piątek, 26 sierpnia 2016

8.

[Emily]
Cały wczorajszy wieczór zleciał mi na planowaniu naszej dzisiejszej imprezy parapetówkowej. Zaplanowałam wszystkie rzeczy, wygrzebałam przepisy i zrobiłam listę zakupów. Co prawda zakupy mieliśmy zrobić wczoraj, ale Theo nie mógł, więc umówiłam się z Ann. Wstałam wyjątkowo wcześnie i o dziwo byłam pierwsza na nogach. Nie chciałam obudzić swojego chłopaka, więc po cichu zgarnęłam bieliznę z garderoby i zamknęłam się w łazience. Odkręciłam wodę pod prysznicem, rozebrałam się i weszłam do kabiny. Woda powoli spływała po moim ciele, a ja w tym samym czasie namydliłam je żelem pod prysznic. Nie spłukując nawet piany zabrałam się za mycie włosów. Dopiero na koniec spłukałam całe ciało i włosy z resztek piany i zakręciłam kurek. Zrobiłam sobie tak zwany turban na głowie, wytarłam się ręcznikiem i ubrałam bieliznę. Wyciągnęłam z szafki opakowanie kakaowego balsamu i stopniowo wcierałam go w skórę. To zdecydowanie mój najlepszy kosmetyk, a przynajmniej najlepiej pachnący. Wysuszyłam włosy, związałam je w koka, umalowałam się delikatnie i jeszcze dodatkowo psiknęłam się perfumami. Wyszłam z pomieszczenia i po cichutku przeszłam od garderoby, ponieważ pan James wciąż spał. Ta praca ho chyba kiedyś wykończy. W garderobie założyłam ciemne jeansy, koszulę w kratę, a na nią biały sweter. Do tego złota biżuteria, czarne botki i bordowa torba z Zary.
-Ty już na nogach skarbie ? – usłyszałam zachrypniętym głos.
-Tak wyszło – podeszłam do łóżka, pochyliłam się i pocałowałam swojego chłopaka – dzień dobry.
-Dzień dobry , która godzina ?
-Dopiero siódma.
-I tak muszę wstawać, mam spotkanie na ósmą trzydzieści.
-Nie za dużo pracujesz ? – skrzywiłam się.
-To początek, więc muszę się pokazać z lepszej strony.
-Oni i tak wiedzą, że jesteś dobry. Inaczej by Cię nie zatrudnili – westchnęłam.
-Kotek daj mi czas do Świąt – spojrzał mi w oczy – potem obiecuje, że wszystko Ci wynagrodzę i wyluzuje.
-Trzymam Cię za słowo.
-No ja myślę – puścił mi oczko.
-Co chcesz na śniadanie ?
-Nie rób sobie problemu, sam sobie coś zrobię.
-Theo proszę Cię – spojrzałam na niego błagalnie – chciałabym poczuć się potrzebna.
-Dobrze okej, zrób co uważasz – westchnął zrezygnowany – zejdę na dół za chwilę.
-W porządku – uśmiechnęłam się i wyszłam z naszej sypialni.
Zeszłam po białych schodach na dół, przemieściłam się do kuchni i zabrałam się za przygotowywanie śniadania. Zrobiłam pyszną jajecznicę ze szczypiorkiem, pokroiłam pomidorki i posmarowałam kilka kromek chleba masłem i do tego zrobiłam dla siebie czarną herbatę, a dla Theo mocną kawę. Ustawiłam wszystko na stole i usiadłam na swoim stałym miejscu.
-Pachnie w całym mieszkaniu – pocałował mnie w głowę.
-To chyba dobrze, co ?
-Wspaniale – zajął swoje miejsce.
-Smacznego.
-Jakie masz plany na dziś skarbie ?
-Jadę na zakupy z Ann, a potem zabieram się za szykowanie imprezy.
-Nie przemęczaj się za bardzo.
-Obiecuje – uśmiechnęłam się.
-Mam się urwać z pracy, żeby Ci pomóc ?
-Ann mi pomoże, a jakby co to zadzwonię po Annie i damy sobie radę.
-Okej – spojrzał na chwilę na swój telefon – powinienem wyrobić się ze spotkaniami do czwartej, więc będę w domu w pół do piątej.
-Idealnie – upiłam łyk herbaty.
-Pozdrów dziewczyny – wstał z miejsca i zebrał talerze, po czym wstawił je do zlewu.
-Pozdrowię – puściłam mu oczko.
-Do zobaczenia wieczorem – pocałował mnie.
-Pa kochanie – pomachałam mu zanim wyszedł.
Ogarnęłam do końca naczynia po śniadaniu, umyłam zęby i zgarnęłam swoje rzeczy. Założyłam wierzchnie ubranie, zamknęłam mieszkanie, a następnie przeszłam do windy, która zawiozła mnie na parter. Moja najlepsza przyjaciółka czekała już na mnie przed budynkiem i opierała się o swój samochód.
-Jak będę w ciąży to chce wyglądać dokładnie tak jak Ty – uśmiechnęła się.
-Zobaczymy czy powiesz to samo za kilka miesięcy – przytuliłam ją – dziękuje, że jesteś.
-Zawsze będę – pocałowała mnie w policzek – wsiadaj i jedziemy, o tej porze powinien być luz w sklepach.
Wsiadłam do auta, zapięłam pasy, a blondynka zajęła miejsce kierowcy i ruszyła.
-Nie chcę spędzić całego dnia w sklepie.
-Em nawet jak byś chciała to i tak nie mamy na to czasu.
-Jak zwykle masz racje – wyjęłam z torby listę zakupów – tego jest tak dużo.
-Nie martw się, razem damy sobie radę.
-Zadzwonię po Annie, jeżeli będzie taka potrzeba.
-Świetnie, a Mario jest na treningu ?
-Jak zwykle – westchnęła – i oczywiście narzekał przed wyjściem.
-Cały Mario – zachichotałam.
-Żebyś wiedziała - przewróciła oczami – Marco dzisiaj będzie ?
-Nie wiem.
-Zapraszałaś go ?
-Tak, ale mają już z Caro plany – mruknęłam – obiecał, że się postarają.
-Miło z jego strony.
-Wreszcie poznam Caroline.
-Nie ma się z czego cieszyć – zażartowała.
-Ann nie możesz jej nie lubić, tylko dlatego, że jest dziewczyną Marco. Jakoś z Theo nie masz problemu.
-Theo, a Caro to zupełnie różne osoby.
-Czy ona faktycznie leci na jego pieniądze ?
-Wszyscy tak mówią, ale ja nie znam jej na tyle dobrze, żeby to potwierdzić albo zaprzeczyć – zatrzymała się na czerwonym świetle i spojrzała na mnie – ale znam Marco i wiem, że ona nie uszczęśliwia go tak bardzo jak Ty to robiłaś.
-Pewnie Ci się, tylko wydaje. Zresztą nie wszystkie związki są takie same, więc nie powinno się ich porównywać.
-Z pewnością – prychnęła.
-Czasem Cię nienawidzę – zażartowałam.
-Wiem – zaśmiała się wesoło – ale częściej mnie kochasz i nawet nie próbuj zaprzeczać.
-Jakżebym śmiała.
Dojechałyśmy do dużego marketu, modelka zaparkowała jak najbliżej wejścia i wysiadłyśmy z samochodu, każda z nas wzięła duży koszyk i dopiero weszłyśmy do sklepu.
-Masz listę na wierzchu ?
-Oczywiście – podałam jej złożoną kartkę – od czego zaczynamy ?
-Od początku – westchnęła.
-Chciałabym podjechać jeszcze do galerii, bo tam jest sklep z imprezowymi dodatkami – posłałam jej uśmiech – ale spokojnie, nie zrobię parapetówki w stylu kinderbalu.
-Jesteś ostatnią osobą, którą bym o to osądziła.
-Podzielmy się listą. Weź pół kartki, a ja wezmę drugie pół i spotkamy się za pół godziny przy kasie.
-A jak nie wyrobimy się w pół godziny ?
-To wtedy dokończymy wspólnie. Co Ty na to ?
-Pewnie, świetny pomysł.
-W takim razie niedługo się widzimy – skręciłam w najbliższą alejkę.
Wrzucałam po kolei do koszyka produkty znajdujące się na mojej liście i krążyłam między regałami. Nagle ktoś na mnie wpadł, a ja zaskoczona odwróciłam się do tyłu.
-Yvonnel ! Jak cudownie Cię widzieć !
-Em – dziewczyna mnie przytuliła – jak Ty się zmieniłaś !
-Mam nadzieje, że na dobre – uśmiechnęłam się.
-Promieniejesz – uśmiechnęła się.
-Czy to Twoja piękna córeczka ? – zajrzałam do wózka – jest do Ciebie tak bardzo podoba.
-Dziękuje – wzięła dziewczynkę na ręce – wszyscy to mówią.
-Bo to prawda – położyłam jej dłoń na ramieniu.
-A Ty wpadłaś na szybkie zakupy ?
-Przed imprezą – pogłaskałam dziewczynkę po policzku – wpadniecie, prawda ?
-Oczywiście ! Mama zgodziła się zająć swoimi wnukami.
-To dobrze.
-A Marco będzie ? – spytała niepewnie.
-Zapraszałam go, ale mają plany z Caroline. Możliwe, że wpadną.
-No tak. Caroline jak zwykle wyciąga go do swoich rodziców – przewróciła oczami.
-Tak, podobno jakieś spotkanie z jej mamą czy coś takiego – westchnęłam.
-Mam nadzieje, że będzie dla Ciebie miła. Zresztą Marco raczej nie pozwoli na żadne wyskoki.
-Nie rozumiem – zmarszczyła brwi.
-Podejrzewam, że ona jest o Ciebie zazdrosna i mój brat o tym wiem. Ona potrafi być wredną suką, ale potrafi też być milusia. To nie jest typ Marco.

