[Emily]
Cały wczorajszy wieczór zleciał mi na planowaniu naszej dzisiejszej imprezy parapetówkowej. Zaplanowałam wszystkie rzeczy, wygrzebałam przepisy i zrobiłam listę zakupów. Co prawda zakupy mieliśmy zrobić wczoraj, ale Theo nie mógł, więc umówiłam się z Ann. Wstałam wyjątkowo wcześnie i o dziwo byłam pierwsza na nogach. Nie chciałam obudzić swojego chłopaka, więc po cichu zgarnęłam bieliznę z garderoby i zamknęłam się w łazience. Odkręciłam wodę pod prysznicem, rozebrałam się i weszłam do kabiny. Woda powoli spływała po moim ciele, a ja w tym samym czasie namydliłam je żelem pod prysznic. Nie spłukując nawet piany zabrałam się za mycie włosów. Dopiero na koniec spłukałam całe ciało i włosy z resztek piany i zakręciłam kurek. Zrobiłam sobie tak zwany turban na głowie, wytarłam się ręcznikiem i ubrałam bieliznę. Wyciągnęłam z szafki opakowanie kakaowego balsamu i stopniowo wcierałam go w skórę. To zdecydowanie mój najlepszy kosmetyk, a przynajmniej najlepiej pachnący. Wysuszyłam włosy, związałam je w koka, umalowałam się delikatnie i jeszcze dodatkowo psiknęłam się perfumami. Wyszłam z pomieszczenia i po cichutku przeszłam od garderoby, ponieważ pan James wciąż spał. Ta praca ho chyba kiedyś wykończy. W garderobie założyłam ciemne jeansy, koszulę w kratę, a na nią biały sweter. Do tego złota biżuteria, czarne botki i bordowa torba z Zary. -Ty już na nogach skarbie ? – usłyszałam zachrypniętym głos.
-Tak wyszło – podeszłam do łóżka, pochyliłam się i pocałowałam swojego chłopaka – dzień dobry.
-Dzień dobry , która godzina ?
-Dopiero siódma.
-I tak muszę wstawać, mam spotkanie na ósmą trzydzieści.
-Nie za dużo pracujesz ? – skrzywiłam się.
-To początek, więc muszę się pokazać z lepszej strony.
-Oni i tak wiedzą, że jesteś dobry. Inaczej by Cię nie zatrudnili – westchnęłam.
-Kotek daj mi czas do Świąt – spojrzał mi w oczy – potem obiecuje, że wszystko Ci wynagrodzę i wyluzuje.
-Trzymam Cię za słowo.
-No ja myślę – puścił mi oczko.
-Co chcesz na śniadanie ?
-Nie rób sobie problemu, sam sobie coś zrobię.
-Theo proszę Cię – spojrzałam na niego błagalnie – chciałabym poczuć się potrzebna.
-Dobrze okej, zrób co uważasz – westchnął zrezygnowany – zejdę na dół za chwilę.
-W porządku – uśmiechnęłam się i wyszłam z naszej sypialni.
Zeszłam po białych schodach na dół, przemieściłam się do kuchni i zabrałam się za przygotowywanie śniadania. Zrobiłam pyszną jajecznicę ze szczypiorkiem, pokroiłam pomidorki i posmarowałam kilka kromek chleba masłem i do tego zrobiłam dla siebie czarną herbatę, a dla Theo mocną kawę. Ustawiłam wszystko na stole i usiadłam na swoim stałym miejscu.
-Pachnie w całym mieszkaniu – pocałował mnie w głowę.
-To chyba dobrze, co ?
-Wspaniale – zajął swoje miejsce.
-Smacznego.
-Jakie masz plany na dziś skarbie ?
-Jadę na zakupy z Ann, a potem zabieram się za szykowanie imprezy.
-Nie przemęczaj się za bardzo.
-Obiecuje – uśmiechnęłam się.
-Mam się urwać z pracy, żeby Ci pomóc ?
