się wykończy do ślubu.

“Rano przyjedzie po Ciebie Marco. My z Mario trochę się spóźnimy, jest jakiś problem w Kościele. Dacie sobie radę?”
Ja się kiedyś zastrzelę.
“Czy damy sobie radę z wyborem tortu i menu bez państwa młodych? Jasne.”
“Wiem! Przepraszam! Chciałam to przełożyć, ale nie dałam rady. Głupio mi, że stawiam Cię w takiej sytuacji …”
“Nie chodzi o Marco, już się przyzwyczaiłam. Chodzi o to, że nie damy rady zrobić wszystkiego za Was”
“Wiem :(“
“Może to my pojedziemy do Kościoła?”
“Nie, ksiądz prosił, żebyśmy byli we dwójkę”
“Okej. Jakoś damy radę, ale pośpieszcie się”
“Dzięki! I dobrej nocy!”
“Wzajemnie <3”
Odłożyłam telefon na szafkę nocną i zgasiłam lampkę. Byłam padnięta. Strasznie padnięta. Przez to wszystko zasnęłam od razu jak, tylko zamknęłam oczy. Morfeusz wciągnął mnie do swojej krainy i nie chciał wypuścić. A ja poddałam mu się całkowicie. Tej nocy nie śniłam, ani o ślubie, ani o mężczyznach w moim życiu. Tej nocy śniłam o tym, że sama też jestem szczęśliwa.


Irytujący dźwięk budzika wyciągnął mnie z krainy snu. Jęknęłam chowając twarz w poduszkę, ale wiedziałam, że nie mogę znowu zasnąć. Zerknęłam na zegarek i miałam jeszcze jakieś dwie godziny, zanim przyjedzie po mnie Marco. Powinnam się wyrobić na spokojnie. Założyłam kapcie i szlafrok, a następnie wyszłam ze swojej sypialni i zeszłam do kuchni. Moja mama oczywiście już się po niej krzątała. Jak zwykle.
-Cześć mamo - cmoknęłam ją w policzek - załapię się na Twoją pyszną jajecznicę?
-Witaj kochanie - uśmiechnęła się - oczywiście. Siadaj, a ja zaraz podam
-Super - nalałam sobie kawy do kubka i usiadłam przy stole
-O której wracasz do domu?
-Nie wiem, a czemu pytasz?
-Z ciekawości, nie wiem na którą zrobić obiad
-Mamo będę najedzona jak nigdy. Nie bierz mnie pod uwagę
-Na pewno? - zapytała niepewnie
-Jasne - sięgnęłam po gazetę, ale nic nie zwróciło szczególnie mojej uwagi
-W takim razie w porządku - widziałam jak sprawnie nakłada jedzenie na talerze i uśmiechnęłam się w duchu
-Idę na rozmowę kwalifikacyjną w poniedziałek - mruknęłam upijając trochę kawy
-Dlaczego?
-Bo muszę zacząć zarabiać - zaśmiałam się
-A będziesz pracowała w domu
-Raczej nie - wzruszyłam ramionami - zresztą, czy to ważne?
-Dla mnie tak - postawiła przede mną talerz, a ja podziękowałam jej bezgłośnie
-A mnie jest wszystko jedno. Chcę zacząć zarabiać, żebym nie musiała Wam siedzieć na głowie
-Nie siedzisz nam na głowie córciu – usiadła koło mnie
-Mamo mam 26 lat, nie mogę z Wami mieszkać
-Nonsens – machnęła ręką
-Pracować zacznę, dopiero po ślubie Ann i Mario. Masz dwa miesiące, żeby się do tego przyzwyczaić
-A potem się wyprowadzisz ?
-Chciałabym się wyprowadzić po wakacjach
-To mogę przyjąć do wiadomości – odetchnęła z ulgą – będę miała więcej czasu, żeby przekonać Cię, żebyś została
-Już się nie mogę doczekać – zaśmiałam się
Dokończyłam jeść swoje śniadanie, zapakowałam naczynia do zmywarki i zgarniając kubek z kawą zmyłam się na górę. W pierwszej kolejności wzięłam prysznic, wysuszyłam włosy i podkręciłam lekko końcówki. Potem umalowałam się, podkreślając oczy ciemnym cieniem do powiek i mocno wytuszowanymi rzęsami. W garderobie założyłam bieliznę, czarne lekko skórzane spodnie, niebieską, jeansową koszulę, granatową cienką kurtkę i niebieskie New Balance. Włożyłam jeszcze zegarek na rękę, wzięłam okulary przeciw słoneczne i wybrałam czarną, średnią torbę. Wrzuciłam do niej całe mnóstwo potrzebnych rzeczy, a do tego zapakowałam też swojego laptopa do specjalnej torby. Byłam pewna, że mam jeszcze mnóstwo czasu, ale trochę się przeliczyłam. Zdążyłam jeszcze tylko umyć zęby i psiknąć się perfumami, gdy podjechał Marco. Wybiegłam szybko z domu, żeby mama nie zdążyła mnie zagadać i chwilę później siedziałam już w samochodzie swojego byłego narzeczonego.
-Cześć – na przywitanie pocałowałam go w policzek, a on posłał mi swój cholernie zniewalający uśmiech
-Hej – przyjrzał mi się – ślicznie wyglądasz
-Dziękuje – kiwnęłam głową – możemy już jechać? Nie chcę się spóźnić
-Jasne – kiwnął głową i ruszyliśmy – gotowa na degustacje kilkunastu tortów?
-Nie bardzo – zaśmiałam się – mam cichą nadzieję, że będzie ich tylko kilka i od razu coś wybierzemy
-Szczerze w to wątpię, ale nadzieja umiera ostatnia – włączył radio, ale na tyle cicho, żebyśmy mogli rozmawiać
-Może jak coś bardzo Ci zasmakuje to wybierzesz to samo na swój ślub – zasugerowałam, a on się skrzywił
-Na razie nie planujemy z Caroline ślubu – powiedział szybko – może za kilka lat
-Wydawało mi się, że chcesz założyć rodzinę – odparłam ostrożnie
-Nie zamierzam się śpieszyć, jeśli nie jestem tego pewien
-Zazwyczaj jak mężczyzna oświadcza się kobiecie to jest pewien, że chce spędzić z nią resztę życia
-Skąd możesz o tym wiedzieć ? – spytał ostro, a ja aż się skuliłam – cholera. Strasznie Cię przepraszam
-Nic nie szkodzi – uśmiechnęłam się – wszystko jest w porządku
-Naprawdę nie chciałem Cię przestraszyć – spojrzał na mnie błagalnie
-Marco – zaczęłam cicho – nie jestem na Ciebie zła. To poniekąd moja wina, bo zaczęłam niezbyt fajny temat. Nie przejmuj się
-Jak spędziłaś wczorajszy wolny wieczór ? – spytał zmieniając temat, a ja przeklnęłam go za to w duchu
-Byłam na kolacji u Amy, a potem na spacerze z Mattem – ściszyłam głos, pod koniec zdania
Cholera. Po co ja się tak ukrywam?! Jestem wolna i mogę się umawiać i spotykać z kim mi się podoba. Skoro Marco mnie nie wybrał, to już nie jest jego sprawa. A jeśli jest zazdrosny to jego problem. Tak jak moim problemem jej zazdrość o Caroline. Jego narzeczoną. Pieprzoną przyszłą żonę. Matkę jego dzieci.
