piątek, 27 stycznia 2017

27.

[Emily]
Byłam tak zestresowana, że jeszcze chwila, a zaczęłabym obgryzać paznokcie, żeby tylko się czymś zająć. Stałam przed lustrem i wpatrywałam się w swoje odbicie. Założyłam czarne, eleganckie spodnie, białą bluzkę w czarne paski i białą marynarkę, a do tego czarne szpilki i duża torba. Wyglądałam ładnie, elegancko i poważnie. To dobrze. Powinnam zrobić przed sądem jak najlepsze wrażenie. Od soboty przygotowywałam się mentalnie na przesłuchanie, ale nie do końca byłam pewna czego mam się spodziewać. Bałam się, że coś pójdzie nie tak, że adwokat Caroline zagoni mnie w kozi róg i wszystko spieprzę. Na to nie mogłam sobie pozwolić.
-Emily - głos mojej siostry wyrwał mnie z zadumy - taksówka właśnie podjechała
-Dzięki, już idę - uśmiechnęłam się blado
-Jak się czujesz?
-W porządku - wzruszyłam ramionami, wrzucając do torebki ostatnie potrzebne rzeczy
-Postanowiłam, że przyjadę do sądu - poinformowała mnie, gdy schodziłyśmy po schodach - na salę nie wejdę, ale poczekam na korytarzu
-Tylko zmarnujesz czas - skrzywiłam się
-Mam go wystarczająco dużo, żebym mogła go trochę - zażartowała - przyjadę jak rozprawa już się zacznie, dobrze?
-Dobrze - wyszeptałam przytulając ją - dziękuję
-Trzymaj się Em - posłała mi troskliwe spojrzenie, a ja kiwnęłam głową i wyszłam z domu
Poprosiłam taksówkarza, żeby zawiózł mnie na ulicę równoległą do tej, na której mieści się sąd. Chciałam się jeszcze przejść i trochę odetchnąć lipcowym powietrzem. Moje obcasy stukały cicho o chodnik, gdy żwawo szłam do celu. Mijając kiosk zauważyłam kątem oka zdjęcia Marco. Zatrzymałam się, aby lepiej się przyjrzeć i moim oczom ukazały się nagłówki chyba wszystkich możliwych gazet. Przerażona podeszłam bliżej. 

“ZNANY PIŁKARZ DAMSKIM BOKSEREM!” 
“MARCO R. STANIE PRZED SĄDEM!” 
“ZNANY, UWIELBIANY … SADYSTA?” 
“MARCO R. ZNĘCAŁ SIĘ NAD SWOJĄ DZIEWCZYNĄ!”
“CO DALEJ Z KARIERĄ DAMSKIEGO BOKSERA?” 
“CZY MARCO R. BĘDZIE MIAŁ JESZCZE SZANSĘ SKRZYWDZIĆ KOLEJNE KOBIETY?” 
“CO WSTĄPIŁO W GWIAZDĘ BORUSSII DORTMUND?”

Krew mnie zalewała, gdy to wszystko czytałam. Miałam ochotę wykupić wszystko i sprzedać, ale to nie jedyny kiosk w tym mieście, w tym kraju, na tym kontynencie. Miałam wrażenie, że cały świat już wie o tych absurdalnych oskarżenia Caroline. Czy o to jej właśnie chodziło? O zrujnowanie życia Marco? Miałam ochotę wydrapać jej oczy, a nasiliło się to jeszcze bardziej, gdy tylko zobaczyłam ją na korytarzu sądu. Wyglądała strasznie, wciąż nosiła na sobie ślady pobicia. Ale ja jej nie współczułam. Nie mogłam. Minęłam ją bez słowa, kierując się w stronę prawnika. Obok niego stały siostry oraz rodzice Marco, jednak jego nigdzie nie było.

