piątek, 29 lipca 2016

4.

[Emily]
Promienie listopadowego, słońca wyrwały mnie ze snu. Przetarłam oczy i spojrzałam z niedowierzaniem za okno. Chyba muszę zapytać Marco o żaluzje. Spojrzałam na zegarek i ku mojemu zdziwieniu było po 8. Szybko wyskoczyłam z łóżka, wyjęłam z walizki gruby kardigan i zeszłam na dół. Przy stole siedzieli piłkarze, a Ann szykowała coś do jedzenia. No ładnie Emily.
-Dzień dobry – uśmiechnęłam się.
-Dzień dobry, głodna ?
-Troszkę.
-Siadaj, zaraz będzie jajecznika.
-Super, dzięki.
-Chcesz kawę ?
-Poproszę.
-Już się robi.
-Może w czymś Ci pomogę ?
-Nie martw się, świetnie sobie radzę.
-Widzę, widzę.
Usiadłam wygodnie obok Marco i spojrzałam na Mario, który siedział naprzeciwko mnie. Chyba chciał mi coś powiedzieć za pomocą swoich oczu, ale ja nie za bardzo wiedziałam co on chce mi przekazać. O jeny. W końcu wybuchłam śmiechem, a on zaraz za mną.
-Nic nie rozumiem.
-Nie ważne – machnął ręką.
-Jak Wam się spało ? – spytałam.
-Wspaniale – uśmiechnął się Gotze.
-Nie najgorzej – Reus wzruszył ramionami.
-A właśnie Marco – odwróciłam się w jego stronę.
-Tak Emily ? – spojrzał mi w oczy, a mnie przeszedł dreszcz.
-Czy w tych oknach są jakieś żaluzje ?
-Yhmm.
-Całe szczęście – bezwiednie położyłam mu dłoń na ramieniu – a możesz mi powiedzieć jak mam je zaciągnąć ?
-Masz taki włącznik jak do światła. Do dołu opuszczasz, a do góry podnosisz.
-Dziękuje – uśmiechnęłam się promiennie i po chwili zorientowałam się, że moja ręka dalej spoczywa na jego ramieniu, więc szybko ją zabrałam – przepraszam.
-Proszę – modelka wręczyła mi kubek.
-Taka jak lubię. Dziękuje.
-Cała przyjemność po mojej stronie.
Za chwile każdy z nas dostał swój talerz z jajecznicą, pomidorkami i pieczywem. Wszystko zjadłam ze smakiem, a potem piłam sobie spokojnie kawę patrząc na resztę.
-Za ile idziemy na stok ?
-Za pół godziny ?
-Pasuje mi.
-Kupiłem już karnety.
-Ile mam Ci oddać ?
-Daj spokój. Stać mnie.
-Jak chcesz – westchnęłam.
-Na pewno nie chcesz z nami iść Marco ?
-Mówiłem już, że to nie moja bajka – burknął – nie lubię zimy.
-Zawsze możesz nam zrobić niespodziankę i przyrządzić obiad.
-To już nie będzie niespodzianka Ann.
-Umiemy dobrze udawać – zachichotała.
-Pomyślę.
-Wstałeś lewą nogą ? – spytałam ironicznie.
-Aż tak bardzo Cię to interesuje ?
-Wcale mnie to nie interesuje. Po prostu w porównaniu do kogoś w tym pomieszczeniu umiem być miła.
-Dobre wychowanie to podstawa – mruknął sarkastycznie.
O nie. Nie dam się dalej wplątywać w tą słowną przepychankę. Ja zaczęłam i ja skończę. Mam swój honor. A po za tym nie zamierzam z nim przegrać tej „bitwy”.
-Ciepło jest na dworze ? – zwróciłam się do Mario.
-Powiedzmy, ale lepiej się ciepło ubrać.
-A jest wystarczająco dużo śniegu ?
-Tak, spokojnie.
-No to idę się ubierać – zgarnęłam swoje brudne naczynia i odłożyłam je do zlewu – widzimy się tutaj za dwa kwadranse.
-Nie spóźnij się !
-Jakże bym śmiała.
Szybko pobiegłam na górę, wzięłam z walizki bieliznę, potem bieliznę termiczną, skarpetki narciarskie, kosmetyki i udałam się do łazienki. Rozebrałam się i wskoczyłam pod prysznic. Odkręciłam ciepłą wodę, namydliłam ciało kremowym żelem pod prysznic, a potem spłukałam pianę. Włosy starałam się szybko umyć, bo tak naprawdę półgodziny to strasznie mało czasu. Jak tylko się wykąpałam to zaczęłam suszyć włosy. Na koniec były miękkie i puszyste ... takie jak lubię, ale niestety pod kask musiałam je związać. Ehh. Jak pech to pech. Zrobiłam sobie ładnego, dobieranego warkocza, umalowałam rzęsy i zabrałam się za ubieranie. Prawie gotowa zabrałam swoje rzeczy i wróciłam do sypialni. Tam założyłam polar, spodnie narciarskie, a może powinnam powiedzieć snowboardowe ? Nie ważne. Do ręki wzięłam kominiarkę, kurtkę i buty emu. Oczywiście zgarnęłam jeszcze telefon no i zadowolona zeszłam na dół. Byłam pierwsza. Nie licząc Marco, który siedział w salonie z laptopem na kolanach.
-Podasz mi numer swojego konta ?
-Słucham ? – oczy omal nie wyskoczyły mi z orbit.
-Chciałbym Ci przelać połowę pieniędzy ze sprzedaży naszego mieszkania. Wcześniej nie było okazji.
-Nie musisz tego robić. W końcu dostaliśmy mieszkanie od Twoich rodziców.
-Ty je urządzałaś, więc muszę. Rodzice też tak uważają. Podasz mi ?
-Tak – wzięłam od niego laptopa i szybko zapisałam numer konta – gotowe.
-Dzięki.
-Za ile je sprzedałeś ?
-Milion.
-Milion ?! – zawołałam
-Było warte więcej Emily.
-Nie zdawałam sobie sprawy.
-No to teraz już wiesz – uśmiechnął się – najpóźniej jutro będziesz bogatsza o pół miliona.
-To dużo pieniędzy.
-Wiem – odparł beztrosko.
-Dziękuje Marco.
-Żaden problem.
-Dom nad jeziorem też sprzedałeś ? – spytałam zaciekawiona.