-Z Mattem ? – dopytał
-To brat Amy – wyjaśniłam
-Spotykasz się z nim ? – spojrzał na mnie przelotnie, a ja uśmiechnęłam się delikatnie
-Można tak powiedzieć – wyjrzałam za szybę – może coś z tego będzie
-W takim razie powodzenia – zacisnął mocniej dłonie na kierownicy
-Dziękuję – zachichotałam
-Co Cię tak bawi ? – uniósł pytająco jedną brew
-Jesteś zazdrosny – powiedziałam, w ogóle się nad tym nie zastanawiając
-Oczywiście, że jestem zazdrosny, w końcu ... – przerwał nagle, a ja usiadłam prosto i patrzyłam na niego z nadzieją
Powiedz, że mnie kochasz. Powiedz, że mnie kochasz. Powiedz, że mnie kochasz, a będę Twoja.
-Chodziło mi o to, że jesteś fantastyczną kobietą i ... – znowu przerwał szukając odpowiednich słów – kiedyś byłaś moja. Wiem, że nie jesteś odpowiednią kobietą dla każdego faceta. Lepiej, żeby Matt na Ciebie zasługiwał
-A dlaczego jesteś zazdrosny ? – ciągnęłam go za język – dokończ
-Jestem zazdrosny, bo zależy mi na Twoim szczęściu – wyjąkał w końcu, a ja zawiedziona usiadłam skulona w fotelu
-Pewnie – mruknęłam – dzięki
Kilkanaście minut później dojechaliśmy na miejsce, piłkarz zaparkował na jednym z wielu wolnych miejsc i wysiedliśmy z samochodu. Szłam pierwsza i czułam na sobie wzrok blondyna, ale starałam się na to nie zwracać uwagi.
-Proszę – otworzył przede mną drzwi, a ja podziękowałam mu uśmiechem
-Myślę, że tamten stolik jest zarezerwowany dla nas – wskazałam odpowiedni kierunek
-Sprawdźmy – uśmiechnął się
Gdy tylko podeszliśmy do wskazanego przeze mnie wcześniej stolika, to pojawiła się kelnerka i przywitała nas sztucznym uśmiechem.
-Zaraz poinformuję cukiernika, że państwo młodzi już są – powiedziała szybko – życzą sobie coś państwo do picia?
Czy naprawdę wszędzie muszą nas brać za młodą parę? To się robi cholernie irytujące.
-Poproszę kawę – powiedział Marco, po czym spojrzał na mnie wyczekująco – Emily ?
-Dla mnie herbata – westchnęłam – i nie jesteśmy młodą parą, tylko świadkami
-Oczywiście. Bardzo przepraszam – kiwnęła głową – zaraz przyniosę państwa napoje
-Mam nadzieje, że Ann i Mario zaraz będą – szepnęłam
Niestety. Spróbowaliśmy, każdy z dziesięciu tortów, a piłkarza i modelki wciąż nie było. Nie ma opcji, żebyśmy wybrali tort za nich. To nie nasze wesele. No i za dużo smaków. Już mi się pomieszało.
-Jesteśmy! – usłyszałam głos przyjaciółki – przepraszamy, że to tak długo trwało
-Świetnie się bawiliśmy – zażartował blondyn – nigdy więcej nie zjem tortu
-To prawda – potwierdziłam śmiejąc się

piątek, 2 grudnia 2016

21.

[Marco]
Idąc szpitalnym korytarzem czułem się jak włamywacz. I pewnie poniekąd nim byłem, bo o tej porze nie ma już odwiedzin, a większość pacjentów już dawno śpi. Byłem ciekawy czy Emily też śpi, a może nie może tu zasnąć. Szpital raczej nie kojarzy jej się zbyt dobrze. Przemknąłem szybko do sali byłej narzeczonej i zamknąłem cicho drzwi. Na szczęście była jedyną pacjentką tutaj, więc nie musiałem się martwić. Usiadłem na małym krzesełku, złapałem ją za rękę i pocałowałem jej wierzch. Kobieta poruszyła się przez sen i delikatnie uśmiechnęła. Już myślałem , że udało mi się jej nie obudzić, ale niestety się myliłem.
-Marco – wychrypiała słabym, zaspanym głosem otwierając oczy
-Śpij sobie – pogłaskałem ją po policzku – jestem tu
Cholera. Co ja najlepszego wyrabiam.
-Co Ty tu robisz ? – ułożyła się wygodniej patrząc na mnie swoimi brązowymi oczami
-Przyszedłem sprawdzić, czy z Tobą wszystko w porządku – wzruszyłem ramionami
-Tak, w porządku. Sprawdziłeś i możesz już iść
-Wyrzucasz mnie? – skrzywiłem się teatralnie, a ona zachichotała
-Uważam po prostu, że nie powinno Cię tu być – mruknęła – jest środek nocy i Twojej narzeczonej by się to nie spodobało
Westchnąłem ciężko i podniosłem się z miejsca, podszedłem do okna nic nie mówiąc, a przecież chciałem powiedzieć tak wiele. Że ją kocham, że się martwię, że zrobię wszystko, żeby znowu była szczęśliwa. Wszystkie słowa ugrzęzły mi w gardle i nie mogłem ich z siebie wyrzucić.