-Gdzie jest Marco?
-Już na sali - wyjaśniła pani Reus - cieszę się, że tu jesteś Emily
-Nie mogłabym być nigdzie indziej - uśmiechnęłam się blado
-Chodźmy na salę, zaraz się zacznie - powiedział Richard, ale ja się zawahałam
-Gdzie Ann i Mario?
-Zaraz tutaj będą, nie panikuj - najstarsza z dzieci państwa Reus objęła mnie i razem weszłyśmy na salę
Wtedy go zobaczyłam. Siedział przybity na ławie oskarżonych i wpatrywał się w swoje spięte kajdankami nadgarstki. Chciałam do niego podejść, ale jego siostra mnie powstrzymała.
-Teraz nie powinnaś do niego iść - westchnęła - poczekaj do końca rozprawy
-Łatwo powiedzieć - mruknęłam, ale posłusznie usiadłam na swoim miejscu
Kilkanaście minut później na sali byli już wszyscy, wszedł sędzia i rozprawa się rozpoczęła. Siedziałam między Yvonne, a Ann, które starały się dawać mi otuchy, ale niewiele to pomagało. Blondyn zobaczył mnie bardzo szybko, ale tak szybko jak mnie zauważył tak szybko odwrócił wzrok. Żadnego uśmiechu, żadnego dłuższego spojrzenia. Jakbym była my totalnie obojętna. Zdawałam sobie sprawę, że nie chciał nic komplikować, tym bardziej, że wszyscy na niego patrzyli, ale jakaś część mnie była urażona. Z przerażeniem słuchałam zeznań Caroline, a potem Marco. Zupełnie się rozbiegały i choć wierzyłam w niewinność Marco, to wiedziałam, że sąd ma słowo przeciwko słowu i będzie ciężko wygrać. Bez jednoznacznych dowodów się nie uda. Cholera.
-Britta Hackenberg - usłyszeliśmy wszyscy, a ja rozejrzałam się nerwowo
Z jednego z ostatnich rzędów wstała niezbyt wysoka, szczupła blondynka. Sztuczne piersi rozsadzały za małą, białą koszulkę, a czarna spódniczka była tak krótka i obcisła, że aż zrobiło mi się słabo. Ja wszystko rozumiem, ale żeby ubrać się tak do sądu? Poważnie? Z tego całego zamyślenia ominęłam moment, gdy kobieta się przedstawiała i ocknęłam się dopiero jak zaczęła odpowiadać na pytania sędziego.
-Kim pani jest dla oskarżonego?
-Jestem najbliższą przyjaciółką jego byłej narzeczonej - powiedziała zerkając na Marco morderczym wzrokiem
-Jak długo go pani zna?
-Od kiedy spotka się z Caroline, czyli trochę ponad dwa lata
-Co może nam pani powiedzieć o wydarzeniach z 28 czerwca bieżącego roku?
-Caroline zadzwoniła do mnie około piętnastej, żeby porozmawiać o weselu i poprawinach, gdy nagle usłyszałam jak Marco wrzeszczy na Caroline. Dosłownie wrzeszczał. Słyszałam jak mówiła do niego, żeby się uspokoił, a potem telefon upadł na podłogę i połączenie się urwało. Dzwoniłam jeszcze kilka razy, ale to nic nie dało. Kilka godzin później przyszła do mnie zapłakana i pobita, była tak przerażona, że nawet nie dała się dotknąć. Nie wiedziałam co mam robić, dopiero w poniedziałek rano udało mi się ją namówić na obdukcję i to, żeby poszła na policje
-Czy pani Bohs wskazała pana Reusa jako jedynego sprawcę?
-Tak
-Rozumiem - kiwnął głową, po czym oddał głos adwokatowi Caroline
-Czy pani Bohs kiedykolwiek skarżyła się na swojego narzeczonego?
-Czasami się kłócili, ale nie chciała o tym za dużo rozmawiać
-Czy pan Reus był agresywny wobec pani Bohs?
-Mówiła, że boi się go, gdy się kłócą - powiedziała drżącym głosem, a ja omal nie przewróciłam oczami - zdarzało się, że po kłótniach nie chciała się ze mną widywać albo ubierała się tak, żeby zakryć jak najwięcej ciała
-Dziękuję, nie mam więcej pytać - spojrzałam zdezorientowana na Ann, a ona wzruszyła ramionami
Gdy Richard podniósł się z miejsca i zapiął marynarkę na jeden guzik to nie spuszczałam go z wzroku. Pewnie podszedł bliżej przyjaciółki Caroline, po czym spojrzał na nią zimnym wzrokiem.
-Czy kiedykolwiek była pani bezpośrednim świadkiem kłótni między panią Bohs, a panem Reusem?
-Nie
-A może pani wskazać datę kiedy ostatni raz się pokłócili? Oczywiście w przybliżeniu - uśmiechnął się drwiąco
-Ja … ja … - rozejrzała się po sali - nie pamiętam
-Dobrze. Czy kiedykolwiek oprócz dwudziestego ósmego czerwca widziała pani ślady pobicia na ciele pani Bohs?
-Nie - przełknęła ciężko ślinę
-To może chociaż pani o nich słyszała?
-Caroline nie mówiła mi o takich rzeczach - wyjąkała
-Ale mówiła pani, że jesteście najbliższymi przyjaciółkami
-Tak - kiwnęła głową - ale nawet najbliższe przyjaciółki nie rozmawiają o takich rzeczach
-O której godzinie dokładnie zjawiła się u pani pokrzywdzona? - spytał zerkając na Marco
-Dokładnie nie jestem pewna, ale było już ciemno - skrzywiła się - tak, na pewno było ciemno
-Wobec tego musiało to być około godziny dwudziestej drugiej - spojrzał na sędziego, a potem na swojego przeciwnika - czy od godziny piętnastej do dwudziestej drugiej kontaktowała się z panią pani przyjaciółka?
-Nie - pokiwała przecząco głową
-Dziękuję. Nie mam więcej pytań - wrócił zadowolony na swoje miejsce, a ja uśmiechnęłam się szeroko
-Może pani wrócić na swoje miejsce - westchnął sędzia
-Emily Brown - usłyszałam i poczułam, że serce bije mi jeszcze szybciej
-Dasz radę - szepnęła Ann - będzie dobrze
Podeszłam do pulpitu, oparła dłonie na barierkach i spojrzałam na sędziego. Obowiązkowo spytał mnie o najważniejsze dane osobowe, a ja odpowiedziałam bez zająknięcia.
-Kim jest pani dla oskarżonego?
-Byliśmy zaręczeni, a teraz się przyjaźnimy
-Jak długo go pani zna?
-Kilkanaście lat, poznaliśmy się w szkole podstawowej
-A jak długo byliście parą?
-Sześć lat - odparłam pewnie
-Czy może pani powiedzieć cokolwiek o wydarzeniach z dwudziestego ósmego czerwca?
-Nie, nie było mnie wtedy w kraju - westchnęłam - ale dzień wcześniej na weselu Ann-Kathrin i Mario Gotze, pani Bohs mi groziła
-Pani Bohs czyli pokrzywdzona? - upewnił się, a ja kiwnęłam głową
-Tak - potwierdziłam jeszcze, zerkając na Caro, która usiłowała zabić mnie wzrokiem
-Proszę nam o tym opowiedzieć
Wzięłam głęboki oddech, po czym zaczęłam mówić. Wszystko to uzupełniało i potwierdzało część zeznań Marco, który bez żadnych skrupułów przyznał przed sądem, że pokłócił się z Caroline z mojego powodu i przyznał, że była to poważna kłótnia, która wbrew zeznaniom jego byłej narzeczonej, nie skończyła się pobiciem.
-Dziękuję bardzo. Czy obrońcy mają jakieś pytania?
Pierwszy “zaatakował mnie” adwokat Marco, z czego bardzo się cieszyłam.
-Czy w trakcie trwania pani związku z oskarżonym, bała się go pani?
-Nie
-Czy był wobec pani agresywny?
-Nie
-Czy kiedykolwiek podniósł na panią rękę?
-Nie
-A czy którakolwiek z wymienionych przeze mnie rzeczy ma miejsce teraz?
-Nie - pokręciłam przecząco głową
-Czy przyjaźniła się pani z panią Bohs?
-Kilka razy się spotkałyśmy, ale trudno to nazwać przyjaźnią
-Czy pani Bohs panią manipulowała?
-Tak
-W jaki sposób? - wtrącił sędzia
-Wmawiała mi, że jest moją przyjaciółką, że mi ufa, że zdaje sobie sprawę, że nie mam zamiaru odbić jej narzeczonego. Dopiero jak się postawiłam to zmieniła nastawienie o zaczęła mi grozić
-Czy pani zdaniem pan Reus byłby zdolny, żeby uderzyć panią Bohs?
-Nie. Marco nie uderzyłby ani mnie, ani Caroline, ani żadnej innej kobiety
-Dziękuję, nie mam więcej pytań
-Ja za to mam kilka - uśmiechnął się prawnik Caro, a ja miałam ochotę mu przywalić - jak długo nie widziała się pani z panem Reusem?
-Ponad 3 lata - odparłam
-A jak dużo czasu od pani powrotu do Niemiec spędziliście razem?
-Dość sporo - powiedziałam zgodnie z prawdą, na co on nieznacznie zmarszczył brwi, jakby spodziewał się innej odpowiedzi
-Ile z tego czasu spędziliście sami?
-Większość
-Kłóciliście się? - spytał po dłuższej chwili milczenia
-Nie, czasem zdarzały się drobne sprzeczki, ale były nieistotne
-Czego dotyczyły?
-Tego czy powinnam pić alkohol po poronieniu - przełknęłam ciężko ślinę - albo czy iść na spacer rano czy wieczorem
-Czy pan Reus zdradzał panią Bohs z panią?
-Pocałowaliśmy się, ale to nic nie znaczyło - westchnęłam - oboje byliśmy pod wpływem alkoholu
-Czy oskarżony nadużywa alkoholu?
Brawo Emily.
-Nie. Jest sportowcem i nie pije często
-Jest pani pewna?
-Tak, znam go
-Przed chwilą powiedziała pani, że byliście pod wpływem alkoholu - przypomniał mi, a ja omal nie przewróciłam oczami
-Panu nigdy nie zdarzyło się napić alkoholu?
-Ja tu jestem od zadawania pytań - warknął
-To było po tym jak straciłam swoje dziecko. Byłam załamana i zrozpaczona, chciałam topić smutki w alkoholu. Pierwszego dnia piłam sama, a Marco dopilnował, żebym wzięła leki i poszła spać - mówiłam zastanawiając się po co to opowiadam - kilka dni później był mecz. Wypiliśmy po jednym piwie, a w przypływie emocji,po wygranym meczu się pocałowaliśmy. To trwało zaledwie kilka sekund
Prawnik Caroline nie wydawał się przekonany, ale sędzia na którego spojrzałam patrzył na mnie z podziwem. Serio? Jestem szczera i mówię prawdę. To chyba normalne.
-Dobrze - odchrząknął - dlaczego rozstała się pani z oskarżonym?
-Przez nieporozumienie
-A mimo wszystko uciekła pani do Londynu
-Nie uciekłam, tylko wyjechałam - uśmiechnęłam się słodko precyzując jego wypowiedź
-Czy oskarżony chciał panią zmusić do ślubu?
-Nie
-Czy Marco Reus znęcał się nad panią psychicznie?
-Nie - skrzywiłam się
-A może bił panią? Katował? Gwałcił? - spytał ostro, wpatrując się we mnie tak intensywnie, że aż się wzdrygnęła
-Nie - prawie pisnęłam - nic z tych rzeczy
-Kłóciliście się będąc parą?
-Oczywiście, że czasem się kłóciliśmy, jak to w związku. Raz jest lepiej, a raz gorzej
-Jak poważne były to kłótnie?
-Nie były zbyt poważne. Może raz czy dwa zdarzyło się, że było poważnie
-Co to znaczy?
-To znaczy, że prawie się rozstawaliśmy, ale byliśmy dzieciakami i takie rzeczy były normalne
-Jak często się kłóciliście? - spytał, a ja zastanawiałam się, po cholerę wałkuje temat kłótni
-To znaczy? - dopytałam
-Ile razy w tygodniu?
-Interesuje też pana jak często uprawialiśmy seks? - zapytałam zirytowana, a kilka osób na sali parsknęło śmiechem
-Panno Brown - powiedział oburzony sędzia, ale w oczach błyszczało rozbawienie - następnym razem będę musiał ukarać panią grzywną
-Przepraszam - mruknęłam i spojrzałam na adwokata “pokrzywdzonej” - myślę, że sprzeczaliśmy się może kilka razy w miesiącu. O to na co idziemy do kina, u kogo nocujemy, czy w jakiej knajpie jemy obiad
-Nie mam więcej pytań - bąknął
-Może pani wrócić na swoje miejsce - uśmiechnął się sędzia
Zadowolona wróciłam na swoje miejsce, a moja przyjaciółka posłała mi szeroki uśmiech.
-Byłaś świetna mała - szepnął Mario
-Dziękuję - odetchnęłam z ulgą, że już po wszystkim
-Marco będzie Ci za to mocno dziękował - zachichotała modelka
-O ile to coś dało - mruknęłam
-Zalazłaś za skórę Caro i jej prawnikowi. Jestem z Ciebie dumna
-To nie było takie łatwe - wypuściłam ze świstem powietrze - czasem byłam poważnie przerażona, że powiedziałam za dużo
-Mówiłaś prawdę i niczego nie pominęłaś. To się chwali
Kolejni świadkowie zeznawali na korzyść Marco, ale to wciąż były tylko poboczne zeznania. Nic co mogłoby poważnie konkurować z obdukcją i zeznaniami Caroline. Co chwila na nią zerkałam i choć nie wyglądała na taką pewną siebie jak na początku, to widziałam też, że nie zamierza się poddawać. Cholera. Mijały sekundy, minuty, godziny, a sprawa wciąż tkwiła w martwym punkcie. Traciłam powoli nadzieję, gdy nagle telefon zawibrował mi w torebce. Szybko rozejrzałam się po sali, ale nikt nie zwrócił na to najmniejszej uwagi. Dyskretnie wyjęłam smartfona i przeczytałam wiadomość od mojej siostry, która sprawiła, że poziom nadziei w moim organizmie powiększył się dziesięciokrotnie.
“Em jakaś kobieta chodzi po korytarzu i twierdzi, że musi zeznawać, bo wszystko wie, ale ochrona nie chce jej wpuścić. Wydaje się cholernie wiarygodna i zmartwiona.”
“Zaraz coś wymyślę. Nie pozwól jej wyjść.”
Podałam telefon z otwartymi wiadomościami do Melanie, a ona podała go Richardowi. Kiwnął głową na znak zrozumienia, po czym przerwał świadkowi, zwracając się do sędziego.
-Wysoki Sądzie wnoszę o piętnaście minut przerwy. Pojawiły się nowe dowody w sprawie i chciałbym je sprawdzić, zanim zaprezentuje je tutaj na sali - usłyszeliśmy wszyscy i modliłam się, żeby sędzia się zgodził
-Dobrze. Piętnaście minut i ani chwili dłużej - odparł
Gdy tylko sędzia opuścił salę rozpraw to prawnik piłkarza wybiegł z sali. Chciałam iść za nim, ale powstrzymał mnie Mario. Może to i lepiej. Przez cały kwadrans przerwy, ani na moment nie wyszłam na korytarz i co chwila zerkałam na Marco, który udając niewzruszonego siedział wyprostowany na krześle i wpatrywał się w jakiś punkt przed sobą. Caroline natomiast tak się zestresowała, że nerwowo wykręcała palce i patrzyła wszędzie, nawet na mnie. Jej zdenerwowanie, tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że bezczelnie kłamała z tymi oskarżeniami. Miałam, tylko nadzieję, że ta kobieta ma coś sensownego do powiedzenia i to pomoże. W niej ostatnia nadzieja nas wszystkich. Po wyznaczonym czasie wszyscy znowu zebrali się w sali, adwokat porozmawiał z sędzią i swoim przeciwnikiem, po czym kobieta została wezwana na świadka. Niepewnie podeszła do pulpitu, przedstawiła się i zaczęła mówić. A ja zbierałam szczękę z podłogi.
-Kim jest dla pani oskarżony? - czyli standardowe pytanie na sam początek
-Jest moim sąsiadem
-Jak długo się znacie?
-Oficjalnie się nie poznaliśmy - odchrząknęła - ale znam z widzenia jego i jego narzeczoną. Czasem na siebie wpadaliśmy i wymieniliśmy kurtuazyjne powitania
-Rozumiem. Co może nam pani powiedzieć o wydarzeniach z dwudziestego ósmego czerwca?
-Tego dnia jakoś po południu usłyszałam krzyki z mieszkania pana Reusa. Bardzo mocno kłócił się ze swoją narzeczoną, co nigdy wcześniej się nie zdarzało. Kilka razy usłyszałam huk, jakby coś upadło na ziemię i się rozbiło. Akurat, gdy miałam iść ze swoim synkiem i psem na spacer, żeby nie słuchać tych krzyków to pan Marco wyszedł wściekły z mieszkania i trzasnął drzwiami. Po chwili za nim wybiegła pani Caroline, płakała i błagał, żeby jej nie zostawiał, bo ona tak strasznie go kocha. Nie zauważyła mnie, gdy stałam na schodach i czekałam, aż wejdzie do mieszkania. Zrobiła to po kilku minutach i wtedy na korytarzu zapanowała cisza. Nie chciałam o tym zbytnio rozmyślać i wyszłam na spacer. Gdy dwie godziny później wracałam do mieszkania, to razem ze mną do budynku wszedł jakiś mężczyzna. Wysiadł na piętrze państwa Reus, a następnie skierował swojego kroki do ich mieszkania. Zanim drzwi windy się zamknęły to usłyszałam jeszcze jak pani Caroline mówiła do niego, żeby uderzył ją mocno, bo to musi wyglądać jak napaść. Szczerze mówiąc nie wzięłam jej słów na poważnie. W poniedziałek wyjechałam na wakacje i dopiero dzisiaj dowiedziałam się o oskarżeniach i rozprawie. Jestem pewna, że to nie pan Marco Reus pobił panią Caroline Bohs. Ręczę za to głową - zakończyła, a ja patrzyłam zdumiona to na Marco, to na sędziego i Caroline
-Dziękujemy, proszę usiąść
-Zaraz, a pytania? - spytał adwokat Caro
-Myślę, że tutaj niepotrzebne są pytania, bo wszystko jest jasne. Udamy się teraz na naradę, a po powrocie nastąpi odczytanie wyroku i jego uzasadnienia
Tak mocno zaciskałam kciuki, że paznokcie wbijały mi się w dłonie, ale starałam się nie zwracać uwagi na ból jaki mi towarzyszył. Wszyscy bardzo się stresowaliśmy, chociaż po takich zeznaniach nie może być źle. Po prostu nie może.
-Sąd uznaje oskarżonego Marco Reusa za uniewinnionego od zarzucanego mu czyny - usłyszałam i uśmiechnęłam się tak szeroko, że aż zdrętwiała mi szczęka, a to co dalej mówił sędzia już do mnie nie trafiało
Nawet nie pamiętałam jak wszystko się zakończyło, ale wiedziałam, że Marco podziękował swojemu prawnikowi, a zaraz potem rzuciłam mu się w ramiona. Nic mnie nie interesowało. Ani to, że wszyscy na nas patrzą, ani to że wczepiłam się w niego jak mała, bezbronna dziewczynka w swojego misia, ani nawet to, że nie wiedzieć kiedy zaczęłam płakać. Makijaż, który spływały razem z moimi łzami zatrzymywał się na śnieżnobiałej koszuli blondyna, ale najwyraźniej mu to nie przeszkadzało, bo trzymał mnie mocno w swoich silnych ramionach.
-Nie płacz - szepnął mi do ucha - gdzie jest ta silna i odważna dziewczyna, która pyskowała adwokatowi?
-Poszła na spacer - pociągnęłam nosem, patrząc na niego niepewnie, a on roześmiał się wesoło
-To może jej poszukamy? - zaproponował
-Bardzo chętnie - uśmiechnęłam się delikatnie
Blondyn wyciągnął z kieszeni chusteczkę, otarł nią moje łzy, po czym spojrzał na swoją rodzinę i przyjaciół, którzy stali kilka kroków za nami.
-Zabiorę Emily na spacer. Spotkajmy się u Was w domu za dwie godziny. Mamo możesz zrobić obiad? - błysnął uśmiechem - jestem strasznie głodny
Opuściliśmy budynek sądu tylnym wejściem i udaliśmy się na krótki spacer. Przez chwilę oboje milczeliśmy nie wiedząc co należy powiedzieć.
-Dziękuję - odparł po chwili

piątek, 20 stycznia 2017

26.

