piątek, 21 lipca 2017

37.

[Emily]
Rzuciłam swoje rzeczy na podłogę, oparłam się o drzwi wejściowe, zamykając oczy i wypuściłam ze świstem powietrze. Musiałam się uspokoić, potrzebowałam chwili, żeby złapać oddech. Kilka minut później pozbierałam swoje rzeczy i ruszyłam w głąb domu. W jadalni natrafiłam na moich rodziców i Annie, jedzących obiad. Poczułam ścisk w żołądku i ciche burczenie, ale nie miałam ochoty nic jeść.
-Wcześnie wróciłaś, kochanie - uśmiechnął się do mnie tata - siadaj do stołu i zjedz z nami obiad
-Nie jestem głodna - skłamałam
-Wszystko w porządku, Em? - Annie spojrzała na mnie z wahaniem
-Jestem zmęczona, pójdę się położyć - wzruszyłam ramionami
-Jesteś chora? - zmartwiła się moja rodzicielka
-Pokłóciłam się z Marco - mruknęłam
Nie czekając na odpowiedź, zmusiłam się do odejścia. Szybkim krokiem weszłam po schodach i zamknęłam się w swojej sypialni. Upewniłam się, że drzwi są zamknięte na klucz. Chciałam być sama. Rozebrałam się do bielizny, wyciągnęłam spod poduszki koszulkę Marco i założyłam ją. Leżąc w łóżku, otulona kołdrą i zapachem mojego ukochanego, pozwoliłam sobie na płacz. Łzy spływały po moich policzkach, rozmazując starannie zrobiony rano makijaż. Tak bardzo chciałabym, żeby ten wieczór inaczej się skończył. Nie miałam ochoty słuchać, jak moja siostra próbuje przekonać mnie do rozmowy, więc sięgnęłam po swój telefon i słuchawki. Odpaliłam aplikację Spotify, miałam tam kilka playlist na różne nastroje. Włączyłam najsmutniejszą z nich, zamknęłam oczy i pozwoliłam, aby muzyka mnie pochłonęła. Dzisiejsza kłótnia bardzo mnie zaskoczył, ani przez chwilę się jej nie spodziewałam. A później było już za późno. Nie mogłam pogodzić się z tym, jak zachował się Marco i jak mnie potraktował. Czy jego zazdrość mogła wynikać z braku zaufania? Czy dałam mu do zrozumienia, że powinien być zazdrosny? Czy to w ogóle była moja wina? Myśli przelatywały mi przez głowę z prędkością światła, jedna za drugą. Oczywiście, że żaden związek nie jest idealny i w każdym zdarzają się kłótnie. Jednak miałam cichutką, malutką nadzieję, że my potrafimy tak dobrze się dogadać, żeby obyło się bez kłótni. Byłam naiwna. Sygnał przychodzącej wiadomości przerwał moje rozmyślania. Wstrzymałam oddech, myśląc o blondynie jako o nadawcy. Przeliczyłam się. Sms był od Ann, która jakimś cudem wiedziała już co się dzieje. Nie byłam tylko pewna skąd.
“Chcesz porozmawiać o tej kłótni?”
“Nie, chyba nie” 
“Na pewno? Na mnie zawsze możesz liczyć!”
“Wiem i bardzo Ci dziękuję. Teraz chcę być po prostu sama”
“Och. Jasne. Powiesz mi chociaż o co poszło?”
“Sama nie wiem. To trochę skomplikowane. Skąd w ogóle wiesz?”
“Annie do mnie dzwoniła”
“Hmm…”
“Em? Wszystko się wyjaśni, to tylko drobna kłótnia. Zdarza się w najlepszym związku”
“Tak, wiem. Muszę to na spokojnie przetrawić”
“Marco się odzywał?”
