piątek, 9 grudnia 2016

22.


[Emily]
Opuściliśmy apartamentowiec w wyśmienitych humorach. Matt był bardzo zabawny, ale przy tym też uroczy i trochę onieśmielający. Czułam się bezpiecznie idąc z nim ramię w ramię, w ciemną noc. Temperatura na zewnątrz była znośna, ale jak wiadomo: kwiecień plecień, bo przeplata trochę zimy, trochę lata. Owinęłam się ciaśniej płaszczem, wyrzucając sobie przy tym założenie nieodpowiednich butów. Było fajnie, jak jechałam taksówką, ale teraz idąc do domu na piechotę, czułam jak stopy mi marzną.
-Ama mówiła mi o tym, co się stało - powiedział cicho - naprawdę mi przykro Emily
-Było minęło - wzruszyłam ramionami, udając że mnie to nie rusza - już się z tym pogodziłam
-A co z Theo?
-Mieszka teraz w Seattle i całkiem dobrze mu się powodzi
-Żałujesz? - spojrzał mi w oczy, a ja się uśmiechnęłam
-Nie byliśmy sobie przeznaczeni, tak miało być
-Czyli już jesteś wolna i … nie będziesz miała dzidziusia? - dopytał, krzywiąc się, przy tym nieznacznie
-Tak - roześmiałam się wesoło, chociaż pewnie nie powinnam
-Bardzo dobrze - puścił mi oczko, a ja przewróciłam oczami
-Słaby pomysł na podryw - zażartowałam, a on się zaśmiał
-Najwidoczniej nie jestem w tym najlepszy
-Ama twierdzi coś innego - powiedziałam, zanim zdążyłam ugryźć się w język
-Wypytujesz o mnie moją siostrę? - uniósł pytająco, jedną brew
-Nie schlebiaj sobie - uderzyłam, go w ramię - sama mi o tym powiedziała
-Yhmm - uśmiechnął się zadowolony - jasne
-Zawsze jesteś taki pewny siebie?
-Zazwyczaj - wzruszył ramionami - chociaż przy Tobie jestem onieśmielony
Wiem, o czym mówisz.
-Myślisz, że Ci uwierzę? - zachichotałam
-Taką mam nadzieję - wyszeptał mi do ucha
Szliśmy tak w ogóle się nie śpiesząc, co chwila wybuchaliśmy głośnym śmiechem i opowiadaliśmy sobie zabawne historyjki. W pewnym momencie byłam pewna, że się popłaczę ze śmiechu, ale powstrzymałam się ostatkiem sił.
-... i wtedy do pokoju weszła moja mama - powiedział śmiejąc się do łez - żałuj, że nie widziałaś jej miny. Była bezcenna
-Biedna mama - powiedziałam wycierając łzy rozbawienia - ciekawe co sobie pomyślała
-To chyba oczywiste - poruszył znacząco brwiami, a ja kolejny raz wybuchłam śmiechem
-Masakra! - wymruczałam, gdy się trochę uspokoiłam - mnie nigdy rodzice nie nakryli
-Szczęściara - przewrócił oczami - moja mama już nie zwraca na to uwagi
-Mieszkasz z rodzicami? - spytałam ciekawska
-Nigdy w życiu - pokręcił przecząco głową - to by mnie wykończyło psychicznie
-Jesteś okropny - szturchnęłam go -absolutnie nie mów tego mamie!
-Spokojnie, chciałbym jeszcze trochę pożyć - uśmiechnął się - powinnaś poznać moją mamę. Wtedy będziesz wiedziała, o czym mówię
-Poznałam Twoją mamę, jak kiedyś byłam u Amy - posłałam mu spojrzenie spod wytuszowanych, długich rzęs - i kompletne nie wiem, o czym mówisz
-Solidarności jajników - bąknął, pod nosem
-Słyszałam - ostrzegłam żartobliwie
-Może chciałem, żeby słyszała?
-Może - powiedziałam przyglądając mu się
-Emily, zatańczysz ze mną?
