piątek, 31 marca 2017

32.

[Emily]
Do domy wróciliśmy w niedzielę wieczorem, czyli wczoraj. Ku wielkiej radości naszych bliskich, oficjalnie ogłosiliśmy, że jesteśmy w związku i planujemy razem zamieszkać, w naszym, wspólnym mieszkaniu. Oczywiście od razu pojawiły się pytania, o ślub i dzieci, ale przecież my nawet nie jesteśmy zaręczeni! Dopiero co udało nam się dogadać i wyznać nasze uczucia, a wszyscy dookoła chcą, żebyśmy jeszcze bardziej wszystko przyspieszali. Ja chcę, żeby wszystko było w swoim czasie, bez presji i nacisków. Jeśli Marco będzie chciał mi się kiedyś oświadczyć, to na pewno to zrobi, a ja z radością, kolejny razem powiem “tak”. I tym razem wszystko się uda. Zostanę Panią Reus i będę to ogłaszać całemu światu. A potem zostanę Mamą. I wreszcie będziemy rodziną. Wszystko będzie na swoim miejscu
-Halo? - odebrałam połączenie, od mojej przyjaciółki
-Cześć - powiedziała radośnie - wstałaś już?
-Tak, właśnie się maluję - zerknęłam na swoje odbicie w lustrze
-Fantastycznie! Może skoczymy na jakieś śniadanko?
-Pewnie - uśmiechnęłam się - ale o 12 idziemy z Marco oglądać mieszkania
-W porządku, jest jeszcze mnóstwo czasu. Przyjadę po Ciebie za pół godziny, wyrobisz się?
-Bez problemu - zachichotałam - do zobaczenia!
-Do zobaczenia! - poczekałam, aż się rozłączy, po czym wsunęłam telefon do kieszeni szlafroka
Dokończyłam robić delikatny makijaż, rozplątałam włosy, które w nocy miałam związane w warkocza i teraz były pięknie pofalowane i psiknęłam się jeszcze ulubionymi perfumami. Na zewnątrz było bardzo gorąco, więc założyłam szarą, długą, obcisłą sukienkę, z rozcięciem na nodze i wyciętymi plecami, a do tego białe Conversy i skromny naszyjnik. Do średniej, czarnej torby wrzuciłam wszystkie potrzebne rzeczy i kurtkę jeansową, gdybym późno wracała, a zrobiłoby się już chłodno. Teraz to różnie bywa wieczorami. Zdążyłam jeszcze umyć szybko zęby, po czym musiałam już wychodzić, bo Pani Gotze pojechała pod dom.
-Nie wiem, kiedy będę! - zawołałam do domowników i wyszłam na zewnątrz, nie czekając na odpowiedź
Przeszłam przez podwórko, otworzyłam furtkę i po kilku minutach siedziałam już w samochodzie, na miejscu pasażera.
-Dzień dobry - cmoknęłam blondynkę w policzek, na co uśmiechnęła się szeroko
-Dzień dobry, ślicznie wyglądasz
-Normalnie - zaśmiałam się, patrząc na siebie
-Służy Ci bycie kobietą Marco Reusa - mrugnęła do mnie zadowolona
-A co takiego się we mnie zmieniło od czasu, gdy nią nie byłam? - uniosłam pytająco jedną brew
-Byłaś piękna, ale teraz jesteś kwitnąca. Bije od Ciebie niesamowity blask, cieszą Ci się oczy i cały czas masz na twarzy delikatny uśmiech. Uwielbiam Cię w takim wydaniu
-Trochę przesadzasz - machnęłam ręką - ale niech Ci będzie
-Jedziemy na smoothie bowls?
-Bardzo chętnie - ściszyłam nieco radio, żebyśmy mogły spokojnie rozmawiać
-To opowiadaj mi wszystko od początku! - zarządziła - chcę znać, absolutnie wszystkie szczegóły
-Nie ma dużo do opowiadania - skłamałam - po tym jak się pokłóciliśmy, to wybiegł za mną i powiedział mi, że mnie kocha i wszystko. Wróciliśmy do siebie
-Wiesz … - zaczęła rozbawiona - to nie są wszystkie szczegóły. Co dokładnie Ci powiedział?
-Że mnie kocha, że jestem najważniejszą kobietą w jego życiu, że chcę założyć ze mną rodzinę i tak dalej - spojrzałam na swoje niepomalowane paznokcie - przez niego stałam się taka płaczliwa
-Dlaczego? - roześmiała się
-Ciągle mówi mi takie cudowne rzeczy, że od razu się wzruszam i płaczę
-Marco romantyk - zachichotała - cieszę się, że wreszcie poszliście po rozum do głowy i jesteście szczęśliwi
-Tak, jesteśmy - potwierdziłam - teraz nie pozwolę, żeby coś się spieprzyło
-Nie spieprzy się - odparła pocieszającym głosem - jesteście dla siebie stworzeni
-A jak Pani układa w małżeństwie, Pani Gotze? - postanowiłam zmienić temat
-Och, jest cudownie - powiedziała taka rozmarzona, że aż zachichotałam - niby nic się nie zmieniło, a jednak zmieniło się wszystko
-Teraz jesteście jednością, na dobre i na złe - zdążyłam powiedzieć i modelka zaparkowała pod restauracją
-Wiem i to jest fantastyczne! Ciągle myślę o naszym ślubie i jakbym mogła to odtwarzałabym ten dzień w kółko! Musicie z Marco szybko brać ślub! Na pewno nie pożałujecie
-Ann my dopiero od kilku dni jesteśmy razem. Nie staniemy od razu przed ołtarzem - przewróciłam oczami - wszystko w swoim czasie
-No wiem - jęknęła - ale pamiętaj, że nie jesteście młodsi!
-Pamiętam, spokojnie - przepuściłam ją w drzwiach, a sama weszłam zaraz za nią
-Gdzie siadamy?
-Obojętnie, tam gdzie jest miejsce
Zajęłyśmy wolny, dwuosobowy stolik, kelner podał nam menu i ulotnił się na chwilę.
-Wszystko wydaje się takie pyszne - westchnęła - jak zwykle nie mogę się zdecydować
-Weź wszystko - zachichotałam - możesz sobie na to pozwolić
-Yhmm - wywróciła z rozbawieniem oczami
Kilka razy przeczytałam niewielką kartę potraw, aż w końcu się zdecydowałam i odłożyłam ją na stolik, odchylając się na oparcie krzesła.
-Czy mogę przyjąć zamówienie? - uśmiechnął się do nas młody mężczyzna, w stroju kelnera
-Pewnie - kiwnęłam głową - ja poproszę choco bowl i zieloną herbatę
-A ja acai bowl i latte
-Oczywiście - zanotował wszystko na karteczce, zabrał od nas menu i odszedł
Spojrzałam na blondynkę, która uśmiechała się szeroko, przez co sama nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Nawet nie wiedziałam, z czego się cieszymy. Ze wspólnego śniadania? Z kelnera?
-Jesteście pewni, że chcecie kupić mieszkanie, a nie dom?
-Nie myśleliśmy o domu - przyznałam
-Dlaczego? Skoro chcecie być rodziną, to musicie myśleć przyszłościowo
-Ann, póki co wystarczy nam mieszkanie. Może kiedyś będziemy chcieli się przeprowadzić, ale na razie nie potrzebujemy domu
-Rozumiem - mruknęła - ale zawsze wyobrażałam Was sobie w domu z ogródkiem
-I bardzo dobrze - uśmiechnęłam się jeszcze szerzej - bo zawsze marzyłam o dużym domu z ogródkiem. Wiesz, mój duży pies musi mieć miejsce, żeby się wybiegać
-Na razie na horyzoncie, ani domu, ani psa. Jedynie Marco - zażartowała, a ja roześmiała się tak głośno, że kilka osób się na nas spojrzało
-Ups - zakryłam usta dłonią - to Twoja wina!
-Oj tam! - machnęła ręką, cicho chichocząc
-Pani Gotze, a kiedy na świat przyjdzie mój chrześniak lub chrześnica?