“Nie”
“Odezwie się. Zobaczysz”
Długo wpatrywałam się w te trzy słowa. Chciałabym, żeby Ann miała rację. Nie odpisując, odłożyłam telefon na bok i z powrotem zatraciłam się w muzyce. Mijały kolejne minuty, piosenki, myśli, a ja wciąż byłam w punkcie wyjścia. Nie doszłam do żadnych sensownych wniosków. I miałam wrażenie, że nie ruszę z miejsca dopóki nie wyjaśnię sobie wszystkiego ze swoim ukochanym. Na nieszczęście dla mnie, byłam tchórzem i bałam się zrobić pierwszy krok. Bałam się, że odtrąci mnie, bo sam nie jest jeszcze w nastroju do rozmów. Tego bym nie zniosła. Czas leciał tak szybko, że nawet nie zauważyłam, że się ściemniło. Byłam głodna. Chciało mi się siku. Dochodziła już dwunasta w nocy, więc wstałam z łóżka i po cichu wyszłam z pokoju. Nie słyszałam żadnych odgłosów, co oznaczało, że moi rodzice siedzą już w swojej sypialni. Siostra pewnie gdzieś wyszła albo też siedzi u siebie. Zeszłam na dół, gdzie najpierw skorzystałam z toalety, a następnie dorwałam się do lodówki. Znalazłam w niej resztki sałatki i makaron z serem. Pozwoliłam sobie na zjedzenie obydwu potraw i znowu przemknęłam do swojej sypialni. Tym razem nie zamykałam drzwi na klucz, nie czułam już takiej potrzeby. Najwcześniej rano ktoś do mnie zajrzy, a wtedy będę miała za mało czasu na rozmowę, bo będę się śpieszyć do pracy. W najlepszym wypadku, jak ktoś tu zajrzy to będę już w pracy. Uciekam przed własną rodziną, to straszne. Jednak pytania, które mogą paść z ich strony, nie są spełnieniem moich marzeń. Wystarczy, że rozmyślanie o kłótni boli, a rozmawianie z kimś pośrednim, to jak rozgrzebywanie ran. Na nowo zaczęłam płakać, szloch rozniósł się po całej sypialni, łzy spływały po policzkach. Powinnam wziąć się w garść, zamiast rozpaczać z takiego powodu. Skuliłam się w kłębek, objęłam mocno poduszkę, pozwalając aby moje łzy się na niej zatrzymywały. Drzwi się otworzyły i ktoś wszedł do środka, ale nawet się nie obejrzałam.
-Chcę być sama - pociągnęłam nosem
Byłam pewna, że ktokolwiek to był, odpuścił, ponieważ drzwi z powrotem się zamknęły. Jednak materac ugiął się pod ciężarem drugiej osoby i w ułamku sekundy znalazłam się w objęciach Marco. Spojrzałam na niego zapłakanymi oczami, a on otarł moje łzy i pozwolił, żebym się w niego wtuliła.
-Musimy o tym porozmawiać - szepnęłam, nie przestając płakać
-Wiem - pocałował mnie w głowę
Udało mi się uspokoić po kilkunastu minutach. Mój ukochany przez cały czas trzymał mnie ciasno w swoich ramionach, głaskał po plecach i pozwalał mi się wypłakać.
-Zachowałem się jak palant - powiedział po chwili
-Zachowałeś się jak palant - potwierdziłam
-Przepraszam - westchnął - zraniłem Cię. Naprawdę tego nie chciałem i gdybym tylko mógł cofnąć czas to bym tego nie zrobił. Znowu przeze mnie płaczesz, nie powinno tak być. Przepraszam, skarbie
-Nienawidzę się z Tobą kłócić - odparłam cicho
-Ja też tego nienawidzę - mruknął
Nie wyjaśniliśmy sobie nic i było mi przykro z tego powodu. Na szczęście piłkarz zaczął mówić, a raczej się tłumaczyć.
-Sam nie wiem co we mnie wstąpiło, może byłem zmęczony całym dniem i nie panowałem nad sobą. Wiem, że nie miałem prawa się na Tobie odgrywać i oskarżać Cię. Bardzo tego żałuję. Chodzi o to, że jestem o Ciebie cholernie zazdrosny, jestem zazdrosny o każdego faceta, który się koło Ciebie kręci. Kocham Cię, ufam Ci, szanuję Cię. Skarbie, wielbię ziemię po której stąpasz. Nie zmienia to jednak faktu, że chciałbym być jedynym facetem w Twoim życiu. Jedynym, który o Ciebie dba. Jedynym, który pilnuje, żeby nic Ci się nie stało. Jedynym, który się troszczy, żebyś nie zapominała o posiłkach. Jedynym, który zawsze Cię wysłucha. Jedynym, który zawsze Cię pocieszy. Jedynym, którego będziesz kochała. Chcę być Twoim jedynym, w każdym aspekcie życia - przerwał na chwilę - obiecuję, że zrobię wszystko, żeby na to zasłużyć i nie będę się na Tobie odgrywał. Nigdy. Nie będę Cię ranił. Nigdy nie zrobię tego umyślnie. Wybaczysz mi, Emi? Wybaczysz mi, że zachowałem się jak dupek?
-Jak mogłabym Ci nie wybaczyć? - pocałowałam go w brodę - przecież Cię kocham
-Nawet jak zachowuje się jak dupek? - spytał żartobliwym głosem
-Nawet jak zachowujesz się jak dupek - zachichotałam
-To dobrze - uśmiechnął się delikatnie
-Jesteś moim jedynym, Marco - spojrzałam mu w oczy - już na zawsze nim będziesz. Nie zapominaj o tym
-Kocham Cię
-Ja też Cię kocham
Blondyn pochylił się, żeby mnie pocałować, a ja wplotłam palce w jego farbowane włosy. Czule musnął moje wargi, po czym pogłębił pocałunek, wsuwając język w moje usta. Jęknęłam, oddając się tej przyjemności. Przesunęłam paznokciami po jego karku, za co zostałam nagrodzona cichym westchnieniem.