-Ann mi pomoże, a jakby co to zadzwonię po Annie i damy sobie radę.
-Okej – spojrzał na chwilę na swój telefon – powinienem wyrobić się ze spotkaniami do czwartej, więc będę w domu w pół do piątej.
-Idealnie – upiłam łyk herbaty.
-Pozdrów dziewczyny – wstał z miejsca i zebrał talerze, po czym wstawił je do zlewu.
-Pozdrowię – puściłam mu oczko.
-Do zobaczenia wieczorem – pocałował mnie.
-Pa kochanie – pomachałam mu zanim wyszedł.
Ogarnęłam do końca naczynia po śniadaniu, umyłam zęby i zgarnęłam swoje rzeczy. Założyłam wierzchnie ubranie, zamknęłam mieszkanie, a następnie przeszłam do windy, która zawiozła mnie na parter. Moja najlepsza przyjaciółka czekała już na mnie przed budynkiem i opierała się o swój samochód.
-Jak będę w ciąży to chce wyglądać dokładnie tak jak Ty – uśmiechnęła się.
-Zobaczymy czy powiesz to samo za kilka miesięcy – przytuliłam ją – dziękuje, że jesteś.
-Zawsze będę – pocałowała mnie w policzek – wsiadaj i jedziemy, o tej porze powinien być luz w sklepach.
Wsiadłam do auta, zapięłam pasy, a blondynka zajęła miejsce kierowcy i ruszyła.
-Nie chcę spędzić całego dnia w sklepie.
-Em nawet jak byś chciała to i tak nie mamy na to czasu.
-Jak zwykle masz racje – wyjęłam z torby listę zakupów – tego jest tak dużo.
-Nie martw się, razem damy sobie radę.
-Zadzwonię po Annie, jeżeli będzie taka potrzeba.
-Świetnie, a Mario jest na treningu ?
-Jak zwykle – westchnęła – i oczywiście narzekał przed wyjściem.
-Cały Mario – zachichotałam.
-Żebyś wiedziała - przewróciła oczami – Marco dzisiaj będzie ?
-Nie wiem.
-Zapraszałaś go ?
-Tak, ale mają już z Caro plany – mruknęłam – obiecał, że się postarają.
-Miło z jego strony.
-Wreszcie poznam Caroline.
-Nie ma się z czego cieszyć – zażartowała.
-Ann nie możesz jej nie lubić, tylko dlatego, że jest dziewczyną Marco. Jakoś z Theo nie masz problemu.
-Theo, a Caro to zupełnie różne osoby.
-Czy ona faktycznie leci na jego pieniądze ?
-Wszyscy tak mówią, ale ja nie znam jej na tyle dobrze, żeby to potwierdzić albo zaprzeczyć – zatrzymała się na czerwonym świetle i spojrzała na mnie – ale znam Marco i wiem, że ona nie uszczęśliwia go tak bardzo jak Ty to robiłaś.
-Pewnie Ci się, tylko wydaje. Zresztą nie wszystkie związki są takie same, więc nie powinno się ich porównywać.
-Z pewnością – prychnęła.
-Czasem Cię nienawidzę – zażartowałam.
-Wiem – zaśmiała się wesoło – ale częściej mnie kochasz i nawet nie próbuj zaprzeczać.
-Jakżebym śmiała.
Dojechałyśmy do dużego marketu, modelka zaparkowała jak najbliżej wejścia i wysiadłyśmy z samochodu, każda z nas wzięła duży koszyk i dopiero weszłyśmy do sklepu.
-Masz listę na wierzchu ?
-Oczywiście – podałam jej złożoną kartkę – od czego zaczynamy ?
-Od początku – westchnęła.
-Chciałabym podjechać jeszcze do galerii, bo tam jest sklep z imprezowymi dodatkami – posłałam jej uśmiech – ale spokojnie, nie zrobię parapetówki w stylu kinderbalu.
-Jesteś ostatnią osobą, którą bym o to osądziła.
