[Emily]
Po wspólnie spędzonym weekendzie nadeszła szara i nieciekawa rzeczywistość w postaci listopadowego poniedziałku. Theo wyszedł do pracy zanim zdążyłam się obudzić, a wrócił jak już prawie spałam. Cały dzień byłam sama i co prawda, żeby się nie nudzić zajęłam się robieniem jakiś zwyczajnych projektów. Było mi przykro, ale rozumiałam, że to jego praca. Po za tym to tylko jeden dzień. Dzisiaj idziemy razem do lekarza z powodu mojej wizyty kontrolnej, więc przynajmniej miałam pewność, że jak się obudzę to prawnik będzie w naszym mieszkaniu.Nie pomyliłam się. Powoli otworzyłam oczy i kiedy po kilkunastu sekundach widziałam wszystko ostro to rozejrzałam się dookoła. Drzwi od garderoby były otwarte na oścież, więc miałam idealny widok na mojego chłopaka, który akurat się ubierał. Mięśnie mu drżały, przy każdym najmniejszym ruchu, a ja patrzyłam na niego zafascynowana. -Przyglądasz mi się – uśmiechnął się.
-Bo lubię ten widok – cmoknęłam z uznaniem – a po za tym nie zamknąłeś drzwi, więc musiałeś się liczyć z tym, że Cię zobaczę.
-Masz racje, wszystko zaplanowałem – powiedział, a ja zachichotałam – przełożyłem wszystkie spotkania na najwcześniej w pół do dwunastej, więc możemy jeszcze skoczyć, gdzieś na drugie śniadanie.
-Świetnie – podniosłam się do pozycji siedzącej.
-Pójdę zrobić nam śniadanie – podszedł do mnie i mnie pocałował.
-Wezmę prysznic – westchnęłam – mam jeszcze trochę czasu ?
-Wystarczająco – posłał mi uśmiech.
-Okej – wstałam i sięgnęłam po szlafrok – za kwadrans będę na dole.
Nic nie odpowiedział, tylko się zaśmiał, a następnie wyszedł z sypialni. Ja odsłoniłam jeszcze okno, przez które wpadły pierwsze promienie słońca, zgarnęłam czystą bieliznę z garderoby i dopiero wtedy zamknęłam się w łazience. Rzuciłam szlafrok na jedną z szafek, zdjęłam piżamę i weszłam pod prysznic. Odkręciłam ciepłą wodę i zamknęłam oczy.Nie miałam na nic siły, ale musiałam się chociaż trochę pospieszyć. Całe ciało namydliłam żelem pod prysznic, spłukałam pianę, zabrałam się za mycie włosów i niecałe dziesięć minut później zakręciłam kurek z wodą. Owinęłam włosy ręcznikiem, drugim się wytarłam i założyłam bieliznę, a na nią szlafrok.Mokre włosy rozczesałam, wyjęłam z szafki suszarkę i odpaliłam ją. Z każdą kolejną chwilą miałam coraz bardziej suche włosy, aż w końcu mogłam odłożyć na bok suszarkę i wyjść z pomieszczenia. Założyłam zwyczajne jeansy z malutkimi dziurami i białą, długą koszulę, a na stopy wsunęłam czarne skarpetki, na szyi zapięłam złoty naszyjnik i zgarnęłam czarną, workowatą torbę. Wrzuciłam do niej najpotrzebniejsze rzeczy, ostatni raz przejrzałam się w lustrze i zeszłam na dół. Miałam być po kwadransie, ale jakoś tak mi się nie udało wbić w te drobne piętnaście minut.
-Herbata Ci już wystygła – pokręcił z niedowierzaniem głową.
-Zrobię sobie drugą – machnęłam ręką.
-Ja Ci zrobię, a Ty już jedz – pocałował mnie w czoło.
-Dzisiaj nie wrócisz tak późno jak wczoraj, prawda ?
-Obiecuję, że postaram się wrócić wcześniej.
-Dużo masz dzisiaj spotkań ?
-Trochę – przeczesał palcami włosy – załatwię to tak szybko jak tylko będę mógł.
-W porządku – zabrałam się za jedzenie jajek – podasz mi sól ?
-Jasne – spełnił moją prośbę.