-Nie prędko - bąknęła - nie chcemy się spieszyć. Zresztą, może jestem egoistką, ale nie chcę jeszcze kończyć kariery
-Nie jesteś egoistką - złapałam ją za rękę, którą trzymała na stoliku - widocznie nie jesteś jeszcze gotowa, żeby tak wiele poświęcić
-Chcę mieć dzieci, chcę mieć je z Mario, z moim mężem - spuściła wzrok - ale nie chcę mieć ich już teraz. Ciągle coś się dzieje, ciągle jesteśmy w rozjazdach, ciągle się mijamy. Jeszcze tylu rzeczy nie zrobiliśmy tylko my. Tylko nasza dwójka
-Mario Cię kocha i na pewno to rozumie. A poza tym jest młodszy od Ciebie i możliwe, że też nie jest gotowy. Dziecko to wielka radość i szczęście, ale też wielka odpowiedzialność. Wszystko się zmieni
-A Ty? Chciałabyś mieć teraz dziecko?
-Teraz? - spytałam zamyślona - nie wiem. Nie. Jeszcze nie
-Boisz się?
-Jak cholera - przyznałam - boję się, że nigdy nie urodzę dziecka i zawiodę wszystkich dookoła
-Nie możesz tak myśleć - zbeształa mnie - przecież nie masz problemów. Będziesz mogła zajść w ciążę i urodzić
-Tak twierdzą lekarze - westchnęłam - ale co jeśli za każdym razem coś się będzie działo? Co jeśli …
-Przestań - przerwała mi - nic się nie stanie. Nie myśl teraz o tym
-Nie wiem, czy Marco będzie chciał ze mną być, jeśli nie będziemy mieć dzieci - wypuściłam ze świstem powietrze - wiem, że on marzy o byciu ojcem i ja też chcę mieć dzieci, ale jeśli coś pójdzie nie tak. Kolejny raz, to nie wiem, czy będę w stanie próbować znowu
-Emily, przepraszam, że o to zapytałam. Nie mówiłaś mi wcześniej co czujesz, myślałam, że może już to wszystko jakoś przetrawiłaś - skrzywiła się - ale wiem, że nie masz powodu do zmartwień. Marco Cię kocha, jesteś dla niego najważniejsza i on będzie z Tobą zawsze. Zawsze, rozumiesz? - popatrzyła na mnie z wyczekiwaniem i kontynuowała, dopiero gdy delikatnie skinęłam głową - jeśli nie będziecie mieć swojego dziecka, to zawsze możecie je adoptować
Chciałam coś powiedzieć, ale nagle kelner przyniósł nasze zamówienie, a mój telefon oznajmił nadejście nowej wiadomości. Podziękowałyśmy za śniadanie, które moja przyjaciółka od razu zaczęła konsumować, a ja wygrzebałam telefon z torebki. Na wyświetlaczu pojawiła się wiadomość od Marco. Akurat teraz. Cholera.

“Dzień dobry skarbie, o której mam po Ciebie przyjechać? Kocham, Marco”

“Jestem na śniadaniu z Ann, spotkajmy się na miejscu”
Moja wiadomość, aż emanowała chłodem, ale nie mogłam się zmusić do napisania czegokolwiek innego. Dobry, sielankowy nastrój ulotnił się tak szybko, że nawet nie zdążyłam się zorientować.
-Jedz Em - zachęciła mnie blondynka - jest naprawdę pyszne
-Chyba nie jestem głodna - wysiliłam się na uśmiech i upiłam łyk gorącej herbaty
-Musisz jeść - westchnęła, patrząc na mnie smutnym wzrokiem - przepraszam, że przeze mnie masz teraz taki podły nastrój
-Przepraszam, że zrujnowałam nam poranek - mruknęłam
-Ze mną jest wszystko w porządku, chodzi tylko i wyłącznie o Ciebie
-Nic mi nie będzie - zapewniłam ją, odczytując wiadomość od piłkarza

“Przyjadę po Ciebie. Gdzie jesteście?”
“Nie musisz, dam sobie radę”
“Emily, powiedz mi gdzie jesteście albo zadzwonię do Ann i ona mi powie”
“Juice Press People*”
“Będę tam za kwadrans”
-Marco będzie tu za chwilę - jęknęłam chowając twarz w dłoniach - i co ja mu teraz powiem?
-Cholera Em, nie możecie się przeze mnie pokłócić. Powiedz mu prawdę, nie możesz kłamać. On będzie wiedział, że coś jest nie tak
-Już wie - podałam jej telefon, a ona szybko przeczytała wszystkie sms, marszcząc brwi
-Każdy może mieć zły dzień, on zrozumie. Nie zbywaj go, musicie być szczerzy
Momentalnie przypomniałam sobie słowa Marco sprzed tygodnia: “Żadnych kłamstwa i tajemnic. Już nigdy.”. Obiecałam mu to. Obiecałam, że będę szczera do bólu.
-Zacznij w końcu jeść - poprosiła pani Gotze
-Yhmm - sięgnęłam po łyżkę i zaczęłam powoli jeść
Usłyszałam dźwięk dzwonka, który oznajmił, że ktoś wszedł do środka i automatycznie się odwróciłam. Marco wszedł do środka, ubrany w krótkie, jeansowe spodenki, szary t-shirt i białe, sportowe buty. Na głowie miał czapkę z daszkiem, a na oczach okulary przeciwsłoneczne, które zdjął, gdy szukał mnie wzrokiem. Z daleka widziałam, że jest zdenerwowany, spięty, ale też niepewny. I to wszystko z mojego powodu. Poczułam, że ból chwyta mnie za serce i robi mi się gorąco, czy słabo, tak jakbym miała zaraz zemdleć. Piłkarz spokojnym krokiem, ruszył w moim kierunku, uśmiechnął się delikatnie i stanął w końcu przy naszym stoliku. Najpierw przywitał się z Ann, która szepnęła mu coś do ucha, na co kiwnął głową i dopiero spojrzał na mnie.
-Cześć skarbie - pocałował mnie w czoło i usiadł obok mnie
-Hej - odparłam cicho
-Powiesz mi co się stało? - pogładził mnie czule po policzku - widzę, że coś jest nie tak
-Nie teraz - westchnęłam, dopijając herbatę - zbieramy się?
-Najpierw zjedz - wskazał na moje ledwo tknięte śniadanie
-Zjem później, teraz nie jestem głodna - spojrzałam morderczym wzrokiem na blondynkę, żeby się nie odzywała
-Emily, nie mam pojęcia co się stało, ani o co chodzi, ale przysięgam, że się dowiem. Wczoraj wieczorem było wszystko w porządku, co się stało teraz? - wyszeptał mi do ucha, po czym odsunął się, żeby spojrzeć mi w oczy - cokolwiek się stało, musisz jeść. Jesteś strasznie blada
Nie miałam pojęcia, jak mam mu odmówić, skoro patrzył na mnie zmartwiony i wściekły jednocześnie.
-Dobrze - kiwnęłam głową, biorąc miskę do ręki, a on nieco się rozluźnił
-Jak się masz Marco? - uśmiechnęła się nasza przyjaciółka - opaliłeś się
-W porządku, dzięki - zaśmiał się - mieliśmy ładną pogodę i korzystaliśmy. A Ty jak się miewasz?