-Podzielmy się listą. Weź pół kartki, a ja wezmę drugie pół i spotkamy się za pół godziny przy kasie.
-A jak nie wyrobimy się w pół godziny ?
-To wtedy dokończymy wspólnie. Co Ty na to ?
-Pewnie, świetny pomysł.
-W takim razie niedługo się widzimy – skręciłam w najbliższą alejkę.
Wrzucałam po kolei do koszyka produkty znajdujące się na mojej liście i krążyłam między regałami. Nagle ktoś na mnie wpadł, a ja zaskoczona odwróciłam się do tyłu.
-Yvonnel ! Jak cudownie Cię widzieć !
-Em – dziewczyna mnie przytuliła – jak Ty się zmieniłaś !
-Mam nadzieje, że na dobre – uśmiechnęłam się.
-Promieniejesz – uśmiechnęła się.
-Czy to Twoja piękna córeczka ? – zajrzałam do wózka – jest do Ciebie tak bardzo podoba.
-Dziękuje – wzięła dziewczynkę na ręce – wszyscy to mówią.
-Bo to prawda – położyłam jej dłoń na ramieniu.
-A Ty wpadłaś na szybkie zakupy ?
-Przed imprezą – pogłaskałam dziewczynkę po policzku – wpadniecie, prawda ?
-Oczywiście ! Mama zgodziła się zająć swoimi wnukami.
-To dobrze.
-A Marco będzie ? – spytała niepewnie.
-Zapraszałam go, ale mają plany z Caroline. Możliwe, że wpadną.
-No tak. Caroline jak zwykle wyciąga go do swoich rodziców – przewróciła oczami.
-Tak, podobno jakieś spotkanie z jej mamą czy coś takiego – westchnęłam.
-Mam nadzieje, że będzie dla Ciebie miła. Zresztą Marco raczej nie pozwoli na żadne wyskoki.
-Nie rozumiem – zmarszczyła brwi.
-Podejrzewam, że ona jest o Ciebie zazdrosna i mój brat o tym wiem. Ona potrafi być wredną suką, ale potrafi też być milusia. To nie jest typ Marco.
-Chcesz mi powiedzieć, że mnie nagle zaatakuje i każe zniknąć z życia Twojego brata ? – zaśmiałam się.
-Nie. Będzie chciała się z Tobą zaprzyjaźnić – westchnęła odkładając swoją córeczkę do wózka.
-Może to nie jest taki zły pomysł.
-Wiesz, że to z Twojego powodu nie pojechała do Ga-Pa ?
-Słucham ?
-Obraziła się i powiedziała, że nie jedzie – roześmiała się.
-Marco był wściekły jak cholera, ale potem jak wrócił to się pogodzili – przewróciła oczami – agentka specjalna od dramatów. Normalnie zasługuje na koronę w tej kategorii.
-Yvonne może nie dajecie jej szansy ? Ja jej nie znam, ale nie wydaje mi się, żeby Marco nie byłby z kimś kogo nie kocha czy z kimś kto nim manipuluje.
-Chyba, że ...
-Emily ! Wszędzie Cię szukam ... – przerwała widząc siostrę mojego byłego narzeczonego – cześć Yvonne !
-Miło Cię widzieć Ann – uśmiechnęła się.
-Przepraszam. Zagadałyśmy się. Masz już wszystko ?
-Tak, a Ty ?
-Nie do końca – skrzywiłam się – zaraz to nadrobię.
-Dziewczyny my uciekamy i już Wam nie przeszkadzamy. Spotkamy się wieczorem to wtedy będziemy miały jeszcze czas na pogaduszki.
-Jasne, do zobaczenia ! – pocałowałam ją w policzek po czym rozeszłyśmy się w dwie różne strony.
Spojrzałam na moją przyjaciółkę, która posłała mi swój promienny uśmiech i zabrała mi listę zakupów z ręki.
-Okej, jakoś damy sobie radę.