[Emily]
Byłam w raju. Już po kilku dniach spędzonych na Barbadosie czułam się fantastycznie, a co dopiero po prawie dwóch tygodniach. Codziennie robiłam mnóstwo rzeczy, czasem biegałam, pływałam, opalałam się, czy zwiedzałam, najwięcej zwiedzałam. Było tak pięknie, że każdego dnia coraz bardziej zachwycałam się widokami, między innymi, dlatego właśnie wstawałam z samego dnia. Nie chciałam tracić chwil, w tak idealnym miejscu. Miałam wolne nie tylko od Dortmundu, złych myśli i całej tej sztywnej atmosfery, ale też od telefonu, internetu, ludzi. Chociaż oczywiście nie od wszystkich. Miałam kontakt z mamą - musiałam się jej meldować, z Ann - ja meldowałam się jej, a ona mnie, z Annie - poznała na weselu państwa Gotze faceta, o którym koniecznie musiała mnie informować, czasem też z Amą - jej sielankowe, rodzinne życie nie zmierza, ani w stronę końca, ani rutyny. Moi przyjaciele załatwili mi najlepszy hotel w całej okolicy, który zapewne kosztował więcej niż byłam sobie w stanie wyobrazić, ale szybko udało mi się przyzwyczaić i chyba jak wrócę do Niemiec, to zaproszę ich na wielką, pyszną kolację. Dni mijały mi szybko i choć czasem po całym dniu padałam spać w opakowaniu, to moje myśli wciąż okupował Marco, pojawiała się w nich również jego szanowna narzeczona. Zastanawiałam się, jak bardzo ucieszył się z wiadomości, że zostanie ojcem, czy przyspieszył decyzję o ślubie, a także wyobrażałam go sobie w roli taty. Byłby i będzie najlepszym tatą na świecie. Wiem to. I żałuję, że to nie moich dzieci będzie ojcem. Kilka minut po przebudzeniu usłyszałam pukanie do drzwi, co było dość dziwne, bo nie zamawiałam obsługi hotelowej, ani nic w tym rodzaju. Zerwałam się z łóżka i pobiegłam otworzyć. Mogłabym spodziewać się, każdego. Każdego oprócz niej.
-Yvonne - wykrztusiłam, po kilkunastu sekundach
-Mogę wejść Emily? - uśmiechnęła się delikatnie, a ja wciąż oszołomiona kiwnęłam głową
-Co Ty tu robisz?
-Przyjechałam po Ciebie, muszę Ci coś powiedzieć, a potem musimy wracać do Dortmundu - powiedziała cicho
Cholera. Czy coś się stało?
-O co chodzi? - przełknęłam ciężko ślinę
-O Marco
Widziałam jak kobieta usiadła na fotelu, więc ja usadowiłam się na łóżku. Cały czas jej się przyglądałam, usiłując wyczytać coś z jej twarzy. Niestety najwidoczniej nie potrafię robić takich rzeczy.
-On chciał tu do Ciebie przyjechać - odparła w końcu - ale nie może
-Nie musisz mi tłumaczyć - powiedziałam cierpko - wszystko rozumiem
-Ma zakaz opuszczania miasta, więc tym bardziej nie może wsiąść w samolot i lecieć na Barbados
Zaraz. Moment. Jaki zakaz?!
-Yvonne ja nic nie rozumiem - pokręciłam z niedowierzaniem głową
-Rozumiem, że przez ostatnie dwa tygodnie nie odpalałaś internetu?
-Nie - odparłam nieco ze wstydem
-Wszystko Ci powiem, tylko mi nie przerywaj, dobrze? - spytała, a gdy kiwnęłam głową, na znak zrozumienia to zaczęła mówić dalej - zaraz po poprawinach Marco pokłócił się z Caroline w efekcie czego się rozstali i wyrzucił ją z domu. Kilka dni później został zatrzymany na czterdzieści osiem godzin, bo Caro oskarżyła go o napaść. Ktoś ją pobił i ona utrzymuje, że to Marco, a prokurator jest jej niestety bardzo przychylny. Rozprawa miała się odbyć na początku września, ale przesunęli ją na najbliższy poniedziałek. Emily musisz wrócić do Dortmundu, on Cię teraz potrzebuje
Kłótnia. Rozstanie. Napaść. Areszt. Rozprawa. W głowie mi się kręciło od tego wszystkiego, oczy wypełniły się łzami, które powoli spływały po policzkach i nie byłam w stanie nic powiedzieć.
-Czy on może pójść do więzienia? - szepnęłam
-Nie wiem - westchnęła nieco mniej roztrzęsiona niż ja
-Przecież on nigdy nie uderzyłby kobiety, to niemożliwe, żeby zrobił cokolwiek Caroline - powiedziałam płaczliwie - ona ma w ogóle jakiekolwiek dowody?
-Obdukcje i świadka, ale nie bezpośredniego
-Kto to jest?
-Jej przyjaciółka - mruknęła, a ja omal nie przewróciłam oczami
-Jak on się czuje?
-Trzyma się - wzruszyła ramionami - szukał Cię, naprawdę chciał się z Tobą spotkać albo chociaż skontaktować
Boże. Gdybym tylko nie wyjechała. Dlaczego wyjechałam? Cholera.
-Hej mała - pobiegła do mnie i mnie przytuliła, a ja dopiero zdałam sobie sprawę jak mocno płakałam - już jest w porządku. Nie płacz proszę, zobaczysz, że wszystko się ułoży i będziemy się z tego śmiali. Musimy go najpierw wyrwać ze szponów Caro i jej głupich pomysłów
-Muszę go zobaczyć - pociągnęłam nosem
-Do rozprawy jest w areszcie - pogładziła moje włosy - boją się, że wykręci jakiś numer
-Prawnik? - spytałam wtulając się w nią
-Klubowy - wyjaśniła - obiecał go z tego wyciągnąć
-W porządku - pokiwałam głową - boję się o niego
-Ja też się boję, to mój młodszy braciszek, ale jest niewinny i nie pozwolę, żeby Caroline zrujnowała mu życie
Siedziałyśmy wtulone w siebie, ale tylko ja płakałam i pozwalałam kobiecie, żeby mnie pocieszała. Nie mogłam w to wszystko uwierzyć. Jaką trzeba być osobą, żeby w ramach zemsty oskarżyć kogoś o napaść? I kto w ogóle ją pobił? Sama sobie, przecież tego nie zrobiła.
-Gdybym wiedziała wcześniej to bym już dawno wróciła - jęknęłam
-Nie chcieliśmy Cię martwić. Marco nie chciał
-A co mnie obchodzi, czego on by chciał? - bąknęłam, a ona się uśmiechnęła - tu chodzi o niego, a nie o mnie
-Em nie mam pojęcia czym kierował się mój brat, ale najpierw kazał Cię znaleźć, a jak wiedział już gdzie jesteś to kazał się z Tobą nie kontaktować. Powiedział, że potrzebujesz odpoczynku i na razie nie ma powodu,żeby Cię denerwować
Czyli sam też nie chciał się ze mną kontaktować.
-A gdy przesunęli rozprawę to poprosił, żebyście mnie ściągnęli? - spytałam z nadzieją, ale kobieta pokręciła przecząco głową
-Nie wie, że tu jestem. On chce pokazać wszystkim, że jest twardy i da sobie radę, ale ja go znam i doskonale wiem, że jest przerażony i będzie potrzebował wsparcia. Ty będziesz dla niego najlepszym wsparciem
-Jasne - przełknęłam ciężko ślinę - powinnam się spakować. Kiedy wracamy?
-Za kilka godzin mamy samolot
-Dobrze - kiwnęłam głową, wstając z łóżka
Wyciągnęłam walizki spod łóżka, otworzyłam szafę i przyglądałam się swoim ubraniom. Na początek wyjęłam sobie czystą bieliznę, szarą koszulkę z krótkim rękawem i kolorowym napisem oraz czarne szorty.
-Wezmę szybki prysznic - zakomunikowałam
-Pewnie, leć - machnęła ręką
W ciągu kilkudziesięciu minut wykąpałam się, ubrałam i związałam mokre włosy w luźnego koka. Przy okazji spakowałam wszystkie kosmetyki do kosmetyczki, wyszłam z łazienki, a tam przeżyłam kolejny szok. Wszystkie moje rzeczy leżały złożone w walizce, a Yvonne rozmawiała z kimś przyciszonym głosem przez telefon. Po cichu, żeby jej nie przeszkadzać dopakowałam bagaż, postawiłam go przy drzwiach i spakowałam jeszcze walizkę podręczną.
-Dziękuję - powiedziałam, gdy odłożyłam telefon - nie musiałaś tego robić
-Chciałam - uśmiechnęła się - lepiej się czujesz?
-Jako tako - wzruszyłam ramionami - ale z Marco pewnie jest gorzej
-Em on się boi, jest przerażony i załamany. To wszystko prawda, ale dużo bardziej bał się o Ciebie i myślę, że wciąż się martwi
-O mnie? - zmarszczyłam brwi, niewiele z tego rozumiejąc
-On Ci to wyjaśni, ja nie wiem wszystkiego - spojrzała na mnie przepraszająco - tylko się nie obwiniaj, dobrze? Caroline jest niezrównoważona psychicznie i coś jej odbiło
Doskonale o tym wiem. Tylko … co z ich dzieckiem?
-Zdążyłam zauważyć - skrzywiłam się, nie wypowiadając na głos pytania, które mnie męczyło
-Jesteś już gotowa? Wymeldujemy Cię, zjemy śniadanie i będziemy się zbierać na lotnisko
-Pewnie, możemy iść
Ostatni raz upewniłam się, że wszystko mam, założyłam białe Converse i zgarniając wcześniej swoje walizki, wyszłam z pokoju hotelowego. Kobieta szła koło mnie, jedynie z dużą torbą na ramieniu, a ja zastanawiałam się, czemu zgodziła się tu po mnie przyjechać. Mia jest jeszcze taka malutka. Czy kiedyś już rozstawały się na długo?
-Wystarczyło zadzwonić i bym wróciła. Nie musiałaś przylatywać
-Musieliśmy mieć pewność, że jesteś cała i wrócisz bezpiecznie
-Ann i Mario są już w Dortmundzie?
-Tak, wrócili wczoraj
-Okej - uśmiechnęłam się blado, wchodząc do windy - to dobrze
Kilka minut później wymeldowałam się z pokoju, a siostrze piłkarza udało się przekonać menadżera hotelu, że to wyjątkowa sytuacja i, żeby zwrócili nam część pieniędzy. Dzięki niech państwo Gotze odzyskali nieco ponad połowę kwoty. Lepsze to niż nic.
-Co byś chciała zjeść? Ja jestem tak głodna, że zjadłabym konia z kopytami - powiedziała rozglądając się po sali
-W zasadzie to …
-Tylko nie mów, że nie jesteś głodna - przerwała mi idąc do stolika
-W porządku. Weź mi cokolwiek - machnęłam ręką - popilnuję rzeczy
-Okej - uśmiechnęła się szeroko, idąc w stronę bufetu śniadaniowego
Nie minęło nawet dziesięć minut, a kobieta przyszła z pełnymi jedzenia talerzami. Omal nie dostałam zawału na ten widok.
-Yvonne, nie zjemy tego - prawie pisnęłam - oszalałaś?!
-Bez przesady. Damy radę - zachichotała, a ja zastanawiałam się skąd nagle ma taki dobry humor
-Yhmm - sięgnęłam po filiżankę i upiłam łyk kawy
-Czy można rozmawiać na poważne tematy przy śniadaniu?
-Dlaczego pytasz?
-Bo chcę z Tobą pogadać
-Nawet wiem o czym - mruknęłam
-Wiem, że wszyscy wtrącamy się w Wasze sprawy i pewnie macie już dość, ale cholera Wy nie możecie się dogadać. Z czego to wynika?
-Sama nie wiem - wzruszyłam ramionami - po prostu to tak samo wychodzi
-Gdybyście byli ze sobą szczerzy to pewnie byłoby inaczej - zasugerowała
-A skąd wiesz, że nie jesteśmy? - uśmiechnęłam się delikatnie
-Bo widzę jak na siebie patrzcie, a do tego widzę jak się zachowujecie. Jedno wyklucza drugie
-Yvonne posłuchaj - zaczęłam - to skomplikowane. Wiem, że Wy uważacie, że tak nie jest, ale to moje życie. Moje i Marco. Skoro mamy problem z dogadaniem się to znaczy, że dla nas nie jest to takie proste. W ostatnim czasie wydarzyło się tak wiele, że straciłam już rachubę, teraz chciałam spróbować i znowu się nie udało. Nie mam siły na to, muszę wyluzować, ale jak widzisz ktoś tam ja górze nie chce mi na to pozwolić
-Co to znaczy? - zmarszczyła brwi
-To znaczy, że mimo krótkiego odpoczynku znowu coś zwaliło mi się na głowę, ale nie to jest teraz najważniejsze. Teraz muszę pomóc Twojemu bratu i go wspierać, a potem oboje będziemy potrzebowali przerwy
-Emily - położyła głowę na stole - jaką przerwę? Ile chcesz mieć lat jak wreszcie szczerze pogadacie? Osiemdziesiąt?
Zaśmiałam się, ale zaraz znowu spoważniałam.
-Nie zamierzam robić sobie przerwy z Twoim bratem, ani się od niego odsuwać. Naprawdę. Ale nie chcę nic przyspieszać, ani spowalniać. Chcę pozwolić, żeby moje życie toczyło się swoim rytmem, w takim tempie jakim powinno. Chciałabym odzyskać spokój i poczucie bezpieczeństwa.
-To brzmi rozsądnie - przyznała mi rację - ale Marco nie jest cierpliwym człowiekiem
-Wiem - roześmiałam się kolejny raz - nie zamierzam go na siłę powstrzymywać
-Alleluja! - uniosła ręce do góry, a ja przewróciłam oczami - wreszcie stanie się cud
-Najpierw niech stanie się cud i Caroline się ogarnie - westchnęłam - albo stanę przed sądem z tymi samymi zarzutami co Marco
-Chciałabym zobaczyć jak spuszczasz jej łomot - szepnęła konspiracyjnie - poważnie. Nawet bym Ci pomogła
-Pewnie nie tylko Ty - zażartowałam
-Kochasz mojego brata - powiedziała po minutach milczenia, a ja kiwnęłam głową - nigdy nie przestałaś go kochać
-Byłam głupia, że od niego odeszłam. Nie wiem, czy kiedykolwiek przestanę o tym myśleć
-On każdego dnia obwinia się, że pozwolił Ci odejść. No i za to, że do tego dopuścił
-Teraz wiem, że to nie była jego wina - skrzywiłam się - ale czułam się taka skrzywdzona, że nie mogłam przestać go obwiniać
-Mama od początku mówiła, że jesteście dla siebie stworzeni. A potem się rozstaliście i nikt nie mógł w to uwierzyć. To było takie nierealne - pokręciła z niedowierzaniem głową - jego świat totalnie się zmienił
-A ja nagle wróciłam i znowu wywróciłam wszystko do góry nogami
-Nie - uśmiechnęła się - sprawiłaś, że wszystko wróciło na swoje miejsce
Wzruszenie ścisnęło mnie za serce, ale nie mogłam się znowu rozpłakać.
-Zawsze należałaś do naszej rodziny - spojrzała na mnie z siostrzaną miłością - i to się nigdy nie zmieni
-Byłam pewna, że będziecie mnie nienawidzili - szepnęłam - a potem jakimś cudem Mela się ze mną skontaktowała i była taka cudowna. Wiedziałam, że chcecie być neutralne, ale przez chwilę mogłam wierzyć, że jesteście po mojej stronie i mnie rozumiecie
-Byłyśmy neutralne, bo nie mogłybyśmy wybrać między Tobą, a Marco. Nie zmieni to jednak faktu, że rozumiałyśmy Ciebie i jego też. Postąpiliście pochopnie. Oboje. Byliście młodzi i w głębi serca przerażeni ślubem, to się zdarza
-Już wiem, czemu jesteś psychologiem - uśmiechnęłam się, a ona zachichotała - możesz kontynuować, jeśli chcesz. Uwielbiam Cię słuchać
-Minęło wystarczająco dużo czasu, żebyście pozbyli się poczucia winy i przestali żyć przeszłością, a skupili się na tym co jest teraz. Nie wierz w to co mówią ludzie. Wina nigdy nie leży po jednej stronie, a Ci którzy tak twierdzą, nie chcą się przyznać do błędu
-Poważnie? - zmarszczyłam nos patrząc na nią - a co gdy jedna osoba zdradza? Albo co w przypadku przemocy domowej?
-Em przemoc domowa to zupełnie co innego - skrzywiła się - nie wrzucamy wszystkiego do jednego worka
-Przepraszam - uśmiechnęłam się przepraszająco - ale co ze zdradą?
-Osoba szczęśliwa i spełniona nie zdradza - upiła łyk zielonej herbaty - ja tak uważam
-Masz rację - kiwnęłam głową
Ja zdradziłam Theo. Marco zdradził Caroline. Z mojej strony to było świadome i dobrowolne. I Yvonne miała rację. Gdybym była szczęśliwa i spełniona to bym tego nie zrobiła, ale nie byłam. Czegoś mi brakowało. Kogoś.