Dokończyliśmy wspólnie jeść śniadanie, dopiłam swoją herbatę i musieliśmy wyjść już z domu.O tej porze nawet w Dortmundzie są straszne korki, a do lekarza mam w sumie daleko. Cholera.
-Zostawiłem telefon na górze, zaraz wracam.
-Ubiorę się w tym czasie.
Przeszłam do przedpokoju, założyłam czarne botki i beżowy płaszcz, a z szafy wyciągnęłam jeszcze gruby, czarny szalik. Owinęłam nim szyje i dosłownie w tym samym czasie mój facet wpadł do pomieszczenia. W ekspresowym tempie założył buty, kurtkę i złapał mnie za dłoń.
-Gotowa ?
-Jak nigdy w życiu – uśmiechnęłam się.
-No to idziemy – posłał mi swój firmowy uśmiech.
Wyszliśmy z mieszkania, zamknęłam za nami drzwi, a kluczę wrzuciłam do torby. Potem ich chyba nie znajdę. Ups. Zjechaliśmy windą na parking podziemny, wsiedliśmy do auta prawnika, a kilka minut później jechaliśmy już ulicami niemieckiego miasta.
-Musimy podjechać po jakieś zakupy przed parapetówką. Może w czwartek ?
-A w piątek po mojej pracy ? – zaproponował.
-To już będzie za późno – pokręciłam głową.
-Moglibyśmy wynająć catering.
-Ja sama zajmę się tym z przyjemnością.
-Nie możesz się przemęczać – położył mi dłoń na kolanie.
-Spokojnie, nic mi nie będzie – przewróciłam oczami.
Kilkanaście minut przed wizytą podjechaliśmy pod klinikę, wysiedliśmy i trzymając się za ręce weszliśmy do budynku.Zostało nam jeszcze kilka minut, ale nie zdążyliśmy nawet usiąść jak pielęgniarka wyszła z jednego z gabinetów.
-Emily Brown ! – powiedziała głośno, a ja ruszyłam w jej stronę.
-To ja – uśmiechnęłam się.
-Zapraszam – wskazała, a następnie spojrzała na mojego partnera – szczęśliwy tatuś ?
-Tak - posłał jej uśmiech.
-W takim razie zapraszam oboje – przepuściła nas w drzwiach.
Weszliśmy do sterylnego, białego gabinetu, gdzie za biurkiem siedział mężczyzna w średnim wieku i czytał moją kartę. Usiadłam po drugiej stronie stolika i czekałam, aż mi coś powie. Dopiero po chwili na mnie spojrzał.
-Witam panno Brown, jak się pani czuje ? – zagadnął pogodnie.
-Bardzo dobrze, dziękuje.
-To już siódmy tydzień, zgadza się ? – zajrzał jeszcze raz w kartę.
-Oczywiście, sam początek siódmego tygodnia.
-Dam pani skierowanie na wszystkie ważne, podstawowe badanie. Proszę je wykonać w najbliższym czasie.
-W porządku.
-Proszę dalej przyjmować kwas foliowy, a do tego dam pani jeszcze witaminy ciążowe.
-Kiedy będzie możliwe wykonanie usg ? – spytałam z nadzieją.
-Myślę, że na następnej wizycie – uśmiechnął się – za jakieś cztery tygodnie, może 22 grudnia o godzinie 13:00 ?
-Idealnie, zaraz wpiszę sobie w kalendarz.
-Nadal ma pani poranne mdłości ?
-Od czasu do czasu - westchnęłam.
-A jakieś inne dolegliwości ?
-Brak – zaśmiałam się.
-W porządku. Na razie to wszystko – podał mi wszystkie recepty i skierowania – i widzimy się tuż przed Świętami.
-Dziękuje bardzo.
-Jakby coś się działo proszę dzwonić lub od razu przyjechać – wstał i spojrzał na Theo – proszę o nią dbać.
-Taki mam zamiar – objął mnie w pasie.
Wrzuciłam kartki do torby, zarzuciłam ją na ramie i w towarzystwie szatyna wyszłam z pomieszczenia.
-To, gdzie jedziemy na drugie śniadanie ?
-Obojętnie mi – wzruszyłam ramionami – jedźmy najpierw do apteki, proszę.