-Jeszcze raz Cię przepraszam.
-O czym gadałyście ? – objęła mnie.
-O dziwo o Caro – zaśmiałam się sięgając po opakowanie z półki.
-Temat życia – mruknęła – ta kobieta próbuje się ze mną zaprzyjaźnić od zawsze.
Dokończyłyśmy robić zakupy, zapłaciłam za nie i wspólnie zaniosłyśmy ekologiczne papierowe torby do bagażnika samochodu. W następnej kolejności podjechałyśmy go galerii handlowej, modelka wjechała na parking podziemny i zaparkowała na najbliższym wolnym miejscu.
-Wyrobimy się ? – spytałam stojąc na ruchomych schodach.
-Nie wierzysz w nas Emily ?
-W nasz dream team wierzę zawsze – puściłam jej oczko.
-Od razu Ci mówię, że balonów dmuchać nie będę !
-No tak, wolisz inne dmuchanie – zachichotałam.
-To był cios poniżej pasa – mruknęła – i w dodatku to nie jest zabawne.
-Racja, przepraszam – nie mogłam przestać się uśmiechać.
-Cholera – zatrzymała się nagle.
-Co się stało ?
-Popatrz – wskazała na manekina na wystawie sklepu – muszę mieć tę spódnicę.
-Okej, wejdźmy do sklepu i ją przymierzysz.
-Mogę przyjechać później, teraz się śpieszymy i ...
-Przestań Ann – zaśmiałam się – potem może jej już nie być.
-Wiesz co ? Masz racje.
-Wiem.
Weszłyśmy do sklepu, gdzie moja przyjaciółka od razu pobiegła szukać swojej wymarzonej spódniczki, a ja od niechcenia przeglądałam ubrania na wieszakach. Nic specjalnie mnie nie urzekło, ale starałam się tego nie okazywać, żeby panna Brommel nie miała wyrzutów sumienia, że mnie tu zaciągnęła.
-Em mam coś dla Ciebie.
-Ann nie ...
-Patrz – wyciągnęła zza siebie siebie wieszak z sukienką.
Przyjrzałam się ciuchowi i w duchu się uśmiechnęłam. Ann-Kathrin wybrała dla mnie czarną, obcisłą sukienkę bez ramiączek, która z tyłu miała całe wycięte plecy.
-Przymierz ją proszę.
-Masz do niej lepsze cycki.
-Bullshit – warknęła – masz niewiele mniejsze ode mnie, a ja mam zrobione.
-Wariatka – zachichotałam.
-Przymierzysz ?
-Tak, ale i tak za jakiś czas już się w nią nie wcisnę.
-Nie musisz jej kupować.
-Dobrze – zabrałam jej wieszak – też idziesz do przymierzalni ?
-Tak – uśmiechnęła się.
Przewróciłam oczami, po czym skierowałam swoje kroki w stronę przymierzalni. Weszłam do jednej wolnej, rozebrałam się i założyłam sukienkę. Była strasznie obcisła, ale wyglądałam w niej dobrze. Idealnie podkreślała moje kształty, średniej wielkości biust, wcięcie w tali, jeszcze płaski brzuch i lekko zaokrąglone biodra. Do tego nie była zbyt długa, ale też nie tak krótka, że ledwo zakrywała mój tyłek. Odwróciłam się bokiem do lustra i wyjrzałam przez ramię. Do przymierzenia tej kreacji zdjęłam stanik, więc całe moje plecy były odkryte i ładnie się prezentowały. Jeszcze przez chwilę były lekko umięśnione. A potem przestaną, bo roztyję się w ciąży i będę wyglądała jak wieloryb.
-I co ? Założyłaś już ?
-Yhmm.
-Pokazuj się – nakazała.
Wzięłam głęboki oddech i wyszłam z maleńkiego pomieszczenia. Stanęłam naprzeciwko modelki, a ta patrzyła na mnie niedowierzając. Pokazała palcem, żebym się odwróciła, więc zrobiłam to, a ona gwizdnęła z uznaniem.
