[Emily]
Byłam w raju. Już po kilku dniach spędzonych na Barbadosie czułam się fantastycznie, a co dopiero po prawie dwóch tygodniach. Codziennie robiłam mnóstwo rzeczy, czasem biegałam, pływałam, opalałam się, czy zwiedzałam, najwięcej zwiedzałam. Było tak pięknie, że każdego dnia coraz bardziej zachwycałam się widokami, między innymi, dlatego właśnie wstawałam z samego dnia. Nie chciałam tracić chwil, w tak idealnym miejscu. Miałam wolne nie tylko od Dortmundu, złych myśli i całej tej sztywnej atmosfery, ale też od telefonu, internetu, ludzi. Chociaż oczywiście nie od wszystkich. Miałam kontakt z mamą - musiałam się jej meldować, z Ann - ja meldowałam się jej, a ona mnie, z Annie - poznała na weselu państwa Gotze faceta, o którym koniecznie musiała mnie informować, czasem też z Amą - jej sielankowe, rodzinne życie nie zmierza, ani w stronę końca, ani rutyny. Moi przyjaciele załatwili mi najlepszy hotel w całej okolicy, który zapewne kosztował więcej niż byłam sobie w stanie wyobrazić, ale szybko udało mi się przyzwyczaić i chyba jak wrócę do Niemiec, to zaproszę ich na wielką, pyszną kolację. Dni mijały mi szybko i choć czasem po całym dniu padałam spać w opakowaniu, to moje myśli wciąż okupował Marco, pojawiała się w nich również jego szanowna narzeczona. Zastanawiałam się, jak bardzo ucieszył się z wiadomości, że zostanie ojcem, czy przyspieszył decyzję o ślubie, a także wyobrażałam go sobie w roli taty. Byłby i będzie najlepszym tatą na świecie. Wiem to. I żałuję, że to nie moich dzieci będzie ojcem. Kilka minut po przebudzeniu usłyszałam pukanie do drzwi, co było dość dziwne, bo nie zamawiałam obsługi hotelowej, ani nic w tym rodzaju. Zerwałam się z łóżka i pobiegłam otworzyć. Mogłabym spodziewać się, każdego. Każdego oprócz niej.-Yvonne - wykrztusiłam, po kilkunastu sekundach
-Mogę wejść Emily? - uśmiechnęła się delikatnie, a ja wciąż oszołomiona kiwnęłam głową
-Co Ty tu robisz?
-Przyjechałam po Ciebie, muszę Ci coś powiedzieć, a potem musimy wracać do Dortmundu - powiedziała cicho
Cholera. Czy coś się stało?
-O co chodzi? - przełknęłam ciężko ślinę
-O Marco
Widziałam jak kobieta usiadła na fotelu, więc ja usadowiłam się na łóżku. Cały czas jej się przyglądałam, usiłując wyczytać coś z jej twarzy. Niestety najwidoczniej nie potrafię robić takich rzeczy.
-On chciał tu do Ciebie przyjechać - odparła w końcu - ale nie może
-Nie musisz mi tłumaczyć - powiedziałam cierpko - wszystko rozumiem
-Ma zakaz opuszczania miasta, więc tym bardziej nie może wsiąść w samolot i lecieć na Barbados
Zaraz. Moment. Jaki zakaz?!
-Yvonne ja nic nie rozumiem - pokręciłam z niedowierzaniem głową
-Rozumiem, że przez ostatnie dwa tygodnie nie odpalałaś internetu?