-Co? - spytałam niedowierzając
-Zatańcz ze mną - poprosił wyciągając dłoń w moim kierunku
-Tutaj? - rozejrzałam się, a on kiwnął potwierdzająco głową - nie ma nawet muzyki
-Muzyka nie jest potrzebna do tańczenia - powiedział przekonująco, a ja chwyciłam jego dłoń
-Nie wierzę, że to robimy - odparłam wtulając się w niego
-Daj się ponieść - szepnął mi do ucha
Więc dałam się ponieść, a raczej prowadzić. Kto by pomyślał, że brat mojej przyjaciółki jest taki romantyczny. Zaraz, wróć. Nie jesteśmy na randce, więc nie jest romantyczny. Po prostu chciał zatańczyć. A ja po prostu się zgodziłam. To było całkiem przyjemne, no i mogłam wtulić się w męskie, gorące ciało i nie mieć wyrzutów sumienia. Mężczyzna obrócił mnie delikatnie, po czym odchylił do tylu, kończąc tym samym nasz spontaniczny taniec. Posłałam mu promienny uśmiech, który on bez wahania odwzajemnił.
-Dziękuję - powiedział, po chwili
-To ja dziękuję - zarumieniłam się delikatnie - jesteś bardzo dobrym tancerzem
-Przypadek - zaśmiał się - to Twoja zasługa
-Wcale nie! - zaprzeczyłam zerkając na niego
-Ama mówiła, że pomagasz przygotowywać ślub swojej przyjaciółki
-Tak, jestem jej świadkową
-Kiedy jest?
-27 czerwca - uśmiechnęłam się - zostało niewiele czasu
-Na pewno ze wszystkim zdążycie - zapewnił mnie, a ja kiwnęłam głową
-Mam nadzieję
Chwilę milczeliśmy i w tym czasie wpadłam na totalnie zwariowany pomysł. Spojrzałam zadowolona na mojego towarzysza, a on uniósł pytająco brwi.
-Miałbyś ochotę iść na wesele jako moja osoba towarzysząca? - spytałam szybko - będę miała sporo obowiązków, ale obiecuję, że nie zapomnę o Tobie. Będziemy się dobrze bawić
-Bardzo chętnie się z Tobą wybiorę - uśmiechnął się - nawet jeśli nie oddasz mi, każdego tańca
-Każdego nie, ale połowę - zachichotałam
-Umowa stoi - zaśmiał się
-Poszliśmy totalnie na około Matt
-Wiem. Przeszkadza Ci to?
-Ani trochę - machnęłam ręką - w zasadzie to całkiem przyjemny spacer
-Liczyłem na coś więcej niż całkiem przyjemny - skrzywił się teatralnie
-Może następnym razem
-Więc spotkamy się następnym razem?
-Nie zaczyna się zdania od …
-Cicho - przerwał mi
-Jeśli ładnie poprosisz to może zgodzę się spotkać z Tobą jeszcze raz - zażartowałam
-Czyli muszę bardzo się postarać - bardziej stwierdził, niż zapytał, ale i tak kiwnęłam głową
-Musisz - uśmiechnęłam się - ale jesteś na dobrej drodze
-Fantastycznie - uśmiechnął się
-Czemu się biłeś? - spytałam kolejny
-Kiedyś Ci powiem - skrzywił się
-Ale bijesz się, bo lubisz ? - spytałam ostrożnie
-Nie - zaśmiał się - na pewno tego nie lubię
-W takim razie ja już nic nie rozumiem - mruknęłam - totalnie się pogubiłam. A podobno nas kobiety jest trudno zrozumieć
-Żebyś wiedziała!
Przewróciłam oczami, ale i tak byłam rozbawiona jego zachowaniem. Mijały minuty, aż w końcu dotarliśmy pod dom moich rodziców. Może zamiast “w końcu” powinno być “za szybko”?