-Nie.
-Czemu ?
-Bo ...
-Jesteśmy – rzuciła się na mnie Ann – chodźmy szybko, bo będą kolejki.
-Jasne – ostatni raz spojrzałam na Marco, a potem szybko dokończyłam się ubierać i we trójkę wyszliśmy z domu – prowadźcie.
Najpierw oczywiście udaliśmy się do wypożyczalni, aby wziąć sprzęt, a potem od razu na stok. Wjechaliśmy najwyżej jak się da, przygotowaliśmy się i zaczęliśmy zjeżdżać. Rany, jak ja dawno nie jeździłam. To jak jazda na rowerze, tego się nie zapomina. Niesamowite widoki, cudowne trasy i piękna pogoda. Och. Tak bardzo się cieszę, że tu jestem. Podczas zjazdu nie myślę czy jestem tu z Marco, czy coś do niego czuje ani czy się kłócimy. Jestem tylko ja i deska, która całkowicie mnie słucha. Po jakimś czasie para zarządziła przerwę, więc zatrzymaliśmy się w jakimś barze. Zapach tej pieczonej kiełbasy był tak intensywny i obrzydliwy, że zrobiło mi się niedobrze. Fuuj !
-To co chcecie dziewczynki ?
-Woda – uśmiechnęła się Ann.
-Sok pomarańczowy.
-Tylko ja biorę piwo ? – zmarszczył brwi.
-Nikt Cię nie zmusza, żebyś je brał.
-Już nie bądź taka mądra.
-Bo co - spojrzałam na niego podejrzliwie.
-Pstro.
-Dobra idź już kochanie – machnęła na niego jego narzeczona.
-Lubię się z nim droczyć – roześmiałam się.
-Cieszę się, że nadal się przyjaźnicie.
-Nie mogłabym się od niego odwrócić mimo, że przyjaźni się z Marco. No i jestem tu bardzo wdzięczna, że nic mu nigdy nie zdradził.
-Zabiłabym go jakby to zrobił.
-Wiem – puściłam jej oczko.
-Jak Ci się jeździ ?
-Wspaniale.
-Theo też zasuwa na desce ?
-No co Ty – machnęłam ręką – to mistrz jazdy na nartach.
-To widzę, że jesteście zgoni.
-A jak – uśmiechnęłam się – przeciwieństwa się przyciągają
-Możliwe.
-Patrzysz czasami na różnice wieku między Tobą, a Mario ?
-Nigdy, a czemu pytasz ?
-Tak z ciekawości – wzruszyłam ramionami.
-Ile Theo jest od Ciebie starszy ?
-Dwa lata.
-Nieubłaganie zbliża się pod trzydziestkę.
-Oj przestań – zaśmiałam się.
-Pewnie będzie chciał zostać ojcem.
-I mężem pewnie też.
-Musicie się sprężać.
-Mamy jeszcze dużo czasu moja droga.
-Czas leci w niesamowicie szybkim tempie.
-Ann-Kathrin Brommel jak zwykle najmądrzejsza – spojrzałam na nią rozbawiona – niedługo napiszę doktorat ze znajomości związków.
-A żebyś wiedziała - pokiwała na mnie palcem.
Zaśmiałyśmy się wspólnie po to tylko, żeby zaraz się uspokoić ze względu na Mario, który szybko pojawił się z naszym zamówieniem. Nic nie pomylił. Grzeczny chłopaczek.
-Wziąłem jeszcze frytki. Jak macie ochotę to bierzcie sobie.
-A Twoja dieta mój ulubiony piłkarzu ?
-Wrócę do niej jak wrócimy do Dortmundu.
-No jasne.
-Muszę od czasu do czasu mieć jakieś przyjemności.
-Przecież nic nie mówię – broniłam się – wyluzuj.
-Ty wyluzuj – zaśmiał się.
-Oj Mario Mario.
-Słucham Cię droga Emily ?
-Patrzcie – pokazała Ann – widzieliście jak ta babka się wywaliła ?
-Może trzeba jej jakoś pomóc.
-Zaraz ktoś ją zgarnie.
-To chociaż wezwijmy pomoc.
-Em – szatyn mnie objął – ktoś kto z nią był już to robi.
-Mam nadzieje, że to nic poważnego – westchnęła modelka.
-Tak, ja też – szepnęłam.
-Wszystko w porządku ?
-Szkoda mi jej.
-Będzie dobrze.
-Wiecie co ? Chodźmy jeszcze pojeździć, bo zaraz już nie będzie tak fajnie
-Masz racje.
Dokończyliśmy nasze napoje, jedzenie piłkarza, a potem szybko ruszyliśmy dalej. Prawie trzy godziny później staliśmy pod domem Marco. Było nam już trochę zimno, więc Gotze przepuścił nas w drzwiach, a w przedpokoju zdjęliśmy wierzchnie ubrania. Z kuchni dochodziły cudowne zapachy i ja już wiedziałam co to jest. Specjalność Marco. Makaron z sosem szpinakowym, w którym był kurczak suszone pomidory i idealnie dobrane przyprawy. Zanim jednak udałam się tam skąd dochodziły zapachy to poszłam jeszcze na górę. Przebrałam się w czarne spodnie dresowe i bordową bluzę. Fryzura trochę mi się popsuła, więc rozpuściłam włosy i związałam je w niedbałego koczka. Zeszłam na dół, pomogłam nakryć do stołu, a już po chwili razem z resztą zajadałam się pysznym obiadem.
-Pyszne, naprawdę.
-Dzięki.
-Twoja specjalność – mruknął z zadowoleniem Mario – musisz dać przepis Ann.
-Nie ma mowy – zaśmiał się.
-Jednak to miła niespodzianka Marco no i nie muszę udawać zaskoczonej.
-Niezmiernie się cieszę.
-Masz z czego – mrugnęła do niego.
-Jak było na stoku ?
-Fajnie.
-Jakaś kobieta miała wypadek – wzruszyłam ramionami udając, że nie za bardzo mnie to interesuje.
-Coś poważnego jej się stało ?
-Nie wiemy niestety.
-W takim razie pozostaje nam wierzyć, że z tego wyjdzie.
-Albo i nie.
-Em czemu tak się tym przejmujesz ?
-Po prostu ja ... – spojrzałam na ich zaskoczone miny – w tym roku jak zaczęłam się spotykać z Theo też miałam wypadek na nartach.
-Nic nie mówiłaś.
-Bo nie chciałam Was martwić. Wiedział tylko Theo i ja. Nie przeszkadzało mi to dopóki dzisiaj nie zobaczyłam tej kobiety. To wyglądało dosłownie tak jakbym patrzyła na swój upadek z innej perspektywy. Jestem pewna, że ona szybko z tego nie wyjdzie.
-Co sobie zrobiłaś ?
-Nie chce o tym gadać.
-Powiedz mi tylko czy przez ten wypadek masz dalej jakieś problemy ?
-Nie, już nie – krzywo się uśmiechnęłam – jestem zdrowa jak ryba.
-To dobrze.
Dokończyliśmy nasz posiłek, po którym razem z blondynem postanowiliśmy posprzątać. Ann i Mario ulotnili się na górę, żeby się rozpakować. A ja wstałam od stołu i zaczęłam zbierać brudne naczynia.
-Pomożesz mi ?
-Ach tak, przepraszam. Zamyśliłem się trochę.
-Zgarnij resztę ze stołu – zaczęłam zapakowywać zmywarkę.
-Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem.
-Nie żartuj, dobrze ?
-Chciałem być miły.
-Coś Ci nie wyszło.
-Rano mówiłaś ...
-Wiem co mówiłam – przerwałam mu.
Resztę sprzątania dokończyliśmy w całkowitym milczeniu. Zajęło nam to na szczęście tylko kilka minut. Uff. Wreszcie mogę się od niego uwolnić.
-Jakby co to idę się przejść.
-Sama ?
-Nie jestem dzieckiem – powiedziałam wychodząc z kuchni.
Założyłam buty i płaszczyk w przedpokoju, upewniłam się, że mam przy sobie telefon i wyszłam. Byłam już przy furtce jak usłyszałam, że drzwi od domu się otwierają, a zaraz potem zamykają. Serio ?! Udałam, że nic nie słyszałam i trochę przyśpieszyłam. Zrobiło się już ciemno, ale nadal było pięknie. Ośnieżone drzewa, domy, płoty, a nawet ulice i chodniki. Magiczne miejsce.
-Poczekaj Emily.
-Na co mam czekać ?
-Na mnie.
-Ja nie potrzebuje niańki Marco.
-A ja nie zamierzam być Twoją niańką.
-To po co za mną idziesz ?
-Bo chce wreszcie pogadać.
-Nie mamy o czym gadać.
-Em – złapał mnie za rękę i szarpnął przez co się zatrzymałam – spójrz na mnie.
-O co Ci chodzi Marco ?!
-Dobrze wiesz o co.
-Po takim czasie chcesz wałkować ten temat ?
-Chcę to wyjaśnić.
-Tu nie ma czego wyjaśniać ! Zostawiłeś mnie w dniu ślubu i tyle !
-To Ty mnie zostawiłaś Emily.
-No tak – zaśmiałam się ironicznie – przepraszam, że Cię zostawiłam skoro nie byłeś pewny w dniu ślubu czy tego chcesz ! Ba ! Ty nawet nie byłeś pewny czy mnie kochasz !
-Oczywiście, że byłem pewny ! – złapał mnie za ramiona i lekką mną potrząsną – totalnie mnie zaskoczyłaś tym pytaniem. Myślałem, że wiesz co do Ciebie czuje i zastanawiałem się co mam Ci odpowiedzieć. A Ty nagle powiedziałaś mi, że między nami koniec i zapadłaś się pod ziemie.
-Wcale się nie zapadłam.
-Nie mogłem Cię znaleźć, a szukałem, żeby to wszystko odkręcić. Chciałem Cię wtedy poślubić Emi.
-Wszystko schrzaniłeś Marco – pojedyncze łzy spłynęły po moich policzkach – wszystko.
-Emi ...
-Nie mów tak do mnie ! – warknęłam.
-Zawsze to lubiłaś. Tylko ja tak do Ciebie mówiłem.
-No właśnie, tylko Ty. A po za tym teraz już tego nie lubię.
-A ja lubię – uśmiechnął się łobuzersko.
-Wyjaśniliśmy sobie już wszystko. Możesz mnie zostawić.
-Jeszcze nie wszystko sobie wyjaśniliśmy.
-A co byś chciał jeszcze usłyszeć Marco ?!
-Nigdy nie przestałem Cię kocham Emily. Nigdy.
-To już nie ma znaczenia – spojrzałam w ziemie – oboje jesteśmy zajęci i mamy nowe życie.
-Spójrz na mnie – poprosił, a ja wykonałam prośbę – chcesz mi powiedzieć, że gdybyś nadal była wolna to dałabyś nam szanse ?
-Jaką szansę Marco ?! Nas już od dawna nie ma. Ty masz Caroline, a ja mam Theo. To wszystko.
-A gdyby ich nie było ?
-Ale są – trzymałam się tej wersji jak koła ratunkowego.
-Ale gdyby nie było - naciskał.
-To mnie też by tu nie było – udało mi się uniknąć odpowiedzi – czy to wszystko ?
-Tak – odsunął się ode mnie.
-Świetnie. Wracajmy do domu.
-Pewnie.
Powoli szliśmy w stronę domu Marco, aż nagle lekko zakręciło mi się w głowie, a zaraz potem zrobiło mi się niedobrze. I tak o to spektakularnie zwymiotowałam na ośnieżony trawnik. Cholera.
-Jezu Em – blondyn objął mnie w pasie, a drugą ręką przytrzymał włosy, bo koczek mi się rozwalił – wszystko w porządku ?
-Przepraszam – szepnęłam.
-Nic się nie stało – podał mi chusteczkę – to mój makaron Ci zaszkodził ?
-Na pewno nie – machnęłam ręką – nie przejmuj się.
-Mam nadzieje.
-Eee Marco ... możesz mnie już puścić – szepnęłam skrępowana.
-Boję się, że upadniesz.
-Nic mi nie będzie – zapewniłam go.
-No dobrze – powoli mnie puścił.
-Możemy iść dalej ? Chce być jak najszybciej w domu i umyć zęby.
-Pewnie – zaśmiał się.
Jak tylko weszliśmy do środka to rzuciłam gdziekolwiek swoje rzeczy i pobiegłam na górę. Złapałam swoją szczoteczkę i zaczęłam porządnie szorować zęby. Boże co za upokorzenie. Chociaż z drugiej strony już nie raz widział jak wymiotuje. No, ale to takie strasznie dziwne. Ugh.



