piątek, 24 lutego 2017

29.

[Emily]
W moim brzuchu wirowało stado motyli, które nie uspokoiły się, ani trochę nawet, gdy Marco przestał mnie całować. Odsunął się nieznacznie, oparł swoje czoło o moje i uśmiechnął się szeroko.
-Kocham Cię - szepnęłam 
-Wiem - odparł wesoło, a gdy dźgnęłam go palcem w brzuch to się roześmiał - i ja też Cię kocham
-Obiecaj mi, że teraz już będzie dobrze - poprosiłam
-Będzie lepiej - powiedział czule i pogładził mnie po plecach - obiecuję
-Nie tak to miało wyglądać - zaśmiałam się, po krótkiej chwili ciszy - wyobrażałam sobie to zupełnie inaczej
-Nie chciałaś pokłócić się przy moich rodzicach? - zażartował, na co przewróciłam oczami
-Teraz już zdecydowanie mają o czym gadać - westchnęłam 
-Chcemy tam wracać? - obejrzał się przez ramię, w kierunku domu swoich rodziców
-Niekoniecznie - uśmiechnęłam się delikatnie 
-To dobrze - puścił mi oczko - bo w najbliższym czasie nie zamierzam się Tobą z nikim dzielić
-Masz jakiś inny plan, co będziemy robić? 
-Bardzo chętnie zaszyję się z Tobą u siebie i odetnę nas od świata - cmoknął mnie w czoło - co Ty na to?
Do siebie ... czyli do swojego mieszkania? Do mieszkania, w którym jeszcze do niedawna mieszkał ze swoją narzeczoną? Kobietą, które mnie nienawidzi i próbowała nam obojgu zrujnować życie? Czy byłabym w stanie to znieść? Gotować w tej samej kuchni, jeść przy tym samym stole, kąpać się w tej samej łazience i ... spać w tym samym łóżku? W łóżku, które przez długi czas dzielił z inną kobietą. Nie. Nie mogłabym tego znieść. To byłby cios prosto w serce. Nie potrafię tam jechać i po prostu udawać, że nie wiem, kto wcześniej tam bywał. Codziennie.
-Emi? - uniósł delikatnie moją brodę i spojrzał mi w oczy - wszystko w porządku?
-Nie chcę jechać do Twojego mieszkania - jęknęłam - przepraszam, ale chodzi o to, że mieszkałeś tam z ...
-Rozumiem - odchrząknął, przerywając mi - co powiesz na domek nad jeziorem?
-Nasz domek? - upewniłam się
-Tak, nasz domek - przytaknął - będziemy tam sami, będziemy mieli ciszę i spokój. Może nawet stracimy zasięg
-Brzmi fantastycznie - powiedziałam podekscytowana - tylko muszę wziąć kilka rzeczy z domu 
-W porządku. Podrzucę Cię i sam pojadę do siebie na chwilę - złapał mnie za rękę i zaczął iść w stronę domu rodziców
-Ale nie wystawisz mnie, prawda? - spytałam cicho, jak mała, zagubiona dziewczynka 
-Słucham? - obejrzał się na mnie, ale gdy zobaczył moją minę to zatrzymał się gwałtownie - o co chodzi?
-Boję się, że znikniesz - wyznałam - a ja znowu będę sama
-Emily - założył mi kosmyk włosów za ucho - nie zamierzam Cię wystawiać. Ani teraz, ani nigdy więcej. Obiecuję, przysięgam, że nie będziesz sama. Masz mnie. Zawsze. Kocham Cię i zamierzam Ci to udowadniać, każdego dnia do końca życia
Kiwnęłam głową na znak zrozumienia, po czym przytuliłam się do niego mocno, wplatając palce w jego blond włosy. Piłkarz objął mnie mocniej, przyciągając mnie bliżej do siebie i delikatnie pocałował mnie w szyję. 
-Nigdy w nas nie wątp - wyszeptał do mojego ucha - jesteśmy dla siebie stworzeni 
-Dobrze - bąknęłam zawstydzona swoim zachowaniem - to teraz idziemy po Twój samochód, potem zgarniamy swoje rzeczy i jedziemy nad jezioro?
-Dokładnie tak - uśmiechnął się 
-Chcemy komuś o tym powiedzieć?
-Nie - zaśmiał się - nigdy w życiu 
-Zamkniesz mnie w wieży i ukryjesz przed światem? - zażartowałam 
-W złotej wieży ze złotym księciem - wsunął dłoń w tylną kieszeń moich jeansowych spodenek 
Kilkanaście minut później byliśmy już w drodze do mojego rodzinnego domu. Słuchaliśmy radia, podczas gdy nasze telefony nie przestawały dzwonić. W końcu nasi przyjaciele postanowili sprawdzić jak potoczyły się nasze losy, po opuszczeniu domu państwa Reus. Marco oczywiście nie wytrzymał długo i wyłączył swojego iPhone'a. Ja natomiast obracałam swój telefon w dłoniach i co chwila zerkałam, na zmieniające się imię na wyświetlaczu. 