-U mnie też w porządku - zachichotała, po czym przeniosła na mnie zmartwione spojrzenie - oprócz tego, że z samego rana zepsułam humor Twojej dziewczynie
-Ann - rzuciłam ostrzegawczo - przestań
-Co się tu dzieje? - spytał w końcu Reus
-To nic takiego - położyłam mu dłoń na ramieniu - obiecuję, że wszystko Ci opowiem, ale nie tutaj i nie teraz. Proszę
-Żadnych kłamstw i tajemnic, pamiętasz? - spojrzał mi w oczy - obiecałaś mi
-Pamiętam - przygryzłam wargę, żeby się nie rozpłakać - wyjdźmy stąd i porozmawiajmy
-Najpierw dokończ śniadanie - założył mi kosmyk włosów za ucho - a ja pójdę uregulować Wasz rachunek
-Same możemy za siebie zapłacić - zaprotestowała Ann
-Nie kłóć się - puścił jej oczko - bo powiem Twojemu mężowi
-Ależ się boję - zaśmiała się odrzucając głowę do tyłu
Szybko dokończyłam jeść śniadanie, odsunęłam od siebie miskę i razem z modelką wstałyśmy od stolika. Marco dołączył do nas przy drzwiach, gdzie objął mnie w talii i delikatnie pocałował mnie w szyję.
-Dobrze misiaczki - zaczęła blondynka - lecę do domu, a Wy jedźcie kupić sobie wspaniałe mieszkanie
-Pozdrów Mario - cmoknęłam ją w policzek
-Wpadnijcie do nas wieczorem, jeśli będziecie mieli ochotę - przytuliła jeszcze na pożegnanie Marco, po czym nam pomachała i odeszła w stronę swojego samochodu
-Jesteś na mnie bardzo zły?
-Martwię się o Ciebie - objął mnie mocniej, prowadząc mnie do swojego sportowego samochodu - i nie wiem co mam myśleć
-Rano było w porządku, po prostu podczas rozmowy z Ann zeszłyśmy na niewłaściwy tor i straciłam humor, a potem Ty napisałeś i …
-W porządku - westchnął - chcesz żebyśmy omówili to teraz czy może później?
-Później - zatrzymałam się, a on razem ze mną - kocham Cię
-Kochasz mnie? - uśmiechnął się, pochylając się nade mną
-Kocham Cię - zarzuciłam mu ręce na szyję, a następnie go pocałowałam
-Ja też Cię kocham - wymruczał prosto w moje usta
-Obiecasz mi coś?
-Zależy co to takiego - odchrząknął, idąc dalej, tylko tym razem trzymał mnie za rękę
-Nie złość się na mnie, po tym co Ci powiem - poprosiłam - boję się, że Cię zranię, a bardzo bym tego nie chciała
-Mogę Ci obiecać, że zanim zareaguję to przetrawię Twoje słowa i dam Ci dokończyć - cmoknął mnie w skroń - a po za tym, nie mogę się na Ciebie długo złościć
-Sprawdźmy te mieszkania i kupmy coś ładnego - uśmiechnęłam się, chcąc ukryć zdenerwowanie
-Tak, świetny pomysł - odwzajemnił mój uśmiech
Pocałowałam go jeszcze raz, gdy pomagał mi wsiąść do samochodu, a potem przez całą drogę na osiedle Phoenix See przyglądałam mu się zadowolona. Był mój. I nie stracę go. Powiem mu prawdę, o tym co czuję i o czym rozmawiałam z Ann. A on … on mnie nie zostawi. Bo mnie kocha.
-Nie odfruwaj mi, mała - położył mi dłoń na udzie, a ja splotłam nasze dłonie
-Przepraszam, zamyśliłam się - przeczesałam palcami włosy - dzisiaj jestem nie do zniesienia, co?
-Nie mów tak - pokręcił przecząco głową - dziś wieczorem nie pójdziemy do Ann i Mario
-Dlaczego?
-Obawiam się, że będę musiał Ci coś wyjaśnić, a Ty będziesz musiała mnie wysłuchać - bąknął, a ja omal nie dostałam zawału
-A czy to jest ważne?
-Tak - kiwnął głową - tylko nie panikuj, proszę
Łatwo powiedzieć. Ostatnio ciągle mam w głowie najczarniejsze scenariusze. Boję się, że Marco mnie zostawi, że zrobię coś nie tak albo, że mu się znudzę. I nie powinnam tak myśleć, bo wiem, że mnie kocha, a ja kocham jego, ale się boję. To taki wewnętrzny niepokój. Najgorsze jest to, że jeśli mu to powiem, to go zranię. Kolejny raz. Ile razy to zniesie? Ile razy mi na to pozwoli?
-Na żywo prezentuje się jeszcze lepiej, niż na zdjęciach - powiedział parkując, przed okazałym apartamentowcem - jak Ci się podoba?
-Podoba mi się - pociągnęłam za klamkę, a następnie wysiadłam z auta
Okolica jest wspaniała. Zawsze mi się tu podobało. Chciałabym tu mieszkać.
-Nie chcesz, żebym był dżentelmenem, co? - objął mnie od tyłu i roześmiał się, a ja cicho zachichotałam
-Podziwiałam okolice - wyjaśniłam, uznając to za dobrą formę “przeprosin”
-Panie Reus - podeszła do nas wysoka, młoda kobieta z czarnymi włosami i uroczym uśmiechem - byliśmy umówieni. Nazywam się Sylvia Kerrington, jestem właścicielką biura nieruchomości, które współpracuje z firmą deweloperską. Pokażę Panu mieszkania, które Pana interesują
Myślałam, że kobieta zwróci w końcu na mnie uwagę, ale była tak zapatrzona w mojego faceta, że nie spojrzała w moją stronę nawet, gdy parsknęłam śmiechem. Marco nie był tak rozbawiony jak ja, raczej zirytowany. Mocniej ścisnął moją dłoń, pocałował mnie w policzek i spojrzał na agentkę nieruchomości. Chyba dopiero zorientowała się, że nie jest sam.
-Emily Brown - wyciągnęłam dłoń w jej kierunku - miło mi Panią poznać Pani Kerrington
-Och, oczywiście. Mnie również jest miło - wykrztusiła - zapraszam do środka. Jakie dokładnie interesują Państwa mieszkania? Raczej te mniejsze czy większe? Mają państwa preferencje co do piętra? Ilość pomieszczeń?
-Największe - warknął Marco - na wyższych piętrach, z widokiem na jezioro, ilość pomieszczeń nie gra roli, jeśli mieszkanie będzie wystarczająco dużo
-Oczywiście - spuściła wzrok i zaczęła przeglądać swoje dokumenty - pierwsze mieszkanie, które chciałabym Państwu pokazać znajduje się na 5 piętrze, ma powierzchnię 220 metrów kwadratowych i częściowy widok na jezioro
-Cudownie - uśmiechnęłam się, chcąc dodać jej otuchy
Oglądaliśmy kolejne mieszkania, ale żadne nie skradło naszego serca. Jedne były za małe, inne na złym piętrze, a jeszcze inne miały zły widok. Zostało nam przedostatnie piętro i ostatnie mieszkanie i już szczerze mówiąc traciłam nadzieję. Marco był niezbyt miły dla Sylvii, przez co mocno ją krępował. W końcu postanowiłam zareagować. Gdy kobieta szła przed nami, to pociągnęłam blondyna za koszulkę, a gdy się zatrzymał, to stanęłam przed nim z groźną miną.
-Musisz w końcu przestać - westchnęłam - bądź dla niej miły, chociaż przez chwilę. To jej praca
-Co jest jej pracą? To, że Cię olała?
-Była po prostu Tobą oczarowana, ale teraz się poprawiła. Przecież nic wielkiego się nie stało, nie jestem zła, ani nic w tym rodzaju. Rozbawiła mnie
-A mnie nie - bąknął
-Przestań - zachichotałam, dotykając jego policzka - bądź miły. Zrób to dla mnie, proszę
-W porządku - wypuścił ze świstem powietrze - ale jak znowu coś zrobi to już nie zamierzam być miły. Niech skupi się na pracy i będzie profesjonalna
-Dziękuję - stanęłam na palcach i cmoknęłam go w usta - to nasza ostatnia szansa, jeśli chcemy mieszkać w tym budynku
-Są jeszcze dwa inne - przewrócił oczami
-Ale ten jest najładniejszy - jęknęłam
Dogoniliśmy Panią Kerrington, która czekała już na nas pod drzwiami, z numerem 32. Gdy nas zobaczyła to uśmiechnęła się z ulgą, przekręciła zamek w drzwiach i wpuściła nas do środka, nawijając o mieszkaniu. Ja jej jednak nie słuchałam, chodziłam jak zaczarowana i rozglądałam się dookoła. Agentka oprowadziła nas po wszystkich pomieszczeniach, po piętrze, pokazała balkony, omówiła większość technicznych spraw. Nie wszystkie słowa do mnie trafiały, ale widziałam, że Marco z uwagą ich słucha. Najwyżej on mi później wszystko przekaże.