-Zaprosiłabym Cię na herbatę, ale jest środek nocy i nie mieszkam sama - zaśmiałam się
-To może innym razem? - zasugerował, czym wywołał uśmiech na mojej twarzy
-Może innym razem - kiwnęłam głową - będziemy w kontakcie
-Poczekaj - złapał mnie za ramię, a ja zmarszczyłam zdziwiona brwi - nie mam Twojego numeru
-Och. Faktycznie. Przepraszam - wyjęłam z torebki telefon, po czym mu go podałam, a on dał mi swój
-Jak mam się wpisać? - spytał z kokieteryjnym uśmiechem
-Normalnie - pokazałam mu język
Wpisałam swój numer, a także maila do telefonu mężczyzny, po czym zablokowałam go i oddałam właścicielowi.
-Teraz nie będę miał już powodu, żeby Cię zatrzymać - westchnął
-Zawsze możesz coś wymyślić - mrugnęłam do niego
-Następnym razem - obiecał i pocałował mnie w policzek
-Tak ciągle mówimy “następny raz”, a może zamiast tego umówimy się na konkretny termin? - spojrzałam na niego, chcąc wybadać jego reakcje
-Jutro?
-Nie dam rady - skrzywiłam się - degustacja tortu i wybór menu
-Powodzenia - zaśmiał się - to zadzwonię jutro i coś wymyślimy. Okej?
-Idealnie - tym razem to ja go pocałowałem i weszłam na posesję - dobranoc Matt
-Dobranoc Emily - zawołał za mną
Widziałam, że czekał, aż wejdę do domu, a potem odszedł powoli, odwracając się jeszcze kilka razy. Pewnie nie powinnam była go obserwować przez okno, ale to samo jakoś tak wyszło. Dopiero po chwili ruszyłam po ciemku wgłąb domu. Zdjęłam buty, po drodze, żeby nie hałasować, a po chwili byłam już u siebie w sypialni. O dziwo czekała tam na mnie moja siostra.
-Co Ty tu robisz? - zaśmiałam się
-Czekam na Ciebie - przewróciła oczami - kto Cię doprowadził?
-Podglądałaś? - spytałam oburzona
-Może - wzruszyła ramionami - to kto?
-Brat Amy - wyjaśniłam - był u nich na kolacji
-Nie wiedziałam, że też był zaproszony
-Bo nie był. Po prostu wpadł, bo miał problem
-Jaki?
-Pobił się w barze - mruknęłam - opatrzyłam go, a potem już został
-I odprowadził Cię do domu - uśmiechnęła się
-Tak - potwierdziłam - co w tym złego?
-Nic. Bardzo się cieszę, że zaczęłaś zwracać uwagę na innych mężczyzn
-Chyba nie mam wyjścia, a po za tym Matt jest bardzo miły i zabawny. Świetnie się z nim bawiłam, ale …
-Ale to nie Marco - dokończyła za mnie - myślisz, że kiedyś przestaniesz go kochać?
-Nie - jęknęłam - oczywiście, że nie
-No tak - kiwnęła głową na znak zrozumienia - a umówisz się jeszcze z Mattem?
-Yhmm. Chciał się spotkać jutro, ale mam być na degustacji tortu, a potem będziemy wybierać menu
-We dwójkę czy we czwórkę?
-We czwórkę - zaczęłam się rozbierać, by po chwili przebrać się w piżamę - będzie cudownie
-Zawsze możesz poprosić kucharza, żeby dodał mu do jedzenia jakaś truciznę - zażartowała, a ja wybuchłam śmiechem
-Państwo młodzi by mnie zabili -powiedziałam rozbawiona - pomyślę, o tym po weselu
-I ja Ci pomogę - klepnęła mnie żartobliwie w pupę, po czym skierowała się w stronę drzwi - dobranoc Em
-Dobrej nocy - pomachałam jej
Szybko ogarnęłam się do snu, ustawiłam budzik, ale zanim odłożyłam telefon to dostałam sms od Ann. Chryste, czemu ona nie śpi o tej porze? Przy takim trybie życia to ona się wykończy do ślubu.