*****

Wiecie co Wam powiem ? Strasznie się ostatnio na kimś zawiodłam ... 
Mam dość ludzi, którzy są fałszywi i chcą w jakiś sposób wykorzystać znajomość ze mną, a co gorsza biorą mnie za naiwną dziewczynkę, która nic nie zauważa ... 
Takim osobom mówię: Bye bye ! Tschüss ! Ciao !

Następny za tydzień. Buziaki 

Ps. Każdy komentarz jest dla mnie na wagę złota, więc proszę Was, jeśli czytacie to zostawcie po sobie ślad w postaci komentarza 

piątek, 22 lipca 2016

3.

[Emily]
Dojechaliśmy na miejsce późnym wieczorem. Podjechaliśmy pod dość duży, drewniany, ale też nowoczesny dom. Hoho, chyba ktoś tu zaszalał wynajmując nam lokum. Mimo, że na zewnątrz było ciemno to wszystko było idealnie widać – małe lampki idealnie oświetlały budynek. Wspaniałe miejsce. Marco wjechał do garażu, gdzie wszyscy wysiedliśmy.
-Proszę – blondyn podał mi klucze – idźcie pozwiedzajcie, a my z Mario zajmiemy się bagażami.
-Okej – uśmiechnęłam się.
-Chodź – Ann pociągnęła mnie za rękę.
-Idę – przewróciłam oczami.
Weszłyśmy do środka, ale nie rozbierałyśmy się, bo było trochę zimno. Chyba trzeba będzie rozpalić w kominku.
-Dużo zapłaciliście za wynajem ?
-Co ? – zmarszczyła brwi.
-Pytałam ...
-To dom Marco – przerwała mi – nie wiedziałaś ?
-Eee ... nie – westchnęłam.
-Też jestem tu pierwszy raz – położyła mi dłoń na ramieniu – to co pozwiedzamy sobie dół ?
-Pójdę na górę.
-No to leć – puściła mi oczko.
Rozdzieliłyśmy się, bo ona została na dole, a ja jak zwykle ciekawska poszłam na górę. Strzelałam, do którego pomieszczenia wejść, aż w końcu trafiłam do przepięknej sypialni. Cała zewnętrzna ściana to ogromne okna od podłogi, aż po sufit. Drewniane meble, drewniane podłogi, drewniane ściany. Ale największe wrażenie zrobił na mnie widok. Podeszłam do okna, oparłam czoło o szybę i wpatrywałam się w krajobraz. Góry, drzewa, śnieg. Bajka.
-Podoba Ci się ?
-Tak, sypialnia idealna – nawet się nie odwróciłam – chyba się zakochałam.
-Muszę Cię rozczarować.
-Tak ? – spojrzałam na niego.
-To moja sypialnia – uśmiechnął się, a ja spaliłam buraka.
Rozejrzałam się w milczeniu jeszcze raz. Faktycznie, bardzo w stylu Marco. Jak mogłam o tym nie pomyśleć ? Chyba za duże wrażenie zrobiło na mnie to pomieszczenie, żebym mogła racjonalnie myśleć.
-No to lepiej już wyjdę – wysiliłam się na uśmiech – znajdę w tym domu podobną sypialnie ?
-Poszukaj, porozglądaj się. Możesz sobie wybrać.
-A Ty, który mi proponujesz ?
-Pokój obok. Te same okna, ale jaśniejsze pomieszczenie.
-Dzięki – chciałam go minąć, ale zagrodził mi drogę – Marco ...
-Czy możesz wreszcie ze mną porozmawiać ?
-Przecież rozmawiamy.
-O tym co się stało trzy lata temu Emily.
-To już zamknięty rozdział – jakoś udało mi się go minąć – gdzie są moje walizki ?
-Stoją na korytarzu.
Nic nie powiedziałam tylko wyszłam zamykając za sobą drzwi. Zabrałam swoje walizki do pokoju obok, który był równie niesamowity jak sypialnia Marco. Nic nie rozpakowywałam, tylko się rozebrałam z wierzchnich ubrać i położyłam się na łóżku. Mimo, że było już dość ciepło to opatuliłam się szczelnie kocem. Nie chciało mi się spać, ale też nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Nagle do środka wparowała modelka.
-Już idziesz spać ?! Przespałaś pół podróży !
-Nie śpię przecież.
-Chodź na dół, napijemy się wina, pogadamy.
-Ann przełóżmy to na jutro.
-Jutro idziemy na stok moja droga.
-Skąd Ty masz tyle energii ?
-Z serca – uśmiechnęła się – z miłości.
-Jasne – zaśmiałam się.
-Zejdziesz ?
-Zejdę – zrzuciłam koc – inaczej nie dasz mi żyć.
-Oczywiście, że nie.
-A mogłam siedzieć sobie w domu i czytać gazety.
-Zanudziłabyś się na śmierć.
-Nigdy w życiu !
-Skąd te przypuszczenia ? – spytała jak schodziłyśmy ze schodów.
-Po pracy od rana do wieczora potrzebuje odpoczynku – usiadłam na kanapie obok Mario.
-Korpo, co ? – zaśmiał się szatyn.
-Zamilcz – posłałam mu mordercze spojrzenie.
-Czerwone czy białe ? – zawołał Reus.
-Czerwone ! – odkrzyknęła panna Brommel.
Za chwile blondyn przyniósł wino kieliszki, ale ja nie zamierzałam pić. Nie w tym towarzystwie.
-Emily nie daj się namawiać.
-Serio nie odpuścisz ?
-Nigdy w życiu !- puściła mi oczko.
-Zaprzyjaźnij się z Ann mówili. Będzie fajnie mówili – jęknęłam.
Wszyscy się roześmiali, a ja w tym czasie wyjęłam z kieszeni wibrujący telefon i odebrałam połączenie.
-Kochanie jak miło, że dzwonisz – zachichotałam – już myślałam, że pakowanie pochłonęło Cię bez reszty.
-Dobij mnie bardziej – westchnął.
-Trzeba było mnie słuchać, a nie pakujesz się na ostatnią chwilę
-Następnym razem będę pamiętał.
-Kończysz już ?
-Taa – mruknął – dopiero garnitury i koszule.
Wybuchłam głośnym śmiechem i wstałam z kanapy, żeby nie przeszkadzać reszcie. Poszłam do kuchni, usiadłam na blacie i dopiero wtedy się odezwałam.
-Żałuje, że mnie tam nie ma i nie mogę Ci pomóc.
-Ja też żałuje. Zdecydowanie.
-Im szybciej skończysz tym lepiej. Pomyśl sobie, że niedługo będziesz tutaj ze mną.
-Tylko to mnie trzyma przy życiu.
-Już mi tutaj nie kłam.
-Ja ? Chyba żartujesz – prychnął.
-Masz jutro wolne ?
-Do pracy nie idę jeśli o to Ci chodzi, ale założyłem sobie, że jutro dokończę pakowanie i wyślę kartony.
-No to zrób to, a ja będę trzymała kciuki.
-A Ty co jutro robisz ?
-Wybieram się na stok – mimowolnie się uśmiechnęłam.
-Super mnie pocieszyłaś, naprawdę.
-A prosiłeś mnie, żebym Cię pocieszyła ?
-A powinienem ? – zaśmiał się.
-Oczywiście – zachichotałam – błagaj na kolanach !
-No to wejdź na Skype.
-Nie teraz.
-Jutro ?
-Okej.
-No to napisz mi, o której będziesz mogła.
-Na pewno to zrobię.
-Wyśpij się skarbie.
-Postaram się.
-Kocham Cię.
-Ja też Cię kocham. Bardzo – szepnęłam.
-Odezwę się jutro. Pa myszko.
-Pa – westchnęłam rozłączając się.
Wsunęłam telefon do kieszeni i wróciłam do salonu. W moim kieliszku nalane było już wino, więc nie pozostawało mi nic innego jak je wypić. 1:0 dla Ann.
-Wygrałaś.
-Jak zawsze.
-Chciałabyś.
-Co tam u Theo ? – zagadał bez skrępowania Gotze.
-Pakuje się.
-No tak. Dortmund i narzeczona wzywają – uśmiechnął się przebiegle.
-Nie jesteśmy jeszcze zaręczeni.
-Jeszcze ?
-Ej już mnie nie łap za słówka.
-Tylko pytam – uniósł ręce w geście kapitulacji.
-Na szczęście Theo szanuje to, że mi do ślubu się nie śpieszy i czeka aż będę gotowa. Tylko, że on jest chyba jedyny w tym wszystkim.
-Jak to ?
-Babcia i tata i rodzina Theo usiłują nas zaobrączkować – pokręciłam z niedowierzaniem głową – jedynie Annie i o dziwo moja mama nie wywierają presji.
-Zaskoczyłaś mnie.
-Naprawdę ?
-Yhmm.
-Czym dokładnie ?
-Nie chcesz ślubu Emily.
-Oczywiście, że chce ! Która z nas nie marzy o białej sukni i księciu z bajki ? – spytałam ironicznie – ale to chyba za wcześnie, wiesz ?
-Dwa lata, wspólne mieszkanie, wspólne życie.
-Możesz mi nie wierzyć, ale czasami mieliśmy mniej czasu dla siebie niż Ty i Ann.
-Masz racje – zaśmiał się – nie wierzę.
-Nie śmiej się Gotze – rzuciłam w jego poduszką.
-Jesteś agresywna Brown ... – przerwał na chwilę – a może powinienem powiedzieć James ?
I nagle Marco wstał z kanapy i zaczął iść w stronę schodów. O nie. Fuck. Kurde.
-Poczekaj Marco – powiedziałam zanim zdążyłam się zastanowić – ja pójdę, a Ty zostań.
-Jestem zmęczony. Bawcie się dobrze.
-Kurwa – powiedziałam pod nosem.
-Daj spokój, nie przejmuj się – powiedziała Ann.
-To ja zacząłem ten temat – westchnął Mario – jak chcesz to z nim pogadam.
-Nie – machnęłam ręką – ja nie muszę mieć z nim dobrych relacji.
-Chcesz przeżyć ten wyjazd i tyle.
-Tak. Dobrze wiecie, że bym tutaj nie przyjechała, gdybym wiedziała, że on tu będzie.
-Miała być jeszcze jego dziewczyna, ale zrezygnowała.
-Wiecie czemu ?
-Niestety.
-A jaka ona jest ?
-Normalna.
-Dużo się dowiedziałam.
-Totalnie nie w stylu Marco, ale chyba są szczęśliwi.
-Fajnie.
-Jest lekki dreszczyk zazdrości ?
-Zapomnij – zachichotałam.
-Może jednak ?
-Ann, każde z nas ma prawo do nowego związku. Nie mam prawa być zazdrosna o jego dziewczynę. Może to ona jest jego prawdziwą miłością, a ja byłam tylko przystankiem w tej podróży.
-Sama w to nie wierzysz.
-Dlaczego nie ? Przecież poznałam Theo i wierzę w naszą wspólną przyszłość, więc z nimi też może tak być.
-Opanowana, uśmiechnięta, zakochana – uśmiechnęła się – dobrze Cie taką widzieć.
-Nie jestem taka od wczoraj.
-Wiem wiem, ale jednak mam Cię teraz na co dzień i inaczej na to patrzę.
-Myślę, że chcecie pogadać dziewczyny, więc ja idę spać.
-Znowu kogoś wyganiam – jęknęłam.
-Nie mów tak Em – posłał mi ciepły, braterski uśmiech – nagadajcie się, ale nie siedźcie do rana, bo musicie być wypoczęte na stoku.
-Tak jest – zaśmiałyśmy się razem.
No i zostałyśmy same. Mimo moich sprzeciwów Ann dolała nam obu wina i tak sobie siedziałyśmy. Jak to możliwe, że wczoraj się nie nagadałyśmy ?
-O jakim ślubie teraz marzysz ?
-Skromnym. Tylko ja i on i nasi najbliżsi – spojrzałam na kieliszek, który trzymałam w rękach – boję się, że znowu coś się nie uda.
-Bez przesady.
-Wtedy też było idealnie Ann i cholera w jednej chwili wszystko się rozsypało jak domek z kart.
-Wiesz jak to mówią – spojrzała na mnie – do trzech razy sztuka.
-Do trzech ! – zaśmiałam się – O nie ! Co za dużo to niezdrowo.
-A co z suknią ?
-Chyba ją sprzedam.
-Co ? – zawołała.
-Po pierwsze przyniosła mi pecha, a po drugie nie założę jej na następny ślub.
-W takim razie ja chce ją od Ciebie odkupić.
-Słucham ?
-Dokładnie tak.
-Dlaczego ?
-Bo jest wprost idealna, perfekcyjna. No i zazdroszczę Ci jej od początku.
-Myślałam, że masz inny typ.
-Mam mnóstwo typów, ale Twoja suknia jest jak z bajki. Najpiękniejsza jaką kiedykolwiek widziałam.
-Może dlatego nigdy jej nie wyrzuciłam.
-Ja nie uważam, że ona jest pechowa. W końcu nie miałaś jej na sobie w dniu ślubu.
-Tak, ale ogólnie to wiele razy ją przymierzałam.
-Przymiarki się nie liczą – pokazała mi język.
-Zmieńmy temat - poprosiłam.
-Jeżeli chcesz.
-Dziękuje, że mnie tu zabraliście. Może towarzystwo nie jest idealne, ale podoba mi się tutaj.
-To najważniejsze.
-No i dziękuje, że jesteś Ann – przytuliłam ją – zawsze i w każdej sytuacji.
-Od tego ma się przyjaciół.
Jeszcze trochę posiedziałyśmy spokojnie pijąc wino , trochę rozmawiając i od czasu do czasu. Milczenie też jest fajnie, a szczególnie w towarzystwie kogoś kto jest Ci bliski i przede wszystkim kto Cię rozumie. A Ann rozumie mnie bardzo dobrze.
-Nie wiem czy przestałam go kochać – po moich policzkach spłynęły łzy – jak mnie o to spytałaś to pękła jakaś blokada, która blokowała wszystkie uczucia z przed trzech lat.
-Och Emily – przyciągnęła mnie do siebie.
-Bardzo się boję, że wszystko spieprzę przez to, że tu wróciłam. Boję się o swój związek z Theo, boję się o uczucia do Marco, boję się o nasze relacje. A najbardziej na świecie boję się tej rozmowy, którą on chce ze mną przeprowadzić.
-Nie masz się czego bać. Musisz być opanowana i nie pokazuj mu, że Ci zależy.
-Uważasz, że to dobre wyjście ?
-Najlepsze na tą chwile.
-Pewnie masz racje.
-Mam – uśmiechnęła się.
-Idziemy spać ? – ziewnęłam.
-Tak, chodźmy.
Ogarnęłyśmy jeszcze z grubsza, pogasiłyśmy światła i każda z nas udała się do innego pomieszczenia. Zgarnęłam kosmetyki, coś do spania i poszłam do łazienki, żeby chociaż trochę się odświeżyć. Najpierw zmyłam makijaż, a potem wzięłam prysznic, ale włosów nie myłam. Po tym jak się wytarłam to założyłam piżamę i umyłam zęby. Tyle. Byłam gotowa do spania. Po cichu przemknęłam do swojej sypialni, położyłam się do łóżka, ale nie zasnęłam od razu. Jeszcze przez jakiś czas wpatrywałam się w krajobraz za oknem, który mimo późnej pory był widoczny doskonale. Wszystko przez oświetlenie. No cóż. Na pewno jakoś uda mi się zasnąć.

