piątek, 31 marca 2017

32.

[Emily]
Do domy wróciliśmy w niedzielę wieczorem, czyli wczoraj. Ku wielkiej radości naszych bliskich, oficjalnie ogłosiliśmy, że jesteśmy w związku i planujemy razem zamieszkać, w naszym, wspólnym mieszkaniu. Oczywiście od razu pojawiły się pytania, o ślub i dzieci, ale przecież my nawet nie jesteśmy zaręczeni! Dopiero co udało nam się dogadać i wyznać nasze uczucia, a wszyscy dookoła chcą, żebyśmy jeszcze bardziej wszystko przyspieszali. Ja chcę, żeby wszystko było w swoim czasie, bez presji i nacisków. Jeśli Marco będzie chciał mi się kiedyś oświadczyć, to na pewno to zrobi, a ja z radością, kolejny razem powiem “tak”. I tym razem wszystko się uda. Zostanę Panią Reus i będę to ogłaszać całemu światu. A potem zostanę Mamą. I wreszcie będziemy rodziną. Wszystko będzie na swoim miejscu
-Halo? - odebrałam połączenie, od mojej przyjaciółki
-Cześć - powiedziała radośnie - wstałaś już?
-Tak, właśnie się maluję - zerknęłam na swoje odbicie w lustrze
-Fantastycznie! Może skoczymy na jakieś śniadanko?
-Pewnie - uśmiechnęłam się - ale o 12 idziemy z Marco oglądać mieszkania
-W porządku, jest jeszcze mnóstwo czasu. Przyjadę po Ciebie za pół godziny, wyrobisz się?
-Bez problemu - zachichotałam - do zobaczenia!
-Do zobaczenia! - poczekałam, aż się rozłączy, po czym wsunęłam telefon do kieszeni szlafroka
Dokończyłam robić delikatny makijaż, rozplątałam włosy, które w nocy miałam związane w warkocza i teraz były pięknie pofalowane i psiknęłam się jeszcze ulubionymi perfumami. Na zewnątrz było bardzo gorąco, więc założyłam szarą, długą, obcisłą sukienkę, z rozcięciem na nodze i wyciętymi plecami, a do tego białe Conversy i skromny naszyjnik. Do średniej, czarnej torby wrzuciłam wszystkie potrzebne rzeczy i kurtkę jeansową, gdybym późno wracała, a zrobiłoby się już chłodno. Teraz to różnie bywa wieczorami. Zdążyłam jeszcze umyć szybko zęby, po czym musiałam już wychodzić, bo Pani Gotze pojechała pod dom.
-Nie wiem, kiedy będę! - zawołałam do domowników i wyszłam na zewnątrz, nie czekając na odpowiedź
Przeszłam przez podwórko, otworzyłam furtkę i po kilku minutach siedziałam już w samochodzie, na miejscu pasażera.
-Dzień dobry - cmoknęłam blondynkę w policzek, na co uśmiechnęła się szeroko
-Dzień dobry, ślicznie wyglądasz
-Normalnie - zaśmiałam się, patrząc na siebie
-Służy Ci bycie kobietą Marco Reusa - mrugnęła do mnie zadowolona
-A co takiego się we mnie zmieniło od czasu, gdy nią nie byłam? - uniosłam pytająco jedną brew
-Byłaś piękna, ale teraz jesteś kwitnąca. Bije od Ciebie niesamowity blask, cieszą Ci się oczy i cały czas masz na twarzy delikatny uśmiech. Uwielbiam Cię w takim wydaniu
-Trochę przesadzasz - machnęłam ręką - ale niech Ci będzie
-Jedziemy na smoothie bowls?
-Bardzo chętnie - ściszyłam nieco radio, żebyśmy mogły spokojnie rozmawiać
-To opowiadaj mi wszystko od początku! - zarządziła - chcę znać, absolutnie wszystkie szczegóły
-Nie ma dużo do opowiadania - skłamałam - po tym jak się pokłóciliśmy, to wybiegł za mną i powiedział mi, że mnie kocha i wszystko. Wróciliśmy do siebie
-Wiesz … - zaczęła rozbawiona - to nie są wszystkie szczegóły. Co dokładnie Ci powiedział?