-Po prostu zrób to samo - westchnął - dobrze wiesz, że nie przestaną dzwonić, dopóki nie odbierzesz
-Musimy być pod telefonem. W razie, gdyby coś się stało - nieudolnie próbowałam go przekonać
-Nie będziesz wiedziała, czy coś się stało, jeśli i tak nie zamierzasz odebrać - położył dłoń na moim nagim kolanie i wystukiwał palcami rytm piosenki, lecącej w radiu 
-Hmm ... to prawda - skrzywiłam się - to jednak wyłączę. Chyba sobie bez nas poradzą
-Zuch dziewczyna - uśmiechnął się 
-To się obróci przeciwko nam - zachichotałam
-Trudno - przewrócił oczami - jesteśmy dorośli i będziemy robić, co nam się podoba
-A kto jeszcze ma klucze? Bo obawiam się, że mogą się szybko domyślić, gdzie jesteśmy
-Jeśli są chociaż trochę rozsądni to nie przyjadą - odparł nonszalancko - a oboje dobrze wiemy, że są
-Są równie ciekawscy, co rozsądni - zaśmiałam się
Gdy blondyn zaparkował przed moim domem, to cmoknęłam go szybko w policzek, ostatni raz upewniłam się, że po mnie wróci, po czym pobiegłam do domu. Z wejściem do środka, poczekałam, aż samochód mojego ... hmm ... Marco zniknął mi z pola widzenia. W końcu otworzyłam drzwi i od razu skierowałam swoje kroki na górę do sypialni. Do niewielkiej torby wrzuciłam trochę ubrać, kosmetyków i różnych, innych potrzebnych rzeczy. Na chwilę usiadłam na łóżku i cofnęłam się myślami o kilkadziesiąt minut. Deklaracje Marco wywarły na mnie ogromne wrażenie, ale też wzruszenie. Nie spodziewałam się, że dzisiejszy dzień będzie taki ... pełen wrażeń. Wybiegając z domu państwa Reus, nie myślałam o konsekwencjach swoich słów. Po prostu byłam wściekła i zraniona i za wszelką cenę chciałam udowodnić Marco jak bardzo się myli. A potem marzyłam już, tylko o tym, żeby uciec gdzieś daleko i zniknąć, zapaść się pod ziemię. Nawet przez chwilę nie przyszło mi do głowy, że piłkarz za mną pobiegnie i wyzna mi miłość. A może gdzieś głęboko w podświadomości właśnie tego pragnęłam? Słowa Marco rozjaśniły wszystko dookoła i sprawiły, że było dobrze. Bardzo dobrze. Idealnie. 
-Emily! - z rozmyśleń wyrwał mnie głos mojego ukochanego
-Na górze! - zawołałam, podnosząc się gwałtownie 
-Czekam na Ciebie i czekam, a Ty się nie pojawiasz - wszedł do mojej sypialni, a ja skupiłam się na jego zmieonych ubraniach
-Przepraszam - bąknęłam - zamyśliłam się i kompletnie straciłam poczucie czasu
-W porządku. Gotowa?
-Tak, możemy jechać - wzięłam swoją torbę, którą on szybko przechwycił - przebrałeś się
-Jakoś miałem dość garnituru - zaśmiał się, łapiąc mnie za rękę 
Wyszliśmy na zewnątrz, zamknęłam za nami drzwi i po chwili siedzieliśmy już w sportowym aucie blondyna. Nie minęło nawet kilkanaście minut podróży, gdy usłyszałam znajomą piosenkę. "I won't give up" utwór, który śpiewa Jason Mraz to jeden z moich ulubionych utworów. Mimowolnie zaczęłam śpiewać, od czasu do czasu zerkając na Marco, który uśmiechał się pod nosem. 
-"I won't give up on us
Even if the skies get rough
I'm giving you all my love
I'm still looking up"
-Oto i ona. Moja prywatna piosenkarka - powiedział piłkarz, gdy tylko skończyłam śpiewać - uwielbiam Twój głos, wiesz?
-Nawet jak fałszuję?
-Nawet jak fałszujesz - zaśmiał się wesoło - chociaż wcale tego nie robić
-Sprawdzałam Cię - zachichotałam, uderzając go lekko w ramię 
-Zdałem?
-Powiedzmy - puściłam mu oczko - nie powinniśmy zrobić jakiś zakupów?
-Pewnie tak, bo raczej nie znajdziemy dużo jedzenia - podrapał się po brodzie - nie pomyślałem o tym
-Zatrzymaj się w jakimś sklepie, kupimy coś na szybko i będzie z głowy 
-Tak jest, proszę Pani - spojrzał na mnie rozbawiony, a ja uśmiechnęłam się szeroko 
-Byłeś tam od zimy? - spytałam zaciekawiona - no wiesz ... od kiedy ostatnim razem byliśmy tam we dwoje 
-Mówisz o tych lutowych, dniach, kiedy się na mnie rzuciłaś? - zażartował, na co pacnęłam go delikatnie w głowę - nie byłem. Jakoś się nie złożyło 
-Ty mnie wtedy pocałowałeś - prychnęłam
-Z tego co pamiętam, to było trochę inaczej - upierał się przy swoich 
-Ty mnie pocałowałeś i Ty mnie odepchnąłeś Marco - stwierdziłam gorzko - oboje dobrze wiemy, że tak właśnie było 
Cholera. Mogłam sobie darować, ale zanim zdążyłam się zastanowić nad swoimi słowami, to już je wypowiedziałam. Już chciałam przeprosić, ale blondyn odezwał się pierwszy.