-Budynek ma kształt bryły, przez co większa część mieszkania i cały balkon wychodzą na jezioro. Jeśli Państwo chcą, to mogą Państwo wyjść na zewnątrz i porozmawiać. Może podjęli już Państwo jakąś decyzję - dotarły do mnie jej ostatni słowa, ale nic nie odpowiedziałam, tylko kiwnęłam głową na znak zrozumienia
-Zaraz damy Pani znać - uśmiechnął się piłkarz
Mężczyzna otworzył przede mną przesuwane drzwi tarasowe, a gdy oboje byliśmy już na zewnątrz to zamknął je delikatnie.
-To mieszkanie mi się podoba - wyznałam - naprawdę mi się podoba. Moglibyśmy wprowadzić trochę zmian, ale większość mi się podoba. Jest ogromne, ale jak je urządzimy i wyremontujemy to będzie idealne
-Chcesz je kupić?
-Tylko jeśli Ty też tego chcesz - pozwoliłam się objąć - to ma być nasze wspólne mieszkanie. Oboje musimy je lubić
-Ja chcę tego samego co Ty - pocałował mnie w szyję - i też jestem zdania, że to mieszkanie jest dla nas idealne. Mielibyśmy miejsce dla ewentualnych gości czy dziecka
Dziecka.
-Tak - przytaknęłam - kupmy je. Nasze nowe, wspólne mieszkanie
-Nasz nowy początek - pocałował mnie, przypierając mnie do szklanej barierki
*****
* Juice Press People - POLECAM!!! <3 

piątek, 24 marca 2017

31.

[Emily]
Obudziły mnie promienie letniego słońca, wpadające przez ogromne okno prosto do sypialni. Otworzyłam zaspane oczy, przeciągnęłam się i rozejrzałam po pustej sypialni. Mój wzrok zatrzymał się na zegarku, który pokazywał, że jest już prawie dziesiąta. Marco pewnie wstał już jakiś czas temu i nie chciał mnie budzić. Leniwie podniosłam się z łóżka, stanęłam przy oknie i wtedy go zobaczyłam. Siedział na pomoście w samych bokserkach, a po chwili wstał i wskoczył do wody. Postanowiłam, że do niego dołączę, więc szybko przebrałam się w czarny, prosty kostium, założyłam na niego luźną sukienkę i związałam włosy w luźnego koka. Zgarnęłam jeszcze ręcznik, po czym wyszłam z domu przez drzwi tarasowe i skierowałam swoje kroki w stronę jeziora.
-Dzień dobry - powiedziałam podchodząc bliżej
-Dzień dobry, skarbie - uśmiechnął się z wody
-Mogę do Ciebie dołączyć?
-Zapraszam - odparł zachęcająco, kiwając przy tym głową
Odłożyłam ręcznik na leżak, rozebrałam się i zadowolona wskoczyłam do wody. Zimnej wody!
-Zimna! - pisnęłam, a on się roześmiał - kiedyś była cieplejsza
-Na pewno nie - podpłynął do mnie, a ja zarzuciłam mu ręce na szyję i objęłam go nogami w pasie - dobrze Cię mieć od rana w ramionach
-Od kilku dni masz mnie codziennie - potarłam swoim nosem o jego, na co się uśmiechnął - nie znudziłam Ci się jeszcze?
-Nigdy mi się nie znudzisz - cmoknął mnie w usta - jak się spało?
-Dobrze - wzruszyłam ramionami - ale zdecydowanie wolę się budzić, gdy jesteś obok mnie
-Wiem, przepraszam - skrzywił się nieznacznie - nie obudziłem Cię, bo zbyt słodko spałaś
-I chciałeś popływać sam w jeziorze - zażartowałam, dźgając go palcem w twardy brzuch
-Właśnie tak - przyciągnął mnie jeszcze bliżej siebie i pocałował mnie w szyję - jadłaś coś?
-Jeszcze nie - pokiwałam przecząco głową - ale chyba nie jestem na razie głodna
-Nie przekonuje mnie to specjalnie - westchnął
-Popływajmy chwilę, a później wrócę do domu i zjem coś - przeczesałam palcami, jego jasne włosy - co Pan na to, Panie Reus?
-Może być - delikatnie odstawił mnie w miejsce, gdzie miałam grunt, a za chwilę ode mnie odpłynął
Zachichotałam cicho, poprawiłam kostium, po czym sama zanurzyłam się w wodzie i zaczęłam płynąć. Uwielbiam pływać. Jezioro jest czyste, przyjemne, a w dodatku w tym miejscu puste. Większość turystów jest po drugiej stronie, a tutaj jest cisza i spokój. Z tego wszystkiego nawet nie zorientowałam się jak daleko odpłynęłam. Złapałam kilka oddechów, a następnie znowu się zanurzyłam, tym razem żeby wrócić bliżej pomostu i Marco.
-Już Ci cieplej? - nagle wynurzył się tuż za mną, jak tylko się zatrzymałam i przestraszył mnie nie na żarty
-Marco - zbeształam go - nie możesz tak robić
-Jak robić? - uśmiechnął się pod nosem
-Tak mnie straszyć - mruknęłam
-Nie chciałem tego - pocałował mnie w głowę - to jak?
-Z czym? - zmarszczyłam brwi
-Pytałem, czy już jest Ci cieplej?
-Tak - pokiwałam twierdząco głową, odwracając się w jego stronę - już się przyzwyczaiłam
-A zgłodniałaś? - położył dłoń na mojej talii
-Nie - pokręciłam przecząco głową - ale skoro obiecałam, to chodźmy coś zjeść
-Kocham Cię, piękna kobieto - pocałował mnie czule, a ja rozpłynęłam się w środku jak czekolada
-Kocham Cię, przystojny mężczyzno - uśmiechnęłam się - naprawdę bardzo Cię kocham
-Jestem tu. Cały Twój - wziął mnie na ręce, wrócił do pomostu i mnie na nim posadził, po czym pocałował moje udo - a Ty jesteś tu cała moja i … cała mokra
-Zboczeniec - kopnęłam delikatnie jego bark, a on posłał mi rozbawione spojrzenie i pokręcił z niedowierzaniem głową
-Doigrasz się kiedyś - pogroził mi palcem wskazującym
-Obiecanki cacanki - pokazałam mu język
Piłkarz wyszedł z wody, usiadł obok mnie, a ja się do niego przytuliłam.
-Trochę się już opaliłeś - wskazałam na jego brzuch
-Wciąż mi dużo do Ciebie brakuje - pogładził moje ramię
-Ja byłam jeszcze na Barbados - przypomniałam mu
Chwilę siedzieliśmy jeszcze, mocząc nogi w wodzie, aż w końcu podnieśliśmy się z miejsca i odziani jedynie w kostiumy wróciliśmy do domu. Na drewnianej podłodze zostały ślady naszych mokrych stóp, ale żadne z nas specjalnie się tym nie przejęło.
-Na co masz ochotę? - spytał zaglądając do lodówki
-Obojętnie mi - westchnęłam siadając na blacie - może najpierw kawa?
-Sok - wyjął dzbanek i mi go podał, a ja wyjęłam ze zmywarki szklankę - naleśniki?
-Chcesz, żebym się roztyła? - zażartowałam
-Pewnie - roześmiał się - ja dalej Cię będę kochał, a przynajmniej pozbędę się konkurencji
-Bardzo sprytne posunięcie - prychnęłam - naleśniki mogą być, ale z owocami
-Okej, jak sobie życzysz - uśmiechnął się
-Dużo zostało nam jedzenia?
