piątek, 12 sierpnia 2016

6.

[Emily]
Uśmiechnęłam się czując na szyi ciepłe, słodkie i delikatne pocałunki. Usiłowałam jeszcze chwile pospać, ale mój organizm budził się do życia. Ziewnęłam po czym otworzyłam oczy i posłałam uśmiech swojemu ukochanemu.
-Dzień dobry – pocałował mnie.
-Dzień dobry – objęłam go za szyje – która godzina ?
-Dopiero po 9. 
-To dobrze – przeciągnęłam się. 
-Co masz ochotę dzisiaj robić ?
-Umówiłam się, a Ty masz dziś wolne ?
-Jest sobota – zaśmiał się.
-Masz racje – wstałam z łóżka i sięgnęłam po sweter – zrobię śniadanie, na co masz ochotę ?
-Ja zrobię, a Ty odpocznij.
-Nie jestem chora, tylko jestem w ciąży.
-Wiem – przyciągnął mnie do siebie – ale uwielbiam się o Ciebie troszczyć.
-Mam ochotę na owsiankę z owocami, ale o tej porze nie ma świeżych owoców – westchnęłam – więc zadowolę się omletem z warzywami.
-Okej – uśmiechnął się – herbata czarna czy zielona ?
-Kawa z dużą ilością mleka – powiedziałam będąc już przy drzwiach od garderoby – dzięki.
Przekopałam wszystkie półki w poszukiwaniu idealnego outfitu na dziś. W sumie nie miałam wielkiej ochoty się stroić, ale umówiłam się z Ann na małe zakupy. W końcu coś znalazłam, więc położyłam ciuchy na łóżku i jedynie z bielizną w ręku weszłam do łazienki. Przekręciłam zamek w drzwiach, odłożyłam bieliznę na szafkę i zaczęłam się rozbierać. Gdy byłam już nago to weszłam pod prysznic, odkręciłam wodę i chwile stałam pod ciepłym strumieniem. W końcu namydliłam całe ciało balsamem pod prysznic, a następnie spłukałam pianę.Sięgnęłam po szampon, umyłam włosy dwukrotnie, a na same końcówki nałożyłam odrobinę odżywki. Zakręciłam kurek i szybko wytarłam się puszystym ręcznikiem. Zaczęłam suszyć włosy, a jak były już wreszcie suche i puszyste to porządnie je rozczesałam i zabrałam się za makijaż. Ann jak zwykle będzie wyglądała niesamowicie, więc ja też muszę się postarać. Po kilku minutach jak wyglądałam już w miarę dobrze to założyłam bieliznę i wyszłam z łazienki. Przyjrzałam się ciuchom, które wybrałam, aż w końcu je założyłam. Czarne, obcisłe spodnie, biała koszula, a na nią szary sweter i beżowy, krótki płaszczyk. Do tego kozaki na obcasie i czarna duża torba. Zeszłam na dół, położyłam płaszcz i torbę na kanapie, a swoje kroki skierowałam do kuchni.
-Proszę – prawnik podał mi kubek uśmiechając się delikatnie. 
-To nie jest kawa – mruknęłam.
-Nie marudź – pocałował mnie – musi Ci wystarczyć.
-Dobra, niech będzie – przewróciłam oczami.
-Z kim jesteś umówiona ?
-Idę z Ann na zakupy, a potem pewnie skoczymy na jakiś obiad.