-Byłem idiotą. I przepraszam Cię za to - westchnął ciężko - zwodziłem Cię i robiłem różne głupie rzeczy. Nie wiedziałem jak mam Ci powiedzieć, że dalej Cię kocham. Wydawało mi się, że jesteś szczęśliwa z Theo, a potem jak się rozstaliście to zaczęłaś się dziwnie zachowywać. Teraz już wiem, że chodziło o tę sytuację z Caroline. Trochę nam zajęło powiedzenie sobie prosto w oczy prawdy, co?
-Tak - przyznałam mu racje - i dużo w tym mojej winy. Wiedziałam, że Cię kocham i pewnie dużo wcześniej powiedziałabym Ci co czuję, ale ciągle coś się komplikowało. Najpierw okazało się, że jestem w ciąży, potem Theo był o Ciebie zazdrosny, poroniłam, odrzuciłeś mnie - przerwałam, żeby pozbierać myśli - mogłabym tak wymieniać i wymieniać 
-Dlaczego wtedy wyjechałaś?
-Kiedy? - zmarszczyłam brwi 
-Po walentynkach. Do Seattle - sprecyzował - dlaczego wtedy wybrałaś jego?
-Marco ja nie wybrałam wtedy jego. Wybrałam Ciebie  - jęknęłam, a on spojrzał na mnie zaskoczony, po czym zjechał na pobocze
-Mów dalej - poprosił, obracając się w moją stronę
-Nie złapałam Cię pod operą i w sumie nie miałam pewności, że to Ty. Miałam jednak nadzieję, chciałam Ci wyznać co czuję, ale musiałam być fair, wobec Theo. Poleciałam tam, żeby z nim porozmawiać. Już pierwszego wieczoru powiedziałam mu, że kocham Ciebie i rozstaliśmy się w przyjaźni. Zostałam dłużej, bo chciałam odpocząć, odetchnąć i zebrać myśli. Prosto z lotniska pojechałam do Ciebie, bo chciałam Ci wreszcie powiedzieć co czuję, a Ty ...
-A ja oświadczyłem się Caro - warknął, uderzając w kierownicę - strasznie wtedy spieprzyłem, co?
-Miałeś prawo pomyśleć, że ... no wiesz, że wybrałam Theo - złapałam go za rękę i spojrzałam mu o oczy - wiele razy chciałam Ci powiedzieć co czuję, ale Caro zaczęła mną manipulować i w końcu tego nie zrobiłam
-Wtedy na urodzinach mojej mamy mnie okłamałaś. Dlatego, że przyszła Caro?
-Tak - kiwnęłam głową - byłam gotowa, żeby wszystko Ci powiedzieć, ale wtedy ona się pojawiła i spanikowałam. Przepraszam. Wiem jak bardzo Cię wtedy zraniłam. Nawet nie wiesz jak ważne było dla mnie to, że oświadczyłeś się jej dlatego, że myślałeś, że Cię odrzuciłam
-Chodź tutaj - pociągnął mnie tak, że po chwili znalazłam się na jego kolanach i w jego ramionach - przepraszam, że tak długo się docieraliśmy
-Ja też przepraszam - oparłam czoło o jego ramię - cieszę się, że wszystko sobie wyjaśniliśmy
-Kocham Cię - pocałował mnie w szyję - zawsze Cię kochałem
-Kocham Cię - szepnęłam - i zawsze będę Cię kochać
-Żadnych kłamstw i tajemnic. Już nigdy 
-Obiecuję - uśmiechnęłam się delikatnie - będę szczera do bólu 
-Oczywiście, że będziesz - zaśmiał się
-Marco, czy możemy być razem? - spytałam niepewnie - co jeśli Caro się o tym dowie i złoży apelacje? Co jeśli wtedy przegrasz i ...
-Emily - przerwał mi, zanim zdążyłam się rozkręcić i odsunął mnie od siebie, na tyle, żeby spojrzeć mi w oczy - to czy jestem z Tobą, czy nie ... nie ma dla sądu żadnego znaczenia. Nie tego dotyczyła rozprawa. A żadne z nas nie skłamało w zeznaniach. No prawie - roześmiał się - nie byliśmy razem dzisiaj rano. Wszystko stało się już po rozprawie i nie ma wpływu na apelacje sądu. Szczerze mówiąc, cokolwiek teraz zrobi Carolinie, nie zmieni to wyroku. Nie przejmuj się tym, dobrze?
-Dobrze - przytaknęłam 
-Zresztą nie dam im nas rozdzielić - pocałował mnie w czoło 
-Na to liczę - pocałowałam go w policzek
-Chcesz mi coś jeszcze powiedzieć, czy możemy już jechać? 
-Nie - pokiwałam przecząco głową - a Ty chcesz mi coś jeszcze powiedzieć?
-Zupełnie nic - pogładził mnie po policzku - no może tylko, że bardzo Cię kocham
Uśmiechnęłam się szeroko, po czym pocałowałam go namiętnie, chcąc w ten sposób powiedzieć mu, że ja też go kocham. Cholernie mocno. I teraz będę mogła mu to mówić cały czas, będę mogła go całować, przytulać i patrzeć na niego bez skrępowania. Bo jest mój. Kilka minut później wróciłam na swoje miejsce, a Marco z powrotem ruszył w stronę naszego domku nad jeziorem. Pod drodze zrobiliśmy szybkie zakupy i jak byliśmy na miejscu, to powoli się ściemniało. Mężczyzna zabrał nasze rzeczy do środka, do swojej sypialni, a ja rozpakowałam zakupy i zabrałam się za przygotowywanie kolacji.