piątek, 15 lipca 2016

2.

[Emily]
Mimo wczesnej godziny i ujemnej temperatury na zewnątrz wyszłam biegać. Musiałam ochłonąć po wczorajszym wieczorze. Starałam się skupić na krokach, oddechu i kolejnych przebytych kilometrach, ale wciąż wracałam do wydarzeń z poprzedniego wieczora. Cholera. Dość. Było minęło. Jedna z aplikacji na moim telefonie oznajmiła mi, że przebiegłam już 7 kilometrów. Zatrzymałam się przy najbliższej ławce i odetchnęłam z ulgą. Zamknęłam na chwilę oczy i od razu tego pożałowałam.
**retrospekcja** 
-Emily – szepnął.
-Marco – powiedziałam tak cicho, że nie wiem czy mnie usłyszał.
-Co Ty tu robisz ?
-Ja … eee … - rozglądałam się za dziewczynami, które gdzieś zniknęły – wróciłam.
-Gdzie się podziewałaś ?
-Muszę iść – chciałam go minąć.
-Poczekaj – złapał mnie za rękę.
Spojrzałam w jego piękne oczy, które kiedyś tak kochałam i, które kiedyś patrzyły na mnie z ogromną miłością. Teraz to gdzieś zniknęło. Wyrwałam mu się i szybkim krokiem udałam się do łazienki, w której się zamknęłam. Zadzwoniłam po taksówkę, obmyłam twarz zimną wodą starając się nie rozmazać makijażu i spojrzałam na swoje odbicie. Pierwszy dzień w Dortmundzie i od razu takie atrakcje. Upewniłam się, że jestem w stanie stawić czoła Marco, a następnie wyszłam z pomieszczenia. Rozejrzałam się powoli i zobaczyłam, że Ann i Mario rozmawiają o czymś na osobności. Zapewne o nas. Pewnym krokiem podeszłam do nich i uśmiechnęłam się sztucznie.
-Będę się już zbierać. Zdzwonimy się.
-Hmm ... jasne – westchnęła blondynka.
-Em jakie masz plany na najbliższe dni ?
-Nie mam planów.
-No to jedź z nami do Ga-Pa.
-Po co ?.
-Odpocząć.
-No nie wiem – jęknęłam.
-Kiedy ostatni raz gdzieś byłaś ?
-W maju.
-No widzisz.
-Będzie fajnie – uśmiechnął się szatyn.
-Okej – poddałam się – kiedy wyjeżdżamy ?
-Jutro po południu.
-W porządku.
-Zdążysz się spakować ?
-Jasne.
-To rano się jeszcze zgadamy.
-Okej – pocałowałam oboje w policzek – dobrej nocy !
-Trzymaj się Emily !
Minęłam wszystkich uważając, żeby nie wpaść na swojego byłego narzeczonego, ubrałam się w przedpokoju i wyszłam z domu przyjaciół. O dziwo przed domem nie czekała na mnie taksówka. Co jest ?! Wyjęłam telefon z kieszeni i z powrotem wykręciłam numer.
-Dzień dobry, ja zamawiałam taksówkę na nazwisko Brown. Emily Brown.
-Zgadza się.
-Tylko, że nigdzie jej nie ma.
-Kierowca czekał, ale pani nie było, więc odjechał.
-Świetnie – mruknęłam.
-Chce pani kolejną taksówkę ?
-Nie dziękuje – rozłączyłam się.
Zdenerwowana wrzuciłam telefon do torebki i jęknęłam głośno. Teraz będę wracać autobusem.
-Ja Cię podwiozę – usłyszałam za sobą lekko zachrypnięty głos.
-Dam sobie radę.
-Nie wygłupiaj się Emily.
-Marco ja naprawdę nie potrzebuje Twojej pomocy.
-Chcesz wracać o tej porze sama do domu ?
-Tak.
-Wsiadaj – otworzył przede mną drzwi do czarnego, sportowego auta – bo inaczej sam Cię wsadzę.
Przewróciłam tylko oczami, ale posłusznie wsiadłam. To tylko podwózka, nic takiego. Tak sobie wmawiaj Emily, tak sobie wmawiaj. Podałam blondynowi adres i to byłoby na tyle jeżeli chodzi o naszą konwersacje. Widocznie po tylu latach żadne z nas już nie chce nic mówić. Może to i lepiej.
-Jesteśmy.
-Dziękuje za podwiezienie – wysiadłam szybko.
Prawie biegiem dotarłam do drzwi, otworzyłam je i nie czekając na windę wbiegłam po schodach na czwarte piętro. Drżącymi rękami otworzyłam drzwi od mieszkania i odetchnęłam dopiero jak usiadłam na małej kanapie w przedpokoju.

