[Emily]
Promienie listopadowego, słońca wyrwały mnie ze snu. Przetarłam oczy i spojrzałam z niedowierzaniem za okno. Chyba muszę zapytać Marco o żaluzje. Spojrzałam na zegarek i ku mojemu zdziwieniu było po 8. Szybko wyskoczyłam z łóżka, wyjęłam z walizki gruby kardigan i zeszłam na dół. Przy stole siedzieli piłkarze, a Ann szykowała coś do jedzenia. No ładnie Emily.-Dzień dobry – uśmiechnęłam się.
-Dzień dobry, głodna ?
-Troszkę.
-Siadaj, zaraz będzie jajecznika.
-Super, dzięki.
-Chcesz kawę ?
-Poproszę.
-Już się robi.
-Może w czymś Ci pomogę ?
-Nie martw się, świetnie sobie radzę.
-Widzę, widzę.
Usiadłam wygodnie obok Marco i spojrzałam na Mario, który siedział naprzeciwko mnie. Chyba chciał mi coś powiedzieć za pomocą swoich oczu, ale ja nie za bardzo wiedziałam co on chce mi przekazać. O jeny. W końcu wybuchłam śmiechem, a on zaraz za mną.
-Nic nie rozumiem.
-Nie ważne – machnął ręką.
-Jak Wam się spało ? – spytałam.
-Wspaniale – uśmiechnął się Gotze.
-Nie najgorzej – Reus wzruszył ramionami.
-A właśnie Marco – odwróciłam się w jego stronę.
-Tak Emily ? – spojrzał mi w oczy, a mnie przeszedł dreszcz.
-Czy w tych oknach są jakieś żaluzje ?
-Yhmm.
-Całe szczęście – bezwiednie położyłam mu dłoń na ramieniu – a możesz mi powiedzieć jak mam je zaciągnąć ?
-Masz taki włącznik jak do światła. Do dołu opuszczasz, a do góry podnosisz.
-Dziękuje – uśmiechnęłam się promiennie i po chwili zorientowałam się, że moja ręka dalej spoczywa na jego ramieniu, więc szybko ją zabrałam – przepraszam.
-Proszę – modelka wręczyła mi kubek.
-Taka jak lubię. Dziękuje.
-Cała przyjemność po mojej stronie.
Za chwile każdy z nas dostał swój talerz z jajecznicą, pomidorkami i pieczywem. Wszystko zjadłam ze smakiem, a potem piłam sobie spokojnie kawę patrząc na resztę.
-Za ile idziemy na stok ?
-Za pół godziny ?
-Pasuje mi.
-Kupiłem już karnety.
-Ile mam Ci oddać ?
-Daj spokój. Stać mnie.
-Jak chcesz – westchnęłam.
-Na pewno nie chcesz z nami iść Marco ?
-Mówiłem już, że to nie moja bajka – burknął – nie lubię zimy.
-Zawsze możesz nam zrobić niespodziankę i przyrządzić obiad.
-To już nie będzie niespodzianka Ann.
-Umiemy dobrze udawać – zachichotała.
-Pomyślę.
-Wstałeś lewą nogą ? – spytałam ironicznie.
-Aż tak bardzo Cię to interesuje ?
-Wcale mnie to nie interesuje. Po prostu w porównaniu do kogoś w tym pomieszczeniu umiem być miła.
-Dobre wychowanie to podstawa – mruknął sarkastycznie.
O nie. Nie dam się dalej wplątywać w tą słowną przepychankę. Ja zaczęłam i ja skończę. Mam swój honor. A po za tym nie zamierzam z nim przegrać tej „bitwy”.
-Ciepło jest na dworze ? – zwróciłam się do Mario.
-Powiedzmy, ale lepiej się ciepło ubrać.
-A jest wystarczająco dużo śniegu ?
-Tak, spokojnie.
-No to idę się ubierać – zgarnęłam swoje brudne naczynia i odłożyłam je do zlewu – widzimy się tutaj za dwa kwadranse.