-Pięknie pachnie - przytulił mnie od tylu i oparł brodę o moje ramie
-To tylko kurczak z warzywami - roześmiałam się, obracając się w jego stronę
-Nie ważne - pochylił się, żeby mnie pocałować 
-Yhmm - zarzuciłam mu ręce na szyję, a on sprawnie mnie podniósł i posadził na blacie 
-W zasadzie nie jestem głody - wyłączył sprzęt do gotowania na parze, po czym znowu mnie podniósł i skierował się w stronę schodów
Pisnęłam cicho, gdy ścisnął moje pośladki, a potem, gdy rzucił mnie na łóżko. To łóżko, w którym pierwszy raz się kochaliśmy. Dawno, dawno temu. 

piątek, 17 lutego 2017

28.

[Emily]
-Ty mi dziękujesz? - spytałam patrząc na niego z niedowierzaniem
-No wiesz - uśmiechnął się - za wszystko. Za to, że zeznawałaś i tak o mnie walczyłaś. Nie musiałaś tego robić
-Oczywiście, że musiałam - oburzyłam się - to w końcu moja wina
-Em nie mów tak - mruknął - to nigdy nie była Twoja wina
-Z mojego powodu pokłóciłeś się z Caroline - upierałam się przy swoim - a ona zrobiła to co zrobiła
-Jest nienormalna i dlatego to zrobiła - bąknął - zresztą Tobie też się oberwało
-Dałam radę - machnęłam ręką, patrząc pod nogi
-Emily - złapał mnie za łokieć, żebym się zatrzymała i stanął przede mną, tak że mogłam wpatrywać się w czubki jego eleganckich butów - proszę, spójrz na mnie
Jego głos był błagalny, ale ja nie byłam w stanie na niego patrzeć. Bałam się tego co zobaczę w jego oczach i co mogę od niego usłyszeć. Nie chciałam, żeby obwiniał się za to, co Caroline ze mną robiła.
-Uparta jak zawsze, co? - uniósł moją brodę palcami i patrzyłam teraz prosto w jego hipnotyzujące oczy - dlaczego nic mi nie powiedziałaś?
-Co miałam Ci powiedzieć? - jęknęłam - sama na początku się nie zorientowałam o co jej chodzi, a potem było już za późno. Wpadłam w jej sidła i dałam sobą manipulować jak małe dziecko. Chciałam, żebyś był szczęśliwy, a ona dawała Ci szczęście
-Ty - powiedział cicho
-Co ja? - zmarszczyłam brwi
-Ty dawałaś mi szczęście - wyjaśnił
-Och - czułam, że policzki mi się czerwienią
-Caroline była tylko złudną nadzieją szczęścia, po tym jak straciłem Ciebie
-Wiesz, że nie miałam o tym pojęcia, cały czas wydawało mi się, że między Wami układa się dobrze. Potem Caro zaczęła szaleć i na weselu pokazała swoją prawdziwą twarz. Zrozum, że ja nie chciałam rozbijać Waszego związku. Byłam pewna, że będziecie mieć dziecko, a wiem jak bardzo kochasz dzieci
-Dowiedziałem się, że jest bezpłodna całkiem niedawno. Na początku myślałem, że mi powie, ale ona uparcie milczała, więc zacząłem coraz częściej mówić o dzieciach. Nic nie sprawiło, że chciała mi powiedzieć, podłapywała moje tematy i rozmawialiśmy jakby wszystko było okej
-Ale nie było - dokończyłam za niego, na co on kiwnął głową
-Wtedy po poprawinach wpadłem w szał, miałem ochotę rozwalić wszystko dookoła, a to wszystko była wina Caroline. Była akurat pod ręką, więc mogłem się na niej wyżyć. Krzyczałem, rozbijałem rzeczy, które miałem pod ręką i cieszyłem się, że mówiła mi wszystko szczerze, bo się mnie bała. Zachowałem się jak pieprzony drań i chyba nigdy o tym nie zapomnę, ale wtedy nie myślałem do końca racjonalnie i …
-Marco - przerwałam mu - byłeś zły i zraniony. Miałeś prawo do takiego zachowania. Nie skrzywdziłeś jej, nie podniosłeś na nią ręki, po prostu dałeś się ponieść emocjom. To się zdarza
-Mi się zdarzyło pierwszy raz
-I na pewno ostatni - posłałam mu pocieszający uśmiech - nie zaręczaj się tym proszę
-Skoro prosisz - zaśmiał się, siadając na ławce, więc ja zrobiłam to samo - chyba czas zmienić temat, co?
-Zdecydowanie - zachichotałam
-Co robisz w sobotę?
-Nie mam żadnych planów - wzruszyłam ramionami - a dlaczego pytasz?
-Bo już masz plany - spojrzał na mnie zadowolony
-Mogę chociaż wiedzieć jakie? - uniosłam pytająco jedną brew
-Zabieram Cię do opery, na naszą spóźnioną, walentynkową randkę
-Czyli przyznajesz się, że to Ty? - błysnęłam uśmiechem - a gdzie kwiaty i liściki?
-Nie mogłem się już dłużej ukrywać - pogładził mnie po policzku - chcesz kwiatów i liścików?