-Jak się tu znalazłeś? - wyszeptałam w jego usta
-Annie mnie wpuściła
-Nie mogłeś poczekać do rana?
-Chciałem poczekać - pocałował mnie w ramię - ale nie mogłem czekać, skoro Ty tu płakałaś
-Nie miałeś pewności, że płaczę - zmarszczyłam brwi
-Zanim Twoja siostra mnie wpuściła, to zadzwoniła do mnie i kazała mi ruszyć do Ciebie dupę
-Zdrajczyni - roześmiałam się
-Zniszczyłem nam cały wieczór - westchnął - a zapowiadał się naprawdę dobrze
-Odbijemy sobie - przeczesałam palcami jego włosy
-Jeszcze dużo wieczorów przed nami, co?
-Pewnie - zachichotałam - tak samo jak kłótni
-Nie damy rady ich uniknąć?
-Niczego bardziej nie pragnę - wtuliłam się w niego - ale obawiam się, że to niemożliwe
-Byłem dzisiaj w naszym mieszkaniu - powiedział cicho - całkiem dobrze im idzie, ale nie są pewni, czy wyrobią się do końca roku
-Jak to? - wyjąkałam - przecież mieli to zrobić w góra dwa miesiące!
-To samo im powiedziałem, ale podobno wszystko jest bardziej skomplikowane niż im się na początku wydawało
-Wybraliśmy ich, bo byli najlepsi. Teraz się okazuje, że to bullshit
-Są najlepsi, dokładnie to sprawdziliśmy – cmoknął mnie w ramię – i dlatego powinniśmy im zaufać
-Mieliśmy plany, Marco. Do końca stycznia mieliśmy uwinąć się z remontem, żebyśmy mogli wprowadzić się na przełomie lutego i marca. Teraz wszystko się przesunie i wprowadzimy się pewnie dopiero w maju
-Wprowadzimy się tak jak planowaliśmy – pocieszył mnie – nie musimy czekać, aż całe mieszkanie będzie gotowe. Możemy się wprowadzić i wykańczać je, już w nim mieszkając
-I przez kilka miesięcy będziemy się męczyć z kartonami i innymi duperelami – skrzywiłam się – nienawidzę tego
-Jakoś sobie poradzimy – wzruszył ramionami – to nie będzie trwało wiecznie
-Mam nadzieję – zachichotałam
-A po za tym nie potrzebujemy dużo do szczęścia – wymruczał, bawiąc się moimi włosami – wystarczy nam sypialnia, kuchnia i łazienka
-Jesteś pewien, że to nam wystarczy? – uniosłam pytająco jedną brew
-Zapomniałem, że Ty potrzebujesz jeszcze garderoby – zażartował, na co dźgnęłam go w bok
-Myślałam raczej o salonie i jadalni – przewróciłam oczami – bo dam sobie rękę uciąć, że będą nas wszyscy odwiedzać jak tylko się przeprowadzimy
-No to ich nie wpuścimy – zaśmiał się – albo przyjmiemy ich w kuchni
-Co chcesz zrobić ze swoim mieszkaniem?
-Jeszcze o tym nie myślałem – przyznał – pewnie je sprzedam
-Nie będzie Ci go szkoda?
-Absolutnie nie – pokręcił przecząco głową 
-Jeśli chcesz je sprzedać, to powinieneś niedługo je wystawić – palcem rysowałam szlaczki na jego brzuchu – i zastanów się, co chcesz zabrać do naszego mieszkania
-Tylko ubrania i osobiste rzeczy, reszta zostaje
-Ale jak to? – wyjąkałam
-Zaczynamy od nowa, więc urządzamy wszystko od nowa – pocałował mnie w czoło – nie potrzebuję rzeczy, któcych używałem z Caro
-Chcesz wszystko zostawić? – spytałam jeszcze raz – sprzedać umeblowane mieszkanie ze wszystkim?
-Dokładnie to chcę zrobić
-Powinieneś ogłosić to na swoim fanpage’u – zaśmiałam się – to będzie prawdziwy hit! Każdy będzie chciał kupić to mieszkanie. Nie mówiąc już o fankach, które przyjdą tylko po co, żeby chociaż przez chwilę poleżeć w Twoim łóżku
-Bardzo zabawne – prychnął
-Mówię poważnie! – zachichotałam – najbardziej pożądane mieszkanie w Dortmundzie
-Dobrze się bawisz, co? – spojrzał na mnie rozbawiony
-Wspaniale! – uśmiechnęłam się szeroko – a tak poważnie to myślę, że zamiast sprzedawać, powinieneś wynająć to mieszkanie. Wtedy będziesz mógł zostawić je całkowicie umeblowane i możesz sporo zarobić. Na dłuższą metę pewnie więcej niż na sprzedaży
-Ja nie potrzebuję dodatkowo zarabiać pieniędzy
-Wiem – kiwnęłam głową – to tylko pomysł. Zresztą możesz te pieniędze przeznaczyć na jakiś cel
-Charytatywny?