**koniec retrospekcji**

Nawet nie pamiętam jak znalazłam się w mieszkaniu. Mechanicznie wzięłam prysznic, ogarnęłam włosy i make-up, a potem się ubrałam. Czarne skórzane spodnie i czarna bluzka z długim rękawem idealnie komponowały się z brązowym płaszczykiem i czarnymi balerinkami, które miały złote czubki. Wybrałam do tego jedną z moich ulubionych czarnych, dużych toreb, czarną czapkę i okulary przeciwsłoneczne. Idealnie na dzisiejszą pogodę, która na szczęście zapowiadała się wspaniale. Uff. Spojrzałam na zegarek i stwierdziłam, że moja mama na pewno już wstała. To dobrze. Wybrałam jej numer szybko wrzucając do torby wszystkie potrzebne rzeczy i idąc na dół.
-Witaj kochanie.
-Cześć mamuś.
-Kiedy przyjedziesz się przywitać ?
-W zasadzie zamierzam być za chwilę.
-Och, ale ja idę do pracy.
-Wiem, tylko, że ja muszę coś znaleźć w swoim dawnym pokoju.
-Nie możesz tego zrobić wieczorem ?
-Wyjeżdżam z Ann i Mario do Ga-Pa.
-No dobrze – westchnęła – poczekam na Ciebie, a potem pojadę do pracy.
-Super, dzięki – rzuciłam zadowolona – będę za kwadrans.
-W porządku.
-Do zobaczenia – rozłączyłam się.
Upewniłam się, że wszystko mam, a potem wyszłam z mieszkania. Zamknęłam je, wrzuciłam klucze do torby i zamówiłam windę. Tym razem nie chciało mi się iść schodami. Chyba przesadziłam rano z bieganiem. Coś czuje, że będę miała zakwasy. W domu rodzinnym byłam kilkanaście minut później. Mama jak tylko mnie wpuściła do środka to mocno mnie przytuliła. Och Mamusiu !
-Cieszę się, że wreszcie wróciłaś.
-Ja też – skłamałam – bardzo się cieszę.
-Zaraz się popłaczę.
-No coś Ty – zaśmiałam się – rozmaże Ci się makijaż i jak pójdziesz do pracy ?
-Masz racje – machnęła ręką – nie mogę się rozklejać.
-Za kilka dni jak wrócę i będzie już Theo to może zrobicie dla nas jakąś powitalną kolacje ?
-Z największą przyjemnością – uśmiechnęła się.
W końcu moja rodzicielka wyszła do pracy, a ja się zdjęłam buty i płaszcz i popędziłam na górę. Otworzyłam drzwi od swojej dawnej sypialni i poczułam się dziwnie. Ostatni raz byłam tu 11 czerwca 2011 roku. Nic się nie zmieniło. Podejrzewam, że mama nic tutaj nie poprzestawiała do tej pory. Te same błękitne ściany, te same białe meble, to samo duże łóżko na środku i o zgrozo te same zdjęcia w ramkach. Wszędzie ja i on. W każdej ramce. Na ścianie, na komodzie, na szafce nocnej, na biurku i nawet przypięte do lustra. Matko jacy my byliśmy zakochani. Nie chcąc gotować sobie większego horroru przeszłam do niewielkiego pomieszczenia zwanego garderobą. Żadnych ubrać. Tylko jeden duży pokrowiec, jedno pudełko na buty i kilka kartonów. Właśnie po to tutaj przyszłam. Zaczęłam od pokrowca. Biała, długa suknia. Gorset bez ramiączek wysadzany delikatnymi kryształkami, a cały dół tiulowy. Wymarzona. Idealna. Łezka zakręciła mi się w oku, ale szybko powstrzymałam się przed płakaniem. Położyłam suknie na ziemi i sięgnęłam po pudełko. Moje pierwsze w życiu i nie chodzone szpilki od Jimmy Choo. Białe na cienkiej szpilce. Och. Tak bardzo o nich marzyłam, że moja siostra mi je kupiła. Chyba je zabiorę. Westchnęłam odkładając je na bok i przysunęłam sobie karton siadając przed nim. Czy jestem w stanie się z tym zmierzyć ? Nawet po trzech latach ? Już miałam otworzyć pudełko jak mój telefon zaczął dzwonić.
-Halo ?
-Cześć skarbie.
-Cześć kochanie – mimowolnie się uśmiechnęłam. 
-No i jak tam ?
-W porządku, a u Ciebie ?
-Pakuje się – jęknął.
-Dasz radę – zachichotałam.
-Zaaklimatyzowałaś się już w mieszkaniu ?
-Powiedzmy. 
-A jak Ci się podoba ?
-Jest idealne.
-To dobrze – wyczułam, że się uśmiecha.
-Jadę dzisiaj z Ann i Mario do Ga-Pa.
-Świetnie ! Odpoczniesz sobie trochę. 
-Mam nadzieje.
-Jak się trochę ogarniemy w Dortmundzie to obiecuje, że zabiorę Cię na wakacje.
-Wystarczy mi, że będziesz blisko.
-Zawsze będę. 
-Kocham Cię – szepnęłam – i już za Tobą tęsknię.
-Ja też Cię kocham skarbie – powiedział tak czule, że aż ścisnęło mnie za serce – zobaczysz, że szybko zleci.
-Trzymam Cię za słowo.
-A co porabiasz ?
-Siedzę w garderobie.
-Układasz ciuchy ? – zaśmiał się.
-Dokładnie tak – skłamałam siląc się na śmiech – spotkałam wczoraj Marco.
-Szybko – powiedział po dłuższej chwili.
-W ogóle się tego nie spodziewałam.
-Musisz przywyknąć, że teraz będziesz go czasem widywać.
-Mam nadzieje, że bardzo rzadko.
-Tak, ja też – był szczery do bólu – kończę, bo zaraz mam spotkanie.
-No pewnie, to do usłyszenia.
-Pa Em – rozłączył się.
Rozłączyłam się i schowałam telefon do tylnej kieszeni. Spojrzałam na karton i nie zastanawiając się za wiele otworzyłam go. Wyjęłam z niego dwa albumy, kilka naszych zaproszeń ślubnych, obrączki, pierścionek zaręczynowy i jakieś inne duperele. Wystarczyło, że otworzyłam jeden album na pierwszej stronie, a łzy spłynęły po moich policzkach jak z wodospadu. Nie, to za wcześnie. Ja tak nie potrafię. Nie oglądając nic więcej wrzuciłam rzeczy do kartonu, wsunęłam go pod półkę i wyszłam z pomieszczenia. Łzy razem z tuszem płynęły już dużo wolniej, a ja miałam wrażenie, że to jakieś cholerne nieporozumienie. To, że tu w ogóle jestem w Dortmundzie, to, że spotkałam Marco i to, że jestem tutaj i przyszłam zobaczyć te rzeczy. Moje serce i moja dusza nie są na to jeszcze gotowe.
-Em jesteś tu ? – zawołała moja siostra.
-Tak ! W sypialni !
-Hej – wparowała do pokoju – co się stało ?
-Nie mogę – pokręciłam z niedowierzaniem głową – nie powinno mnie tu być.
-Cśśś – przytuliła mnie – nie płacz.
-Nie jestem jeszcze gotowa, żeby oglądać te rzeczy. 
-Przecież nikt nie każe Ci ich oglądać.
-Wczoraj go spotkałam. 
-Gdzie ?
-U Ann.
-Och – spojrzała na mnie zdziwiona.
-Annie ja nie mogę mieszkać z nim w jednym mieście.
-Emily uspokój się. Masz teraz chwilową załamkę, ale wszystko się ułoży. Zobaczysz.
-A co jak nie ?
-Ty masz Theo, on też ma dziewczynę. Wszystko jest zamknięte, tylko musisz się przyzwyczaić, że możesz go spotykać i tyle. 
-Ma dziewczynę ?
-Yhmm, już sporo czasu są razem. 
-To dobrze – wykrztusiłam. 
-Jesteś zazdrosna ?
-No co Ty – przewróciłam oczami – muszę się zbierać, bo chce się jeszcze spakować.
-Mama mi mówiła – machnęła ręką – leć, a jakby co to dzwoń.
-Okej, dzięki – pocałowałam ją w policzek – na razie !
W biegu się ubrałam i wyszłam na świeże powietrze. Już mi lepiej, przynajmniej trochę. Moja siostra ma racje. Wszystko jest zamknięte. Nas już nie ma. Wróciłam do domu tak szybko jak byłam w stanie. Od razu udałam się do garderoby, gdzie wzięłam sobie walizkę i zaczęłam się pakować. Wrzucałam raczej ciepłe rzeczy, plus oczywiście jakieś narciarskie. Potem zgarnęłam kosmetyki z łazienki i byłam gotowa. Miałam jeszcze jakąś godzinkę, bo umówiliśmy się na 14:30, więc zniosłam wszystko na dół i zrobiłam sobie szybki obiad. Akurat jak wkładałam naczynia do zmywarki to dostałam sms od mojej przyjaciółki.