-Caroline była tu ze mną wcześniej – odparłem tylko – zmartwiła się
-Ann mi mówiła – wypuściła ze świstem powietrze
-Dlaczego Emily ? – spojrzałem na nią – powiedz mi dlaczego
-Ale ... – zaczęła, by po chwili przestać
-Obiecałaś mi Emi – podszedłem do niej i wziąłem jej twarz w swoje dłonie, tak łatwo byłoby ją teraz pocałować – obiecałaś
-Obiecałam – przyznała mi racje – i nie złamałam naszej obietnicy
-Słucham ? – zmarszczyłem brwi nic nie rozumiejąc
-Nie chciałam się zabić Marco – wyjaśniła spokojnie – nawet przez chwilę o tym nie pomyślałam. Nie było żadnego powodu, żebym miała się zabić. To był wypadek
-Wypadek ? – spytałem z powątpieniem, odsuwając się od niej
-Chciałam się rozluźnić biorąc kąpiel. Do tego wzięłam wino i tak sobie leżałam w tej wannie – powiedziała rumieniąc się, a ja uśmiechnąłem się myśląc o jej idealnym, nagim ciele – i zasnęłam. Cholera było mi tak dobrze, ale byłam też zmęczona podróżą i do tego jetlat. Po prostu zasnęłam
-Po prostu zasnęłaś – pokręciłem z niedowierzaniem głową – omal się nie utopiłaś Emi
-Wiem – skrzywiła się – przepraszam
-Nie musisz mnie przepraszać, po prostu bardzo mnie przestraszyłaś i się martwiłem
-Już nie masz powodu, w poniedziałek mnie wypisują – uśmiechnęła się blado – a psychiatra stwierdził, że ze mną wszystko w porządku
-Czemu dopiero w poniedziałek ? – spytałem zaskoczony
-Nie robią wypisów w niedziele – wyjaśniła - a najwidoczniej dzisiaj jest jeszcze za wcześnie
-Jeśli chcesz to mogę Cię odebrać – zaoferowałem
-Ann to zrobi, ale dziękuję za propozycje – rozejrzała się po pomieszczeniu
-Oczywiście, rozumiem – westchnąłem – nie wiem, czy Ann Ci mówiła, ale dalej jestem na liście osób, które mogą być informowane o Twoim stanie zdrowia
-Tak, wspominała – pokiwała twierdząco głową – strasznie Cię przepraszam, kompletnie o tym zapomniałam. Obiecuję, że pogadam o tym z lekarzem
-Nie musisz – machnąłem ręką – nie przeszkadza mi to
-Tobie może nie, ale ...
-Spokojnie, Caroline na pewno też nie ma nic przeciwko temu. Przecież wpisałaś mnie na listę już dawno temu
-Och no tak, zapomniałam – zaśmiała się – gratuluję Marco. Będziecie świetnym małżeństwem
-Emi ...
-Co pan tu robi?! – przerwała mi pielęgniarka, która weszła właśnie do sali – oszalał pan?! Godziny odwiedzin już dawno się skończyły!
-Przepraszam – westchnąłem – chciałem tylko sprawdzić, czy wszystko jest w porządku
-Mógł pan sprawdzić rano – warknęła – to, że jest pan sławny nie znaczy, że ma pan większe prawa
-Idź już – powiedziała rozbawiona szatynka – dziękuję, że wpadłeś
-Trzymaj się mała – cmoknąłem ją w czoło – jeszcze do Ciebie zajrzę
Pielęgniarka odprowadziła mnie wzrokiem do samej windy, więc jak jej drzwi się za mną zamknęły to wybuchłem głośnym śmiechem. Chciała być straszna, ale jej nie wyszło. Na spokojnie wyszedłem ze szpitala, wsiadłem do samochodu, ale nie miałem ochoty jechać do domu. Chociaż powinienem. Było już po drugiej, ale nie czułem zmęczenia. Może to zasługa panny Brown. Gdyby nie ta cholerna pielęgniarka to powiedziałbym jej, że te zaręczyny nie mają dla mnie nawet po części takiego znaczenia jakie miały dla mnie zaręczyny z nią. Zapytałbym o Theo i o ich relacje, zapytałbym czy jest dla nas jakaś szansa. Tylko, że znowu mi się nie udało. Los chyba nie chce dać nam szansy. Jeździłem bez celu po mieście, mijając po drodze ludzi wracających z imprezy. I pewnie jeździłbym tak jeszcze bardzo długo, ale dopadły mnie wyrzuty sumienia, więc zawróciłem i po kilkunastu minutach byłam już w swoim mieszkaniu. Rozebrałem się po cichu i zostając w samych bokserkach wsunąłem się do łóżka, a moja narzeczona wyczuwając moją obecność wtuliła się we mnie mocno. Ja już sam się pogubiłem w tym co robię, co czuję, a już na pewno nie wiem co będzie dalej. Tyle pytań, tyle wątpliwości. Wszystko jest jak jednak, wielka niewiadoma. Albo po prostu miłość. Miłość jest niespodzianką, niewiadomą. Miłość jest wszystkim.


[Emily]
Po moim wyjściu ze szpitala czas leciał tak szybko, że nie nadążałam skreślać dni w kalendarzu. Marzec się skończył, nadszedł kwiecień i Theo wrócił ze szkolenia. Chociaż wrócił to za dużo powiedziane, bo po prostu przyjechał, spakował swoje rzeczy, wysłał je do Seattle i tyle. Długo dyskutowaliśmy na temat naszego mieszkania. Było niesamowite, piękne i uwielbiałam je, ale ja nie potrzebuję takiego dużego mieszkania, skoro i tak mieszkam sama. Więc wystawiliśmy je na sprzedaż, a ja ku wielkiej radości moich rodziców znowu się do nich wprowadziłam. Trudno było mi pomieścić wszystkie ubrania w dużo mniejszej garderobie, ale jakoś mi się udało. Znów czułam się jak nastolatka mieszkając z rodzicami. Chociaż miałam bardzo ograniczoną prywatność.
-Dziwnie pusto tu bez Twoich zdjęć z Marco – powiedziała moja siostra wchodząc do pomieszczenia – musiałaś zdejmować wszystkie ?
-Wal się – rzuciłam w nią poduszką – powinnam to zrobić dawno temu
-Nie czujesz się jak w punkcie wyjścia ? – usiadła na dywanie
-Co masz na myśli ?
-Znowu na garnuszku rodziców – wzruszyła ramionami – trochę nam się nie udało
-Wychodzi na to, że nie mamy szczęścia do facetów – zachichotałam
-Racja – westchnęła – a jak przygotowania do ślubu?
-Ann świruje, Mario wszystko bierze na spokojnie, a my z Marco stajemy na rzęsach, żeby im pomóc i załatwić większość – powiedziałam rozbawiona – zostały dwa miesiące
-Rozwożą już zaproszenia ?
-Tak – pokiwałam twierdząco głową – w zasadzie to już niewiele im zostało. Pewnie niedługo przyjadą tutaj
-Fajnie – uśmiechnęła się – z kim wybierasz się na wesele ?