“Rano przyjedzie po Ciebie Marco. My z Mario trochę się spóźnimy, jest jakiś problem w Kościele. Dacie sobie radę?”
Ja się kiedyś zastrzelę.
“Czy damy sobie radę z wyborem tortu i menu bez państwa młodych? Jasne.”
“Wiem! Przepraszam! Chciałam to przełożyć, ale nie dałam rady. Głupio mi, że stawiam Cię w takiej sytuacji …”
“Nie chodzi o Marco, już się przyzwyczaiłam. Chodzi o to, że nie damy rady zrobić wszystkiego za Was”
“Wiem :(“
“Może to my pojedziemy do Kościoła?”
“Nie, ksiądz prosił, żebyśmy byli we dwójkę”
“Okej. Jakoś damy radę, ale pośpieszcie się”
“Dzięki! I dobrej nocy!”
“Wzajemnie <3”
Odłożyłam telefon na szafkę nocną i zgasiłam lampkę. Byłam padnięta. Strasznie padnięta. Przez to wszystko zasnęłam od razu jak, tylko zamknęłam oczy. Morfeusz wciągnął mnie do swojej krainy i nie chciał wypuścić. A ja poddałam mu się całkowicie. Tej nocy nie śniłam, ani o ślubie, ani o mężczyznach w moim życiu. Tej nocy śniłam o tym, że sama też jestem szczęśliwa.


Irytujący dźwięk budzika wyciągnął mnie z krainy snu. Jęknęłam chowając twarz w poduszkę, ale wiedziałam, że nie mogę znowu zasnąć. Zerknęłam na zegarek i miałam jeszcze jakieś dwie godziny, zanim przyjedzie po mnie Marco. Powinnam się wyrobić na spokojnie. Założyłam kapcie i szlafrok, a następnie wyszłam ze swojej sypialni i zeszłam do kuchni. Moja mama oczywiście już się po niej krzątała. Jak zwykle.
-Cześć mamo - cmoknęłam ją w policzek - załapię się na Twoją pyszną jajecznicę?
-Witaj kochanie - uśmiechnęła się - oczywiście. Siadaj, a ja zaraz podam
-Super - nalałam sobie kawy do kubka i usiadłam przy stole
-O której wracasz do domu?
-Nie wiem, a czemu pytasz?
-Z ciekawości, nie wiem na którą zrobić obiad
-Mamo będę najedzona jak nigdy. Nie bierz mnie pod uwagę
-Na pewno? - zapytała niepewnie
-Jasne - sięgnęłam po gazetę, ale nic nie zwróciło szczególnie mojej uwagi
-W takim razie w porządku - widziałam jak sprawnie nakłada jedzenie na talerze i uśmiechnęłam się w duchu
-Idę na rozmowę kwalifikacyjną w poniedziałek - mruknęłam upijając trochę kawy
-Dlaczego?
-Bo muszę zacząć zarabiać - zaśmiałam się
-A będziesz pracowała w domu
-Raczej nie - wzruszyłam ramionami - zresztą, czy to ważne?
-Dla mnie tak - postawiła przede mną talerz, a ja podziękowałam jej bezgłośnie
-A mnie jest wszystko jedno. Chcę zacząć zarabiać, żebym nie musiała Wam siedzieć na głowie
-Nie siedzisz nam na głowie córciu – usiadła koło mnie
-Mamo mam 26 lat, nie mogę z Wami mieszkać
-Nonsens – machnęła ręką
-Pracować zacznę, dopiero po ślubie Ann i Mario. Masz dwa miesiące, żeby się do tego przyzwyczaić
-A potem się wyprowadzisz ?