-Chcesz iść w tych butach ?
-Yhmm – uśmiechnęłam się.
Theo nic nie odpowiedział, tylko się zaśmiał, a potem gdzieś zniknął. Nie chciało mi się na niego czekać, więc usiadłam przy stole i zaczęłam konsumować swoje śniadanie.
-Kochanie – pocałował mnie w szyje – mam coś dla Ciebie.
-Tak ? – podniosłam na niego wzrok – co takiego ?
-Niespodzianka – podał mi pudełeczko. 
-Co to jest ? – szepnęłam zadowolona. 
-Po prostu otwórz
Powoli otworzyłam pudełeczko, a moim oczom ukazał się kluczyk. Wzięłam go do ręki i spojrzałam wyczekująco na swojego chłopaka.
-Zamierzasz mi powiedzieć co to jest ?
-Poczekam aż się domyślisz – puścił mi oczko, ale widząc moją minę szybko dodał – wreszcie odebrałem Twój samochód.
-Mój samochód ?
-Dokładnie tak.
-Dziękuje ! – wstałam z miejsca i mocno go przytuliłam – jesteś taki kochany i dbasz o mnie.
-Oczywiście, że o Ciebie dbam, bo jak nie ja to kto ?
-No tak – zachichotałam. 
-Uważaj na siebie dobrze ?
-Zawsze uważam – pocałowałam go w policzek – Theo mam do Ciebie pytanie.
-Zamieniam się w słuch.
-Idę we wtorek do lekarza, pójdziesz ze mną ?
-Jasne – pogładził mnie po plecach – który to jest ?
-25 listopada, wizytę mam o 9:30.
-Wpiszę w kalendarz i na pewno będę.
-Kocham Cię – wtuliłam się w niego.
-Ja też Cię kocham myszko.
Już miałam go pocałować, ale jego telefon zaczął dzwonić. Westchnęłam, bo musiałam się od niego odsunąć. Stanął metr ode mnie i odebrał połączenie, a ja w tym czasie posprzątałam po swoim śniadaniu.
-Wiem Agnes i na pewno się pojawię. 
-...
-Dla mnie to też jest ważne.
-...
-To przełóż to spotkanie o kilka dni – zirytował się. 
-...
-Nie, we wtorek rano nie mogę. 
-...
-W takim razie radź sobie sama na tym spotkani Agnes – warknął.
-...
-Ta rozmowa nie ma sensu, zadzwoń jak się uspokoisz – rozłączył się.
Agnes Howard najbliższa współpracownika mojego faceta, jego dobra znajoma i jednocześnie najbardziej wkurzająca kobieta na tej planecie. Od kiedy pamiętam próbowała podrywać Theo, a jak po jakimś czasie wreszcie zorientowała się, że on nie jest nią zainteresowany to wpadła w wir pracy. Oczywiście pociągnęła go za sobą co mi się nie podobało i nie podoba. Na szczęście prawnik nie jest taki głupi i nie zawsze daje się jej podejść.
-Jakieś kłopoty ?
-Nie, wszystko pod kontrolą. 
-Na pewno ?
-Znowu przegięła – westchnął – ale nie ważne.
-Skoro tak mówisz – wysiliłam się na obojętny głos.
-Możesz być spokojna – pocałował mnie w czoło – nic we wtorek rano nie będzie ważniejsze niż Wy.
-A w inne dni ?
-Też nie – zaśmiał się. 