Przeklęłam w duchu korki i taksówkę, którą jechałam. Nienawidzę się spóźniać, ale oczywiście kogo to obchodzi? Gdy wreszcie dojechałam na miejsce to szybko zapłaciłam kierowcy, po czym wręcz wbiegłam do budynku. Mało kto pracuje w sobotę, ale prawnik Marco miał zapewne jeszcze sporo roboty przed poniedziałkową rozprawą. Trener umówił mnie na spotkanie z klubowym adwokatem, ale nie chciałam iść sama, więc ubłagałam Melanie, żeby wybrała się ze mną. I to ja oczywiście byłam spóźniona. Cholera.
-Bardzo przepraszam za spóźnienie - jęknęłam wchodząc do gabinetu - straszne korki na mieście
-Nic się nie stało - uśmiechnął się mężczyzna w średnim wieku
-Emily Brown - wyciągnęłam do niego swoją drżącą ręką - proszę mi mówić po imieniu
-Richard Hubauer - uścisnął moją dłoń i wskazał krzesło obok siostry blondyna - proszę usiąść
-Dziękuję bardzo
Opadłam na krzesło, przywitałam się z kobietą i spojrzałam wyczekująco na prawnika.
-Melanie mówiła mi, że jesteś dla Marco jak rodzina i nie muszę mieć przed Tobą tajemnic
-Cóż … przyjaźnimy się - odchrząknęłam - martwię się o niego
-W porządku. Jak wiesz Marco jest oskarżony o napad - kiwnęłam głową, więc kontynuował - pani Bohs ma dowody na potwierdzenie swojego oskarżenia. Poddała się bardzo szczegółowej obdukcji, złożyła zeznania przeciwko Marco i ma świadka, który widział ją po rzekomym zdarzeniu
-Dobrze, ale nie ma świadka, który widział jak Marco ją bił - przerwałam mu - słowo przeciwko słowu
-Nie ma też świadka, który potwierdziły, że gdy Marco wychodził z mieszkania, to jego narzeczona była cała i zdrowa
-Była narzeczona - skorygowała go Mela
-W takim razie, czy to co Caro ma przeciwko Marco wystarczy, żeby go skazać? - przełknęłam ciężko ślinę - a jeśli tak to co mu grozi?
-To zależy od sądu. Może być to kara grzywny, kara ograniczonej wolności, a w najgorszym wypadku kara pozbawienia wolności
-Na ile?
-Maksymalnie do roku - spojrzał na mnie - ale nie dopuszczę do tego
-Skoro może dostać, tylko grzywnę to po cholerę zatrzymali go w areszcie do czasu rozprawy?
-Prokurator tak postanowił - wzruszył ramionami - zdaje się, że jeśli chodzi o przemoc wobec kobiet to jest bezwzględny
-Fajnie, że Marco musi cierpieć przez to, że Caroline jest taka głupia - powiedziałam gorzko
-Richardzie - zaczęła Melanie - Emily chciałaby być na rozprawie
-Oczywiście, wpiszę ją na listę - potarł dłonią kark - ale szczerze mówiąc myślałem o czymś jeszcze
-Tak? - zmrużyłam oczy
-Słyszałem, że byłaś narzeczoną Marco, byliście razem dość długo, prawda?
-No tak - przytaknęłam zawstydzona
-Chciałbym, żebyś zeznawała. Znasz go. Mogłabyś powiedzieć jaki był kiedyś i jak Cię traktował
-To było zbyt dawno, żeby sąd wziął to pod uwagę - skrzywiłam się - ktoś jeszcze że zeznaje?
-Kilka osób - uśmiechnął się i ja zrobiłam to samo - psycholog klubowy, którego opinia sprzed kilku tygodni jest już w aktach, trenerzy, kilku zawodników, osoby z najbliższego otoczenia. Nawet kilku sąsiadów
-Ale nikt nic nie widział - westchnęłam - czy to pomoże?
-Nawet jeśli nie będziemy mieli dowodu, że Caroline kłamie to udowodnimy, że Marco nigdy nie był agresywny i sąd będzie łagodniejszy
-Jest niewielka szansa, że zostanie uniewinniony, tak?
-Walczymy do ostatniego gwizdka - posłał mi pocieszające spojrzenie - obiecuję, że zrobię wszystko co w mojej mocy
-A jakby ona się przyznała przed sądem do kłamstwa? - spytałam tracąc nadzieję
-Skoro do tej pory nie zmieniła zeznań, to w poniedziałek też tego nie zrobi - odchylił się na krześle
-A gdyby tak jakoś ją przekonać? Porozmawiać z nią? - zasugerowałam
-Absolutnie nie Emily! Nawet nie próbuj się z nią kontaktować
-Richard ma rację - poparła go moja niedoszła szwagierka - możesz zaszkodzić nie tylko Marco, ale też sobie
-To co mam siedzieć z założonymi rękami i czekać na wyrok?
-Na razie tak
-Na razie? - prawie pisnęłam - po jutrze jest rozprawa, która można zniszczyć mu reputację
-Nie było jeszcze rozprawy, a brukowce już o nim mówią - jęknęła jego siostra - to chyba numer jeden w Niemczech teraz
-Caroline zapłaci za to co zrobiła - mruknęłam
-Emily wiem, że to nie jest łatwe, ale powstrzymaj się od jakichkolwiek zbędnych ruchów. Może omówimy Twoje zeznania?
-A co tu trzeba omawiać? - zmarszczyłam brwi - powiem prawdę
-Sąd i adwokat Caro mogą Cię pytać o dość nieprzyjemne rzeczy
-Jaki na przykład?
-Czy Marco kiedykolwiek Cię uderzył, czy był agresywny, czy się go bałaś - zerknął na mnie, po czym skupił się na notatkach - za te pytania dam sobie uciąć rękę
-Na każde z tych pytań odpowiedź brzmi nie - bąknęłam - wszyscy o tym wiedzą
-Jaka jest opinia psychologa? - spytała cicho Melanie
-Pozytywna. Nie potwierdza żadnych zarzutów Caroline
-A tego biegłego?
-Biegłego psychologa? - spytałam z niedowierzaniem
-Prokurator wysłał Marco na badania, bo jak twierdził psycholog klubowy mógłby być nieprofesjonalnie nastawiony, a po za tym jego opinia jest sprzed kilku tygodni - westchnął prawnik - ale nie znam wyników. Wszyscy dowiemy się w poniedziałek
-O której jest rozprawa?
-O dziesiątej
-Wiadomo jak długo może potrwać?
-To zależy - wzruszył ramionami - mam nadzieję, że nie. No i dobrze by było, gdyby wyrok zapadł od razu
-Jeśli coś pójdzie nie tak to będziesz się odwoływał?
-Oczywiście - prychnął,po czym dodał na rozluźnienie atmosfery - ja nie przegrywam
-To chyba oczywiste - uśmiechnęłam się szeroko - czy jest coś jeszcze do omówienia?
-Nie, ale przygotuj się, że mogą Cię maglować w poniedziałek
-Jasne, ale spokojnie. Łatwo się nie dam - zachichotałam wstając z miejsca, więc on zrobił to samo i zapiął swoją marynarkę
-Do zobaczenia - uścisnął moją dłoń, po czym w ten sam sposób pożegnał się z Melanie
-Do zobaczenia - westchnęłam wychodząc
Gdy stałyśmy na ulicy to wygładziłam swoją śliwkową sukienkę i spojrzałam na mamę Niko.
-Dobrze, że już jesteś - przytuliła mnie mocno
-Ciebie też dobrze widzieć - objęłam ją - wyskoczymy na jakąś kawę?
-Bardzo chętnie! - uśmiechnęła się - muszę ochłonąć
-Dlaczego muszę być na liście, żeby wejść na rozprawę? - spytałam, gdy szłyśmy w stronę kawiarni
-To ma być rozprawa zamknięta, nie chcemy żeby reporterzy mogli na nią wejść. Nigdy nie wiadomo, co takiego Caroline by chciała powiedzieć publicznie
-No tak - przewróciłam oczami - rozumiem
-Jak było na wakacjach?
-Bardzo przyjemnie, trochę sobie odpoczęłam
-Pięknie się opaliłaś - spojrzała na mnie rozmarzona - chociaż Ty po prostu masz idealną karnacje
-Nie prawda - zaśmiałam się - w zimę mogę być blada jak ściana
-W porównaniu z Marco to zawsze wyglądasz na opaloną - zażartowała
-Ale on dużo szybciej łapie słońce i też opala się na brązowo. U niego dłużej się to utrzymuje - przepuściłam ją w drzwiach
-Chyba tylko ja w tej rodzinie opalam się na czerwono - odwróciła się, żebym zobaczyła jej naburmuszoną minę, a ja wybuchłam śmiechem
-Dzień dobry, co sobie pani życzy? - spytał uprzejmie facet na kasie
-Dzień dobry, poproszę latte z syropem karmelowym - uśmiechnęłam się szukając w torbie portfela
Mela oparła się o ladę tuż koło mnie i w spokoju studiowała menu, po czym o dziwo zamówiła zieloną herbatę. Zdezorientowana zmarszczyłam brwi, ale gdy zwróciła na mnie uwagę to uśmiechnęłam się szeroko.

piątek, 13 stycznia 2017

25.