-Chciałabym się wyprowadzić po wakacjach
-To mogę przyjąć do wiadomości – odetchnęła z ulgą – będę miała więcej czasu, żeby przekonać Cię, żebyś została
-Już się nie mogę doczekać – zaśmiałam się
Dokończyłam jeść swoje śniadanie, zapakowałam naczynia do zmywarki i zgarniając kubek z kawą zmyłam się na górę. W pierwszej kolejności wzięłam prysznic, wysuszyłam włosy i podkręciłam lekko końcówki. Potem umalowałam się, podkreślając oczy ciemnym cieniem do powiek i mocno wytuszowanymi rzęsami. W garderobie założyłam bieliznę, czarne lekko skórzane spodnie, niebieską, jeansową koszulę, granatową cienką kurtkę i niebieskie New Balance. Włożyłam jeszcze zegarek na rękę, wzięłam okulary przeciw słoneczne i wybrałam czarną, średnią torbę. Wrzuciłam do niej całe mnóstwo potrzebnych rzeczy, a do tego zapakowałam też swojego laptopa do specjalnej torby. Byłam pewna, że mam jeszcze mnóstwo czasu, ale trochę się przeliczyłam. Zdążyłam jeszcze tylko umyć zęby i psiknąć się perfumami, gdy podjechał Marco. Wybiegłam szybko z domu, żeby mama nie zdążyła mnie zagadać i chwilę później siedziałam już w samochodzie swojego byłego narzeczonego.
-Cześć – na przywitanie pocałowałam go w policzek, a on posłał mi swój cholernie zniewalający uśmiech
-Hej – przyjrzał mi się – ślicznie wyglądasz
-Dziękuje – kiwnęłam głową – możemy już jechać? Nie chcę się spóźnić
-Jasne – kiwnął głową i ruszyliśmy – gotowa na degustacje kilkunastu tortów?
-Nie bardzo – zaśmiałam się – mam cichą nadzieję, że będzie ich tylko kilka i od razu coś wybierzemy
-Szczerze w to wątpię, ale nadzieja umiera ostatnia – włączył radio, ale na tyle cicho, żebyśmy mogli rozmawiać
-Może jak coś bardzo Ci zasmakuje to wybierzesz to samo na swój ślub – zasugerowałam, a on się skrzywił
-Na razie nie planujemy z Caroline ślubu – powiedział szybko – może za kilka lat
-Wydawało mi się, że chcesz założyć rodzinę – odparłam ostrożnie
-Nie zamierzam się śpieszyć, jeśli nie jestem tego pewien
-Zazwyczaj jak mężczyzna oświadcza się kobiecie to jest pewien, że chce spędzić z nią resztę życia
-Skąd możesz o tym wiedzieć ? – spytał ostro, a ja aż się skuliłam – cholera. Strasznie Cię przepraszam
-Nic nie szkodzi – uśmiechnęłam się – wszystko jest w porządku
-Naprawdę nie chciałem Cię przestraszyć – spojrzał na mnie błagalnie
-Marco – zaczęłam cicho – nie jestem na Ciebie zła. To poniekąd moja wina, bo zaczęłam niezbyt fajny temat. Nie przejmuj się
-Jak spędziłaś wczorajszy wolny wieczór ? – spytał zmieniając temat, a ja przeklnęłam go za to w duchu
-Byłam na kolacji u Amy, a potem na spacerze z Mattem – ściszyłam głos, pod koniec zdania
Cholera. Po co ja się tak ukrywam?! Jestem wolna i mogę się umawiać i spotykać z kim mi się podoba. Skoro Marco mnie nie wybrał, to już nie jest jego sprawa. A jeśli jest zazdrosny to jego problem. Tak jak moim problemem jej zazdrość o Caroline. Jego narzeczoną. Pieprzoną przyszłą żonę. Matkę jego dzieci.