-Sama ? – skrzywiłam się – nie no, jeszcze nie wiem
-Będziesz musiała przez cały wieczór znosić Marco i Caroline – pokręciła z niedowierzaniem głową – ociecuję, że jakoś się jej pozbędę
-Daj spokój Annie, już jest w porządku – machnęłam ręką – niech sobie będą razem szczęśliwi, a ja nie będę wchodzić im w drogę
-To niech przy okazji oni też nie wchodzą Ci w drogę
-Jasne – przewróciłam oczami – do ślubu to niemożliwe i dobrze o tym wiesz
-Ale poczekaj, przecież nie musicie współpracować. Wystarczy, że podzielicie się obowiązkami i każdy zrobi to co do niego należy
-Nie wiesz, o czym mówisz Annie – jęknęłam – wszystkie obowiązki spadły na nas, bo Mario cały czas trenuje, a Ann krąży po świecie wywiązując się z kontraktu
-Marco też trenuje - zauważyła mądrze
-I pewnie też niedługo będzie szykował się do ślubu – powiedziałam upijając łyk herbaty
-Caroline nie przeszkadza to, że tak dużo czasu spędzasz z jej narzeczonym ? – spytała ostrożnie
-Ona chyba myśli, że się zaprzyjaźnimy, czy coś – skrzywiłam się – nie widzi we mnie żadnej konkurencji
-A Ty uważasz, że jesteś dla niej konkurencją ? – spytała unosząc pytająco jedną brew
-Już nie – szepnęłam
-Ja uważam, że jesteś dla niej największą konkurencją. A mimo to ona ciągle się do Ciebie przywala
-Wiesz jak to mówią – zachichotałam - przyjaciół trzeba mieć blisko, a wrogów jeszcze bliżej
-Czy ona wie, że Ty i Marco ... no wiesz ... – przerwała na chwilę szukając odpowiednich słów - całujecie się od czasu do czasu
-Nie całujemy się! – powiedziałam oburzona – zdarzyło się, tylko dwa razy
-Chyba do kwadratu – zachichotała
-W ogóle się nie znasz – przewróciłam oczami – były dwa pocałunki. O dwa za dużo
-Widziałam Was w szpitalu siostrzyczko – cmoknęła z uznaniem – i Mario też Was widział
-Ann ? – spytałam z zaciśniętym gardłem wiedząc, że moja przyjaciółka wciąż trochę się gniewa na Reusa
-Była wtedy w toalecie – mruknęła – nic jej nie mówiliśmy
-Okej, to dobrze – odparłam zmieszana – temat skończony, to było w szpitalu
-Jesteście tacy żałośni – zaśmiała się – serio to co robicie to jest masakra
-Umówiłam się dzisiaj z Amą na kolacje – westchnęłam po chwili – chyba zacznę się szykować
-Przepraszam Em – jęknęła – nie to chciałam powiedzieć
-Nie jestem zła, poważnie – zerknęłam na zegarek – po prostu jest już późno
-Jak myślisz, co powinnam założyć ? – uśmiechnęłam się otwierając drzwi od garderoby – sukienka ? Spódnica ? Spodnie ?
-Skoro idziesz, tylko do Amy i Briana to ubierz się na luzie – doradziła – jeansy też będą w porządku
-No nie wiem – skrzywiłam się – może znajdę coś innego
-Tylko nie zgub się w tej ilości ciuchów – zażartowała, wychodząc z mojej sypialni
-Bardzo śmieszne – powiedziałam już do siebie, przeszukując swoje ubrania
Trochę mi to zajęło i naprawdę nie wiedziałam w co mam się ubrać, w końcu zrezygnowałam z długich poszukiwań i zgodnie z radą mojej siostry sięgnęłam po ciemne jeansy z dziurą na prawym kolanie. Do tego dobrałam biały luźny sweter, sandałki na obcasie i szarą kopertówkę. Włosy zostawiłam rozpuszczone, a makijaż zrobiłam skromny i delikatny. Nie chciało mi się stroić, więc się nie stroiłam. Za kwadrans ósma wyszłam z domu, wsiadłam do wcześniej zamówionej taksówki i podałam adres swojego starego apartamentowca. Dziwnie było wchodzić przez te same drzwi do budynku, ale wiedzieć, że to nie jest już mój dom. Teraz jestem jedynie gościem.
-Cześć – uśmiechnęłam się szeroko, gdy Brian otworzył mi drzwi – mam nadzieję, że się nie spóźniłam
-Witaj, wchodź – otworzył szerzej drzwi – jesteś idealnie na czas
-Olivki nie ma ? – spytałam rozglądając się za małą dziewczynką
-Nocuje u babci – uśmiechnął się zabierając ode mnie płaszcz
-Więc będziemy tylko we trójkę? – spytałam cicho
-Tak – potwierdził – Ama zapraszała jeszcze kogoś, ale niestety nie wypaliło
-Rozumiem
-Hej! – kobieta przytuliła mnie mocno – jak się masz ?
-W porządku – zaśmiałam się – trochę zmęczona
-No tak – westchnęła – przygotowania do ślubu zajmują mnóstwo czasu
-Dokładnie – potwierdziłam, wracając wspomnieniami do przygotowywań do mojego ślubu
-Siadaj do stołu, a ja już podaję kolację – powiedziała wesoło
-Jakie życzysz sobie wino Em ?
-Nie piję, ale dziękuję – wysiliłam się na uśmiech – herbata bardzo by mnie zadowoliła
-Jasne. Czarna, zielona, a może owocowa ?
-Zielona – poprosiłam – jeśli to nie problem
-Żaden – machnął ręką
Kilka minut później na stole stały już potrawy na kolacje, a także duży kubek z moją herbatą. Jak zwykle moja była sąsiadka ukazała swój talent do gotowania, a jej mąż nie przestawał jej chwalić. Uwielbiam ich. Są typ rodzajem par, na które patrzysz i myślisz „cholera, ja też tak chcę”.
-Wciąż nie mogę się przyzwyczaić do nowych sąsiadów, są jacyś dziwni
-Jak to ?
-No wiesz – zmarszczyła drzwi – skupieni na swoich karierach. Wychodzą wcześnie rano, a wracają późnym wieczorem. Żadnego uśmiechu, ani powitania. Nawet mi nie odpowiadają na „dzień dobry”
-Może jeszcze to się zmieni – powiedziałam chcąc ją pocieszyć
-Jasne – bąknęła – nie wierzę w cuda
-Ja też – powiedziałam cicho
-Nie smućcie się tak – powiedział w końcu żołnierz – brakuje uśmiechów na Waszych pięknych twarzach
-Miło jest usłyszeć komplement od faceta, który nie jest Twoim ojcem – zażartowałam
-Właśnie! Jak się mieszka z rodzicami ?
-Na początku było dziwnie, ale już przywykłam. Trochę przeszkadza mi brak prywatności, ale nie mogę narzekać
-Mama nie wypytuje Cię, gdzie wychodzisz i o której wrócisz ?
-Jeszcze nie – zaśmiałam się wesoło – ale może dlatego, że większość czasu spędzam z Ann, Mario czy Marco planując ślub
-Widziałem Was ostatnio na giełdzie kwiatowej, ale potem zniknęliście w tłumie. Wyglądaliście na zajętych ...