[Marco]
-CO TY DO JASNEJ CHOLERY ODPIERDALASZ? - ryknąłem tak głośno, że na pewno cały apartamentowiec mnie usłyszał, a Caroline spojrzała na mnie ze strachem, upuszczając na ziemię telefon
-Marco - szepnęła podrywając się z kanapy
Byłem wściekły. Nie, wróć. Ja byłem wkurwiony. Złość krążyła w moich żyłach z prędkością światła. Miałem ochotę coś rozwalić albo wyżyć się na kimś. Najbliżej była Caroline i to jej się oberwie. Zresztą jak najbardziej słusznie.
-Ja Ci to wytłumaczę - zrobiła krok w moją stronę, ale kiwnąłem głową, żeby się nie ruszała
-Co chcesz mi kurwa wytłumaczyć?! - zawołałem - wszystko słyszałem!
-To nie tak - jęknęła, a ja zaśmiałam się głośno i ironiczne
-Nie kompromituj się bardziej - warknąłem, a ona się wzdrygnęła słysząc mój ostry ton - co jej zrobiłaś Caroline?
Kobieta nic nie odpowiedziała, więc uderzyłem mocno w ścianę robiąc w niej wgniecenie i wrzeszcząc wniebogłosy.
-CO JEJ KURWA ZROBIŁAŚ?!
-Chciałam, tylko żeby ona wreszcie się od Ciebie odczepiła - w końcu wyjąkała przestraszona
-A zapytałaś mnie, czy tego chcę? - syknąłem, a po jej policzkach poleciały łzy
-Marco ona jest nikim. Nie powinna się dla nas liczyć. Jesteśmy razem, kochamy się. Ona chce to zniszczyć! - jęczała próbując się do mnie zbliżyć
-Nic nie wiesz Caroline - powiedziałem przerażająco cicho - a teraz powiesz mi wszystko co zrobiłaś, żeby Emily się ode mnie odczepiła
-A co jeśli Ci nie powiem? - szepnęła
-To wtedy zapytam jej. Zastanów się, którą wersję powinienem usłyszeć
I tak usłyszę obie. A potem Cię zabiję Caroline Bohs.
-Zaprzyjaźniłam się z nią, żeby ją zmanipulować, a ona dała się omotać jak dziecko - mówiła szybko i czasem niewyraźnie - wmawiałam jej, że jej ufam, że wiem, że ona Cię już nie kocha i mówiłam jak bardzo nie chciałabym Cię stracić. A ona coraz bardziej się od Ciebie odsuwała
Ja pierdole.
-Jesteś nienormalna Caroline - warknąłem patrząc prosto w jej przerażone oczy
-Robiłam to dla nas! - zawołała - jesteś dla mnie wszystkim Marco! Bałam się, że Cię stracę!
I słusznie.
-Bardzo słusznie się bałaś - rozejrzałam się po mieszkaniu, mając nadzieję, że to mnie uspokoi, ale tak się nie stało
Zresztą jeszcze nie skończyłem.
-Groziłaś jej - zrobiłem kilka kroków w jej stronę, a ona stała w miejscu i się we mnie wpatrywała
-Musiałam mieć pewność, że będzie się trzymała od Ciebie z daleka - powiedziała płaczliwym tonem - ona nam zagrażała Marco!
-Co jej powiedziałaś? - złapałem ją za ramiona i lekko potrząsnąłem, ale ona nawet nie próbowała się wyrwać
-Że jak się do Ciebie zbliży to ją tak bardzo upokorzę, że będzie miała ochotę umrzeć
Jezus Maria. Co za popierdolona suka. Teraz to dopiero mnie wkurwiła.
-KURWA CAROLINE! - ryknąłem tak głośno jak na początku, a ona momentalnie ode mnie odskoczyła - JESTEŚ POPIEPRZONA!
Odwróciłem się gwałtownie i ręką zrzuciłem wszystko co stało na kominku. Ramki ze zdjęciami, ozdoby, wazon z kwiatami. Wszystko rozbiło się o podłogę z głośnym hukiem.
-Sprawiło Ci to przyjemność?! - krzyknąłem, ale ona uparcie milczała - no powiedz mi kurwa! Sprawiło Ci to przyjemność?! Cieszyłaś się, że ona się Ciebie boi?!
Minęło kilkanaście sekund, aż wreszcie blondynka ku mojemu przerażeniu kiwnęła głową, odpowiadając tym samym twierdząco na moje pytanie. Czułem, że ziemia osuwa się spod moich nóg, ale nie dałem tego po sobie poznać, tylko zacisnąłem mocniej pięści i kolejny raz uderzyłem w ścianę, przeklinając przy tym głośno.
-A wiesz co sprawiło mi przyjemność w ostatnim czasie? - spojrzałem na nią twardo, a ona pokiwała przecząco głową - zdradzanie Cię Caroline. Sprawiło mi to cholerną, pieprzoną przyjemność i satysfakcję. Całowałam się z Emily bez żadnych wyrzutów sukienka i żałuję, że nie pozwalałem sobie na to częściej. Robiliśmy to nawet na oczach moich rodziców, a oni byli zadowoleni jak nigdy. Wszyscy to przed Tobą ukrywaliśmy i to właśnie sprawiło mi przyjemność
Z każdym moim słowem kobieta wzdrygała się coraz bardziej, a po jej policzkach spływały gorzkie łzy. Nawet nie było mi przykro. Zasłużyła sobie na to. Tylko, że ja jeszcze nie skończyłem. Najlepsze i najbardziej bolesne zostawiłem sobie na koniec. I choć dziwiłem się, że fakt, iż ją ranię nie powoduje u mnie wyrzutów sumienia to nie mogłem się powstrzymać przed rzucenie prawdziwej bomby. Tej, która zrani ją doszczętnie.
-Powiedziałaś Emily, że jesteś w ciąży - spojrzałem na nią niezadowolony - dlaczego ją okłamałaś?
-Nie okłamałam jej - odparła cichutko unikając mojego wzroku
-Tak? - uniosłem pytająco jedną brew
-Tak - przełknęła ciężko ślinę
Zostawiając ją samą, zapłakaną na samym środku salonu, ruszyłem do naszej łazienki. Z jednej z szafek wyjąłem test ciążowy, który był już zapewne dawno przeterminowany, a następnie wróciłem do swojej narzeczonej.
-Udowodnij mi - rzuciłem jej pudełko, a ono upadło tuż przed jej nogami
-Marco - jęknęła, a z jej oczu poleciały kolejne łzy
-Nie jesteś w ciąży Caroline - warknąłem
Gdy nic nie powiedziała, to ja wziąłem głęboki oddech, a potem patrząc jej w oczy wypowiedziałem dziewięć słów, które wywołały u niej jeszcze większą histerie.
-Nie jesteś w ciąży Caroline, bo jesteś kurwa BEZPŁODNA! - zawołałem podkreślając ostatnie słowo, a ona zrobiła kilka kroków w tył, wpadając na kanapę - zaskoczona? Myślałaś, że nie wiem, co? Zamierzałaś mi o tym w ogóle powiedzieć?! Jesteśmy kurwa zaręczeni! Jak mogłaś to przede mną ukrywać?! Miałem prawo wiedzieć takie rzeczy! Doskonale wiesz, że pragnę być ojcem Caroline!
-Skąd o tym wiesz? - wyszeptała krzywiąc się
-Twoja lekarka się wygadała jak ostatnio odbierałem Twoje wyniki badań. Mówiła jak bardzo jej przykro, że nie możemy mieć swoich dzieci, ale zawsze możemy spróbować adopcji - pokręciłem z niedowierzaniem głową - wiesz jaki byłem zdezorientowany?
-Marco … - zaczęła, ale po chwili przerwała zanosząc się płaczem
-Ja już skończyłem Caroline - przeczesałem palcami włosy - mam tego dość. Zmieniłaś się i nie wiem kim kurwa jesteś. Wiem, tylko że już z nami skończyłem
-Nie! - pisnęła ruszając w moją stronę - proszę Cię nie! Marco ja Cię kocham!
-Ale. Ja. Nie. Kocham. Ciebie - wysyczałem przez zaciśnięte zęby
-Poczekaj - złapała mnie za rękę - obiecałeś, że mnie nie zostawisz
-Widocznie nie potrafię dotrzymać słowa - wyrwałem się, zmierzając do przedpokoju, ale po kilku krokach się zatrzymałem i odwróciłem, żeby na nią spojrzeć - jak wrócę tu jutro to ma tu nie być Ciebie i Twoich rzeczy
-Wyrzucasz mnie? - jej oczy rozszerzyły się z zaskoczenia
-Tak. Wynoś się z mojego życia i mojego mieszkania - idąc dalej zrzuciłem z komody cholernie brzydki wazon, który rozbił się na ziemię
-To był prezent od mojej mamy - warknęła
-Możesz ze sobą zabrać to co zostało - powiedziałem obojętnie – pierścionek też możesz sobie zatrzymać
Założyłem kurtkę, wróciłem się do kuchni po telefon i kluczyki do samochodu, po czym wyszedłem z mieszkania głośno trzaskając drzwiami. I wreszcie czułem się wolny. Nic już się nie liczyło oprócz rozmowy z panną Brown. A na pewno nie liczyła się Caroline, która wyszła za mną na klatkę schodową i wolała moje imię. Siedząc w samochodzie w podziemnym parkingu, próbowałem się chociaż trochę uspokoić. Nie ma żadnej możliwości, żebym pojechał w takim stanie do Emi i z nią rozmawiał. Tym bardziej, jeśli źle się czuje. Rozchorowała się? Zatruła? Skoro mieszka z rodzicami to na pewno ma wspaniałą opiekę. Dojazd do jej domu rodzinnego zajął mi zaledwie kwadrans. Wysiadłem z samochodu, podszedłem do furtki, którą otworzyłem od środka jak kiedyś i zatrzymałem się przed drzwiami. O dziwo trzęsły mi się ręce. Taki stary jestem, a taki głupi, że boję się zwykłej rozmowy. Dla odwagi wziąłem kilka głębokich, uspokajających oddechów. I dopiero wtedy zapukałem. Słyszałem kroki po drugiej stronie i za chwilę drzwi uchyliły się. Wyjrzała zza nich mama szatynki.
-Marco, witaj - uśmiechnęła się pani Brown - co Cię do nas sprowadza?
-Przyszedłem do Emily, podobno źle się czuła i dlatego nie było jej na poprawinach. Chciałem sprawdzić czy wszystko u niej w porządku - mimo, że to niegrzeczne to włożyłem ręce do kieszeni
-Emily nie ma - wydała się zmartwiona i obudził się we mnie jakiś instynkt - wyjechała nad ranem
-Wyjechała? - spytałem, czując, że nie mogę oddychać
-Ann i Mario wykupili jej wakacje - posłała mi przepraszający uśmiech
-Dokąd poleciała?
-Niestety nie chciała mi powiedzieć - wzruszyła ramionami - przykro mi
-Mimo wszystko dziękuję - chwyciłem ją za dłoń i złożyłem na niej szybki pocałunek - spróbuję się czegoś dowiedzieć
-Powodzenia - pomachała mi, gdy wsiadłem do samochodu
-KURWA! - ryknąłem uderzając w kierownicę
Odpaliłem silnik i jadąc przed siebie wykręciłem numer do mojego przyjaciela, a zaraz potem do jego żony. Żadne z nich nie odebrało, ale spodziewałem się, że tak będzie. W końcu są w samolocie na wysokości około dziesięciu tysięcy metrów i lecą na swoje wymarzone wakacje. A może Emily poleciała z nimi? Nie. Jej mama powiedziała, że poleciała rano, czyli pewnie zaraz po weselu. A państwo młodzi wyjechali po poprawinach. Cholera.
-Myśl Marco - powiedziałem do siebie w myślach
Kilkadziesiąt minut później byłem już na lotnisku i usiłowałem zbajerować jedną z pracownic.
-Naprawdę muszę się dowiedzieć, którym samolotem leciała Emily Brown - powiedziałem patrząc jej w oczy - to niesamowicie ważne
-Nie mogę udzielić panu takich informacji - skrzywiła się nieznacznie - bardzo mi przykro
-A może mi pani chociaż powiedzieć, czy ona w ogóle wsiadła do tego samolotu? Albo o której odleciała? – szukałem na siłę jakichkolwiek informacji
-Chwileczkę - wystukała coś w komputer, po czym spojrzała na mnie ze smutkiem w oczach - tak, wsiadła. Została wpisana jako pasażerka samolotu, informacja ta pojawia się w systemie tuż przed startowaniem
-Cholera - westchnąłem - a ma bilet powrotny?
-Tak, ma – uśmiechnęła się
-Na kiedy? - spytałem uwodzicielsko
-Za dużo chciałby pan wiedzieć - roześmiała się
-Błagam panią - pochyliłem się w jej stronę i spojrzałem błagalnie w jej niebieskie oczy - muszę to wiedzieć . Naprawdę muszę
-Za miesiąc - opuściła w końcu- ale nie mogę panu podać szczegółów. I tak już nagięłam dla pana przepisy. Bardzo mi przykro
-Chociaż tyle - pocałowałem ją przelotnie w policzek, na co się zarumieniła – dziękuję bardzo!
-Powodzenia! - zawołała za mną
Skończyły mi się pomysły. Jedyne co mogłem zrobić to czekać, aż państwo Gotze wylądują i będę mógł się z nimi skontaktować. A na razie przenocuję w ich domu, dali mi klucze, żebym podlewał ukochane kwiaty Ann, więc raczej się nie obrażą, jak spędzę tam noc. Jutro natomiast wrócę do pustego mieszkania, przyniosę swoje rzeczy do sypialni gościnnej i będę się obijał, rozmyślając o tym, gdzie może być Emily i próbując się z nią skontaktować. Może do niej polecę? Muszę tylko wiedzieć, gdzie jest.