-Uciekam – spojrzałam na zegar wiszący na ścianie – będę pod telefonem.
-Pozdrów Ann.
-Jasne – puściłam mu oczko. 
Założyłam płaszczyk, zgarnęłam torbę i tyle mnie widział. Zjechałam windą na parking podziemny i znalezienie mojego nowego auta nie było wyczynem. Po prostu wiedziałam, który to. Kobieca intuicja. Wyjeżdżając z parkingu wykręciłam numer do przyjaciółki. Odebrała bardzo szybko co w jej przypadku nie jest dziwne.
-Co tam kochana ?
-Jestem w drodze, więc będę za kwadrans.
-To świetnie, ja właśnie wyjeżdżam z domu.
-No to widzimy się na miejscu - uśmiechnęłam się - tam gdzie zawsze ?
-Pamiętasz jeszcze gdzie to jest ?
-No pewnie !
-To do zobaczenia.
-Do zobaczenia - rozłączyłam się.
Samochód prowadziło się wspaniale, prawie tak dobrze jak ten w Londynie. Chociaż może lepiej, teraz już sama nie wiem. Kilkanaście minut później byłam już w centrum handlowym, zaparkowałam auto na jednym z wolnych miejsc, wzięłam torebkę i ruszyłam w umówione miejsce. Miałam nadzieje, że będę pierwsza, ale pomyliłam się. Ugh.
-I Ty niby jesteś w ciąży ? - zlustrowała mnie wzrokiem.
-Ann to dopiero początek - przewróciłam oczami.
-Świetnie wyglądasz - przytuliła mnie.
-Ty również.
-Gdzie idziemy ?
-Wszędzie po kolei - zaśmiałam się.
-Może kupimy coś dla mojej przyszłej chrześnicy.
-To może być chłopak moja droga.
-Ja czuje, że to będzie dziewczynka - uśmiechnęła się, a ja zaraz za nią.
Ruszyłyśmy na naszą małą wycieczkę po sklepach. Najpierw wszystkie odzieżowe, potem obuwnicze, a na końcu dziecinne. Sporo kupiliśmy, jednak w tych ostatnich sklepach spędziłyśmy najwięcej czasu.
-Może to ? - pokazała mi malutkie, śliczne body.
-Śliczne - uśmiechnęłam się szeroko - ale nie chce nic kupować.
-Dlaczego ?
-To za wcześnie - skrzywiłam się.
-Czuje, że musimy pogadać - odwiesiła ubranko - idziemy na obiad czy kawę ?
-Obiad brzmi świetnie.
Na drugim piętrze centrum handlowego znajdowała się fantastyczna knajpka, chyba nasza ulubiona w tej galerii. Zajęłyśmy wolny stolik, kelner podał nam menu i już po chwili złożyłyśmy zamówienie. Ann spojrzała na mnie wyczekująco, a ja westchnęłam.
-Mów o co chodzi – posłała mi uśmiech.
-Boję się.
-Czego ?
-Wszystkiego – mruknęłam spuszczając wzrok – tego, że będę mamą, tego, że znowu mam kontakt z Marco, a najbardziej tego, że coś się stanie.
-Co miałoby się stać ?
-Nie wiem – wzruszyłam ramionami – stracę dziecko, Theo będzie miał wypadek, umrę przy porodzie ...
-Przestań – skarciła mnie – nawet nie wolno Ci tak myśleć, a co dopiero mówić.
-Wiem, powinnam myśleć pozytywnie.
-I się uśmiechać – puściła mi oczko.

