[Emily]
-Cholera – zaklęłam, widząc, która jest godzina10:27
-Marco, wstawaj – szturchnęłam go – zaspaliśmy
-Która godzina? – westchnął, otwierając oczy
-W pół do jedenastej – jęknęłam, wygrzebując się z łóżka
-Cholera – zaklął, dokładnie tak jak ja kilka minut wcześniej – zanim dotrę na trening, to on się już skończy
-Zanim się ogarnę i dojadę do pracy, będzie już pora lunchu – mruknęłam
-Możemy zrobić sobie dzisiaj wagary - wstał z łóżka i ruszył w moją stronę, żeby mnie przytulić
-Nie możemy – zaprzeczyłam szybko - dzwoń do trenera, że zaspałeś i będziesz najszybciej jak się da
-Dobrze, zadzwonię – pocałował mnie w ramię – leć pod prysznic
Kiwnęłam głową, zgarnęłam z garderoby czystą bieliznę i pobiegłam do łazienki, żeby się wykąpać. Po dziesięciu minutach, stałam już przed lustrem i suszyłam włosy. Jak na złość cale się puszyły, nie chciały układać, a na pewno nie wyglądały dobrze. Pewnie tak, czy siak je zwiążę.
-A co Ty tu jeszcze robisz? – spytałam zdziwiona, widząc wylegującego się na moim łóżku piłkarza
-Dzwoniłem do trenera – wzruszył ramionami
-I co?
-Powiedziałem, że jestem chory – uśmiechnął się – i mam zwolnienie lekarskie do końca tygodnia
-Jesteś niemożliwy – przewróciłam oczami – wydawało mi się, że zwolnienie lekarskie może dać Wam, tylko Wasz klubowy lekarz
-Są wyjątki – zaśmiał się
-No dobrze, a skąd wytrzaśniesz teraz zwolnienie lekarskie do końca tygodnia?
-Mam trochę znajomości – puścił mi oczko – zresztą to tylko dzisiaj i jutro. W niedzielę nie mamy treningu. A w poniedziałek pojawię się w ośrodku zdrowy i pełny energii
-Fantastycznie, zawieziesz mnie zaraz do pracy
-Daj spokój, kotku. Jest piątek, nie opłaca Ci się już jechać do pracy
-Marco, nie mogę chodzić i nie chodzić do pracy jak mi się podoba – skrzywiłam się
-Wykonam jeden telefon, odbierzemy nasze zwolnienia lekarskie. Zawieziesz moje na stadion, ja zawiozę Twoje do pracy i oboje będziemy zadowoleni
-Nie jesteśmy chorzy – zachichotałam
-Ale tylko my o tym wiemy – uśmiechnął się szeroko – zbieraj się, a ja idę na dół zadzwonić
-Zrób kawę – poprosiłam, zanim wyszedł z mojej sypialni
Usiadłam przy toaletce, zrobiłam makijaż, podkreślający oczy i zastanawiałam się, co zrobić z włosami. Mogłabym je związać, ale lubię jak są rozpuszczone. W końcu sięgnęłam po lokówkę. Drobne fale rozsypały się po moich ramionach, tworząc całkiem dobry efekt. Skoro już dałam się namówić na wagary od pracy, to postanowiłam ubrać się zwyczajnie. Założyłam jeansy, szary sweter z dekoltem w serek, białe, krótkie Conversy. Na lewym nadgarstku zapięłam cienki, czarny zegarek, a do dużej torby wrzuciłam najpotrzebniejsze rzeczy. Wzięłam jeszcze czarny kapelusik i byłam gotowa.
-W samą porę – usłyszałam, schodząc po schodach – zaraz kawa Ci wystygnie
-Oj tam – odłożyłam torbę i kapelusz na kanapę – co chcesz zjeść na śniadanie?
-Już zrobiłem śniadanie – zakomunikował
-Jesteś ideałem – uśmiechnęłam się
-Siadaj – kiwnął głową w stronę stołu
-Moja mama byłaby zachwycona, gdyby zobaczyła Cię gotującego w swojej kuchni
-W takim razie żałuję, że jej tu nie ma – postawił przede mną talerz z jajecznicą i awokado, a potem podał mi kubek z kawą
-Dziękuję
-Smacznego – pocałował mnie w dłoń – zdążysz się jeszcze spakować, przed wyjściem?
-Po co mam się pakować?
-Zobaczysz – mrugnął do mnie
Dokończyliśmy jeść śniadanie, posprzątałam po nim i wspólnie ze swoim facetem spakowałam sobie walizkę na weekend. Chociaż nie byłam pewna, gdzie się wybieramy. Kilka minut przed dwunastą, gotowi wyszliśmy z mojego rodzinnego domu. Naszym pierwszym przystankiem był oczywiście znajomy lekarz Marco, który wpisał nam zwolnienia lekarskie. Nie mogłam powstrzymać się od śmiechu, zresztą tak samo jak on, widząc naszą dwójkę. W wyśmienitych humorach i w pełni sił.