-Na przykład – przytaknęłam – albo zrobić z tego lokatę czy cokolwiek innego. Wiesz ... pieniądze na przyszłość albo coś na czarną godzinę. Trzeba to przemyśleć
-Pieniądze, które nasze dziecko dostanie na 18 urodziny – uśmiechnął się
-Taka góra pieniędzy rozpuściłaby nam dziecko do szpiku kości! – pokręciłam z niedowierzaniem głową – zresztą, jeśli będziemy mieli więcej niż jedno dziecko to będzie bardzo nie fair, żeby tylko pierwsze dostało taki prezent na 18 urodziny
-To prawda – skrzywił się nieznacznie – możemy zrobić z tego kilka funduszy, dla każdego z dzieci
-Mimo wszystko uważam, że to kiepski pomysł – upierałam się przy swoim – gdybyś dostał tyle pieniędzy na początek dorosłego życia, to co byś z nimi zrobił?
-Pewnie bym je wydał – roześmiał się – jakieś szybkie auto czy inne drogie zabawki
-No właśnie – westchnęłam – my wiemy jak trudno zarabia się pieniądze, ale jakbyśmy je dostali tak po prostu bez żadnej pracy to nie szanowalibyśmy ich
-Jak zwykle masz rację, skarbie – pogładził mnie po policzku – na szczęście mamy jeszcze mnóstwo czasu na zastanowienie
-Czasu z pewnością mamy mnóstwo – uśmiechnęłam się
-Nie chcę nic mówić – zerknął na zegarek – ale jest już prawie trzecia w nocy, a oboje musimy rano wstać
-Trzecia? – jęknęłam
-Yhmm – pokiwał twierdząco głową
-Jutrzejszy dzień będzie trudny – wypuściłam ze świstem powietrze, wygrzebując się z łóżka – muszę jeszcze zmyć makijaż i umyć zęby. Zostaniesz, prawda?
-Nie mam przy sobie żadnych rzeczy
-Zostań, proszę – spojrzałam na niego błagalnie – jest za późno, żebyś jechał do domu
-W porządku – posłał mi delikatny uśmiech – użyczysz mi swojej szczoteczki?
-To bardzo niehigieniczne – zbeształam to
-I tak wymieniamy się regularnie bakteriami, które mamy w ustach – zaśmiał się, rozbierając się do bokserek
-Musisz być cicho, jak będziemy szli do łazienki – posłałam mu mordercze spojrzenie – i ani mi się waż mnie szczypać, czy klepać po pupie
-Czuję się jak dzieciak, który jest tu po kryjomu – przewrócił oczami – a Twoja siostra wie, że tu jestem. Rodzice pewnie też. Jakbyś jeszcze nie zauważyła, to często tu bywam
-Nie bądź taki mądry, Marco – bąknęłam
-Będę się zachowywał, obiecuję – objął mnie, układając głowę na moim ramieniu – swoją drogą, zapomniałem Ci powiedzieć, ale masz piękną piżamę
-Założyłam ją, gdy wróciłam do domu – spojrzałam na koszulkę piłkarza, którą miałam na sobie – pachnie Tobą
-Będę częściej podrzucał Ci swoje koszulki – pocałował mnie w czoło
Po cichu przeszliśmy do łazienki, gdzie zmyłam makijaż i oboje umyliśmy zęby moją szczoteczką. Związałam jeszcze włosy w dobieranego warkocza, po czym wróciliśmy do mojej sypialni. Marco ułożył się wygodnie na łóżku, a ja ustawiłam mnóstwo budzików, zasłoniłam zasłony i dopiero do niego dołączyłam. Wtuliłam się w niego, oplatając jego ciało jak bluszcz i układając głowę na jego sercu tak, aby jego bicie mnie uśpiło.
-Kocham Cię – wyszeptałam, tuż przed zaśnięciem – dobranoc, kochanie
-Ja też Cię kocham – usłyszałam w odpowiedzi – śpij dobrze, skarbie

piątek, 14 lipca 2017

36.

[Emily] 
Wraz z nadejściem września, nadeszła smutna, jesienna rzeczywistość z mnóstwem obowiązków. Zarówno zawodowych jak i prywatnych. Skończyło się lato, skończyła się sielanka. Jeśli narzekałam, że mamy dla siebie z Marco za mało czasu, to byłam głupia. Teraz widujemy się na tyle rzadko, że nie mogę się już doczekać, aż zamieszkamy razem. Mimo wielu projektów zawodowych, staram się poświęcić czas na zaprojektowanie naszego mieszkania, żeby tylko wszystko przyśpieszyć. Niestety remont, który miał się zacząć na początku sierpnia, zaczął się kilka dni temu, a ekipa na wstępie ostrzegła nas, że wszystko może się przedłużyć. Wymyśliliśmy sobie zmiany, to teraz mam za swoje!