-Tak – przerwałam mu – to był ciężki dzień
-... sobą – dokończył, a ja spojrzałam na niego zaskoczona – taka luźna uwaga
-Wszyscy brali nas za Pare Młodą – powiedziałam szybko – zresztą nie tylko tam nas biorą za parę
-Pasujecie do siebie – powiedziała Ama
-On pasuje do Caroline – odburknęłam twardo – nie ma co się oszukiwać
-Byłem pewien, że jesteście razem, gdy spotkałem go jak szedł z kwiatami na górę w walentynki. Potem Ama mi go pokazała i już wiedziałem, że szedł do Ciebie – upił łyk wina – gdybym go nie znał jako Marco Reusa to mógłbym pomyśleć, że to Theo
-W walentynki ? – spytałam czując suchość w gardle
-Tak – powiedział pewnie – wpadliśmy na siebie i trochę się sobie przyglądaliśmy. Chyba był zaskoczony moim widokiem, ale nie codziennie widuje się faceta w wojskowym mundurze
-Czyli o jednak był on – powiedziałam do siebie, uśmiechając się szeroko – to był Marco
-Słucham ?
-Nie ważne – machnęłam ręką – potwierdziłeś moje przypuszczenia i bardzo Ci za to dziękuję
-Jakie przypuszczenia ?
-Że to Marco był moim walentynkowym wielbicielem – wzruszyłam ramionami
-A potem zaręczył się z Caroline – warknęła kobieta – idiota
-Daj spokój, widocznie tego chciał
-On nie wie, czego chce Em – spojrzała mi w oczy – a powinien chcieć Ciebie
-Jeśli chcesz to ja mu zawsze mogę pokazać, czego powinien chcieć – zażartował pan Walker, a ja się zaśmiałam
-Dzięki! W razie czego będę wiedziała, do kogo mam się zgłosić
-Ktoś ma ochotę na deser? Upiekłam szarlotkę z przepisu mojej wspaniałem teściowej
-Z lodami i bitą śmietaną ? – zapytałam z nadzieją
-Wedle życzenia – uśmiechnęła się – a Ty kochanie?
-Tak samo – cmoknął się w skroń – pomóc Ci ?
-Już wystarczająco mi dzisiaj pomogłeś – nagrodziła go tak promiennym uśmiechem, że aż zrobiło mi się ciepło na sercu – z całą pewnością dam sobie radę
Zostaliśmy przy stole, tylko we dwoje i spokojnie rozmawialiśmy na luźne tematy. Bałam się go zapytać o wojne, bo nie chciałam psuć mu wieczoru. Jednak bardzo mnie to ciekawiło, ani Ama, ani ja, ani jego najbliższa rodzina. Nikt nie wiedział, czemu wrócił. Przeszedł testy psychologiczne i wszystko było w porządku, nie miał większych urazów. Wszystko wydawało się być w porządku. Nagle usłyszeliśmy dzwonek do drzwi, gospodyni wybiegła, żeby otworzyć, a po chwili oboje usłyszeliśmy jej pisk. Mężczyzna zerwał się z krzesła dużo szybciej niż ja, ale dogoniłam go w korytarzu. Za drzwiami stał brat kobiet, ale nie wyglądał najlepiej. Spuchnięta i zakrwawiona twarz była widoczna na odległość. Brawo Matt.
-Cześć – powiedział po chwili – mogę wejść ?
-Co się stało ? – spytała ostro pani Zeit-Walker – z kim się pobiłeś?
-Drobna bójka w barze – machnął lekceważąco ręką
-Drobna – powiedziałam sarkastycznie, a on podniósł na mnie wzrok
-Witaj Emily – chciał się uśmiechnąć, ale tylko syknął z bólu – pięknie wyglądasz
-Nie mogę powiedzieć tego samego o Tobie – skrzywiłam się – opatrzę Cię. Ama możesz dać mi apteczkę ?
-Wszystko jest w łazience – spojrzała na mnie dziwnie – może jednak ja to zrobię?
-Dam sobie radę, a Wy spokojni zjedzcie sobie szarlotkę
Poszliśmy do łazienki, gdzie zamknęłam za nami drzwi i kazałam mężczyźnie usiąść na toalecie. Sama wyjęłam z szafki apteczkę i waciki.
-Będzie bolało – powiedziałam tuż przed tym, jak przyłożyłam wacik nasączony wodą utlenioną do jego łuku brwiowego
-Jestem twar ... kurwa – szarpnął się
-Nie panikuj – zaśmiałam się – podobno jesteś twardy
-Jestem, ale Ty nie jesteś delikatna
-To spora rana – powiedziałam dmuchając na nią – ale obejdzie się bez szycia
-Nie jesteś ani pielęgniarką, ani lekarzem – wytknął mi żartobliwie
-Nigdy nie możesz być pewien – zachichotałam naklejając cienkie plastry ściągające
-Okej – powiedział rozbawiony
-Kto Cię tak załatwić ? – spytałam przemywając jego wargę
-Ten drugi wygląda gorzej – mruknął – serio
-Czyli nie powinnam chcieć go zobaczyć ?
-Zdecydowanie nie
Dosłownie pięć minut później opuściliśmy pomieszczenie i dołączyliśmy do małżeństwa, a na stole tuż obok mojego miejsca stało nakrycie gotowe na Matta.
-Wezmę sobie lód z zamrażarki – zakomunikował
-Jasne, częstuj się – uśmiechnął się Brian – nie chcesz jechać na pogotowie ?
-Nic mi nie jest – usiadł obok mnie – nie pierwszy i nie ostatni raz
-Może niech jednak będzie ostatni – zasugerowała Ama – za stary jesteś na takie bójki
-Facet nigdy nie jest za stary na bójki – przybili sobie z żołnierzem piątki, a my przewróciłyśmy oczami
-Powinieneś stać po mojej stronie – bąknęła niebieskooka do męża
-Zawsze jestem po Twojej stronie – powiedział, czule całując ją w usta
-Jesteście tak słodcy, że zaraz się porzygam – zażartował jej brat
-Przestań! – skarciłam go śmiejąc się cicho
-A co mi zrobisz, jeśli nie przestanę ? – pochylił się nade mną, a ja poczułam zapach jego perfum, całkiem przyjemny zapach
-Uwierz mi, że nie chcesz wiedzieć – mruknęłam udając groźną
-Lubię igrać z ogniem – posłał mi pewny siebie uśmiech
-To dobrze trafiłeś, bo jestem ognistą dziewczyną – puściłam mu oczko
-Już się nie mogę doczekać, gdzie zademonstrujesz mi swój ogień – szepnął mi do ucha
-Matt daruj sobie te głupie flirty. Taki kobieciarz jak Ty raczej nie pasuje do Emily
-Może czas zmienić preferencje – uśmiechnęłam się słodko
-Okej, już nic nie mówię – mężczyzna uniósł ręce w geście poddania się, a my z Mattem zaśmialiśmy się zerkając na siebie
Jeszcze dobrą godzinę siedzieliśmy przy stole rozmawiając i żartując, ale robiło się późno i chyba czas było kończyć. Gdy zegarek wskazywał już, że jest w pół do dwunastej w nocy to dopiłam swoją trzecią herbatę z rzędu i podniosłam się z krzesła.