-Jak sobie życzysz – uśmiechnął się – może pancake ?
-Brzmi tucząco – zaśmiałam się – ale zdecydowanie w to wchodzę !
-Świetnie –mrugnął do mnie – najpierw apteka, potem śniadanie, a potem odwiozę Cię do domu.
-Nie możesz wziąć dzisiaj wolnego ? – jęknęłam.
-Próbowałem kochanie – westchnął – ale nic z tego, dzisiaj muszę być w pracy. Agnes dzwoniła już kilka razy, zabije mnie jak się nie pojawię.
-Szkoda, miałam nadzieje na kolejny wspólny dzień.
-Może przyszły weekend sobie trochę przedłużmy i gdzieś wyskoczymy ?
-Gdzie na przykład ?
-Gdzie tylko chcesz. Londyn, Paryż, Nowy Jork, Rzym, Sydney, Monachium, możesz wybrać.
-A jakbym wybrała Dortmund, a dokładniej nasze łóżko ? – powiedziałam cicho, żeby nikt nas nie usłyszał.
-Zgadzam się bez wahania – szepnął mi do ucha – w każdy wieczór możemy robić sobie takie wypady.
-Brzmi cudownie – wtuliłam się w niego.
Wyszliśmy na zewnątrz, otuliło nas chłodne, listopadowe powietrze, ale w silnych, czułych ramionach mojego ukochanego nie odczuwałam tego, aż tak bardzo.Szybko dotarliśmy do auta, wsiadłam na miejsce pasażera, zapięłam pasy. Chwilę później mknęliśmy już ulicami Dortmundu w stronę popularnej restauracji, w której serwują wspaniałe pancakes i klastyczne naleśniki, w każdej konfiguracji. Na słodko, na ostro, z mięsem, wegetariańskie. Dla każdego coś się znajdzie. Theo zaparkował samochód na jednym z wolnych miejsc parkingowych i zanim w ogóle zdążył wyłączyć silnik ja wysiadłam. Nie czekając na mężczyznę weszłam do środka i zajęłam nam stolik.
-Miło, że na mnie poczekałaś – puścił mi oczko.
-Wybacz – posłałam mu przepraszające spojrzenie.
-Na co masz ochotę ?
-Jeszcze nie zajrzałam do karty – wzruszyłam ramionami.
-Mogę wziąć Twój płaszcz ?
-Tak, tak oczywiście – rozebrałam się i oddałam mu swoje wierzchnie ubranie.
Zerknęłam do menu, przeczytałam wszystkie pozycje i jak podeszła do nas kelnerka to już byłam zdecydowana.
-Co dla państwa ?
-Ja poproszę pancake z nutellą i owocami, a do tego sok pomarańczowy – uśmiechnęłam się.
-A dla mnie pancake z syropem klonowym i czarna, mocna kawa.
-Oczywiście, coś jeszcze ?
-To wszystko, dziękujemy – powiedział Theo.
Dziewczyna zostawiła nas samych na dosłownie chwilę, bo zaraz przyniosła nam nadze napoje.
-Tęsknię za kawą – wyznałam.
-Dałbym Ci łyka, ale Ty takiej nie lubisz.
-Kilka miesięcy wytrzymam.
-Zawsze możesz się przestawić na bezkofeinową.
-Bezkofeinowa latte z odtłuszczonym, sojowym mlekiem ... moje ciążowe marzenie – ironizowałam.
-Okej, już nic nie mówię – zaśmiał się – chyba z Tobą nie wygram, co ?
-Teraz już nie – zachichotałam.
-Nie pojechaliśmy do apteki – powiedział nagle.
-Cholera, wyleciało mi z głowy.
-Podrzucę Cię w drodze powrotnej, co Ty na to ?
-Może być, ale jak się śpieszysz to mogę się przejść albo jechać już swoim samochodem.
-Aż tak się nie śpieszę, spokojnie.
-W porządku – posłałam mu uśmiech.
-Jesteś taka piękna – pocałował mnie w dłoń – i cała moja.
-Chcesz, żebym się zarumieniła ? – zażartowałam.
-Do twarzy Ci z rumieńcami Em. Lubię ten widok.
-Tylko ten ? – przygryzłam delikatnie wargę.
-Nie tylko – mrugnął do mnie.