Minęły trzy dni, a jedyna wiadomość jaką dostałem od mojego przyjaciela to: “Dolecieliśmy bezpiecznie. Wyłączamy telefony, więc pisz maile jakby coś się działo - co wieczór będziemy sprawdzać. A&M. Ps. Nie mogę powiedzieć Ci nic co jest związane z Emily. Przepraszam”
No i super. Dzięki Ci przyjacielu. Siedziałem w salonie na kanapie, czytając jakąś sportową gazetę, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi. Niechętnie podniosłem się z miejsca i ruszyłem, żeby otworzyć. Na szczęście Caroline wyprowadziła się z mojego mieszkania, tak jak jej kazałem. Przy okazji posprzątała wszystkie szkody, które wyrządziłem. Miło z jej strony. Otworzyłem drzwi i ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu stała za nimi policja.
-Dzień dobry, czy coś się stało?
-Marco Reus? - spytał jeden z policjantów lustrując mnie wzrokiem
-Tak, to ja - przytaknąłem
-Jest pan zatrzymany pod zarzutem napaści na panią Caroline Bohs - zakuli mnie brutalnie w kajdanki, zanim zdążyłem się w ogóle odezwać
Że co kurwa? Napaść? Czy ona oszalała?!
-To jakaś pomyłka! - zawołałem
-Wszystkie wyjaśnienia będzie mógł pan wygłosić na komisariacie - warknął policjant, ciągnąc mnie w stronę windy
-Mogliby panowie zamknąć chociaż moje mieszkanie? - spytałem zirytowany
-To nie należy do naszych obowiązków
Zajebiście .
Chyba jednak ktoś nade mną czuwa, bo na zewnątrz zobaczyłem mojego przyjaciela - Marcela, który omal nie dostał zawału na mój widok.
-Marcel! Zamknij moje mieszkanie i zadzwoń do Melanie! - zawołałem zanim wsadzili mnie do radiowozu
-W porządku, ale co się stało? – spytał kompletnie zdezorientowany
-Caroline oskarżyła mnie o napaść - zdążyłem powiedzieć, a później policjant zatrzasnął mi drzwi przed nosem
Widziałem przez okno, że Marcelowi wyszły ze zdziwienia wyszły na wierzch, ale zaraz się opamiętał i wyciągnął z kieszeni telefon. Zadzwoni do Melanie. To dobrze. Przez całą drogę siedziałem cicho i zastanawiałem się o co chodzi. Czemu do cholery oskarżyła mnie o napaść. Słaba zemsta za rozstanie i wrzucenie jej z domu. Ja pierdole. Jak rozejdzie się plotka, że napadłem na własną narzeczoną to prasa zje mnie żywcem. Będę z tym walczył przez kilka miesięcy. To zapewne odbije się na mojej karierze i grze. O cholera. A co jeśli będą chcieli mnie postawić przed sądem i wsadzą mnie do więzienia? Nie kurwa. Mam za dobrych prawników z klubu. Caroline przegra. I ostro tego pożałuje. Gdy tylko dojechaliśmy na komisariat, to policjanci zaprowadzili mnie na przesłuchanie do jakiegoś nowego policjanta. Na początku wyglądał na miłego, ale potem domyśliłem się, że nie jest po mojej stronie, ani nawet nie próbował być. Mówiłem mu po kolei co się działo u mnie w mieszkaniu w niedziele, opowiedziałem mu o kłótni, o tym co zrobiła Caro i o tym jak wrzuciłem ją z domu. On w zamian spytał, czy to właśnie dlatego się na nią rzuciłem, a gdy zaprzeczyłem to pokazał mi jej zdjęcia. Na większości z nich były zbliżenia na siniaki i zadrapania na jej ciele oraz inne okaleczenia. Jedno z nich przedstawiało jej prawie poobijaną twarz, drugie posiniaczone ramiona, a trzecie ręce. Jej prawy nadgarstek pokryty był całą masą siniaków, które powstały pewnie, gdy ktoś mocno ją za niego trzymał. Ale to nie byłem ja. Cholera jasna. To nie ja ją tak załatwiłem. Dlaczego mnie oskarżyła?! Dlaczego chce się na mnie zemścić rujnując mi życie? Czy nie wystarczy jej to co zrobiła Emily? Jezu, co się stało z kobietą, którą poznałem dwa lata temu i w której się zakochałem?
-Zatrzymamy pana na 48 godzin - powiedział w końcu - będzie pan miał czas, żeby przemyśleć swoje zeznania, a prokurator zadecyduje co dalej
-Czy mogę zadzwonić? - spytałem cicho
-Tylko jedno połączenie - skierował w moją stronę telefon - dwie minuty
Tylko chwilę zajęło mi podjęcie decyzji do kogo zadzwonię.
-Klopp - usłyszałem głos trenera
-Trenerze potrzebuję prawnika - powiedziałem szybko - może mi pan pomóc?
-Oczywiście. Co się stało? - spytał zaniepokojony - z czyjego numeru dzwonisz?
-Z komisariatu - westchnąłem - Caroline oskarżyła mnie o napaść
-O napaść? - spytał z niedowierzaniem
-Tak - przytaknąłem - zamykają mnie na czterdzieści osiem godzin
-Niczym się nie martw. Wyciągniemy Cię z tego
-Dzięki - mruknąłem
-Koniec czas - odparł funkcjonariusz, zabierając mi słuchawkę
-Co teraz? - przełknąłem ciężko ślinę
-Zostanie pan zabrany do celi - uśmiechnął się ironicznie, a ja przełknąłem go w duchu
Na korytarzu zobaczyłem mojego przyjaciela i siostrę. Kobieta rzuciła mi się na szyję, przytulając mnie mocno.
-Czemu to zrobiła? - spytała idąc za mną
-Rozstaliśmy się i wyrzuciłem ją z domu
-Wszystko będzie dobrze Marco - wyszeptała mi szybko do ucha - obiecuję
-Musisz skontaktować się z Mario - poprosiłem - napisz do niego maila
-W porządku, zajmę się tym - kiwnęła głową
-Spróbuj się dowiedzieć, gdzie jest Emily!
-Yhmm. Zatrzymują Cię?
-Na czterdzieści osiem godzin - warknąłem - porozmawiaj z trenerem, on załatwi prawnika
-Dobrze. Trzymaj się - poklepała mnie po ramieniu - i niczym się nie przejmuj!
Chciałbym, ale niestety tylko tak łatwo jest to powiedzieć. Nie martw się. Trzy słowa, które powinny dawać nadzieje, że wszystko jest albo będzie dobrze. Mi nie dają. Nienawidzę bezczynności, a siedzenie bez powodu przez dwie doby w brudnej, małej celi jest cholerną bezczynnością. To wszystko do mnie nie trafia. Miałem milion pytań i niewiadomych w głowie. Po pierwsze kto pobił Caroline, po drugie czemu jest taka głupia, że oskarżyła właśnie mnie. Przecież prędzej czy później wyjdzie na jaw, że to nie ja jestem sprawcą. A co jeśli nie wyjdzie? Cholera. Pierwszy raz od dawna bałem się jak cholera i nie miałem pojęcia, czego się spodziewać. Martwiłem się też o Em. Nie mam pojęcia, gdzie jest, co robi i kiedy dokładnie wraca. Nie miałem szansy, żeby powiedzieć jej, że rozstałem się z Caroline i ona wcale nie spodziewa się mojego dziecka. Teraz powoli wszystko układało się w całość. Wiedziałem, co kierowało moją byłą narzeczoną, że tak mnie unikała i nie mogła zdobyć się na szczerą rozmowę ze mną. Dzięki Caro.
*****
Piątek 13 ... jak widać okazał się pechowy :D chociaż nie planowałam tego rozdziału pod tę datę xd zostawiam Was z nieco innym Marco niż do tej pory;) tak przy okazji ... serio myślałyście, że będzie tak łatwo? o co to to nie! 
Buziaki!
ps. Bye Caroline!

piątek, 6 stycznia 2017

24.

