[Emily]
Dzisiaj są urodziny mamy Marco. Przez ostatnie kilka lat to moi rodzice składali jej życzenia w moim imieniu, ponieważ byłam takim tchórzem, że nie potrafiłam nawet do niej zadzwonić. Było mi wstyd. A Marco mimo wszystko co roku przyjeżdżał do mojej mamy z życzeniami i kwiatami. On był fair, ja nie. Ubrana w czarną, krótką spódniczkę, czarny golf z długim rękawem i szpilki w tym samym kolorze, stałam przed drzwiami domu państwa Reus, a w ręku trzymałam bukiet kolorowych kwiatów.-Emi – usłyszałam znajomy głos i od razu podniosłam wzrok
-Marco – powiedziałam cicho – nie wiedziałam, że na tu Ciebie wpadnę
-Moja mama ma urodziny – uśmiechnął się delikatnie
-Wiem, dlatego tu jestem – weszłam do środka, lekko się o niego ocierając
-Jest na tarasie razem ze wszystkimi –wytłumaczył - wchodź
-Nic się nie zmieniło – rozejrzałam się – no może jest więcej zdjęć
-To prawda – kiwnął głową – chcesz kawy albo herbaty?
-Nie dziękuję – spojrzałam na niego kątem oka – jesteś sam czy z Caroline?
-Sam – westchnął –Caro jest w pracy
Och. Nie miałam pojęcia, że jego narzeczona, gdzieś pracuje. To dla mnie nowość.
-Rozumiem – powiedziałam cicho, po czym wyszłam na taras
-Ciocia! – zawołał Nico, a ja wzięłam go na ręce
-Cześć chłopaku, cieszę się, że Cię widzę
-Ja też, pobawimy się?
-Pewnie – postawiłam go na ziemi – tylko najpierw złożę Twojej babci życzenia urodzinowe
Chłopiec kiwnął głową, a ja podeszłam do pani domu i uśmiechnęłam się do niej promiennie.
-Wszystkiego najlepszego – podałam jej kwiaty – dużo zdrowia, szczęścia, radości, spełnienia marzeń. No i oczywiście pociechy z dzieci i wnuków
-Dziękuję Ci Emily – przytuliła mnie mocno, a ja wdychałam zapach jej ulubionych perfum – bardzo mi miło, że przyjechałaś
-Nadrabiam stracone lata – posłałam jej delikatny uśmiech – przepraszam, że nawet nie dzwoniłam, gdy mnie nie było
-Byłaś zagubiona – posłała mi matczyne spojrzenie, pełne troski i zrozumienia – nie musisz przepraszać
-Dziękuję – powiedziałam niemal bezgłośnie, a ona kiwnęła głową
-Wstawię kwiaty do wazonu, a Ty się rozgość – wskazała ręką na stół
-Mieliśmy się bawić – jęknął Nico
-Ciocia musi najpierw coś zjeść – odparła spokojnie Mela – Ty też powinieneś coś zjeść synku
Przywitałam się z każdym i zajęłam ostatnie wolne miejsce przy stole. Starałam się nie zerkać co chwilę na Marco, który siedział koło mnie, ale na Yvonne, którą miałam po drugiej stronie.
-A gdzie zgubiłaś swoją córeczkę ? – spytałam uprzejmie
-Śpi w wózku – wskazała ręką na ogród – nie chciałam, żeby ktoś ją obudził
-Jak się mieszka z rodzicami Em? – zachichotała mama piłkarza
-Fantastycznie – zaśmiałam się – chociaż nic już się nie ukryje przed mamą
-Ach tak, wspominała, że z kimś się spotykasz – posłała mi uśmiech
-To prawda – upiłam łyk wina, którego nalał mi pan domu – ale dopiero od niedawna
-Coś poważnego?
-Zobaczymy – wzruszyłam ramionami – będziesz miała okazję go poznać. Będzie ze mną na weselu Ann i Mario
-Cudownie – pisnęła Melanie – Ann mówiła, że to niezły przystojniak
-Przepraszam – blondyn poderwał się z krzesła i zniknął w domu
-Nim się nie przejmuj – szepnęła mi do ucha jego najstarsza siostra – myśli, że wciąż ma do Ciebie prawo, mimo że jest zaręczony
-To nie mój problem, że jest zazdrosny – wzruszyłam ramionami – miał swoją szansę
-O czym mówisz? – zmarszczyła brwi
-Nieważne – mruknęłam – zapomnij
-Czy dałaś mojemu bratu do zrozumienia, że go kochasz ? – spytała, a ja spuściłam wzrok – Emily?