-Przekonałaś mnie – zachichotałam.
-To kiedy zamierzasz szykować wyprawkę dla dziecka ?
-W ostatniej chwili, jak będę pewna, że wszystko jest w porządku.
-Em to jest strasznie głupie.
-Może – mruknęłam – nie ważne.
-Ok, widzę, że chcesz zmienić temat.
-Bardzo chce – posłałam jej uśmiech.
Kelner podszedł do naszego stolika i podał nam wcześniej zamówione napoje, a odchodząc poinformował nas, że posiłki dostaniemy za kwadrans. Dobrze, zgłodniałam.
-Theo nie mówi nic o oświadczynach ?
-Nie – zaśmiałam się – zresztą jakby chciał się oświadczyć to nie pisnąłby o tym ani słówka.
-Rozumiem.
-W końcu postanowiliśmy urządzić parapetówkę.
-Kiedy ?
-W piątek o 19. Wpadniecie ?
-Pewnie, że tak. Dużo osób będzie ?
-Raczej nie. Jacyś znajomi Theo z pracy, Annie, Wy no i może Melanie i Yvonne.
-Hmm ... a zamierzasz zaprosić Marco ?
-A podasz mi jego numer ? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie na co blondynka uśmiechnęła się szeroko.
-Daj swój telefon – wyciągnęła w moją stronę dłoń.
-Proszę – podałam jej.
Chwilę coś wciskała, zapisywała, aż w końcu oddała mi mojego iPhone.
-Jak go wpisałaś ?
-Zobaczysz – uśmiechnęła się przebiegle.
-Ann ... zaczynam się Ciebie bać. 
-Prawidłowo mała.
-Dobra pal licho jak go wpisałaś. Mam nadzieje, że dałaś mi dobry numer.
-W to nie musisz wątpić, ale jak chcesz to sprawdź.
-Później – poczułam jak się rumienie – zrobię to jak uwolnię się od Twojego spojrzenia.
-Przy ... – przerwała, bo w tym momencie kelner podał nam nasze dania – dziękujemy.
-Smacznego – ukłonił się i odszedł.
-Dokończ – poprosiłam.
-Przy nim też się tak rumienisz ?
-Nie – odpowiedziałam szybko, za szybko.
-Mam Cię – zaśmiała się wesoło.
-Zmieńmy temat.
-Emily myślisz, że Theo wie ? – spytała poważnie.
-O czym wie ?
-O tym, że ciągle kochasz Marco – szepnęła pochylając się nad stołem.
-Ann ! – warknęłam.
-No co ?
-Nie kocham go – wysyczałam przez zaciśnięte zęby. 
-Obie dobrze wiemy, że kłamiesz – odparła spokojnie – już o tym gadałyśmy.
-Przestań proszę – jęknęłam – to jest już przeszłość.
-Wiem, ale ...
-Ale co ? – spytałam płaczliwym tonem – on ma dziewczynę, a ja mam chłopaka. Będę matką ! Rozstaliśmy się i już nigdy nie będziemy razem. Tak, nadal go kocham i dobrze o tym wiesz, myślę o nim za często, ale to nic nie zmienia.
-Przepraszam, że zaczęłam ten temat.
-Nie przepraszaj – uśmiechnęłam się blado.
Dokończyliśmy w spokoju obiad, uregulowałyśmy rachunek i wyszłyśmy z knajpki. Nie chciało nam się już chodzić po sklepach, więc zjechałyśmy na parking podziemny.
-Ja tam – wskazałam w jedną stronę.
-A ja tam – ze śmiechem wskazała w totalnie przeciwną stronę.
-No to do zobaczenia – przytuliłam się – zdzwonimy się ?
-Jasne- objęła mnie – trzymaj się i nie myśl za dużo.
-Słowo harcerza – ruszyłam w stronę auta.
-Nigdy nie byłaś harcerzem ! – zawołała za mną.
Jednym przyciskiem na kluczyku otworzyłam bagażnik, wrzuciłam tam swoje zakupy i zadowolona usiadłam na miejscu kierowcy. Chciałam zadzwonić do Marco, ale w ostatniej chwili się powstrzymałam i wykręciłam numer do prawnika.
-Cześć skarbie. Coś się stało ?
-Właśnie wracam do domu.
-To świetnie, czekam na Ciebie.
-Cieszę się – mimowolnie na mojej twarzy zagościł uśmiech – będę za chwilę.
-Uważaj na siebie.
-Oczywiście – zachichotałam rozłączając się.
Ruszyłam w stronę domu, mijałam po drodze znajome miejsca, ale nie robiły już na mnie wrażenia. Po prostu się na nich nie skupiałam. Wjechałam na parking podziemny apartamentowca, w którym mieszkam, zaparkowałam na odpowiednim miejscu i wysiadłam. Kilka minut później byłam już na górze.
-Jestem ! – zawołałam odstawiając zakupy na ziemi.
-Cześć – pocałował mnie w czoło – chcesz herbatę ?
-A robisz ? – uniosłam pytająco jedną brew. 
-Tak – zaśmiał się.
-W takim razie poproszę. Zaraz przyjdę, tylko zaniosę rzeczy na górę.
-Pomóc Ci ?
-Nie – machnęłam ręką – to jest lekkie.
Zaniosłam wszystko do garderoby, zdjęłam tam buty i odstawiłam je na półkę. Wychodząc z garderoby usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości. Wyjęłam z kieszeni telefon, przesunęłam palcem po ekranie i odczytałam wiadomość od panny Brommel.