-Czas się zbierać do domu – powiedziałam – ale bardzo dziękuję za zaproszenie. To był udany wieczór
-Zamówić Ci taksówkę ? – spytał uprzejmie pan domu
-Przejdę się, dobrze mi to zrobi
-Ja Cię odprowadzę – zaoferował brat gospodyni

piątek, 25 listopada 2016

20.

[Emily]
“Chyba wiem co ważnego chciałaś mi powiedzieć.”
Wysłałam wiadomość do przyjaciółki, żeby wiedziała, że ja już wiem o zaręczynach Marco i Caroline. Przez cały ten czas, gdy gratulowałam blondynce i usiłowałam wymigać się od kolacji uśmiechałam się sztucznie jak wariatka, ale po tym jak wsiadłam do taksówki i podałam kierowcy swój adres to uśmiech znikł z mojej twarzy. Spóźniłam się. Miałam tyle czasu, ale ja w kółko odkładałam tę rozmowę i w końcu było już za późno. Czułam łzy zbierające się w oczach i silny ucisk w klatce piersiowej. Wciąż nie mogłam uwierzyć, że to prawda. Czy wszyscy dookoła się mylili, a Marco jednak mnie nie kochał? Czy to wszystko co dla mnie zrobił w ostatnim czasie nie miało nic wspólnego z miłością? Czy, aż tak bardzo zraniłam go lata temu, że nie był już w stanie mnie kochać?
-Jesteśmy na miejscu proszę pani - z rozmyśleń wyrwał mnie głos taksówkarza
-Oczywiście - odchrząknęłam - ile płacę?
-8 euro - uśmiechnął się
-Proszę - powiedziałam wręczając mu banknot - bez reszty
-Dziękuję - powiedział jeszcze zanim wsiadłam
Kiwnęłam, tylko słabo głową i powlokłam się do budynku, w którym jeszcze przez jakiś czas będę mieszkać. Zrezygnowałam z windy, bo nie chciało mi się na nią czekać i powoli doszłam na czwarte piętro. Otworzyłam drzwi do mieszkania numer szesnaście, rozebrałam się z wierzchnych ciuchów, a następnie bez energii ruszyłam na górę po drodze zgarniając z lodówki wino. W łazience przylegającej do sypialni rozebrałam się, napuściłam wody do wanny i zaległam w niej. Gorąca woda rozluźniała moje napięte mięśnie, wino leczyło rozszarpane na strzępy serce, a cisza uspokajała. Przez chwilę było w porządku, może nawet lepiej. Potem przyszła jednak rzeczywistość i łzy znów zaczęły płynąć po policzkach. Zastanawiałam się czy to może nie jest jakaś zemsta, za zostawienie blondyna w dniu ślubu, ale czy zemsta jest taka okrutna? Palący ból serca wraz z uciskiem klatki piersiowej nasilał się, za każdym razem gdy myślałam o Marco. Czyli można by rzec, że wcale nie znikał. A ja poniekąd nie chciałam, żeby znikał, przynajmniej przypominał mi o tym jaka jestem głupia i jak wiele straciłam. Nigdy nie potrafiłam zdefiniować tego czym jest miłość. Dla mnie była wszystkim tym co kiedykolwiek o niej napisano i jeszcze więcej. Dla mnie to było to co czułam. Jak byłam dużo młodsza byłam pewna, że miłość to tylko szczęście, radość i wszystkie inne pozytywne rzeczy tego świata. Dziś wiem, że to nie tylko pozytywy, ale też negatywy. Ból, cierpienie, łzy. Z jednej strony wszędzie mówią, że bez miłości nie ma zazdrości, a z drugiej, że miłość nie zazdrości. Ilu ludzi na świecie, tyle różnych zdań i “prawd”. A może miłość to przeznaczenie. Chciałabym wierzyć w to, że gdy ludzie są sobie przeznaczenie to zawsze odnajdą do siebie drogę. Zawsze znajdą sposób, żeby być razem. Pytanie brzmi jednak, czy ja i Marco jesteśmy sobie przeznaczeni? Telefon leżący koło wanny wydał z siebie dźwięk oznaczający nadejście nowej wiadomości, więc wytarłam dłonie i sięgnęłam po niego. Sms był od Ann, mogłam się tego spodziewać.
“Przykro mi ;( jak się trzymasz?”
“Beznadziejnie. Byłam pewna, że teraz wszystko się ułoży”
“To na pewno nie koniec, może jeszcze Wam się uda …”
“Zaręczyli się, planują ślub … tak to koniec”
“Marco jej nie kocha! Nigdy się z nią nie ożeni”
“Daj spokój Ann! Obie dobrze wiemy, że to nie prawda”
“Spróbuj z nim jeszcze pogadać Em. Przynajmniej nie będziesz żałowała”
“Już żałuję”
“Przyjadę do Ciebie, pogadamy, napijemy się wina. Co Ty na to?”
“Zostań w domu kochana. Dam sobie radę”
Nie czekając na odpowiedź odłożyłam telefon i zamknęłam oczy rozkoszując się ciepłą jeszcze wodą. Była taka cudowna, że mogłabym zostać w niej do rana. A może przy okazji udałoby mi się zapomnieć o wszystkim.

[Marco]
Oświadczyłem się Caroline. Nie była to najlepsza decyzja mojego życia, ale czułem, że muszę to zrobić. Skoro Em wybrała życie u boku Theo, to nie miałem prawa jej tego rujnować. Starałem się, ale nie wyszło, więc mogę mieć pretensje tylko do siebie. W takiej sytuacji ja też ułożę sobie życie i będę szczęśliwy. No dobra. Będę udawał, że jestem szczęśliwy.
-Kotku jesteś jakiś markotny - blondynka usiadła obok mnie na kanapie i przytuliła się do mnie - wszystko w porządku?
-Jestem zmęczony po treningu - skłamałem  
-Trzeba było mówić to nie wysyłałabym Cię na zakupy - jęknęła całując mnie w szyję
-Bez przesady - objąłem ją - na obowiązki domowe zawsze znajdę czas
-Zapomniałam Ci powiedzieć - westchnęła
-O czym?
-Emily tutaj była i chciała się z Tobą spotkać
-Emily? - spytałem przez zaciśnięte gardło, a ona kiwnęła głową - kiedy?
-Jakoś jak wyszedłeś na zakupy
-Mówiła o co chodzi? - spytałem na pozór obojętnie
-Podobno chciała porozmawiać o ślubie Ann i Mario. Oboje jesteście świadkami - przypomniała mi
-Jasne, pamiętam - zamyśliłem się na chwilę
-Zadzwoń do niej i jakoś się dogadajcie
-Yhmm - mruknąłem myśląc o szatynce
-Zaprosiłam ją na kolację z okazji zaręczyn, ale bardzo się zmieszała i odmówiła - powiedziała zaskakując mnie tym jak cholera
-Powiedziałaś jej?