-Trochę - zamknął lodówkę, po wyjęciu wszystkich składników - będziemy musieli to zabrać do Dortmundu
-Fantastycznie - jęknęłam - zabierzesz to do siebie, bo u mnie w domu zawsze jest pełna lodówka
-Dziwnie będzie spać bez Ciebie - stanął pomiędzy moimi nogami, a ja się do niego przytuliłam
-Możesz czasem wpadać do mnie - uśmiechnęłam się pod nosem - a po za tym jak kupimy mieszkanie, to za kilka miesięcy będziesz miał mnie na co dzień
-Już nie mogę się doczekać - odparł swoim seksownie zachrypniętym głosem
-Wyjeżdżamy jutro rano?
-Jeśli chcesz, to możemy zostać jeszcze na dwa dni - pogładził mnie po plecach
-Ale mieliśmy iść jutro wieczorem do opery - przypomniałam mu
-Tak wiem. Możemy zmienić rezerwacje biletów na przyszły tydzień - założył mi kosmyk, mokrych włosów za ucho - chyba, że bardzo chcesz iść jutro
-Sama nie wiem - wzruszyłam ramionami - może faktycznie przełóżmy to, a jeszcze dwa dni tu zostaniemy
-Okej, potem zmienię rezerwacje - pocałował mnie w czoło
-Nie jesteś zły? - spytałam, unosząc pytająco jedną brew
-Nigdy w życiu - uśmiechnął się - ważne, że spędzimy wieczór razem. Tutaj czy w operze, to nie jest ważne
-Masz rację - rozpromieniłam się - to co z tym śniadaniem
-Się robi - odsunął się ode mnie, po to, żeby zaczął gotować, a ja siedziałam na blacie, beztrosko machałam nogami i przyglądałam mu się - fajny widok, co?
-Mój ulubiony - wymruczałam zadowolona
-I niech tak lepiej zostanie - spojrzał na mnie przez ramię i puścił mi oczko
-Dobrze, panie Reus – zachichotałam
Kilka minut później kuchni wypełniła się zapachem pysznych, świeżych naleśników, a mi aż ciekła ślinka. Nie mogłam się doczekać, kiedy ich spróbuję. Marco przygotował dla mnie naleśniki z nutellą, truskawkami, malinami i borówkami. A dla siebie z jogurtem i tymi samymi owocami.
-Chcę takie codziennie – jęknęłam przeżuwając kawałek
-Ja robię śniadania, ale Ty musisz zajmować się kolacjami
-Okej, kolacje są moje – uśmiechnęłam się szeroko
-A obiady możemy jeść na mieście – zaśmiał się
-Ewentualnie u rodziców – pokazałam u język – założę się, że bardzo się ucieszą
-Tak, to prawda
-Wiesz co – odsunęłam od siebie talerz – jakoś nie jestem w stanie sobie wyobrazić, że zamieszkamy razem dopiero za jakiś czas. Nawet jeszcze nie kupiliśmy tego mieszkania, niewiadomo ile potrwają wszystkie formalności i czy w ogóle to mieszkanie nam się spodoba. A remont może potrwać kilka miesięcy albo się przedłużyć i będziemy w tym tkwić strasznie długo
-Kochanie, musisz przestać – westchnął – poważnie musisz przestać być taką pesymistką, bo inaczej będę musiał Ci zrobić jakąś kurację optymistyczną
-Kurację optymistyczną? – uniosłam pytająco jedną brew
-Tak – zaśmiał się
-A na czym będzie ona polegała? – pochyliłam się nad stołem, uśmiechając się wesoło
-Jeszcze nie wiem – machnął ręką – ale na pewno wymyślę coś stosownego
-Może wezmę pod uwagę tę kurację. Tak profilaktycznie – mrugnęłam do niego
-Dobry pomysł – posłał mi delikatny uśmiech – a co do Twoich wątpliwości, to zapewniam Cię, że damy sobie ze wszystkim radę. Kilka lat żyliśmy osobno i nic nam nie było, a teraz to tylko kilka miesięcy
-Wtedy byliśmy dzieciakami – przypomniałam mu
-A masz jakiś lepszy pomysł? – spytał zaciekawiony
-Nie – skrzywiłam się – u Ciebie mogę bywać, ale nie chcę tam nocować, ani mieszkać. Hotel odpada, bo to tylko niepotrzebny wydatek, a Twoja przeprowadzka do moich rodziców byłaby niezręczna. Nie chcę, żebyś poczuł się urażony, ale byłoby nam ciasno, zero prywatności, a po za tym jesteś przyzwyczajony do większych przestrzeni dla siebie
-Masz rację – odchrząknął – tylko, że ja też nie mam pomysłów. Możemy wprowadzić się do mieszkania, jak tylko ogarniemy podstawowy remont, ale spanie na materacu i urządzanie się powoli będzie na dłuższą metę męczące
-Okej, musimy to przetrwać – jęknęłam
-Chyba, że ... – przerwał, aby się rozejrzeć – jest jeszcze jedna opcja
-Tak?
-Możemy zamieszkać tutaj na czas remontu. Razem
-Nie – pokręciłam przecząco głową – nie możemy
-Dlaczego? Uwielbiasz ten dom Em
-Oczywiście, że tak, ale stąd do Dortmundu jedzie się około godziny! Nie możesz tracić tyle czasu na dojazd rano na trening, a potem, żeby wrócić tu z powrotem – powiedziałam piskliwym głosem
-Ty też musiałabyś dojeżdżać do pracy do Dortmundu
-Owszem, ale ja nie jestem sportowcem i nie potrzebuję, aż tyle odpoczynku
-Skarbie, nie martw się tylko o mnie. Dojazdy nie są takie straszne, czasem po mieście tyle jeździmy. Chodzi o to, że będziemy daleko od rodziny i znajomych?
-Nie, nie chodzi o to – przewróciłam oczami – naprawdę chodzi mi o dojazdy. Ja mam do pracy na 9, więc dla mnie to nie problem, ale jak Ty musisz czasem dojechać na trening na 7, to pomyśl o której musiałbyś wstawać, żeby zdążyć! W końcu miałbyś dość i odbiłoby się to na nas
-Emily zapamiętaj sobie raz na zawsze, że moje zmęczenie i samopoczucie nie odbije się na nas i naszym związku – mruknął urażony – jestem przyzwyczajony do życia w biegu. Jeśli drobne utrudnienia mają być ceną tego, że codziennie będę miał Cię blisko siebie, to kompletnie mi to nie przeszkadza
-Ale mi to przeszkadza – westchnęłam – możesz mnie mieć codziennie blisko, nawet jeśli będziemy mieszkać osobno. Przynajmniej będziemy się wysypiać i będziemy na miejscu
-Okej – ustąpił – jeśli tak wolisz, to w porządku. Po prostu chciałem podrzucić jakiś pomysł
-Możemy tu przyjeżdżać na niektóre weekendy. Naprawdę lubię ten dom i lubię tu przebywać. Możemy wrócić do niektórych starych nawyków
-Pewnie, możemy – wstał i zebrał nasze talerze, a ja jęknęłam cicho i położyłam głowę na stole – idziemy na zewnątrz?
-Yhmm – mruknęłam
-Nie chcę się kłócić – poczułam jego ciepły oddech na szyi, a po chwili dotyk jego ust – i nie gniewam się. Pewnie masz racje, co do tego wszystkiego. Musisz po prostu pamiętać, że cholernie za Tobą szaleję i dla Ciebie jestem w stanie zrobić wszystko. Nawet jeśli codziennie musiałbym dojeżdżać na treningi po kilka godzin
-Wiem wiem – podniosłam na niego wzrok – ale ja nie chcę tego wykorzystywać. Nie chcę, żebyś zadowalał mnie kosztem siebie. Tak nie będziesz szczęśliwy
-Jeśli Ty jesteś szczęśliwa, to ja też jestem – pogładził mnie po policzku – w poniedziałek obejrzymy mieszkania, zdecydujemy się na to, które najbardziej będzie nam się podobało i od razu je kupimy. Tu nie potrzeba wielkich formalności, pamiętaj, że nie musimy się martwić kredytem, ani niczym takim
-Pamiętam – roześmiałam się – ale chcę się dołożyć do tego mieszkania
-Jeszcze o tym porozmawiamy – przewrócił oczami – a jak tylko kupimy mieszkanie to zaprojektujesz nam wnętrze i zaczniemy remont. Pasuje?