„Kochana wyjeżdżamy już z domu :*”
„Okej !”
Upewniłam się, że wszystko mam, a następnie wyszłam z domu. Pod apartamentowiec podjechał czarny Range Rover. Mario wysiadł z niego i pomógł mi z walizką.
-Siadaj z przodu – uśmiechnął się.
-W porządku – zachichotałam cicho.
Otworzyłam drzwi od strony pasażera i omal nie dostałam zawału. Kurwa. On też jedzie ? Spuściłam wzrok i wsiadłam, a potem nawet na niego nie patrząc zapięłam pasy.
-Będzie cudownie – zaćwierkała za mną Ann.
-Będzie cudownie – powtórzyłam cicho. 
-Co dzisiaj robiłaś kochana ?
-Biegałam – wzruszyłam ramionami – a potem byłam u rodziców. 
-To świetnie – odparła zbyt entuzjastycznie. 
-Ann możesz mi powiedzieć czemu masz taki dobry humor ? – napadłam na nią.
-A co nie mogę ? – uśmiechnęła się, a mi zrobiło się głupio.
-Źle spałam. Przepraszam.
-Nie ma sprawy – zaśmiała się – to na pewno chodzi o kiepski sen. 
-Tak – westchnęłam. 
-Przejdzie Ci. 
-Mam nadzieje.
-Dobra my się musimy zdrzemnąć – mruknął Gotze - jakbyś miał dość prowadzenia Marco to mnie obudź.
-Ok – odchrząknął. 
-No i obudźcie nas na postoju – mruknęła panna Brommel.
-Masz to jak w banku – obiecałam.
Kilka minut później nasi przyjaciele spali już jak zabici. A mi zaczęła przeszkadzać ta krępująca cisza. Z jednej strony cieszyłam się, że nie gadamy, ale z drugiej czułam się dziwnie.
-Możesz włączyć radio ?
-Pewnie. Tylko muzyka, tak ? – spojrzał na mnie przelotnie.
Spojrzałam na niego totalnie zbita z tropu. Pamiętał ?
-Poproszę – powiedziałam po dłuższej chwili odwracając się w stronę okna
I nagle w radiu poleciała piosenka „I will survive”, którą śpiewa Gloria Gaynor. Spojrzałam na Marco, który zwolnił słysząc tekst.

“It took all the strength I had not to fall apart
Kept trying hard to mend
The pieces of my broken heart
And I spent oh so many nights
Just feeling sorry for myself
I used to cry
But now I hold my head up high
And you see me
Somebody new
I'm not that chained up little person
Still in love with you"

Nawet nie wiem kiedy wyłączyłam radio, a potem kazałam Marco zatrzymać samochód. Zdążył zatrzymać się na jakimś zjeździe, a ja wyszłam z samochodu i skierowałam się w stronę lasu. Oparłam się o najbliższe drzewo, a potem usiadłam na chwilę. Gdybym tylko wiedziała, że on też jedzie ... Tak długo o tym nie myślałam, tak długo było dobrze, a wystarczyła jego obecność, żeby wszystko wróciło do mnie ze zdwojoną siłą.
-Emily wszystko w porządku ?
-Tak.
-Płaczesz ? - ukucnął przede mną i położył mi dłonie na kolanach.
-Nie dotykaj mnie - odruchowo je odepchnęłam.
-Przepraszam - wstał wkładając ręce do kieszeni spodni.
-Już idę - otarłam łzy i podniosłam się z ziemi - jedźmy, chce być jak najszybciej na miejscu.
-Nie ma problemu - ruszył za mną w stronę auta.
-Ann albo Mario się obudzili ?
-Nie, śpią jak zabici.
-To dobrze - odetchnęłam.
-Jeżeli zrobiłem coś czym Cię uraziłem ...
-Zrobiłeś to w dniu naszego ślubu - warknęłam i wsiadłam do samochodu.
Tym razem od razu wyjęłam słuchawki z torebki, podłączyłam je do telefonu i puściłam byle jaką muzykę. Po prostu nie chciałam z nim rozmawiać, to nie jest dobry pomysł. Ten wyjazd to będzie porażka. Po jakimś czasie wjechaliśmy na autostradę i Marco docisnął pedał gazu, nigdy nie bałam się z nim jeździć, ale absolutnie nie oznacza to, że uważałam jego jazdę na bezpieczną. O co to nie ! Pędził jak szalony wymijając kolejne samochody, a niektóre z nich po prostu zjeżdżały mu z drogi. Pogoda za oknem troszkę się popsuła, bo już nie świeciło słońce, ale prószył śnieg. Wyjęłam z uszu słuchawki i spojrzałam na kierowcę.
-Jest ślisko.
-Mam zwolnić ? - zaśmiał się.
-Chociaż trochę.
-Boisz się Emily ?
-Nie, po prostu to jest niebezpieczne.
-Jestem dobrym kierowcą i doskonale o tym wiesz.
-Tak wiem - przełknęłam ślinę.
-No właśnie.
-Super - mruknęłam.
-Dlaczego płakałaś ? – spytał po chwili nie owijając w bawełnę. 
-To nie jest Twoja sprawa.
-Owszem jest.
-Nie jest ! - zaprzeczyłam.
-To czemu wspomniałaś o naszym ślubie ?
-Bo miałam taki kaprys.
-Za dobrze Cię znam.
-Wcale mnie nie znasz.
-Jesteś tego pewna ?
-Oczywiście, że tak !
-Twój ulubiony kolor to biały, uwielbiasz lato, chociaż uważasz, że na wiosnę wszystko wygląda lepiej, chciałabyś jechać na koncert Beyonce. Zawsze jak się budzisz to przed otwarciem oczu marszczysz nos, nie lubisz swoich włosów zaraz po przebudzeniu, bo uważasz, że są zbyt potargane. Jak jesteś zdenerwowana to zaciskasz usta w cienką kreseczkę a dłonie w pięści. Zawsze marzyłaś o tym, żeby pojechać do Paryża, ale tylko na weekend, bo za dużo się nasłuchałaś o tym mieście. Twoje ulubione kwiaty to czerwone róże i wszystkie kolory tulipanów. Wymarzona praca to architekt wnętrz, bo ta praca wydaje Ci się magiczna. Zamiast mówić co leży Ci na sercu wolisz to przemilczeć, bo boisz się, że Twoja szczerość zrobi komuś przykrość. Nie przepadasz za jesienią, bo jest szaro i smutno, a wtedy masz kiepski nastrój. Zawsze jak płaczesz to delikatnie się trzęsiesz tak jakby było Ci zimno. W przyszłości chcesz mieć co najmniej dwójkę dzieci i duży dom z ogródkiem. Nie lubisz kotów, ale za to uwielbiasz duże psy. Nie boisz się lekarzy, ale stresujesz się przed każdymi badaniami, bo uważasz, że zawsze może być coś nie tak z wynikami. Najważniejsza jest dla Ciebie rodzina, lepiej dogadujesz się z tatą niż z mamą, a Annie jest dla Ciebie bardziej jak przyjaciółka niż starsza siostra. Nigdy nie przepadałaś za sportem i chociaż zawsze miałaś idealną sylwetkę to biegasz. Lubisz jak przed snem masz się do kogo przytulić, bo wtedy czujesz się bezpiecznie. Jak jesteś zmartwiona to masz taki smutny i nieobecny wzrok. Mam wymieniać dalej ?
-Nie - skuliłam się tak, żeby na niego nie patrzeć.
-Zgłodniałem, robimy postój ? – płynnie zmienił temat.
-Jeżeli chcesz.
Kilkanaście minut później zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej. Miałam ochotę kolejny raz się rozpłakać, ale ile można ?
-Ann, Mario ! Postój !
-Och - modelka ziewnęła - muszę rozprostować nogi.
-Ja też kochanie - powiedział jej ukochany.
-Chcesz coś do zjedzenia ? - Reus spojrzał na mnie.
-Nie, dziękuje. 
-Może jednak ?
-Nie jestem głodna – warknęłam. 
-Okej – wysiadł z auta.
Zostałam sama i szczerze mówiąc odetchnęłam z ulgą. Przesiadłam się do tyłu, okryłam małym kocykiem, która wzięła ze sobą Ann, a za chwilę odpłynęłam.

piątek, 8 lipca 2016

1.