-Wyglądasz cholernie dobrze i seksownie.
-Jestem w ciąży Ann – przypomniałam – nie włożę tej sukienki.
-Okej – westchnęła – ale ślicznie Ci w niej.
-Dziękuję, ale i tak jej nie kupię.
-Dobrze już dobrze – mruknęła – daj mi ją to ją odwieszę, a potem pójdę do kasy kupić moją wspaniałą spódniczkę.
-Jasne, daj mi tylko minutkę.
Najszybciej jak, tylko mogłam zdjęłam z siebie sukienkę, podałam ją dziewczynie i dopiero zaczęłam się ubierać. Zajęło mi to kilka minut, więc jak wyszłam z przymierzalni to moja przyjaciółka stała już z torbą w ręku i na mnie czekała. Wyglądała na strasznie zadowoloną z siebie, więc chyba faktycznie zakochała się w tej swojej nowej spódniczce.
-Założę ją dzisiaj wieczorem – powiedziała dumna idąc dwa kroki przede mną.
-Nawet Cię w niej nie widziałam – jęknęłam.
-Daj mi kilka godzin – posłała mi szeroki uśmiech.
-Załatwmy to wszystko i wracajmy do domu - weszłam do sklepu z dodatkami imprezowymi – jezu ile tu jest rzeczy.
Kilkanaście minut zajęło nam kupienie wszystkich potrzebnych rzeczy i dopiero wtedy mogłyśmy wyjść z galerii. W drodze powrotnej do mojego mieszkania zatelefonowałam do mojej siostry, żeby przyjechała nam pomóc. Kiedy zaparkowałyśmy już pod apartamentowcem to widziałam białe Audi mojej siostry, z którego po chwili wysiadła idąc w naszą stronę. Przytuliłam ją na przywitanie, to samo uczyniła narzeczona piłkarza. Jakimś cudem udało nam się zabrać wszystkie torby z bagażnika, więc nie musiałyśmy robić kilku kursów do samochodu. Na górze podzieliłyśmy się z przygotowaniem imprezy. Ja i Ann gotowałyśmy, a Annie zabrała się za szykowanie mieszkania. Nie chciałam za bardzo przesuwać mebli, bo to bez sensu, ale trzeba było zrobić troszkę miejsca.
-Gotowe – mruknęła blondynka wycierając ręce ścierką.
-Dzięki – uśmiechnęłam się – jedzenie prawie wysypuje się z lodówki.
-I o to chodzi – puściła mi oczko.
-Nie wiem w co mam się ubrać – westchnęłam – masz jakiś pomysł ?
-Może ta sukienka w kolorze khaki ?
-Nie wcisnę się w nią – jęknęłam – nie jestem Tobą.
-Skoro Ty się w nią nie wciskasz to ja ją chętnie adoptuję.
-Świetnie – zaśmiałam się - a teraz powiedz mi ... W CO MAM SIĘ UBRAĆ ?
-Załóż coś bordowego – poradziła mi – a no i odsłoń swoje nóżki.
-Okej – przeczesałam palcami włosy.
-Widzimy się za jakiś czas – pocałowała mnie w policzek – do zobaczenia.
-Cześć Ann – pomachała jej moja siostra, po czym spojrzała na mnie – w czym Ci jeszcze pomóc ?
-Chyba dałyśmy radę ze wszystkim – wzruszyłam ramionami – zaraz będzie Theo.
-Rozumiem, że mam spadać i wrócić za trzy godziny ?
-Dobrze wiesz, że nie o to mi chodziło.
-Żartuję sobie – zachichotała – też muszę się trochę ogarnąć.
-Nate przyjdzie z Tobą ?
-Raczej nie – westchnęła – ale nie ważne.
-Jak masz z nim problem to przyślij go do mnie !
-Dam sobie radę, ale jakby co to zapamiętam.
-Lecisz już ?