-Pasuje – kiwnęłam głową
-To uśmiechnij się, myśl pozytywnie i chodź ze mną na pomost – dał mi pstryczka w nos, a ja nie mogłam się powstrzymać, żeby się nie uśmiechnąć
-Chodźmy – przytuliłam się do niego – złapiemy jeszcze trochę słońca i naładujemy baterie
-I pozytywne myśli – pocałował mnie w czoło
-Tak, to też – zachichotałam
Z powrotem wyszliśmy na zewnątrz, skierowaliśmy swoje kroki na pomost, gdzie Marco od razu wskoczył do wody, a ja dla odmiany położyłam się na jednym z leżaków. Co prawda nie musiałam się specjalnie wystawiać na słońce, bo byłam już wystarczająco opalona. I pewnie będę opalona do połowy jesieni, a może opalenizna wytrzyma do zimy? Byłoby super!
-Pewnie mnie zabijesz, jak się na Ciebie położę, co? – usłyszałam nad sobą i automatycznie otworzyłam oczy – jestem taki mokry
-Nawet nie próbuj! – wyciągnęłam rękę, żeby go powstrzymać
Blondyn uśmiechnął się jak mały chłopiec tuż przed tym jak próbuje coś nabroić i w jednej chwili pochylił się nade mną i zaczął strzepywać wodę z włosów na mój brzuch. A ja zaczęłam piszczeć i tak się wiercić, że aż spadłam z leżaka i obiłam sobie cały bok i ... pupę. Jak na złość piłkarz zaczął się śmiać.
-Jesteś okropny – warknęłam – to wszystko przez Ciebie!
-Chodź tutaj – wyciągnął dłoń w moim kierunku, żeby mi pomóc
-Przez Ciebie będę cała poobijana – bąknęłam, wstając przy jego pomocy
-Nie chciałem, przepraszam – pocałował mnie w nos – później Cię wymasuję
-Siniaków się nie masuje – zrobiłam naburmuszoną minę, a on zaśmiał się jeszcze głośniej – idź stąd!
-Moja kobieta jest agresywna – klepnął mnie w pośladek, oczywiście ten, na który upadłam
-Zabiję. Cię. – zagroziłam – Ty lepiej nie zasypiaj w nocy, bo możesz się już nie obudzić
-Grozisz mi? – błysnął uśmiechem
-Tak – zbliżyłam się do niego z bojową miną, a on wykorzystał ten moment i mnie pocałował – czasem mnie denerwujesz, wiesz?
-Skarbie, gdybym Cię nie denerwował, to Twoje życie byłoby nudne – odparł jak zwykle pewny siebie
-Kocham Cię – szepnęłam przytulając się do niego
-Ja też Cię kocham – pocałował mnie w czubek głowy
Chwilę staliśmy przytuleni do siebie, aż w końcu wzięłam głęboki wdech i używając całej swojej siły spróbowałam odepchnąć od siebie Marco, tak żeby wpadł do wody. Oczywiście, nie do końca to przemyślałam i skończyło się na tym, że w wodzie wylądowałam ja. Mój ukochany natomiast stał na pomoście i aż zginał się ze śmiechu. To zdecydowanie ostatni śmiech jego życia.
-Nie mogłeś już wpaść do tej wody ? – jęknęłam – ja spadłam przez Ciebie na twardy pomost!
-Sama spadłaś, ja Ci nie pomagałem – prychnął
-Kłamca – zmrużyłam oczy, usiłując wygrzebać się z powrotem na pomost, nie używając przy tym drabinki – weź mi pomóż, a nie tylko się śmiejesz!
-Boję się, że jak podam Ci rękę to mnie wciągniesz do jeziora – usiadł na leżaku i patrzył na mnie rozbawiony
-Panie Reus, zachowuje się Pan bardzo niestosownie – udało mi się w końcu wyjść z zimnej wody – i muszę się w końcu na Panu zemścić
-A co Pani planuje, panno Brown? – uśmiechnął się
-Jeszcze nie wiem – podeszłam do niego i zanim zdążył zareagować to na nim usiadłam
-Cholera – zaśmiał się – zdążyłem trochę wyschnąć!
-To trudno – położyłam się na nim tak, że schowałam twarz w zagłębieniu jego szyi
-Skarbie – położył dłoń na moich plecach – jesteś jeszcze na mnie zła?
-Oczywiście, że tak – zażartowałam
-A jak mogę Cię poprosić? – przesunął dłonie na moje pośladki, a ja aż przygryzłam wargę, żeby się nie uśmiechnąć
-Na pewno coś wymyślisz – zachichotałam jak nastolatka
Przez kilka godzin na zamianę leżeliśmy na leżaczkach i kąpaliśmy się w jeziorze. W końcu postanowiliśmy wrócić do domu, gdzie najpierw wzięliśmy wspólny prysznic, a następnie przygotowaliśmy jakiś szybki obiad. Pogoda na zewnątrz była fantastyczna, ale zazwyczaj tak jest na przełomie. Żeby jak najbardziej z tego skorzystać to późnym popołudniem wybraliśmy się na długi spacer. I nikt nam nie przeszkadzał, nikt nas nie zaczepiał. Mogliśmy bez skrępowania okazywać sobie czułości i nie martwiliśmy się paparazzi. Na nasze szczęście nikt jeszcze nie wyśledził, że blondyn ma swój dom nad jeziorem, a skoro będziemy tu teraz częściej bywać to całkiem dobra wiadomość.

piątek, 17 marca 2017

30.

[Emily]
Leżałam wtulona w blondyna, wsłuchując się w bicie jego serca, które powoli odzyskiwało swój regularny rytm. Piłkarz natomiast obejmował mnie, a palcami rysował różne kształty na moich nagich plecach.
-Zamieszkaj ze mną - powiedział nagle, a ja z wrażenia uniosłam się odrobinę i spojrzałam na niego
-Słucham?
-Chcę, żebyś ze mną zamieszkała - założył mi kosmyk włosów za ucho - chcę mieć Cię codziennie przy sobie
-A gdzie mielibyśmy zamieszkać? - uniosłam pytająco jedną brew - bo chyba zdajesz sobie sprawę, że nie w Twoich mieszkaniu
-Oczywiście, że nie - skrzywił się - wynajmiemy albo kupimy coś naszego
-Naszego? - uśmiechnęłam się, po czym stwierdziłam - naprawdę chcesz to zrobić
-Tak, chcę - pogładził mnie po policzku - chcę spędzać z Tobą, każdą wolną chwilę
-To da się zrobić - pochyliłam się, żeby go pocałować, ale on się odsunął - o co chodzi?
-Najpierw się zgódź - posłał mi swój pewny siebie uśmiech - proszę. Proszę zamieszkajmy razem
-Skoro prosisz, to się zgadzam - odparłam po prostu, a on obrócił mnie sprawnie na plecy, tak że znajdował się nade mną i pocałował mnie namiętnie - jesteś nienormalny, wiesz?
-Jestem zakochany - cmoknął mnie w nos i wstał z łóżka, kompletnie nagi
-Gdzie idziesz?
-Po laptopa. Zaraz wracam - puścił mi oczko
Zmarszczyłam brwi, owinęłam się kołdrą i odprowadziłam blondyna wzrokiem, aż zniknął za drzwiami. W domu było tak cicho, że słyszałam jego kroki na schodach, najpierw jak po nich schodził, a następnie wchodził. Po chwili z powrotem był już w sypialni. Ułożył się obok mnie i włączył laptopa.