-Możliwe - wzruszyłam ramionami
-To będziesz miała kwiaty i liściki - uśmiechnął się
Spojrzałam na niego spod swoich długich, starannie wytuszowanych rzęs. Mogłabym całymi dniami podziwiać jego uśmiech, delikatne dołeczki i błyszczące oczy. Zawsze jak na niego patrzyłam to miałam ochotę się uśmiechać, śmiać, a nawet rzucić się na niego. Teraz mogłam się tylko uśmiechnąć lub zaśmiać, bo rzucanie się na niego w miejscu publicznym byłoby dość niezręczne.
-Jak było na Barbados? - spytał w końcu
-Bardzo dobrze - posłałam mu uśmiech, cofając się o kilka dni - tam jest naprawdę fantastycznie
-Ale musiałaś wrócić wcześniej
-Nie szkodzi. Wystarczająco odpoczęłam i odetchnęłam od tego wszystkiego
-Może i tak, ale znowu to wszystko na nas spadło - mruknął - czujesz się tak wspaniale jak tam?
-Nie - pokiwałam przecząco głową - ale nie mamy na to wpływu
-Zaraz wracam do treningów - westchnął - może skoczę, gdzieś na weekend
-A jak Ty się czujesz Marco? - spytałam w końcu, o to co mocno mnie dręczyło
-Zdezorientowany - wzruszył ramionami - ale też szczęśliwy, że to wszystko się już skończyło i jest w porządku
-Nie powinnam pytać jak było w areszcie, prawda?
-Nie powinnaś - mruknął - ale i tak zapytasz, co?
-Tak, może kiedyś spytam - poklepałam go po ramieniu - ale teraz bardzo chętnie przejdę się dalej. Jak się na to zapatrujesz?
-Dobry pomysł - poczekał, aż wstanę i wtedy on również wstał - wybierzesz się ze mną do moich rodziców, prawda?
-Nie planowałam tego - odparłam zgodnie z prawdą
-Dlaczego? - skrzywił się
-Powinniście być sami i spędzić trochę czasu razem, po tym co się stało
-Ann i Mario też na pewno będą - uśmiechnął się, chcąc mnie przekonać - nie daj się prosić
-W porządku, ale muszę się przebrać - roześmiałam się - jest mi za gorąco w tych eleganckich ciuchach
-Tak, ja też powinienem - spojrzał na siebie, po czym zdjął krawat i rozpiął górny guzik białej koszuli - od razu lepiej
-Ściągaj marynarkę Reus - puściłam mu oczko, a gdy wykonał moje polecenie to uśmiechnęłam się szeroko i podwinęłam rękawy od jego koszuli - a teraz chodźmy do mnie
-Po tym jak mnie rozebrałaś, brzmi to całkiem dwuznacznie - spojrzał na mnie rozbawiony
-Głodnemu chleb na myśli - bąknęłam - muszę zmienić buty, na jakieś wygodniejsze
-Chcesz, żebym Cię poniósł?
Myślałam, że żartuje, ale patrzył na mnie tak poważnie, że było to po prostu niemożliwe. Uśmiechnęłam się jak mała dziewczynka, po czym niepewnie kiwnęłam głową. Piłkarz zaśmiał się wesoło, stanął do mnie tyłem i pochylił się, abym mogła wskoczyć mu na plecy.
-Ale jesteś ciężka - jęknął żartobliwie
-A Ty jesteś subtelny - zachichotałam - a po za tym wcale nie jestem ciężka
-Masz rację, nie jesteś
-Bardzo lubię, gdy się pan ze mną zgadza, panie Reus - wyszeptałam mu do ucha
-Panno Brown, odnoszę wrażenie, że pani ze mną flirtuje
-Bo jest pan bardzo inteligentny, panie Reus - przygryzłam wargę, żeby się nie roześmiać - jedziemy autobusem?
-Yhmm - kiwnął głową - mój samochód jest u rodziców
-To przynajmniej będziesz miał czym wrócić do domu i przy okazji odwieźć mnie - wplotłam palce w jego blond włosy - cieszysz się, co?
-No jasne - na przystanku odstawił mnie na ziemię, a chwilę później podjechał nasz autobus
-Ludzie zaraz oszaleją z radości - szepnęłam do niego - a te dziewczyny padną na zawał
-Zazdrosna? - uśmiechnął się
-Chciałbyś - dźgnęłam go w brzuch, uśmiechając się jak wariatka - pewnie podejdą do Ciebie za chwilę. Albo wysiądą na tym samym przystanku co my
-A ja myślę, ale nie podejdą - wzruszył ramionami - tylko zrobią mi milion zdjęć z ukrycia
-To prawda - zaśmiałam się - ale starają się być subtelne
-Starają się - objął mnie i położył głowę na moim ramieniu - może zaprosimy Twoich rodziców i Annie na obiad?
-Rodzice podobno mają już plany na dziś, a Annie pewnie już tam jest. Chyba nie myślisz, że Twoi rodzice dali jej tak po prostu wyjść z sądu?
-Masz rację - przesunął dłoń z moich pleców na biodro, tak że spokojnie mógł muskać palcami moją pupę
-Jak zawsze – wtuliłam się w niego – chyba nie znikniesz szybko z pierwszych stron gazet. Tylko nagłówki się zmienią
-Teraz szczególnie mi to nie przeszkadza - odparł lekko – kto by się przejmował takimi duperelami?