-To trochę skomplikowane – zerknęłam na nią – nie mam ochoty o tym rozmawiać
-Emi możemy zamienić słówko?
-Jasne – wstałam od stołu, posyłając jego siostrze błagalne spojrzenie
-Może tutaj ? – wskazał na kuchnie, a ja kiwnęłam głową
-O co chodzi Marco?
-Jesteś szczęśliwa?
-Słucham ? – spojrzałam na niego zaskoczona – co to jest w ogóle za pytanie?!
-Odpowiedz – poprosił
-Tak, jestem szczęśliwa – spojrzałam mu w oczy – mam gdzie mieszkać, mam co jeść, mam przyjaciół, mam wspaniałą rodzinę i jestem zdrowa. Dlaczego miałabym być nieszczęśliwa?
-Nie zrozumiałaś mnie – pokręcił z niedowierzaniem głową – a raczej udajesz, że nie rozumiesz
-Więc mi wytłumacz – warknęłam – mam dość tych Twoich gierek Marco!
-Moich gierek?
-Tak! – zrobiłam krok do przodu i dźgnęłam go palcem w klatkę piersiową – pogrywasz sobie ze mną, jakbym była jakąś pieprzoną zabawką. A ja nie jestem zabawką! Mam uczucia, jakbyś jeszcze nie zauważył!
-Em ...
-Od kiedy tylko wróciłam to zachowujesz się dziwnie i ja pewnie też zachowuję się dziwnie. Nie jesteśmy w stanie normalnie się ze sobą przyjaźnić!
-Emily ... – chciał mi znowu przerwać, ale mu nie pozwoliłam
-Myślisz, że fajnie jest zajmować się przygotowaniem wesela razem z Tobą?! Myślisz, że to nie boli, gdy idziemy razem na degustacje tortu albo rozsadzamy gości do stolików tak jak kilka lat temu?! Myślisz, że łatwo jest przyjaźnić się z Twoją nową narzeczoną?!
-Poczekaj do cholery jasnej – wysyczał przez zaciśnięte zęby łapiąc mnie za nadgarstki – nie pogrywam sobie z Tobą
-A jak zamierzasz wytłumaczyć fakt, że robisz sceny zazdrości? Albo mnie całujesz? Albo przychodzisz do mnie w nocy do szpitala? Albo bawisz się w jakiegoś pieprzonego tajemniczego wielbiciela? – wyrwałam mu się
-Skąd wiesz, że to byłem ja?
O kurwa.
-Nie byłam pewna, ale właśnie to potwierdziłeś – jęknęłam, chcąc zrobić krok do tyłu, ale kolejny raz mnie przytrzymał
-Nie przyszłaś – powiedział z bólem w głosie, a ja poczułam ukłucie w sercu – ani nic nie powiedziałaś. Po prostu wyjechałaś do Theo
-Przyszłam, ale Ciebie już nie było – spojrzałam mu prosto w oczy i nie zobaczyłam tam zdziwienia – a Ty doskonale wiesz, że tam byłam. Kto Ci powiedział? Ann? Mario? Theo?
-Theo ? – tym razem wyglądał na wstrząśniętego
Dobra. To wszystko poszło za daleko. Już nie ma miejsca na kłamstwo. Powinnam powiedzieć mu całą prawdę, a on zrobi z tym co tylko będzie chciał.
-Wyglądacie jakbyście rozmawiali o czymś bardzo poważnych – usłyszałam cichot i przeklnęłam swój los
-Cześć Caroline – posłałam jej wymuszony uśmiech – Marco mówił, że jesteś w pracy
-Trochę się urwałam – machnęła ręką – coś się stało?
-Mamy problem z weselem – skłamałam – ale jakoś go rozwiążemy
-W takim razie ja pójdę złożyć życzenia jubilatce, a wy dokończcie rozmawiać – spojrzała na Marco, który nie odezwał się, ani słowem, po czym zostawiła nas samych
-Emi ... – zrobił krok w moją stronę, a ja zrobiłam dwa w tył
-Nic nie mów – pokiwałam przecząco głową – jest tu Twoja narzeczona. Kobieta, z którą postanowiłeś spędzić resztę swojego życia. Idź do niej i zapomnij o tej rozmowie, a ja ... a ja pobawię się z Nico i też zapomnę, co tu się stało
-Powiedz mi prawdę Em – poprosił
-Prawda jest taka, że ... wcale nie chciałam się z Tobą spotykać tamtego wieczoru, ale nie do końca byłam pewna czy to ty, więc tam pojechałam. Byłam wcześniej i widziałam jak na mnie czekasz, ale nie miałam siły iść do Ciebie i powiedzieć Ci prosto w twarz, że nie chcę tego wszystkiego. Nas już dawno nie ma Marco i nigdy nie będzie. Zajmij się proszę swoją narzeczoną – byłam pewna, że się popłaczę, ale jakoś udało mi się powstrzymać
-Dlaczego Ci nie wierzę? – szepnął, a ja poczułam jakbym sama wyrywała sobie serce z piersi
-Nie mam pojęcia – wzruszyłam lekceważąco ramionami i minęłam go zaciskając dłonie w pięści
-Oświadczyłem się Caroline, bo mnie odrzuciłaś – powiedział cicho, zanim zdążyłam wyjść na taras – ale to chyba nie ma już dla Ciebie znaczenia, prawda?