-Tak, ale pewnie wpadnę wcześniej, żeby pomóc Ci na sam koniec.
-Theo mi na pewno pomoże, więc nie musisz się śpieszyć – położyłam jej dłoń na ramieniu – wystrój się siostro.
-Kochana to Ty się musisz wystroić. W końcu to Ty będziesz gwiazdą wieczoru.
-Z pewnością – prychnęłam.
Pożegnałam się z Annie, zamknęłam drzwi na klucz i wróciłam do kuchni. Wcześniej udało mi się przygotować zapiekankę warzywną z makaronem na obiad, więc tylko ją podgrzewałam w piekarniku przed przyjściem mojego faceta. Nakryłam jeszcze do stołu i gdy odwieszałam fartuszek na miejsce to usłyszałam, że klucz zgrzyta w zamku.
-Skarbie już jestem !
-Hej – weszłam uśmiechnięta do przedpokoju – jesteś głodny ?
-Jak wilk – pocałował mnie w czoło.
-Zrobiłam zapiekankę warzywną z makaronem. Podgrzewa się w piekarniku.
-Idealnie, a jak przygotowania do imprezy ?
-Jedzenie gotowe, mieszkanie gotowe, tylko ja nie gotowa – zaśmiałam się – ale mam jeszcze trochę czasu na przygotowanie się.
-Mam nadzieje, że nie przemęczałaś się za bardzo – odsunął mi krzesło.
-Dziewczyny o mnie dbały. Możesz być spokojny.
-Cholera gorące – syknął.
-Po pierwsze kochanie wyłącz piekarnik, a po drugie weź sobie rękawice – pouczyłam go – nie chcę, żebyś się poparzył.
-Myślałem, że dam radę szybko przestawić na stół – uśmiechnął się, ale zastosował się do moich wskazówek i już po chwili naczynie żaroodporne stało na stole.
-Niedawno jadłam, więc nie nakładaj mi za dużo – poprosiłam.
-Teraz powinnaś jest za dwoje.
-Nie za dwoje, tylko dla dwoje kochanie. To jest różnica.
-Ja jej nie widzę – zaśmiał się całując moją dłoń – smacznego.
-Wzajemnie – spojrzałam na swój talerz.
-Jedz Em – powiedział twardo.
-Daj mi minutkę. Muszę się zastanowić czy jestem głodna.
-Ja Ci mówię, że jesteś. Jedz.
-Okej. Jem – przewróciłam oczami.
Prawą ręką złapałam widelec, a lewą pieszczotliwie położyłam sobie na jeszcze wciąż płaskim brzuchu. Ciekawe jak to będzie czuć ruchy dziecka ... podczas jedzenia, czytania czy spaceru. Czy to będzie takie delikatne, że ledwo to poczuję, a może czasem nie będę mogła już wytrzymać.
-Myślisz, że nasze dziecko będzie ruchliwe w moim brzuchu ?
-Myślę, że przekonamy się o tym już niedługo.
-Jak będzie bardzo kopało to może być ...
-Piłkarzem – przerwał mi.
-Po tacie – uśmiechnęłam się.
Theo zamilkł i spojrzał na mnie spod łba, a ja nic nie rozumiejąc zmarszczyłam brwi. Dopiero po jakimś czasie dotarło do mnie co powiedziałam. Piłkarzem po tacie ... Marco jest piłkarzem. Ups.
-No cóż – odchrząknęłam – źle to zabrzmiało.
-Wiem – upił łyk wody ze swojej szklanki.
-Przepraszam, jeśli Cię uraziłam.
-Jakoś to przeżyje – zaśmiał się – chociaż bardzo mnie zaskoczyłaś.
-To było instynktowne.
-Naprawdę instynktownie porównujesz mnie do Marco ? – westchnął.
-Co ? Nie ! – jęknęłam zła na siebie – chodziło mi o to, że instynktownie powiedziałam „po tacie”. Myślałam o Tobie, a nie o Marco i dlatego tak długo zajęło mi dojście czemu tak zamilkłeś.