Kilka przystanków później wysiedliśmy z zatłoczonego autobusu, Marco znowu postanowił mnie nieść i powoli zmierzaliśmy do mojego domu rodzinnego. Na podjeździe nie było samochodu rodziców, więc szybko zorientowałam się, że będziemy z blondynem sami. O cholera.
-Chcesz coś do picia? – spytałam wchodząc do środka
-Nie dziękuję. Przebierz się tylko i lecimy
-Okej – uśmiechnęłam się, zdejmując szpilki – będę za pięć minut
-Bez pośpiechu – machnął ręką – mamy jeszcze trochę czasu
Mimo zapewnień piłkarza, pobiegłam szybko do siebie do sypialni, rozebrałam się i weszłam w bieliźnie do garderoby. Założyłam jeansowe, krótkie i lekko postrzępione spodenki, czarną koszulkę na ramiączka, z głębszym dekoltem i wzięłam do ręki szarą marynarkę i biało-czarne wzory. Zamiast szpilek, które zostały na dole, założyłam czarne balerinki i byłam gotowa. Jeszcze tylko psiknęłam się perfumami, przeczesałam palcami włosy i zeszłam na dół. Na szafce w przedpokoju stała moja mała, czarna torebka Chanel na złotym łańcuszku, więc z dużej torby przełożyłam do niej najważniejsze rzeczy.
-Możemy iść – uśmiechnęłam się – jestem gotowa
-Panie przodem – przepuścił mnie w drzwiach
-Nie jesteś dżentelmenem, jeśli przepuszczasz mnie w drzwiach, żeby popatrzeć na mój tyłek – zachichotałam
-Pudło – zaśmiał się, by po chwili coś dodać – podziwiałem Twoje nogi
-Przynajmniej jesteś szczery – przewróciłam oczami – ale to i tak nie czyni z Ciebie dżentelmena
-No cóż – przyglądał mi się, jak zamykałam drzwi – zazwyczaj nim jestem, ale dzisiaj Twoje nogi wybiły mi z głowy wszystkie dżentelmeńskie nawyki
-Więc podziwiasz tylko moje nogi? – uniosłam pytająco jedną brew
-Nie tylko – uśmiechnął się
-A co jeszcze? – ciągnęłam go za język, chociaż wiedziałam, że za wiele to mi nie powie
-Dowiesz się ... niedługo – złapał mnie za dłoń, idąc w stronę przystanku autobusowego
-Powiesz mi czy ... – zawahałam się, ale tylko na chwilę – czy pokażesz?
-A co byś wolała? – spytał z magicznym błyskiem w oku
-Domyśl się – przygryzłam dolną wargę – chyba umiesz czytać w myślach, co?
-W Twoich zawsze – puścił mi oczko
Na początku chciałam puścić jego dłoń, ale na przystanku i tak nikogo nie było, więc nie mógłby nas zobaczyć. A nawet jeśli to co by się stało? Oboje jesteśmy wolni i możemy robić co nam się żywnie podoba. Chociaż dopiero co zeznałam w sądzie, że nic oprócz przyjaźni nie łączy mnie z Marco, a teraz paraduję z nim za rękę po mieście i nie staram się tego ukrywać. Co jeśli Caroline odwoła się od wyroku i jakimś cudem wygra? Nie. To chyba niemożliwe. Nie po zeznaniach sąsiadki piłkarza.
-Zaraz mózg Ci zacznie parować – zażartował – co się dzieje?
-Nic – wzruszyłam ramionami – takie tam lekkie przemyślenia
-Emi – spojrzał mi w oczy – jeśli myślisz, o dzisiejszym dniu i o Caroline to po prostu przestań. Było minęło
-Łatwo Ci mówić – szepnęłam, chociaż to nie była prawda
-Nie skarbie, nie jest łatwo – przyciągnął mnie do siebie i pocałował czubek mojej głowy – ale nie możemy ciągle żyć przeszłością, bo to przeszłość i nie da rady jej zmienić. Skupmy się na teraźniejszości i przyszłości
-Chyba jestem w stanie to zrobić – wysiliłam się na uśmiech
Kilkadziesiąt minut później dotarliśmy wreszcie do domu państwa Reus, gdzie wszyscy już na nas czekali. Mama Marco podała obiad na tarasie, żeby dzieci mogły spokojnie bawić się w ogrodzie, a dorośli wdychać świeże, letnie, lipcowe powietrze. Usiedliśmy przy stole obok siebie, a wszyscy dookoła patrzyli na nas z niecierpliwością. Nie miałam pojęcia o co im może chodzić, ale później się domyśliłam. Czekali, aż ich poinformujemy, że jesteśmy razem. Ups. Nic bardziej mylnego moi drodzy.
-Nic się nie stało – zaśmiałam się, nalewając sobie wody – byliśmy na spacerze, porozmawialiśmy i jesteśmy tutaj ...
-Możecie przestać się tak gapić – dokończył za mnie blondyn
-Myśleliśmy, że ... – zaczęła Mela – no wiecie ...
-Nie ważne – odchrząknęła pani domu – podam obiad, bo na pewno wszyscy jesteśmy głodni
-Fantastyczny pomysł – uśmiechnął się Marco – a ja przywitam się z Nico
Blondyn nie zdążył nawet odejść kilku metrów, gdy moja najlepsza przyjaciółka usiadła na jego miejscu i zaczęła nawijać jak szalona.
-Byłam pewna, że wyznacie sobie miłość i padniecie w ramiona. Czekaliśmy na Was jak na szpilkach, a Wy mówicie, że nic się nie stało?! Emily!