-Jak często to robisz? – spytałam
-Wcale – wzruszył ramionami – dawno temu mi się zdarzyło
-Jak dawno? – oparłam łokieć o jego fotel i wplotłam palce w jego włosy
-Chyba jakoś ze dwa lata temu – pogładził mnie dłonią po kolanie – najpierw na stadion, czy do Ciebie do pracy?
-Do mnie. Ze stadionu jest bliżej do Twojego mieszkania, a Ty musisz się spakować
-Racja – kiwnął głową – wiesz, co teraz będzie?
-Oświeć mnie – spojrzałam na niego wyczekująco
-Wszyscy w Twojej firmie dowiedzą się, że jestem Twoim facetem – odparł zadowolony
-Aż tak Cię to cieszy?
-Pewnie. Uwielbiam się chwalić, że jesteś moją kobietą – powiedział, a ja mimowolnie się uśmiechnęłam
-Tylko nie rób tego na łamach jakiegoś magazynu plotkarskiego – zażartowałam
-Za późno, już jestem umówiony na szczery wywiad dla Bild
-Dobrze wiedzieć – wybuchłam śmiechem
Ponad godzinę później zatrzymaliśmy się pod domem naszych przyjaciół. Spojrzałam zaskoczona na mojego ukochanego, a on posłał mi uśmiech i wzruszył ramionami. Po chwili z domu wyszła Ann, a zaraz za nią Mario, który ciągnął dwie małe walizki. Wtedy dotarło do mnie, że jedziemy we czwórkę. Ciekawe, czy Gotze będzie jechał jutro rano na trening. Jeśli tak, to współczuję.
-Hej! – zawołała entuzjastycznie modelka, siadając za mną
-Cześć – odwróciłam się, żeby cmoknąć ją w policzek – wiesz, gdzie jedziemy?
-Pewnie, że wie – odpowiedział za nią Marco – a Ty niedługo się dowiesz
-Mam deja vu – odparł Mario, wsiadając do auta – to już prawie rok, co?
-Szybko minęło – stwierdziłam – ale chyba nie jedziemy do Ga-Pa?
-Nie – roześmiała się Ann – ale powinniśmy skoczyć na weekend jak zacznie się zima
-Jeśli tylko uda nam się zgrać terminy, to na pewno się wybierzemy – uśmiechnął się blondyn – to co, jedziemy?
-Zdecydowanie – odwróciłam się z powrotem w stronę kierunku jazdy – potrzebujemy zatrzymać się na zakupy?
-Tak, ale zrobimy to na ostatnim odcinku drogi – położył dłoń na moim kolanie
-Słyszałem, że jesteście chorzy – zaśmiał się szatyn – jak się czujecie?
-Fatalnie – udałam, że kaszlę - uważaj, bo się zarazisz
-Lepiej nie. Trener by mnie zabił – poklepał swojego przyjaciela po ramieniu – wystarczy, że jeden dostarczył zwolnienie lekarskie
-Moja dziewczyna je dostarczyła – mruknął blondyn – zbyt źle się czułem, żeby pokazywać się na stadionie
-Dobrze, że tak szybko ozdrowieliście i możecie spędzić weekend ze swoimi wspaniałymi przyjaciółmi – wtrąciła pani Gotze
-Zapomniałaś dodać, jacy oni są skromni – zachichotałam
Rozmawialiśmy i żartowaliśmy przez większość czasu. Ja w końcu zorientowałam się, gdzie jedziemy. Nad jezioro, do domu Marco. A może to nasz dom? To poniekąd zawsze był nasz dom. W mieście, po bardziej turystycznej stronie jeziora zatrzymaliśmy się, aby zrobić zakupy. Nie trafiliśmy na wielu ludzi, dzięki czemu cała trójka moich najbliższych nie została rozpoznana, ani zaczepiona.
-Nie kupujmy za dużo, jesteśmy tu tylko do niedzieli
-Em ma rację, nie zamierzam tego zabierać do Dortmundu
-Wszystko zjemy – zapewnił nas Mario
-Będziemy gotować i oszczędzimy sobie zamawianie jedzenia
-Chyba chciałeś powiedzieć, że my będziemy gotowały, a Wy będziecie siedzieć na kanapie, oglądać mecze i pić piwo – dźgnęłam go palcem w brzuch
-Przejrzałaś mnie – pocałował mnie w czoło – ale jeśli chcesz, to chętnie zrobię dzisiejszą kolację
-Omówimy to w domu – pogładziłam go po policzku
-Dobra zakochańce, koniec czułości – Mario poklepał mnie po plecach, na co przewróciłam oczami – chyba mamy już wszystko. Możemy spadać do domku
-No to lecimy – uśmiechnęłam się – gdzie Ann?