-Nie spóźnij się !
-Jakże bym śmiała.
Szybko pobiegłam na górę, wzięłam z walizki bieliznę, potem bieliznę termiczną, skarpetki narciarskie, kosmetyki i udałam się do łazienki. Rozebrałam się i wskoczyłam pod prysznic. Odkręciłam ciepłą wodę, namydliłam ciało kremowym żelem pod prysznic, a potem spłukałam pianę. Włosy starałam się szybko umyć, bo tak naprawdę półgodziny to strasznie mało czasu. Jak tylko się wykąpałam to zaczęłam suszyć włosy. Na koniec były miękkie i puszyste ... takie jak lubię, ale niestety pod kask musiałam je związać. Ehh. Jak pech to pech. Zrobiłam sobie ładnego, dobieranego warkocza, umalowałam rzęsy i zabrałam się za ubieranie. Prawie gotowa zabrałam swoje rzeczy i wróciłam do sypialni. Tam założyłam polar, spodnie narciarskie, a może powinnam powiedzieć snowboardowe ? Nie ważne. Do ręki wzięłam kominiarkę, kurtkę i buty emu. Oczywiście zgarnęłam jeszcze telefon no i zadowolona zeszłam na dół. Byłam pierwsza. Nie licząc Marco, który siedział w salonie z laptopem na kolanach.
-Podasz mi numer swojego konta ?
-Słucham ? – oczy omal nie wyskoczyły mi z orbit.
-Chciałbym Ci przelać połowę pieniędzy ze sprzedaży naszego mieszkania. Wcześniej nie było okazji.
-Nie musisz tego robić. W końcu dostaliśmy mieszkanie od Twoich rodziców.
-Ty je urządzałaś, więc muszę. Rodzice też tak uważają. Podasz mi ?
-Tak – wzięłam od niego laptopa i szybko zapisałam numer konta – gotowe.
-Dzięki.
-Za ile je sprzedałeś ?
-Milion.
-Milion ?! – zawołałam
-Było warte więcej Emily.
-Nie zdawałam sobie sprawy.
-No to teraz już wiesz – uśmiechnął się – najpóźniej jutro będziesz bogatsza o pół miliona.
-To dużo pieniędzy.
-Wiem – odparł beztrosko.
-Dziękuje Marco.
-Żaden problem.
-Dom nad jeziorem też sprzedałeś ? – spytałam zaciekawiona.
-Nie.
-Czemu ?
-Bo ...
-Jesteśmy – rzuciła się na mnie Ann – chodźmy szybko, bo będą kolejki.
-Jasne – ostatni raz spojrzałam na Marco, a potem szybko dokończyłam się ubierać i we trójkę wyszliśmy z domu – prowadźcie.
Najpierw oczywiście udaliśmy się do wypożyczalni, aby wziąć sprzęt, a potem od razu na stok. Wjechaliśmy najwyżej jak się da, przygotowaliśmy się i zaczęliśmy zjeżdżać. Rany, jak ja dawno nie jeździłam. To jak jazda na rowerze, tego się nie zapomina. Niesamowite widoki, cudowne trasy i piękna pogoda. Och. Tak bardzo się cieszę, że tu jestem. Podczas zjazdu nie myślę czy jestem tu z Marco, czy coś do niego czuje ani czy się kłócimy. Jestem tylko ja i deska, która całkowicie mnie słucha. Po jakimś czasie para zarządziła przerwę, więc zatrzymaliśmy się w jakimś barze. Zapach tej pieczonej kiełbasy był tak intensywny i obrzydliwy, że zrobiło mi się niedobrze. Fuuj !
-To co chcecie dziewczynki ?
-Woda – uśmiechnęła się Ann.
-Sok pomarańczowy.
-Tylko ja biorę piwo ? – zmarszczył brwi.
-Nikt Cię nie zmusza, żebyś je brał.
-Już nie bądź taka mądra.
-Bo co - spojrzałam na niego podejrzliwie.
-Pstro.