-Myślę, że potrzebujemy jeszcze trochę czasu – skrzywiłam się – a w sobotę idziemy do opery
-Dopiero w sobotę? – jęknęła
-Ann on dopiero co uwolnił się od swojej szalonej ex
-To nic nie zmienia – przewróciła oczami
-Porozmawiajmy o tym innym razem – cmoknęłam ją w policzek – opowiedz mi lepiej jak podróż poślubna
-Przecież dobrze wiesz – uśmiechnęła się szeroko
-Chcę usłyszeć więcej pikantnych szczegółów – zachichotałam
Kilka minut później mama Marco podała obiad, więc wszyscy usiedliśmy do stołu. Nico siedział naprzeciwko nas i ciągle robił śmieszne miny do swojego wujka, a ja nie mogłam przestać się uśmiechać. Uwielbiam tego chłopca. Jest cudowny. I jest oczkiem w głowie swojego chrzestnego. Po ogromnym i pysznym obiedzie, przyszedł czas na deser. Byłam pewna, że nie dam rady już nic więcej zjeść. Myliłam się. Desery pani Reus są jedyne w swoim rodziaju. Pyszne. Idealne. Razem z Ann, Annie i siostrami Reus posprzątałyśmy po obiedzie, po czym znowu siedzieliśmy przy stole i rozmawialiśmy na różne tematy. Głównie te zabawne. Śmiałam się właśnie z kolejnego dowcipu taty Marco, gdy zadzwonił mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz iPhone’a, a potem na blondyna.
-Theo – szepnęłam
Podniosłam się z miejsca, odeszłam kawałek od stołu i dopiero wtedy odebrałam połączenie.
-Witaj Emily
-Cześć Theo – uśmiechnęłam się
-Jak sprawy z Marco?
-Powoli – westchnęłam
-A w sądzie? Czytałem newsy, że wszystko się wyjaśniło i już jest okej
-Tak. Na szczęście wszyscy skończyło się dobrze
-Teraz bez żadnych przeszkód, możecie być razem
-Chciałabym, ale wydaje mi się, że on potrzebuje czasu
-Emily on może myśleć to samo o Tobie
-Wiem – skrzywiłam się
-Chcę, żebyś była z nim wreszcie szczęśliwa. Działaj i walcz o niego. To miłość Twojego życia
-Dobrze, proszę pana – zaśmiałam się – a co u Ciebie?
-Jestem w Londynie. Przyjechałem na kilka dni, żeby odpocząć
-Koniec z pracoholizmem? – zachichotałam wesoło
-Staram się – wybuchł śmiechem – a Ty nie masz ochoty wybrać się do Anglii ?
-Dopiero co wróciłam z wakacjii. Co prawda byłam krócej, niż zakładałam, ale trochę odpoczęłam
-Zajrzyj w kalendarz i może uda Ci się wyrwać. Chętnie się z Tobą spotkam
-Och, ja też – uśmiechnęłam się – stęskniłam się za Tobą. To do kiedy zostajesz w Londynie?
-Na pewno do końca tygodnia, ale szczerze mówiąc ... – przerwał na chwilę - ... szczerze mówiąc chyba zostanę tu jeszcze na następny tydzień
-O! To by mi odpowiadało – odparłam zadowolona – wiesz ... mam już plany na weekend, ale potem nic jeszcze nie planowałam
-W takim razie przemyśl to, zdzwonimy się i coś ustalimy. Bardziej szczegółowo
-Jasne – usłyszałam w tle głos jego mamy, więc domyśliłam się, że to koniec rozmowy
-Muszę kończyć – westchnął – obowiązki syna wzywają
-Leć – zaśmiałam się – i pozdrów rodziców
-Oczywiście. Trzymaj się Emily
-Ty również, Theo – rozłączyłam się
Stałam i patrzyłam na swój telefon przez, który przed chwilą rozmawiałam z Theo. Wiele się zmieniło. Doceniam fakt, że mimo rozstania wciąż potrafimy ze sobą rozmawiać. To wiele dla mnie znaczy. Nawet się przyjaźnimy. Nie sądziłam, że może do tego dojść, w końcu mógłby być na mnie wściekły. Niecały rok. Niecały rok temu przyjechałam do Dortmundu. Wystarczyło tylko tyle, żeby moje życie znowu obróciło się o 180 stopni. Czy gdybyśmy się tu nie przeprowadzili to nadal bylibyśmy razem ? Sama nie wiem. W końcu to życie i wszystko może się zdarzyć. Chyba nie ma co gdybać. Czasu nie cofnę. W sumie mogłabym się z nim spotkać. Na co dzień mieszka w Seattle, ale teraz jest u rodziców w Londynie. A ja dawno nie piłam kawy ... w Londynie.

[Marco]
Rozmowy przy stole ucichły i wszyscy skupieni byli na Emily. Ja sam patrzyłem na nią zafascynowany. Myślałem, że szybko skończy rozmowę ze swoim byłym facetem i do nas wróci, ale ona stała nieruchomo i patrzyła na swój telefon. Byłem bardzo ciekawy o czym myśli. Może usłyszała od niego, że wciąż ją kocha i teraz nie wie co ma z tym zrobić. Nie. Ona jest moja. Im dłużej stała, tym ja gorzej się czułem. Nie mogę pozwolić, żeby była nieszczęśliwa. A najwidoczniej teraz, tutaj tak właśnie jest. Sam nie wierzyłem w jakim kierunku brnęły moje myśli, ale nic nie mogłem na to poradzić. Wstałem powoli i ruszyłem w jej stronę.