„Dzwoniłaś już ?”
Zaśmiałam się wystukując odpowiedź.
„Jeszcze nie”
„Jak to ?”
„Normalnie”
„Zadzwoń natychmiast !”
„No stress babe!”
„Emily Brown!”
“To Ja ;)”
“Ugh ! Uparta jak osioł”
„Zadzwonię, nie denerwuj się”
“Okej, daj znać jak poszło”
Nic już nie odpisałam, tylko schowałam telefon z powrotem do kieszeni i zbiegłam na dół. Usiadłam na kanapie, położyłam nogi na stoliku do kawy, a za chwilę dostałam do ręki kubek z jeszcze gorącą herbatą.
-Dziękuję – uśmiechnęłam się.
-Zaprosiłaś już Ann na naszą parapetówkę ?
-Tak, obiecała, że się pojawią.
-Świetnie – klapnął obok mnie.
-Będziesz miał coś przeciwko jak zaproszę też Marco ?
-Nie – pocałował mnie w czoło – zaproś kogo chcesz.
-Mam ochotę na sushi – jęknęłam – ale nie powinnam.
-Na pewno znajdzie się jakiś zestaw, który możesz jeść. Zamówimy na kolacje, co Ty na to ?
-Bardzo chętnie – położyłam głowę na jego ramieniu – kocham Cię.
-Ja też Cię kocham skarbie.
Przez ponad dwie godziny siedzieliśmy razem w salonie i rozmawialiśmy. Było bardzo przyjemnie. Lubię takie nasze chwilę.
-Cholera – spojrzał na zegarek.
-Co się stało ? – spojrzałam na niego zaniepokojona.
-Zapomniałem, że miałem się spotkać z Tomem.
-To leć –klepnęłam go w udo.
-Może odwołam i zostanę z Tobą ?
-Ja dam sobie radę, a Ty leć. W końcu chyba masz też odebrać od niego jakieś dokumenty, tak ?
-Yhmm – westchnął.
-No to idź, na pewno nic mi nie będzie.
-Jakby co to dzwoń – pocałował mnie i wstał z kanapy.
-Dobrze – zaśmiałam się.
-Paa !
-Cześć ! – usłyszałam trzaśnięcie drzwiami.
Westchnęłam cicho i sięgnęłam po już grudniowy numer magazynu ELLE. Przerzucałam kolejne kartki nie skupiając się na tym co czytam bądź oglądam. Cholera. W końcu nie wytrzymałam i sięgnęłam po telefon. Weszłam w kontakty i wpisałam „Marco”, jednak nic mi nie wyskoczyło. Spróbowałam „Reus”, ale też nic nie było. Ugh. Ann co Ty wymyśliłaś ?! Przeglądałam po kolei, każdą literkę, aż w końcu przy literce Y zwróciłam uwagę na jeden kontakt. „Yummy” ... ja na pewno czegoś takiego nie wpisywałam. Aby się upewnić wystukałam wiadomość do modelki.
„Yummy ?”
„Brawo ! Dzwoń ...”
„Nienawidzę Cię”
Kliknęłam zieloną słuchawkę i czekałam. Pierwszy sygnał, drugi, trzeci i ...
-Halo ? – usłyszałam jego głos. 
-Marco ? – pisnęłam – cześć tu Emily. 
-Hej – zaśmiał się.
-Masz chwilę ?
-Jasne, co tam ?
-Bo ... bo ... no bo ... – jąkałam się.
-Boisz się mnie ? – spytał rozbawiony.
-Nie – westchnęłam – przepraszam.
-Powiedz o co chodzi – zachęcił.
-Robimy w najbliższy piątek parapetówkę i pomyślałam, że może masz ochotę wpaść – powiedziałam prawie na jednym wdechu – ze swoją dziewczyną oczywiście.
-O której ?
-19.
-Zobaczę czy się wyrobimy, bo jesteśmy umówieni z mamą Caro.
-Pewnie – próbowałam zamaskować rozżalenie w głosie.
-Obiecuję, że się postaramy.
-Super – uśmiechnęłam się – pamiętasz adres ?
-Tak – zaśmiał się – mam nadzieje do zobaczenia.
-Ja też.
Rozłączył się, a ja rzuciłam telefon na drugi koniec kanapy. Tak bardzo bym chciała, żeby się pojawił. Jejku o czym ja w ogóle myślę ?!

3 komentarze:

  1. Kolejny super rozdział 😘😘 ciekawe co się stanie na parapetówce. Pozdrawiam 💗💗

    OdpowiedzUsuń
  2. Swietny rozdział :) ciekawe co wydarzy się na tej parapetowce :)
    Pozdrawiam/ Werka

    OdpowiedzUsuń
  3. Podobał mi sie ten przeskok. Nie wpychałaś na siłę jakiejś akcji tylko przeszłaś płynnie do kolejnego punktu.
    Jej, polubiłam Theo. Serio. On jest tak w porządku, że aż mi go szkoda, bo coś mi się wydaje, że ucierpi jeszcze (w końcu Em nadal kocha Marco jak sama przyznała).
    Widzę, że sytuacja między Em i Marco sie ustatkowała i wkroczyli na przyjacielskie tory. Ciekawe tylko na jak długo.
    Uwielbiam Ann, jest zakręcona jak karuzela :D
    Następny prosze...

    OdpowiedzUsuń