-Możesz mi powiedzieć, co Ty w ogóle robisz? - zajrzałam mu przez ramię - będziesz szukał czegoś konkretnego?
-Będę szukał nam mieszkania - wzruszył ramionami - na co masz ochotę?
Pokręciłam z niedowierzaniem głową, oparłam głowę o jego ramię i patrzyłam na ekran, na którym co kilkanaście sekund pojawiały się kolejne mieszkania. Małe. Duże. Stare. Nowe. Brzydkie. Ładne. Umeblowane. Nieumeblowane. Było ich tak wiele, że nie pamiętałam, co było kilka mieszkań wcześniej.
-Patrz na to - podsunął mi pod nos laptopa, żebym mogła obejrzeć mieszkanie
-Ale to jest w stanie deweloperskim - skrzywiłam się - będziemy musieli wszystko zrobić sami
-Tak, ale będzie dokładnie takie jak sobie wymarzymy
-Phoenix See? - zerknęłam na lokalizację
-Tak - przytaknął - budynek oddają w przyszłym tygodniu. Kupmy jedno z mieszkań, Emily
-Nie będziesz się mógł rozmyślić - uśmiechnęłam się do niego
-Nie zamierzam - zaśmiał się - to co?
-Podoba mi się. Tylko te mieszkania są różne. Musiałabym je zobaczyć na żywo - westchnęłam - i wtedy dopiero zdecydujemy
-Zadzwonię do biura i zapytam, kiedy w przyszłym tygodniu możemy coś obejrzeć i wybrać
-Teraz? - spytałam
-Po co czekać - pocałował moją dłoń i znowu wstał z łóżka
-Dokończę robić kolacje - zakomunikowałam, na co kiwnął głową i złożył jeszcze szybkiego całusa na moich ustach
-Kocham Cię - powiedział cicho i wyszedł z sypialni
Założyłam majtki, jego koszulkę, która sięgała mi do połowy ud i związałam włosy w artystycznego koka. Zresztą nic lepszego by z tego nie wyszło. Zeszłam na dół i widziałam przez uchylone drzwi, że Marco kręci się po gabinecie. Cholera. Mógłby się chociaż ubrać. Widok jego nagiego ciała … to najlepszy widok na świecie, ale też bardzo rozpraszający. W kuchni włączyłam sprzęt do gotowania na parze, nakryłam do stołu i wyjęłam z lodówki butelkę wina. Kilkanaście minut później wszystko było już gotowe.
-Marco! - zawołałam - kolacja gotowa
-Już idę, idę - ku mojemu zdziwieniu podszedł do mnie ubrany w luźne, dresowe spodnie - mam otworzyć wino?
-Tak, poproszę - posłałam mu swój słodki uśmiech
Blondyn nalał nam do kieliszków odrobinę trunku, usiedliśmy przy stole naprzeciwko siebie i złapaliśmy się za dłonie.
-Pasuje Ci poniedziałek?
-Pewnie - kiwnęłam głową - im szybciej, tym lepiej
-Zróbmy szybki remont i się wprowadźmy. Możemy je wykończyć, jak będziemy tam już mieszkać
-Na razie nic nie kupiliśmy - upiłam łyk wina - i wiesz, że nigdzie Ci nie ucieknę? Nie musisz się martwić
-Nie martwię się tym, po prostu nie wyobrażam sobie, że kilka miesięcy mamy jeszcze żyć na dwa domy
-Wytrzymaliśmy kilka lat - uśmiechnęłam się
-Tak, ale nigdy oficjalnie razem nie mieszkaliśmy. Najwyższa pora
-To prawda - skrzywiłam się - a co jak będzie do dupy?
-Emily od kiedy jesteś taką pesymistką? - zaśmiał się wesoło, w ogóle nie zrażony moim pytaniem - oficjalnie nigdy razem nie mieszkaliśmy, ale zdarzało nam się razem pomieszkiwać, pamiętasz? A po za tym ostatnio byłem z Tobą w Ga-Pa, nad jeziorem, teraz też jesteśmy tu razem. Nigdy nie narzekałem. Nie będzie do dupy, a nawet jak będzie to jakoś sobie poradzimy. Zawsze sobie radzimy
-Masz rację - kiwnęłam głową - czemu znowu musisz mieć rację?
-Skarbie, ja mam zawsze rację
-Nie prawda - rzuciłam w niego serwetką, którą on sprawnie złapał i odłożył na bok
-Ja posprzątam - zaoferował się, gdy odsunęłam od siebie talerz
-Pomogę Ci - zaśmiałam się - co będziemy potem robić?
-A na co masz ochotę?
-Sama nie wiem - wzruszyłam ramionami, zapakowując zmywarkę - cokolwiek będziemy robić razem, będzie w porządku
-Cokolwiek - przyciągnął mnie do siebie za swoją koszulkę - podoba mi się to
-Jesteś nienasycony - przygryzłam wargę i przymknęłam oczy, gdy zaczął całować moją szyję
-Nigdy nie będę wystarczająco Tobą nasycony - jego słowa oblane były taką czułością, że aż zmiękło mi serce, a zamknięte oczy wypełniły się łzami
-Kocham Cię - powiedziałam cicho, a spod moich powiek wypłynęły pojedyncze łzy
-Ja też Ci … - przerwał, gdy usłyszał moje ciche szlochanie i od razu obrócił mnie przodem do siebie - dlaczego płaczesz?
Nawet na niego nie patrząc, pokręciłam przecząco głową i przytuliłam się do niego, wtulając twarz w zagłębienie jego szyi
-Emily - pogładził mnie po plecach - powiedz mi o co chodzi. Zrobiłem coś nie tak?
-Dokończ - poprosiłam
-Co mam dokończyć?
-To co mówiłeś wcześniej - jęknęłam
-O to chodzi? - spytał rozbawiony - okej. Ja też Cię kocham. Kocham Cię całą i kocham każdą pojedynczą cząstkę Ciebie. Kocham Twoje oczy, kocham Twoje usta, kocham Twój nos, kocham Twoją szyję, kocham Twój zapach, kocham Twoje ciało, kocham Twoją duszę. Kocham Ciebie, Emily Brown
-I właśnie dlatego płaczę - kolejny raz pociągnęłam nosem - bo doprowadzasz mnie do płaczu
-Ja? - zaśmiał się - ja Cię doprowadzam do płaczu?
-Tak - mruknęłam - ale to cholernie dobry płacz
-Cholernie dobry płacz - powtórzył za mną - czyli nie mam się czym martwić?
-Nie - odsunęłam się od niego i wytarłam mokre policzki, w mało kobiecy i seksowny sposób
-Kocham Cię, moja mala płaczliwa kobieto - odparł rozbawiony i cmoknął mnie w nos
-Wypraszam sobie - dźgnęłam go palcem w brzuch, ale on się nawet nie skrzywił
-Czego sobie wypraszasz? - pochylił się nade mną - tego, że jesteś moja?
-Nigdy w życiu - szepnęłam - zawsze byłam i będę Twoja
-Dobra odpowiedź - uśmiechnął się


Siedzieliśmy na kanapie, oglądając jakąś nudną, amerykańską komedię. Marco siedział oparty, a nogi położył na stoliku do kawy, ja natomiast ułożyłam nogi na jego udach i pozwoliłam sobie, co jakiś czas go zaczepiać.
-Mam problem - ściszył głos w telewizorze i teraz tylko migały nam przed oczami sceny
-Tak? - skrzywiłam się patrząc na niego
-Nie mogę sobie przypomnieć, do której bazy dotarłem ostatnio na tej kanapie - uśmiechnął się szeroko, a w jego oczach ujrzałam iskierki rozbawienia i radości
-Myślisz, że to pamiętam? - zaśmiałam się - wiem, że na pewno nie zdobyłeś punktu
-W lutym to chyba była tylko pierwsza baza, nie?
