[Emily]
Zdążyłam otworzyć oczy i poczułam, że jest mi nie dobrze. Myślałam, że to chwilowe, ale jak podniosłam się z łóżka to było jeszcze gorzej. Dosłownie kilkanaście sekund później zamknęłam się w łazience, gdzie zwróciłam wszystko co zjadłam wczoraj. Dosłownie wszystko. Ugh. Czym ja się tak mogłam zatruć ?! Cholera nie jest dobrze. Umyłam twarz, opłukałam usta i wyszłam z pomieszczenia. Zeszłam do kuchni no i znowu. Znowu byłam ostatnia. Super.-Przepraszam – jęknęłam zajmując swoje stałe miejsce – od jutra przysięgam, że będę robiła śniadania.
-Daj spokój – Ann machnęła ręką – to czysta przyjemność Was obsługiwać
-Przyjechałaś tu odpoczywać.
-Ty też – odbiła piłeczkę – kawy ?
-Poproszę.
Dziewczyna nalała mi do kubka jeszcze parującej kawy, ale jak tylko kubek znalazł się w moich rękach to cały miły nastrój prysł jak bańka mydlana. Ostry zapach kawy wypełnił moje nozdrza i mimo niezjedzonego śniadania zebrało mi się na wymioty. Gwałtownie wstając od stołu przewróciłam krzesło i pobiegłam do łazienki. Wszystko działo się tak szybko, że nawet nie zamknęłam drzwi. Po prostu ukucnęłam przy toalecie i zaczęłam zwracać treść żołądka. Chociaż myślałam, że nic już tam nie ma. Nagle obok mnie znalazła się Ann, która przytrzymała moje włosy.
-Idź stąd. To obrzydliwe – próbowałam ją odepchnąć.
-Daj spokój- wyczułam, że przewraca oczami – nie pierwszy raz widzę Cię w takiej sytuacji, a po za tym jesteś moją przyjaciółką.
Kilka minut później nareszcie jest po wszystkim. Spuściłam wodę i usiadłam opierając się o ścianę, a modelka podała mi ręcznik papierowy.
-Jest już ok ?
-Tak, dziękuje.
-Zrobię Ci herbatę.
-Świetny pomysł – uśmiecham się blado.
-Jakby co to wołaj.
Panna Brommel wyszła z pomieszczenia, a ja wstałam z ziemi i wzięłam do ręki szczoteczkę. Chyba nieużywana. Nałożyłam na nią trochę pasty i zaczęłam szorować zęby. Nienawidzę wymiotować. To strasznie obrzydliwe.
-Jasne nie krępuj się i użyj mojej szczoteczki – usłyszałam śmiech Marco
-Jezu przepraszam – czułam jak cała twarz zmienia kolor na czerwony – wyglądała na nieużywaną, a nie chciało mi się iść na górę po moją i ...
-Żartowałem – przerwał mi – była nieużywana.
-Uff – uśmiechnęłam się.
-Kiedyś używałaś mojej szczoteczki.
-Kiedyś – mruknęłam odkładając ją na miejsce.
-Dobrze się czujesz ?
-W miarę – wzruszyłam ramionami.
-Jak chcesz to mogę Cię zawieźć do jakiegoś lekarza.
-Nic mi nie będzie.
-Gdyby jednak to możesz walić jak w dym.
-Dziękuje – minęłam go, a potem odwróciłam się do niego – to wiele dla mnie znaczy.
-To nic takiego – uśmiechnął się – stać mnie na zrobienie wielu innych rzeczy.
-Nie wątpię.
Wróciłam do jadalni, gdzie na stole stała już tylko moja herbata. Ups. Mam nadzieje, że zdążyli zjeść śniadanie.
-Ja sobie chyba dzisiaj odpuszczę, ale Wy bawcie się dobrze.
-Jesteś pewna Em ? – spytał Gotze.
-Oczywiście.
-W porządku.
-A jakby co to Marco też zostaje – kątem oka zerknęłam na blondyna – nic mi nie będzie.
-Zajmę się nią – posłał uśmiech Ann, która patrzyła na niego dziwnie.