-Poszła zająć kolejkę do kasy
Kiwnęłam głową, na znak zrozumienia, złapałam mojego faceta za dłoń i razem ruszyliśmy na poszukiwania naszej przyjaciółki. Modelka wypakowywała akurat zakupy na taśmę, a kasjerka sięgała po nie ze znudzoną miną.
-37 euro - oznajmiła w końcu
Zrzuciliśmy się po równo, zapakowaliśmy wszystko do papierowych toreb, które wzięli piłkarze i opuściliśmy market. Udało nam się upchać wszystko do bagażnika, po czym wsiedliśmy do auta. Tym razem usiadłam z tyłu, żeby poplotkować chwilę ze swoją przyjaciółką.
-Porozmawiamy później o wczoraj? – szepnęła
-Raczej nie – wzruszyłam ramionami – nie ma, o czym gadać
-Widać po Was, że już jest w porządku – pogładziła mnie po ramieniu – ale czy na pewno?
-Tak, na pewno – kiwnęłam głową – wszystko sobie wyjaśniliśmy i jest naprawdę dobrze
-Nie wiecie panienki, że w towarzystwie się nie szepcze – przerwał nam Mario
-Damy czasem muszą szeptać. Nawet w towarzystwie – bąknęła jego żona
-Już dobrze, skarbie – zaśmiał się, po czym zerknął na swojego przyjaciela – pamiętaj Marco, zawsze przytakuj swojej kobiecie
-Mario, pysiu – zaczęła blondynka – dajesz swojemu przyjacielowi wspaniałe rady. Dlaczego zawsze się do tego nie stosujesz? – zapytała podkreślając słowo „zawsze”
-Oczywiście, że się stosuje – prychnął – zawsze
-Na pewno mówicie cały czas o tym samym? – zażartował Marco – bo mam wrażenie, że to jakiś niezrozumiały dla mnie i Emi flirt. Czy „zawsze”, to jakieś Wasze tajne hasło?
-Jeśli opowiedzą na to pytanie, to już nie będzie tajne – zachichotałam – a ja już do końca życia będę kojarzyła to jedno słowo z nimi
-W takim razie nie odpowiadam – pani Gotze uniosła ręce w geście kapitulacji
-Kiedy będziemy mogli zobaczyć Wasze mieszkanko? - Mario mruknął do mnie w lusterku, ale ja słysząc o co pyta, jedynie jęknęłam
-To drażliwy temat - westchnął Reus
-Ale chyba się nie rozmyśliliście, co?
-Jasne, że nie - przewróciłam oczami - po prostu wszystko idzie nie tak jak trzeba
-Przeprowadzka przesunie się w czasie?
-Wszystko przesunie się w czasie! - ukryłam twarz w dłoniach - wybraliśmy super ekipę, która okazała się wcale nie być super
-Nie przesadzaj, skarbie - odparł czułe blondyn - wczoraj o tym rozmawialiśmy
-Pewnie, wiem. Co nie zmienia faktu, że chciałabym, żeby było tak jak zaplanowaliśmy
-Okej, ale skoro jedna ekipa nie daje rady, to czy nie możecie zatrudnić drugiej? - spytała ostrożnie Ann-Kathrin
-Dwie osobne ekipy nie chcą ze sobą pracować. Traktują się, tylko i wyłącznie jak konkurencja - mruknął Marco - już o tym myśleliśmy
-Macie mieszkanie wielkości dużego domu. Remont wcale nie jest prosty - odezwał się Mario - ale prędzej, czy później wszystko będzie zrobione
-Na razie zapowiada się, że raczej później, niż prędzej - bąknęłam
-Coś wspólnie wymyślimy. A teraz cieszmy się ciszą i spokojem - modelka klasnęła w dłonie, gdy mój mężczyzna otwierał bramę - cały weekend z dala od miejskiego zgiełku
-Jedziesz jutro rano na trening, Mario?
-Nie mam wyjścia - wzruszył ramionami - ale obiecuję Was nie obudzić o świcie
Wysiedliśmy z samochodu, wypakowaliśmy wszystkie walizki, które ulokowaliśmy w sypialniach. Marco schował auto do garażu, a nasza trójka rozpakowała zakupy. Była już pora obiadowa, ale nie mieliśmy pomysłu na posiłek.
-Może zrobimy zapiekankę? Trochę mięsa, warzyw, do piekarnika i gotowe - zaproponowała Ann
-Dobry pomysł - kiwnęłam głową - ja pokroję warzywa. Zajmujesz się mięsem?