-Chyba tak - skinęłam głową w celu potwierdzenia
Piłkarz odłożył pilot na stolik, wyprostował się i wciągnął mnie na swoje kolana. Zarzuciłam mu ręce na szyję, po czym spojrzałam mu prosto w oczy. Nieco pociemniałe, z rozszerzonymi źrenicami, ale to wciąż były oczy, w których się zakochałam.
-Licz - pogładził mnie po policzku
-Dobrze - pokiwałam głową z podekscytowaniem, jak pieprzona nastolatka
Delikatnie musnął swoimi ustami moje, a mimo to po moich plecach przeszedł dreszcz. Zrobił to drugi raz i trzeci, aż w końcu gdy zupełnie już się pogubiłam w jego intencjach to pogłębił nasz pocałunek, wsuwając mi język do buzi. Wplotłam palce w jego włosy, pozwalając mu, żeby dominował w namiętnym tańcu naszych języków. Zawsze mu pozwalam.
-Pierwsza baza - odchrząknęłam, gdy odsunął się ode mnie delikatnie i ułożył mnie na kanapie na plecach - zaliczona
Nie musiałam mówić nic więcej. To mu wystarczyło. Przeniósł usta na moją szyję, jednocześnie wkładając dłonie pod koszulkę, którą miałam na sobie. Brak górnej części bielizny wiele mu ułatwił, bo całując moją szyję, mógł pieścić moje piersi, które coraz bardziej domagały się jego dotyku. Byłam jak narkomanka na głodzie, za każdym razem, gdy na chwilę przestawał mnie dotykać.
-Zbędna część garderoby - zdjął mi przez głowę t-shirt, po czym przyglądał się mojemu ciału - jesteś tak cholernie seksowna i piękna. Jesteś. Kurwa. Idealna.
-Och! - wyjęczałam, gdy zaczął ssać mój sutek, a drugi pieścił kciukiem - Marco!
-Licz Emily - przypomniał mi, całując mój brzuch, a ja wiłam się z rozkoszy
-Zaliczone - pociągnęłam go za włosy - druga baza
Gdy zaczął gładzić moje nogi, od dołu do góry, to wręcz go błagałam, żeby dotknął mnie tam, gdzie najbardziej tego pragnęłam. Ale on był nieugięty, powolny i cholernie pociągający. Drżałam pod jego najmniejszym, najdelikatniejszym dotykiem, czy nawet czując jego oddech na swojej nagiej, rozgrzanej skórze.
-Proszę Marco! Proszę! - spojrzałam mu w oczy - dotknij mnie
-Trochę cierpliwości - przesunął kciukiem, po mojej dolnej wardze - daj mi się sobą nacieszyć
-Nie wytrzymam już - powiedziałam płaczliwie, wyciągając ręce w jego kierunku
-Emily. Poczekaj - pocałował mnie w czoło, jednocześnie zdejmując mi majtki - skarbie, jesteś taka mokra
-O cholera - jęknęłam jak tylko mnie dotknął - trzecia baza
-Co? - warknął
-Zaliczona - przyciągnęłam go do siebie, całując go mocno, z pasją - kocham Cię
Nerwowo i szybko zaczęłam ściągać mu spodnie, dotykając go przy tym najlepiej jak umiałam. Byłam go tak spragniona, że nie mogłam nad sobą zapanować, ale on też nie mógł utrzymać rąk przy sobie. Jak to Marco. Mój Marco.
-Jesteś moją
-Jestem Twoja - powtórzyłam
-Kocham Cię
-Kocham Cię - uśmiechnęłam się delikatnie
-Home run - wymruczał wsuwając się we mnie, a ja wbiłam mu paznokcie w plecy
Home run. O tak. Zaliczone.


Kilka godzin później siedzieliśmy naprzeciwko siebie na łóżku i rozmawialiśmy. O wszystkim. O przeszłości. O teraźniejszości. O naszych planach. O nas.
-Ann coś wspominała, że zaczynasz pracę
-Miałam zacząć po ich ślubie, ale plany mi się trochę zmieniły - zaśmiałam się - zaczynam od sierpnia
-Gdzie? - uśmiechnął się
-W pracowni architektonicznej - oparłam się o zagłówek - nic wielkiego
-Jasne - przewrócił oczami - zawsze tak mówisz, wiesz?
-Bo zawsze tak myślę - zachichotałam
-Zaprojektujesz nam mieszkanie?
-A zapłacisz mi? - zażartowałam
-Pewnie. W naturze - puścił mi oczko, na co uśmiechnęłam się szeroko
-Okej, mogę się na to zgodzić - odparłam swobodnie - w przyszłym roku raczej nie będziesz miał wakacji, prawda?
-Coś na pewno będę miał - posłał mi delikatny uśmiech - tylko mniej niż teraz
-Francja Ci to wynagrodzi - sięgnęłam po poduszkę i przytuliłam ją do siebie - i wygrana
-Skąd wiesz, że wygramy?
-Wierzę w Was. W Ciebie - powiedziałam cicho
-Chodź tutaj - rozłożył szeroko ramiona, a ja z rozkoszą się do niego przemieściłam i pozwoliłam się objąć - ja też w Ciebie wierzę
-Wiem - cmoknęłam go w szyję
-Do Francji jedziemy dopiero w czerwcu, więc jeszcze wszystko się może wydarzyć - pocałował mnie w głowę - w zeszłym roku nauczyłem się, żeby nie planować
Westchnęłam ciężko, nie za bardzo wiedząc co mam powiedzieć. Słyszałam o tym co się stało i było mi go tak strasznie szkoda. Oglądałam zdjęcia w internecie i patrzenie na jego cierpienie wyżerało mnie od środka, ale nigdy nie poruszaliśmy tego tematu.
-Nie smuć się - szepnął mi do ucha - już dawno się z tym pogodziłem
-Dlaczego Ci nie wierzę? - pogładziłam go po policzku - to wciąż w Tobie siedzi, prawda?
-Tylko troszkę - odchrząknął, po chwili - ale czasu nie cofnę i nie mogę tego wciąż roztrząsać
-Od tego czasu częściej łapiesz kontuzje, mam rację?
-Śledzisz moją karierę? - błysnął uśmiechem
-Możliwe - oparłam czoło o jego ramię
-Jest trudniej, bo wciąż coś mi się dzieje - zaśmiał się, ale nie był to wesoły śmiech - ale wydaje mi się, że zaczęło się to wcześniej. Po prostu nie zwracałem na to wielkiej uwagi, co było ogromnym błędem
-Żałujesz, że nie pojechałeś do Brazylii?
Jestem głupia. Nie mogłam zadać gorszego pytania. Muszę przestać najpierw mówić, a dopiero potem myśleć
-Żałowałem - przytaknął - ale teraz już nie
-Dlaczego?
-Bo gdybym pojechał, to wszystko mogłoby potoczyć się zupełnie inaczej - westchnął
-Chcesz zmienić temat? - zachichotałam zerkając na niego
-Może czas skończyć rozmowę? - potarł nosem moje ramię
-I iść spać? - uśmiechnęłam się
-Spać będzie później - ugryzł mnie, a ja pisnęłam cicho
-To bolało - odepchnęłam go, a on się zaśmiał
-I z tego bólu się śmiejesz i cieszą Ci się oczy? - uniósł pytająco jedną brew, na co pokiwałam twierdząco głową
-Bardzo dobrze mnie znasz - uśmiechnęłam się szeroko
-Chciałbym znać Cię lepiej
-I vice versa - ziewnęłam
-Wymęczyłem Cię - pocałował mnie w czoło - kładź się spać
-A co z Twoimi obietnicami? - spytałam sennie
-Nie martw się. Na wszystko przyjdzie czas - ułożył nas na łyżeczkę, przykrył kołdrą i pocałował w skroń
-Dobranoc skarbie
-To nasza pierwsza wspólna noc od dawna - szepnęłam jeszcze
-Wiem. Długo na to czekałem - objął mnie mocniej
-Dobranoc - wtuliłam się w niego i pozwoliłam Morfeuszowi, żeby wciągnął mnie do swojej krainy