Obudziłam się kilka minut po szóstej, odsłoniłam zasłony, żeby wpadło trochę słońca do pomieszczenia i po cichu zeszłam do kuchni, żeby napić się kawy. W domu było bardzo cicho, co oznaczało, że wszyscy domownicy jeszcze śpią na górze. Z kubkiem gorącej, mocnej kawy wróciłam do swojej sypialni, aby przygotować się do pracy. Zgarnęłam z garderoby bieliznę i szlafrok, po czym udałam się do łazienki. Szybko się wykąpałam, nasmarowałam ciało balsamem, założyłam bieliznę, a mokre włosy owinęłam ręcznikiem. Suszarkę i lokówkę miałam u siebie, więc ogarnęłam po sobie łazienkę i wyszłam. Miałam jeszcze trochę czasu, więc nie śpiesząc się wysuszyłam włosy, wmasowałam w nie olejek, następnie zakręciłam delikatne loki. Z makijażem też nie szalałam, postawiłam raczej na naturalność. Wytuszowałam jedynie rzęsy, nałożyłam odrobinę podkładu i pomalowałam usta beżową pomadką. Miałam już iść do garderoby, aby wybrać sobie coś do ubrania, ale wtedy właśnie mój telefon oznajmił nadejście wiadomości. Sięgnęłam po niego, a na twarzy pojawił mi się szeroki uśmiech. I pomyśleć, że to tylko dlatego, iż wiadomość była od mojego ukochanego.
“Dzisiaj mam później trening. Z chęcią zawiozę Cię do pracy, co Ty na to? x.” 
“Jestem na tak!!! x.” 
“Będę po Ciebie o 8:15. x.” 
“Już się nie mogę doczekać. x.” 
Wciąż zadowolona i uśmiechnięta, odłożyłam telefon na blat toaletki, po czym ruszyłam do garderoby. Dzisiaj miałam luźniejszy dzień, więc postanowiłam ubrać się również nieco luźniej niż zwykle. Założyłam ciemne jeansy, z małymi dziurami na kolanach, niebieską koszulę z rękawem ¾, której tył sięgał mi poniżej kolan, a przód kończył się nieco poniżej bioder. Do tego dobrałam czarne szpilki na wysokim obcasie i dużą torbę, w tym samym kolorze, do której wrzuciłam całe mnóstwo potrzebnych mi rzeczy. Do przyjazdu Marco miałam jeszcze ponad pół godziny, więc zostawiłam torbę i buty w sypialni, a sama zeszłam do kuchni, aby zrobić sobie śniadanie i przy okazji odnieść pusty kubek po kawie.
-Dzień dobry - uśmiechnęła się moja siostra
-Dzień dobry - odwzajemniłam jej uśmiech - co tak wcześnie na nogach?
-Jakoś nie mogłam spać - mruknęła
-Urlop Ci nie służy - szturchnęłam ją w biodro, sięgając po talerz
-Daj spokój - mruknęła - co to za przyjemność, jak zmuszają Cię do wolnego
-Gdybyś wykorzystywała dni wolne jak każdy normalny człowiek, a nie zostawiała to na później, to nie musiałabyś teraz siedzieć w domu
-Mądrala - przewróciła oczami, na co się zaśmiałam
-Poczęstuję się Twoimi tostami - oznajmiłam - trochę się śpieszę
-Jasne, bierz - machnęła ręką w kierunku tostera - zrobię sobie nowe
-Dzięki - cmoknęłam ją w policzek
Nałożyłam sobie tosty na talerz, położyłam na nie po plasterku sera i usiadłam przy stole, żeby w spokoju zjeść.
-O której masz autobus?
-Marco zawozi mnie do pracy - uśmiechnęłam się delikatnie - ma dzisiaj późniejszy trening
-Tylko nie spóźnij się do tej pracy - zażartowała
-Postaram się - zachichotałam - chociaż może być ciężko
-W sobotę znowu jest mecz?
-Nie, dopiero w przyszłym tygodniu - westchnęłam - chcesz się ze mną wybrać?
-Czemu nie - wzruszyła ramionami
Zjadłam śniadanie, rozmawiając jednocześnie ze swoją starszą siostrą, a gdy pakowałam naczynia do zmywarki, to w pomieszczeniu pojawiła się nasza rodzicielska. Zamieniłam z nią dosłownie kilka słów, ale ponieważ czas mocno mi się skurczył, to pobiegłam na górę, aby umyć zęby. Poprawiłam jeszcze szminkę, zgarnęłam swoje rzeczy z sypialni i byłam gotowa. W przedpokoju założyłam szpilki i w ostatniej chwili chwyciłam skórzaną kurtkę. Popołudniu jak będę wracała z pracy, może być chłodno.
-Wychodzę! - zawołałam - miłego dnia!