[Emily]
Po trzech naprawdę długich latach przyleciałam do Dortmundu. Odebrałam swoje bagaże, a następie wyszłam z lotniska. Czekała tam na mnie moja starsza siostra - Annie.
-Hej ! - przytuliła mnie mocno.
-Cześć ! - objęłam ją.
-Stęskniłam się za Tobą.
-Ja za Tobą też.
-Gotowa zmierzyć się z Dortmundem ?
-Nie mam innego wyjścia - wzruszyłam ramionami.
-No to zapraszam - uśmiechnęła się.
Zapakowałyśmy wszystkie moje walizki do bagażnika białego Audi, a następnie wsiadłyśmy, ja na miejsce pasażera, a moja siostra kierowcy. Przez okno podziwiałam miasto, w którym się wychowałam i, gdzie spędziłam większość mojego życia.
-Kiedy przyjeżdża Theo ?
-W przyszły czwartek - oderwałam wzrok od szyby.
-No to masz jeszcze trochę czas, żeby się rozpakować i ogarnąć ostatnie rzeczy.
-Dziękuje za pomoc Annie.
-Nie ma sprawy - zaśmiała się - to była dla mnie przyjemność.
-Po prostu nie czułam się na siłach, żeby przyjechać wcześniej.
-Rozumiem, naprawdę.
-Co w domu ?
-Normalnie.
-A z Natem ?
-Pokłóciliśmy się, bo uważa, że nie mam dla niego czasu.
-Musicie pogadać i wszystko się wyjaśni.
-Wiem, pójdę do niego dzisiaj wieczorem.
-Będzie dobrze - posłałam jej pokrzepiający uśmiech.
W końcu podjechaliśmy pod bardzo imponujący apartamentowiec. Kobieta zaparkowała niedaleko wejścia, a następnie wysiadła.
-Macie piękne mieszkanie.
-Tak, razem wybieraliśmy.
-Będziecie tu szczęśliwi.
-Wszędzie będziemy - powiedziałam pewnie, ale tylko na pozór, bo nie do końca byłam pewna swoich słów.
-Proszę - podała mi kluczę - to Twój komplet, dostałam od Theo jak przyjechał podpisać umowę.
-Mówił mi.
-No to chodź.
Wzięłyśmy bagaże, weszłyśmy do środka i od razu skierowałyśmy się do windy. Wjechałyśmy na czwarte piętro, podeszłyśmy do drzwi z numerem szesnaście i otworzyłam drzwi nowymi kluczami. Widziałam to mieszkanie, a raczej apartament na zdjęciach w internecie, ale jak był jeszcze nie urządzony, a teraz stanęłam w progu i nie mogłam się ruszyć. Nasze mieszkanie w Londynie nie było nawet w połowie tak cudowne jak to. Jasny, przestronny przedpokój z białą podłogą. Po prawej stronie szafa z dużym lustrem, po lewej niewielka kanapa, a nad nią kilka ramek ze zdjęciami. Och. Tak pięknie.
-Podoba Ci się ?
-Tak - wykrztusiłam - przeszłaś samą siebie.
-A zamierzasz wejść dalej ? - zaśmiała się cicho.
-Oczywiście - uśmiechnęłam się.
Zostawiłyśmy walizki w przedpokoju, rozebrałyśmy się z wierzchnich ubrań i ruszyłyśmy pozwiedzać. Znaczy ja chciałam pozwiedzać. Zdążyłam wyjść z przedpokoju, a stałam już w salonie. W dalszym ciągu była biała podłoga i jasne ściany, ale nie tylko. Do tego jasne meble, a na środku tuż naprzeciwko kanapy wisiał nowy telewizor. Szklany stolik, na którym leżały moje ulubione magazyny to mebel bez, którego nie wytrzymałabym. I na szczęście moja siostra o tym wie.
-Chodź do kuchni mała - pociągnęła mnie za rękę -  i zamknij buzię, bo w końcu mucha Ci wpadnie do ust.
-Spadaj - zaśmiałam się.
Obeszłyśmy wszystkie pomieszczenia i, każde z nich chociaż do siebie podobne było zupełnie inne. Zakochałam się w tym mieszkaniu i teraz jestem pewna, że po raz kolejny zaczynam nowe życie. Już nie sama ze złamanym sercem, ale z ukochanym facetem.
-Dasz sobie radę ?
-Tak, zajmę się rozpakowywaniem ciuchów.
-W kartonach w garderobie jest reszta - przypomniała mi.
-Pamiętam – puściłam jej oczko.
-No to powodzenia.
-Jeszcze raz dziękuje.
-Cała przyjemność po mojej stronie – ukłoniła się teatralnie.
Odprowadziłam ją do drzwi, które potem zamknęłam na klucz i truchtem pobiegłam na górę do garderoby. Bogu dzięki, że jestem na tyle zorganizowana, żeby podpisać kartony. „Buty”, „sukienki”, „spodnie” i tak dalej. Wszystko po kolei układałam na półkach albo wieszałam na wieszakach. Co za wyczerpujące zadanie. Chyba jednak wolę się pakować. Już miałam ułożyć w szufladzie swoją bieliznę jak poczułam, że w kieszeni wibruje mi telefon. Wyciągnęłam go i zobaczyłam, że dzwoni do mnie moja przyjaciółka – Ann.
-Cześć kochana – uśmiechnęłam się.
-Hej piękna.
-Co tam ?
-Słyszałam, że ktoś tu jest w Dortmundzie.
-A i owszem – zachichotałam – właśnie się rozpakowuje.
-Musimy się spotkać ! Strasznie się za Tobą stęskniłam.
-No pewnie, ja za Tobą też.
-Jakie masz plany na dzisiejszy wieczór ?
-Brak – wybuchłam śmiechem.
-W takim razie wpadaj do nas.
-A coś się dzieje ?
-Yhmm.
-Nie trzymaj mnie tak w napięciu, tylko mów !
-Mario zarządził małą imprezę.
-Bardzo chętnie wpadnę.
-Cudownie.
-O której mam być ?
-A możesz przyjść gdzieś tak o 18:30 ? To wtedy sobie jeszcze trochę pogadamy.
-Będę, tylko wyślij mi adres sms.
-Załatwione.
-Kochana to widzimy się potem, a ja teraz kończę się rozpakowywać.
-Okej.
-Pa !
-Do zobaczenia – rozłączyła się.
Położyłam telefon na podłodze i wróciłam do kartonów. Mimo, że jeszcze w Londynie zrobiłam selekcje, które rzeczy potrzebuje, a które nie to nadal było ich zdecydowanie za dużo. Gdzie ja je wszystkie mieściłam w stolicy Anglii ? To jest bardzo dziwne. Trochę ponad dwie godziny później odłożyłam na półkę ostatnie szpilki. Złożyłam kartony, wyrzuciłam je do śmieci i zadowolona z siebie zrobiłam sobie kawę w kuchni. Chciałabym wyjść na zewnątrz i trochę popodziwiać miasto, ale niestety pora roku, pogoda i miesiąc mi na to nie pozwalają. Trudno.Odbije sobie w cudowny, czerwcowy poranek. Odprężona spojrzałam na zegarek, który o dziwo wskazywał godzinę 16:50. O fuck ! Spóźnię się do Ann ! Szybko odstawiłam kubek do zlewu i popędziłam na górę. Zgarnęłam z garderoby czystą bieliznę, czarne jeansy i białą bluzę w czarne paski. Dodatki wybiorę później. Zamknęłam się w łazience, gdzie się rozebrałam i weszłam pod prysznic. Jak tylko odkręciłam kurek to poleciała na mnie gorąca woda. Cicho pisnęłam i zmniejszyłam temperaturę. Namydliłam całe ciało ulubionym żelem pod prysznic z ekstraktem z kawy i jagód goji, spłukałam pianę i zabrałam się za włosy. Dwukrotnie umyłam je jakimś nowym szamponem, a na same końcówki nałożyłam trochę odżywki. Wszystko porządnie spłukałam i zakręciłam kurek. Włosy owinęłam małym ręczniczkiem, a siebie wytarłam dużym, którym następnie się owinęłam. Wyszłam z kabiny, rzuciłam gdzieś ręcznik i założyłam bieliznę. Kolejny krok to jak zwykle balsam do ciała, dzięki któremu mam taką „idealną skórę”, a przynajmniej Theo zawsze mi to powtarza. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Nic się nie zmieniłam. Chociaż ... może trochę ? Sama nie wiem. Sięgnęłam po czarną suszarkę, którą zaczęłam suszyć ciemne włosy. Jak zwykle zajęło mi to niecałe dwa kwadranse. Ehh. Nie chciałam się spóźnić, więc jak były już suche to tylko je rozczesałam i szybko zabrałam się za makijaż. Podkład, puder, bronzer, eyeliner i tusz do rzęs. Wszystko. Ubrałam się we wcześniej przygotowane ciuchy, psiknęłam się starymi perfumami i wyszłam z łazienki. Z powrotem wróciłam się do garderoby, gdzie na spotkanie wybrałam sobie jeszcze kilka złotych bransoletek, czerwoną dużą torbę i szary płaszczyk oversize. Jak prawie zawsze o tej porze założę czarne botki na obcasie. Moje ulubione i pasują do wszystkiego. Zerknęłam na telefon, aby skontrolować godzinę i było już kilka minut po 18. Czas wychodzić. Zadzwoniłam po taksówkę i w tym czasie zeszłam na dół, założyłam buty, płaszczyk i wyszłam z mieszkania zamykając je nowymi kluczami. Zamiast zjeżdżać windą postanowiłam przejść się schodami. W końcu cztery piętra to nie tak dużo.
-Dzień dobry – pomachała mi mała dziewczynka.
-Dzień dobry – uśmiechnęłam się.
-Jest tu pani nowa ?
-Tak – kiwnęłam głową.
-A w którym mieszka pani mieszkaniu ?
-Szesnaście na czwartym piętrze.
-Ja w dziewiątym na trzecim.
-Rozumiem.
-Jak ma pani na imię ?
-Emily.
-A ja Olivia – podała mi dłoń, a ja ją uścisnęłam.
-Miło mi Cię poznać.
-Olivia chodź już ! – usłyszałyśmy.
-Do widzenia ! – pomachała mi biegnąc na górę.
-Cześć !
No to znam już jedną sąsiadkę. Mała blondyneczka, na oko sześć lat. Urocza. Wyszłam na zewnątrz, gdzie czekała już na mnie taksówka. Podałam adres moich przyjaciół i niedługo byłam już na miejscu.
-Dziękuje – podałam kierowcy banknot – reszty nie trzeba.
-Miłego wieczoru – uśmiechnął się ostatni raz i odjechał.
Westchnęłam i podeszłam do furtki. Zadzwoniłam dzwonkiem, a Ann nawet nie sprawdzając kto to otworzyła mi. Weszłam na podwórko, a drzwi wejściowe uchyliły się i zobaczyłam blondynkę.
-No nareszcie !
-Jestem na czas – zaśmiałam się.
-Wiem, ale już nie mogłam się Ciebie doczekać.
-Cześć - przytuliłam ją.
-Hej – objęła mnie mocno – jak dobrze mieć Cię znowu przy sobie.
-Nareszcie blisko siebie – zachichotałam.
-A żebyś wiedziała.
-Wpuścisz mnie dalej ?
-No pewnie – odsunęła się ode mnie.
Szybko rozebrałam się w przedpokoju, a moja przyjaciółka zaprowadziła mnie do salonu. Na stoliku stały już filiżanki, talerzyki i ciasto. Och.
-Zrobię jeszcze herbatę, a Ty się rozgość.
-W porządku – uśmiechnęłam się.
Zostałam sama w salonie, ale zamiast usiąść na kanapie podeszłam do szafki na której zauważyłam ramki ze zdjęciami. Na prawie każdym była Ann z Mario. W Paryżu, w Dortmundzie, na wakacjach, w Nowym Jorku, podczas Świąt, imprez. Wiecznie razem, wiecznie zakochani, wiecznie uśmiechnięci. I nagle jedno zdjęcie mocno przyciągnęło moją uwagę. Ja i Ann. Obie ubrane z małe czarne i szpilki w tym samym kolorze, na mojej głowie spoczywała korona z napisem "panna młoda", a na jej opaska z rogami diabła. Obie uśmiechnięte i zadowolone trzymałyśmy w rękach kolorowe drinki. Gdyby się przyjrzeć można by zauważyć, że nasze oczy są już niego podpite. Ostatnie zdjęcie zrobione w Dortmundzie. Doskonale pamiętam ten dzień. Mój wieczór panieński. Cholera.
-Lubię to zdjęcie – usłyszałam za sobą.
-Ja też, mam je gdzieś w domu rodziców.
-Jeżeli Ci przeszkadza to mogę je schować albo zmienić.
-To Twój dom – odwróciłam się w jej stronę – ale spokojnie, nie przeszkadza mi.
-Mam więcej naszych wspólnych zdjęć, ale wiszą na schodach.
-Na schodach ? – uśmiechnęłam się szeroko.
-Na ścianie przy schodach – poprawiła się.
-Aż tak za mną tęsknisz, że musisz wieszać w domu nasze zdjęcia ?
-Oczywiście ! – zachichotała – i liczę, że Ty też jakieś powiesisz.
-No pewnie, że tak.
-Chodź, herbata stygnie.
-Tak w ogóle to gdzie jest Mario ?
-Pojechał jeszcze na szybkie zakupy.
-Wszystko na ostatnią chwilę. Rozumiem.
-Cały Mario.
-Jak Wam się układa ?
-Idealnie.
-Wasze kariery nie kolidują ?
-Jeszcze nie, cały czas udaje nam się to jakoś pogodzić.
-To najważniejsze.
-Lepiej powiedz mi co u Ciebie i Theo.
-Bez zmian – wzruszyłam ramionami.
-Ale jednak jesteście w Dortmundzie.
-Theo dostał tu świetną pracę, dużo lepszą niż w Londynie, więc jesteśmy.
-Nie bałaś się ?
-Cały czas się boję, ale myślę, że on boi się bardziej.
-Martwi się o Ciebie.
-Dlatego właśnie zdecydowałam się na przeprowadzkę. To ja miałam całkowite prawo do decyzji i gdybym powiedziała „nie” to zostalibyśmy w Anglii.
-Poświęciłaś się.
-Czy nie o to właśnie chodzi w miłości ?
-Trochę na pewno o to – uśmiechnęła się.
-Minęły już trzy lata, więc myślę, że mój powrót nic nie zmieni. A po za tym Theo już wiele dla mnie poświęcił, więc teraz czas na mnie.
-Ile propozycji odrzucił ?
-Tylko dwie, chociaż może aż dwie ? – zamyśliłam się – Jedną jak mnie poznał i wtedy zrezygnował z Kanady, a w zeszłym roku odpuścił Seattle.
-Szczęściara z Ciebie.
-Ogromna.
-Mogę Cię o coś spytać ?
-Dobrze wiesz, że tak.
-Nadal kochasz Marco, prawda ?
-Czemu o to pytasz ?
-Bo zdziwiła mnie Twoja reakcja na to zdjęcie.
-Dalej nie rozumiem.
-Patrzyłaś na nie dobre kilka minut i myślałam, że się popłaczesz. Em jesteśmy przyjaciółkami od bardzo dawna, od zawsze, a ja od trzech lat nie pytam o Marco. Teraz to zmieniam. Teraz chce wiedzieć.
-To już nie ma znaczenia Ann. Było minęło.
-Czyli go kochasz – bardziej stwierdziła niż zapytała.
-Nigdy o nim nie zapomniałam. To wszystko.
-Okej, nie męczę Cię więcej.
-Dziękuje.
-Theo już jest w Dortmundzie ?.
-Nie, przylatuje dopiero w przyszły czwartek.
-Szybko zleci.
-Mam nadzieje – zachichotałam.
Mario wrócił, ale nawet się ze mną nie witał, bo chciał dać nam czas na nagadanie się. Rozmawiałyśmy, śmiałyśmy się i wspominałyśmy dopóki nie zaczęli się schodzić pierwsi gości. O dziwo Gotze wszystko sam przygotował, więc my tylko sprzątnęłyśmy ze stolika i pomogłyśmy mu poodsuwać trochę meble. Ludzi było coraz więcej, a panna Brommel zaczęła przedstawiać mi partnerki chłopaków. Poznałam Anie Lewandowską, Cathy Fischer, Riri Woods i jeszcze kilka innych dziewczyn, których imion nie byłam pewna. Wszystkie były bardzo sympatyczne i od razu załapałam z nimi kontakt. Może wcale nie będzie tak źle ?
-No nareszcie mogę Cię wyściskać – rzekł Mario przytulając mnie.
-Dobrze Cie widzieć Mario.
-Ciebie też Em.
-Co tam ? – odsunęłam się od niego.
-Jest coraz lepiej.
-Ciesze się.
-Zmieniłaś się.
-Bez przesady – machnęłam ręką.
-Uciekam do chłopaków - powiedział po chwili.
-Pewnie leć – uśmiechnęłam się.
Sama wróciłam do dziewczyn, który mocno o czymś dyskutowały. Nie za bardzo łapałam o co chodzi, więc stałam i tylko się przysłuchiwałam. I nagle z niewiadomego powodu odwróciłam się i wtedy GO zobaczyłam. Wstrzymałam na chwilę oddech, a nasze spojrzenia się skrzyżowały. O Mój Boże. W ogóle nie pomyślałam, że on może się tu pojawić. Wszystko inne przestało istnieć. Muzyka ucichła, ludzie się rozstąpili. Powolnym krokiem podszedł do mnie i zatrzymał się dosłownie jak dzieliło nas tylko kilka centymetrów.
-Emily – szepnął.
-Marco – powiedziałam tak cicho, że nie wiem czy mnie usłyszał.