-Tak, to nie ma znaczenia – powiedziałam przez zaciśnięte gadło
Z dobrą miną do złej gry weszłam znowu na taras. Caro siedziała na moim miejscu, ale jak tylko mnie zobaczyła to chciała wstać.
-Daj spokój – uśmiechnęłam się sztucznie – Twoje miejsce jest koło Twojego narzeczonego
Zdjęłam szpilki, porwałam w objęcia małego przystojniaka i zeszłam z nim na trawę.
-W co się bawimy ? – połaskotałam go, a on pisnął roześmiany
-Pogramy w piłkę ? – spytał z nadzieją, a ja nie miałam serca mu odmówić
-Oczywiście, że tak. Gdzie jest piłka?
-W krzakach – skrzywił się idąc w tamtą stronę
-Chcesz, żeby ciocia Emily się tym zajęła ? – zapytałam poważnym tonem, a on się do mnie uśmiechnął
-Jestem już dużym chłopcem i się nie boję
-Wspaniale – puściłam mu oczko
Zauważyłam, że Marco stał oparty o futrynę drzwi tarasowych i przyglądał mi się bardzo dokładnie. Nawet z odległości kilku metrów widziałam, jak bardzo zraniły go moje słowa. Było mi głupio. A przede wszystkim czułam, jakbym wypompowała z siebie całe powietrze. Możliwe, że właśnie zrujnowałam jakąkolwiek szansę na to, żebyśmy jeszcze kiedyś byli razem. Ale nie mogłam powiedzieć mu prawdy, gdy nakryła nas jego narzeczona. Patrzyła na mnie z taką ufnością. Nie mogę jej zranić, nie po tym co mi niedawno powiedziała.
**retrospekcja**
Siedziałyśmy z Caroline w jednej z dortmundzkich kawiarni i patrzyłyśmy na siebie w milczeniu. Kelner przyniósł nam nasze zamówienie – dwie kawy i dwa ciasta. Kiwnęłam mu głową w ramach podziękowania, a on oddalił się powoli.
-Na początku strasznie Cię nie lubiłam – przyznała cicho – i jest mi z tego powodu głupio
-Dlaczego?
-Myślę, że bałam się Ciebie. W końcu jesteś ideałem dla mojego faceta, byłaś jego miłością i nagle znów się pojawiasz w jego życiu, a on bardzo się Tobą zainteresował
-W takim razie co się zmieniło ? – posłodziłam kawę i wymieszałam ją
-Poznałam Cię – uśmiechnęła się – i Ci ufam
-Bardzo się cieszę – wysiliłam się na tak promienny uśmiech jak jej – Marco ma szczęście, że na Ciebie trafił
-Tak myślisz?
-Pewnie – starałam się, aby zabrzmiało tak jak najbardziej pewnie
-Wiem Emily, że nie jesteś jedną z tych lasek, które na siłę próbują rozpieprzyć czyjś związek – powiedziała, a ja skuliłam się w środku – i wiem, że odpuściłaś sobie Marco
-Skoro sama go zostawiłam, to muszę się pogodzić z tym, że nie ma już powrotu – zażartowałam, chociaż nie miałam ochoty na żarty
-Cieszę się, że udało nam się złapać wspólny kontakt – uśmiechnęła się – chcę, żebyś wiedziała, że nie zamierzam pozbywać się Ciebie z życia Marco. Jesteś dla niego cholernie ważna, więc musi mieć z Tobą kontakt, ale wiem, że żadne z Was nie zrobi nic głupiego. Po prostu Wam ufam
-Nie zawiodę Cię- odchrząknęłam – a Marco sam dojdzie do tego, żę nie musi mieć ze mną kontatku. Myślę, że czuje się odpowiedzialny za mnie, ale w końcu mu to minie
-Możliwe – dokończyła jeść swoje ciasto, podczas, gdy moje wciąż pozostawało nietknięte
-Naprawdę go kocham – powiedziała – i wiem, że Ty też go kochałaś ...