Przed domem stał sportowy samochód blondyna, więc szybko wsiadłam na miejsce pasażera i pochyliłam się w stronę kierowcy, aby go pocałować.
-Dzień dobry, skarbie - posłał mi swój uroczy uśmiech
-Dzień dobry - oparłam głowę o jego ramię - stęskniłam się za Tobą
-Ja też się stęskniłem - westchnął, całując mnie w głowę - wszystko w porządku?
-Pewnie - wysiliłam się na uśmiech, odsuwając się od niego - jedźmy, bo jeszcze oboje się spóźnimy
-O której dzisiaj kończysz? - spytał, odpalając auto
-Myślę, że uda mi się wyrwać koło czwartej - zerknęłam na zegarek - dzisiaj mam luźniejszy dzień
-Mogę Cię odebrać i skoczymy na jakiś obiad
-Obiad brzmi super. Dam Ci znać, jak będę kończyła - posłałam mu uśmiech
-W porządku - położył mi dłoń na kolanie i wsunął palce w dziurę w jeansach, tak że mógł dotykać mojej nagiej skóry - po treningu wpadnę do naszego mieszkania i sprawdzę jak ekipa sobie radzi
-Tylko bądź miły - poprosiłam
-Zobaczymy - zaśmiał się - jak trzeba będzie, to dam im popalić. Płacę, wymagam
-Masz rację - kiwnęłam głową - ja wybiorę się tam jutro w trakcie lunchu
-A kiedy coś zjesz? - uniósł pytająco jedną brew
-Pewnie w drodze - wzruszyłam ramionami
-Emi, nie możesz jeść w biegu - powiedział zmartwiony - to niezdrowe
-Od czasu do czasu nic mi nie będzie - zapewniłam go - możesz być spokojny
-Byłbym spokojniejszy, gdyby to Ci się nie zdarzało
-Wiem - pogładziłam go po karku - postaram się, żeby zdarzało mi się to jak najrzadziej
-To dobrze - zerknął na mnie kątem oka
-Rozmawiałeś ostatnio z Melanie? - spytałam zmieniając temat, a gdy kiwnął głową to zadałam kolejne pytanie - jak ona się czuje?
-Coraz lepiej, powoli ustępują jej mdłości
-Muszę się z nią umówić, jak tylko znajdę trochę czasu
-Na pewno się ucieszy - odparł, podjeżdżając pod miejsce mojej pracy
-Nie chcę się żegnać - mruknęłam
-Wiem, ja też - pogładził mnie po policzku - zobaczymy się za kilka godzin
-Kocham Cię
-Ja też Cię kocham, myszko - pocałował mnie w skroń, a potem w usta - myśl o mnie
-Cały dzień - obiecałam - Ty też o mnie myśl
-Zawsze - uśmiechnął się
Ostatni raz pocałowałam mojego ukochanego, po czym zabrałam swoje rzeczy i wysiadłam z samochodu. Do dziewiątej było jeszcze kilka minut, więc nie śpieszyłam się z wejściem do budynku. Zamiast tego pomachałam jeszcze Marco na pożegnanie i przez chwilę patrzyłam jak odjeżdża.
-Dzień dobry, Emily - usłyszałam radosny głos sekretarki - Camilli, jak tylko weszłam do środka
-Dzień dobry, Cam - posłałam jej uśmiech
-Widziałam, że ktoś Cię przywiózł. Facet?
-Tak - kiwnęłam głową, nie wdając się w szczegóły
-Musisz nam go kiedyś przedstawić - uśmiechnęła się szeroko
-Kiedyś - zachichotałam
-Chcesz go przed nami ukrywać? - zawołała za mną, gdy szłam do swojego biurka
-Możliwe - odwróciłam się do niej i puściłam jej oczko
-Jest, aż taki dobry czy taki beznadziejny? - zażartowała
-To pierwsze! - zaśmiałam się
-Musisz mi opowiedzieć wszystko na lunchu!
Wybuchłam śmiechem, nie odpowiedziałam już nic, tylko ruszyłam do swojego biurka, które znajdowało się w open space. Większość ludzi, dopiero się schodziło, ale ja nie zwracałam na nich uwagi. Od razu zabrałam się za swoją robotę, żeby tylko udało mi się wcześniej wyjść i spędzić trochę czasu ze swoim facetem. Ostatnio zajmujemy się projektowaniem wnętrza hotelu, który powstanie nad jednym z jezior w okolicy Dortmundu. Będzie to bardzo nowoczesny budynek z mnóstwem atrakcji dla ludzi w każdym wieku.
-Em - zaczepiła mnie koleżanka z biurka obok, pokazując mi dwie podobne do siebie próbki kolorów - który Twoim zdaniem jest lepszy?