-Oczywiście - prychnęła - dlaczego mam ukrywać swoje szczęście?
-Masz rację - cmoknąłem ją w czoło - przepraszam
-Wspominałeś coś, że Em była u Theo? - posłała mi uśmiech
-Tak - odchrząknęłam - zmieńmy temat skarbie
-Pewnie - spojrzała na zegarek - zacznę ogarniać dzisiejszą kolacje
-Pomóc Ci?
-Odpocznij - pogładziła moje włosy, przez co zacisnąłem dłonie w pięści - nie chcę, żebyś tak wyglądał na kolacji
-Tak, czyli jak?
-Marnie - skrzywiła się - powinniśmy, gdzieś wyjechać. Wtedy miałbyś szansę odpocząć
Przewróciłem oczami, ale nic nie odpowiedziałem. Na pewno wyjadę, gdzieś w środku sezonu, bo moja narzeczona uważa, że Marnie wyglądam. Kobieta oddaliła się w kierunku kuchni, a ja sięgnąłem po telefon i zorientowałem się, że mam kilka nieodebranych połączeń od różnych osób. Głównie byli to moi znajomi lub siostry. Powoli obdzwoniłem każdego i ze szczerą ulgą przekładałem dzisiejszą kolacje na jutro, ze względu na to, że większość albo nie mogła albo zapowiedziała przyjście “tylko na chwilę”.
-Kotku! - zawołałem, gdy skończyłem ostatnią rozmowę  - kolacja przełożona na jutro!
-Co? Dlaczego? - spytała zaskoczona pojawiając się znów koło mnie
-Większość nie da dzisiaj rady - westchnąłem - możemy spędzić piątkowy wieczór w łóżku oglądając filmy
-Dobrze - mruknęła - i tak dopiero zaczęłam robić sałatkę
-Bardzo chętnie ją zjem - powiedziałem, żeby ją udobruchać - nie denerwuj się
-Jest w porządku - machnęła ręką - to nawet lepiej, będziesz mógł sobie odpocząć. I tak nie macie jutro meczu
-To prawda - potwierdziłem jej słowa dodatkowo kiwając głową - jutro nie gramy i chętnie odpocznę w domowym zaciszu
-Ze swoją narzeczoną - zachichotała
-Nie man wyjścia - zażartowałem, a ona zmroziła mnie wzrokiem
-Dokończę tę sałatkę - odwróciła się napięcie wracając do kuchni
Skorzystałem z okazji, zgarnąłem telefon i szybko poszedłem do sypialni. Zamknąłem drzwi, odczekałem chwilę i wybrałem numer telefonu mojej byłej dziewczyny. Pierwszy sygnał. Drugi. Trzeci. Czwarty. Nic. Włączył się automatyczny głos informujący mnie, że numer do którego dzwonię nie odpowiada. Fantastycznie. Pewnie się obraziła. Chociaż nie, to nie w stylu Em. Ona prędzej komuś wygarnie niż obrażona zamknie się w pokoju. Pewnie po prostu odpoczywa, musiała niedawno wrócić i pewnie jetlag daje o sobie znać. Zresztą to nie moja sprawa. Mimo wszystko spróbowałem jeszcze kilka razy, po czym zrezygnowany wsunąłem telefon do kieszeni jeansów. Powinienem dać sobie spokój. Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić.
-Chodź na sałatkę kochanie - drzwi uchyliły się nieznacznie i blondynka zajrzała do pomieszczenia - chyba, że wolisz się zdrzemnąć
-Musiałem zadzwonić - wyjaśniłem wzdychając - już idę
Do wieczora, każdą chwilę spędzałem z Caroline, która nie odstępowała mnie na krok. Chyba uznała, że skoro wsunąłem jej pierścionek na palec to jestem jej własnością. Nic bardziej mylnego. I lepiej, żeby szybko to zrozumiała. Zjedliśmy kolacje, obejrzeliśmy kilka filmów, a potem leżeliśmy na kanapie nie robiąc nic ciekawego. Dziewczyna usiłowała namówić mnie na ustalenie daty ślubu, ale broniłem się jak tylko mogłem. Z jakiej racji wszyscy uważają, że ślub powinno planować się od razu po zaręczynach?! Nagle mój telefon zaczął dzwonić, więc pełen nadziei zerknąłem na wyświetlacz. Mario.
-Cześć stary - powiedziałem pogodnie - co tam?
-Em jest w szpitalu - powiedział krótko, a ja zamarłem - chyba dobrze by było, gdybyś przyjechał
-W którym? - spytałem odsuwając od siebie narzeczoną
-Miejskim - odparł wzdychając ciężko
-Będę za kwadrans - rzuciłem rozłączając się
-Coś się stało?
-Emily jest w szpitalu
-Jak to ? - wyjąkała patrząc na mnie zdziwionym wzrokiem - co z nią?
-Nie wiem. Mario prosił, żebym przyjechał - mówiąc szedłem już do przedpokoju
-Pewnie, pojadę z Tobą - założyła swoje zimowe buty i sięgnęła po kurtkę
-Jesteś pewna?
-Tak - podała mi kluczyki od auta - chodźmy
Kilka minut później jechaliśmy już, po ośnieżonych ulicach Dortmudu w stronę szpitala. Żadne z nas się nie odzywało pogrążone we własnych myślach. Z jednej strony cieszyłem się, że blondynka jedzie razem ze mną, bo polubiła Em i chyba nie jest już o nią zazdrosna. Z drugiej strony … nadal nie wie, że zdradziłem ją z Emi i kocham ją dużo bardziej. Teraz to było nieistotne. Zostawiliśmy auto na pierwszym wolnym miejscu parkingowym, po czym ruszyliśmy do budynku. Dzięki Mario, który wysłał mi sms, gdzie są to pewnie wieki bym krążył po tym szpitalu.
-Co Ty tu robisz ?! - Ann warknęła na mój widok
-Mario do mnie dzwonił - wzruszyłem ramionami - martwię się o Emily
-To przestań - walnęła mnie w klatkę piersiową - daj jej wreszcie spokój
-Ann spokojnie - szatyn odciągnął ode mnie modelkę, a ona zaczęła płakać wtulając się w niego
-Co się stało? Czy wszystko z nią w porządku? Gdzie ona jest? - pytałem gorączkowo
-Zaraz się czegoś dowiemy - panna Bohs pogładziła mnie po ramieniu - daj im chwilę
-Emily omal nie utopiła się w wannie - powiedział cicho Mario - najprawdopodobniej próbowała popełnić samobójstwo
Jeśli jeszcze przed chwilą byłem przerażony to teraz byłem załamany i nie mogłem oddychać. Przed oczami stanęła mi uśmiechnięta twarz Emi, jej radosne oczy i wesoły śmiech. Gdy będąc nad jeziorem znalazłem ją w łazience, gdy trzymała w rękach to cholerne szkło to obiecałem sobie, że nigdy więcej do tego nie dopuszczę. Minął miesiąc, a ona znowu próbowała to zrobić. Tym razem nie zareagowałem. Oboje złamaliśmy obietnice. Ona daną mi, a ja daną sobie. Spieprzyliśmy. Cholera! Dlaczego chciała to zrobić? Co takiego się stało? Czy to znowu z powodu Theo? A może … kurwa to niemożliwe. Dzisiaj dowiedziała się o moich zaręczynach z Caroline. Co jeśli dlatego to zrobiła? W sumie to tłumaczyło by wrogie nastawienie Ann do mojej osoby.