-Nie - odparłam nieco ze wstydem
-Wszystko Ci powiem, tylko mi nie przerywaj, dobrze? - spytała, a gdy kiwnęłam głową, na znak zrozumienia to zaczęła mówić dalej - zaraz po poprawinach Marco pokłócił się z Caroline w efekcie czego się rozstali i wyrzucił ją z domu. Kilka dni później został zatrzymany na czterdzieści osiem godzin, bo Caro oskarżyła go o napaść. Ktoś ją pobił i ona utrzymuje, że to Marco, a prokurator jest jej niestety bardzo przychylny. Rozprawa miała się odbyć na początku września, ale przesunęli ją na najbliższy poniedziałek. Emily musisz wrócić do Dortmundu, on Cię teraz potrzebuje
Kłótnia. Rozstanie. Napaść. Areszt. Rozprawa. W głowie mi się kręciło od tego wszystkiego, oczy wypełniły się łzami, które powoli spływały po policzkach i nie byłam w stanie nic powiedzieć.
-Czy on może pójść do więzienia? - szepnęłam
-Nie wiem - westchnęła nieco mniej roztrzęsiona niż ja
-Przecież on nigdy nie uderzyłby kobiety, to niemożliwe, żeby zrobił cokolwiek Caroline - powiedziałam płaczliwie - ona ma w ogóle jakiekolwiek dowody?
-Obdukcje i świadka, ale nie bezpośredniego
-Kto to jest?
-Jej przyjaciółka - mruknęła, a ja omal nie przewróciłam oczami
-Jak on się czuje?
-Trzyma się - wzruszyła ramionami - szukał Cię, naprawdę chciał się z Tobą spotkać albo chociaż skontaktować
Boże. Gdybym tylko nie wyjechała. Dlaczego wyjechałam? Cholera.
-Hej mała - pobiegła do mnie i mnie przytuliła, a ja dopiero zdałam sobie sprawę jak mocno płakałam - już jest w porządku. Nie płacz proszę, zobaczysz, że wszystko się ułoży i będziemy się z tego śmiali. Musimy go najpierw wyrwać ze szponów Caro i jej głupich pomysłów
-Muszę go zobaczyć - pociągnęłam nosem
-Do rozprawy jest w areszcie - pogładziła moje włosy - boją się, że wykręci jakiś numer
-Prawnik? - spytałam wtulając się w nią
-Klubowy - wyjaśniła - obiecał go z tego wyciągnąć
-W porządku - pokiwałam głową - boję się o niego
-Ja też się boję, to mój młodszy braciszek, ale jest niewinny i nie pozwolę, żeby Caroline zrujnowała mu życie
Siedziałyśmy wtulone w siebie, ale tylko ja płakałam i pozwalałam kobiecie, żeby mnie pocieszała. Nie mogłam w to wszystko uwierzyć. Jaką trzeba być osobą, żeby w ramach zemsty oskarżyć kogoś o napaść? I kto w ogóle ją pobił? Sama sobie, przecież tego nie zrobiła.
-Gdybym wiedziała wcześniej to bym już dawno wróciła - jęknęłam
-Nie chcieliśmy Cię martwić. Marco nie chciał
-A co mnie obchodzi, czego on by chciał? - bąknęłam, a ona się uśmiechnęła - tu chodzi o niego, a nie o mnie
-Em nie mam pojęcia czym kierował się mój brat, ale najpierw kazał Cię znaleźć, a jak wiedział już gdzie jesteś to kazał się z Tobą nie kontaktować. Powiedział, że potrzebujesz odpoczynku i na razie nie ma powodu,żeby Cię denerwować
Czyli sam też nie chciał się ze mną kontaktować.
-A gdy przesunęli rozprawę to poprosił, żebyście mnie ściągnęli? - spytałam z nadzieją, ale kobieta pokręciła przecząco głową
-Nie wie, że tu jestem. On chce pokazać wszystkim, że jest twardy i da sobie radę, ale ja go znam i doskonale wiem, że jest przerażony i będzie potrzebował wsparcia. Ty będziesz dla niego najlepszym wsparciem
-Jasne - przełknęłam ciężko ślinę - powinnam się spakować. Kiedy wracamy?
-Za kilka godzin mamy samolot
-Dobrze - kiwnęłam głową, wstając z łóżka
Wyciągnęłam walizki spod łóżka, otworzyłam szafę i przyglądałam się swoim ubraniom. Na początek wyjęłam sobie czystą bieliznę, szarą koszulkę z krótkim rękawem i kolorowym napisem oraz czarne szorty.