-Dobrze, niech Wam będzie – westchnęła – pójdziemy się szykować.
-Okej.
Zostałam sama w salonie, bo mój były narzeczony przeszedł do salonu, a para poszła na górę szykować się na stok. Dopiłam herbatę, wstawiłam kubek do zmywarki i również przeszłam do salonu. Ułożyłam się wygodnie na fotelu naprzeciwko Marco, a on na mnie spojrzał.
-Co tam ?
-Dobrze, a tam ?
-Też – zaśmiał się.
-No to co będziemy robili ?
-A na co masz ochotę ?
-Sama nie wiem – spojrzałam na niego, a potem na kominek – może coś poczytam.
-No i dobrze, odpocznij.
-Po to tu jestem.
-Nawet krótki wyjazd potrafi zdziałać cuda.
-To prawda.
Modelka zbiegła po schodach i stanęła obok mnie. Podniosłam na nią wzrok, a on uśmiechnęła się wesoło.
-Jestem genialna.
-Tak ? – uniosłam pytająco jedną brew.
-Yhmm.
-Mów na co wpadłaś.
-Masz mdłości, reagujesz na zapachy ... co to oznacza ?
-Że się zatrułam ?
-Dziecko Em dziecko.
-Myślisz, że jestem w ciąży ?
-Tak ! – zawołała.
-Oszalałaś – wybuchłam śmiechem.
-Staram się Ci pomóc.
-To niemożliwe, ale dziękuje.
-Jak chcesz – pocałowała mnie w policzek – lecimy.
-Bawcie się dobrze !
-Wy też ! – zachichotała, a ja przewróciłam oczami.
Kilka minut później usłyszeliśmy dźwięk zamykanych drzwi. Wyjęłam telefon z kieszeni i weszłam w kalendarz. To co powiedziała moja przyjaciółka strasznie mnie rozbawiło. Wariatka. Zaczęłam przeglądać swój terminarz i nagle zrobiło mi się słabo. O cholera. Tylko nie to.
-Emily strasznie zbladłaś – Reus położył mi dłoń na ramieniu.
-Nic mi nie jest – podniosłam się z fotela – muszę się przewietrzyć.
-Pójdę z Tobą.
-Nie, nie. Dam radę – ruszyłam w stronę schodów – najpierw się ubiorę.
-Jasne – westchnął.
Poszłam na górę, stanęłam przed szafą i zastanawiałam się w co mam się ubrać. W końcu wyciągnęłam bieliznę, czarne spodnie i czarną koszulkę z długim rękawem. Zabrałam wszystko do łazienki, zamknęłam za sobą drzwi i rozebrałam się. Weszłam pod prysznic, odkręciłam wodę i nie tracąc czasu na duperele szybko się umyłam, a następnie wyszłam z kabiny. Wytarłam się, założyłam bieliznę i zaczęłam suszyć włosy. Kilkanaście minut później, gdy były już suche to je rozczesałam i dokończyłam się ubierać. Nie chciało mi się malować, ale chyba niestety nie miałam wyjścia. Ograniczyłam się do tuszu do rzęs. Niestety. Wróciłam do sypialni, wzięłam z szafy ciemnoszary płaszcz oversize, bordowe New Balance i czarną torbę. Schodziłam akurat ze schodów jak usłyszałam przez przypadek rozmowę Marco. Nie powinnam podsłuchiwać, ale kurde samo wyszło.
-Tak kochanie wszystko jest w porządku.
-...
-No to możesz przylecieć do nas. Mam Ci zarezerwować lot ?
-...
-Jesteś pewna ?
-...
-No dobrze.
-...
-Ja też za Tobą tęsknie.
-...
-Pozdrowię ich – zaśmiał się.
Wyczułam, że ich rozmowa zmierza do końca, więc zbiegłam jak gdyby nigdy nic na dół i nie patrząc na piłkarza ruszyłam w stronę wyjścia. Co prawda nie wiedziałam, gdzie mam iść, ale od czego jest telefon i mapa, prawda ? Dosłownie po kilkudziesięciu minutach byłam już w aptece. Wzięłam głęboki wdech i weszłam do środka. Bogu dzięki za brak kolejki.