-To jest do lobby? - dopytałam, na co przytaknęła - zdecydowanie ten, który trzymasz w lewej ręce
-Właśnie tak czułam - cmoknęła z uznaniem - wielkie dzięki
-Do usług - uśmiechnęłam się
Wróciłam do swojej pracy, dłubiąc w programie do projektowania wnętrz i co chwila zerkając do wzorników, które zawalały moje biurko. Hotel ma 3 piętra, a każde z nich ma wyglądać nieco inaczej, choć wciąż pasować ma do reszty. Oznacza to, że musimy zrobić trzy różne projekty korytarzy, sypialni i łazienek tak, aby zmiany były widoczne, ale nie znaczące. Wydaje się proste? Wcale takie nie jest. Niestety. Do tego mamy do zaprojektowania cały parter, a także podziemie, które przeznaczone będzie do imprez. Głównie dla młodych ludzi. Gdy uda nam się wreszcie skończyć naszą pracę i wszystkie projekty zostaną zaakceptowane, to wtedy do akcji wkroczą architekci krajobrazu. Cały wielki teren, na razie pusty zmienić się ma w piękny ogród z miejscami do odpoczynku, kilkoma pomostami, prywatną plażą i wieloma innymi atrakcjami. Jak wszystko będzie gotowe, za jakieś dwa może trzy lata, to zabiorę tam Marco. Mam nadzieję, że mu się spodoba, kiedyś, jak to zobaczy. Czas leciał jak szalony, wypełniony robotą i, ani się obejrzałam, a nadszedł czas na lunch. Udało mi się wymigać, od wspólnego posiłku z Cam, która za wszelką cenę chciałaby dowiedzieć się czegoś o mężczyźnie, z którym się spotykam. A ja na razie nie czuję potrzeby ogłaszać światu, że moim ukochanym jest Marco Reus. Skoro media dają nam jeszcze spokój, to chcę żeby to trwało jak najdłużej.
-Myślałam, że w końcu coś zjesz, ale coś nie możesz się oderwać od tego biurka - usłyszałam za sobą głos mojego kolegi
-Faktycznie - zachichotałam, patrząc na zegarek - trudno, wyjdę wcześniej i wtedy coś zjem
-Dzisiaj tak, czy siak możesz wyjść wcześniej - postawił na moim biurku miskę z sałatką - zjadaj i nie gadaj
-Dziękuję, Paul - westchnęłam z wdzięcznością
-Na zdrowie - mrugnął do mnie, odchodząc
Zrobiłam sobie krótką przerwę, zjadłam ze smakiem sałatkę grecką, po czym wyrzuciłam do śmieci plastikową miskę oraz widelec.


Kilka minut przed czwartą udało mi się wyjść z pracy. Niektórzy jeszcze siedzieli i pracowali nad swoimi projektami, a niektórzy wyrobili się wcześniej i tak jak ja mogli sobie pozwolić na wcześniejszy fajrant. Przed budynkiem zauważyłam samochód piłkarza, a on sam stał oparty o drzwi pasażera. Gdy tylko mnie wypatrzył, otworzył je z szelmowskim uśmiechem, delikatnie opierając się o nie opierając.
-Dobrze panią widzieć, panno Brown
-I vice versa, panie Reus - uśmiechnęłam się
-Cześć, kochanie - wymruczał prosto w moje usta, jak zarzuciłam mu ręce na szyję i przytuliłam się do niego - byłaś grzeczna?
-Jak zwykle - zachichotałam rozbawiona
-Zwykle nie jesteś grzeczna - kąsnął mnie w ucho
-Przestań - jęknęłam - jesteśmy na parkingu, ktoś może nas zobaczyć
-Wstydzisz się mnie? - uniósł pytająco jedną brew
-Nie, nigdy w życiu - dałam mu szybkiego buziaka - ale nie ogłaszam całemu światu, że jesteśmy razem, bo nie potrzebujemy niepotrzebnego zainteresowania
-Masz rację - kiwnął głową, po czym wskazał na wnętrze auta - wsiadasz?
-A mam inne wyjście?
-Zawsze mogę Cię wsadzić - stwierdził, wzruszając lekko ramionami
-Wsadzić możesz później - puściłam mu zalotnie oczko i usiadłam na miejscu pasażera, a on stał oszołomiony, choć też rozbawiony moimi słowami
-Zrobię to - odparł w końcu
Zamknął moje drzwi, obszedł samochód i wsiadł na miejsce kierowcy, od razu odpalając silnik.
-Od kiedy zrobiła się pani taka wyuzdana, panno Brown?
-Wyuzdana? Kochanie, wyuzdana to ja dopiero będę - przygryzłam wargę
-Nie wiem, co w Ciebie wstąpiło, ale bardzo mi się podoba - pogładził mnie po udzie
-To z tęsknoty
-Czyli musisz się za mną trochę stęsknić i wtedy taka się stajesz - zażartował - czemu wcześniej mi tego nie mówiłaś?