-Wezmę szybki prysznic - zakomunikowałam
-Pewnie, leć - machnęła ręką
W ciągu kilkudziesięciu minut wykąpałam się, ubrałam i związałam mokre włosy w luźnego koka. Przy okazji spakowałam wszystkie kosmetyki do kosmetyczki, wyszłam z łazienki, a tam przeżyłam kolejny szok. Wszystkie moje rzeczy leżały złożone w walizce, a Yvonne rozmawiała z kimś przyciszonym głosem przez telefon. Po cichu, żeby jej nie przeszkadzać dopakowałam bagaż, postawiłam go przy drzwiach i spakowałam jeszcze walizkę podręczną.
-Dziękuję - powiedziałam, gdy odłożyłam telefon - nie musiałaś tego robić
-Chciałam - uśmiechnęła się - lepiej się czujesz?
-Jako tako - wzruszyłam ramionami - ale z Marco pewnie jest gorzej
-Em on się boi, jest przerażony i załamany. To wszystko prawda, ale dużo bardziej bał się o Ciebie i myślę, że wciąż się martwi
-O mnie? - zmarszczyłam brwi, niewiele z tego rozumiejąc
-On Ci to wyjaśni, ja nie wiem wszystkiego - spojrzała na mnie przepraszająco - tylko się nie obwiniaj, dobrze? Caroline jest niezrównoważona psychicznie i coś jej odbiło
Doskonale o tym wiem. Tylko … co z ich dzieckiem?
-Zdążyłam zauważyć - skrzywiłam się, nie wypowiadając na głos pytania, które mnie męczyło
-Jesteś już gotowa? Wymeldujemy Cię, zjemy śniadanie i będziemy się zbierać na lotnisko
-Pewnie, możemy iść
Ostatni raz upewniłam się, że wszystko mam, założyłam białe Converse i zgarniając wcześniej swoje walizki, wyszłam z pokoju hotelowego. Kobieta szła koło mnie, jedynie z dużą torbą na ramieniu, a ja zastanawiałam się, czemu zgodziła się tu po mnie przyjechać. Mia jest jeszcze taka malutka. Czy kiedyś już rozstawały się na długo?
-Wystarczyło zadzwonić i bym wróciła. Nie musiałaś przylatywać
-Musieliśmy mieć pewność, że jesteś cała i wrócisz bezpiecznie
-Ann i Mario są już w Dortmundzie?
-Tak, wrócili wczoraj
-Okej - uśmiechnęłam się blado, wchodząc do windy - to dobrze
Kilka minut później wymeldowałam się z pokoju, a siostrze piłkarza udało się przekonać menadżera hotelu, że to wyjątkowa sytuacja i, żeby zwrócili nam część pieniędzy. Dzięki niech państwo Gotze odzyskali nieco ponad połowę kwoty. Lepsze to niż nic.
-Co byś chciała zjeść? Ja jestem tak głodna, że zjadłabym konia z kopytami - powiedziała rozglądając się po sali
-W zasadzie to …
-Tylko nie mów, że nie jesteś głodna - przerwała mi idąc do stolika
-W porządku. Weź mi cokolwiek - machnęłam ręką - popilnuję rzeczy
-Okej - uśmiechnęła się szeroko, idąc w stronę bufetu śniadaniowego
Nie minęło nawet dziesięć minut, a kobieta przyszła z pełnymi jedzenia talerzami. Omal nie dostałam zawału na ten widok.
-Yvonne, nie zjemy tego - prawie pisnęłam - oszalałaś?!
-Bez przesady. Damy radę - zachichotała, a ja zastanawiałam się skąd nagle ma taki dobry humor
-Yhmm - sięgnęłam po filiżankę i upiłam łyk kawy
-Czy można rozmawiać na poważne tematy przy śniadaniu?