-Dzień dobry – uśmiechnęła się do mnie starsza pani – w czym mogę pomóc ?
-Dzień dobry, poproszę test ciążowy.
-Jaki ?
-Obojętnie. Pierwszy lepszy.
-Oczywiście – odeszła w stronę jakiejś szuflady.
-Albo najlepszy ! – zawołałam za nią, a ona posłała mi uśmiech.
Po chwili kobieta położyła na ladzie pudełko, a ja włożyłam je do torebki i zapłaciłam.
-Proszę się nie martwić. Będzie dobrze.
-Dziękuje – uśmiechnęłam się blado i wyszłam z apteki.
Próbowałam być spokojna, nie stresować się, ale coś mi nie wychodziło. Byłam roztrzęsiona jak nigdy w życiu. Cholera. Do domu Marco weszłam trzaskając głośno drzwiami. Zdjęłam buty, odwiesiłam płaszcz, a torbę rzuciłam gdzieś na podłogę. Wyjęłam z niej jedynie kupione niedawno pudełeczko. Nie zwracając uwagi na to, gdzie jest mój były narzeczony zamknęłam się w łazience. Zrobiłam test ciążowy i czekałam na wynik. Najgorsze i zdecydowanie najdłuższe dziesięć minut mojego życia. Spojrzałam na patyczek i widząc dwie, czerwone kreseczki omal nie umarłam. Tylko nie to. Nie teraz. Błagam.
-Em ! – blondyn zapukał do drzwi – zrobiłem zapiekankę, zjesz ?
-Tak, już idę.
-Czekam w kuchni.
-Okej !
Umyłam ręce, poprawiłam fryzurę i wyszłam z pomieszczenia. Udawałam, że wszystko jest w porządku i poszłam do kuchni. Marco krzątał się po kuchni, a po chwili postawił na stole dwa talerze, a na środku naczynie żaroodporne z zapiekanką w środku.
-Obiecałem, że się Tobą zajmę.
-Dziękuje.
-Jak się czujesz ?
-Już lepiej.
-To dobrze – uśmiechnął się.
-Słyszałam, że rozmawiałeś ze swoją dziewczyną.
-Tak, dzwoniła i pytała co u nas.
-Czemu jej tu nie ma ?
-Długa historia.
-Mamy czas.
-Opowiem Ci innym razem Emily.
-W porządku – odpuściłam – nie chce się wtrącać.
-Dużo Ci nałożyć ?
-Nie nie – zaśmiałam się.
-Może jednak ?
-Aż tak nie jestem głodna – podałam mu swój talerz.
-Dobra dobra – puścił mi oczko.
Zjedliśmy lunch w naprawdę miłej atmosferze, ale zaraz potem zmyłam się na górę. Chodziłam w kółko po swojej sypialni i nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Jezu. Jestem w ciąży. Będę miała dziecko. Będziemy mieli. Muszę powiedzieć Theo. Nawet nie wiem kiedy usiadłam na ziemi opierając się plecami o łóżko i zaczęłam płakać. I nagle bez pukania Reus wszedł do środka. Cholera. Nienawidzę go. Co za typ.
-Hej nie płacz – usiadł obok mnie.
-Do drzwi się puka Marco.
-Przepraszam.
-Jestem w ciąży – wybuchłam płaczem przytulając się do niego.
-Wiem – objął mnie.
-Skąd wiesz ? – podniosłam na niego wzrok.
-Zostawiłaś w łazience – położył obok mnie mój test ciążowy.
-No tak – westchnęłam.
-To nie jest powód do płaczu.
-Nie wiem czy sobie poradzę.
-Oczywiście, że sobie poradzisz – uśmiechnął się.
-Tak myślisz ?
-Będziesz wspaniałą mamą Em – pogładził mnie po policzku – zawsze tak uważałem.
-Boję się – szepnęłam patrząc mu w oczy.
-To przestań – puścił mi oczko.
-Dla Ciebie to wszystko jest takie proste, co ? – odsunęłam się od niego.