*****

Kochani rozdziały będą pojawiały się w każdy piątek o godzinie 20 :) jakby coś miało się zmienić to dam Wam znać :* Buziaki  

piątek, 1 lipca 2016

Prolog.

[Emily]
Dzisiaj jest pierwszy raz od ponad trzech lat, kiedy jestem w Dortmundzie. Ponad trzy lata temu wyjechałam stąd po moim niedoszłym ślubie z Marco. W Londynie rozpoczęłam studia, spotkałam Theo i zaczęłam nowe życie. Nigdy nie zapomniałam o Marco, nie przestałam go kochać, ale uczucia, którymi go darzyłam zostały zamknięte w najciemniejszych zakamarkach mojego serca. Teraz liczy się tylko Theo, to on pomógł mi stanąć na nogi, to on na nowo pokazał mi co to jest miłość. Nie żałuje, że z nim jestem. Mój ukochany dostał propozycje pracy w Dortmundzie, więc postanowiliśmy się tu przeprowadzić. W centrum kupiliśmy piękny, dwupoziomowy apartamentowiec i zaczynamy nowe życie.

[Marco]

Jakiś czas temu minęły trzy lata od kiedy rozstałem się z Emily. Nigdy nie zapomniałem o tym co nas łączyło, o uczuciach jakim ją darzyłem, ale rozstaliśmy się. W lutym minął dwa lata od kiedy spotykam się z Caroline. Jesteśmy razem szczęśliwi, naprawdę ją kocham. Nie mam pojęcia co się dzieje z panną Brown, nie widziałem jej od naszego niedoszłego ślubu. Wiem tylko, że wyjechała, ale ani jej rodzina ani przyjaciele nie chcieli mi powiedzieć gdzie. To właśnie jej zawdzięczam moją karierę piłkarską, ona przekonała mnie, że warto spróbować.