-Dobra idź już kochanie – machnęła na niego jego narzeczona.
-Lubię się z nim droczyć – roześmiałam się.
-Cieszę się, że nadal się przyjaźnicie.
-Nie mogłabym się od niego odwrócić mimo, że przyjaźni się z Marco. No i jestem tu bardzo wdzięczna, że nic mu nigdy nie zdradził.
-Zabiłabym go jakby to zrobił.
-Wiem – puściłam jej oczko.
-Jak Ci się jeździ ?
-Wspaniale.
-Theo też zasuwa na desce ?
-No co Ty – machnęłam ręką – to mistrz jazdy na nartach.
-To widzę, że jesteście zgoni.
-A jak – uśmiechnęłam się – przeciwieństwa się przyciągają
-Możliwe.
-Patrzysz czasami na różnice wieku między Tobą, a Mario ?
-Nigdy, a czemu pytasz ?
-Tak z ciekawości – wzruszyłam ramionami.
-Ile Theo jest od Ciebie starszy ?
-Dwa lata.
-Nieubłaganie zbliża się pod trzydziestkę.
-Oj przestań – zaśmiałam się.
-Pewnie będzie chciał zostać ojcem.
-I mężem pewnie też.
-Musicie się sprężać.
-Mamy jeszcze dużo czasu moja droga.
-Czas leci w niesamowicie szybkim tempie.
-Ann-Kathrin Brommel jak zwykle najmądrzejsza – spojrzałam na nią rozbawiona – niedługo napiszę doktorat ze znajomości związków.
-A żebyś wiedziała - pokiwała na mnie palcem.
Zaśmiałyśmy się wspólnie po to tylko, żeby zaraz się uspokoić ze względu na Mario, który szybko pojawił się z naszym zamówieniem. Nic nie pomylił. Grzeczny chłopaczek.
-Wziąłem jeszcze frytki. Jak macie ochotę to bierzcie sobie.
-A Twoja dieta mój ulubiony piłkarzu ?
-Wrócę do niej jak wrócimy do Dortmundu.
-No jasne.
-Muszę od czasu do czasu mieć jakieś przyjemności.
-Przecież nic nie mówię – broniłam się – wyluzuj.
-Ty wyluzuj – zaśmiał się.
-Oj Mario Mario.
-Słucham Cię droga Emily ?
-Patrzcie – pokazała Ann – widzieliście jak ta babka się wywaliła ?
-Może trzeba jej jakoś pomóc.
-Zaraz ktoś ją zgarnie.
-To chociaż wezwijmy pomoc.
-Em – szatyn mnie objął – ktoś kto z nią był już to robi.
-Mam nadzieje, że to nic poważnego – westchnęła modelka.
-Tak, ja też – szepnęłam.
-Wszystko w porządku ?
-Szkoda mi jej.
-Będzie dobrze.
-Wiecie co ? Chodźmy jeszcze pojeździć, bo zaraz już nie będzie tak fajnie
-Masz racje.
Dokończyliśmy nasze napoje, jedzenie piłkarza, a potem szybko ruszyliśmy dalej. Prawie trzy godziny później staliśmy pod domem Marco. Było nam już trochę zimno, więc Gotze przepuścił nas w drzwiach, a w przedpokoju zdjęliśmy wierzchnie ubrania. Z kuchni dochodziły cudowne zapachy i ja już wiedziałam co to jest. Specjalność Marco. Makaron z sosem szpinakowym, w którym był kurczak suszone pomidory i idealnie dobrane przyprawy. Zanim jednak udałam się tam skąd dochodziły zapachy to poszłam jeszcze na górę. Przebrałam się w czarne spodnie dresowe i bordową bluzę. Fryzura trochę mi się popsuła, więc rozpuściłam włosy i związałam je w niedbałego koczka. Zeszłam na dół, pomogłam nakryć do stołu, a już po chwili razem z resztą zajadałam się pysznym obiadem.
-Pyszne, naprawdę.
-Dzięki.