-Że mnie kocha, że jestem najważniejszą kobietą w jego życiu, że chcę założyć ze mną rodzinę i tak dalej - spojrzałam na swoje niepomalowane paznokcie - przez niego stałam się taka płaczliwa
-Dlaczego? - roześmiała się
-Ciągle mówi mi takie cudowne rzeczy, że od razu się wzruszam i płaczę
-Marco romantyk - zachichotała - cieszę się, że wreszcie poszliście po rozum do głowy i jesteście szczęśliwi
-Tak, jesteśmy - potwierdziłam - teraz nie pozwolę, żeby coś się spieprzyło
-Nie spieprzy się - odparła pocieszającym głosem - jesteście dla siebie stworzeni
-A jak Pani układa w małżeństwie, Pani Gotze? - postanowiłam zmienić temat
-Och, jest cudownie - powiedziała taka rozmarzona, że aż zachichotałam - niby nic się nie zmieniło, a jednak zmieniło się wszystko
-Teraz jesteście jednością, na dobre i na złe - zdążyłam powiedzieć i modelka zaparkowała pod restauracją
-Wiem i to jest fantastyczne! Ciągle myślę o naszym ślubie i jakbym mogła to odtwarzałabym ten dzień w kółko! Musicie z Marco szybko brać ślub! Na pewno nie pożałujecie
-Ann my dopiero od kilku dni jesteśmy razem. Nie staniemy od razu przed ołtarzem - przewróciłam oczami - wszystko w swoim czasie
-No wiem - jęknęła - ale pamiętaj, że nie jesteście młodsi!
-Pamiętam, spokojnie - przepuściłam ją w drzwiach, a sama weszłam zaraz za nią
-Gdzie siadamy?
-Obojętnie, tam gdzie jest miejsce
Zajęłyśmy wolny, dwuosobowy stolik, kelner podał nam menu i ulotnił się na chwilę.
-Wszystko wydaje się takie pyszne - westchnęła - jak zwykle nie mogę się zdecydować
-Weź wszystko - zachichotałam - możesz sobie na to pozwolić
-Yhmm - wywróciła z rozbawieniem oczami
Kilka razy przeczytałam niewielką kartę potraw, aż w końcu się zdecydowałam i odłożyłam ją na stolik, odchylając się na oparcie krzesła.
-Czy mogę przyjąć zamówienie? - uśmiechnął się do nas młody mężczyzna, w stroju kelnera
-Pewnie - kiwnęłam głową - ja poproszę choco bowl i zieloną herbatę
-A ja acai bowl i latte
-Oczywiście - zanotował wszystko na karteczce, zabrał od nas menu i odszedł
Spojrzałam na blondynkę, która uśmiechała się szeroko, przez co sama nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Nawet nie wiedziałam, z czego się cieszymy. Ze wspólnego śniadania? Z kelnera?
-Jesteście pewni, że chcecie kupić mieszkanie, a nie dom?
-Nie myśleliśmy o domu - przyznałam
-Dlaczego? Skoro chcecie być rodziną, to musicie myśleć przyszłościowo
-Ann, póki co wystarczy nam mieszkanie. Może kiedyś będziemy chcieli się przeprowadzić, ale na razie nie potrzebujemy domu
-Rozumiem - mruknęła - ale zawsze wyobrażałam Was sobie w domu z ogródkiem
-I bardzo dobrze - uśmiechnęłam się jeszcze szerzej - bo zawsze marzyłam o dużym domu z ogródkiem. Wiesz, mój duży pies musi mieć miejsce, żeby się wybiegać
-Na razie na horyzoncie, ani domu, ani psa. Jedynie Marco - zażartowała, a ja roześmiała się tak głośno, że kilka osób się na nas spojrzało
-Ups - zakryłam usta dłonią - to Twoja wina!
-Oj tam! - machnęła ręką, cicho chichocząc
-Pani Gotze, a kiedy na świat przyjdzie mój chrześniak lub chrześnica?
-Nie prędko - bąknęła - nie chcemy się spieszyć. Zresztą, może jestem egoistką, ale nie chcę jeszcze kończyć kariery
-Nie jesteś egoistką - złapałam ją za rękę, którą trzymała na stoliku - widocznie nie jesteś jeszcze gotowa, żeby tak wiele poświęcić
-Chcę mieć dzieci, chcę mieć je z Mario, z moim mężem - spuściła wzrok - ale nie chcę mieć ich już teraz. Ciągle coś się dzieje, ciągle jesteśmy w rozjazdach, ciągle się mijamy. Jeszcze tylu rzeczy nie zrobiliśmy tylko my. Tylko nasza dwójka
-Mario Cię kocha i na pewno to rozumie. A poza tym jest młodszy od Ciebie i możliwe, że też nie jest gotowy. Dziecko to wielka radość i szczęście, ale też wielka odpowiedzialność. Wszystko się zmieni
-A Ty? Chciałabyś mieć teraz dziecko?