Kochałam. Czas przeszły. Gdyby ona tylko wiedziała ...
-... a on kochał Ciebie. Tylko, że teraz kocha mnie. I jesteśmy szczęśliwi. Czy Tobie to przeszkadza?
Jak cholera.
-Nie – pokiwałam przecząco głową – oboje zasługujecie na szczęście
-Marco jest moim jedynym. Nie chcę go stracić ...
-Zobaczysz, że go nie stracisz – odparłam cicho
**koniec retrospekcji**
Chrześniak blondyna przybiegł do mnie wreszcie z piłką i zaczęliśmy grać. A raczej udawaliśmy, że gramy. Nie musiałam mu dawać forów, żeby mógł mnie ograć, bo sam fantastycznie sobie z tym radził. Kilka minut później dołączyła do nas Melanie i Yvonne, ale Marco odmówił, chociaż go wszyscy namawiali. Wszyscy tylko nie ja.
-Emily Twój telefon dzwoni – zawołała przyszła pani Reus
-Odbierz – powiedziałam bez zastanowienia
Mimo tego, co stało się w kuchni i o czym miałam zapomnieć bardzo dobrze się bawiłam. To miły odrywnik. Zresztą dwie siostry Reus też bawiły się świetnie. A Nico był zachwycony, że poświęciłyśmy mu tyle uwagi. Ale jaki facet nie byłby zadowolony z towarzystwa trzech pięknych kobiet? Gdy Mia zaczęła płakać, a chłopiec się zmęczył postanowiliśmy zrobić przerwę. I wtedy go zobaczyłam.
-Co Ty tu robisz? – spytałam podchodząc bliżej, a Matt posłał mi swój czarujący uśmiech
-Zostałem zaproszony – wzruszył ramionami, a ja wtedy zrozumiałam, że to on do mnie dzwonił
-Okej – zaśmiałam się – chcesz już mnie porwać?
-A chcesz już iść ? – założył mi kosmyk włosów za ucho, muskając przy tym mój policzek – do twarzy Ci z tymi rumieńcami
-Zmęczyłam się – wyjaśniłam – graliśmy z młodym w piłkę
-Widziałem – uśmiechnął się – to jaka decyzja?
-Nie idźcie jeszcze – poprosiła pani domu – bardzo chętnie poczęstuję Was moim tortem
-A my bardzo chętnie go skosztujemy – odparł brat mojej byłej sąsiadki tuż po czym jak kiwnęłam twierdząco głową – ale potem porywam tę piękną kobietę na randę
-Oczywiście, nie będę miała nic przeciwko temu
Usiedliśmy na miejscach, które nam przygotowano, a Marco patrzył na nas wściekły. Cholera Reus. Zachowuj się. Nie jesteśmy tu sami.
-Słyszałam Matt, że Em zabiera Cię na wesele – o dziwo odezwała się Caroline – jesteś bratem Amy, tak?
-Dokładnie – odparł spokojnie – mam nadzieję, że będziemy się dobrze bawić
-Obawiam się, że będziesz większość czasu spędzał sam – warknął blondyn, a jego narzeczona posłała mu mordercze spojrzenie – Emily jest świadkową i nie będzie miała zbyt wiele czasu
-To nie jest Twój problem Marco – spiorunowałam go wzrokiem – pilnuj swojego nosa
-A żebyś wiedziała, że to zrobię - odburknął
-Kochani to nie jest czas na Wasze kłótnie – powiedział dobitnie pan Reus – zostawcie to na później
-Powinienem mu przywalić ? – szepnął mi żartobliwie do ucha mój partner, a ja zachichotałam wesoło
-Zdecydowanie – położyłam głowę na jego ramieniu – gdzie chcesz mnie zabrać?
-Niespodzianka – powiedział zadowolony z siebie, a ja przewróciłam oczami
-Mamo może chciałabyś się z nami wybrać nad jezioro ? – spytała nagle Yvonne – jedziemy w przyszły weekend
-Myślałam, że chcecie sobie zrobić rodzinny wypad
-Jesteś naszą rodziną – zaśmiała się kobieta –nie daj się prosić
-A czy ja jestem zaproszony? – spytał rozbawiony ojciec trójki rodzeństwa
-Nigdy w życiu – pokazała mu język, ale wszyscy wiedzieli, że żartuje
Siedzieliśmy rozmawiając przez kilkanaście minut, aż pani domu przyniosła tort. Nie chciała jednak zdmuchiwać świeczek. Zostawiliśmy poczęstowani ciastem, które było fantastycznie. No i nie było zbyt słodkie.