-Twoja specjalność – mruknął z zadowoleniem Mario – musisz dać przepis Ann.
-Nie ma mowy – zaśmiał się.
-Jednak to miła niespodzianka Marco no i nie muszę udawać zaskoczonej.
-Niezmiernie się cieszę.
-Masz z czego – mrugnęła do niego.
-Jak było na stoku ?
-Fajnie.
-Jakaś kobieta miała wypadek – wzruszyłam ramionami udając, że nie za bardzo mnie to interesuje.
-Coś poważnego jej się stało ?
-Nie wiemy niestety.
-W takim razie pozostaje nam wierzyć, że z tego wyjdzie.
-Albo i nie.
-Em czemu tak się tym przejmujesz ?
-Po prostu ja ... – spojrzałam na ich zaskoczone miny – w tym roku jak zaczęłam się spotykać z Theo też miałam wypadek na nartach.
-Nic nie mówiłaś.
-Bo nie chciałam Was martwić. Wiedział tylko Theo i ja. Nie przeszkadzało mi to dopóki dzisiaj nie zobaczyłam tej kobiety. To wyglądało dosłownie tak jakbym patrzyła na swój upadek z innej perspektywy. Jestem pewna, że ona szybko z tego nie wyjdzie.
-Co sobie zrobiłaś ?
-Nie chce o tym gadać.
-Powiedz mi tylko czy przez ten wypadek masz dalej jakieś problemy ?
-Nie, już nie – krzywo się uśmiechnęłam – jestem zdrowa jak ryba.
-To dobrze.
Dokończyliśmy nasz posiłek, po którym razem z blondynem postanowiliśmy posprzątać. Ann i Mario ulotnili się na górę, żeby się rozpakować. A ja wstałam od stołu i zaczęłam zbierać brudne naczynia.
-Pomożesz mi ?
-Ach tak, przepraszam. Zamyśliłem się trochę.
-Zgarnij resztę ze stołu – zaczęłam zapakowywać zmywarkę.
-Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem.
-Nie żartuj, dobrze ?
-Chciałem być miły.
-Coś Ci nie wyszło.
-Rano mówiłaś ...
-Wiem co mówiłam – przerwałam mu.
Resztę sprzątania dokończyliśmy w całkowitym milczeniu. Zajęło nam to na szczęście tylko kilka minut. Uff. Wreszcie mogę się od niego uwolnić.
-Jakby co to idę się przejść.
-Sama ?
-Nie jestem dzieckiem – powiedziałam wychodząc z kuchni.
Założyłam buty i płaszczyk w przedpokoju, upewniłam się, że mam przy sobie telefon i wyszłam. Byłam już przy furtce jak usłyszałam, że drzwi od domu się otwierają, a zaraz potem zamykają. Serio ?! Udałam, że nic nie słyszałam i trochę przyśpieszyłam. Zrobiło się już ciemno, ale nadal było pięknie. Ośnieżone drzewa, domy, płoty, a nawet ulice i chodniki. Magiczne miejsce.
-Poczekaj Emily.
-Na co mam czekać ?
-Na mnie.
-Ja nie potrzebuje niańki Marco.
-A ja nie zamierzam być Twoją niańką.
-To po co za mną idziesz ?
-Bo chce wreszcie pogadać.
-Nie mamy o czym gadać.
-Em – złapał mnie za rękę i szarpnął przez co się zatrzymałam – spójrz na mnie.
-O co Ci chodzi Marco ?!
-Dobrze wiesz o co.
-Po takim czasie chcesz wałkować ten temat ?
-Chcę to wyjaśnić.
-Tu nie ma czego wyjaśniać ! Zostawiłeś mnie w dniu ślubu i tyle !
-To Ty mnie zostawiłaś Emily.
-No tak – zaśmiałam się ironicznie – przepraszam, że Cię zostawiłam skoro nie byłeś pewny w dniu ślubu czy tego chcesz ! Ba ! Ty nawet nie byłeś pewny czy mnie kochasz !