-Teraz? - spytałam zamyślona - nie wiem. Nie. Jeszcze nie
-Boisz się?
-Jak cholera - przyznałam - boję się, że nigdy nie urodzę dziecka i zawiodę wszystkich dookoła
-Nie możesz tak myśleć - zbeształa mnie - przecież nie masz problemów. Będziesz mogła zajść w ciążę i urodzić
-Tak twierdzą lekarze - westchnęłam - ale co jeśli za każdym razem coś się będzie działo? Co jeśli …
-Przestań - przerwała mi - nic się nie stanie. Nie myśl teraz o tym
-Nie wiem, czy Marco będzie chciał ze mną być, jeśli nie będziemy mieć dzieci - wypuściłam ze świstem powietrze - wiem, że on marzy o byciu ojcem i ja też chcę mieć dzieci, ale jeśli coś pójdzie nie tak. Kolejny raz, to nie wiem, czy będę w stanie próbować znowu
-Emily, przepraszam, że o to zapytałam. Nie mówiłaś mi wcześniej co czujesz, myślałam, że może już to wszystko jakoś przetrawiłaś - skrzywiła się - ale wiem, że nie masz powodu do zmartwień. Marco Cię kocha, jesteś dla niego najważniejsza i on będzie z Tobą zawsze. Zawsze, rozumiesz? - popatrzyła na mnie z wyczekiwaniem i kontynuowała, dopiero gdy delikatnie skinęłam głową - jeśli nie będziecie mieć swojego dziecka, to zawsze możecie je adoptować
Chciałam coś powiedzieć, ale nagle kelner przyniósł nasze zamówienie, a mój telefon oznajmił nadejście nowej wiadomości. Podziękowałyśmy za śniadanie, które moja przyjaciółka od razu zaczęła konsumować, a ja wygrzebałam telefon z torebki. Na wyświetlaczu pojawiła się wiadomość od Marco. Akurat teraz. Cholera.

“Dzień dobry skarbie, o której mam po Ciebie przyjechać? Kocham, Marco”

“Jestem na śniadaniu z Ann, spotkajmy się na miejscu”
Moja wiadomość, aż emanowała chłodem, ale nie mogłam się zmusić do napisania czegokolwiek innego. Dobry, sielankowy nastrój ulotnił się tak szybko, że nawet nie zdążyłam się zorientować.
-Jedz Em - zachęciła mnie blondynka - jest naprawdę pyszne
-Chyba nie jestem głodna - wysiliłam się na uśmiech i upiłam łyk gorącej herbaty
-Musisz jeść - westchnęła, patrząc na mnie smutnym wzrokiem - przepraszam, że przeze mnie masz teraz taki podły nastrój
-Przepraszam, że zrujnowałam nam poranek - mruknęłam
-Ze mną jest wszystko w porządku, chodzi tylko i wyłącznie o Ciebie
-Nic mi nie będzie - zapewniłam ją, odczytując wiadomość od piłkarza

“Przyjadę po Ciebie. Gdzie jesteście?”
“Nie musisz, dam sobie radę”
“Emily, powiedz mi gdzie jesteście albo zadzwonię do Ann i ona mi powie”
“Juice Press People*”
“Będę tam za kwadrans”
-Marco będzie tu za chwilę - jęknęłam chowając twarz w dłoniach - i co ja mu teraz powiem?
-Cholera Em, nie możecie się przeze mnie pokłócić. Powiedz mu prawdę, nie możesz kłamać. On będzie wiedział, że coś jest nie tak
-Już wie - podałam jej telefon, a ona szybko przeczytała wszystkie sms, marszcząc brwi
-Każdy może mieć zły dzień, on zrozumie. Nie zbywaj go, musicie być szczerzy
Momentalnie przypomniałam sobie słowa Marco sprzed tygodnia: “Żadnych kłamstwa i tajemnic. Już nigdy.”. Obiecałam mu to. Obiecałam, że będę szczera do bólu.