-Kto ją znalazł? - spytałem czując gule w gardle
-Ja - zawyła blondynka - była taka sina i blada i …
-Już kochanie - piłkarz objął ją mocniej - zobaczysz, że nic jej nie będzie
-Wiedziałam, że jest w beznadziejnym nastroju, ale chciała zostać sama. Gdybym, tylko wiedziała … - pokręciła z niedowierzaniem głową - nie wierzę, że to się wydarzyło
-Może wcale tego nie chciała - powiedziałem łapiąc tej wersji jak brzytwy
-Dokładnie - poparł mnie mój przyjaciel
-Sami w to nie wierzycie - kobieta załkała gorzko
-Informowaliście kogoś jeszcze? Rodziców, Annie?
-Na razie nie chcemy ich denerwować
-A może chociaż Theo?
-Ona nie chciałaby informować Theo - warknęła blondynka, a ja zmarszczyłem brwi
-Dlaczego nie? - spytałem
-To nie Twoja sprawa - przewróciła oczami
-Możesz przestać Ann?! Nic nie zrobiłem! Jestem tu, żeby pomóc, a nie się z Tobą kłócić! Odpuść - powiedział ostro - odpuść dla Emily
-Właśnie dla Emily nie zamierzam opuszczać - spiorunowała mnie wzrokiem pełnym iskierek wściekłości
Westchnąłem nie rozumiejąc o co jej chodzi, a może po prostu nie chcąc rozumieć. Spojrzałem na moją narzeczoną, która siedziała cicho na krześle i przyglądała nam się zmartwiona.
-Cieszę się, że tu jesteś - pocałowałem ją w czoło
-Chciałabym Ci jakoś pomóc, ale nie wiem jak - skrzywiła się nieznacznie
-Po prostu bądź przy mnie - wysiliłem się na blady uśmiech
-Myślisz, że to przez nas? - szepnęła - myślisz, że nie mogła się pogodzić z naszymi zaręczynami?
-Na pewno nie - powiedziałem pewnie, ale sam nie byłem przekonany - może coś się stało w Seattle
-Dobry wieczór, czy są państwo rodziną pani Emily Brown? - podszedł do nas starszy mężczyzna w lekarskim kitlu
-Przyjaciółmi - westchnął Gotze
-Och - zerknął na różne kartki, które trzymał w rękach - a czy któreś z państwa to pan Reus albo pani Brommel
-Ja - powiedzieliśmy równocześnie z Ann
-Zapraszam ze mną - uśmiechnął się
Posłusznie podążyliśmy za lekarzem do gabinetu lekarskiego, gdzie zajęliśmy wolne miejsca naprzeciwko niego przy biurku. Zanim mężczyzna powiedział nam co i jak to przejrzał różne dokumenty. A my niecierpliwiliśmy się coraz bardziej. Co się dzieje z Emily? Czy z nią wszystko w porządku?
-Mam państwa na liście osób, które mogę powiadomić o stanie zdrowia pani Brown, skoro jesteście tu państwo to znaczy, że te informacje są dla państwa cenne. Zgadza się?
-Tak - odchrząknąłem - co z Emily?
-Pani Brown trafiła do nas w nie najlepszym stanie, ale powoli wszystko wraca do normy. Była mocno wyziębiona i niedotleniona, ale na szczęście udało się to unormować już w karetce. Okoliczności mogą wskazywać na próbę samobójczą, ale również na wypadek. Pani Brown miała we krwi alkohol, a ratownik wspominał, że obok wanny była pusta butelka po winie
-Czy ona z tego wyjdzie? - kobieta siedząca obok mnie zadała pytanie drżącym głosem
-Fizycznie tak, ale wciąż nie wiemy co się stało. Gdy pani Brown się obudzi zlecimy konsultacje psychiatryczną
-A co potem? - westchnąłem ciężko
-Albo trafi na obserwacje na odział psychiatryczny albo zostanie u nas i jutro ją wpiszemy
-Rozumiem - modelka kiwnęła głową - czy możemy ją zobaczyć?
-Tylko na chwilę - uśmiechnął się
-Dziękujemy panie doktorze - po kolei uścisnęliśmy jego dłoń
-Powodzenia - powiedział jeszcze, a potem opuściliśmy pomieszczenie
-Ja do niej pójdę - zakomunikowała Ann
-Muszę się z nią zobaczyć - zaprotestowałem
-Miałeś już wiele okazji - lekceważąco wzruszyła ramionami
-Ann …  naprawdę muszę - spojrzałem na nią błagalnie
-Po moim trupów
Się dobrały. Obie uparte i żadna nie odpuści. I weź się tu człowieku dogadaj z taką. Jak już coś postanowi to nie ma zmiłuj. No, zazwyczaj. Przez kolejne kilkanaście minut błagałem kobietę, żeby pozwoliła mi zajrzeć do byłej narzeczonej, ale była nie ugięta. Na siłę wejść nie mogłem, bo wtedy do akcji wkraczał Mario.
-Odpuść Marco, wpadniemy jutro - narzeczona położyła mi dłoń na ramieniu - wszyscy powinniśmy odpocząć
-Niech by to szlak - zakląłem ubierając kurtkę - bez sensu
Aż do dojścia na parking nie odezwałem się, ani słowem, chociaż Caroline usiłowała mnie zagadać. Nie miałem cholernego nastroju na gadki szmatki.
-Nie wiedziałam, że wciąż jesteś upoważniony do otrzymywania informacji na temat stanu zdrowia Emily - odparła zapinając pasy
-Ja też nie wiedziałem - mruknąłem patrząc na drogę - Pewnie Em sama nie zdaje sobie z tego sprawy. Wyjeżdżała w pośpiechu i nie myślała o takich rzeczach
-Pewnie mocno się zdziwi
-Uprzedzę ją – zerknąłem na nią kątem oka
-Jak?
-Jak ją odwiedzimy – wjechałem na parking podziemny

Od razu po wejściu do domu skierowaliśmy swoje kroki do sypialni. Położyliśmy się do łóżka, po chwili Caroline już słodko spała, a ja wciąż nie mogłem zasnąć. Rozmyślałem nad tym wszystkim. Zegarek stojący na szafce nocnej wybił północ, ja zerwałem się z łóżka i ubierając się szybko wyszedłem z domu.