-Niech Ci będzie – zgarnął nasze talerze – masz ochotę na dokładkę ?
-Już mi wystarczy. Pójdę się przygotować.
Zabrałam z blatu swój telefon, wsunęłam go do kieszeni, a następnie skierowałam swoje kroki na górę do garderoby. Przejrzałam wszystkie swoje ciuchy w bordowym kolorze, aż w końcu zdecydowałam się na kombinezon w odkrytymi ramionami i tasiemką w talii. Do tego dobrałam kilkanaście metalowych bransoletek i opaskę na szyję, a także beżowe, klasyczne szpilki. Z szuflady wygrzebałam bieliznę w odpowiednim kolorze i fasonie, po czym zgarnęłam wszystkie rzeczy i zamknęłam się w łazience. Rozpuściłam włosy, zmyłam makijaż, rozebrałam się i weszłam do kabiny prysznicowej. Szybko się wykąpałam, ogoliłam nogi i jakiś czas później stałam przed lustrem w samej bieliźnie smarując ciało balsamem. Potem dokładnie wysuszyłam włosy, które spięłam w artystyczny sposób tak, że pojedyncze kosmyki zwisały mi przy twarzy, zrobiłam naturalny makijaż i się ubrałam. Jeśli nie będę wychodziła na zewnątrz to nie powinno być mi zimno. Głupio byłoby się przeziębić. Pierwsi goście zaczęli się schodzić punktualnie. Odbierałam, od każdego drobny prezent, a mój mężczyzna zajmował się ogarnianiem muzyki oraz alkoholu. Ann wpadła bez pukania i od razu rzuciła mi się w ramiona jakbyśmy nie widziały się z dziesięć lat.
-Wyglądasz niesamowicie – pochwaliła – do twarzy Ci w tym kolorze.
-Dziękuję bardzo – uśmiechnęłam się.
-Z dnia na dzień jesteś coraz piękniejsza Emily.
-Och Mario – pocałowałam go w policzek – nie wiem jak mam Ci dziękować.
-Drobiazg – objął mnie – zatańczysz ze mną ?
-Tak od razu ? – spojrzałam na niego zaskoczona.
-Parkiet jest nasz – zaśmiał się.
Jako jedyni zaczęliśmy tańczyć, ale chyba nikomu to nie przeszkadzało. Przestaliśmy dopiero, gdy zobaczyłam moją sąsiadkę z dołu stojącą w progu. Grzecznie przeprosiłam mojego tanecznego partnera i cała w skowronkach podeszłam do kobiety.
-Cieszę się, że dotarłaś.
-Proszę to dla Was – wręczyła mi elegancko zapakowane pudełko.
-Chodź przedstawię Cię Theo i podziękujemy Ci razem – złapałam ją za rękę ciągnąc wgłąb mieszkania.
Półtorej godziny później wszyscy oprócz Marco i jego dziewczyny byli obecni. Impreza mocno się rozkręciła, alkoholu nie brakowało, ale ja jako ciężarna musiałam się powstrzymywać. Chociaż na trzeźwo też da się jakoś przeżyć. Zmęczona ciągłym tańczeniem usiadłam na kanapie obok mojej siostry i starałam się jakoś odetchnąć. Dzwonek do drzwi przerwał mój moment odpoczynku. Poderwałam się z miejsca i pobiegłam do przedpokoju, aby otworzyć. Nie byłam zaskoczona, gdy za drzwiami ujrzałam mojego byłego narzeczonego i jego nową partnerkę. Była niższa ode mnie, choć obie byłyśmy w szpilach, nieco pulchna i miała krótkie, blond włosy. W porównaniu z Marco wyglądała trochę jak krasnal.
-Jednak udało Wam się dotrzeć – uśmiechnęłam się otwierając szerzej drzwi – zapraszam.
-Emi poznaj Caro – odchrząknął Reus.
-Emily Brown – wyciągnęłam w jej kierunku dłoń.