-Zacznij w końcu jeść - poprosiła pani Gotze
-Yhmm - sięgnęłam po łyżkę i zaczęłam powoli jeść
Usłyszałam dźwięk dzwonka, który oznajmił, że ktoś wszedł do środka i automatycznie się odwróciłam. Marco wszedł do środka, ubrany w krótkie, jeansowe spodenki, szary t-shirt i białe, sportowe buty. Na głowie miał czapkę z daszkiem, a na oczach okulary przeciwsłoneczne, które zdjął, gdy szukał mnie wzrokiem. Z daleka widziałam, że jest zdenerwowany, spięty, ale też niepewny. I to wszystko z mojego powodu. Poczułam, że ból chwyta mnie za serce i robi mi się gorąco, czy słabo, tak jakbym miała zaraz zemdleć. Piłkarz spokojnym krokiem, ruszył w moim kierunku, uśmiechnął się delikatnie i stanął w końcu przy naszym stoliku. Najpierw przywitał się z Ann, która szepnęła mu coś do ucha, na co kiwnął głową i dopiero spojrzał na mnie.
-Cześć skarbie - pocałował mnie w czoło i usiadł obok mnie
-Hej - odparłam cicho
-Powiesz mi co się stało? - pogładził mnie czule po policzku - widzę, że coś jest nie tak
-Nie teraz - westchnęłam, dopijając herbatę - zbieramy się?
-Najpierw zjedz - wskazał na moje ledwo tknięte śniadanie
-Zjem później, teraz nie jestem głodna - spojrzałam morderczym wzrokiem na blondynkę, żeby się nie odzywała
-Emily, nie mam pojęcia co się stało, ani o co chodzi, ale przysięgam, że się dowiem. Wczoraj wieczorem było wszystko w porządku, co się stało teraz? - wyszeptał mi do ucha, po czym odsunął się, żeby spojrzeć mi w oczy - cokolwiek się stało, musisz jeść. Jesteś strasznie blada
Nie miałam pojęcia, jak mam mu odmówić, skoro patrzył na mnie zmartwiony i wściekły jednocześnie.
-Dobrze - kiwnęłam głową, biorąc miskę do ręki, a on nieco się rozluźnił
-Jak się masz Marco? - uśmiechnęła się nasza przyjaciółka - opaliłeś się
-W porządku, dzięki - zaśmiał się - mieliśmy ładną pogodę i korzystaliśmy. A Ty jak się miewasz?
-U mnie też w porządku - zachichotała, po czym przeniosła na mnie zmartwione spojrzenie - oprócz tego, że z samego rana zepsułam humor Twojej dziewczynie
-Ann - rzuciłam ostrzegawczo - przestań
-Co się tu dzieje? - spytał w końcu Reus
-To nic takiego - położyłam mu dłoń na ramieniu - obiecuję, że wszystko Ci opowiem, ale nie tutaj i nie teraz. Proszę
-Żadnych kłamstw i tajemnic, pamiętasz? - spojrzał mi w oczy - obiecałaś mi
-Pamiętam - przygryzłam wargę, żeby się nie rozpłakać - wyjdźmy stąd i porozmawiajmy
-Najpierw dokończ śniadanie - założył mi kosmyk włosów za ucho - a ja pójdę uregulować Wasz rachunek
-Same możemy za siebie zapłacić - zaprotestowała Ann
-Nie kłóć się - puścił jej oczko - bo powiem Twojemu mężowi
-Ależ się boję - zaśmiała się odrzucając głowę do tyłu
Szybko dokończyłam jeść śniadanie, odsunęłam od siebie miskę i razem z modelką wstałyśmy od stolika. Marco dołączył do nas przy drzwiach, gdzie objął mnie w talii i delikatnie pocałował mnie w szyję.
-Dobrze misiaczki - zaczęła blondynka - lecę do domu, a Wy jedźcie kupić sobie wspaniałe mieszkanie
-Pozdrów Mario - cmoknęłam ją w policzek
-Wpadnijcie do nas wieczorem, jeśli będziecie mieli ochotę - przytuliła jeszcze na pożegnanie Marco, po czym nam pomachała i odeszła w stronę swojego samochodu
-Jesteś na mnie bardzo zły?
-Martwię się o Ciebie - objął mnie mocniej, prowadząc mnie do swojego sportowego samochodu - i nie wiem co mam myśleć
-Rano było w porządku, po prostu podczas rozmowy z Ann zeszłyśmy na niewłaściwy tor i straciłam humor, a potem Ty napisałeś i …
-W porządku - westchnął - chcesz żebyśmy omówili to teraz czy może później?