-Proszę – kelnerka postawiła na stole dwa talerze z naszym posiłkiem.
-Dziękujemy bardzo.
-Smacznego – uśmiechnęła się tym firmowym uśmiechem przeznaczonym dla klientów.
Ukroiłam kawałek naleśnika, którego zjadłam z nutellą i świeżą truskawką. Mmm ... co za błogie uczucie. Mmm ... kiedy ostatni raz jadłam coś tak niesamowicie pysznego ?
-Dasz mi spróbować Twojego ?
-Oczywiście – odkroił kawałek i dał mi do spróbowania – i jak ?
-Pyszne, ale moje bardziej mi odpowiada. Chcesz spróbować ?
-Nie dziękuje – pokręcił przecząco głową.
-Chyba się nie boisz, że przytyjesz ?
-A powinienem ? – spytał z udawanym przejęciem.
-Nie – zachichotałam – absolutnie.
-Wierzę, ale chyba i tak przejdę się na siłownie.
-Zabierzesz mnie ze sobą ?
-Aż tak bardzo chcesz pooglądać mnie w akcji ? – uśmiechnął się zawadiacko, a ja przewróciłam oczami.
-Zapomniałam dzisiaj zapytać lekarza czy mogę biegać – skrzywiłam się.
-Myślę, że jeśli nie będziesz przesadzała jak do tej pory to nic się nie stanie, w końcu dużo się mówi o ćwiczeniach w ciąży.
-Masz racje.
-Jak zawsze.
-Oj jaki skromny facet.
-Staram się jak mogę – puścił mi oczko.
Kilkanaście minut później dostaliśmy rachunek, który prawnik uregulował bardzo szybko, ubraliśmy się i opuściliśmy restauracje.Tym razem pamiętaliśmy, żeby jechać do apteki, ale wybraliśmy taką, która znajdowała się najbliżej naszego mieszkania.
-Wejść z Tobą ?
-Dam sobie radę, poczekasz na mnie ?
-Oczywiście – spojrzał nerwowo na zegarek.
Westchnęłam ciężko, a zaraz potem uśmiechnęłam się szeroko w stronę swojego ukochanego. Wiedziałam, że trochę się śpieszy, tym bardziej, że zeszło nam się dłużej niż zakładaliśmy na początku.
-W sumie to możesz jechać – położyłam mu dłoń na ramieniu – ja bardzo chętnie się przejdę, a do domu daleko nie mam.
-No co Ty kochanie – zaśmiał się trochę sztywno – nic się nie stanie jak trochę się spóźnię.
-Dam sobie radę – powtórzyłam całując go – widzimy się wieczorem.
-W porządku – westchnął - do zobaczenia.
-Kocham Cię – powiedziałam jeszcze zanim wysiadłam.
-Ja też Cię kocham mała.
Wysiadłam zatrzaskując za sobą drzwi, weszłam do apteki, gdzie nie było na szczęście żadnej kolejki i podałam kobiecie receptę. Zajęło jej chwilkę zanim wszystko skompletowała, ale skoro miałam czas to się nie przejmowałam.
-To wszystko – uśmiechnęła się – razem 22 euro.
-Oczywiście – wygrzebałam z portfelu drobne i podałam kobiecie.
-Życzy sobie pani reklamówkę ?
-Wrzucę do torebki, dziękuje.
-Miłego dnia.
-Wzajemnie – uśmiechnęłam się wesoło.
Już miałam dzwonić po taksówkę, ale skoro powiedziałam Theo, że się przejdę to co mi szkodzi. Daleko nie mam, buty mam wygodne, a to, że jest trochę zimno ... trzeba hartować swój organizm. Powoli, bez pośpiechu szłam w stronę naszego apartamentowca. Gdy byłam już na miejscu to wpisałam kod i podeszłam do windy, która zawiozła mnie na czwarte piętro bardzo szybko. Zaczęłam szukać kluczy przekopując torbę z góry na dół, ale nigdzie nie mogłam ich znaleźć. Cholera. Wyrzuciłam na ziemie wszystko co miałam, ale chyba wypadły mi w samochodzie jak wyjmowałam recepty. Zestresowana wykręciłam numer do mojego faceta, ale sztuczny, kobiecy głos oznajmił mi, że numer nie odpowiada. Świetnie. Pójdę do jakiejś kawiarni, a może odwiedzę Ann. Bo nie zamierzam siedzieć tu do wieczora. Zgarnęłam swoje rzeczy z powrotem do torby i zaczęłam schodzić po schodach.