-Caroline Bohs – uśmiechnęła się szeroko – miło Cię wreszcie poznać.
-Oczywiście, nawzajem – mruknęłam.
-Dla Ciebie – piłkarz wręczył mi ogromny bukiet czerwonych róż i białe pudełko z czarną wstążką – kwiaty i coś na kwiatów.
-Bardzo Ci ... to znaczy Wam dziękuję – poprawiłam się zażenowana – rozbierajcie się i wchodźcie.
-Napiłabym się wina.
-Stoi w salonie – wskazałam ręka – ja w tym czasie wstawię kwiaty do wazonu.
-Pomogę Ci – zaoferował blondyn.
Razem przeszliśmy do kuchni, gdzie położyłam podarki na blacie. Z pudełka wyjęłam piękny, duży, biały wazon, który choć bardzo prosty i klasyczny bardzo mnie zachwycił. Od razu napełniłam go zimną wodą i umieściłam w nim bukiet. Najchętniej zabrałabym go do sypialni, ale to byłoby niezręczne.
-Macie bardzo ładne mieszkanie.
-Ledwo je zobaczyłeś.
-Już mi się podoba – posłał mi swój firmowy uśmiech.
-Caroline nie miała oporów, żeby tu przyjść ?
-Skoro chciała Cię poznać to musiała się tu pojawić.
-No tak – wyciągnęłam z szafki szklankę – czego się napijesz ?
-Poproszę soku pomarańczowego, jeśli masz.
-Pewnie – wyjęłam karton z lodówki, napełniłam cieczą naczynie i wręczyłam piłkarzowi.
-Dzięki.
-Cieszę się, że jesteś.
-Ja też – założył mi kosmyk włosów za ucho – przesiedzimy tu całą imprezę.
Chciałam zaprzeczyć, ale nie potrafiłam. Zamiast tego cała się zarumieniłam i spuściłam wzrok. Musiałam wyglądać zabawnie, bo Marco roześmiał się wesoło, po czym upił łyk soku.
-Jak się czujesz ?
-Normalnie. Z każdym dniem coraz lepiej.
-To dobrze, a nadal masz poranne mdłości ?
-Czasami – wzruszyłam ramionami.
-Jesteś Emily ! – zawołała Ama wchodząc do kuchni – wszędzie Cię szukam.
-Tak, przepraszam. Coś się stało ?
-Przeszkadzam ?
-Nie – powiedzieliśmy oboje w tym samym czasie, na co Niemka się. uśmiechnęła.
-Ama Zeit – Walker – przedstawiła się – jestem sąsiadką Emily i Theo.
-Mar ...
-Wiem jak się nazywasz – zaśmiała się przerywając mu i przeniosła na mnie swoje spojrzenie – nie wiedziałam, że ten Marco to Marco Reus.
-No widzisz – westchnęłam czerwieniąc się jeszcze bardziej – chodźmy do reszty.
-Zdaje się, że Ama chciała Ci coś powiedzieć – wymruczał piłkarz – znajdę Caro.
-Jasne – szepnęłam.
Minęła chwila, kiedy wreszcie spojrzałam na kobietę, a ona wpatrywała się we mnie intensywnie. Miałam wrażenie, że moja twarz płonie i bardzo chciałam się zapaść pod ziemię. Tylko, że to niewykonalne. A szkoda. Wielka szkoda.
-Powiem Ci, że jest między Wami chemia – puściła mi oczko.
-Tak. Wiem o tym – pokręciłam z niedowierzaniem głową – sama nie wiem czy to dobrze, czy może źle.
*****
Kochani ! Może nie wiecie, ale Borussia Dortmund jest w grupie z Legią Warszawa w rozgrywkach Champions League co oznacza, że ... nasze kochane Pszczółki przylecą do Polski, a dokładnie do Warszawy ! To moje ukochane miasto, więc już nie mogę się doczekać ! Na pewno będę na nich polować !
Buziaki