-Później - zatrzymałam się, a on razem ze mną - kocham Cię
-Kochasz mnie? - uśmiechnął się, pochylając się nade mną
-Kocham Cię - zarzuciłam mu ręce na szyję, a następnie go pocałowałam
-Ja też Cię kocham - wymruczał prosto w moje usta
-Obiecasz mi coś?
-Zależy co to takiego - odchrząknął, idąc dalej, tylko tym razem trzymał mnie za rękę
-Nie złość się na mnie, po tym co Ci powiem - poprosiłam - boję się, że Cię zranię, a bardzo bym tego nie chciała
-Mogę Ci obiecać, że zanim zareaguję to przetrawię Twoje słowa i dam Ci dokończyć - cmoknął mnie w skroń - a po za tym, nie mogę się na Ciebie długo złościć
-Sprawdźmy te mieszkania i kupmy coś ładnego - uśmiechnęłam się, chcąc ukryć zdenerwowanie
-Tak, świetny pomysł - odwzajemnił mój uśmiech
Pocałowałam go jeszcze raz, gdy pomagał mi wsiąść do samochodu, a potem przez całą drogę na osiedle Phoenix See przyglądałam mu się zadowolona. Był mój. I nie stracę go. Powiem mu prawdę, o tym co czuję i o czym rozmawiałam z Ann. A on … on mnie nie zostawi. Bo mnie kocha.
-Nie odfruwaj mi, mała - położył mi dłoń na udzie, a ja splotłam nasze dłonie
-Przepraszam, zamyśliłam się - przeczesałam palcami włosy - dzisiaj jestem nie do zniesienia, co?
-Nie mów tak - pokręcił przecząco głową - dziś wieczorem nie pójdziemy do Ann i Mario
-Dlaczego?
-Obawiam się, że będę musiał Ci coś wyjaśnić, a Ty będziesz musiała mnie wysłuchać - bąknął, a ja omal nie dostałam zawału
-A czy to jest ważne?
-Tak - kiwnął głową - tylko nie panikuj, proszę
Łatwo powiedzieć. Ostatnio ciągle mam w głowie najczarniejsze scenariusze. Boję się, że Marco mnie zostawi, że zrobię coś nie tak albo, że mu się znudzę. I nie powinnam tak myśleć, bo wiem, że mnie kocha, a ja kocham jego, ale się boję. To taki wewnętrzny niepokój. Najgorsze jest to, że jeśli mu to powiem, to go zranię. Kolejny raz. Ile razy to zniesie? Ile razy mi na to pozwoli?
-Na żywo prezentuje się jeszcze lepiej, niż na zdjęciach - powiedział parkując, przed okazałym apartamentowcem - jak Ci się podoba?
-Podoba mi się - pociągnęłam za klamkę, a następnie wysiadłam z auta
Okolica jest wspaniała. Zawsze mi się tu podobało. Chciałabym tu mieszkać.
-Nie chcesz, żebym był dżentelmenem, co? - objął mnie od tyłu i roześmiał się, a ja cicho zachichotałam
-Podziwiałam okolice - wyjaśniłam, uznając to za dobrą formę “przeprosin”
-Panie Reus - podeszła do nas wysoka, młoda kobieta z czarnymi włosami i uroczym uśmiechem - byliśmy umówieni. Nazywam się Sylvia Kerrington, jestem właścicielką biura nieruchomości, które współpracuje z firmą deweloperską. Pokażę Panu mieszkania, które Pana interesują
Myślałam, że kobieta zwróci w końcu na mnie uwagę, ale była tak zapatrzona w mojego faceta, że nie spojrzała w moją stronę nawet, gdy parsknęłam śmiechem. Marco nie był tak rozbawiony jak ja, raczej zirytowany. Mocniej ścisnął moją dłoń, pocałował mnie w policzek i spojrzał na agentkę nieruchomości. Chyba dopiero zorientowała się, że nie jest sam.
-Emily Brown - wyciągnęłam dłoń w jej kierunku - miło mi Panią poznać Pani Kerrington
-Och, oczywiście. Mnie również jest miło - wykrztusiła - zapraszam do środka. Jakie dokładnie interesują Państwa mieszkania? Raczej te mniejsze czy większe? Mają państwa preferencje co do piętra? Ilość pomieszczeń?