-Dlaczego pytasz?
-Bo chcę z Tobą pogadać
-Nawet wiem o czym - mruknęłam
-Wiem, że wszyscy wtrącamy się w Wasze sprawy i pewnie macie już dość, ale cholera Wy nie możecie się dogadać. Z czego to wynika?
-Sama nie wiem - wzruszyłam ramionami - po prostu to tak samo wychodzi
-Gdybyście byli ze sobą szczerzy to pewnie byłoby inaczej - zasugerowała
-A skąd wiesz, że nie jesteśmy? - uśmiechnęłam się delikatnie
-Bo widzę jak na siebie patrzcie, a do tego widzę jak się zachowujecie. Jedno wyklucza drugie
-Yvonne posłuchaj - zaczęłam - to skomplikowane. Wiem, że Wy uważacie, że tak nie jest, ale to moje życie. Moje i Marco. Skoro mamy problem z dogadaniem się to znaczy, że dla nas nie jest to takie proste. W ostatnim czasie wydarzyło się tak wiele, że straciłam już rachubę, teraz chciałam spróbować i znowu się nie udało. Nie mam siły na to, muszę wyluzować, ale jak widzisz ktoś tam ja górze nie chce mi na to pozwolić
-Co to znaczy? - zmarszczyła brwi
-To znaczy, że mimo krótkiego odpoczynku znowu coś zwaliło mi się na głowę, ale nie to jest teraz najważniejsze. Teraz muszę pomóc Twojemu bratu i go wspierać, a potem oboje będziemy potrzebowali przerwy
-Emily - położyła głowę na stole - jaką przerwę? Ile chcesz mieć lat jak wreszcie szczerze pogadacie? Osiemdziesiąt?
Zaśmiałam się, ale zaraz znowu spoważniałam.
-Nie zamierzam robić sobie przerwy z Twoim bratem, ani się od niego odsuwać. Naprawdę. Ale nie chcę nic przyspieszać, ani spowalniać. Chcę pozwolić, żeby moje życie toczyło się swoim rytmem, w takim tempie jakim powinno. Chciałabym odzyskać spokój i poczucie bezpieczeństwa.
-To brzmi rozsądnie - przyznała mi rację - ale Marco nie jest cierpliwym człowiekiem
-Wiem - roześmiałam się kolejny raz - nie zamierzam go na siłę powstrzymywać
-Alleluja! - uniosła ręce do góry, a ja przewróciłam oczami - wreszcie stanie się cud
-Najpierw niech stanie się cud i Caroline się ogarnie - westchnęłam - albo stanę przed sądem z tymi samymi zarzutami co Marco
-Chciałabym zobaczyć jak spuszczasz jej łomot - szepnęła konspiracyjnie - poważnie. Nawet bym Ci pomogła
-Pewnie nie tylko Ty - zażartowałam
-Kochasz mojego brata - powiedziała po minutach milczenia, a ja kiwnęłam głową - nigdy nie przestałaś go kochać
-Byłam głupia, że od niego odeszłam. Nie wiem, czy kiedykolwiek przestanę o tym myśleć
-On każdego dnia obwinia się, że pozwolił Ci odejść. No i za to, że do tego dopuścił
-Teraz wiem, że to nie była jego wina - skrzywiłam się - ale czułam się taka skrzywdzona, że nie mogłam przestać go obwiniać
-Mama od początku mówiła, że jesteście dla siebie stworzeni. A potem się rozstaliście i nikt nie mógł w to uwierzyć. To było takie nierealne - pokręciła z niedowierzaniem głową - jego świat totalnie się zmienił
-A ja nagle wróciłam i znowu wywróciłam wszystko do góry nogami
-Nie - uśmiechnęła się - sprawiłaś, że wszystko wróciło na swoje miejsce
Wzruszenie ścisnęło mnie za serce, ale nie mogłam się znowu rozpłakać.