-A Ty wszystko chcesz komplikować ?
-Nic nie komplikuje – zaśmiałam się – po prostu myślę racjonalnie.
-Czasu nie cofniesz, więc nie ma co się martwić. Jesteś w ciąży, będziesz najlepszą mamą na świecie i będziesz szczęśliwa. Zobaczysz.
-Chciałabym, żebyś miał racje.
-Ja też – westchnął.
-A Ty Marco jesteś szczęśliwy ?
-Ja ?
-Ty Ty.
-Chyba tak – wzruszył ramionami.
-Chyba ?
-Wydaje mi się, że jestem szczęśliwy, ale jakby się głębiej nad tym zastanowić to nie jestem pewien.
-Ważne, że ją kochasz.
-Nie chodzi tylko o Caroline.
-Nie ? – zdziwiłam się.
-Czas ucieka mi przez palce, dzień za dniem. Nie jestem już najmłodszy i chyba czas w końcu się ustatkować. Tylko, że ja nie jestem pewny tego wszystkiego.
-A może nie jesteś gotowy ?
-Może.
-Będzie dobrze – położyłam mu dłoń na ramieniu – zobaczysz.
-Ty w to uwierzyłaś, tak ?
-Trzy lata temu w to uwierzyłam i teraz też w to wierzę.
-Dlaczego Londyn ?
-Nie wiem.
-Jak możesz nie wiedzieć ?
-Bałam się, że znajdziesz mnie na tym cholernym lotnisku i będę musiała z Tobą porozmawiać. No to ze spakowaną walizką kupiłam bilet na pierwszy lepszy lot i stanęło na Londyn.
-Nie myślałem wtedy, że wyjedziesz. Byłem u nas w mieszkaniu, u Twoich rodziców, we wszystkich naszych miejscach. Spóźniłem się.
-Może gdybym została to wszystko potoczyłoby się jakoś inaczej.
-Pewnie tak.
-Przepraszam.
-To ja powinienem Cię przepraszać. Miałaś racje, wszystko spieprzyłem.
-Może zamkniemy to, co ?
-To chyba dobry pomysł. Już wszystko stracone – mruknął – będziesz matką czyli pewnie niedługo też żoną.
-Przestań – szturchnęłam go – nie mówmy o ślubie.
-Naszym czy Twoim ? – uniósł pytająco jedną brew.
-Marco !
-Przynajmniej już nie płaczesz.
-Zawsze potrafiłeś mnie pocieszyć.
-To wszystko, dlatego, że Cię znam.
-Już od tylu lat – pokręciłam z niedowierzaniem głową.
-Od razu wpadłaś mi w oko.
-Kłamca ! - zawołałam śmiejąc się.
-Chciałabyś !
-Od początku mnie olewałeś Ty dupku, a ja musiałam za Tobą latać !
-No i w końcu mnie dopadłaś.
-Taki miałam właśnie plan.
-Zawsze uważałem Cię za kumpla, ale cholera w liceum wydoroślałaś. Na początku Cię nie poznałem, a potem ktoś zawołał „Emily” i się odwróciłaś. Machnęłaś włosami, uśmiechnęłaś się tak jak to tylko Ty potrafisz, a ja całkowicie wpadłem.
-W wakacje się zmieniłam – zamyśliłam się – a nie mieliśmy okazji się spotkać.
-Byłem głupi.
-Nie, nie byłeś.
-Ale wiesz nie żałuje.
-Nie ?
-Gdybym się z Tobą widział co kilka dni to bym nie miał takiej niespodzianki. Może bym się nie zakochał.
-Jasne – zachichotałam.
-Cholernie się wtedy zmieniłaś.
-Schudłam, urosłam, a reszta to tylko poprawki.
-Serio ? – spuścił wzrok z mojej twarzy – poprawki ?
-Idiota ! – popchnęłam go do tyłu.
-Chciałem się upewnić.
-Nie upewniałeś się już dawno temu ?
-Może – zaśmiał się.
-Kobiety szybko się zmieniają. Z dnia na dzień.
-Muszę przyznać Ci racje.
-Magia dwóch starszych sióstr ?