-Wcześniej tego nie wiedziałam - zaśmiałam się
-Cóż - odchrząknął - dobrze, że to w końcu wyszło na jaw
-Lepiej prędzej niż później - położyłam swoją dłoń na jego i splotłam nasze palce
-Gdzie masz ochotę zjeść obiad?
-Obojętnie mi - wzruszyłam ramionami - wybierz coś
-Może ta nowa włoska knajpka? -zaproponował - podobno jest całkiem niezła
-Niech będzie, sprawdźmy jak jest - uśmiechnęłam się - może nawet skuszę się na małą pizzę. Na lunch Grecja, na obiad Włochy. Może na kolację Francja albo Hiszpania? A może Japonia?
-Na kolacje będzie to samo co na deser
-A co będzie na deser? - zachichotałam
-Ty - założył okulary przeciwsłoneczne i uśmiechnął się szeroko, zwiększając jednocześnie prędkość
-To groźba czy obietnica? - zmrużyłam oczy
-Jedno i drugie - oderwał wzrok od drogi, żeby na chwilę na mnie spojrzeć
-Czy będę rano obolała? - spytałam żartobliwie - bo od rana powinnam być na nogach, a nie wiem czy będę w stanie chodzić
-Możliwe, że przez noc byś się zregenerowała, ale ponieważ zamierzam mieć Cię też na śniadanie - ścisnął moje udo - to obawiam się, że musisz wziąć chorobowe
Wybuchłam szczerym, radosnym śmiechem, po czym klepnęłam go w ramię i pokręciłam z niedowierzaniem głową.
-Co takiego greckiego jadłaś dziś na lunch?
-Paul przyniósł mi sałatkę grecką - bąknęłam - nic wielkiego
-Paul? - spytał z zaciekawieniem, ale wyczułam w jego głosie nutkę zazdrości
-Kolega z pracy - sprecyzowałam, chociaż zapewne nie było to konieczne
-Czemu to właśnie on przyniósł Ci coś do zjedzenia? - zadał kolejne pytanie, mocniej ściskając kierownicę
-Zauważył, że straciłam poczucie czasu i nie wyszłam na lunch - wyjaśniłam spokojnie
-Emily, wydawało mi się, że rozmawialiśmy o tym rano - mruknął, jakby obrażony - czemu zapomniałaś o lunch?
-Straciłam poczucie czasu - powtórzyłam rozdrażniona, że nie do końca mnie słucha
-I ten cały gość się Tobą opiekuje? - rzucił z pogardą
-O czym Ty w ogóle mówisz? – odparowałam zła - to była zwykła, koleżeńska przysługa! Każdy mógłby być na jego miejscu!
-Jakoś żadna koleżanka nie przyniosła Ci sałatki, tylko właśnie on! - warknął
-Przecież o to nie prosiłam! - przewróciłam oczami
Blondyn prychnął coś pod nosem, co jeszcze bardziej mnie rozjuszyło. Cudowne popołudnie i cudownej atmosferze.
-Marco, możesz mi powiedzieć o co Ci chodzi? Nie rozumiem tej całej afery - wbiłam w niego wściekłe spojrzenie - tutaj nie chodzi o lunch, co? Ty po prostu jesteś zazdrosny! - podczas, gdy on w ogóle na mnie nie patrzył, ja wciąż mu się przyglądałam - jesteś wściekły, że pracuje z facetami i się z nimi dogaduje? Cóż, to nie mój problem
-To nie mój problem - przedrzeźniał mnie
Westchnęłam ciężko, chowając twarz w dłoniach. Jakim cudem tak zepsuliśmy atmosferę? Było tak miło, byliśmy wyluzowani i swobodni. Teraz czuję, że oboje stąpamy po kruchym lodzie. A ja boję się wpaść do lodowatej wody. Boję się, że utonę. Znowu.
-Odwieź mnie do domu - poprosiłam - ta rozmowa do niczego dobrego nie prowadzi, a ja nie mam siły na dyskusje. Porozmawiajmy o tym jutro, jak oboje ochłoniemy
-Mieliśmy jechać na obiad - spojrzał na mnie
-Nie lubię jeść w nieprzyjemnej atmosferze - bąknęłam
-W porządku, porozmawiamy jutro … - przeczesał palcami włosy - albo innym razem
Pokiwałam twierdząco głową, błagając w myślach samą siebie, żeby się nie rozpłakać. Dlaczego ta drobna sprzeczki tak mnie załamała? Przecież kiedyś musiało to nastąpić. Pierwsza sprzeczka, która nie skończyła się buziakiem i śmiechem po kilku minutach. Cholera. Po kilkunastu minutach Reus zatrzymał się przed moim rodzinnym domem.
-Cześć - wysiliłam się na uśmiech
-Cześć - spojrzał na mnie smutnym wzrokiem, który odwrócił po kilkunastu sekundach Wysiadłam, trzaskając lekko drzwiami i ruszyłam do środka, nie oglądając się za siebie.