-Zawsze należałaś do naszej rodziny - spojrzała na mnie z siostrzaną miłością - i to się nigdy nie zmieni
-Byłam pewna, że będziecie mnie nienawidzili - szepnęłam - a potem jakimś cudem Mela się ze mną skontaktowała i była taka cudowna. Wiedziałam, że chcecie być neutralne, ale przez chwilę mogłam wierzyć, że jesteście po mojej stronie i mnie rozumiecie
-Byłyśmy neutralne, bo nie mogłybyśmy wybrać między Tobą, a Marco. Nie zmieni to jednak faktu, że rozumiałyśmy Ciebie i jego też. Postąpiliście pochopnie. Oboje. Byliście młodzi i w głębi serca przerażeni ślubem, to się zdarza
-Już wiem, czemu jesteś psychologiem - uśmiechnęłam się, a ona zachichotała - możesz kontynuować, jeśli chcesz. Uwielbiam Cię słuchać
-Minęło wystarczająco dużo czasu, żebyście pozbyli się poczucia winy i przestali żyć przeszłością, a skupili się na tym co jest teraz. Nie wierz w to co mówią ludzie. Wina nigdy nie leży po jednej stronie, a Ci którzy tak twierdzą, nie chcą się przyznać do błędu
-Poważnie? - zmarszczyłam nos patrząc na nią - a co gdy jedna osoba zdradza? Albo co w przypadku przemocy domowej?
-Em przemoc domowa to zupełnie co innego - skrzywiła się - nie wrzucamy wszystkiego do jednego worka
-Przepraszam - uśmiechnęłam się przepraszająco - ale co ze zdradą?
-Osoba szczęśliwa i spełniona nie zdradza - upiła łyk zielonej herbaty - ja tak uważam
-Masz rację - kiwnęłam głową
Ja zdradziłam Theo. Marco zdradził Caroline. Z mojej strony to było świadome i dobrowolne. I Yvonne miała rację. Gdybym była szczęśliwa i spełniona to bym tego nie zrobiła, ale nie byłam. Czegoś mi brakowało. Kogoś.
Przeklęłam w duchu korki i taksówkę, którą jechałam. Nienawidzę się spóźniać, ale oczywiście kogo to obchodzi? Gdy wreszcie dojechałam na miejsce to szybko zapłaciłam kierowcy, po czym wręcz wbiegłam do budynku. Mało kto pracuje w sobotę, ale prawnik Marco miał zapewne jeszcze sporo roboty przed poniedziałkową rozprawą. Trener umówił mnie na spotkanie z klubowym adwokatem, ale nie chciałam iść sama, więc ubłagałam Melanie, żeby wybrała się ze mną. I to ja oczywiście byłam spóźniona. Cholera.
-Bardzo przepraszam za spóźnienie - jęknęłam wchodząc do gabinetu - straszne korki na mieście
-Nic się nie stało - uśmiechnął się mężczyzna w średnim wieku
-Emily Brown - wyciągnęłam do niego swoją drżącą ręką - proszę mi mówić po imieniu
-Richard Hubauer - uścisnął moją dłoń i wskazał krzesło obok siostry blondyna - proszę usiąść
-Dziękuję bardzo
Opadłam na krzesło, przywitałam się z kobietą i spojrzałam wyczekująco na prawnika.
-Melanie mówiła mi, że jesteś dla Marco jak rodzina i nie muszę mieć przed Tobą tajemnic
-Cóż … przyjaźnimy się - odchrząknęłam - martwię się o niego
-W porządku. Jak wiesz Marco jest oskarżony o napad - kiwnęłam głową, więc kontynuował - pani Bohs ma dowody na potwierdzenie swojego oskarżenia. Poddała się bardzo szczegółowej obdukcji, złożyła zeznania przeciwko Marco i ma świadka, który widział ją po rzekomym zdarzeniu
-Dobrze, ale nie ma świadka, który widział jak Marco ją bił - przerwałam mu - słowo przeciwko słowu
-Nie ma też świadka, który potwierdziły, że gdy Marco wychodził z mieszkania, to jego narzeczona była cała i zdrowa
-Była narzeczona - skorygowała go Mela
-W takim razie, czy to co Caro ma przeciwko Marco wystarczy, żeby go skazać? - przełknęłam ciężko ślinę - a jeśli tak to co mu grozi?