-Chcesz mi powiedzieć, że mnie nagle zaatakuje i każe zniknąć z życia Twojego brata ? – zaśmiałam się.
-Nie. Będzie chciała się z Tobą zaprzyjaźnić – westchnęła odkładając swoją córeczkę do wózka.
-Może to nie jest taki zły pomysł.
-Wiesz, że to z Twojego powodu nie pojechała do Ga-Pa ?
-Słucham ?
-Obraziła się i powiedziała, że nie jedzie – roześmiała się.
-Marco był wściekły jak cholera, ale potem jak wrócił to się pogodzili – przewróciła oczami – agentka specjalna od dramatów. Normalnie zasługuje na koronę w tej kategorii.
-Yvonne może nie dajecie jej szansy ? Ja jej nie znam, ale nie wydaje mi się, żeby Marco nie byłby z kimś kogo nie kocha czy z kimś kto nim manipuluje.
-Chyba, że ...
-Emily ! Wszędzie Cię szukam ... – przerwała widząc siostrę mojego byłego narzeczonego – cześć Yvonne !
-Miło Cię widzieć Ann – uśmiechnęła się.
-Przepraszam. Zagadałyśmy się. Masz już wszystko ?
-Tak, a Ty ?
-Nie do końca – skrzywiłam się – zaraz to nadrobię.
-Dziewczyny my uciekamy i już Wam nie przeszkadzamy. Spotkamy się wieczorem to wtedy będziemy miały jeszcze czas na pogaduszki.
-Jasne, do zobaczenia ! – pocałowałam ją w policzek po czym rozeszłyśmy się w dwie różne strony.
Spojrzałam na moją przyjaciółkę, która posłała mi swój promienny uśmiech i zabrała mi listę zakupów z ręki.
-Okej, jakoś damy sobie radę.
-Jeszcze raz Cię przepraszam.
-O czym gadałyście ? – objęła mnie.
-O dziwo o Caro – zaśmiałam się sięgając po opakowanie z półki.
-Temat życia – mruknęła – ta kobieta próbuje się ze mną zaprzyjaźnić od zawsze.
Dokończyłyśmy robić zakupy, zapłaciłam za nie i wspólnie zaniosłyśmy ekologiczne papierowe torby do bagażnika samochodu. W następnej kolejności podjechałyśmy go galerii handlowej, modelka wjechała na parking podziemny i zaparkowała na najbliższym wolnym miejscu.
-Wyrobimy się ? – spytałam stojąc na ruchomych schodach.
-Nie wierzysz w nas Emily ?
-W nasz dream team wierzę zawsze – puściłam jej oczko.
-Od razu Ci mówię, że balonów dmuchać nie będę !
-No tak, wolisz inne dmuchanie – zachichotałam.
-To był cios poniżej pasa – mruknęła – i w dodatku to nie jest zabawne.
-Racja, przepraszam – nie mogłam przestać się uśmiechać.
-Cholera – zatrzymała się nagle.
-Co się stało ?
-Popatrz – wskazała na manekina na wystawie sklepu – muszę mieć tę spódnicę.
-Okej, wejdźmy do sklepu i ją przymierzysz.
-Mogę przyjechać później, teraz się śpieszymy i ...
-Przestań Ann – zaśmiałam się – potem może jej już nie być.
-Wiesz co ? Masz racje.
-Wiem.
Weszłyśmy do sklepu, gdzie moja przyjaciółka od razu pobiegła szukać swojej wymarzonej spódniczki, a ja od niechcenia przeglądałam ubrania na wieszakach. Nic specjalnie mnie nie urzekło, ale starałam się tego nie okazywać, żeby panna Brommel nie miała wyrzutów sumienia, że mnie tu zaciągnęła.
-Em mam coś dla Ciebie.
-Ann nie ...
-Patrz – wyciągnęła zza siebie siebie wieszak z sukienką.
Przyjrzałam się ciuchowi i w duchu się uśmiechnęłam. Ann-Kathrin wybrała dla mnie czarną, obcisłą sukienkę bez ramiączek, która z tyłu miała całe wycięte plecy.
-Przymierz ją proszę.
-Masz do niej lepsze cycki.
-Bullshit – warknęła – masz niewiele mniejsze ode mnie, a ja mam zrobione.
-Wariatka – zachichotałam.
-Przymierzysz ?
-Tak, ale i tak za jakiś czas już się w nią nie wcisnę.
-Nie musisz jej kupować.
-Dobrze – zabrałam jej wieszak – też idziesz do przymierzalni ?
-Tak – uśmiechnęła się.
Przewróciłam oczami, po czym skierowałam swoje kroki w stronę przymierzalni. Weszłam do jednej wolnej, rozebrałam się i założyłam sukienkę. Była strasznie obcisła, ale wyglądałam w niej dobrze. Idealnie podkreślała moje kształty, średniej wielkości biust, wcięcie w tali, jeszcze płaski brzuch i lekko zaokrąglone biodra. Do tego nie była zbyt długa, ale też nie tak krótka, że ledwo zakrywała mój tyłek. Odwróciłam się bokiem do lustra i wyjrzałam przez ramię. Do przymierzenia tej kreacji zdjęłam stanik, więc całe moje plecy były odkryte i ładnie się prezentowały. Jeszcze przez chwilę były lekko umięśnione. A potem przestaną, bo roztyję się w ciąży i będę wyglądała jak wieloryb.
-I co ? Założyłaś już ?
-Yhmm.
-Pokazuj się – nakazała.
Wzięłam głęboki oddech i wyszłam z maleńkiego pomieszczenia. Stanęłam naprzeciwko modelki, a ta patrzyła na mnie niedowierzając. Pokazała palcem, żebym się odwróciła, więc zrobiłam to, a ona gwizdnęła z uznaniem.
-Wyglądasz cholernie dobrze i seksownie.
-Jestem w ciąży Ann – przypomniałam – nie włożę tej sukienki.
-Okej – westchnęła – ale ślicznie Ci w niej.
-Dziękuję, ale i tak jej nie kupię.
-Dobrze już dobrze – mruknęła – daj mi ją to ją odwieszę, a potem pójdę do kasy kupić moją wspaniałą spódniczkę.
-Jasne, daj mi tylko minutkę.
Najszybciej jak, tylko mogłam zdjęłam z siebie sukienkę, podałam ją dziewczynie i dopiero zaczęłam się ubierać. Zajęło mi to kilka minut, więc jak wyszłam z przymierzalni to moja przyjaciółka stała już z torbą w ręku i na mnie czekała. Wyglądała na strasznie zadowoloną z siebie, więc chyba faktycznie zakochała się w tej swojej nowej spódniczce.
-Założę ją dzisiaj wieczorem – powiedziała dumna idąc dwa kroki przede mną.
-Nawet Cię w niej nie widziałam – jęknęłam.
-Daj mi kilka godzin – posłała mi szeroki uśmiech.
-Załatwmy to wszystko i wracajmy do domu - weszłam do sklepu z dodatkami imprezowymi – jezu ile tu jest rzeczy.
Kilkanaście minut zajęło nam kupienie wszystkich potrzebnych rzeczy i dopiero wtedy mogłyśmy wyjść z galerii. W drodze powrotnej do mojego mieszkania zatelefonowałam do mojej siostry, żeby przyjechała nam pomóc. Kiedy zaparkowałyśmy już pod apartamentowcem to widziałam białe Audi mojej siostry, z którego po chwili wysiadła idąc w naszą stronę. Przytuliłam ją na przywitanie, to samo uczyniła narzeczona piłkarza. Jakimś cudem udało nam się zabrać wszystkie torby z bagażnika, więc nie musiałyśmy robić kilku kursów do samochodu. Na górze podzieliłyśmy się z przygotowaniem imprezy. Ja i Ann gotowałyśmy, a Annie zabrała się za szykowanie mieszkania. Nie chciałam za bardzo przesuwać mebli, bo to bez sensu, ale trzeba było zrobić troszkę miejsca.
-Gotowe – mruknęła blondynka wycierając ręce ścierką.
-Dzięki – uśmiechnęłam się – jedzenie prawie wysypuje się z lodówki.
-I o to chodzi – puściła mi oczko.
-Nie wiem w co mam się ubrać – westchnęłam – masz jakiś pomysł ?
-Może ta sukienka w kolorze khaki ?
-Nie wcisnę się w nią – jęknęłam – nie jestem Tobą.
-Skoro Ty się w nią nie wciskasz to ja ją chętnie adoptuję.
-Świetnie – zaśmiałam się - a teraz powiedz mi ... W CO MAM SIĘ UBRAĆ ?
-Załóż coś bordowego – poradziła mi – a no i odsłoń swoje nóżki.
-Okej – przeczesałam palcami włosy.
-Widzimy się za jakiś czas – pocałowała mnie w policzek – do zobaczenia.
-Cześć Ann – pomachała jej moja siostra, po czym spojrzała na mnie – w czym Ci jeszcze pomóc ?
-Chyba dałyśmy radę ze wszystkim – wzruszyłam ramionami – zaraz będzie Theo.
-Rozumiem, że mam spadać i wrócić za trzy godziny ?
-Dobrze wiesz, że nie o to mi chodziło.
-Żartuję sobie – zachichotała – też muszę się trochę ogarnąć.
-Nate przyjdzie z Tobą ?
-Raczej nie – westchnęła – ale nie ważne.
-Jak masz z nim problem to przyślij go do mnie !
-Dam sobie radę, ale jakby co to zapamiętam.
-Lecisz już ?
-Tak, ale pewnie wpadnę wcześniej, żeby pomóc Ci na sam koniec.
-Theo mi na pewno pomoże, więc nie musisz się śpieszyć – położyłam jej dłoń na ramieniu – wystrój się siostro.
-Kochana to Ty się musisz wystroić. W końcu to Ty będziesz gwiazdą wieczoru.
-Z pewnością – prychnęłam.
Pożegnałam się z Annie, zamknęłam drzwi na klucz i wróciłam do kuchni. Wcześniej udało mi się przygotować zapiekankę warzywną z makaronem na obiad, więc tylko ją podgrzewałam w piekarniku przed przyjściem mojego faceta. Nakryłam jeszcze do stołu i gdy odwieszałam fartuszek na miejsce to usłyszałam, że klucz zgrzyta w zamku.
-Skarbie już jestem !
-Hej – weszłam uśmiechnięta do przedpokoju – jesteś głodny ?
-Jak wilk – pocałował mnie w czoło.
-Zrobiłam zapiekankę warzywną z makaronem. Podgrzewa się w piekarniku.
-Idealnie, a jak przygotowania do imprezy ?
-Jedzenie gotowe, mieszkanie gotowe, tylko ja nie gotowa – zaśmiałam się – ale mam jeszcze trochę czasu na przygotowanie się.
-Mam nadzieje, że nie przemęczałaś się za bardzo – odsunął mi krzesło.
-Dziewczyny o mnie dbały. Możesz być spokojny.
-Cholera gorące – syknął.
-Po pierwsze kochanie wyłącz piekarnik, a po drugie weź sobie rękawice – pouczyłam go – nie chcę, żebyś się poparzył.
-Myślałem, że dam radę szybko przestawić na stół – uśmiechnął się, ale zastosował się do moich wskazówek i już po chwili naczynie żaroodporne stało na stole.
-Niedawno jadłam, więc nie nakładaj mi za dużo – poprosiłam.
-Teraz powinnaś jest za dwoje.
-Nie za dwoje, tylko dla dwoje kochanie. To jest różnica.
-Ja jej nie widzę – zaśmiał się całując moją dłoń – smacznego.
-Wzajemnie – spojrzałam na swój talerz.
-Jedz Em – powiedział twardo.
-Daj mi minutkę. Muszę się zastanowić czy jestem głodna.
-Ja Ci mówię, że jesteś. Jedz.
-Okej. Jem – przewróciłam oczami.
Prawą ręką złapałam widelec, a lewą pieszczotliwie położyłam sobie na jeszcze wciąż płaskim brzuchu. Ciekawe jak to będzie czuć ruchy dziecka ... podczas jedzenia, czytania czy spaceru. Czy to będzie takie delikatne, że ledwo to poczuję, a może czasem nie będę mogła już wytrzymać.
-Myślisz, że nasze dziecko będzie ruchliwe w moim brzuchu ?
-Myślę, że przekonamy się o tym już niedługo.
-Jak będzie bardzo kopało to może być ...
-Piłkarzem – przerwał mi.
-Po tacie – uśmiechnęłam się.
Theo zamilkł i spojrzał na mnie spod łba, a ja nic nie rozumiejąc zmarszczyłam brwi. Dopiero po jakimś czasie dotarło do mnie co powiedziałam. Piłkarzem po tacie ... Marco jest piłkarzem. Ups.
-No cóż – odchrząknęłam – źle to zabrzmiało.
-Wiem – upił łyk wody ze swojej szklanki.
-Przepraszam, jeśli Cię uraziłam.
-Jakoś to przeżyje – zaśmiał się – chociaż bardzo mnie zaskoczyłaś.
-To było instynktowne.
-Naprawdę instynktownie porównujesz mnie do Marco ? – westchnął.
-Co ? Nie ! – jęknęłam zła na siebie – chodziło mi o to, że instynktownie powiedziałam „po tacie”. Myślałam o Tobie, a nie o Marco i dlatego tak długo zajęło mi dojście czemu tak zamilkłeś.
-Niech Ci będzie – zgarnął nasze talerze – masz ochotę na dokładkę ?
-Już mi wystarczy. Pójdę się przygotować.
Zabrałam z blatu swój telefon, wsunęłam go do kieszeni, a następnie skierowałam swoje kroki na górę do garderoby. Przejrzałam wszystkie swoje ciuchy w bordowym kolorze, aż w końcu zdecydowałam się na kombinezon w odkrytymi ramionami i tasiemką w talii. Do tego dobrałam kilkanaście metalowych bransoletek i opaskę na szyję, a także beżowe, klasyczne szpilki. Z szuflady wygrzebałam bieliznę w odpowiednim kolorze i fasonie, po czym zgarnęłam wszystkie rzeczy i zamknęłam się w łazience. Rozpuściłam włosy, zmyłam makijaż, rozebrałam się i weszłam do kabiny prysznicowej. Szybko się wykąpałam, ogoliłam nogi i jakiś czas później stałam przed lustrem w samej bieliźnie smarując ciało balsamem. Potem dokładnie wysuszyłam włosy, które spięłam w artystyczny sposób tak, że pojedyncze kosmyki zwisały mi przy twarzy, zrobiłam naturalny makijaż i się ubrałam. Jeśli nie będę wychodziła na zewnątrz to nie powinno być mi zimno. Głupio byłoby się przeziębić. Pierwsi goście zaczęli się schodzić punktualnie. Odbierałam, od każdego drobny prezent, a mój mężczyzna zajmował się ogarnianiem muzyki oraz alkoholu. Ann wpadła bez pukania i od razu rzuciła mi się w ramiona jakbyśmy nie widziały się z dziesięć lat.
-Wyglądasz niesamowicie – pochwaliła – do twarzy Ci w tym kolorze.
-Dziękuję bardzo – uśmiechnęłam się.
-Z dnia na dzień jesteś coraz piękniejsza Emily.
-Och Mario – pocałowałam go w policzek – nie wiem jak mam Ci dziękować.
-Drobiazg – objął mnie – zatańczysz ze mną ?
-Tak od razu ? – spojrzałam na niego zaskoczona.
-Parkiet jest nasz – zaśmiał się.
Jako jedyni zaczęliśmy tańczyć, ale chyba nikomu to nie przeszkadzało. Przestaliśmy dopiero, gdy zobaczyłam moją sąsiadkę z dołu stojącą w progu. Grzecznie przeprosiłam mojego tanecznego partnera i cała w skowronkach podeszłam do kobiety.
-Cieszę się, że dotarłaś.
-Proszę to dla Was – wręczyła mi elegancko zapakowane pudełko.
-Chodź przedstawię Cię Theo i podziękujemy Ci razem – złapałam ją za rękę ciągnąc wgłąb mieszkania.
Półtorej godziny później wszyscy oprócz Marco i jego dziewczyny byli obecni. Impreza mocno się rozkręciła, alkoholu nie brakowało, ale ja jako ciężarna musiałam się powstrzymywać. Chociaż na trzeźwo też da się jakoś przeżyć. Zmęczona ciągłym tańczeniem usiadłam na kanapie obok mojej siostry i starałam się jakoś odetchnąć. Dzwonek do drzwi przerwał mój moment odpoczynku. Poderwałam się z miejsca i pobiegłam do przedpokoju, aby otworzyć. Nie byłam zaskoczona, gdy za drzwiami ujrzałam mojego byłego narzeczonego i jego nową partnerkę. Była niższa ode mnie, choć obie byłyśmy w szpilach, nieco pulchna i miała krótkie, blond włosy. W porównaniu z Marco wyglądała trochę jak krasnal.
-Jednak udało Wam się dotrzeć – uśmiechnęłam się otwierając szerzej drzwi – zapraszam.
-Emi poznaj Caro – odchrząknął Reus.
-Emily Brown – wyciągnęłam w jej kierunku dłoń.
-Caroline Bohs – uśmiechnęła się szeroko – miło Cię wreszcie poznać.
-Oczywiście, nawzajem – mruknęłam.
-Dla Ciebie – piłkarz wręczył mi ogromny bukiet czerwonych róż i białe pudełko z czarną wstążką – kwiaty i coś na kwiatów.
-Bardzo Ci ... to znaczy Wam dziękuję – poprawiłam się zażenowana – rozbierajcie się i wchodźcie.
-Napiłabym się wina.
-Stoi w salonie – wskazałam ręka – ja w tym czasie wstawię kwiaty do wazonu.
-Pomogę Ci – zaoferował blondyn.
Razem przeszliśmy do kuchni, gdzie położyłam podarki na blacie. Z pudełka wyjęłam piękny, duży, biały wazon, który choć bardzo prosty i klasyczny bardzo mnie zachwycił. Od razu napełniłam go zimną wodą i umieściłam w nim bukiet. Najchętniej zabrałabym go do sypialni, ale to byłoby niezręczne.
-Macie bardzo ładne mieszkanie.
-Ledwo je zobaczyłeś.
-Już mi się podoba – posłał mi swój firmowy uśmiech.
-Caroline nie miała oporów, żeby tu przyjść ?
-Skoro chciała Cię poznać to musiała się tu pojawić.
-No tak – wyciągnęłam z szafki szklankę – czego się napijesz ?
-Poproszę soku pomarańczowego, jeśli masz.
-Pewnie – wyjęłam karton z lodówki, napełniłam cieczą naczynie i wręczyłam piłkarzowi.
-Dzięki.
-Cieszę się, że jesteś.
-Ja też – założył mi kosmyk włosów za ucho – przesiedzimy tu całą imprezę.
Chciałam zaprzeczyć, ale nie potrafiłam. Zamiast tego cała się zarumieniłam i spuściłam wzrok. Musiałam wyglądać zabawnie, bo Marco roześmiał się wesoło, po czym upił łyk soku.
-Jak się czujesz ?
-Normalnie. Z każdym dniem coraz lepiej.
-To dobrze, a nadal masz poranne mdłości ?
-Czasami – wzruszyłam ramionami.
-Jesteś Emily ! – zawołała Ama wchodząc do kuchni – wszędzie Cię szukam.
-Tak, przepraszam. Coś się stało ?
-Przeszkadzam ?
-Nie – powiedzieliśmy oboje w tym samym czasie, na co Niemka się. uśmiechnęła.
-Ama Zeit – Walker – przedstawiła się – jestem sąsiadką Emily i Theo.
-Mar ...
-Wiem jak się nazywasz – zaśmiała się przerywając mu i przeniosła na mnie swoje spojrzenie – nie wiedziałam, że ten Marco to Marco Reus.
-No widzisz – westchnęłam czerwieniąc się jeszcze bardziej – chodźmy do reszty.
-Zdaje się, że Ama chciała Ci coś powiedzieć – wymruczał piłkarz – znajdę Caro.
-Jasne – szepnęłam.
Minęła chwila, kiedy wreszcie spojrzałam na kobietę, a ona wpatrywała się we mnie intensywnie. Miałam wrażenie, że moja twarz płonie i bardzo chciałam się zapaść pod ziemię. Tylko, że to niewykonalne. A szkoda. Wielka szkoda.
-Powiem Ci, że jest między Wami chemia – puściła mi oczko.
-Tak. Wiem o tym – pokręciłam z niedowierzaniem głową – sama nie wiem czy to dobrze, czy może źle.

*****

Kochani ! Może nie wiecie, ale Borussia Dortmund jest w grupie z Legią Warszawa w rozgrywkach Champions League co oznacza, że ... nasze kochane Pszczółki przylecą do Polski, a dokładnie do Warszawy ! To moje ukochane miasto, więc już nie mogę się doczekać ! Na pewno będę na nich polować ! 
Buziaki 

piątek, 19 sierpnia 2016

7.

[Emily]
Po wspólnie spędzonym weekendzie nadeszła szara i nieciekawa rzeczywistość w postaci listopadowego poniedziałku. Theo wyszedł do pracy zanim zdążyłam się obudzić, a wrócił jak już prawie spałam. Cały dzień byłam sama i co prawda, żeby się nie nudzić zajęłam się robieniem jakiś zwyczajnych projektów. Było mi przykro, ale rozumiałam, że to jego praca. Po za tym to tylko jeden dzień. Dzisiaj idziemy razem do lekarza z powodu mojej wizyty kontrolnej, więc przynajmniej miałam pewność, że jak się obudzę to prawnik będzie w naszym mieszkaniu.Nie pomyliłam się. Powoli otworzyłam oczy i kiedy po kilkunastu sekundach widziałam wszystko ostro to rozejrzałam się dookoła. Drzwi od garderoby były otwarte na oścież, więc miałam idealny widok na mojego chłopaka, który akurat się ubierał. Mięśnie mu drżały, przy każdym najmniejszym ruchu, a ja patrzyłam na niego zafascynowana.
-Przyglądasz mi się – uśmiechnął się.
-Bo lubię ten widok – cmoknęłam z uznaniem – a po za tym nie zamknąłeś drzwi, więc musiałeś się liczyć z tym, że Cię zobaczę.
-Masz racje, wszystko zaplanowałem – powiedział, a ja zachichotałam – przełożyłem wszystkie spotkania na najwcześniej w pół do dwunastej, więc możemy jeszcze skoczyć, gdzieś na drugie śniadanie.
-Świetnie – podniosłam się do pozycji siedzącej.
-Pójdę zrobić nam śniadanie – podszedł do mnie i mnie pocałował.
-Wezmę prysznic – westchnęłam – mam jeszcze trochę czasu ?
-Wystarczająco – posłał mi uśmiech.
-Okej – wstałam i sięgnęłam po szlafrok – za kwadrans będę na dole.
Nic nie odpowiedział, tylko się zaśmiał, a następnie wyszedł z sypialni. Ja odsłoniłam jeszcze okno, przez które wpadły pierwsze promienie słońca, zgarnęłam czystą bieliznę z garderoby i dopiero wtedy zamknęłam się w łazience. Rzuciłam szlafrok na jedną z szafek, zdjęłam piżamę i weszłam pod prysznic. Odkręciłam ciepłą wodę i zamknęłam oczy.Nie miałam na nic siły, ale musiałam się chociaż trochę pospieszyć. Całe ciało namydliłam żelem pod prysznic, spłukałam pianę, zabrałam się za mycie włosów i niecałe dziesięć minut później zakręciłam kurek z wodą. Owinęłam włosy ręcznikiem, drugim się wytarłam i założyłam bieliznę, a na nią szlafrok.Mokre włosy rozczesałam, wyjęłam z szafki suszarkę i odpaliłam ją. Z każdą kolejną chwilą miałam coraz bardziej suche włosy, aż w końcu mogłam odłożyć na bok suszarkę i wyjść z pomieszczenia. Założyłam zwyczajne jeansy z malutkimi dziurami i białą, długą koszulę, a na stopy wsunęłam czarne skarpetki, na szyi zapięłam złoty naszyjnik i zgarnęłam czarną, workowatą torbę. Wrzuciłam do niej najpotrzebniejsze rzeczy, ostatni raz przejrzałam się w lustrze i zeszłam na dół. Miałam być po kwadransie, ale jakoś tak mi się nie udało wbić w te drobne piętnaście minut.
-Herbata Ci już wystygła – pokręcił z niedowierzaniem głową.
-Zrobię sobie drugą – machnęłam ręką.
-Ja Ci zrobię, a Ty już jedz – pocałował mnie w czoło.
-Dzisiaj nie wrócisz tak późno jak wczoraj, prawda ?
-Obiecuję, że postaram się wrócić wcześniej.
-Dużo masz dzisiaj spotkań ?
-Trochę – przeczesał palcami włosy – załatwię to tak szybko jak tylko będę mógł.
-W porządku – zabrałam się za jedzenie jajek – podasz mi sól ?
-Jasne – spełnił moją prośbę.
Dokończyliśmy wspólnie jeść śniadanie, dopiłam swoją herbatę i musieliśmy wyjść już z domu.O tej porze nawet w Dortmundzie są straszne korki, a do lekarza mam w sumie daleko. Cholera.
-Zostawiłem telefon na górze, zaraz wracam.
-Ubiorę się w tym czasie.
Przeszłam do przedpokoju, założyłam czarne botki i beżowy płaszcz, a z szafy wyciągnęłam jeszcze gruby, czarny szalik. Owinęłam nim szyje i dosłownie w tym samym czasie mój facet wpadł do pomieszczenia. W ekspresowym tempie założył buty, kurtkę i złapał mnie za dłoń.
-Gotowa ?
-Jak nigdy w życiu – uśmiechnęłam się.
-No to idziemy – posłał mi swój firmowy uśmiech.
Wyszliśmy z mieszkania, zamknęłam za nami drzwi, a kluczę wrzuciłam do torby. Potem ich chyba nie znajdę. Ups. Zjechaliśmy windą na parking podziemny, wsiedliśmy do auta prawnika, a kilka minut później jechaliśmy już ulicami niemieckiego miasta.
-Musimy podjechać po jakieś zakupy przed parapetówką. Może w czwartek ?
-A w piątek po mojej pracy ? – zaproponował.
-To już będzie za późno – pokręciłam głową.
-Moglibyśmy wynająć catering.
-Ja sama zajmę się tym z przyjemnością.
-Nie możesz się przemęczać – położył mi dłoń na kolanie.
-Spokojnie, nic mi nie będzie – przewróciłam oczami.
Kilkanaście minut przed wizytą podjechaliśmy pod klinikę, wysiedliśmy i trzymając się za ręce weszliśmy do budynku.Zostało nam jeszcze kilka minut, ale nie zdążyliśmy nawet usiąść jak pielęgniarka wyszła z jednego z gabinetów.
-Emily Brown ! – powiedziała głośno, a ja ruszyłam w jej stronę.
-To ja – uśmiechnęłam się.
-Zapraszam – wskazała, a następnie spojrzała na mojego partnera – szczęśliwy tatuś ?
-Tak - posłał jej uśmiech.
-W takim razie zapraszam oboje – przepuściła nas w drzwiach.
Weszliśmy do sterylnego, białego gabinetu, gdzie za biurkiem siedział mężczyzna w średnim wieku i czytał moją kartę. Usiadłam po drugiej stronie stolika i czekałam, aż mi coś powie. Dopiero po chwili na mnie spojrzał.
-Witam panno Brown, jak się pani czuje ? – zagadnął pogodnie.
-Bardzo dobrze, dziękuje.
-To już siódmy tydzień, zgadza się ? – zajrzał jeszcze raz w kartę.
-Oczywiście, sam początek siódmego tygodnia.
-Dam pani skierowanie na wszystkie ważne, podstawowe badanie. Proszę je wykonać w najbliższym czasie.
-W porządku.
-Proszę dalej przyjmować kwas foliowy, a do tego dam pani jeszcze witaminy ciążowe.
-Kiedy będzie możliwe wykonanie usg ? – spytałam z nadzieją.
-Myślę, że na następnej wizycie – uśmiechnął się – za jakieś cztery tygodnie, może 22 grudnia o godzinie 13:00 ?
-Idealnie, zaraz wpiszę sobie w kalendarz.
-Nadal ma pani poranne mdłości ?
-Od czasu do czasu - westchnęłam.
-A jakieś inne dolegliwości ?
-Brak – zaśmiałam się.
-W porządku. Na razie to wszystko – podał mi wszystkie recepty i skierowania – i widzimy się tuż przed Świętami.
-Dziękuje bardzo.
-Jakby coś się działo proszę dzwonić lub od razu przyjechać – wstał i spojrzał na Theo – proszę o nią dbać.
-Taki mam zamiar – objął mnie w pasie.
Wrzuciłam kartki do torby, zarzuciłam ją na ramie i w towarzystwie szatyna wyszłam z pomieszczenia.
-To, gdzie jedziemy na drugie śniadanie ?
-Obojętnie mi – wzruszyłam ramionami – jedźmy najpierw do apteki, proszę.
-Jak sobie życzysz – uśmiechnął się – może pancake ?
-Brzmi tucząco – zaśmiałam się – ale zdecydowanie w to wchodzę !
-Świetnie –mrugnął do mnie – najpierw apteka, potem śniadanie, a potem odwiozę Cię do domu.
-Nie możesz wziąć dzisiaj wolnego ? – jęknęłam.
-Próbowałem kochanie – westchnął – ale nic z tego, dzisiaj muszę być w pracy. Agnes dzwoniła już kilka razy, zabije mnie jak się nie pojawię.
-Szkoda, miałam nadzieje na kolejny wspólny dzień.
-Może przyszły weekend sobie trochę przedłużmy i gdzieś wyskoczymy ?
-Gdzie na przykład ?
-Gdzie tylko chcesz. Londyn, Paryż, Nowy Jork, Rzym, Sydney, Monachium, możesz wybrać.
-A jakbym wybrała Dortmund, a dokładniej nasze łóżko ? – powiedziałam cicho, żeby nikt nas nie usłyszał.
-Zgadzam się bez wahania – szepnął mi do ucha – w każdy wieczór możemy robić sobie takie wypady.
-Brzmi cudownie – wtuliłam się w niego.
Wyszliśmy na zewnątrz, otuliło nas chłodne, listopadowe powietrze, ale w silnych, czułych ramionach mojego ukochanego nie odczuwałam tego, aż tak bardzo.Szybko dotarliśmy do auta, wsiadłam na miejsce pasażera, zapięłam pasy. Chwilę później mknęliśmy już ulicami Dortmundu w stronę popularnej restauracji, w której serwują wspaniałe pancakes i klastyczne naleśniki, w każdej konfiguracji. Na słodko, na ostro, z mięsem, wegetariańskie. Dla każdego coś się znajdzie. Theo zaparkował samochód na jednym z wolnych miejsc parkingowych i zanim w ogóle zdążył wyłączyć silnik ja wysiadłam. Nie czekając na mężczyznę weszłam do środka i zajęłam nam stolik.
-Miło, że na mnie poczekałaś – puścił mi oczko.
-Wybacz – posłałam mu przepraszające spojrzenie.
-Na co masz ochotę ?
-Jeszcze nie zajrzałam do karty – wzruszyłam ramionami.
-Mogę wziąć Twój płaszcz ?
-Tak, tak oczywiście – rozebrałam się i oddałam mu swoje wierzchnie ubranie.
Zerknęłam do menu, przeczytałam wszystkie pozycje i jak podeszła do nas kelnerka to już byłam zdecydowana.
-Co dla państwa ?
-Ja poproszę pancake z nutellą i owocami, a do tego sok pomarańczowy – uśmiechnęłam się.
-A dla mnie pancake z syropem klonowym i czarna, mocna kawa.
-Oczywiście, coś jeszcze ?
-To wszystko, dziękujemy – powiedział Theo.
Dziewczyna zostawiła nas samych na dosłownie chwilę, bo zaraz przyniosła nam nadze napoje.
-Tęsknię za kawą – wyznałam.
-Dałbym Ci łyka, ale Ty takiej nie lubisz.
-Kilka miesięcy wytrzymam.
-Zawsze możesz się przestawić na bezkofeinową.
-Bezkofeinowa latte z odtłuszczonym, sojowym mlekiem ... moje ciążowe marzenie – ironizowałam.
-Okej, już nic nie mówię – zaśmiał się – chyba z Tobą nie wygram, co ?
-Teraz już nie – zachichotałam.
-Nie pojechaliśmy do apteki – powiedział nagle.
-Cholera, wyleciało mi z głowy.
-Podrzucę Cię w drodze powrotnej, co Ty na to ?
-Może być, ale jak się śpieszysz to mogę się przejść albo jechać już swoim samochodem.
-Aż tak się nie śpieszę, spokojnie.
-W porządku – posłałam mu uśmiech.
-Jesteś taka piękna – pocałował mnie w dłoń – i cała moja.
-Chcesz, żebym się zarumieniła ? – zażartowałam.
-Do twarzy Ci z rumieńcami Em. Lubię ten widok.
-Tylko ten ? – przygryzłam delikatnie wargę.
-Nie tylko – mrugnął do mnie.
-Proszę – kelnerka postawiła na stole dwa talerze z naszym posiłkiem.
-Dziękujemy bardzo.
-Smacznego – uśmiechnęła się tym firmowym uśmiechem przeznaczonym dla klientów.
Ukroiłam kawałek naleśnika, którego zjadłam z nutellą i świeżą truskawką. Mmm ... co za błogie uczucie. Mmm ... kiedy ostatni raz jadłam coś tak niesamowicie pysznego ?
-Dasz mi spróbować Twojego ?
-Oczywiście – odkroił kawałek i dał mi do spróbowania – i jak ?
-Pyszne, ale moje bardziej mi odpowiada. Chcesz spróbować ?
-Nie dziękuje – pokręcił przecząco głową.
-Chyba się nie boisz, że przytyjesz ?
-A powinienem ? – spytał z udawanym przejęciem.
-Nie – zachichotałam – absolutnie.
-Wierzę, ale chyba i tak przejdę się na siłownie.
-Zabierzesz mnie ze sobą ?
-Aż tak bardzo chcesz pooglądać mnie w akcji ? – uśmiechnął się zawadiacko, a ja przewróciłam oczami.
-Zapomniałam dzisiaj zapytać lekarza czy mogę biegać – skrzywiłam się.
-Myślę, że jeśli nie będziesz przesadzała jak do tej pory to nic się nie stanie, w końcu dużo się mówi o ćwiczeniach w ciąży.
-Masz racje.
-Jak zawsze.
-Oj jaki skromny facet.
-Staram się jak mogę – puścił mi oczko.
Kilkanaście minut później dostaliśmy rachunek, który prawnik uregulował bardzo szybko, ubraliśmy się i opuściliśmy restauracje.Tym razem pamiętaliśmy, żeby jechać do apteki, ale wybraliśmy taką, która znajdowała się najbliżej naszego mieszkania.
-Wejść z Tobą ?
-Dam sobie radę, poczekasz na mnie ?
-Oczywiście – spojrzał nerwowo na zegarek.
Westchnęłam ciężko, a zaraz potem uśmiechnęłam się szeroko w stronę swojego ukochanego. Wiedziałam, że trochę się śpieszy, tym bardziej, że zeszło nam się dłużej niż zakładaliśmy na początku.
-W sumie to możesz jechać – położyłam mu dłoń na ramieniu – ja bardzo chętnie się przejdę, a do domu daleko nie mam.
-No co Ty kochanie – zaśmiał się trochę sztywno – nic się nie stanie jak trochę się spóźnię.
-Dam sobie radę – powtórzyłam całując go – widzimy się wieczorem.
-W porządku – westchnął - do zobaczenia.
-Kocham Cię – powiedziałam jeszcze zanim wysiadłam.
-Ja też Cię kocham mała.
Wysiadłam zatrzaskując za sobą drzwi, weszłam do apteki, gdzie nie było na szczęście żadnej kolejki i podałam kobiecie receptę. Zajęło jej chwilkę zanim wszystko skompletowała, ale skoro miałam czas to się nie przejmowałam.
-To wszystko – uśmiechnęła się – razem 22 euro.
-Oczywiście – wygrzebałam z portfelu drobne i podałam kobiecie.
-Życzy sobie pani reklamówkę ?
-Wrzucę do torebki, dziękuje.
-Miłego dnia.
-Wzajemnie – uśmiechnęłam się wesoło.
Już miałam dzwonić po taksówkę, ale skoro powiedziałam Theo, że się przejdę to co mi szkodzi. Daleko nie mam, buty mam wygodne, a to, że jest trochę zimno ... trzeba hartować swój organizm. Powoli, bez pośpiechu szłam w stronę naszego apartamentowca. Gdy byłam już na miejscu to wpisałam kod i podeszłam do windy, która zawiozła mnie na czwarte piętro bardzo szybko. Zaczęłam szukać kluczy przekopując torbę z góry na dół, ale nigdzie nie mogłam ich znaleźć. Cholera. Wyrzuciłam na ziemie wszystko co miałam, ale chyba wypadły mi w samochodzie jak wyjmowałam recepty. Zestresowana wykręciłam numer do mojego faceta, ale sztuczny, kobiecy głos oznajmił mi, że numer nie odpowiada. Świetnie. Pójdę do jakiejś kawiarni, a może odwiedzę Ann. Bo nie zamierzam siedzieć tu do wieczora. Zgarnęłam swoje rzeczy z powrotem do torby i zaczęłam schodzić po schodach.
-Emily ! Emily ! – zawołał dziecięcy głos, a ja automatycznie się odwróciłam – pamiętasz mnie ?
-Oczywiście – uśmiechnęłam się – mieszkasz na trzecim piętrze i nazywasz się Olivia, prawda ?
-Tak – przytuliła się do mojej nogi – gdzie idziesz ?
-Zgubiłam klucze i nie mogę się dostać do mieszkania – zachichotałam – dlatego muszę, gdzieś iść.
-Możesz przyjść do nas – podskoczyła zadowolona.
-Nie kochanie, dziękuje – pogłaskałam ją po głowie.
-Czemu ?
-Nie mogę przeszkadzać Tobie i Twojej mamie.
-Ale ja bym chciała – jęknęła.
-Olivka kogo Ty znowu zaczepiasz ? – po chwili obok nas pojawiła się wysoka, szczupła kobieta o czarnych włosach i niebieskich oczach.
-Emily Brown – podałam jej dłoń – mieszkam piętro niżej.
-Ama Zeit-Walker – uśmiechnęła się – miło Cię poznać.
-Mamo, bo Emily zgubiła kluczę i nie ma, gdzie iść. Możemy ją wziąć do siebie ?
-Pewnie, zapraszam – otworzyła szeroko drzwi.
-Nie chciałabym przeszkadzać.
-Oj bez przesady – machnęła ręką.
-Dziękuje – powiedziałam jak tylko przekroczyłam próg.
Rozebrałam się, odwiesiłam kurtkę na wieszak i przeszłam za kobietą do kuchni.
-Masz ochotę na kawę ?
-Nie dzięki, jestem w ciąży.
-Och gratulacje. To herbata ?
-Poproszę – posłałam jej uśmiech.
-Czarna, zielona, owocowa ?
-Czarna będzie w porządku.
-Będziesz miała dzidziusia ? – dziewczynka stanęła przede mną i położyła mi dłoń na brzuchu – nic nie czuje.
-To początek, mój dzidziuś urodzi się dopiero za kilka miesięcy.
-Super – pisnęła – może to będzie dziewczynka.
-A może chłopczyk – zaśmiała się jej mama obejmując ją.
-Chciałabyś mieć rodzeństwo ?
-Nie, wolę dostać zwierzątko – odparła, a ja się roześmiałam.
-Dobra agentko, idź się pobaw, a my sobie porozmawiamy – Ama odprawiła ją sprawnie.
-Rozkoszna mała.
-To prawda, ale czasem daje popalić.
-Jak to dzieci – westchnęłam.
-Racja – uśmiechnęła się – jednak mimo różnych problemów nigdy nie będę żałowała. Dziecko to największe szczęście na świecie.
-Wychowujesz ją sama ?
-Mój mąż jest żołnierzem i jest teraz w Afganistanie – uśmiechnęła się blado - uprzedzę Twoje następne pytanie. Brian jest Amerykaninem, tylko dla mnie zamieszkał w Niemczech.
-US Army ?
-Dokładnie.
-Jak sobie radzisz ?
-Nie jest źle, mam pomoc od rodziny i przyjaciół, a po za tym ciągle się kontaktujemy z Brianem.
-Kiedy wraca ?
-Nie wiem – wzruszyła ramionami – już niczego się nie spodziewam, bo nie chce stracić nadziei. Czasem jak ma wracać to się okazuje, że jednak zostaje na kolejny rok czy dwa.
-Przykro mi – westchnęłam.
-Ja wiem, że on mnie kocha i, że wróci, ale niestety nie wiem kiedy.
-Oby niedługo.
-A jaka jest Twoja historia Emily Brown ?
-Skomplikowana – obróciłam kubek w dłoniach.
-Zamieniam się w słuch – spojrzała na mnie po czym dodała – jeśli chcesz oczywiście.
-Od początku ?
-Dawaj – posłała mi uśmiech.
-Urodziłam się tu i wychowałam, w szkole podstawowej poznałam chłopaka i bardzo się zaprzyjaźniliśmy, a w liceum zaczęliśmy się spotykać, zaręczyliśmy się i mieliśmy wziąć ślub. Wszystko było już zaplanowane, ale przez nieporozumienie się rozstaliśmy, a ja wyjechałam do Londynu. Tam spędziłam ponad trzy lata i wróciłam niedawno. Mam nowego faceta, jestem w ciąży, ale z jakiegoś niezrozumiałego dla mnie powodu Marco wciąż siedzi mi w głowie.
-Jakie to było nieporozumienie ?
-Głupie – pokręciłam z niedowierzaniem głową – spotkaliśmy się w dniu ślubu, on mnie zapytał czy na pewno tego chce, a ja spanikowałam. Zapytałam go czy mnie kocha i jak nie odpowiedział to go rzuciłam.
-Żałujesz – bardziej stwierdziła niż spytała.
-Żałuję – potwierdziłam.
-I co dalej ?
-Nic – wzruszyłam ramionami – zupełnie nic.
-Masz z nim kontakt ?
-Od kiedy wróciłam to tak.
-A przez te trzy lata nic sobie nie wyjaśniliście ?
-Hmm ... nie kontaktowaliśmy się, bo on nie wiedział, gdzie jestem
-Po prostu uciekłaś – westchnęła.
-Jestem okropna, co ?
Nie, w ogóle tak o Tobie nie pomyślałam.
-Robimy w piątek parapetówkę, może wpadniesz ? – zmieniłam temat.
-O której ?
-Wpadnij jakoś tak około siódmej.
-Załatwię opiekę dla młodej i chętnie przyjdę.
-Mamo mamo ja chce jechać do babci ! Mogę jechać do babci ?
-Gumowe ucho – zaśmiała się biorąc ja na kolana – a zostaniesz u dziadków na noc ?
-Zostanę na cały weekend – uśmiechnęła się.
-Dobrze.
-Czy Emily może obejrzeć ze mną bajkę ?
-Innym razem, wybierz coś, a ja Ci włączę.
-Ale ja bym chciała z nią obejrzeć.
-Emily musi ... – zastanowiła się przez chwilę.
-Muszę pomóc Twojej mamie przy obiedzie – wypaliłam – może Ty też chcesz nam pomóc ?
-Nie – jęknęła – to okropne.
-Włączę jej bajkę i wracam – prawie bezgłośnie zwróciła się do mnie Ama.
Poczekałam, aż zniknie za najbliższymi drzwiami, a potem wstałam z miejsca. Na małych, przyklejanych haczykach wisiało kilka fartuszków. Wzięłam do ręki taki różowy w białe kropki i założyłam go. Oparłam się o blat i stałam tak dopóki właścicielka mieszkania do mnie nie dołączyła.
-Co Ty robisz ? – zaśmiała się.
-Czekam na polecenia.
-Nie musisz mi pomagać – przewróciła oczami.
-Ale chcę, bo jestem Ci coś winna.
-Sąsiedzka przysługa. Wiesz co to takiego ?
-Proszę Ama – spojrzałam na nią błagalnie – daj mi się czymś zająć.
-To może obierzesz ziemniaki ?
-Pewnie !
-Nóż czy obieraczka ?
-Obieraczka – zaśmiałam się.
Podstawiłam sobie krzesło do śmietnika, sięgnęłam po obieraczkę oraz warzywo i zaczęłam swoją pracę. Kobieta w tym czasie obierała warzywa do zupy i sałatki.
-Zjesz z nami, prawda ?
-Nie chciałabym zawracać Wam głowy.
-Gdzie pójdziesz ?
-A bo ja wiem – wzruszyłam ramionami.
-Więc zostajesz z nami i zjesz tutaj.
-Dobrze, niech będzie – odpuściłam.
-Masz rodzeństwo ?
-Starszą siosrtę – uśmiechnęłam się – a Ty ?
-Starszego brata, możliwe, że dzisiaj tu wpadnie.
-Też ma rodzinę jak Ty ?
-Coś Ty – zaśmiała się – wieczny singiel.
-Kiedyś na pewno się ustatkuje.
-Chciałabym – zabrała się za krojenie ogórków – ale jest naprawdę świetnym chrzestnym dla Olivki.
-A to oznacza, że będzie wspaniałym ojcem – wrzuciłam obrane ziemniaki do zlewu, aby je umyć.
-Na pewno, co do tego nie mam najmniejszych wątpliwości.
Wspólnymi siłami przygotowałyśmy pyszny obiad w postaci piersi z kurczaka w panierce, gotowanych ziemniaków i surówce z zielonego ogórka z rzodkiewkami. Do tego zupa pomidorowa z makaronem. Nakrywałam właśnie do stołu, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi. Ama była z małą w łazience, więc nie bardzo wiedziałam co mam zrobić.
-Otwórz Em ! To pewnie mój brat !
-Okej – zawołałam.
Niepewnie podeszłam do drzwi, przekręciłam klucze w zamku i nacisnęłam klamkę. Za drzwiami stał bardzo wysoki, dobrze zbudowany blondyn. Uśmiechnął się do mnie przyjaźnie, a następnie rozejrzał się po klatce.
-Niemożliwe, żebym pomylił mieszkania.
-Jeżeli jesteś bratem Amy to trafiłeś idealnie – zaśmiałam się.
-A Ty jesteś ... ?
-Emily Brown – podałam mu dłoń.
-Matt Zeit – uścisnął ją po przyjacielsku.
-Wujek ! – dziewczynka minęła mnie i wpadła w ramiona swojego chrzestnego.
-Cześć bąbelku – pocałował ją w czoło.
-Obiad już gotowy, chodź Matt.
-Panie przodem – wskazał na mnie.
-Ach tak, dziękuje.
Usiadłam obok gospodyni na przeciwko jej starszego brata i zabrałam się za jedzenie obiadu.
-Mieszkasz tutaj Emily ?
-W tym budynku, piętro wyżej.
-Nigdy Cię tu nie widziałem.
-Przeprowadziłam się niedawno.
-Rozumiem – uśmiechnął się ... czarująco ?
-Matt nie podrywaj naszej sąsiadki – zaśmiała się jego siostra – Emily nie jest dla Ciebie.
-A to dlaczego ? – zmarszczył brwi.
-Ciocia Emily będzie miała dzidziusia.
-I jest zajęta – dodałam.
-Mam złamane serce – udał, że ociera łzę – już nigdy nie znajdę sobie kobiety.
Zaśmiałam się, ale nie zdążyłam nic powiedzieć, bo mój telefon zaczął wibrować na stole. Na ekranie wyświetliło się zdjęcie Theo, więc szybko przesunęłam palcem i przysunęłam telefon do ucha.
-Kochanie dzwoniłaś do mnie, coś się stało ?
-Wypadły mi kluczę w samochodzie.
-To gdzie jesteś ? – spytał przerażony.
-Nasza sąsiadka mnie przygarnęła – zaśmiałam się – kiedy będziesz w domu ?
-Teoretycznie za dwie godziny, ale przyjadę za chwilę, żeby chociaż Ci otworzyć.
-Kochanie nie rób sobie problemu, teraz jemy obiad, a potem wybieram się na spacer. Potrzebuje się trochę dotlenić.
-Jesteś pewna ?
-Tak, nie śpiesz się. W końcu nie chcemy chyba wracać do Londynu jak stracisz pracę, co ? – zażartowałam.
-Obiecuje, że od teraz będę już odbierał telefony.
-Do zobaczenia w domu.
-Kocham Cię skarbie.
-Ja też Cię kocham – rozłączyłam się.

piątek, 12 sierpnia 2016

6.

[Emily]
Uśmiechnęłam się czując na szyi ciepłe, słodkie i delikatne pocałunki. Usiłowałam jeszcze chwile pospać, ale mój organizm budził się do życia. Ziewnęłam po czym otworzyłam oczy i posłałam uśmiech swojemu ukochanemu.
-Dzień dobry – pocałował mnie.
-Dzień dobry – objęłam go za szyje – która godzina ?
-Dopiero po 9. 
-To dobrze – przeciągnęłam się. 
-Co masz ochotę dzisiaj robić ?
-Umówiłam się, a Ty masz dziś wolne ?
-Jest sobota – zaśmiał się.
-Masz racje – wstałam z łóżka i sięgnęłam po sweter – zrobię śniadanie, na co masz ochotę ?
-Ja zrobię, a Ty odpocznij.
-Nie jestem chora, tylko jestem w ciąży.
-Wiem – przyciągnął mnie do siebie – ale uwielbiam się o Ciebie troszczyć.
-Mam ochotę na owsiankę z owocami, ale o tej porze nie ma świeżych owoców – westchnęłam – więc zadowolę się omletem z warzywami.
-Okej – uśmiechnął się – herbata czarna czy zielona ?
-Kawa z dużą ilością mleka – powiedziałam będąc już przy drzwiach od garderoby – dzięki.
Przekopałam wszystkie półki w poszukiwaniu idealnego outfitu na dziś. W sumie nie miałam wielkiej ochoty się stroić, ale umówiłam się z Ann na małe zakupy. W końcu coś znalazłam, więc położyłam ciuchy na łóżku i jedynie z bielizną w ręku weszłam do łazienki. Przekręciłam zamek w drzwiach, odłożyłam bieliznę na szafkę i zaczęłam się rozbierać. Gdy byłam już nago to weszłam pod prysznic, odkręciłam wodę i chwile stałam pod ciepłym strumieniem. W końcu namydliłam całe ciało balsamem pod prysznic, a następnie spłukałam pianę.Sięgnęłam po szampon, umyłam włosy dwukrotnie, a na same końcówki nałożyłam odrobinę odżywki. Zakręciłam kurek i szybko wytarłam się puszystym ręcznikiem. Zaczęłam suszyć włosy, a jak były już wreszcie suche i puszyste to porządnie je rozczesałam i zabrałam się za makijaż. Ann jak zwykle będzie wyglądała niesamowicie, więc ja też muszę się postarać. Po kilku minutach jak wyglądałam już w miarę dobrze to założyłam bieliznę i wyszłam z łazienki. Przyjrzałam się ciuchom, które wybrałam, aż w końcu je założyłam. Czarne, obcisłe spodnie, biała koszula, a na nią szary sweter i beżowy, krótki płaszczyk. Do tego kozaki na obcasie i czarna duża torba. Zeszłam na dół, położyłam płaszcz i torbę na kanapie, a swoje kroki skierowałam do kuchni.
-Proszę – prawnik podał mi kubek uśmiechając się delikatnie. 
-To nie jest kawa – mruknęłam.
-Nie marudź – pocałował mnie – musi Ci wystarczyć.
-Dobra, niech będzie – przewróciłam oczami.
-Z kim jesteś umówiona ?
-Idę z Ann na zakupy, a potem pewnie skoczymy na jakiś obiad.
-Chcesz iść w tych butach ?
-Yhmm – uśmiechnęłam się.
Theo nic nie odpowiedział, tylko się zaśmiał, a potem gdzieś zniknął. Nie chciało mi się na niego czekać, więc usiadłam przy stole i zaczęłam konsumować swoje śniadanie.
-Kochanie – pocałował mnie w szyje – mam coś dla Ciebie.
-Tak ? – podniosłam na niego wzrok – co takiego ?
-Niespodzianka – podał mi pudełeczko. 
-Co to jest ? – szepnęłam zadowolona. 
-Po prostu otwórz
Powoli otworzyłam pudełeczko, a moim oczom ukazał się kluczyk. Wzięłam go do ręki i spojrzałam wyczekująco na swojego chłopaka.
-Zamierzasz mi powiedzieć co to jest ?
-Poczekam aż się domyślisz – puścił mi oczko, ale widząc moją minę szybko dodał – wreszcie odebrałem Twój samochód.
-Mój samochód ?
-Dokładnie tak.
-Dziękuje ! – wstałam z miejsca i mocno go przytuliłam – jesteś taki kochany i dbasz o mnie.
-Oczywiście, że o Ciebie dbam, bo jak nie ja to kto ?
-No tak – zachichotałam. 
-Uważaj na siebie dobrze ?
-Zawsze uważam – pocałowałam go w policzek – Theo mam do Ciebie pytanie.
-Zamieniam się w słuch.
-Idę we wtorek do lekarza, pójdziesz ze mną ?
-Jasne – pogładził mnie po plecach – który to jest ?
-25 listopada, wizytę mam o 9:30.
-Wpiszę w kalendarz i na pewno będę.
-Kocham Cię – wtuliłam się w niego.
-Ja też Cię kocham myszko.
Już miałam go pocałować, ale jego telefon zaczął dzwonić. Westchnęłam, bo musiałam się od niego odsunąć. Stanął metr ode mnie i odebrał połączenie, a ja w tym czasie posprzątałam po swoim śniadaniu.
-Wiem Agnes i na pewno się pojawię. 
-...
-Dla mnie to też jest ważne.
-...
-To przełóż to spotkanie o kilka dni – zirytował się. 
-...
-Nie, we wtorek rano nie mogę. 
-...
-W takim razie radź sobie sama na tym spotkani Agnes – warknął.
-...
-Ta rozmowa nie ma sensu, zadzwoń jak się uspokoisz – rozłączył się.
Agnes Howard najbliższa współpracownika mojego faceta, jego dobra znajoma i jednocześnie najbardziej wkurzająca kobieta na tej planecie. Od kiedy pamiętam próbowała podrywać Theo, a jak po jakimś czasie wreszcie zorientowała się, że on nie jest nią zainteresowany to wpadła w wir pracy. Oczywiście pociągnęła go za sobą co mi się nie podobało i nie podoba. Na szczęście prawnik nie jest taki głupi i nie zawsze daje się jej podejść.
-Jakieś kłopoty ?
-Nie, wszystko pod kontrolą. 
-Na pewno ?
-Znowu przegięła – westchnął – ale nie ważne.
-Skoro tak mówisz – wysiliłam się na obojętny głos.
-Możesz być spokojna – pocałował mnie w czoło – nic we wtorek rano nie będzie ważniejsze niż Wy.
-A w inne dni ?
-Też nie – zaśmiał się. 
-Uciekam – spojrzałam na zegar wiszący na ścianie – będę pod telefonem.
-Pozdrów Ann.
-Jasne – puściłam mu oczko. 
Założyłam płaszczyk, zgarnęłam torbę i tyle mnie widział. Zjechałam windą na parking podziemny i znalezienie mojego nowego auta nie było wyczynem. Po prostu wiedziałam, który to. Kobieca intuicja. Wyjeżdżając z parkingu wykręciłam numer do przyjaciółki. Odebrała bardzo szybko co w jej przypadku nie jest dziwne.
-Co tam kochana ?
-Jestem w drodze, więc będę za kwadrans.
-To świetnie, ja właśnie wyjeżdżam z domu.
-No to widzimy się na miejscu - uśmiechnęłam się - tam gdzie zawsze ?
-Pamiętasz jeszcze gdzie to jest ?
-No pewnie !
-To do zobaczenia.
-Do zobaczenia - rozłączyłam się.
Samochód prowadziło się wspaniale, prawie tak dobrze jak ten w Londynie. Chociaż może lepiej, teraz już sama nie wiem. Kilkanaście minut później byłam już w centrum handlowym, zaparkowałam auto na jednym z wolnych miejsc, wzięłam torebkę i ruszyłam w umówione miejsce. Miałam nadzieje, że będę pierwsza, ale pomyliłam się. Ugh.
-I Ty niby jesteś w ciąży ? - zlustrowała mnie wzrokiem.
-Ann to dopiero początek - przewróciłam oczami.
-Świetnie wyglądasz - przytuliła mnie.
-Ty również.
-Gdzie idziemy ?
-Wszędzie po kolei - zaśmiałam się.
-Może kupimy coś dla mojej przyszłej chrześnicy.
-To może być chłopak moja droga.
-Ja czuje, że to będzie dziewczynka - uśmiechnęła się, a ja zaraz za nią.
Ruszyłyśmy na naszą małą wycieczkę po sklepach. Najpierw wszystkie odzieżowe, potem obuwnicze, a na końcu dziecinne. Sporo kupiliśmy, jednak w tych ostatnich sklepach spędziłyśmy najwięcej czasu.
-Może to ? - pokazała mi malutkie, śliczne body.
-Śliczne - uśmiechnęłam się szeroko - ale nie chce nic kupować.
-Dlaczego ?
-To za wcześnie - skrzywiłam się.
-Czuje, że musimy pogadać - odwiesiła ubranko - idziemy na obiad czy kawę ?
-Obiad brzmi świetnie.
Na drugim piętrze centrum handlowego znajdowała się fantastyczna knajpka, chyba nasza ulubiona w tej galerii. Zajęłyśmy wolny stolik, kelner podał nam menu i już po chwili złożyłyśmy zamówienie. Ann spojrzała na mnie wyczekująco, a ja westchnęłam.
-Mów o co chodzi – posłała mi uśmiech.
-Boję się.
-Czego ?
-Wszystkiego – mruknęłam spuszczając wzrok – tego, że będę mamą, tego, że znowu mam kontakt z Marco, a najbardziej tego, że coś się stanie.
-Co miałoby się stać ?
-Nie wiem – wzruszyłam ramionami – stracę dziecko, Theo będzie miał wypadek, umrę przy porodzie ...
-Przestań – skarciła mnie – nawet nie wolno Ci tak myśleć, a co dopiero mówić.
-Wiem, powinnam myśleć pozytywnie.
-I się uśmiechać – puściła mi oczko.

-Przekonałaś mnie – zachichotałam.
-To kiedy zamierzasz szykować wyprawkę dla dziecka ?
-W ostatniej chwili, jak będę pewna, że wszystko jest w porządku.
-Em to jest strasznie głupie.
-Może – mruknęłam – nie ważne.
-Ok, widzę, że chcesz zmienić temat.
-Bardzo chce – posłałam jej uśmiech.
Kelner podszedł do naszego stolika i podał nam wcześniej zamówione napoje, a odchodząc poinformował nas, że posiłki dostaniemy za kwadrans. Dobrze, zgłodniałam.
-Theo nie mówi nic o oświadczynach ?
-Nie – zaśmiałam się – zresztą jakby chciał się oświadczyć to nie pisnąłby o tym ani słówka.
-Rozumiem.
-W końcu postanowiliśmy urządzić parapetówkę.
-Kiedy ?
-W piątek o 19. Wpadniecie ?
-Pewnie, że tak. Dużo osób będzie ?
-Raczej nie. Jacyś znajomi Theo z pracy, Annie, Wy no i może Melanie i Yvonne.
-Hmm ... a zamierzasz zaprosić Marco ?
-A podasz mi jego numer ? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie na co blondynka uśmiechnęła się szeroko.
-Daj swój telefon – wyciągnęła w moją stronę dłoń.
-Proszę – podałam jej.
Chwilę coś wciskała, zapisywała, aż w końcu oddała mi mojego iPhone.
-Jak go wpisałaś ?
-Zobaczysz – uśmiechnęła się przebiegle.
-Ann ... zaczynam się Ciebie bać. 
-Prawidłowo mała.
-Dobra pal licho jak go wpisałaś. Mam nadzieje, że dałaś mi dobry numer.
-W to nie musisz wątpić, ale jak chcesz to sprawdź.
-Później – poczułam jak się rumienie – zrobię to jak uwolnię się od Twojego spojrzenia.
-Przy ... – przerwała, bo w tym momencie kelner podał nam nasze dania – dziękujemy.
-Smacznego – ukłonił się i odszedł.
-Dokończ – poprosiłam.
-Przy nim też się tak rumienisz ?
-Nie – odpowiedziałam szybko, za szybko.
-Mam Cię – zaśmiała się wesoło.
-Zmieńmy temat.
-Emily myślisz, że Theo wie ? – spytała poważnie.
-O czym wie ?
-O tym, że ciągle kochasz Marco – szepnęła pochylając się nad stołem.
-Ann ! – warknęłam.
-No co ?
-Nie kocham go – wysyczałam przez zaciśnięte zęby. 
-Obie dobrze wiemy, że kłamiesz – odparła spokojnie – już o tym gadałyśmy.
-Przestań proszę – jęknęłam – to jest już przeszłość.
-Wiem, ale ...
-Ale co ? – spytałam płaczliwym tonem – on ma dziewczynę, a ja mam chłopaka. Będę matką ! Rozstaliśmy się i już nigdy nie będziemy razem. Tak, nadal go kocham i dobrze o tym wiesz, myślę o nim za często, ale to nic nie zmienia.
-Przepraszam, że zaczęłam ten temat.
-Nie przepraszaj – uśmiechnęłam się blado.
Dokończyliśmy w spokoju obiad, uregulowałyśmy rachunek i wyszłyśmy z knajpki. Nie chciało nam się już chodzić po sklepach, więc zjechałyśmy na parking podziemny.
-Ja tam – wskazałam w jedną stronę.
-A ja tam – ze śmiechem wskazała w totalnie przeciwną stronę.
-No to do zobaczenia – przytuliłam się – zdzwonimy się ?
-Jasne- objęła mnie – trzymaj się i nie myśl za dużo.
-Słowo harcerza – ruszyłam w stronę auta.
-Nigdy nie byłaś harcerzem ! – zawołała za mną.
Jednym przyciskiem na kluczyku otworzyłam bagażnik, wrzuciłam tam swoje zakupy i zadowolona usiadłam na miejscu kierowcy. Chciałam zadzwonić do Marco, ale w ostatniej chwili się powstrzymałam i wykręciłam numer do prawnika.
-Cześć skarbie. Coś się stało ?
-Właśnie wracam do domu.
-To świetnie, czekam na Ciebie.
-Cieszę się – mimowolnie na mojej twarzy zagościł uśmiech – będę za chwilę.
-Uważaj na siebie.
-Oczywiście – zachichotałam rozłączając się.
Ruszyłam w stronę domu, mijałam po drodze znajome miejsca, ale nie robiły już na mnie wrażenia. Po prostu się na nich nie skupiałam. Wjechałam na parking podziemny apartamentowca, w którym mieszkam, zaparkowałam na odpowiednim miejscu i wysiadłam. Kilka minut później byłam już na górze.
-Jestem ! – zawołałam odstawiając zakupy na ziemi.
-Cześć – pocałował mnie w czoło – chcesz herbatę ?
-A robisz ? – uniosłam pytająco jedną brew. 
-Tak – zaśmiał się.
-W takim razie poproszę. Zaraz przyjdę, tylko zaniosę rzeczy na górę.
-Pomóc Ci ?
-Nie – machnęłam ręką – to jest lekkie.
Zaniosłam wszystko do garderoby, zdjęłam tam buty i odstawiłam je na półkę. Wychodząc z garderoby usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości. Wyjęłam z kieszeni telefon, przesunęłam palcem po ekranie i odczytałam wiadomość od panny Brommel.

„Dzwoniłaś już ?”
Zaśmiałam się wystukując odpowiedź.
„Jeszcze nie”
„Jak to ?”
„Normalnie”
„Zadzwoń natychmiast !”
„No stress babe!”
„Emily Brown!”
“To Ja ;)”
“Ugh ! Uparta jak osioł”
„Zadzwonię, nie denerwuj się”
“Okej, daj znać jak poszło”
Nic już nie odpisałam, tylko schowałam telefon z powrotem do kieszeni i zbiegłam na dół. Usiadłam na kanapie, położyłam nogi na stoliku do kawy, a za chwilę dostałam do ręki kubek z jeszcze gorącą herbatą.
-Dziękuję – uśmiechnęłam się.
-Zaprosiłaś już Ann na naszą parapetówkę ?
-Tak, obiecała, że się pojawią.
-Świetnie – klapnął obok mnie.
-Będziesz miał coś przeciwko jak zaproszę też Marco ?
-Nie – pocałował mnie w czoło – zaproś kogo chcesz.
-Mam ochotę na sushi – jęknęłam – ale nie powinnam.
-Na pewno znajdzie się jakiś zestaw, który możesz jeść. Zamówimy na kolacje, co Ty na to ?
-Bardzo chętnie – położyłam głowę na jego ramieniu – kocham Cię.
-Ja też Cię kocham skarbie.
Przez ponad dwie godziny siedzieliśmy razem w salonie i rozmawialiśmy. Było bardzo przyjemnie. Lubię takie nasze chwilę.
-Cholera – spojrzał na zegarek.
-Co się stało ? – spojrzałam na niego zaniepokojona.
-Zapomniałem, że miałem się spotkać z Tomem.
-To leć –klepnęłam go w udo.
-Może odwołam i zostanę z Tobą ?
-Ja dam sobie radę, a Ty leć. W końcu chyba masz też odebrać od niego jakieś dokumenty, tak ?
-Yhmm – westchnął.
-No to idź, na pewno nic mi nie będzie.
-Jakby co to dzwoń – pocałował mnie i wstał z kanapy.
-Dobrze – zaśmiałam się.
-Paa !
-Cześć ! – usłyszałam trzaśnięcie drzwiami.
Westchnęłam cicho i sięgnęłam po już grudniowy numer magazynu ELLE. Przerzucałam kolejne kartki nie skupiając się na tym co czytam bądź oglądam. Cholera. W końcu nie wytrzymałam i sięgnęłam po telefon. Weszłam w kontakty i wpisałam „Marco”, jednak nic mi nie wyskoczyło. Spróbowałam „Reus”, ale też nic nie było. Ugh. Ann co Ty wymyśliłaś ?! Przeglądałam po kolei, każdą literkę, aż w końcu przy literce Y zwróciłam uwagę na jeden kontakt. „Yummy” ... ja na pewno czegoś takiego nie wpisywałam. Aby się upewnić wystukałam wiadomość do modelki.
„Yummy ?”
„Brawo ! Dzwoń ...”
„Nienawidzę Cię”
Kliknęłam zieloną słuchawkę i czekałam. Pierwszy sygnał, drugi, trzeci i ...
-Halo ? – usłyszałam jego głos. 
-Marco ? – pisnęłam – cześć tu Emily. 
-Hej – zaśmiał się.
-Masz chwilę ?
-Jasne, co tam ?
-Bo ... bo ... no bo ... – jąkałam się.
-Boisz się mnie ? – spytał rozbawiony.
-Nie – westchnęłam – przepraszam.
-Powiedz o co chodzi – zachęcił.
-Robimy w najbliższy piątek parapetówkę i pomyślałam, że może masz ochotę wpaść – powiedziałam prawie na jednym wdechu – ze swoją dziewczyną oczywiście.
-O której ?
-19.
-Zobaczę czy się wyrobimy, bo jesteśmy umówieni z mamą Caro.
-Pewnie – próbowałam zamaskować rozżalenie w głosie.
-Obiecuję, że się postaramy.
-Super – uśmiechnęłam się – pamiętasz adres ?
-Tak – zaśmiał się – mam nadzieje do zobaczenia.
-Ja też.
Rozłączył się, a ja rzuciłam telefon na drugi koniec kanapy. Tak bardzo bym chciała, żeby się pojawił. Jejku o czym ja w ogóle myślę ?!

piątek, 5 sierpnia 2016

5.

[Emily] 
Zdążyłam otworzyć oczy i poczułam, że jest mi nie dobrze. Myślałam, że to chwilowe, ale jak podniosłam się z łóżka to było jeszcze gorzej. Dosłownie kilkanaście sekund później zamknęłam się w łazience, gdzie zwróciłam wszystko co zjadłam wczoraj. Dosłownie wszystko. Ugh. Czym ja się tak mogłam zatruć ?! Cholera nie jest dobrze. Umyłam twarz, opłukałam usta i wyszłam z pomieszczenia. Zeszłam do kuchni no i znowu. Znowu byłam ostatnia. Super.
-Przepraszam – jęknęłam zajmując swoje stałe miejsce – od jutra przysięgam, że będę robiła śniadania.
-Daj spokój – Ann machnęła ręką – to czysta przyjemność Was obsługiwać
-Przyjechałaś tu odpoczywać.
-Ty też – odbiła piłeczkę – kawy ?
-Poproszę.
Dziewczyna nalała mi do kubka jeszcze parującej kawy, ale jak tylko kubek znalazł się w moich rękach to cały miły nastrój prysł jak bańka mydlana. Ostry zapach kawy wypełnił moje nozdrza i mimo niezjedzonego śniadania zebrało mi się na wymioty. Gwałtownie wstając od stołu przewróciłam krzesło i pobiegłam do łazienki. Wszystko działo się tak szybko, że nawet nie zamknęłam drzwi. Po prostu ukucnęłam przy toalecie i zaczęłam zwracać treść żołądka. Chociaż myślałam, że nic już tam nie ma. Nagle obok mnie znalazła się Ann, która przytrzymała moje włosy.
-Idź stąd. To obrzydliwe – próbowałam ją odepchnąć.
-Daj spokój- wyczułam, że przewraca oczami – nie pierwszy raz widzę Cię w takiej sytuacji, a po za tym jesteś moją przyjaciółką.
Kilka minut później nareszcie jest po wszystkim. Spuściłam wodę i usiadłam opierając się o ścianę, a modelka podała mi ręcznik papierowy.
-Jest już ok ?
-Tak, dziękuje.
-Zrobię Ci herbatę.
-Świetny pomysł – uśmiecham się blado.
-Jakby co to wołaj.
Panna Brommel wyszła z pomieszczenia, a ja wstałam z ziemi i wzięłam do ręki szczoteczkę. Chyba nieużywana. Nałożyłam na nią trochę pasty i zaczęłam szorować zęby. Nienawidzę wymiotować. To strasznie obrzydliwe.
-Jasne nie krępuj się i użyj mojej szczoteczki – usłyszałam śmiech Marco
-Jezu przepraszam – czułam jak cała twarz zmienia kolor na czerwony – wyglądała na nieużywaną, a nie chciało mi się iść na górę po moją i ...
-Żartowałem – przerwał mi – była nieużywana.
-Uff – uśmiechnęłam się.
-Kiedyś używałaś mojej szczoteczki.
-Kiedyś – mruknęłam odkładając ją na miejsce.
-Dobrze się czujesz ?
-W miarę – wzruszyłam ramionami.
-Jak chcesz to mogę Cię zawieźć do jakiegoś lekarza.
-Nic mi nie będzie.
-Gdyby jednak to możesz walić jak w dym.
-Dziękuje – minęłam go, a potem odwróciłam się do niego – to wiele dla mnie znaczy.
-To nic takiego – uśmiechnął się – stać mnie na zrobienie wielu innych rzeczy.
-Nie wątpię.
Wróciłam do jadalni, gdzie na stole stała już tylko moja herbata. Ups. Mam nadzieje, że zdążyli zjeść śniadanie.
-Ja sobie chyba dzisiaj odpuszczę, ale Wy bawcie się dobrze.
-Jesteś pewna Em ? – spytał Gotze.
-Oczywiście.
-W porządku.
-A jakby co to Marco też zostaje – kątem oka zerknęłam na blondyna – nic mi nie będzie.
-Zajmę się nią – posłał uśmiech Ann, która patrzyła na niego dziwnie.
-Dobrze, niech Wam będzie – westchnęła – pójdziemy się szykować.
-Okej.
Zostałam sama w salonie, bo mój były narzeczony przeszedł do salonu, a para poszła na górę szykować się na stok. Dopiłam herbatę, wstawiłam kubek do zmywarki i również przeszłam do salonu. Ułożyłam się wygodnie na fotelu naprzeciwko Marco, a on na mnie spojrzał.
-Co tam ?
-Dobrze, a tam ?
-Też – zaśmiał się.
-No to co będziemy robili ?
-A na co masz ochotę ?
-Sama nie wiem – spojrzałam na niego, a potem na kominek – może coś poczytam.
-No i dobrze, odpocznij.
-Po to tu jestem.
-Nawet krótki wyjazd potrafi zdziałać cuda.
-To prawda.
Modelka zbiegła po schodach i stanęła obok mnie. Podniosłam na nią wzrok, a on uśmiechnęła się wesoło.
-Jestem genialna.
-Tak ? – uniosłam pytająco jedną brew.
-Yhmm.
-Mów na co wpadłaś.
-Masz mdłości, reagujesz na zapachy ... co to oznacza ?
-Że się zatrułam ?
-Dziecko Em dziecko.
-Myślisz, że jestem w ciąży ?
-Tak ! – zawołała.
-Oszalałaś – wybuchłam śmiechem.
-Staram się Ci pomóc.
-To niemożliwe, ale dziękuje.
-Jak chcesz – pocałowała mnie w policzek – lecimy.
-Bawcie się dobrze !
-Wy też ! – zachichotała, a ja przewróciłam oczami.
Kilka minut później usłyszeliśmy dźwięk zamykanych drzwi. Wyjęłam telefon z kieszeni i weszłam w kalendarz. To co powiedziała moja przyjaciółka strasznie mnie rozbawiło. Wariatka. Zaczęłam przeglądać swój terminarz i nagle zrobiło mi się słabo. O cholera. Tylko nie to.
-Emily strasznie zbladłaś – Reus położył mi dłoń na ramieniu.
-Nic mi nie jest – podniosłam się z fotela – muszę się przewietrzyć.
-Pójdę z Tobą.
-Nie, nie. Dam radę – ruszyłam w stronę schodów – najpierw się ubiorę.
-Jasne – westchnął.
Poszłam na górę, stanęłam przed szafą i zastanawiałam się w co mam się ubrać. W końcu wyciągnęłam bieliznę, czarne spodnie i czarną koszulkę z długim rękawem. Zabrałam wszystko do łazienki, zamknęłam za sobą drzwi i rozebrałam się. Weszłam pod prysznic, odkręciłam wodę i nie tracąc czasu na duperele szybko się umyłam, a następnie wyszłam z kabiny. Wytarłam się, założyłam bieliznę i zaczęłam suszyć włosy. Kilkanaście minut później, gdy były już suche to je rozczesałam i dokończyłam się ubierać. Nie chciało mi się malować, ale chyba niestety nie miałam wyjścia. Ograniczyłam się do tuszu do rzęs. Niestety. Wróciłam do sypialni, wzięłam z szafy ciemnoszary płaszcz oversize, bordowe New Balance i czarną torbę. Schodziłam akurat ze schodów jak usłyszałam przez przypadek rozmowę Marco. Nie powinnam podsłuchiwać, ale kurde samo wyszło.
-Tak kochanie wszystko jest w porządku.
-...
-No to możesz przylecieć do nas. Mam Ci zarezerwować lot ?
-...
-Jesteś pewna ?
-...
-No dobrze.
-...
-Ja też za Tobą tęsknie.
-...
-Pozdrowię ich – zaśmiał się.
Wyczułam, że ich rozmowa zmierza do końca, więc zbiegłam jak gdyby nigdy nic na dół i nie patrząc na piłkarza ruszyłam w stronę wyjścia. Co prawda nie wiedziałam, gdzie mam iść, ale od czego jest telefon i mapa, prawda ? Dosłownie po kilkudziesięciu minutach byłam już w aptece. Wzięłam głęboki wdech i weszłam do środka. Bogu dzięki za brak kolejki.
-Dzień dobry – uśmiechnęła się do mnie starsza pani – w czym mogę pomóc ?
-Dzień dobry, poproszę test ciążowy.
-Jaki ?
-Obojętnie. Pierwszy lepszy.
-Oczywiście – odeszła w stronę jakiejś szuflady.
-Albo najlepszy ! – zawołałam za nią, a ona posłała mi uśmiech.
Po chwili kobieta położyła na ladzie pudełko, a ja włożyłam je do torebki i zapłaciłam.
-Proszę się nie martwić. Będzie dobrze.
-Dziękuje – uśmiechnęłam się blado i wyszłam z apteki.
Próbowałam być spokojna, nie stresować się, ale coś mi nie wychodziło. Byłam roztrzęsiona jak nigdy w życiu. Cholera. Do domu Marco weszłam trzaskając głośno drzwiami. Zdjęłam buty, odwiesiłam płaszcz, a torbę rzuciłam gdzieś na podłogę. Wyjęłam z niej jedynie kupione niedawno pudełeczko. Nie zwracając uwagi na to, gdzie jest mój były narzeczony zamknęłam się w łazience. Zrobiłam test ciążowy i czekałam na wynik. Najgorsze i zdecydowanie najdłuższe dziesięć minut mojego życia. Spojrzałam na patyczek i widząc dwie, czerwone kreseczki omal nie umarłam. Tylko nie to. Nie teraz. Błagam.
-Em ! – blondyn zapukał do drzwi – zrobiłem zapiekankę, zjesz ?
-Tak, już idę.
-Czekam w kuchni.
-Okej !
Umyłam ręce, poprawiłam fryzurę i wyszłam z pomieszczenia. Udawałam, że wszystko jest w porządku i poszłam do kuchni. Marco krzątał się po kuchni, a po chwili postawił na stole dwa talerze, a na środku naczynie żaroodporne z zapiekanką w środku.
-Obiecałem, że się Tobą zajmę.
-Dziękuje.
-Jak się czujesz ?
-Już lepiej.
-To dobrze – uśmiechnął się.
-Słyszałam, że rozmawiałeś ze swoją dziewczyną.
-Tak, dzwoniła i pytała co u nas.
-Czemu jej tu nie ma ?
-Długa historia.
-Mamy czas.
-Opowiem Ci innym razem Emily.
-W porządku – odpuściłam – nie chce się wtrącać.
-Dużo Ci nałożyć ?
-Nie nie – zaśmiałam się.
-Może jednak ?
-Aż tak nie jestem głodna – podałam mu swój talerz.
-Dobra dobra – puścił mi oczko.
Zjedliśmy lunch w naprawdę miłej atmosferze, ale zaraz potem zmyłam się na górę. Chodziłam w kółko po swojej sypialni i nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Jezu. Jestem w ciąży. Będę miała dziecko. Będziemy mieli. Muszę powiedzieć Theo. Nawet nie wiem kiedy usiadłam na ziemi opierając się plecami o łóżko i zaczęłam płakać. I nagle bez pukania Reus wszedł do środka. Cholera. Nienawidzę go. Co za typ.
-Hej nie płacz – usiadł obok mnie.
-Do drzwi się puka Marco.
-Przepraszam.
-Jestem w ciąży – wybuchłam płaczem przytulając się do niego.
-Wiem – objął mnie.
-Skąd wiesz ? – podniosłam na niego wzrok.
-Zostawiłaś w łazience – położył obok mnie mój test ciążowy.
-No tak – westchnęłam.
-To nie jest powód do płaczu.
-Nie wiem czy sobie poradzę.
-Oczywiście, że sobie poradzisz – uśmiechnął się.
-Tak myślisz ?
-Będziesz wspaniałą mamą Em – pogładził mnie po policzku – zawsze tak uważałem.
-Boję się – szepnęłam patrząc mu w oczy.
-To przestań – puścił mi oczko.
-Dla Ciebie to wszystko jest takie proste, co ? – odsunęłam się od niego.
-A Ty wszystko chcesz komplikować ?
-Nic nie komplikuje – zaśmiałam się – po prostu myślę racjonalnie.
-Czasu nie cofniesz, więc nie ma co się martwić. Jesteś w ciąży, będziesz najlepszą mamą na świecie i będziesz szczęśliwa. Zobaczysz.
-Chciałabym, żebyś miał racje.
-Ja też – westchnął.
-A Ty Marco jesteś szczęśliwy ?
-Ja ?
-Ty Ty.
-Chyba tak – wzruszył ramionami.
-Chyba ?
-Wydaje mi się, że jestem szczęśliwy, ale jakby się głębiej nad tym zastanowić to nie jestem pewien.
-Ważne, że ją kochasz.
-Nie chodzi tylko o Caroline.
-Nie ? – zdziwiłam się.
-Czas ucieka mi przez palce, dzień za dniem. Nie jestem już najmłodszy i chyba czas w końcu się ustatkować. Tylko, że ja nie jestem pewny tego wszystkiego.
-A może nie jesteś gotowy ?
-Może.
-Będzie dobrze – położyłam mu dłoń na ramieniu – zobaczysz.
-Ty w to uwierzyłaś, tak ?
-Trzy lata temu w to uwierzyłam i teraz też w to wierzę.
-Dlaczego Londyn ?
-Nie wiem.
-Jak możesz nie wiedzieć ?
-Bałam się, że znajdziesz mnie na tym cholernym lotnisku i będę musiała z Tobą porozmawiać. No to ze spakowaną walizką kupiłam bilet na pierwszy lepszy lot i stanęło na Londyn.
-Nie myślałem wtedy, że wyjedziesz. Byłem u nas w mieszkaniu, u Twoich rodziców, we wszystkich naszych miejscach. Spóźniłem się.
-Może gdybym została to wszystko potoczyłoby się jakoś inaczej.
-Pewnie tak.
-Przepraszam.
-To ja powinienem Cię przepraszać. Miałaś racje, wszystko spieprzyłem.
-Może zamkniemy to, co ?
-To chyba dobry pomysł. Już wszystko stracone – mruknął – będziesz matką czyli pewnie niedługo też żoną.
-Przestań – szturchnęłam go – nie mówmy o ślubie.
-Naszym czy Twoim ? – uniósł pytająco jedną brew.
-Marco !
-Przynajmniej już nie płaczesz.
-Zawsze potrafiłeś mnie pocieszyć.
-To wszystko, dlatego, że Cię znam.
-Już od tylu lat – pokręciłam z niedowierzaniem głową.
-Od razu wpadłaś mi w oko.
-Kłamca ! - zawołałam śmiejąc się.
-Chciałabyś !
-Od początku mnie olewałeś Ty dupku, a ja musiałam za Tobą latać !
-No i w końcu mnie dopadłaś.
-Taki miałam właśnie plan.
-Zawsze uważałem Cię za kumpla, ale cholera w liceum wydoroślałaś. Na początku Cię nie poznałem, a potem ktoś zawołał „Emily” i się odwróciłaś. Machnęłaś włosami, uśmiechnęłaś się tak jak to tylko Ty potrafisz, a ja całkowicie wpadłem.
-W wakacje się zmieniłam – zamyśliłam się – a nie mieliśmy okazji się spotkać.
-Byłem głupi.
-Nie, nie byłeś.
-Ale wiesz nie żałuje.
-Nie ?
-Gdybym się z Tobą widział co kilka dni to bym nie miał takiej niespodzianki. Może bym się nie zakochał.
-Jasne – zachichotałam.
-Cholernie się wtedy zmieniłaś.
-Schudłam, urosłam, a reszta to tylko poprawki.
-Serio ? – spuścił wzrok z mojej twarzy – poprawki ?
-Idiota ! – popchnęłam go do tyłu.
-Chciałem się upewnić.
-Nie upewniałeś się już dawno temu ?
-Może – zaśmiał się.
-Kobiety szybko się zmieniają. Z dnia na dzień.
-Muszę przyznać Ci racje.
-Magia dwóch starszych sióstr ?
-Dokładnie.
-Muszę Ci coś powiedzieć.
-Co takiego ?
-Ja przez te trzy lata od czasu do czasu kontaktowałam się z Melanie i Yvonne.
-Słucham ?!
-Wiesz, że zawsze miałyśmy dobre kontakty.
-Nie mogę w to uwierzyć – podniósł się i podszedł do okna.
-Nie gniewaj się na nie.
-Przez trzy lata własne siostry mnie okłamywały !
-Jeżeli będziesz myślał tym torem to Ann, Mario, Annie i wszyscy inni Cię okłamywali Marco ! - warknęłam – wiem, że kontaktowałeś się z moją rodziną, a tym bardziej wiem, że kontaktowałeś się z Mario i Ann. W końcu to Twój najlepszy przyjaciel i jego narzeczona. Marco musisz to zrozumieć.
-Moje siostry to zupełnie inna sprawa. Twoja była fair wobec Ciebie to moje powinny być fair wobec mnie. Teraz wychodzi na to, że wszyscy stanęli po Twojej stronie, a mnie okłamywali.
-Wiesz, że to nie prawda – westchnęłam ciężko – wszyscy byli tak samo po mojej stronie jak i po Twojej.
-Moi rodzice uważali, że to moja wina. Moja wina, że Cię straciłem, moja wina, że wyjechałeś, to wszystko moja wina.
-A moja mama mimo, że była po mojej stronie chciała, żebym się z Tobą skontaktowała Marco – wstałam i podeszłam do niego – byliśmy razem tak długo, że weszliśmy do swoich rodzin jeszcze przed ślubem, więc nasze rozstanie dla wszystkich było szokiem.
-Zazdroszczę Theo – spojrzał na mnie przez ramie.
-Proszę Cię – spojrzałam na swoje dłonie.
-Kochasz go ?
-Tak.
-A czy b ...
-Nie pytaj o to Marco – podniosłam wzrok na niego.
-Skąd wiesz o co chce zapytać ?
-Nie zapominaj, że ja też dobrze Cię znam – uśmiechnęłam się.
Blondyn zaśmiał się tylko głośno, a potem odwrócił się w moją stronę. Pocałował mnie w policzek tak delikatnie jakby płatek śniegu musnął moją skórę i wyszedł. Po prostu bez zbędnych słów. Porozmawialiśmy, powspominaliśmy i koniec. Tak już bywa. A przynajmniej tak myślałam. Bo po chwili wrócił z miską popcornu i laptopem. Uśmiechnęłam się tylko i ułożyłam nam poduszki i koc na podłodze, bo przecież nie położę się z nim na łóżku. Nie wypada, prawda ?

*****


Po pierwsze przepraszam, że tak krótko ! Jestem okropna ... wiem ;( 
Po drugie bardzo Wam dziękuję za te miłe komentarze pod poprzednim rozdziałem ! Jesteście kochane <3
Po trzecie ... możecie się wściekać (może w komentarzach ?) za to co zrobiłam w rozdziale powyżej, ale nie bijcie mnie ! To dopiero początek tego bloga ... 

Następny oczywiście za tydzień. 
Buziaki