-Emily ! Emily ! – zawołał dziecięcy głos, a ja automatycznie się odwróciłam – pamiętasz mnie ?
-Oczywiście – uśmiechnęłam się – mieszkasz na trzecim piętrze i nazywasz się Olivia, prawda ?
-Tak – przytuliła się do mojej nogi – gdzie idziesz ?
-Zgubiłam klucze i nie mogę się dostać do mieszkania – zachichotałam – dlatego muszę, gdzieś iść.
-Możesz przyjść do nas – podskoczyła zadowolona.
-Nie kochanie, dziękuje – pogłaskałam ją po głowie.
-Czemu ?
-Nie mogę przeszkadzać Tobie i Twojej mamie.
-Ale ja bym chciała – jęknęła.
-Olivka kogo Ty znowu zaczepiasz ? – po chwili obok nas pojawiła się wysoka, szczupła kobieta o czarnych włosach i niebieskich oczach.
-Emily Brown – podałam jej dłoń – mieszkam piętro niżej.
-Ama Zeit-Walker – uśmiechnęła się – miło Cię poznać.
-Mamo, bo Emily zgubiła kluczę i nie ma, gdzie iść. Możemy ją wziąć do siebie ?
-Pewnie, zapraszam – otworzyła szeroko drzwi.
-Nie chciałabym przeszkadzać.
-Oj bez przesady – machnęła ręką.
-Dziękuje – powiedziałam jak tylko przekroczyłam próg.
Rozebrałam się, odwiesiłam kurtkę na wieszak i przeszłam za kobietą do kuchni.
-Masz ochotę na kawę ?
-Nie dzięki, jestem w ciąży.
-Och gratulacje. To herbata ?
-Poproszę – posłałam jej uśmiech.
-Czarna, zielona, owocowa ?
-Czarna będzie w porządku.
-Będziesz miała dzidziusia ? – dziewczynka stanęła przede mną i położyła mi dłoń na brzuchu – nic nie czuje.
-To początek, mój dzidziuś urodzi się dopiero za kilka miesięcy.
-Super – pisnęła – może to będzie dziewczynka.
-A może chłopczyk – zaśmiała się jej mama obejmując ją.
-Chciałabyś mieć rodzeństwo ?
-Nie, wolę dostać zwierzątko – odparła, a ja się roześmiałam.
-Dobra agentko, idź się pobaw, a my sobie porozmawiamy – Ama odprawiła ją sprawnie.
-Rozkoszna mała.
-To prawda, ale czasem daje popalić.
-Jak to dzieci – westchnęłam.
-Racja – uśmiechnęła się – jednak mimo różnych problemów nigdy nie będę żałowała. Dziecko to największe szczęście na świecie.
-Wychowujesz ją sama ?
-Mój mąż jest żołnierzem i jest teraz w Afganistanie – uśmiechnęła się blado - uprzedzę Twoje następne pytanie. Brian jest Amerykaninem, tylko dla mnie zamieszkał w Niemczech.
-US Army ?
-Dokładnie.
-Jak sobie radzisz ?
-Nie jest źle, mam pomoc od rodziny i przyjaciół, a po za tym ciągle się kontaktujemy z Brianem.
-Kiedy wraca ?
-Nie wiem – wzruszyła ramionami – już niczego się nie spodziewam, bo nie chce stracić nadziei. Czasem jak ma wracać to się okazuje, że jednak zostaje na kolejny rok czy dwa.
-Przykro mi – westchnęłam.
-Ja wiem, że on mnie kocha i, że wróci, ale niestety nie wiem kiedy.
-Oby niedługo.
-A jaka jest Twoja historia Emily Brown ?
-Skomplikowana – obróciłam kubek w dłoniach.
-Zamieniam się w słuch – spojrzała na mnie po czym dodała – jeśli chcesz oczywiście.
-Od początku ?
-Dawaj – posłała mi uśmiech.