-To zależy od sądu. Może być to kara grzywny, kara ograniczonej wolności, a w najgorszym wypadku kara pozbawienia wolności
-Na ile?
-Maksymalnie do roku - spojrzał na mnie - ale nie dopuszczę do tego
-Skoro może dostać, tylko grzywnę to po cholerę zatrzymali go w areszcie do czasu rozprawy?
-Prokurator tak postanowił - wzruszył ramionami - zdaje się, że jeśli chodzi o przemoc wobec kobiet to jest bezwzględny
-Fajnie, że Marco musi cierpieć przez to, że Caroline jest taka głupia - powiedziałam gorzko
-Richardzie - zaczęła Melanie - Emily chciałaby być na rozprawie
-Oczywiście, wpiszę ją na listę - potarł dłonią kark - ale szczerze mówiąc myślałem o czymś jeszcze
-Tak? - zmrużyłam oczy
-Słyszałem, że byłaś narzeczoną Marco, byliście razem dość długo, prawda?
-No tak - przytaknęłam zawstydzona
-Chciałbym, żebyś zeznawała. Znasz go. Mogłabyś powiedzieć jaki był kiedyś i jak Cię traktował
-To było zbyt dawno, żeby sąd wziął to pod uwagę - skrzywiłam się - ktoś jeszcze że zeznaje?
-Kilka osób - uśmiechnął się i ja zrobiłam to samo - psycholog klubowy, którego opinia sprzed kilku tygodni jest już w aktach, trenerzy, kilku zawodników, osoby z najbliższego otoczenia. Nawet kilku sąsiadów
-Ale nikt nic nie widział - westchnęłam - czy to pomoże?
-Nawet jeśli nie będziemy mieli dowodu, że Caroline kłamie to udowodnimy, że Marco nigdy nie był agresywny i sąd będzie łagodniejszy
-Jest niewielka szansa, że zostanie uniewinniony, tak?
-Walczymy do ostatniego gwizdka - posłał mi pocieszające spojrzenie - obiecuję, że zrobię wszystko co w mojej mocy
-A jakby ona się przyznała przed sądem do kłamstwa? - spytałam tracąc nadzieję
-Skoro do tej pory nie zmieniła zeznań, to w poniedziałek też tego nie zrobi - odchylił się na krześle
-A gdyby tak jakoś ją przekonać? Porozmawiać z nią? - zasugerowałam
-Absolutnie nie Emily! Nawet nie próbuj się z nią kontaktować
-Richard ma rację - poparła go moja niedoszła szwagierka - możesz zaszkodzić nie tylko Marco, ale też sobie
-To co mam siedzieć z założonymi rękami i czekać na wyrok?
-Na razie tak
-Na razie? - prawie pisnęłam - po jutrze jest rozprawa, która można zniszczyć mu reputację
-Nie było jeszcze rozprawy, a brukowce już o nim mówią - jęknęła jego siostra - to chyba numer jeden w Niemczech teraz
-Caroline zapłaci za to co zrobiła - mruknęłam
-Emily wiem, że to nie jest łatwe, ale powstrzymaj się od jakichkolwiek zbędnych ruchów. Może omówimy Twoje zeznania?
-A co tu trzeba omawiać? - zmarszczyłam brwi - powiem prawdę
-Sąd i adwokat Caro mogą Cię pytać o dość nieprzyjemne rzeczy
-Jaki na przykład?