-Z Mattem ? – dopytał
-To brat Amy – wyjaśniłam
-Spotykasz się z nim ? – spojrzał na mnie przelotnie, a ja uśmiechnęłam się delikatnie
-Można tak powiedzieć – wyjrzałam za szybę – może coś z tego będzie
-W takim razie powodzenia – zacisnął mocniej dłonie na kierownicy
-Dziękuję – zachichotałam
-Co Cię tak bawi ? – uniósł pytająco jedną brew
-Jesteś zazdrosny – powiedziałam, w ogóle się nad tym nie zastanawiając
-Oczywiście, że jestem zazdrosny, w końcu ... – przerwał nagle, a ja usiadłam prosto i patrzyłam na niego z nadzieją
Powiedz, że mnie kochasz. Powiedz, że mnie kochasz. Powiedz, że mnie kochasz, a będę Twoja.
-Chodziło mi o to, że jesteś fantastyczną kobietą i ... – znowu przerwał szukając odpowiednich słów – kiedyś byłaś moja. Wiem, że nie jesteś odpowiednią kobietą dla każdego faceta. Lepiej, żeby Matt na Ciebie zasługiwał
-A dlaczego jesteś zazdrosny ? – ciągnęłam go za język – dokończ
-Jestem zazdrosny, bo zależy mi na Twoim szczęściu – wyjąkał w końcu, a ja zawiedziona usiadłam skulona w fotelu
-Pewnie – mruknęłam – dzięki
Kilkanaście minut później dojechaliśmy na miejsce, piłkarz zaparkował na jednym z wielu wolnych miejsc i wysiedliśmy z samochodu. Szłam pierwsza i czułam na sobie wzrok blondyna, ale starałam się na to nie zwracać uwagi.
-Proszę – otworzył przede mną drzwi, a ja podziękowałam mu uśmiechem
-Myślę, że tamten stolik jest zarezerwowany dla nas – wskazałam odpowiedni kierunek
-Sprawdźmy – uśmiechnął się
Gdy tylko podeszliśmy do wskazanego przeze mnie wcześniej stolika, to pojawiła się kelnerka i przywitała nas sztucznym uśmiechem.
-Zaraz poinformuję cukiernika, że państwo młodzi już są – powiedziała szybko – życzą sobie coś państwo do picia?
Czy naprawdę wszędzie muszą nas brać za młodą parę? To się robi cholernie irytujące.
-Poproszę kawę – powiedział Marco, po czym spojrzał na mnie wyczekująco – Emily ?
-Dla mnie herbata – westchnęłam – i nie jesteśmy młodą parą, tylko świadkami
-Oczywiście. Bardzo przepraszam – kiwnęła głową – zaraz przyniosę państwa napoje
-Mam nadzieje, że Ann i Mario zaraz będą – szepnęłam
Niestety. Spróbowaliśmy, każdy z dziesięciu tortów, a piłkarza i modelki wciąż nie było. Nie ma opcji, żebyśmy wybrali tort za nich. To nie nasze wesele. No i za dużo smaków. Już mi się pomieszało.
-Jesteśmy! – usłyszałam głos przyjaciółki – przepraszamy, że to tak długo trwało
-Świetnie się bawiliśmy – zażartował blondyn – nigdy więcej nie zjem tortu
-To prawda – potwierdziłam śmiejąc się

5 komentarzy:

  1. Może to lepiej, że Emily będzie z Mattem, a nie Marco ...

    OdpowiedzUsuń
  2. czemu on nie rzuci caro w cholere

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurde a tak dobrze szło oni i tak będą razem nie przeszkodzi im ani Caro czy Matt. Ps świetny rozdział buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  4. Jezu, oni definitywnie MUSZĄ być razem. Nie ma innego wyjścia. Na ci ta Caro w ogóle liczy. Od początku jest na straconej pozycji BO ON KOCHA EMI.

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej.
    Świetny rozdział.
    Miło, że pojawił się Matt, może on pomoże uświadomić Marco, że powinien w końcu powiedzieć Emily co czuje. Jest zazdrosny i długo tak nie wytrzyma;)
    Za chwilę ślub...zdecydowanie przypomni Emily i Marco o ich ślubie. Będzie tyle emocji...Nie mogę się doczekać::D
    Osobiście Uwielbiam słodkie, ale po próbowaniu dziesięciu tortów też pewnie miałabym dosyć.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń