piątek, 15 lipca 2016

2.

[Emily]
Mimo wczesnej godziny i ujemnej temperatury na zewnątrz wyszłam biegać. Musiałam ochłonąć po wczorajszym wieczorze. Starałam się skupić na krokach, oddechu i kolejnych przebytych kilometrach, ale wciąż wracałam do wydarzeń z poprzedniego wieczora. Cholera. Dość. Było minęło. Jedna z aplikacji na moim telefonie oznajmiła mi, że przebiegłam już 7 kilometrów. Zatrzymałam się przy najbliższej ławce i odetchnęłam z ulgą. Zamknęłam na chwilę oczy i od razu tego pożałowałam.
**retrospekcja** 
-Emily – szepnął.
-Marco – powiedziałam tak cicho, że nie wiem czy mnie usłyszał.
-Co Ty tu robisz ?
-Ja … eee … - rozglądałam się za dziewczynami, które gdzieś zniknęły – wróciłam.
-Gdzie się podziewałaś ?
-Muszę iść – chciałam go minąć.
-Poczekaj – złapał mnie za rękę.
Spojrzałam w jego piękne oczy, które kiedyś tak kochałam i, które kiedyś patrzyły na mnie z ogromną miłością. Teraz to gdzieś zniknęło. Wyrwałam mu się i szybkim krokiem udałam się do łazienki, w której się zamknęłam. Zadzwoniłam po taksówkę, obmyłam twarz zimną wodą starając się nie rozmazać makijażu i spojrzałam na swoje odbicie. Pierwszy dzień w Dortmundzie i od razu takie atrakcje. Upewniłam się, że jestem w stanie stawić czoła Marco, a następnie wyszłam z pomieszczenia. Rozejrzałam się powoli i zobaczyłam, że Ann i Mario rozmawiają o czymś na osobności. Zapewne o nas. Pewnym krokiem podeszłam do nich i uśmiechnęłam się sztucznie.
-Będę się już zbierać. Zdzwonimy się.
-Hmm ... jasne – westchnęła blondynka.
-Em jakie masz plany na najbliższe dni ?
-Nie mam planów.
-No to jedź z nami do Ga-Pa.
-Po co ?.
-Odpocząć.
-No nie wiem – jęknęłam.
-Kiedy ostatni raz gdzieś byłaś ?
-W maju.
-No widzisz.
-Będzie fajnie – uśmiechnął się szatyn.
-Okej – poddałam się – kiedy wyjeżdżamy ?
-Jutro po południu.
-W porządku.
-Zdążysz się spakować ?
-Jasne.
-To rano się jeszcze zgadamy.
-Okej – pocałowałam oboje w policzek – dobrej nocy !
-Trzymaj się Emily !
Minęłam wszystkich uważając, żeby nie wpaść na swojego byłego narzeczonego, ubrałam się w przedpokoju i wyszłam z domu przyjaciół. O dziwo przed domem nie czekała na mnie taksówka. Co jest ?! Wyjęłam telefon z kieszeni i z powrotem wykręciłam numer.
-Dzień dobry, ja zamawiałam taksówkę na nazwisko Brown. Emily Brown.
-Zgadza się.
-Tylko, że nigdzie jej nie ma.
-Kierowca czekał, ale pani nie było, więc odjechał.
-Świetnie – mruknęłam.
-Chce pani kolejną taksówkę ?
-Nie dziękuje – rozłączyłam się.
Zdenerwowana wrzuciłam telefon do torebki i jęknęłam głośno. Teraz będę wracać autobusem.
-Ja Cię podwiozę – usłyszałam za sobą lekko zachrypnięty głos.
-Dam sobie radę.
-Nie wygłupiaj się Emily.
-Marco ja naprawdę nie potrzebuje Twojej pomocy.
-Chcesz wracać o tej porze sama do domu ?
-Tak.
-Wsiadaj – otworzył przede mną drzwi do czarnego, sportowego auta – bo inaczej sam Cię wsadzę.
Przewróciłam tylko oczami, ale posłusznie wsiadłam. To tylko podwózka, nic takiego. Tak sobie wmawiaj Emily, tak sobie wmawiaj. Podałam blondynowi adres i to byłoby na tyle jeżeli chodzi o naszą konwersacje. Widocznie po tylu latach żadne z nas już nie chce nic mówić. Może to i lepiej.
-Jesteśmy.
-Dziękuje za podwiezienie – wysiadłam szybko.
Prawie biegiem dotarłam do drzwi, otworzyłam je i nie czekając na windę wbiegłam po schodach na czwarte piętro. Drżącymi rękami otworzyłam drzwi od mieszkania i odetchnęłam dopiero jak usiadłam na małej kanapie w przedpokoju.

**koniec retrospekcji**

Nawet nie pamiętam jak znalazłam się w mieszkaniu. Mechanicznie wzięłam prysznic, ogarnęłam włosy i make-up, a potem się ubrałam. Czarne skórzane spodnie i czarna bluzka z długim rękawem idealnie komponowały się z brązowym płaszczykiem i czarnymi balerinkami, które miały złote czubki. Wybrałam do tego jedną z moich ulubionych czarnych, dużych toreb, czarną czapkę i okulary przeciwsłoneczne. Idealnie na dzisiejszą pogodę, która na szczęście zapowiadała się wspaniale. Uff. Spojrzałam na zegarek i stwierdziłam, że moja mama na pewno już wstała. To dobrze. Wybrałam jej numer szybko wrzucając do torby wszystkie potrzebne rzeczy i idąc na dół.
-Witaj kochanie.
-Cześć mamuś.
-Kiedy przyjedziesz się przywitać ?
-W zasadzie zamierzam być za chwilę.
-Och, ale ja idę do pracy.
-Wiem, tylko, że ja muszę coś znaleźć w swoim dawnym pokoju.
-Nie możesz tego zrobić wieczorem ?
-Wyjeżdżam z Ann i Mario do Ga-Pa.
-No dobrze – westchnęła – poczekam na Ciebie, a potem pojadę do pracy.
-Super, dzięki – rzuciłam zadowolona – będę za kwadrans.
-W porządku.
-Do zobaczenia – rozłączyłam się.
Upewniłam się, że wszystko mam, a potem wyszłam z mieszkania. Zamknęłam je, wrzuciłam klucze do torby i zamówiłam windę. Tym razem nie chciało mi się iść schodami. Chyba przesadziłam rano z bieganiem. Coś czuje, że będę miała zakwasy. W domu rodzinnym byłam kilkanaście minut później. Mama jak tylko mnie wpuściła do środka to mocno mnie przytuliła. Och Mamusiu !
-Cieszę się, że wreszcie wróciłaś.
-Ja też – skłamałam – bardzo się cieszę.
-Zaraz się popłaczę.
-No coś Ty – zaśmiałam się – rozmaże Ci się makijaż i jak pójdziesz do pracy ?
-Masz racje – machnęła ręką – nie mogę się rozklejać.
-Za kilka dni jak wrócę i będzie już Theo to może zrobicie dla nas jakąś powitalną kolacje ?
-Z największą przyjemnością – uśmiechnęła się.
W końcu moja rodzicielka wyszła do pracy, a ja się zdjęłam buty i płaszcz i popędziłam na górę. Otworzyłam drzwi od swojej dawnej sypialni i poczułam się dziwnie. Ostatni raz byłam tu 11 czerwca 2011 roku. Nic się nie zmieniło. Podejrzewam, że mama nic tutaj nie poprzestawiała do tej pory. Te same błękitne ściany, te same białe meble, to samo duże łóżko na środku i o zgrozo te same zdjęcia w ramkach. Wszędzie ja i on. W każdej ramce. Na ścianie, na komodzie, na szafce nocnej, na biurku i nawet przypięte do lustra. Matko jacy my byliśmy zakochani. Nie chcąc gotować sobie większego horroru przeszłam do niewielkiego pomieszczenia zwanego garderobą. Żadnych ubrać. Tylko jeden duży pokrowiec, jedno pudełko na buty i kilka kartonów. Właśnie po to tutaj przyszłam. Zaczęłam od pokrowca. Biała, długa suknia. Gorset bez ramiączek wysadzany delikatnymi kryształkami, a cały dół tiulowy. Wymarzona. Idealna. Łezka zakręciła mi się w oku, ale szybko powstrzymałam się przed płakaniem. Położyłam suknie na ziemi i sięgnęłam po pudełko. Moje pierwsze w życiu i nie chodzone szpilki od Jimmy Choo. Białe na cienkiej szpilce. Och. Tak bardzo o nich marzyłam, że moja siostra mi je kupiła. Chyba je zabiorę. Westchnęłam odkładając je na bok i przysunęłam sobie karton siadając przed nim. Czy jestem w stanie się z tym zmierzyć ? Nawet po trzech latach ? Już miałam otworzyć pudełko jak mój telefon zaczął dzwonić.
-Halo ?
-Cześć skarbie.
-Cześć kochanie – mimowolnie się uśmiechnęłam. 
-No i jak tam ?
-W porządku, a u Ciebie ?
-Pakuje się – jęknął.
-Dasz radę – zachichotałam.
-Zaaklimatyzowałaś się już w mieszkaniu ?
-Powiedzmy. 
-A jak Ci się podoba ?
-Jest idealne.
-To dobrze – wyczułam, że się uśmiecha.
-Jadę dzisiaj z Ann i Mario do Ga-Pa.
-Świetnie ! Odpoczniesz sobie trochę. 
-Mam nadzieje.
-Jak się trochę ogarniemy w Dortmundzie to obiecuje, że zabiorę Cię na wakacje.
-Wystarczy mi, że będziesz blisko.
-Zawsze będę. 
-Kocham Cię – szepnęłam – i już za Tobą tęsknię.
-Ja też Cię kocham skarbie – powiedział tak czule, że aż ścisnęło mnie za serce – zobaczysz, że szybko zleci.
-Trzymam Cię za słowo.
-A co porabiasz ?
-Siedzę w garderobie.
-Układasz ciuchy ? – zaśmiał się.
-Dokładnie tak – skłamałam siląc się na śmiech – spotkałam wczoraj Marco.
-Szybko – powiedział po dłuższej chwili.
-W ogóle się tego nie spodziewałam.
-Musisz przywyknąć, że teraz będziesz go czasem widywać.
-Mam nadzieje, że bardzo rzadko.
-Tak, ja też – był szczery do bólu – kończę, bo zaraz mam spotkanie.
-No pewnie, to do usłyszenia.
-Pa Em – rozłączył się.
Rozłączyłam się i schowałam telefon do tylnej kieszeni. Spojrzałam na karton i nie zastanawiając się za wiele otworzyłam go. Wyjęłam z niego dwa albumy, kilka naszych zaproszeń ślubnych, obrączki, pierścionek zaręczynowy i jakieś inne duperele. Wystarczyło, że otworzyłam jeden album na pierwszej stronie, a łzy spłynęły po moich policzkach jak z wodospadu. Nie, to za wcześnie. Ja tak nie potrafię. Nie oglądając nic więcej wrzuciłam rzeczy do kartonu, wsunęłam go pod półkę i wyszłam z pomieszczenia. Łzy razem z tuszem płynęły już dużo wolniej, a ja miałam wrażenie, że to jakieś cholerne nieporozumienie. To, że tu w ogóle jestem w Dortmundzie, to, że spotkałam Marco i to, że jestem tutaj i przyszłam zobaczyć te rzeczy. Moje serce i moja dusza nie są na to jeszcze gotowe.
-Em jesteś tu ? – zawołała moja siostra.
-Tak ! W sypialni !
-Hej – wparowała do pokoju – co się stało ?
-Nie mogę – pokręciłam z niedowierzaniem głową – nie powinno mnie tu być.
-Cśśś – przytuliła mnie – nie płacz.
-Nie jestem jeszcze gotowa, żeby oglądać te rzeczy. 
-Przecież nikt nie każe Ci ich oglądać.
-Wczoraj go spotkałam. 
-Gdzie ?
-U Ann.
-Och – spojrzała na mnie zdziwiona.
-Annie ja nie mogę mieszkać z nim w jednym mieście.
-Emily uspokój się. Masz teraz chwilową załamkę, ale wszystko się ułoży. Zobaczysz.
-A co jak nie ?
-Ty masz Theo, on też ma dziewczynę. Wszystko jest zamknięte, tylko musisz się przyzwyczaić, że możesz go spotykać i tyle. 
-Ma dziewczynę ?
-Yhmm, już sporo czasu są razem. 
-To dobrze – wykrztusiłam. 
-Jesteś zazdrosna ?
-No co Ty – przewróciłam oczami – muszę się zbierać, bo chce się jeszcze spakować.
-Mama mi mówiła – machnęła ręką – leć, a jakby co to dzwoń.
-Okej, dzięki – pocałowałam ją w policzek – na razie !
W biegu się ubrałam i wyszłam na świeże powietrze. Już mi lepiej, przynajmniej trochę. Moja siostra ma racje. Wszystko jest zamknięte. Nas już nie ma. Wróciłam do domu tak szybko jak byłam w stanie. Od razu udałam się do garderoby, gdzie wzięłam sobie walizkę i zaczęłam się pakować. Wrzucałam raczej ciepłe rzeczy, plus oczywiście jakieś narciarskie. Potem zgarnęłam kosmetyki z łazienki i byłam gotowa. Miałam jeszcze jakąś godzinkę, bo umówiliśmy się na 14:30, więc zniosłam wszystko na dół i zrobiłam sobie szybki obiad. Akurat jak wkładałam naczynia do zmywarki to dostałam sms od mojej przyjaciółki.

„Kochana wyjeżdżamy już z domu :*”
„Okej !”
Upewniłam się, że wszystko mam, a następnie wyszłam z domu. Pod apartamentowiec podjechał czarny Range Rover. Mario wysiadł z niego i pomógł mi z walizką.
-Siadaj z przodu – uśmiechnął się.
-W porządku – zachichotałam cicho.
Otworzyłam drzwi od strony pasażera i omal nie dostałam zawału. Kurwa. On też jedzie ? Spuściłam wzrok i wsiadłam, a potem nawet na niego nie patrząc zapięłam pasy.
-Będzie cudownie – zaćwierkała za mną Ann.
-Będzie cudownie – powtórzyłam cicho. 
-Co dzisiaj robiłaś kochana ?
-Biegałam – wzruszyłam ramionami – a potem byłam u rodziców. 
-To świetnie – odparła zbyt entuzjastycznie. 
-Ann możesz mi powiedzieć czemu masz taki dobry humor ? – napadłam na nią.
-A co nie mogę ? – uśmiechnęła się, a mi zrobiło się głupio.
-Źle spałam. Przepraszam.
-Nie ma sprawy – zaśmiała się – to na pewno chodzi o kiepski sen. 
-Tak – westchnęłam. 
-Przejdzie Ci. 
-Mam nadzieje.
-Dobra my się musimy zdrzemnąć – mruknął Gotze - jakbyś miał dość prowadzenia Marco to mnie obudź.
-Ok – odchrząknął. 
-No i obudźcie nas na postoju – mruknęła panna Brommel.
-Masz to jak w banku – obiecałam.
Kilka minut później nasi przyjaciele spali już jak zabici. A mi zaczęła przeszkadzać ta krępująca cisza. Z jednej strony cieszyłam się, że nie gadamy, ale z drugiej czułam się dziwnie.
-Możesz włączyć radio ?
-Pewnie. Tylko muzyka, tak ? – spojrzał na mnie przelotnie.
Spojrzałam na niego totalnie zbita z tropu. Pamiętał ?
-Poproszę – powiedziałam po dłuższej chwili odwracając się w stronę okna
I nagle w radiu poleciała piosenka „I will survive”, którą śpiewa Gloria Gaynor. Spojrzałam na Marco, który zwolnił słysząc tekst.

“It took all the strength I had not to fall apart
Kept trying hard to mend
The pieces of my broken heart
And I spent oh so many nights
Just feeling sorry for myself
I used to cry
But now I hold my head up high
And you see me
Somebody new
I'm not that chained up little person
Still in love with you"

Nawet nie wiem kiedy wyłączyłam radio, a potem kazałam Marco zatrzymać samochód. Zdążył zatrzymać się na jakimś zjeździe, a ja wyszłam z samochodu i skierowałam się w stronę lasu. Oparłam się o najbliższe drzewo, a potem usiadłam na chwilę. Gdybym tylko wiedziała, że on też jedzie ... Tak długo o tym nie myślałam, tak długo było dobrze, a wystarczyła jego obecność, żeby wszystko wróciło do mnie ze zdwojoną siłą.
-Emily wszystko w porządku ?
-Tak.
-Płaczesz ? - ukucnął przede mną i położył mi dłonie na kolanach.
-Nie dotykaj mnie - odruchowo je odepchnęłam.
-Przepraszam - wstał wkładając ręce do kieszeni spodni.
-Już idę - otarłam łzy i podniosłam się z ziemi - jedźmy, chce być jak najszybciej na miejscu.
-Nie ma problemu - ruszył za mną w stronę auta.
-Ann albo Mario się obudzili ?
-Nie, śpią jak zabici.
-To dobrze - odetchnęłam.
-Jeżeli zrobiłem coś czym Cię uraziłem ...
-Zrobiłeś to w dniu naszego ślubu - warknęłam i wsiadłam do samochodu.
Tym razem od razu wyjęłam słuchawki z torebki, podłączyłam je do telefonu i puściłam byle jaką muzykę. Po prostu nie chciałam z nim rozmawiać, to nie jest dobry pomysł. Ten wyjazd to będzie porażka. Po jakimś czasie wjechaliśmy na autostradę i Marco docisnął pedał gazu, nigdy nie bałam się z nim jeździć, ale absolutnie nie oznacza to, że uważałam jego jazdę na bezpieczną. O co to nie ! Pędził jak szalony wymijając kolejne samochody, a niektóre z nich po prostu zjeżdżały mu z drogi. Pogoda za oknem troszkę się popsuła, bo już nie świeciło słońce, ale prószył śnieg. Wyjęłam z uszu słuchawki i spojrzałam na kierowcę.
-Jest ślisko.
-Mam zwolnić ? - zaśmiał się.
-Chociaż trochę.
-Boisz się Emily ?
-Nie, po prostu to jest niebezpieczne.
-Jestem dobrym kierowcą i doskonale o tym wiesz.
-Tak wiem - przełknęłam ślinę.
-No właśnie.
-Super - mruknęłam.
-Dlaczego płakałaś ? – spytał po chwili nie owijając w bawełnę. 
-To nie jest Twoja sprawa.
-Owszem jest.
-Nie jest ! - zaprzeczyłam.
-To czemu wspomniałaś o naszym ślubie ?
-Bo miałam taki kaprys.
-Za dobrze Cię znam.
-Wcale mnie nie znasz.
-Jesteś tego pewna ?
-Oczywiście, że tak !
-Twój ulubiony kolor to biały, uwielbiasz lato, chociaż uważasz, że na wiosnę wszystko wygląda lepiej, chciałabyś jechać na koncert Beyonce. Zawsze jak się budzisz to przed otwarciem oczu marszczysz nos, nie lubisz swoich włosów zaraz po przebudzeniu, bo uważasz, że są zbyt potargane. Jak jesteś zdenerwowana to zaciskasz usta w cienką kreseczkę a dłonie w pięści. Zawsze marzyłaś o tym, żeby pojechać do Paryża, ale tylko na weekend, bo za dużo się nasłuchałaś o tym mieście. Twoje ulubione kwiaty to czerwone róże i wszystkie kolory tulipanów. Wymarzona praca to architekt wnętrz, bo ta praca wydaje Ci się magiczna. Zamiast mówić co leży Ci na sercu wolisz to przemilczeć, bo boisz się, że Twoja szczerość zrobi komuś przykrość. Nie przepadasz za jesienią, bo jest szaro i smutno, a wtedy masz kiepski nastrój. Zawsze jak płaczesz to delikatnie się trzęsiesz tak jakby było Ci zimno. W przyszłości chcesz mieć co najmniej dwójkę dzieci i duży dom z ogródkiem. Nie lubisz kotów, ale za to uwielbiasz duże psy. Nie boisz się lekarzy, ale stresujesz się przed każdymi badaniami, bo uważasz, że zawsze może być coś nie tak z wynikami. Najważniejsza jest dla Ciebie rodzina, lepiej dogadujesz się z tatą niż z mamą, a Annie jest dla Ciebie bardziej jak przyjaciółka niż starsza siostra. Nigdy nie przepadałaś za sportem i chociaż zawsze miałaś idealną sylwetkę to biegasz. Lubisz jak przed snem masz się do kogo przytulić, bo wtedy czujesz się bezpiecznie. Jak jesteś zmartwiona to masz taki smutny i nieobecny wzrok. Mam wymieniać dalej ?
-Nie - skuliłam się tak, żeby na niego nie patrzeć.
-Zgłodniałem, robimy postój ? – płynnie zmienił temat.
-Jeżeli chcesz.
Kilkanaście minut później zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej. Miałam ochotę kolejny raz się rozpłakać, ale ile można ?
-Ann, Mario ! Postój !
-Och - modelka ziewnęła - muszę rozprostować nogi.
-Ja też kochanie - powiedział jej ukochany.
-Chcesz coś do zjedzenia ? - Reus spojrzał na mnie.
-Nie, dziękuje. 
-Może jednak ?
-Nie jestem głodna – warknęłam. 
-Okej – wysiadł z auta.
Zostałam sama i szczerze mówiąc odetchnęłam z ulgą. Przesiadłam się do tyłu, okryłam małym kocykiem, która wzięła ze sobą Ann, a za chwilę odpłynęłam.

3 komentarze:

  1. Więc doszło do rozmowy Marco i Emily oby wszystko się wyjaśniło :) Czekam na kolejny dasz rady Ps. Świetny rozdział :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Zuziu...:))
    Uroczyście oświadczam, iż nie lubię Emily. Jest niemiła dla Marco. A Marco jest zbyt fajnym facetem, żeby być dla niego niemiłym, więc niech się lepiej ogarnie. Bo stracisz czytelniczkę! Niech się przynajmniej kochają. Taki ot wymóg. (kochają się zapewne i teraz, ale to już temat 3-ki..)
    Tyle w temacie 2, wiec lecę pod 3:)
    Bajoo ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurcze, myślę, że Emily rzeczywiście nie jest gotowa na takie "wpadanie" na Marco. Podobała mi się ta scena w garderobie z suknią ślubną.
    Jestem pewna, że Mario i Ann chcieli dobrze... jednak nie pojmuję dlaczego zwalili taki grom na Emily bez najmniejszego uprzedzenia. Nawet sobie nie wyobrażam jak niezręcznie musiało być.
    Jestem ciekawa co się wydarzy na tych mini wakacjach, dlatego lecę dalej ;)

    OdpowiedzUsuń