-Jak chcesz to jedź do niego
-Słucham ? - podniosła na mnie wzrok
-Powiedziałem ...
-Wiem co powiedziałeś - machnęła lekceważąco ręką - nie rozumiem tylko dlaczego
-Obserwuje Cię Emily i mam wrażenie, że nie chcesz tu być
-Bo rozmawiałam z Theo ? - prychnęła - dorośli ludzie dzwonią do siebie od czasu do czasu, Marco
-Od dłuższej chwili stoisz i patrzysz na swój telefon. O czym myślisz ? Dalej go kochasz ?
-Czy gdybym go kochała to przyszłabym tu z Tobą?!
-Nie wiem - wzruszyłem ramionami - bywasz nieprzewidywalna
Spojrzała na mnie zdumiona, a ja pożałowałem swoich słów. Zerknąłem kątem oka na swoją rodzine i przyjaciół. Wszyscy na nas patrzyli. Czy my jesteśmy kurwa jakimiś aktorami i właśnie trwa przedstawienie ?! Nie !
-Skoro bywam nieprzewidywalna to trzeba było mnie nie zapraszać
-Przepraszam Em, chodziło mi o to, że ...
-Jestem tu, bo kocham Ciebie, a nie Theo czy Matta czy kogokolwiek innego ! Tylko Ciebie ! Przyjechałam, bo uwielbiam Twoją rodzine ! Przyjechałam, bo miałam nadzieje, że coś się między nami zmieni ! Jak widzę, bardzo się myliłam. A szkoda. Powinieneś czasem pomysleć nad tym co mówisz, bo najwidoczniej tego nie robisz ! Dorośnij Marco, bo Twoja zazdrość jest śmieszna i szczeniacka jednocześnie ! Nawet nie wiem co do mnie czujesz! Nie masz prawa być zazdrosnym o kogokolwiek! - powiedziała prawie na jednym wdechu, a zaraz potem odwróciła się i wybiegła
Zaskoczyła mnie. Nie byłem w stanie ruszyć się z miejsca. Czy ona przed chwilą powiedziała, że mnie kocha ? Nareszcie ! Spojrzałem na miejsce, w którym przed chwilą stała. Chciałem się uśmiechnąć, ale nie potrafiłem. Uciekła.
-Na co czekasz Marco ?! - warknęła Melanie - biegnij za nią zanim znowu zniknie na trzy lata czy na Bóg wie ile !
Miała racje. Czym prędzej ruszyłem w stronę wyjścia. Wybiegłem z domu, rozejrzałem się, ale nigdzie jej nie widziałem. Cholera Emi, gdzie się podziałałaś ?! Wytężyłem wzrok i wtedy ją ujrzałem. Była już prawie na końcu ulicy. Nie zastanawiając się nad niczym ruszyłem w jej stronę. Biegłem coraz szybciej byleby ją tylko dogonić.
-Emily - złapałem ją za rękę
-Puść mnie Marco - próbowała się wyrwać
-Nie - powiedziałem stanowczo stając przed nią
-Czego ode mnie chcesz ?!
-Ciebie. Chce Ciebie
Podniosła na mnie wzrok i dopiero teraz zauważyłem drobne łzy, które bardzo powoli spływały po jej cudownej twarzy. O nie. Nie powinna przeze mnie płakać. Nienawidzę patrzeć na jej łzy.
-Nie płacz - kciukiem otarłem jedną z łez - proszę
-Mam dość tego Marco - westchnęła - mam tego dość
-O czym Ty mówisz ?
-Powrót tutaj był błędem. Nie powinno mnie tutaj być
-Emily co chcesz zrobić ? - spytałem przerażony
-Nie wiem – wzruszyła ramionami odsuwając się ode mnie
-Posłuchaj - złapałem ją z powrotem za ramiona i spojrzałem jej w oczy - kocham Cię. Jesteś najważniejszą kobietą w moim życiu. Chce przy Tobie zasypiać i się przy Tobie budzi. Chce wracać do domu i mieć Cie przy sobie. Chce Cię wreszcie poślubić, a potem chce mieć z Tobą gromadkę dzieci. Chce dawać Ci szczęście, kochać Cię, pocieszać, ochraniać. Chce być jedynym facetem w Twoim życiu. Chce, żebyś mnie kochała i, żebyś za kilka lat wiedziała, że było warto. Chce Ciebie Emily. W całości. Jesteś idealna, wyjątkowa i jedyna w swoim rodzaju. Jesteś jedyną kobietą na tej planecie, która mnie uszczęśliwia. Nie chce nikogo innego. Chce Ciebie. Na zawsze.
-Och Marco - zakryła usta dłonią wybuchając głośnym płaczem, a zaraz potem rzuciła mi się w ramiona - ja też Cię kocham. Najbardziej na świecie !
-Jesteś moja - szepnąłem jej do ucha - od zawsze ...
-... na zawsze - dokończyła
Odsunąłem ją od siebie, delikatnie wziąłem jej twarz w swoje dłonie, a potem ją pocałowałem. Czule, delikatnie i słodko. Tak jakby to był nasz pierwszy pocałunek. Pierwszy pocałunek nowego początku.