-Oczywiście, że byłem pewny ! – złapał mnie za ramiona i lekką mną potrząsną – totalnie mnie zaskoczyłaś tym pytaniem. Myślałem, że wiesz co do Ciebie czuje i zastanawiałem się co mam Ci odpowiedzieć. A Ty nagle powiedziałaś mi, że między nami koniec i zapadłaś się pod ziemie.
-Wcale się nie zapadłam.
-Nie mogłem Cię znaleźć, a szukałem, żeby to wszystko odkręcić. Chciałem Cię wtedy poślubić Emi.
-Wszystko schrzaniłeś Marco – pojedyncze łzy spłynęły po moich policzkach – wszystko.
-Emi ...
-Nie mów tak do mnie ! – warknęłam.
-Zawsze to lubiłaś. Tylko ja tak do Ciebie mówiłem.
-No właśnie, tylko Ty. A po za tym teraz już tego nie lubię.
-A ja lubię – uśmiechnął się łobuzersko.
-Wyjaśniliśmy sobie już wszystko. Możesz mnie zostawić.
-Jeszcze nie wszystko sobie wyjaśniliśmy.
-A co byś chciał jeszcze usłyszeć Marco ?!
-Nigdy nie przestałem Cię kocham Emily. Nigdy.
-To już nie ma znaczenia – spojrzałam w ziemie – oboje jesteśmy zajęci i mamy nowe życie.
-Spójrz na mnie – poprosił, a ja wykonałam prośbę – chcesz mi powiedzieć, że gdybyś nadal była wolna to dałabyś nam szanse ?
-Jaką szansę Marco ?! Nas już od dawna nie ma. Ty masz Caroline, a ja mam Theo. To wszystko.
-A gdyby ich nie było ?
-Ale są – trzymałam się tej wersji jak koła ratunkowego.
-Ale gdyby nie było - naciskał.
-To mnie też by tu nie było – udało mi się uniknąć odpowiedzi – czy to wszystko ?
-Tak – odsunął się ode mnie.
-Świetnie. Wracajmy do domu.
-Pewnie.
Powoli szliśmy w stronę domu Marco, aż nagle lekko zakręciło mi się w głowie, a zaraz potem zrobiło mi się niedobrze. I tak o to spektakularnie zwymiotowałam na ośnieżony trawnik. Cholera.
-Jezu Em – blondyn objął mnie w pasie, a drugą ręką przytrzymał włosy, bo koczek mi się rozwalił – wszystko w porządku ?
-Przepraszam – szepnęłam.
-Nic się nie stało – podał mi chusteczkę – to mój makaron Ci zaszkodził ?
-Na pewno nie – machnęłam ręką – nie przejmuj się.
-Mam nadzieje.
-Eee Marco ... możesz mnie już puścić – szepnęłam skrępowana.
-Boję się, że upadniesz.
-Nic mi nie będzie – zapewniłam go.
-No dobrze – powoli mnie puścił.
-Możemy iść dalej ? Chce być jak najszybciej w domu i umyć zęby.
-Pewnie – zaśmiał się.
Jak tylko weszliśmy do środka to rzuciłam gdziekolwiek swoje rzeczy i pobiegłam na górę. Złapałam swoją szczoteczkę i zaczęłam porządnie szorować zęby. Boże co za upokorzenie. Chociaż z drugiej strony już nie raz widział jak wymiotuje. No, ale to takie strasznie dziwne. Ugh.
*****
Wiecie co Wam powiem ? Strasznie się ostatnio na kimś zawiodłam ...
Mam dość ludzi, którzy są fałszywi i chcą w jakiś sposób wykorzystać znajomość ze mną, a co gorsza biorą mnie za naiwną dziewczynkę, która nic nie zauważa ...
Takim osobom mówię: Bye bye ! Tschüss ! Ciao !
Następny za tydzień. Buziaki
Ps. Każdy komentarz jest dla mnie na wagę złota, więc proszę Was, jeśli czytacie to zostawcie po sobie ślad w postaci komentarza