-Urodziłam się tu i wychowałam, w szkole podstawowej poznałam chłopaka i bardzo się zaprzyjaźniliśmy, a w liceum zaczęliśmy się spotykać, zaręczyliśmy się i mieliśmy wziąć ślub. Wszystko było już zaplanowane, ale przez nieporozumienie się rozstaliśmy, a ja wyjechałam do Londynu. Tam spędziłam ponad trzy lata i wróciłam niedawno. Mam nowego faceta, jestem w ciąży, ale z jakiegoś niezrozumiałego dla mnie powodu Marco wciąż siedzi mi w głowie.
-Jakie to było nieporozumienie ?
-Głupie – pokręciłam z niedowierzaniem głową – spotkaliśmy się w dniu ślubu, on mnie zapytał czy na pewno tego chce, a ja spanikowałam. Zapytałam go czy mnie kocha i jak nie odpowiedział to go rzuciłam.
-Żałujesz – bardziej stwierdziła niż spytała.
-Żałuję – potwierdziłam.
-I co dalej ?
-Nic – wzruszyłam ramionami – zupełnie nic.
-Masz z nim kontakt ?
-Od kiedy wróciłam to tak.
-A przez te trzy lata nic sobie nie wyjaśniliście ?
-Hmm ... nie kontaktowaliśmy się, bo on nie wiedział, gdzie jestem
-Po prostu uciekłaś – westchnęła.
-Jestem okropna, co ?
Nie, w ogóle tak o Tobie nie pomyślałam.
-Robimy w piątek parapetówkę, może wpadniesz ? – zmieniłam temat.
-O której ?
-Wpadnij jakoś tak około siódmej.
-Załatwię opiekę dla młodej i chętnie przyjdę.
-Mamo mamo ja chce jechać do babci ! Mogę jechać do babci ?
-Gumowe ucho – zaśmiała się biorąc ja na kolana – a zostaniesz u dziadków na noc ?
-Zostanę na cały weekend – uśmiechnęła się.
-Dobrze.
-Czy Emily może obejrzeć ze mną bajkę ?
-Innym razem, wybierz coś, a ja Ci włączę.
-Ale ja bym chciała z nią obejrzeć.
-Emily musi ... – zastanowiła się przez chwilę.
-Muszę pomóc Twojej mamie przy obiedzie – wypaliłam – może Ty też chcesz nam pomóc ?
-Nie – jęknęła – to okropne.
-Włączę jej bajkę i wracam – prawie bezgłośnie zwróciła się do mnie Ama.
Poczekałam, aż zniknie za najbliższymi drzwiami, a potem wstałam z miejsca. Na małych, przyklejanych haczykach wisiało kilka fartuszków. Wzięłam do ręki taki różowy w białe kropki i założyłam go. Oparłam się o blat i stałam tak dopóki właścicielka mieszkania do mnie nie dołączyła.
-Co Ty robisz ? – zaśmiała się.
-Czekam na polecenia.
-Nie musisz mi pomagać – przewróciła oczami.
-Ale chcę, bo jestem Ci coś winna.
-Sąsiedzka przysługa. Wiesz co to takiego ?
-Proszę Ama – spojrzałam na nią błagalnie – daj mi się czymś zająć.
-To może obierzesz ziemniaki ?
-Pewnie !
-Nóż czy obieraczka ?
-Obieraczka – zaśmiałam się.
Podstawiłam sobie krzesło do śmietnika, sięgnęłam po obieraczkę oraz warzywo i zaczęłam swoją pracę. Kobieta w tym czasie obierała warzywa do zupy i sałatki.
-Zjesz z nami, prawda ?
-Nie chciałabym zawracać Wam głowy.
-Gdzie pójdziesz ?
-A bo ja wiem – wzruszyłam ramionami.
-Więc zostajesz z nami i zjesz tutaj.
-Dobrze, niech będzie – odpuściłam.
-Masz rodzeństwo ?
-Starszą siosrtę – uśmiechnęłam się – a Ty ?
-Starszego brata, możliwe, że dzisiaj tu wpadnie.
-Też ma rodzinę jak Ty ?
-Coś Ty – zaśmiała się – wieczny singiel.
-Kiedyś na pewno się ustatkuje.
-Chciałabym – zabrała się za krojenie ogórków – ale jest naprawdę świetnym chrzestnym dla Olivki.