-Czy mogę Cię już porwać?
-Tak, proszę – uśmiechnęłam się
-Bardzo dziękujemy za gościnę, ale na nas już czas – odparł mężczyzna wstając, więc ja zrobiłam to samo
-A ja Wam dziękuję, że wpadliście – uściskała nas oboje – róbcie to częściej
-Do zobaczenia – pomachałam wszystkim i weszliśmy do domu, po to aby zaraz znowu z niego wyjść
Matt otworzył przede mną drzwi pasażera, więc posłusznie wsiadłam do auta i zapięłam pasy. Zanim on zdążył zrobić to samo, to już włączyłam radio i zaczęłam nucić lecącą w nim piosenkę.
-Strasznie dziwny ten Marco – skrzywił się siadając na miejscu kierowcy – nie lubicie się?
-To trochę skomplikowane – odchrząknęłam
-On jest świadkiem?
-Yhmm – przytaknęłam
-Jak będzie Ci robił problemy, to daj mi znać – posłał mi uśmiech
-Dam sobie z nim radę – wyjrzałam za okno – znam go nie od dziś
-Ale chyba się nie przyjaźnicie, co ? – zażartował, a ja westchnęłam
-Kiedyś się przyjaźniliśmy – wzruszyłam ramionami, po czym się powtórzyłam – a teraz nasza relacja jest mocno skomplikowana
-Co takiego się stało? – spytał, a ja omal nie zaklęłam
-Długa historia – odpowiedziałam wymijająco – nie ma o czym gadać
-Okej – powiedział lekko – nie będę Cię męczył
-Super – zachichotałam – to gdzie jedziemy?
-Zobaczysz – zaśmiał się
-Poowiedz mi – jęknęłam
-Co powiesz na jakiś wypad za miasto? Masz jakiś wolny weekend przed weselem?
-Przed weselem może być ciężko, ale zawsze da się coś zorganizować – uśmiechnęłam się – masz już jakiś konkretny pomysł?
-Pracuję nad tym – uśmiechnął się przebiegle, a ja szturchnęłam go lekko w rękę
-Jesteś taki okropny – mruknęłam żartobliwie
-I tak mnie lubisz – puścił mi oczko
-Nie da się ukryć – zachichotałam
Kilkanaście minut później dojechaliśmy pod zwykły blok, mężczyzna zaparkował samochód na jednym z wolnych miejsc, wysiadł z auta i po chwili otworzył przede mną drzwi.
-Gdzie jesteśmy?
-Zobaczysz – zaprowadził mnie do wejścia
Tuż przed tym jak otworzył przede mną drzwi od jednego z mieszkań to odwrócił się w moją stronę i spojrzał mi w oczy.
-Jesteśmy u mnie – powiedział cicho
-Och – uśmiechnęłam się – otwieraj te drzwi! Chcę zobaczyć jak wygląda Twoje mieszkanie
-Na pewno lepiej niż zwykle – zaśmiał się, po czym otworzył drzwi
Weszłam do środka i po chwili stanęłam jak wryta. Na środku stał zastawiony stół, a wokół niego było pełno kwiatów. Czerwonych róż. Moich ulubionych.
-Ama Ci powiedziała jakie lubię kwiaty? – spojrzałam na niego zadowolona
-Możliwe – wzruszył ramionami – może być?
-Jest pięknie – pocałowałam go w policzek – dziękuję
-To jeszcze nie wszystko - zapowiedział
-Zrobiłeś nam obiad? – spytałam podekscytowana
-No jasne – kiwnął głową na kuchnie – siadaj, a ja zaraz podam
-Kolacja też jest? – zapytałam siadając do stołu
-Tylko z pakiecie ze śniadaniem – zażartował
-No to chyba będę musiała się na niego zdecydować – zaśmiałam się wesoło
*****
Kochani! Przepraszam! Naprawdę przepraszam! Rozdział miałam gotowy i napisany na zeszły piątek, ale kompletnie się zagapiłam i zapomniałam kliknąć "opublikuj" po ustawieniu automatycznej daty publikacji ... zorientowałam się dopiero dzisiaj rano i strasznie jest mi głupio. Mam nadzieję, że byliście zajęci przygotowaniami do Świąt i nawet nie zauważyliście braku rozdziału ;)
Wesołych Świąt (troszkę spóźnione) i Szczęśliwego Nowego Roku!
Bawcie się jutro dobrze!
Buziaki