[Emily]
Od rana biegałam jak szalona. Nie miałam czasu zjeść śniadania, czy nawet napić się kawy. Przed siódmą rano byłam już w domu moich przyjaciół, skąd ulotnił się Mario. Pozwoliłam wyspać się Ann, a sama w tym czasie robiłam ostatnie szlify, w tym najważniejszym dniu. Dniu jej ślubu. Dniu, w którym z panny Brommel zmieni się w panią Gotze. Gdy modelka się obudziła czekało już na nią śniadanie i gorąca kąpiel.
-Strasznie się stresuje – jęknęła pijąc herbatę – chyba nie dam rady nic przełknąć
-Musisz zjeść śniadanie – uśmiechnęłam się ciepło – to będzie długi dzień
-Chciałabym, żeby było już po ślubie – westchnęła odstawiając pusty kubek na stół – Ty też się tak stresowałaś?
-Ann jedz śniadanie – mruknęłam nie chcąc wracać myślami do dnia mojego nieudanego ślubu – za półtorej godziny będzie tu fryzjerka, a od tygodnia mówisz, że dzisiaj chciałabyś wziąć długą kąpiel i chociaż trochę się zrelaksować
-Wiem wiem – przewróciła oczami i zabrała się za śniadanie– już jem
-Dzwoniłam do Kościoła i na salę. Wszystko jest w porządku – uprzedziłam ją – nasze bukiety też będą na czas. Marco powiedział, że je odbierze i przywiezie tutaj
-A co z zespołem?
-Kryzys zażegany – uśmiechnęłam się – nie masz się czym martwić
-Okej – spojrzała na mnie zadowolona – dziękuję
-Doskonale wiesz, że nie masz za co mi dziękować – odparłam wstając z krzesła i zabierając jej pusty talerz – możesz lecieć do wanny, a ja przygotuję Twoją kreacje na dziś
-O której tutaj byłaś ? – spytała idąc po schodach
-Za kwadrans siódma – zachichotałam – jakoś nie mogłam rano spać
-Jesteś aniołem Emily! – zawołała i zniknęła na górze
Po chwili sama ruszyłam na górę do sypialni gościnnej. Wyjęłam z pokrowca suknie ślubną mojej przyjaciółki, buty, biżuterie i bieliznę, a na końcu dodatki. Upewniłam się, że mamy wszystko. Coś białego – suknia, bielizna. Coś niebieskiego – podwiązka. Coś nowego – biżuteria. Coś starego - buty, które Mario kupił swojej narzeczonej kupiła dawno temu, ale ona w nich nie chodziła. Coś pożyczonego – mój ślubny welon. Buty postawiłam na parapecie, bo to zapewnia parze szczęście i ładną pogodę, a do jednego z nich wrzuciłam monetę, która zapewni im dobrobyt. Chociaż nawet bez monety mają to zapewnione.
-Em! – usłyszałam krzyk, więc popędziłam do łazienki
-Co jest? – spytałam zdyszana
-Nie mogę znaleźć suszarki – westchnęła bliska płaczu – zawsze była w szafce
-Spokojnie – przytuliłam ją, mimo że stała w samym ręczniku – na pewno, gdzieś tu jest
-To znak, że coś pójdzie źle – jęknęła – czuję to
-Jesteś przewrażliwiona Ann – zaśmiałam się – idź do sypialni, ubierz się w coś wygodnego, a ja znajdę suszarkę
-Dzięki – mruknęła wlokąc się do sypialni
-I uśmiechnij się – zawołałam za nią
Przejrzałam wszystkie szafki, w których modelka trzyma swoje rzeczy i oczywiście nie znalazłam tego, czego szukałam. Zawiedziona zaczęłam przeszukiwać szafki piłkarza, aż w jednej z nich natknęłam się na suszarkę. Alleluja! Wzięłam ją do ręki, sięgnęłam po szczotkę i wyszłam z pomieszczenia. Moja przyjaciółka siedziała na łóżku w spodniach dresowych i rozpinanej bluzie. Na mój widok uśmiechnęła się szeroko i posłała mi pełne wdzięczności spojrzenie. Och Ann-Kathrin ... to dopiero początek dnia. Wdzięczna będziesz dopiero nad ranem.
-Odwróć się – poprosiłam siadając za nią, a ona posłusznie wykonała moją prośbę
-Zamierzasz wysuszyć mi włosy? – spytała rozbawiona
-W końcu jestem Twoją świadkową – zażartowałam – muszę o Ciebie dbać
-Jak Twoja nowa przyjaciółka Caroline?
-Daj spokój – skrzywiłam się – nie sądziłam, że to będzie takie trudne
-Co takiego? Przyjaźń z nową narzeczoną faceta, którego kochasz czy zrezygnowanie z niego na rzecz tej pseudo przyjaźni? – spytała ironicznie
-Przestań – poprosiłam – skąd mogłam wiedzieć, że ona taka jest?
-Może stąd, że Ci mówiłam – wywróciła oczami
-Teraz już i tak nic z tym nie zrobię
-Zawsze możesz powiedzieć Marco prawdę. Tylko tą prawdziwą prawdę
-On mi nie uwierzy – rozczesałam jej długie, blond włosy
-Emily – odwróciła się, żeby spojrzeć mi w oczy – on uwierzy Ci we wszystko
-Co z Caroline? – spytałam czując, że pojedyncza łza spływa po moim policzku
-Skończ z nią. Ona nie jest potrzebna Ci do szczęścia, a tylko pieprzy Ci humor. Dałaś się jej zmanipulować, ale czasu nie cofniesz. Po prostu spróbuj to naprawić
-A jak mi się nie uda?
-To spakujesz walizki i polecisz odpocząć – powiedziała pewnie, a ja się zaśmiałam
-Co zrobię?
-Barbados – uśmiechnęła się, a ja zmarszczyłam nos nic nie rozumiejąc - zarezerwowaliśmy Ci pokój w hotelu. Polecisz jutro z samego rana, odpoczniesz, przemyślisz trochę rzeczy i wrócisz. My w tym czasie pojedziemy w podróż poślubną, chociaż nie na miesiąc
-Ann ja nie mogę. To jest za dużo – pokiwałam twierdząco głową – wiem, że chcecie dobrze, ale ja to musiało Was kosztować majątek, a ja nie mam tylu pieniędzy, żeby Wam oddać
-Em, ale nie musisz nam oddawać. Jesteś moją najlepszą przyjaciółką, traktuję Cię jak siostrę i robię to dla Ciebie, bo się o Ciebie martwię. Ostatnio mocno Cię wykorzystywałam i wiem, że musisz teraz odpocząć. Miesiąc na Barbados powinien postawić Cię na nogi
-Miesiąc ? – jęknęłam
-Tak – puściła mi oczko – i nie ma żadnej dyskusji
-Ale nie mogę jechać jutro, przecież są Wasze poprawiny ...
-My też lecimy jutro, pamiętasz? Skoro my pojawimy się na poprawinach, tylko na chwilę to nie ma potrzeby, żebyś Ty musiała tam być. Damy sobie radę
-W porządku – odpuściłam – ale nie zdążę się spakować, ani nic z tych rzeczy
-Spakowałyśmy Cię razem z Annie i Amą. Walizka jest już na sali weselnej. Jeśli zabawa będzie trwała długo to przebierzesz się tam i pojedziesz prosto do hotelu
-Okej – przytuliłam ją mocno – dziękuję. Wiesz, że Cię kocham?
-Pewnie, że wiem – wyczułam, że się uśmiecha – jest coś jeszcze
-Co takiego?
-Jeżeli nic nie stanie Wam na przeszkodzie to porozmawiasz z Marco. Powiesz mu o całej sytuacji z Caroline i o tym co do niego czujesz. Możecie lecieć tam razem. Jeśli jednak z jakiejś przyczyny Wam się nie uda to polecisz tam sama i nie załamiesz się, ok?
-Czy on wie o tym wyjeździe?
-Nie. Powiesz mu sama, ale na wszelki wypadek Mario go spakował
-Dobrze, niech tak będzie – spojrzałam na swoje idealnie pomalowane paznokcie – wolałabym nie wsiadać sama do samolotu
-Zobaczysz, że nie będziesz sama – założyła mi kosmyk włosów za ucho
-Koniec gadania – klepnęłam ją w udo – musimy wysuszyć Ci wreszcie włosy
-Czyń swoją powinność świadkowo – machnęła ręką i usiadła tyłem do mnie
Włączyłam suszarkę i powoli zaczęłam suszyć modelce włosy. Po kilku minutach kobieta puściła głośno muzykę i śpiewała jedną ze swoich ulubionych piosenek. A ja śmiałam się z jej daremnych prób zagłuszenia suszarki.
-Ciekawe, czy Mario się stresuje – powiedziała, gdy już skończyłam
-Będziesz mogła go niedługo zapytać – uśmiechnęłam się chowając suszarkę pod łóżko – zobaczysz, że te kilka godzin minie jak pstryknięcie palcami
-Obyś miała racje
Usłyszałyśmy dzwonek do drzwi, więc poderwałam się z łóżka i zbiegłam na dół, żeby otworzyć fryzjerce. Panna młoda zeszła na dół i usiadła w salonie, gdzie niewiele młodsza od niej dziewczyna zabrała się za robienie jej ślubnej fryzury. Czas leciał niesamowicie szybko, zaraz po fryzjerce przyjechała makijażystka, a potem mama Ann. Moja fryzura i makijaż też były już gotowe, więc szybko założyłam swój strój – długą suknie w kolorze pudrowego różu oraz beżowe dodatki i złotą biżuterię.
-Czas się ubierać – powiedziałam w końcu – za jakąś godzinę musimy wyjść z domu
-Pewnie – kiwnęła głową – pomożesz mi się ubrać?
-Oczywiście
Modelka założyła szybko białą, koronkową bieliznę, a potem pomogłam jej włożyć suknie. Była idealna. Podkreślała wszystkie kształty Ann, a ona sama prezentowała się w niej jak milion dolarów.
-Jesteś najpiękniejszą panną młodą jaką ten świat widział – odparłam wzruszona wpinając jej welon we włosy – Mario padnie jak Cię zobaczy
-Dziękuję – uśmiechnęłam się – czy teraz mogę się przejrzeć?
-Tylko pod warunkiem, że zdejmiesz buty
-Dlaczego ? – zaśmiała się
-Taki jest przesąd – przewróciłam oczami – nie możesz oglądać się w lustrze w pełnym stroju. Musisz zdjąć choćby jeden element
-W porządku – zsunęła z nóg szpilki i ruszyła do lustra
Nie minęło nawet dziesięć sekund, gdy kobieta poszła się przejrzeć, gdy usłyszałam pukanie do drzwi, a potem ich otwieranie. Niespiesznie ruszyłam do przedpokoju, gdzie zastałam Marco. W smokingu.
-Przywiozłem Wasze bukiety – uśmiechnął się – ale muszę uciekać do Mario
-Bardzo Ci dziękuję – wzięłam do niego kwiaty – widzimy się w Kościele?
-Tak – kiwnął twierdząco głową – będę czekał na Ciebie przy ołtarzu
-Obiecuję, że nie ucieknę – posłałam mu uśmiech
-Do zobaczenia Em – pocałował mnie w policzek – ślicznie wyglądasz
-Do zobaczenia Marco – spojrzałam mu prosto w oczy – Ty też prezentujesz się całkiem dobrze
Piłkarz opuścił dom naszych przyjaciół, a ja zaniosłam bukiety do kuchni, żeby jeszcze przez chwilę postały w zimnej wodzie.
-Czy jeśli powiem, że wyglądam cholernie dobrze to wyjdę na egoistkę? – zapytała jeszcze panna Brommel, a ja się zaśmiałam
-Nie – pokiwałam przecząco głową – to Twój dzień i bardzo się cieszę, że uważasz, że wyglądasz cholerne dobrze
-Alleluja – zachichotała – wiesz, że Ty też wyglądasz dobrze?
-Mam taką nadzieję – uśmiechnęłam się = Marco przywiózł nasze bukiety
-Już pojechał? - rozejrzała się
-Tak, musiał już wracać do Twojego ukochanego
-Yhmm. Oni muszą być wcześniej w Kościele
Naszą rozmowę przerwała rodzicielka blondynki, która przyniosła iglę, nitkę, chleb i cukier, a następnie uklęknęła przed swoją córką i sięgnęła po jej suknie.
-Co Ty robisz mamo? – pisnęła
-Według przesądów w fałdkach sukni powinno się zaszyć okruszek chleba i ziarnko cukru – odparła lekko
-Nie – modelka pisnęła kolejny raz, a ja nie mogłam powstrzymać śmiechu – zapomnij!
-Kochanie ...
-Mamo – zmroziła ją wzrokiem – wystarczy, że muszę chodzić z monetą w bucie
-Ja ją tam włożyłam – powiedziałam zadowolona z siebie
-Fantastycznie, dzięki – mruknęła
-Dobrze – westchnęła pani Brommel – i tak nie mamy na to czasu
-No!
-Twoja mama ma racje, nie mamy czasu – spojrzałam na zegarek – gotowa?
-Jak nigdy w życiu
-No to w drogę – uśmiechnęłam się idąc w stronę drzwi

-Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela. Małżeństwo przez Was zawarte, ja powagą Kościoła Katolickiego potwierdzam i błogosławię, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Amen – powiedział ksiądz, po czym zwrócił się bezpośrednio do Mario – może pan pocałować żonę
Szatyn pocałował czulę swoją świeżo poślubioną żonę, a wszyscy obecni w Kościele zaczęli bić brawo. Następnie we czwórkę poszliśmy za księdzem, aby podpisać dokumenty. Kapłan pogratulował jeszcze moim przyjaciołom i mogliśmy opuścić świątynie. Na zewnątrz goście obrzucili ich drobnymi monetami i ryżem, a Marco musiał odciągnąć mnie dwa kroki do tyłu, żebyśmy przy okazji nie oberwali.
-Musisz pierwszy złożyć im życzenia – powiedziałam do niego cicho
-Dlaczego? – zmarszczył brwi
-Bo według przesądów to właśnie mężczyzna musi pierwszy złożyć parze młodej życzenia
-W porządku – roześmiał się – postaram się
Udało nam się złożyć życzenia młodym w pierwszej kolejności, a później stanęliśmy za nimi i odbieraliśmy od gości prezenty, koperty, kwiaty. Marco pakował wszystko do bagażnika weselnego auta, a ja uśmiechałam się do każdego tak szeroko, że zaczęła boleć mnie szczęka.
-Myślałam, że to się nigdy nie skończy – blondynka wypuściła ze świstem powietrze, gdy pod Kościołem została tylko nasza czwórka
-Od teraz musi być tylko lepiej – zażartował Mario – żadnych życzeń i sztucznych uśmiechów, tylko zabawa, zabawa i jeszcze raz zabawa
-Pakujcie się do auta dzieciaki – powiedział w końcu Marco idąc do drzwi kierowcy
-Muszę usiąść obok mojej żony – oświadcza Gotze i mimo wcześniejszych ustaleń siada z tyłu
Kiwam głową mimo, że na pewno już nie zwraca na mnie uwagi, po czym siadam na miejscu pasażera i przeglądam się w lusterku. Makijaż mi się nie rozmazał, fryzura nie popsuła. Jest w porządku.
-Em pamiętaj o czym rozmawiałyśmy w domu – modelka powiedziała głośno i wyraźnie mierząc mnie swoim nieustępliwym spojrzeniem w lusterku
-Pamiętaj – uśmiechnęłam się blado – spokojna głowa
-Czy powinniśmy się martwić? – zaśmiał się Reus
-Ty na pewno – pomyślałam, ale zamiast powiedzieć to na głos to tylko pokręciłam przecząco głową
-Nie pozwólcie nam się upić – poprosiła blondynka – chcę dotrwać do nocy poślubnej
-Będziemy Was pilnować – puściłam jej oczko – ja zresztą nie zamierzam dzisiaj nic pić
-Ja tak samo – odparł kierowca – to Wasz dzień, więc jeśli chcecie to się zabawcie. Będziemy mieli Was i wszystko inne pod kontrolą
-I właśnie dlatego wybraliśmy Was na świadków – zawołał pan młody i wszyscy roześmialiśmy się wesoło
W radiu poleciała piosenka Nickelback „Far Away”, a ja jak urzeczona wsłuchiwałam się w tekst piosenki, która była mi doskonale znana i zanim zdążyłam ugryźć się w język zaczęłam śpiewać. I wcale nie przez przypadek patrzyłam prosto na Marco.
-I love you
I have loved you all along
And I miss you
Been far away for far too long
I keep dreaming you’ll be with me
and you’ll never go
Stop breathing if
I don’t see you anymore – poczułam, że się rumienię, gdy tylko blondyn na mnie spojrzał i od razu spuściłam wzrok, przestając śpiewać
-Co jak co Em, ale śpiewać to Ty potrafisz – mruknął z uznaniem szatyn, a ja zachichotałam
-Bardzo Ci dziękuję Mario – ściszyłam nieco muzykę i odwróciłam się w ich stronę – ale Twoja żona ma dużo lepszy głos ode mnie