-Dokładnie.
-Muszę Ci coś powiedzieć.
-Co takiego ?
-Ja przez te trzy lata od czasu do czasu kontaktowałam się z Melanie i Yvonne.
-Słucham ?!
-Wiesz, że zawsze miałyśmy dobre kontakty.
-Nie mogę w to uwierzyć – podniósł się i podszedł do okna.
-Nie gniewaj się na nie.
-Przez trzy lata własne siostry mnie okłamywały !
-Jeżeli będziesz myślał tym torem to Ann, Mario, Annie i wszyscy inni Cię okłamywali Marco ! - warknęłam – wiem, że kontaktowałeś się z moją rodziną, a tym bardziej wiem, że kontaktowałeś się z Mario i Ann. W końcu to Twój najlepszy przyjaciel i jego narzeczona. Marco musisz to zrozumieć.
-Moje siostry to zupełnie inna sprawa. Twoja była fair wobec Ciebie to moje powinny być fair wobec mnie. Teraz wychodzi na to, że wszyscy stanęli po Twojej stronie, a mnie okłamywali.
-Wiesz, że to nie prawda – westchnęłam ciężko – wszyscy byli tak samo po mojej stronie jak i po Twojej.
-Moi rodzice uważali, że to moja wina. Moja wina, że Cię straciłem, moja wina, że wyjechałeś, to wszystko moja wina.
-A moja mama mimo, że była po mojej stronie chciała, żebym się z Tobą skontaktowała Marco – wstałam i podeszłam do niego – byliśmy razem tak długo, że weszliśmy do swoich rodzin jeszcze przed ślubem, więc nasze rozstanie dla wszystkich było szokiem.
-Zazdroszczę Theo – spojrzał na mnie przez ramie.
-Proszę Cię – spojrzałam na swoje dłonie.
-Kochasz go ?
-Tak.
-A czy b ...
-Nie pytaj o to Marco – podniosłam wzrok na niego.
-Skąd wiesz o co chce zapytać ?
-Nie zapominaj, że ja też dobrze Cię znam – uśmiechnęłam się.
Blondyn zaśmiał się tylko głośno, a potem odwrócił się w moją stronę. Pocałował mnie w policzek tak delikatnie jakby płatek śniegu musnął moją skórę i wyszedł. Po prostu bez zbędnych słów. Porozmawialiśmy, powspominaliśmy i koniec. Tak już bywa. A przynajmniej tak myślałam. Bo po chwili wrócił z miską popcornu i laptopem. Uśmiechnęłam się tylko i ułożyłam nam poduszki i koc na podłodze, bo przecież nie położę się z nim na łóżku. Nie wypada, prawda ?
*****
Po pierwsze przepraszam, że tak krótko ! Jestem okropna ... wiem ;(
Po drugie bardzo Wam dziękuję za te miłe komentarze pod poprzednim rozdziałem ! Jesteście kochane <3
Po trzecie ... możecie się wściekać (może w komentarzach ?) za to co zrobiłam w rozdziale powyżej, ale nie bijcie mnie ! To dopiero początek tego bloga ...
Następny oczywiście za tydzień.
Buziaki
Nie ma o co się na cb wściekać bo kolejny genialny rozdział !!! Powodzenia dalej :**
OdpowiedzUsuńAaaa ten blog jest genialny. Strasznie mnie ciekawi co się będzie działo dalej. Pozdro
OdpowiedzUsuńCzyli jednak ciaza, ale dobrze ze Marco nie przestaje o nia "walczyc" :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam / Werka
Czyli ciąża i... kolejne wahania nastrojów. Dzisiaj była dla niego miła z jakichś niewyjaśnionych powodów. Przy nim zdawała się wcale nie przejmować tą ciążą.
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa co będzie jak zjawi się Theo i dziewczyna Reusa.
Podoba mi się w tym rozdziale relacja Em i Marco (pomimo iż laska nadal zachowuje sie dziwnie), widać, że bardzo dobrze się znają i mimo rozstania nadal potrafią gadać normalnie (o ile Em nie ma fochów ;D)
Lece dalej.