-Czy Marco kiedykolwiek Cię uderzył, czy był agresywny, czy się go bałaś - zerknął na mnie, po czym skupił się na notatkach - za te pytania dam sobie uciąć rękę
-Na każde z tych pytań odpowiedź brzmi nie - bąknęłam - wszyscy o tym wiedzą
-Jaka jest opinia psychologa? - spytała cicho Melanie
-Pozytywna. Nie potwierdza żadnych zarzutów Caroline
-A tego biegłego?
-Biegłego psychologa? - spytałam z niedowierzaniem
-Prokurator wysłał Marco na badania, bo jak twierdził psycholog klubowy mógłby być nieprofesjonalnie nastawiony, a po za tym jego opinia jest sprzed kilku tygodni - westchnął prawnik - ale nie znam wyników. Wszyscy dowiemy się w poniedziałek
-O której jest rozprawa?
-O dziesiątej
-Wiadomo jak długo może potrwać?
-To zależy - wzruszył ramionami - mam nadzieję, że nie. No i dobrze by było, gdyby wyrok zapadł od razu
-Jeśli coś pójdzie nie tak to będziesz się odwoływał?
-Oczywiście - prychnął,po czym dodał na rozluźnienie atmosfery - ja nie przegrywam
-To chyba oczywiste - uśmiechnęłam się szeroko - czy jest coś jeszcze do omówienia?
-Nie, ale przygotuj się, że mogą Cię maglować w poniedziałek
-Jasne, ale spokojnie. Łatwo się nie dam - zachichotałam wstając z miejsca, więc on zrobił to samo i zapiął swoją marynarkę
-Do zobaczenia - uścisnął moją dłoń, po czym w ten sam sposób pożegnał się z Melanie
-Do zobaczenia - westchnęłam wychodząc
Gdy stałyśmy na ulicy to wygładziłam swoją śliwkową sukienkę i spojrzałam na mamę Niko.
-Dobrze, że już jesteś - przytuliła mnie mocno
-Ciebie też dobrze widzieć - objęłam ją - wyskoczymy na jakąś kawę?
-Bardzo chętnie! - uśmiechnęła się - muszę ochłonąć
-Dlaczego muszę być na liście, żeby wejść na rozprawę? - spytałam, gdy szłyśmy w stronę kawiarni
-To ma być rozprawa zamknięta, nie chcemy żeby reporterzy mogli na nią wejść. Nigdy nie wiadomo, co takiego Caroline by chciała powiedzieć publicznie
-No tak - przewróciłam oczami - rozumiem
-Jak było na wakacjach?
-Bardzo przyjemnie, trochę sobie odpoczęłam
-Pięknie się opaliłaś - spojrzała na mnie rozmarzona - chociaż Ty po prostu masz idealną karnacje
-Nie prawda - zaśmiałam się - w zimę mogę być blada jak ściana
-W porównaniu z Marco to zawsze wyglądasz na opaloną - zażartowała
-Ale on dużo szybciej łapie słońce i też opala się na brązowo. U niego dłużej się to utrzymuje - przepuściłam ją w drzwiach
-Chyba tylko ja w tej rodzinie opalam się na czerwono - odwróciła się, żebym zobaczyła jej naburmuszoną minę, a ja wybuchłam śmiechem
-Dzień dobry, co sobie pani życzy? - spytał uprzejmie facet na kasie
-Dzień dobry, poproszę latte z syropem karmelowym - uśmiechnęłam się szukając w torbie portfela
Mela oparła się o ladę tuż koło mnie i w spokoju studiowała menu, po czym o dziwo zamówiła zieloną herbatę. Zdezorientowana zmarszczyłam brwi, ale gdy zwróciła na mnie uwagę to uśmiechnęłam się szeroko.
rozdział świetny! oby zeznania emily pomogły marco i wtedy będą razem i będą szczęśliwi
OdpowiedzUsuńcały czas opóźniasz akcje ... czy oni w końcu ze sobą pogadają?
OdpowiedzUsuńNiech to wszystko obróci się przeciwko Caro. Jak ona mnie wkurza.
OdpowiedzUsuńNiech Em i Marco już będą razem ❤❤❤