Nogi bolą mnie tak niesamowicie, że mam ochotę zdjąć szpilki i rzucić je daleko za siebie. Niestety obiecałam sobie, że zrobię to dopiero po poprawinach. Zostało jeszcze piętnaście minut do północy. Siedzieliśmy przy podłużnym stole i gawędząc wesoło, gdy nagle Marco wstał i ruszył w stronę wyjścia. Rozejrzałam się dookoła, ale nie napotkałam wzorkiem ani Caroline, ani Matta, a jedynie zachęcające spojrzenie mojej najlepszej przyjaciółki. Poderwałam się z krzesła i ruszyłam w tę samą stronę co mój były narzeczony, niestety straciłam go z oczu.
-Przepraszam widziałeś, gdzie poszedł Marco ? – spytałam jednego z gości, ale on tylko pokręcił przecząco głową – dzięki
Zdążyłam zrobić jeszcze kilka kroków w jeden z kilku korytarzy, gdy ktoś stanął mi na drodze. Niechętnie podniosłam wzrok i wtedy właśnie to zobaczyłam. Lśniące ze złości oczy Caroline. Przełknęłam ciężko ślinę i wysiliłam się na przyjacielski uśmiech. Nie odwzajemniła go.
-Szukasz Marco ? – uniosła pytająco jedną brew
-Tak – spojrzałam jej hardo w oczy – muszę z nim porozmawiać
-O czym?
-To nie jest Twoja sprawa – wzruszyłam lekceważąco ramionami
-Jest. To mój narzeczony
-Możliwe, że już niedługo – wypowiedziałam te cztery słowa pod wpływem silnego impulsu, a blondynka zbladła
-O czym Ty do cholery mówisz?!
-Zobaczysz Caroline – mruknęłam – a teraz zejdź mi z drogi
-Ani mi się śni – wysyczała przez zaciśnięte zęby – nie pójdziesz do niego
-Bo co mi zrobisz? – warknęłam – znowu spróbujesz mnie zmanipulować?
-On nie jest Tobą zainteresowany Emily – rzuciła ostro, ale ja udałam, że tego nie słyszę i chciałam ją minąć
-Puść mnie – szarpnęłam się, gdy złapała mnie za łokieć – co Ty wyprawiasz Caroline?!
-Sprzątam śmieci – syknęła, a ja w końcu wyszarpałam się z jej uścisku
-Będziesz miała problemy – bąknęłam – jesteś psychiczna
Udało mi się ją minąć, ale ona wcale nie zamierzała się poddać. Wystarczyły trzy słowa, żeby zatrzymała mnie w pół kroku. A słowa te odbiły się echem w mojej głowie i wyrządziły spustoszenie w moim sercu. Napadły mnie wyrzuty sumienia i odwróciłam się w jej stronę.
-Jestem w ciąży – powtórzyła – noszę pod sercem dziecko Marco. Jestem z nim połączona już na zawsze. Dam mu to czego Ty mu nie chciałaś dać. Rodzinę. Dziecko. Kochającą żonę
-Ale nie dasz mu szczęścia – powiedziałam drżącym głosem
-Mylisz się. On jest ze mną szczęśliwy, a gdy dowie się o ciąży będzie wniebowzięty. Przestaniesz dla niego istnieć
-Skoro tak uważasz to chyba bez znaczenia, czy z nim teraz porozmawiam czy nie? – chciałam być odważna, ale głos mi się załamał
-Jesteś tylko nic nieznaczącą przeszłością – warknęła podchodząc bliżej mnie – jesteś nikim. A ja jestem jego narzeczoną i spodziewam się jego dziecka. Cokolwiek mu powiesz to i tak go nie wzruszy. Zostanie ze mną, bo będzie tego chciał
Wiedziałam, że kobieta ma racje, ale cały czas szukałam w głowie nowych argumentów. Cholera. Cholera. To się nie dzieje naprawdę. Czemu teraz? Czemu?!
-Trzymaj się od niego z daleka Emily – pogroziła mi palcem – nie zbliżaj się do niego, nie dzwoń, nie pisz i zapomnij, że on w ogóle istnieje. A jak tylko się do niego zbliżysz to tego pożałujesz. Upokorzę Cię tak mocno, że się załamiesz i będziesz chciała tylko umrzeć
Wzdrygnęłam się słysząc jej ostre słowa, a niewidzialny sztylet wbił się w moje serce do samego końca, po czym obracał się powoli sprawiając mi niesamowity ból. Miałam ochotę paść na ziemię i płakać.
-Wygrałaś Caroline – powiedziałam w końcu – ale to nie było fair play
-Ja nigdy nie gram fair play – uśmiechnęła się ironicznie – powiedz mi Emily jak to jest przegrać? Najpierw przegrywałaś bitwy, aż wreszcie pięknie i z gracją przegrałaś całą wojnę. Jak to jest?
Tak jakby cały mój świat legł w gruzach, a ja leżałam na samym dnie pod nimi. Zmiażdżyły mnie.
-Co ja takiego przegrałam? – westchnęłam – Marco? Ty też w końcu przegrasz tę wojnę i nawet nie będziesz wiedziała kiedy
-Uważaj na słowa – spojrzała na mnie lodowato
-Taka jest prawda Caroline. On w końcu przejrzy na oczy, zobaczy jaka jesteś i Cię zostawi. Co z tego, że jesteś z nim w ciąży i nosisz na palcu pierścionek zaręczynowy, do którego kiedyś może dołączy obrączka? To go nie powstrzyma. Zostawi Cię i staniesz się dla niego nikim
-Zamknij. Się. W. Końcu – szturchnęła mnie, a ja zachwiałam się do tyłu
-Trzymaj ręce przy sobie – spiorunowałam ją wzrokiem i szybkim krokiem skierowałam się z powrotem na salę
-Ty też! – zawołała za mną – pamiętaj co Ci mówiłam!
Pamiętam. Suko.
Gdy tylko dotarłam na salę to zauważyłam, że państwo młodzi pokroili już tort weselny, a Marco stał koło nich rozglądając się niespokojnie. Pewnie mnie szukał. Powinnam była tam być.
-Przepraszam – szepnęłam do ucha Ann – coś mnie zatrzymało
-Skoro Marco jest tutaj to co to było?
-Później Ci powiem – westchnęłam – nie gniewaj się tylko, dobrze?
-Oczywiście – posłała mi uśmiech – ale żałuj, że Cię tu nie było
-Żałuję – skrzywiłam się
-Jesteś strasznie blada. Dobrze się czujesz? Chcesz iść odpocząć?
-Nic mi nie jest – zapewniłam ją – nie martw się o mnie
Chwilę później Ann miała rzucać swój welon, a Mario muchę. Postanowili zrobić to w jednym czasie, więc parkiet był silnie oblegany przez panny i kawalerów. Zdjęłam mojej przyjaciółce welon, po czym stanęłam z boku. W bezpiecznej odległości od Marco. Jestem takim cholernym tchórzem, że boję się Caro.
-Em! Marco! Chodźcie do środka – zawołała blondynka – oboje jesteście jeszcze przed ślubem z tego co mi wiadomo
-Świadkowie nie biorą udziału w zabawach – przypomniałam jej, chcąc się wymigać
Kurwa. Nie miałam nastroju na takie głupoty. Chciałam zwinąć się w kłębek i płakać. Płakać. Płakać. Ciągle płakać.
-To moje wesele! A ja chcę, żebyście brali w tym udział! – spojrzała błagalnie najpierw na mnie, a potem na niego
Co mogłam zrobić? Nic. Nie miałam wyjścia. Gdy tylko zobaczyłam, że Marco zmierza do okręgu mężczyzn to ja ruszyłam do okręgu kobiet. I takim oto sposobem po chwili stałam na parkiecie tylko w towarzystwie Marco z welonem wpiętym we włosy.
-Pani pozwoli – uśmiechnął się i przyciągnął mnie do siebie, aby rozpocząć taniec
Jeszcze pół godziny temu skakałabym z radości z takiego obrotu sprawy, ale teraz miałam wrażenie, że jestem trzęsącą się galaretą. Nie czułam się komfortowo w jego ramionach. Szczególnie czując na sobie palące spojrzenie nikogo innego jak, tylko Caroline Bohs. Gdy tylko napotkałam jej wzrok poczułam, że żołądek mi się kurczy i dopadły mnie mdłości. Ona mnie nienawidzi. I zrobi wszystko, żeby mi to udowodnić.
-Przepraszam – wyplątałam się z objęć piłkarza i mimo protestów wszystkich gości zostawiłam go na parkiecie samego
Swoje kroki skierowałam do jego narzeczonej, która patrzyła na mnie ze sztucznym uśmiechem, a w jej oczach tańczyła dzika satysfakcja.
-Z nas dwóch to Ty prędzej zostaniesz panią Reus – powiedziałam cicho zbolałym głosem, wpinając jej w tym czasie welon we włosy
-Cieszę się, że wreszcie to zrozumiałaś – błysnęła uśmiechem i pewnym krokiem dołączyła do swojego ukochanego
A ja szybko przemknęłam przez tłum gości i wybiegłam na świeże powietrze. Ostatkiem sił hamowałam łzy, bo przecież nie mogę się rozkleić. Jakby Ann to zobaczyła to zniszczyłabym jej całe wesele.
-Czemu mi nie powiedziałaś, że Marco był Twoim narzeczonym? – usłyszałam i już wiedziałam, że to najgorsza noc mojego życia
-Przepraszam. Chciałam to zrobić, ale jakoś się nie złożyło – spojrzałam w oczy Matta, ale nie ujrzałam tam nic prócz obojętności
-Na pewno doskonale się bawiłaś, co ? – pokręcił z niedowierzaniem głową
-Bawiłam się? Myślisz, że zrobiłam to, żeby się Tobą zabawić?
-A co innego mogę sobie myśleć?
-Marco to przeszłość, do której ciężko mi jest wracać i dlatego Ci nie powiedziałam. Czekałam na odpowiedni moment
Mężczyzna przyjrzał mi się i widząc w jakim jestem stanie – na skraju rozpaczy, zrobił krok w moją stronę, a jego wzrok złagodniał.
-Masz rację. Przepraszam. Zachowuję się jak totalny dupek
-Ama Ci powiedziała? – spytałam, chcąc się upewnić
-Przez przypadek – wzruszył ramionami – myślała, że wiem
-Przepraszam – powtórzyłam
-Powiedziałaś, że Marco to przeszłość, ale ja widzę jak na niego patrzysz i odnoszę zupełnie inne wrażenie
-Chciałabym, żeby był moją teraźniejszością i przyszłością, ale on wybrał kogoś innego – skrzywiłam się – nie ma o czym gadać
-Yhmm – kiwnął głową na znak zrozumienia – co teraz?
-Wyjeżdżam – powiedziałam, a on spojrzał na mnie osłupiały
-Na stałe?
-Nie – pokręciłam przecząco głową – na razie nie. To tylko wakacje, chociaż nie będzie mnie cały miesiąc
-Nic wcześniej nie mówiłaś
-Bo dopiero niedawno podjęłam decyzję – a dokładniej to jakieś dziesięć minut temu, ale tego nie musiałam mu mówić
-Poczekam na Ciebie
-Nie. Nie czekaj – westchnęłam – Matt jesteś wspaniałym mężczyzną i bardzo Cię lubię, ale nic z tego nie będzie. Nie ma sensu, żebyś tracił na mnie czas. Znajdź sobie jakąś super dziewczynę, która od razu się w Tobie zakocha i bądź z nią szczęśliwy. Ze mną nie będziesz
-Jesteś pewna? – skrzywił się, gdy kiwnęłam głową – w porządku
-Przepraszam – nie wiem, który już raz to powtórzyłam
-Nie przepraszaj mnie już – przytulił mnie i pocałował w czoło – chyba czas na mnie
-Ale będziemy jeszcze w kontakcie? – spytałam cicho
-Oczywiście – uśmiechnął się – jestem wspaniałym przyjacielem
-Nie wątpię – roześmiałam się, ale to był tylko pusty dźwięk, bo wewnątrz cała płakałam

[Marco]
Byłem wykończony. Całe te przygotowania do ślubu, a potem sam ślub i wesele totalnie mnie wykończyły. Przepuściłem w drzwiach moją narzeczoną i weszliśmy do mieszkania. Kilkadziesiąt minut wcześniej odwiozłem państwa młodych z poprawin na lotnisko, a oni polecieli w swoją podróż poślubną. Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu Emily nie pojawiła się na poprawinach, ale Ann wytłumaczyła mi, że bardzo źle się czuła. Chyba powinienem sprawdzić, czy wszystko w niej w porządku.
-Może położymy się spać? – usłyszałem głos, który wyrwał mnie z rozmyśleń – wiem, że jest dopiero po piętnastej, ale jestem wykończona i najchętniej spałabym już do rana
-To jest dobry pomysł – westchnąłem – chodźmy do sypialni
-Chcesz iść pierwszy pod prysznic? – spytała obejmując mnie – bo ja chciałabym wykonać jeszcze jeden telefon
-Okej – odparłem cicho
Zostawiłem moją kobietę w sypialni, a sam poszedłem do łazienki. Nie zacząłem się nawet rozbierać, gdy przypomniałem sobie, że zostawiłem telefon w przedpokoju, a Mario miał do mnie pisać jak dolecą. Szybko opuściłem pomieszczenie i ruszyłem korytarzem do przedpokoju. Caroline ulotniła się z sypialni do salonu, gdzie rozmawiała z kimś przez telefon. Jak tylko usłyszałem jej słowa to zatrzymałem się gwałtownie i zacisnąłem dłonie w pięści.
-Wiem – zachichotała do słuchawki – ona jest taka głupia. Poważnie B. myślałam, że zacznie płakać i sprawiało mi to taką satysfakcje. Wreszcie udało mi się na dobre pozbyć jej z życia Marco. Długo nad nią pracowałam, ale okazuje się, że Emily jest jak kukiełka. Bardzo łatwo jest nią sterować. Wiem! Gdybyś widziała jej minę, gdy jej groziłam albo gdy powiedziałam jej, że jestem w ciąży. Naiwniaczka! Nie wiedziałam, że można kogoś tak łatwo zmanipulować! Wcześniej bym się z nią zaprzyjaźniła, żeby odsunęła się od Marco, ale cholera nie wpadłam na to. Trudno. Ważne, że teraz się mnie boi, po tym jak jej groziłam i już nie zbliży się do Marco. Mam ją z głowy ...
Dość. Tego. Kurwa.