-Oczywiście. Chłopaki, nakrycie do stołu i wybierzcie wino - zarządziła
Zajęliśmy się swoimi zadaniami, co jakiś czas śmiejąc się z żartów Mario, który jak zwykle nas nie zawodził. Prawdziwy mistrz dowcipu! Gdy skończyłam kroić warzywa do zapiekanki, przygotowałam sałatkę, a potem wyjęłam składniki potrzebne do fit ciasta by Ann, czyli z przepisu niezawodnej Ani Lewandowskiej.
-Powinniśmy zacząć od deseru, tak jak robią to Lewandowscy - kłóci się młodszy z piłkarzy
-Ale zaczniemy od zapiekanki - żona posłała mu groźne spojrzenie
-Zawsze przytakuj, Mario - zawołał Marco, obejmując mnie, na co wszyscy się roześmialiśmy
-I Ty Brutusie przeciwko mnie? - warknął żartobliwie szatyn - dobrze, zacznijmy od zapiekanki. Wygraliście
-Otworzę wino - szepnął mi do ucha blondyn - czerwone półsłodkie, może być? Wiem, że wolisz białe...
-Czerwone jest w porządku - uśmiechnęłam się, przerywając mu
Odsunął się ode mnie, aby swobodnie otworzyć butelkę, a ja usiadłam do stołu naprzeciwko Ann. Posłała mi swój promienny, szeroki uśmiech.
-Cieszę się, że jesteśmy tu wszyscy razem - oznajmiła w końcu - cieszę się, że wreszcie poszliście po rozum do głowy
-Zawsze można na Ciebie liczyć, Ann - zaśmiał się Marco, nalewając trunku do kieliszków
-Doskonale o tym wiem - puściła mu oczko - uwielbiasz moją szczerość
-Uwielbiam Cię całą - cmoknął ją w policzek
-Bo będę zazdrosna - odchrząknęłam
-Spokojnie skarbie. Twoja przyjaciółka woli nieco niższych mężczyzn
-Bardzo śmieszne - bąknął szatyn - różnica wzrostu wcale nie jest taka duża
-Żartuję brachu - odstawił butelkę na stół i przybili sobie piątki - siadaj i jedzmy
Blondyn zajął miejsce obok mnie, położył mi dłoń na kolanie i zabrał się za jedzenie.
-Kiedy lecisz do Londynu? - spytałam blondynkę
-We wtorek po południu - odpowiedziała, upijając trochę wina - zostaję kilka dni i lecę do LA
-A potem z LA do Dortmundu, czy jakieś jeszcze przystanki?
-Nie, wracam do domu - uśmiechnęła się - prawie dwa tygodnie, to wystarczająca rozłąka
-W kolejnym tygodniu rozpoczyna się Liga Mistrzów - dodał Mario - na szczęście Ann wraca, akurat na nasz pierwszy mecz
-Spotkamy się na stadionie, siostro - puściłam jej oczko
-Załatwimy Wam miejsca obok siebie - zapewnił Reus - będziecie mogły przeplotkować cały mecz
-No raczej - zachichotałam - przecież nie będziemy się skupiać na Waszej grze
-Em ma rację, idziemy się tylko najeść w loży vipowskiej - zaśmiała się moja przyjaciółka
-Kobiety piłkarzy - przewrócił oczami
Wybuchliśmy śmiechem. Dokończyliśmy jeść obiad, po którym ku wielkiej radości Mario podałam ciasto. Każde z nas zjadło po dwa kawałki i schowałam blachę do lodówki. Zostanie na resztę weekendu. Albo chociaż … na resztę dnia. Chłopaki poszli wyciągnąć łódkę, żebyśmy mogli popływać po jeziorze, a my w tym czasie posprzątałyśmy. Wzięłam bluzę Marco, gdyby zrobiło się chłodniej.
-Pozamykasz wszystko? - spytała blondynka, stojąc przy drzwiach tarasowych
-Tak, pewnie - machnęłam ręką - leć do chłopaków, a ja pójdę jeszcze do łazienki, wszystko tu ogarnę i zaraz do Was dołączę
Kilkanaście minut później stałam na pomoście, czekając aż mój mężczyzna pomoże mi wsiąść do drewnianej łódki. Gdy wreszcie to zrobił, wtuliłam się w niego, zmuszając naszego przyjaciela, żeby przez chwilę wiosłował. Wypłynęliśmy naprawdę daleko, zrobiliśmy przerwę i korzystaliśmy z błogiej chwili. Tylko nasza czwórka. Dwie zakochane pary. Moi najbliżsi przyjaciele. I mój Jedyny.