-A to oznacza, że będzie wspaniałym ojcem – wrzuciłam obrane ziemniaki do zlewu, aby je umyć.
-Na pewno, co do tego nie mam najmniejszych wątpliwości.
Wspólnymi siłami przygotowałyśmy pyszny obiad w postaci piersi z kurczaka w panierce, gotowanych ziemniaków i surówce z zielonego ogórka z rzodkiewkami. Do tego zupa pomidorowa z makaronem. Nakrywałam właśnie do stołu, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi. Ama była z małą w łazience, więc nie bardzo wiedziałam co mam zrobić.
-Otwórz Em ! To pewnie mój brat !
-Okej – zawołałam.
Niepewnie podeszłam do drzwi, przekręciłam klucze w zamku i nacisnęłam klamkę. Za drzwiami stał bardzo wysoki, dobrze zbudowany blondyn. Uśmiechnął się do mnie przyjaźnie, a następnie rozejrzał się po klatce.
-Niemożliwe, żebym pomylił mieszkania.
-Jeżeli jesteś bratem Amy to trafiłeś idealnie – zaśmiałam się.
-A Ty jesteś ... ?
-Emily Brown – podałam mu dłoń.
-Matt Zeit – uścisnął ją po przyjacielsku.
-Wujek ! – dziewczynka minęła mnie i wpadła w ramiona swojego chrzestnego.
-Cześć bąbelku – pocałował ją w czoło.
-Obiad już gotowy, chodź Matt.
-Panie przodem – wskazał na mnie.
-Ach tak, dziękuje.
Usiadłam obok gospodyni na przeciwko jej starszego brata i zabrałam się za jedzenie obiadu.
-Mieszkasz tutaj Emily ?
-W tym budynku, piętro wyżej.
-Nigdy Cię tu nie widziałem.
-Przeprowadziłam się niedawno.
-Rozumiem – uśmiechnął się ... czarująco ?
-Matt nie podrywaj naszej sąsiadki – zaśmiała się jego siostra – Emily nie jest dla Ciebie.
-A to dlaczego ? – zmarszczył brwi.
-Ciocia Emily będzie miała dzidziusia.
-I jest zajęta – dodałam.
-Mam złamane serce – udał, że ociera łzę – już nigdy nie znajdę sobie kobiety.
Zaśmiałam się, ale nie zdążyłam nic powiedzieć, bo mój telefon zaczął wibrować na stole. Na ekranie wyświetliło się zdjęcie Theo, więc szybko przesunęłam palcem i przysunęłam telefon do ucha.
-Kochanie dzwoniłaś do mnie, coś się stało ?
-Wypadły mi kluczę w samochodzie.
-To gdzie jesteś ? – spytał przerażony.
-Nasza sąsiadka mnie przygarnęła – zaśmiałam się – kiedy będziesz w domu ?
-Teoretycznie za dwie godziny, ale przyjadę za chwilę, żeby chociaż Ci otworzyć.
-Kochanie nie rób sobie problemu, teraz jemy obiad, a potem wybieram się na spacer. Potrzebuje się trochę dotlenić.
-Jesteś pewna ?
-Tak, nie śpiesz się. W końcu nie chcemy chyba wracać do Londynu jak stracisz pracę, co ? – zażartowałam.
-Obiecuje, że od teraz będę już odbierał telefony.
-Do zobaczenia w domu.
-Kocham Cię skarbie.
-Ja też Cię kocham – rozłączyłam się.
Jejku naprawdę świetny rozdział. Taki kochany ten Theo martwi się o nią. Czekam na kolejny
OdpowiedzUsuńJej, coraz bardziej lubię Theo. No facet idealny! :D
OdpowiedzUsuńBrakowało mi trochę Marco w tym rozdziale, jednak nadrobiłaś tą "sąsiedzką" sceną. Jak czytałam pierwszy rozdział, to wiedziałam, że ta dziewczynka nie pojawiła sie przypadkowo i wróci. Nie pomyliłam się :D
Bardzo fajna rodzinka. Polubiłam też Matta. Niby wypowiedział jakieś trzy zdania, ale zdaje sie być fajnym, zabawnym gościem ;)
Lece dalej!