-Największe - warknął Marco - na wyższych piętrach, z widokiem na jezioro, ilość pomieszczeń nie gra roli, jeśli mieszkanie będzie wystarczająco dużo
-Oczywiście - spuściła wzrok i zaczęła przeglądać swoje dokumenty - pierwsze mieszkanie, które chciałabym Państwu pokazać znajduje się na 5 piętrze, ma powierzchnię 220 metrów kwadratowych i częściowy widok na jezioro
-Cudownie - uśmiechnęłam się, chcąc dodać jej otuchy
Oglądaliśmy kolejne mieszkania, ale żadne nie skradło naszego serca. Jedne były za małe, inne na złym piętrze, a jeszcze inne miały zły widok. Zostało nam przedostatnie piętro i ostatnie mieszkanie i już szczerze mówiąc traciłam nadzieję. Marco był niezbyt miły dla Sylvii, przez co mocno ją krępował. W końcu postanowiłam zareagować. Gdy kobieta szła przed nami, to pociągnęłam blondyna za koszulkę, a gdy się zatrzymał, to stanęłam przed nim z groźną miną.
-Musisz w końcu przestać - westchnęłam - bądź dla niej miły, chociaż przez chwilę. To jej praca
-Co jest jej pracą? To, że Cię olała?
-Była po prostu Tobą oczarowana, ale teraz się poprawiła. Przecież nic wielkiego się nie stało, nie jestem zła, ani nic w tym rodzaju. Rozbawiła mnie
-A mnie nie - bąknął
-Przestań - zachichotałam, dotykając jego policzka - bądź miły. Zrób to dla mnie, proszę
-W porządku - wypuścił ze świstem powietrze - ale jak znowu coś zrobi to już nie zamierzam być miły. Niech skupi się na pracy i będzie profesjonalna
-Dziękuję - stanęłam na palcach i cmoknęłam go w usta - to nasza ostatnia szansa, jeśli chcemy mieszkać w tym budynku
-Są jeszcze dwa inne - przewrócił oczami
-Ale ten jest najładniejszy - jęknęłam
Dogoniliśmy Panią Kerrington, która czekała już na nas pod drzwiami, z numerem 32. Gdy nas zobaczyła to uśmiechnęła się z ulgą, przekręciła zamek w drzwiach i wpuściła nas do środka, nawijając o mieszkaniu. Ja jej jednak nie słuchałam, chodziłam jak zaczarowana i rozglądałam się dookoła. Agentka oprowadziła nas po wszystkich pomieszczeniach, po piętrze, pokazała balkony, omówiła większość technicznych spraw. Nie wszystkie słowa do mnie trafiały, ale widziałam, że Marco z uwagą ich słucha. Najwyżej on mi później wszystko przekaże.
-Budynek ma kształt bryły, przez co większa część mieszkania i cały balkon wychodzą na jezioro. Jeśli Państwo chcą, to mogą Państwo wyjść na zewnątrz i porozmawiać. Może podjęli już Państwo jakąś decyzję - dotarły do mnie jej ostatni słowa, ale nic nie odpowiedziałam, tylko kiwnęłam głową na znak zrozumienia
-Zaraz damy Pani znać - uśmiechnął się piłkarz
Mężczyzna otworzył przede mną przesuwane drzwi tarasowe, a gdy oboje byliśmy już na zewnątrz to zamknął je delikatnie.
-To mieszkanie mi się podoba - wyznałam - naprawdę mi się podoba. Moglibyśmy wprowadzić trochę zmian, ale większość mi się podoba. Jest ogromne, ale jak je urządzimy i wyremontujemy to będzie idealne
-Chcesz je kupić?
-Tylko jeśli Ty też tego chcesz - pozwoliłam się objąć - to ma być nasze wspólne mieszkanie. Oboje musimy je lubić
-Ja chcę tego samego co Ty - pocałował mnie w szyję - i też jestem zdania, że to mieszkanie jest dla nas idealne. Mielibyśmy miejsce dla ewentualnych gości czy dziecka
Dziecka.
-Tak - przytaknęłam - kupmy je. Nasze nowe, wspólne mieszkanie
-Nasz nowy początek - pocałował mnie, przypierając mnie do szklanej barierki
*****
* Juice Press People - POLECAM!!! <3 

5 komentarzy:

  1. Ahhh ta sielanka . Rozdział jak zawsze wspaniały, czekam na kolejny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Oni są tacy cudowni! Marco jest ideałem! Mam nadzieję, że nie próbujesz ich pokłócić!Sielanka mi nie przeszkadza <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękna miłość ❤

    OdpowiedzUsuń
  4. Bedzie dziś rozdzial?

    OdpowiedzUsuń